Rozdział 32
Od "akcji broń" minęły raptem dwa dni.
Okazało się, że Tadeusz miał rację, a przeczucie go nie myliło.
Będą konsekwencje, a właściwie już są.
Dzień wcześniej..
Było jakoś południe. Siedziałam razem z Tadeuszem w domu. Wczoraj wieczorem odbyła się nasza akcja. Wszyscy nadal byliśmy niezmiernie dumni z tego, jak ta akcja przebiegła. Przecież ona była bezbłędna!
Uradowana rozłożyłam się na kanapie i złapałam do ręki gazetę.
Jednak czy wszyscy byli takiego zdania?
Otóż nie. Taduesz cały dzień chodził jak na szpilkach. Ale czemu? Przecież akacja była udana. Nikt nie ucierpiał, zrobili wszystko tak, jak należy. Akcja zakończyła się powodzeniem. Wykazał się jako dowódca. Pokazał, że może samodzielnie przeprowadzić udaną akcje.
Więc w czym problem?
- Anastazja! - zawołał wchodząc do salonu.
- Co się stało? - zapytałam odkładając gazetę. - Pali się?
- Ja już tak nie mogę! - zawołał.
Chłopak zaczął krążyć w jedną i w drugą stronę.
- Postanowiłeś się pogodzić z Anielą? - zapytałam z nutką nadzieji w głosie.
Wiedziałam, że jest to bardziej niż nieprawdopodobne, ale nadzieja umiera ostatnia, czyż nie?
Tadeusz tylko zgromił mnie złowrogim wzrokiem i nie odpowiedział.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi czy każesz mi się domyślać? - zapytałam już lekko poddenerwowana.
- Ja czuję się nie sprawiedliwie względem Orszy.. - oznajmił. - Ja jestem dowódcą, powinien dawać wam przykład. Nie mogę oszukiwać kogoś, kto dał nam możliwości do tego wszystkiego..
Westchęłam lekko i zmarszczyłam czoło. Mogłam się spodziewać, że tak to się skończy. Idealny dowódca, nie da się tego zaprzeczyć.
- Czyli, że co? - zapytałam. - Chcesz mu powiedzieć?
- Ja muszę Anka. - westchnął. - Może w ten sposób też mu zaimponujemy? Nie mogę ukrywać tak poważnej akcji, kiedy praktycznie dopiero co zaczęliśmy wykonywać jakiekolwiek akcje!
- Rozumem.. - mruknęłam.
Nie mogę powiedzieć, że byłam zadowolona. Nie byłam! Teraz już pewne było to, że będą jakieś konsekwencje naszej samowolki!
Ale wiem co mogę powiedzieć.
Byłam dumna z Tadeusza. Pokazał, że jest naprawdę dobrym człowiekiem. Chcę się przyznać, nawet jeżeli wie, że nie wyjdzie to mu na dobre.
- Kiedy mu powiesz? - zapytałam.
- Teraz, jak najszybciej. Nie mogę czekać, bo nie wytrzymam. - oznajmił.
- No to się nacieszyłam wolnością. - zaśmiałam się.
- Nie jesteś o to zła? Reszta nie będzie? - zapytał zmartwiony.
- Nie jestem zła. Taka twoja natura. - zaśmiałam się. - Reszta też zrozumie. A nawet jeśli nie zrozumie, to ja im pomogę zrozumieć. - uśmiechnęłam się chytrze.
- Dziękuje. - pocałował mnie w czoło.
- Nie ma za co. - przewróciłam oczami. - Idź już. Uważaj na siebie.
- Zaraz przyjdę. - uśmiechnął się i wyszedł z mieszkania.
I w ten oto sposób Orsza dowiedział się o wszystkim.
Wstałam dość szybko. Zerwałam się od razu na równe nogi i podeszłam szybko do szafy. Otworzyłam ją, wzięłam walizkę i zaczęłam lustrować każdy materiał w szafie.
Orsza zawiesił nas na cały tydzień. Z wyjątkiem Heńka. No umówmy się, jego się nie da zawiesić. Gdyby go zawieszono, żadna akcja by się nie odbyła, a przynajmniej nie tak sprawnie, jak obecnie.
Natomiast dla nas los już nie był tak łaskawy.
CAŁY TYDZIEŃ ZAWIESZENIA!
Nie możemy uczestniczyć w ani jednej akcji przeprowadzonej w tym tygodniu. Orsza powiedział, że i tak nam się upiekło, bo powinien nas zawiści na o wiele dłużej! Powiedział, że jest z nas całkiem dumny, że wymyśliliśmy, a tym bardziej przeprowadziliśmy taką akcję. Zagwarantował, że broń zostanie kiedyś użyta, ale na razie nie wiadomo, kiedy..
Natomiast my mieliśmy dość ambitne plany na ten tydzień. Skoro nie możemy nic robić dla Polski, to spożytkujmy ten czas w inny sposób. Tak oto zrodził się pomysł na wyjazd. Całą piątką postanowiliśmy, że pojedziemy do naszej rodziny na wieś - do Brwinowa. To mała miejscowość jakieś 30 kilometrów od Warszawy. Wiecie, zawsze coś! Odpoczniemy trochę od tego Warszawskiego szaleństwa.
Kto wie może tam wojna wygląda inaczej?
Mam wrażenie że na wsi wojna jest trochę bardziej łagodna. Że nie jest taka żądna krwi i ofiar, jak w dużym mieście, a zwłaszcza w Warszawie.
Wzięłam kilka sukienek, koszul i spódnic i rzuciłam do walizki. Nieznany mi jest rodzaj transportu jakim się udamy do Brwinowa. Te sprawy zaplanował Maciek wraz z Jankiem i Tadeuszem rzecz jasna.
A co do Maćka.
Postawnowił, że on nie ma zamiaru siedzieć samemu, kiedy my, jak to uważa "będziemy mieć swoje drugie połówki obok". Więc w ten sposób jedzie z nami też Basia.
Jestem bardzo podekscytowana tym wszystkim! W końcu tak dawno nie byłam u cioci! Ciocia Janina to siostra mamy. Mieszka w Brwinowie już od bardzo dawna razem ze swoim mężem Ignacym. Razem z nimi mieszka Florian, ich syn, a tym samym mój kuzyn. Florian ma obecnie 20 lat. Nie potrafię określić, czy wciąż mieszka z wujostwem, naprawdę dawno ich nie widziałam, a tym bardziej nie pamiętam, kiedy ich ostatnio odwiedziłam!
- Anastazja, śniadanie! - zawołała mama.
Wzięłam szybko jedną z sukienek i wyszłam z pokoju. Weszłam szybko do łazienki, odświeżyłam się, ubrałam i uczesałam warkocza.
Sukienka miała krótki rękawek, była w błękitnym kolorem. Miałam wrażenie, że jakoś idealnie wpasowuje się w wiejskie klimaty.
Wyszłam z łazienki i pokierowałam się do pomieszczenia, w którym był Tadeusz i mama.
- Smacznego. - uśmiechnęła się podając mi talerz z jajecznicą.
- Dziękuje. - powiedziałam odbierając talerz.
- Spakowałaś się już? - zapytał Tadek.
- Tak, przed chwilą. A ty?
- Już wczoraj. - zaśmiał się. - Wzięłaś wszystko co potrzebne?
- Tak sądzę. - zaśmiałam się.
- Oj, ale się za wami stęsknie przez ten tydzień! - zaśmiała się mama.
- Co ty bredzisz! - zaśmiałam się. - Ty sobie jeszcze odpoczniesz!
- Oj tam, oj tam. - pokreciła głową. - Uwierzcie, że się bez was wynudzę.
- Wytrzymasz. - powiedział Tadek.
- O której wyjeżdżacie? - zapytała.
Spojrzałam na Tadeusza, bo sama byłam ciekawa odpowiedzi. Chłopcy nie zdradzili nam nic więcej, niż datę wyjazdu.
- O dwunastej. - oznajmił.
- Co?! - zawołałam. - To za dwie godziny!
- Przecież powiedziałaś, że jesteś spakowana. - zaśmiał się.
- Jestem! Ale muszę się jeszcze naszykować, sprawdzić czy wszystko wzięłam i tym podobne!
- Nie przesadzaj. - przewrócił oczami. - Przecież jesteś ubrana. Anka jedziemy na wieś nie do Anglii.
- Ale..
- Oj córciu, przecież jedziesz do rodziny nie do obcych ludzi. - zaśmiała się mama.
- No ale..
- Nie ma "ale". - mruknął Tadek. - Zaraz przychodzi reszta i będziemy się powoli zbierać.
- Już? - zapytałam zdziwiona.
- Tak, już. - oznajmił wychodząc z kuchni.
- Poczekajcie. - powiedziała mama i wyszła razem ze mną z kuchni.
Tadeusz cofnął się i podszedł do nas.
Mama mocno nas objęła.
- Uważajcie na siebie. Pozdrówcie Janine i resztę. - powiedziała puszczając nas.
- Nie martw się mamo. - uśmiechnęłam się.
- Nie mogę się nie martwić dziecko.
- Minie zanim się obejrzysz. - zaśmiał się Tadeusz. - Za chwilę będziemy z powrotem.
- Ja muszę już iść do piekarni. - oznajmiła. - Weźcie sobie klucz, jak będziecie wychodzić zamknijcie dokładnie drzwi. Ja mam swój w torebce. Zawsze jakbyście wrócili, a mnie by jeszcze nie było, to sobie wejdziecie.
- Dobrze mamo. - powiedziałam.
Rodzicielka podeszła do drzwi, wzięła torbę z kredensu i już miała wychodzić.
- Ty też uważaj na siebie. - powiedział Tadek zanim wyszła.
- Dobrze synku. - zaśmiała się. - Szczęśliwej drogi.
- Dziękujemy. - odpowiedziałam, a ona wyszła z mieszkania.
Wpatrywałam się w zamknięte drzwi, a Tadeusz stał za mną.
- Tadek.. - zaczęłam.
- Co jest?
- Boje się o nią.. - powiedziałam odwracając się do niego przodem. - Boje się, że jak wrócimy to jej już nie będzie.. Że w trakcie naszego wyjazdu coś jej się stanie..
- Anka co ty gadasz! - zawołał oburzony.
Podszedł do mnie i objął mocno.
- Nic jej nie będzie. Nie możesz myśleć o takich rzeczach, Anastazja.
- A ty się nie boisz? - zapytałam podnosząc lekko głowę do góry.
- Jasne, że się boje.. Ale nie możemy pozwolić, żeby strach z nami wygrał.
Nic nie odpowiedziałam po prostu wtulilam się w niego.
- Idź sprawdzić czy wszystko spakowałaś. - powiedział puszczając mnie.
Tak też zrobiłam. Poszłam do swojego pokoju i usiadłam na podłodze na wprost otwartej walizki, na której były rozrzucone ubrania. Zaczęła je składać w miarę równą kostkę i układać w walizce. Na koniec spakowałam jeszcze apteczkę i moja kurtkę.
- Gotowa? - zapytał Tadek wchodząc do pokoju.
- Chyba tak.. - powiedziałam wstając.
Złapałam się ręką za głowę i rozejrzałam po pokoju. Czy wzięłam wszystko? To pewnie okaże się, jak zawsze na miejscu.
- To wychodź. Reszta zaraz przyjdzie.
- Skąd wiesz? - zapytałam.
- Bo Maciek przed chwilą dzwonił. - oznajmił.
- Ale po co tak szybko? Przecież wyjeżdżamy o dwunastej.. - powiedziałam zdziwiona tym wszystkim.
- Bo tak. - mruknął. - Mam nadzieję, że Aniela przyjdzie na czas, nie będziemy na nią czekać.
- Przyjdzie na czas. Zapewniam cię. - powiedziałam stanowczo.
Tadeusz nie chciał, żeby Aniela jechała z nami. Ale ja to zaproponowałam, a właściwie to zażądałam. Dlatego blondynka jedzie z nami i koniec, kropka.
Może zmiana otoczenia trochę im pomoże? Może się wreszcie pogodzą?
Wyszłam z pokoju z walizką, a w salonie stała już cała piątka.
- Dzień dobry. - zaśmiałam się.
- Cześć! - zawołali uradowani.
- Co tak szybko? Mamy jeszcze półtorej godziny.. - mruknęłam uśmiechając się.
- Wyganiasz nas? - zaśmiał się Maciek.
- Dajcie sobie spokój. - zakpił Tadeusz. - Macie wszystko? - zapytał spoglądając na resztę.
- Raczej tak. - uśmiechnęła się Basia.
Maciek obejmował ją ramieniem, a w drugiej ręce trzymał swoją walizkę, natomiast ona w swoich dłoniach trzymała swoją walizkę. Janek stał obok Anieli. Z tego co zauważyłam oboje postawili swoje walizki przy wejściu.
- Wasza mama już wyszla? - zapytał Janek.
- Tak, niedawno. - odpowiedziałam.
- Chyba możemy się zbierać. - oznajmił Maciek patrząc na zegarek.
- Powiecie nam wreszcie czym jedziemy? - zapytała Aniela.
- Dowiecie się na miejscu. - zaśmiał się Janek.
- A czemu wychodzimy tak wcześnie? - zapytałam zdziwiona.
- Musimy dojść do naszego transportu. - zaśmiał się Tadeusz.
Przewróciłam zrezygnowana oczami, a reszta się zaśmiała.
- No to w drogę! - zawołałam ruszając żwawym krokiem.
Wyszliśmy wszyscy z mieszkania, a Tadek zamknął je dokładnie na klucz.
Kilka minut później byliśmy już przed kamienicą. Szliśmy powoli gawędząc. Można się domyśleć, że nie szliśmy w naszym ulubionym szyku. Tadeusz wraz z Maćkiem i Basią szli na przodzie, a ja, Janek i Aniela na końcu.
- Daj to. - zaśmiał się chłopak obok mnie.
- Co? Czemu? - zapytałam.
- Założę się, że włożyłaś tam serki ubrań. - zaśmiał się. - Będzie ci lżej iść.
- Czy ty chcesz mi coś zakomunikować? - zapytałam unosząc brew.
- To, że jesteś uparta. - zakpił. - Chce nieść twoją walizkę i w ten sposób pokazać, jaki jestem wielkoduszny i pomocny.
- Nie przekonujesz mnie. - zakpiłam.
- Czyżby? - zaśmiał się.
Schylił się i dał mi szybkiego buziaka w policzek. Wytrzeszczyłam lekko oczy ze zdumienia, a na mojej twarzy pojawił się rumieniec.
- I jak? - zaśmiał się.
- Bierz to. - burknęłam podając mu walizkę.
- Z przyjemnością pomogę panience nieść walizkę. - zaśmiał się.
- Siedź cicho. - mruknęłam.
- Moją też weźmiesz? - zaśmiała się głośno Aniela.
- A co będę z tego miał? - zapytał rozbawiony.
- Będę cię uważać za dobrodusznego i pomocnego człowieka. - zakpiła blondynka.
- To mnie nie przekonuje. - wzruszył ramionami. - Masz jakąś inną propozycję?
- Wyrobić ci klucz do pokoju Anastazji? - zaśmiała się.
- Pewnie! Masz więcej tych walizek czy tylko jedną?
- Aniela! - zawołałam oburzona.
- Przecież żartuje. - odpowiedziała. - Na kiedy ten klucz? - wyszeptała.
- Ja to słyszę! - krzyknęłam jeszcze bardziej zła. - Koniec! Oddawaj tę walizkę!
Wyrwałam Jankowi z ręki moją walizkę i wkurzona poszłam na przód do reszty.
- Anka no! - zawołał.
Oboje z tyłu pękali ze śmiechu.
- Daleko jeszcze? - burknęłam wpychając się między Maćka, a Tadeusza.
- Coś ty taka w gorącej wodzie kąpana? - zaśmiał się Maciek.
- Już niedaleko. - oznajmił Tadeusz również się lekko śmiejąc.
Resztę drogi rozmawiałam z Basią. Janek zaczepiał mnie z tyłu, to szturchając ręką, to podkładając nogę, to robiąc mi kuksańca w żebra. W końcu moja złość ulotniła się sama i nawet zaczęłam się już śmiać z tego wszystkiego.
Po kilku minutach doszliśmy pod las.
- Mamy jakąś tajną zbiórkę czy coś? - zakpiłam, kiedy stanęliśmy przed lasem.
- Nie tym razem. - zaśmiał się Janek.
- Tam jest nasz transport. - oznajmił Taduesz uśmiechając się.
Weszliśmy trochę dalej, a naszym oczom ukazała się średnich rozmiarów ciężarówka.
- Mamy tym jechać? - zapytała Basia.
- Tak kochanie. - uśmiechnął się Maciek. - Będzie fajnie! - zawołał uradowany.
- I przede wszystkim bezpiecznie. - dodał Tadeusz. - Na pewno bezpieczniej niż pociągiem.
- I prawdopodobnie też szybciej niż pociągiem. - dodał Janek.
- Już jedziemy? - zapytał kierowca wyłaniając głowę przez okno.
- Tak! - zawołał Tadek. - Zapakujemy to wszystko i możemy ruszać. - oznajmił.
- Damy panu znać! - zawołał Maciek.
- Będziemy jechać przez las? - zapytała blondynka.
- Tak. - odparł Maciek. - Wsiadajcie. - kiwnął na tył samochodu.
Poszlismy za tył samochodu. Chłopcy otwarli klapę i włożyli tam walizki.
- Wskakuj. - powiedział Maciek i pomógł Basi wejść na samochód.
- Wsiadajcie. - powiedział Janek i pomógł mi oraz Anieli wejść.
Dawidowski i Bytnar weszli razem z nami, a Tadeusz poszedł na chwilę do kierowcy. Usiedliśmy sobie trochę śmiesznie, bo każdy osobno. Maciek siedział z Basią po jednej stronie, ja z Jankiem po drugiej, a Aniela sama z boku.
- Możemy ruszać! - zawołał Taduesz.
Po chwili wskoczył do nas, a kierowca odpalił silnik.
- To ja idę koło Janka. - oznajmił mój brat.
Usiadł siebie obok Bytnara. Doskonale wiedział co robi. W ten sposób właśnie sprawił, że ja, jak i Janek nie będziemy się do siebie prawie odzywać, bo on tu jest.
Kiwnąłam głową na Anielę. Ta rozumiejąc mój gest usiadła obok mnie. Skoro już mam prawie nie rozmawiać z Jankiem, to chociaż będę rozmawiać z Anielą.
Maciek i Basia spojrzeli po sobie, po czym zaśmiał się cicho.
- No zróbcież nam miejsce! - zawołał Maciek.
Usiadł sobie pomiędzy Jankiem, a Tadeuszem i objął ich obu ramionami. Basia usiadła natomiast obok Anieli.
- Pomożemy wam. - zaśmiała się do mnie cicho.
- Dziękuje. - zaśmiałam się.
- Nie mi dziękuj tylko Maćkowi. - zachichotała.
- To co? Pogadajmy sobie trochę zanim Janek zabierze nam cię na całą podróż. - powiedziała Aniela.
Przewróciłam oczami, a Basia zaśmiała się lekko.
W ten oto sposób my zaczęliśmy rozmawiać o bzdetach, a chłopcy obok o innych bzdetach.
Po jakiejś godzinie rozmowy z dziewczynami zachciało mi się spać. Oparłam sobie głowę o ramię Anieli.
- Anka, nie tu! - zaśmiała się.
- Co? - zapytałam zdziwiona odrywając głowę od jej ramienia.
Basia wskazała na Janka, a Aniela przewróciła oczami. Zmarszczyłam lekko czoło i zaśmiałam się.
- Jesteście niemożliwe. - powiedziałam.
- A ty nie potrafisz sobie poradzić sama. - odpowiedziała Aniela.
Westchenęłam ciężko. Co mi szkodzi?
Odwróciłam się do chłopaka obok mnie.
- Janek, mogę? - zapytałam ziewając i wskazując na ramię.
- Jasne. - uśmiechnął się. - Obudzę cię, jak będziemy na miejscu.
Położyłam swoją głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy.
- Dziękuje. - powiedziałam.
- Nie ma za co. - zaśmiał się. - Wiem, że jestem wygodny.
- To się okaże. - mruknęłam. - Jak coś to złoże reklamacje.
- Nie zrobiłabyś tego. - uśmiechnął się szerzej.
Nie odezwałam się więcej i próbowałam zasnąć.
Natomiast dziewczyny nie próżnowały. Aniela złapała rękę Janka, na co chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Ta przyłożyła palec do ust nakazując mu tym samym, żeby był cicho. Ponownie kontynuowała swoje małe dzieło. Złapała rękę Janka i owinęła ją wokół talii brunetki.
- Wszytko trzeba robić za was. - mruknęła przewracając oczami.
- Wiesz, ja nie chciałem stracić ręki. - zaśmiał się Janek.
- Wiecie, że ja nie śpię, prawda? - zapytałam nie otwierając oczu.
Poczułam, jak Janek podnosi rękę chcąc ją zabrać.
- Zostaw. - mruknęłam. - Wygodnie mi.
Dziewczyny zaśmiały się, a Janek uśmiechnął szeroko. Po chwili oparł swoją głowę o moją, a ja w spokoju zasnęłam.
***
- Wstawaj.
- Jeszcze trochę. - mruknęłam.
- Wstawaj, jesteśmy już. - zaśmiał się.
Burknęłam jakieś niezrozumiałe słowa i otwarłam oczy. Przeciągnęłam się i uświadomiłam siebie, że obok jest Janek.
- Co? - zapytałam poprawiając się.
- Nic nie mówię. - zaśmiał się.
- Nareszcie wstałaś! - zawołał Tadeusz ściągając jedną z walizek.
Janek pierwszy zszedł z ciężarówki, a następnie pomógł zejść mi.
- Idź się przywitaj. - kiwnął głową na małą drewnianą chatkę.
- A walizki..?
- Wezmę, idź.
- A wy już byliście? - zapytałam zdezorientowana.
- Nie, zaraz przyjdziemy. - oznajmił.
Wzruszyłam lekko ramionami i poszłam. Weszłam przez otwartą furtkę i tym samym znalazłam się na podwórku.
Zapukałam do drzwi małej chatki.
- O już jesteście! - zawołał chłopak. - Nawet nie było słychać jak przyjechaliście.
- Cześć Florek! - zawołałam i objęłam mocno chłopaka.
Lekko kręcone kasztanowe włosy były takie same, jak kilkanaście lat temu, a brązowe oczy nadal radosne.
- Cześć Anka. - zaśmiał się odwzajemniając gest.
- Florek przyjachali już? - zapytała dziewczyna wychodząc z domu. - O! Dzień dobry! - uśmiechnęła się widząc mnie.
- Emm dzień dobry. - uśmiechnęłam się i podałam dziewczynie dłoń, którą uścisnęła.
Miała ona na głowie związana chustkę w kwiaty, a blond włosy zaplecione w grubego warkocza. Na białej koszuli odznaczały się czerwone korale, a średniej długości brązowa spódniczka pasowała do równie brązowych butów.
- To Kasia. - uśmiechnął się Florek obejmując ramieniem dziewczynę. - To moja narzeczona. - uśmiechnął się szeroko, a dziewczyna się lekko zarumieniła. - A to moja kuzynka Anastazja.
- Miło mi. - uśmiechnęła się.
- Mi też. - również się uśmiechnęłam.
Nagle zerwał się dość silny wiatr. W końcu był kwiecień, pogoda lubiła dać się we znaki. Zimny powiew sprawił, że założyłam ręce na piersi, aby zrobiło mi się trochę cieplej.
W tej samej chwili poczułam coś na plecach. Odwróciłam się, a za mną stał Janek
- Zamarzniesz. Ubrałaś się, jakby było lato. - powiedział.
Uświadomiłam sobie, że na ramionach miałam jego kurtkę.
- Chcesz złapać zapalenie płuc na wyjeździe? - zapytał.
- A tobię nie będzie.. - zaczęłam.
- O mnie się nie martw.
- Ale na pewno? - zapytałam.
- Tak, Anka. - zaśmiał się i ruszył ponownie w stronę samochodu.
- Poczekaj! - zawołałam, a on się cofnął.
- Co jest? - zapytał.
Stanęłam na palcach i dałam mu buziaka w policzek.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się. - Możesz już iść. - popędziłam go ruchem ręki.
- Chyba częściej powinno być ci zimno. - zaśmiał się.
- A tobie częściej gorąco. - zakpiłam.
Miał coś już dodać, ale zawołał go Maciej, więc poszedł.
Odwróciłam się ponownie do Florka i Kasi.
- To twój narzeczony? - zapytał.
- Co?! - zawołałam zdumiona. - Nie!
Chłopak i dziewczyna zaśmiali się z mojej reakcji.
- Cioci i wujka nie ma? - zapytałam próbując zmienić temat.
- Musieliście się minąć. - odezwała się Kasia. - Wyjechali trochę przed wami.
- Dokąd? - zapytałam.
- Pojechali na jakiś jarmark, sprzedać cokolwiek. - oznajmił Florian. - Wrócą za dwa dni.
- No trudno. - powiedziałam lekko posmutniała.
- Dobra wzięliśmy wszystko! - zawołał Taduesz do kierowcy. - Szerokiej drogi!
Nasz transport odjechał, a wszyscy przyszli do nas.
- Mogę już kurtkę? Wyszło już słońce. - zaśmiał się Janek.
- Chyba ci jej nie oddam. - zaśmiałam się. - Podoba mi się. Ładnie w niej wyglądam? - obróciłam się wokół własnej osi.
- Idealnie. - uśmiechnął się. - Jak chcesz dam ci resztę moich ubrań. - zaśmiał się.
- A z miłą chęcią! - odparłam.
- Janek ona ma już za dużo ubrań! - zawołała Aniela. - Poza tym, w czym ty chciałbyś chodzić, gdyby ona ubierała twoje ubrania? - zakpiła.
- Jak to w czym? - zaśmiał się Maciek. - W niczym by nie chodził!
- Żebyś ty zaraz nie musiał chodzić w niczym. - odgryzł się Janek.
- Dobra ferajna! Ładnie się przywitać i pozanosić to do pokoi. - powiedział Tadeusz.
Wszyscy pokolei przywitali się z Florkiem, jak i Katarzyną. Następnie każdy zagrał swoje walizki i zaniósł do domu.
Ta z pozoru mała chatka, była naprawdę przestronna. Kuchnia z dużym stołem i piecem, mała łazienka oraz trzy pokoje. Jeden był sypialnią cioci i wujka, drugi Florka i Kasi, a trzeci gościnnym. To właśnie w nim nasza cała szóstka ma spać przez cały tydzień.
- Nie jesteście może głodni? - zapytała Kasia uśmiechając się.
Wszystkie oczy momentalnie skierowały się na Dawidowskiego.
- No co? - zapytał zdziwiony.
- Maciek wszyscy wiemy, że jesteś głodny. Burczało ci w brzuchu przez całą drogę! - zaśmiała się Basia.
- No to czemu nie mówisz? - zapytał Florek.
- To tak nieładnie przyjeżdżać w goście i od razu jeść. - zaśmiał się i podrapał po karku.
- Ależ skąd! - zawołała oburzona Katarzyna. - Chodź, przed chwilą skończyłam lepić pierogi.
- Pierogi? - zapytał, a na jego twarzy pojawił się figlarny uśmiech.
- No idź już. - zaśmiała się Basia.
Chłopak poszedł za dziewczyną, a my się zaśmialiśmy.
- To my też chodźmy. - powiedziała Basia.
Aniela kiwnęła z uśmiechem głową i razem z Tadkiem ruszyli za pierwszą dwójką.
- A wy nie idziecie? - zapytał Florek patrząc na nas z uniesioną brwią i uśmiechem na twarzy.
- Ja nie jestem głodna. - oznajmiłam.
- A ja dotrzymam panience towarzystwa, żeby się nie zgubiła. - uśmiechnął się szeroko Janek.
Spojrzałam na niego z wymalowanym znakiem zapytania na twarzy. Co on wyprawia?
- Rozumiem. - zaśmiał się Florian. - Tylko nie odchodzicie za daleko. - powiedział i wszedł do domu.
- Nie zgubiła? - zaśmiałam się. - Przecież nie jestem tu pierwszy raz w porównaniu do ciebie.
- Nie marudź. - zaśmiał się. - Nie miałem okazji rozmawiać z tobą w drodzę, to teraz to zrobię. - wzruszył ramionami.
- Trzeba było mi nie dać spać, skoro chciałeś rozmawiać.
Odeszliśmy trochę za dom. Usiedliśmy siebie na drewnianej huśtawce w ogródku.
- Nie miałem serca cię budzić. - zaśmiał się.
- To dobrze, bo wyspałam się jak nigdy. - zaśmiałam się.
- Widzisz jaki jestem przydatny? Jak ty sobie wcześniej beze mnie radziłaś?
- Nie mam pojęcia. - pokręciłam kpiąco głową.
Huśtaliśmy się delikatnie. Przyjemnej aury dodawał delikatny, tym razem ciepły wietrzyk i ptaki wokół.
*Pov.Tadeusz*
Usiedliśmy do stołu, a Kasia zaczęła nakładać wszystkim pierogi. Po chwili do kuchni wszedł też Florek i zajął miejsce przy stole. Kiedy każdy z nas dostał swoją porcję, zaczęliśmy jeść.
- Gdzie Anastazja? - zapytałem patrząc na Floriana.
- Powiedziała, że nie jest głodna. - oznajmił.
Wszyscy spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się pod nosem.
- I tym samym Janek też nie jest głodny? - zapytałem poddenerwowany.
Wstałem od stołu, odsunąłem krzesło i już miałem wyjść z kuchni.
- Tadeusz zostaw ich. - powiedział Florek. - Są młodzi, daj im spokój. - zaśmiał się lekko razem z Kasią, która siedziała obok niego.
- Ostatni raz idę na ugodę. - powiedziałem stanowczo i ponownie usiadłem przy stole.
To nie tak, że Tadeusz nagle zaczął nienawidzić tego, jak Anastazja z Jankiem spędzają ze sobą czas, czy choćby rozmawiają. Przecież przez jakiś czas mu to nawet nie przeszkadzało, czyż nie? Przez pewnien czas nie zwracał na to większej uwagi, chociaż nadal gdzieś z tyłu głowy wiedział, że to nie ta partia dla Anki. Jednak czemu nagle teraz, od pewnego czasu tak mu to przeszkadza?
Po kłótni z Anielą wszystko zaczęło mu przeszkadzać. Chodził nabuzowany emocjami i wyładowywał je najczęściej właśnie na tej zakochanej dwójce. Bo przecież skoro kiedyś mu to przeszkadzało, to teraz przeszkadza mu sto razy bardziej. Nie był sobą od tej cholernej kłótni. I wiedział to on, jak i całe otoczenie.
Miłość potrafi zmienić człowieka.. A jeszcze bardziej ta niedoceniona, zmieszana z błotem, wyśmiana..
*Pov.Anastazja*
Oparłam swoją głowę na jego ramieniu, a on objął mnie lekko.
- Ładnie tu. - powiedział.
- I tak spokojnie. - dodałam. - Całkiem inaczej niż w Warszawie.
- Ej, papużki nierozłączki. - zaśmiała się Aniela podchodząc do nas.
Podniosłam swoją głowę z ramienia chłopaka.
- Ale mieliście szczęście! - zawołała, tym samym siadając obok mnie na huśtawce.
- Co masz na myśli? - zaśmiał się lekko Janek.
- Tadeusz miał tu po was przyjść, ale Florek go zatrzymał i jakoś odpuścił. - oznajmiła.
Spojrzeliśmy z Jankiem na siebie i zaśmialiśmy się lekko.
- Co robią? - zapytałam.
- Nic, siedzą i rozmawiają. - powiedziała patrząc przed siebie.
- Kiedy się pogodzicie? - zapytał Janek.
Spojrzałam na niego.
- Janek, nie powinieneś.. - zaczęłam.
- Przecież nic złego nie powiedział. - odparła Aniela przewracając lekko oczami. - Nie mam pojęcia.. - westchenęła.
- Musicie porozmawiać. Sami, na spokojnie. - powiedział Bytnar. - To źle wpływa na was, jak i na nas. Nie zachowujcie się jak dzieci.
- Wy też zachowywaliście się jak dzieci i trzeba było wam pomagać. - zaśmiała się lekko Aniela.
- No to wam pomożemy. - powiedziałam. - Powiedz tylko jak!
- Anka cieszę się, że chcesz pomóc, ale nie tym razem. - powiedziała patrząc na mnie tymi smutnymi, przygaszonymi piwnymi oczami. - To muszę naprawić sama.
Wstała i odeszła trochę.
- Idziecie? - zapytała odwracaj się w naszą stronę.
- Tak. - powiedziałam wstając.
- Ale.. - zaczął Janek.
- No chodź. - mruknęłam i pociągnęłam go za rękę.
Chłopak pokiwał głową rozbawiony i wstał. Następnie dołączyliśmy do reszty w domu.
***
Był już wieczór, słońce zaczęło zachodzić. Postanowiliśmy spędzić wieczór przy ognisku. Chłopcy zajęli się jego rozpalaniem, a my przyniosłyśmy jakieś koce, żeby mieć na czym siedzieć.
- Niby kwiecień, ale zobaczcie jak ciepło! - powiedziała Basia.
- Dziś jest jeden z cieplejszych wieczorów. - poparła ją Katarzyna. - Dobrze, że nie przyjechaliście wczoraj. Było tak zimno, że nie nie dało się długo wytrzymać na zewnątrz.
- Chociaż z tym mam się udało. - zaśmiała się Aniela.
Rozłożyłyśmy trzy koce po trzech różnych stornach. Postanowiliśmy, że fajnie byłoby się o coś oprzeć, więc przyniosłyśmy jakieś nieprąbane jeszcze pnie i położyłyśmy na leżąco, aby służyły jako opieradła.
- Chcecie tu spać? - zaśmiał się Maciek.
- Sądzę, że byłoby nawet przyjemnie. - powiedziałam.
- Proponujesz noc pod gwiazdami? - zaśmiał się Janek.
Wszyscy wokół zaśmiali się, a mi nawet do głowy nie przyszła żadna kreatywna docinka, więc po prostu pozostawiłam to bez odpowiedzi.
Usiedliśmy sobie wszyscy wygodnie. Na jednym kocu siedzieli Kasia i Florek wtuleni w siebie. Na drugim na wprost nas, Maciek, Basia i Tadeusz. A ja, Janek i Aniela na trzecim. Całą naszą trójką siedzieliśmy na wpół leżąco opierając się plecami o pnie. Wtulilam się w bok Bytnara i położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i objął mnie delikatnie ramieniem. Uśmiechnęłam się na ten gest.
Najwięcej radości sprawiały mi te małe, delikatne gesty. Niby niepozorne, ale w tych małych gestach było zarazem tyle dobra, ciepła i czułości, że były warte wszystkiego. Takiej czułości, takiego ciepła na sercu, tej delikatności spowodowanej chęcią nie przestraszenia drugiej osoby pochopnym gestem, tego uczucia bezpieczeństwa nie dało się kupić za żadne największe bogatstwa. Tego nie dało się zastąpić. To mogła dać tylko jedna osoba. Ta osoba. Ta którą się kocha.
Zawsze, kiedy mnie obejmował czułam, że wszystko jest tak, jak być powinno. Że wszystko i wszyscy są na swoim miejscu. Że moim miejscem na ziemi jest on, a moim zadaniem jest bycie przy nim. Czułam, że to naprawdę miłość. Że ja go już tak naprawdę kocham. Już nie musiałam się zastanawiać, czy mi się tylko wydaje, czy to zauroczenie, czy jeszcze coś. Nie.. Ja to już wiedziałam.
Wiedziałam, że kocham Janka. Ale czy on czuje to samo? Czy w czasie wojny powinno się być zakochanym? Czy miłość w czasie wojny da radę przetrwać?
Czy dane mi będzie być z nim szczęśliwą?
Janek cieszył się jak dziecko. To już trzeci raz w ciągu jednego dnia, kiedy ta mała brunetka leży u jego boku wtulona w niego. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który sam cisnął mu się na usta.
Był szczęśliwy jak nigdy, nawet mimo tego, że czuł wzrok Tadeusza na sobie. To się już nie liczyło. Nie liczyło się, że wokół było jeszcze jakieś sześć innych osób. Dla niego była teraz tylko dwójka.
On i ona.
Anastazja, którą zawsze będzie chronił za wszelką cenę. Anastazja, przy której boku będzie starał się być zawsze. Na dobre i na złe. Po prostu zawsze. Bo najzwyczajniej w świecie ją kochał. Zakochał się jak szczeniak. Ale nie przeszkadzało mu to. Miał świadomość, że to już na serio. Że to przetrwa i zrobi wszystko, żeby to przetrwało.
Zrobi wszystko, żeby mogli być szczęśliwi.
- Jak w Warszawie? - zapytał Florek.
- W jakim sensie? - zapytał Tadeusz.
- No, jak tam wygląda wojna? - sprecyzował swoje pytanie.
- Prawdę mówiąc.. Nie najlepiej. - westchnął chłopak.
- Niemcy panoszą się, jakby byli u siebie. - dodała Aniela.
- Giną ludzie.. Mnóstowo ludzi.. - powiedziałam wlepiając wzrok w palące się ognisko.
Przyglądałam się tańczącym płomienią w kolorze pomarańczowym. Patrzyłam na to jak zahipnotyzowana.
Zastanawiałam się, czy właśnie tak wygląda piekło. Miałam wrażenie, że już kiedyś to widziałam.
Widziałam w tych ogniach miasto.. Ruiny miasta.. Płonącego miasta. To była Warszawa.. Warszawa, która za parę lat będzie przeżywać prawdziwy horror. Bo to wszystko dopiero się zaczęło. Wojna dopiero się zaczęła. Prawdziwe piekło miało dopiero nadejść. Wojna dopiero miała pokazać swoje prawdziwe oblicze..
Oderwałam szybko wzrok od ogniska próbując rozmazać tę scenę. Jak mogłam tak w ogóle pomyśleć?
- Nikt nie jest bezpieczny. Nigdy nie wiadomo na kogo trafi. - powiedział Maciek.
- To okropne.. - stwierdziła Kasia.
- A jak u was to wygląda? - zapytałam. - U was jest chyba trochę spokojniej, prawda?
Naprawdę byłam ciekawa, jak tu wygląda wojna. Czy różni się od tego, co widzimy na co dzień w Warszawie?
- Na pewno jest trochę lepiej niż w mieście.. Ale nawet tu wojna ma swoje uroki. - powiedział Florek.
- Jakie? - zapytał Janek.
- Niedawno zabrali nam krowę. Ostatnią krowę! - powiedziała załamana Kasia. - Wiecie ile na wsi znaczy jedna krowa? Teraz trzeba kupować mleko, masło, ser.. Jeszcze trzeba jakoś znaleść na to pieniądze..
- Ale jak to zabrali? - zapytała zdziwiona blondynka.
- Po prostu. - powiedziała Florian. - Przychodzą ci na podwórko, patrzą co im się może przydać i biorą, bo jak to mówią "im się to należy".
- To straszne.. - powiedziała Basia.
- Powiedziałabym, że to i tak najłagodniejsze z tego wszystkiego co robią. - westchenęła Katarzyna.
- A co takiego jeszcze robią? - zapytałam.
- Na jarmarku, jak coś sprzedajesz po kryjomu i cię zobaczą, to możesz nieźle oberwać. - powiedziała Florek. - W najlepszym wypadku dostaniesz parę razy batem.
- W najlepszym..? - zapytała zdumiona Basia.
- Ustalili, że należy im się połowa tego co masz w gospodarstwie. Przykładowo jeżeli masz dwa worki ziemniaków, musisz oddać im jeden. Jeżeli by się to ukryło i dało mniej.. Broń Boże! - machnęła ręką Kasia.
- Co takiego zrobią? - zapytał Taduesz.
Wszyscy, choć było to na swój sposób straszne i okropne, to mimo wszystko byliśmy ciekawi z jakimi problemami muszą borykać się mieszkańcy wsi.
- Zazwyczaj za takie coś wieszają.. - powiedział Florek lekko zciszając głos. - Jeszcze ci na szyi powieszą tabliczkę z napisem "Okradłem Rzeszę". - prychnął.
- Mój Boże.. - powiedziałam.
Postanowiliśmy zmienić temat, żeby rozluźnić atmosferę i przegnać ten ponury i smutny nastrój.
Poopowiadaliśmy jakieś historię z dzieciństwa i to pomogło. Śmialiśmy się co jakiś czas, czasami nawet płakaliśmy ze śmiechu.
- A może coś zaśpiewamy? - zapytałam podekscytowana.
- Niby co? - zaśmiała się Aniela.
- Kalina malina w lesie rozkwitała.. - zaczęłam uśmiechając się szeroko.
- Anka nie! Powariowałaś? - zśmiała się blondynka.
- No proszę! Dziewczyny! - zawołałam z nadzieją, że się zgodzą.
- No co nam szkodzi. - uśmiechnęła się Basia.
- Chłopaki się dołączą, jak będzie męska zwrotka. - zaproponowała Kasia.
- Ja nie będę nic śpiewał. - zaśmiał się Janek. - Jeszcze całą wieś obudzę.
- No Janek, proszę! - zawołałam błagalnie podnosząc głowę z jego klatki piersiowej.
- No dobrze. - przewrócił oczami. - Ale ten jedyny raz. - zaśmiał się.
- No to co? Zaczynajmy! - zaśmiała się Aniela.
- Kalina malina w lesie rozkwitała,
Kalina malina w lesie rozkwitała. - zaczęła Kasia.
Dziewczyna miała bardzo piękny melodyjny głos. Z przyjemnością jej się słuchało.
- Nie jedna dziewczyna żołnierza kochała,
Nie jedna dziewczyna żołnierza kochała. - zaśpiewałam uśmiechając się szeroko.
- Żołnierza kochała, żołnierza lubiła
Żołnierza kochała, żołnierza lubiła. - zaśpiewała Aniela uśmiechając się przy tym.
- I te czułe listy do niego kreśliła,
I te czułe listy do niego kreśliła. zaśpiewała Basia, po czym cmoknela Maćka w policzek.
- Liściki kreśliła i pisała wiersze,
Lisicki kreśliła i pisała wiersze,
By swemu lubemu rozweselić serce,
By swemu lubemu rozweselić serce. - zaśpiewałyśmy wszystkie razem.
- A w niedzielę rankiem kiedy słońce wschodzi,
A w niedzielę rankiem kiedy słońce wschodzi,
To ten młody żołnierz po koszarach chodzi,
To ten młody żołnierz po koszarach chodzi. - zaśpiewaliśmy razem z chłopakami.
- Po koszarach chodzi listy w ręku nosi, po koszarach chodzi listy w ręku nosi,
Pana porucznika o przepustkę prosi,
Pana porucznika o przepustkę prosi. - zaśpiewali tym razem sami chłopcy.
Z wielkim uśmiechem na twarzy wsłuchiwałam się w to, jak każdy z nich śpiewa.
- Panie poruczniku puść mnie pan do domu,
Panie poruczniku puść mnie pan do domu. - zaśpiewał Tadeusz uśmiechając się.
Dawno nie widziałam tego uśmiechu. Naprawdę musiało mu się podobać wspólne śpiewanie.
- Bo moja dziewczyna urodziła syna,
Bo moja dziewczyna urodziła syna. - zaśpiewał Janek i przytulił mnie mocnej, na co ja cicho zachichotałam i zarumieniłam się lekko.
- Puszczę ja cię puszczę, ale nie samego,
Puszczę ja cię puszczę, ale nie samego. - zaśpiewał Maciek.
- Każe ci osiodłać konika karego,
Każe ci osiodłać konika karego. - zaśpiewał Florek i pocałował Kasię w policzek.
- Konika karego i te złote lejce,
Konika karego i te złote lejce,
Żebyś swej dziewczynie rozweselił serce,
Żebyś swej dziewczynie rozweselił serce. - zaśpiewali chłopaki i zaśmiali się głośno.
- I co? Ładnie było? - zaśmiał się Janek patrząc na mnie.
- Pięknie. - zakpiłam. - Musisz częściej śpiewać.
- Tobie to mogę nawet serenadę śpiewać. - zaśmiał się.
- No to czekam. - zaśmiałam się również i ponownie położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
Wsłuchiwałam się w bicie jego serca. Zastanawiałam się, dla kogo ono bije? Czy bije dla mnie?
- Cieszę się, że mogłem ten ostatni wieczór spędzić z wami. - powiedział Florian.
- Ostatni? - zapytaliśmy wszyscy chórem.
Chłopak zmarszczył lekko czoło i westchnął.
- Jadę na wojnę..
Kasia zerwała się nagle z miejsca i szybko pobiegła do domu, trzaskając przy tym mocno drzwiami.
- Kasia! - zawołał Florek wstając i chcąc biec za nią.
- Florek zostaw ją. - powiedziałam. - Daj jej chwilę posiedzieć samej..
Podniosłam głowę z klatki piersiowej Janka i usiadłam sobie po turecku.
- Nie powiedziałeś jej? - zapytałam zdziwiona. - Naprawdę dowiedziała się teraz? Razem z nami?
- Powiedziałem już dawno.. Miesiąc temu się zapisałem, niedawno dostałem odpowiedź. Jutro mam wyjechać..
- Czemu tak zareagowała? - zapytał Tadeusz.
- Jacy wy jesteście durni. - powiedziała zfrustrowana Basia.
- Jak to "czemu"? - zapytałam myśląc, że się przesłyszałam. - Wiesz co ona teraz czuję? Florek jutro wyjeżdża na wojnę! Ma się cieszyć, że go nie będzie?!
- Anka uspokój się. - powiedział Janek.
- Nie Janek. Jak wy sobie to wyobrażajcie? To tak, jakby na przykład Maciek pojechał na wojnę. Myślicie, że Basia by była zadowolona? Że by nie cierpiała? Nie płakała? Nie tęskniła?
- Tęskniła byś? - zapytał Maciek patrząc na nią.
- Jasne, że tak kretynie! - zawołała oburzona jego pytaniem. - A nóż, widelec byś nie wrócił.. Wyobrażasz to sobie? Co ja bym mogła czuć? Ja bym się chyba załamała..
- Nigdzie się nie wybieram.. - powiedział mocno ją obejmując.
- No mam nadzieję. I tak dużo ryzykujesz.. - powiedziała odwzajemniając gest.
- Wcale się nie dziwię, że tak zareagowała. - powiedziała Aniela. - Florek, ona cię po prostu kocha i się martwi.
- Moim zdaniem pora iść spać. - zaproponowałam. - Musicie sobie porozmawiać na spokojnie, musisz ją pocieszyć, obiecać, że wrócisz cały i zdrowy..
- A jak nie wrócę..? - zapytał.
- Nie wolno ci tak nawet myśleć. - powiedziałam stanowczo. - Daj jej nadzieję, pozwól jej wierzyć. I sam wierz w to, że wrócisz.
- Ah te dobre rady Anastazji. - zaśmiał się Tadeusz.
- Prawdę mówię. - zaśmiałam się lekko. - Chodźmy. - powiedziałam wstając.
Złożyłyśmy koce, Florek zgasił ognisko, a pozostali chłopcy zanieśli pieńki na swoje miejsce. Po kilku minutach wszyscy byliśmy już przebrani w piżamy.
- Pomyśleliśmy z Florkiem, że żeby wam było lepiej to dziewczyny będą spać ze mną w naszej sypialni, a wy z Florkiem w gościnnym. - oznajmiła Kasia.
- Nie ma takiej możliwości. - powiedziałam stanowczo.
- Niby czemu? - zapytał Florek.
- To wasza ostatnia noc razem, powinniście ją spędzić wspólnie. - oznajmiłam.
- Nie przejmujcie się nami, my sobie poradzimy. - powiedziała Aniela.
- Nacieszcie się sobą. - powiedziała Basia uśmiechając się.
- Dziękuje wam bardzo. - powiedziała Kasia i wtuliła się w ramię Florka.
- Dobranoc. - powiedział i oboje poszli do swojego pokoju.
- Wiesz, że bedziemy spać wszyscy na jednym łóżku? - zaśmiał się Janek.
- Wiem. - powiedziałam uśmiechając się chytrze.
- Jest jeden fotel! - zawołał Maciek.
- Zaklepuje! - zawołała Aniela i szybko wskoczyła na fotel.
- Kasia i Florek zostawili kilka kocy, żeby każdy miał się czym przykryć. - powiedział Tadeusz.
- Anka daj mi jeden koc! Nie zejdę stąd, bo któreś mi zajmie miejsce. - mruknęła lustrują wszystkich podejrzliwym wzrokiem, a my wszyscy się zaśmialiśmy.
- Łap! - zawołałam rzucając jej jeden koc.
- Dzięki! - powiedziała i zaczęła rozkładać koc.
- Ja śpię na podłodze, nie będę się z wami gnieść na tym łóżku. - mruknął Tadeusz. - Mam zamiar się wyspać. - zamsisl się.
Rozłożył sobie jeden koc na podłodze, położył poduszkę i wziął drugi, żeby mieć czym się przykryć.
Siedziałam już na łóżku i patrzyłam na wszystkich.
- Ja to się wyśpię jak nigdy! - zawołał Janek wskakując obok mnie na łóżko.
Przewróciłam oczami i pokręcilam kpiąco głową.
- Przepraszam droga młodzieży, ale wujek Maciek będzie was pilnować. - powiedział Maciek kładąc się pomiędzy nami. - Kładź się kochanie. - poklepał miejsce obok siebie.
Basia westchnęła lekko z dezaprobatą, a następnie położyła się między mną, a Maćkiem.
- Przepraszam za Maćka. - mruknęła mi go ucha.
- Nic się nie stało. - zaśmiałam się cicho.
- Dobranoc. - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Maciek.
- Dobranoc. - zaśmiałam się.
Janek nawet nie odpowiedział, bo cały był naburmuszony. Odwrócił się plecami do Maćka i poszedł spać.
Następnego dnia..
Kiedy się obudziłam już nikogo nie było w pokoju. Jednak, gdy spojrzałam na zegarek to zobaczyłam, że było jeszcze stosunkowo wcześnie. Pewnie każdy chciał zdążyć pożegnać Florka zanim pojedzie. Ja nie chciałam być gorsza.
Wstałam z łóżka i podeszłam do walizki. Podniosłam ją i położyłam na komodzie, aby nie musieć się schylać. Otworzyłam ją i zaczęłam w niej grzebać.
- O wstałaś już. - powiedziała osoba wchodząca do pokoju.
- Tak, dzień dobry. - powiedziałam odwracając się, aby spojrzeć kto przyszedł.
Stanęłam jak wryta, kiedy moim oczom ukazał się Janek bez koszulki z lekko mokrymi jeszcze włosami. Szybko się odwróciłam czując tym samym zawstydzenie i zażenowanie. W myślach przeklinałam siebie samą, że mój wzrok mimowolnie znalazł się tam, gdzie nie powinien. Znaczy wiadomo.. Podglądałam chłopaków na zbiórkach i jakoś nie bardzo czułam się z tym źle, ale teraz.. Teraz Janek stał przede mną i widział doskonale moje zachowanie i to, gdzie pada mój wzrok..
- Oj Anka, ty to masz szczęście. - pomyślałam.
Wyjęłam jedną koszulę i zaczęłam jej się przyglądać. Nagle poczułam ręce obejmujące mnie w talii od tyłu.
- Wyspałaś się? - zapytał.
Następnie pocałował mnie delikatnie w kark. Poczułam przyjemny dreszcz, który przeszył moje ciało pod wpływem kontaktu jego ust z moją skórą. Serce zaczęło bić z prędkością światła. Czułam, jak moją całą twarz oblewa potężny rumieniec. Rzuciłam niedbale koszulę do walizki i odwróciłam się szybko do niego przodem. Janek był już w pełni ubrany, więc odetchnęłam lekko w duchu. Chłopak nic nie mówił tylko patrzył się na mnie z uśmiechem. Ja objęłam dłońmi jego twarz i stanęłam na placach, aby dodać sobie kilku centymetrów. Kiedy byłam choć trochę wyżej zaczęłam przybliżać twarz Janka do mojej.
- Ej Anka obudź- Aniela wparowała do pokoju. - No, no, no! - zawołała.
Blondynka zaczęła klaskać teatralne. Puściłam twarz Janka i oparłam się głową o jego tors tym samym śmiejąc się lekko.
- Tak, Aniela co chciałaś? - zapytałam wyłaniając swoją głowę zza postury Bytnara.
- Miałam cię obudzić. - zaśmiała się lekko. - Ale widzę, że miałaś lepszą pobudkę.
- Najlepszą! - zaśmiał się Janek, a ja spojrzałam na niego unosząc jedną brew.
- Bywały lepsze. - mruknęłam.
- Dobra, to ja was zostawię powiem, że cię obudziłam, ale zanim wstaniesz to trochę zajmie. - powiedziała Aniela.
- Dobra, dzięki. - zaśmiałam się lekko.
Blondynka wyszła z pomieszczenia, a ja ponownie spojrzałam na Janka, który nadal swoimi rękami mnie obejmował.
- Mam zacząć od początku? - zaśmiał się lekko.
- Nie Janek, muszę się ubrać, chcę zdążyć zobaczyć się z Florkiem. - powiedziałam przewracając oczami.
Chłopak położył swoją dłoń na moim policzku.
- Ten jeden raz odpuszczę. - zaśmiał się.
Przymknęłam lekko oczy pod wpływem jego dotyku. Kciukiem lekko jeździł po mojej skórze. Następnie pocałował mnie w policzek, a ja uśmiechnęłam się tylko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Janek przygląda mi się z uśmiechem na twarzy.
- A wyspałaś się? - zapytał.
- Tak. - powiedziałam ponownie odwracając się do walizki. - A ty?
- Mogło być lepiej.- mruknął. - Mogłem sobie spać koło ciebie, a ty byś sobie spała wtulona we mnie. - zaśmiał się rozmarzony.
- Trzeba było się targować z Maćkiem. - zakpiłam.
Wyjęłam z walizki białą sukienkę w żółte słoneczniki.
- Myślisz, że nie mam na co pieniędzy wydawać, tylko na Maćka? - zakpił.
- Ja nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Janek mógłbyś.. - powiedziałam zmieszana.
- Tak, już. - powiedział i szybko pokierował się w stronę drzwi. - Przyjdź zaraz.
- Nie martw się. - mruknęłam kręcąc głową.
Chłopak wyszedł, a ja przebrałam się szybko.
***
Wszyscy byliśmy już po śniadaniu. Kasia i Florek nie odstępowali siebie na krok. Wcale im się nie dziwiłam. To były ich ostatnie godziny razem. Nie wiadomo, kiedy ponownie się zobaczą. Czy w ogóle się zobaczą..
Wyszliśmy sobie przed dom. Ja razem z Anielą siedziałyśmy na ławce, Maciek z Basią przechadzali się nieopodal, a Janek z Tadeuszem poszli dokądś z Florkiem. Kasia natomiast stała obok nas i patrzyła się w dal.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze.. - powiedziałam wstając i gładząc ją po ramieniu.
- Mam taką nadzieję.. - westchnęła.
- Florek to mocny chłopak, nic mu nie zrobią. - powiedziała Aniela próbując pocieszyć zmartwioną Kasię.
Po chwili zobaczyłyśmy, jak Florek wyprowadza ze stodoły młodego karego ogiera, a obok niego idą Tadek oraz Jasiek i rozmawiają o czymś. Maciek i Basia po chwili znaleźli się obok nas i przyglądali się razem z nami.
- Muszę już jechać.. - powiedziała
uśmiechając się słabo.
Przywiązał chwilowo konia do płotu i podszedł do nas.
Pożegnał się z chłopakami obejmując się "po bratersku", a następnie podszedł do nas. Pożegnał się powoli z Basią i Anielą, a teraz przyszła kolej na mnie.
Przytuliłam go mocno.
- Uważaj na siebie Florek. - wyszeptałam. - Ona cię bardzo mocno kocha, nie pozwól by cierpiała.
- Zrobię wszystko, żeby wrócić, gwarantuje. - powiedział i mnie puścił.
Następnie odszedł z Kasią na bok do konia. Długo razem rozmawiali, co chwilę się przytulając. Dziewczyna rozkleiła się i po jej bladej twarzy zaczęły spływać łzy. Chłopak pocałował namiętnie dziewczynę, długo nie odrywali się od siebie. W ten sposób przypieczętowali swoją miłość. Złożył jej w ten sposób obietnice, że się nie da, nie podda się i wróci cały i zdrowy do domu.
W końcu wsiadł na konia, pocałował szybko Kasię i odjechał machając nam. Zapłakana blondynka spoglądała na drogę, którą dopiero co odjechał jej narzeczony. Kurz nadal się unosił, a w powietrzu czuć było tę rozłąkę.
Podeszłam do Kasi. Dziewczyna lekko przecierała oczy chusteczką. Położyłam swoją dłoń na jej plecach i zaczęłam je lekko gładzić, aby ją uspokoić.
- Powiedz, że on wróci.. - powiedziała spoglądając na mnie.
- Wróci, jestem tego pewna. - odparłam uśmiechając się.
***
Powoli dochodziła pora obiadowa. Dostaliśmy od Kasi rozkaz, aby wynieść stół na podwórko, bo jest ciepło i zjemy sobie na świeżym powietrzu. Chłopaki przenieśli stół, a ja, Aniela i Basia zaczełyśmy przynosić krzesła.
- Jak się czuje Kasia? - zapytała Aniela.
- Chyba trochę lepiej. - powiedziałam uśmiechnąć się lekko.
- A gdzie teraz jest? - zapytała Basia rozglądając się dookoła.
- Nie wiem.. - mruknęłam. - Poszukam jej.
- Tylko wróć. - zaśmiała się Aniela. - Bo jak nie to wyślemy Janka, on cię od razu znajdzie.
Basia zaśmiała się głośno wraz z Anielą, a ja tylko przewróciłam oczami.
Zajrzałam do ogródka, ale jej tam nie było, więc postanowiłam wejść do domu. Zamknęłam powoli drzwi i zaczęłam iść korytarzem. Nagle usłyszałam przyjemny dla ucha głos, bardzo melodyjny, a zarazem cichy. Poszłam w jego kierunku i doszłam do kuchni.
- Nie jedź luby mój za morze.
Oj, nie jedz tam mi,
Bo mi się za tobą luby
przeokrutnie ckni
Kasia siedziała na taborecie i obierała ziemniaki. Podśpiewywała sobie po cichu piosenkę, którą doskonale znałam.
- Tam za morzem obca ziemia.
Tak brakuje cię.
Gdzież ta wojna cię pognała,
Mój kochany, gdzie - zaśpiewałam wchodząc do kuchni.
Dziewczyna podskoczyła przestraszona, a następnie spojrzała na mnie.
- Ja.. Obiad będzie zaraz. - powiedziała zmieszana.
- Spokojnie, nie po to przyszłam. - zaśmiałam się lekko. - Szukałam cię, ale nie mogłam się oprzeć i musiałam posłuchać jak śpiewasz. Nie mogłam się też nie powstrzymać, żeby nie zaśpiewać z tobą. - uśmiechnęłam się. - Bardzo ładnie śpiewasz.
- Dziękuje. - uśmiechnęła się. - Ty też.
- Skąd znasz tę piosenkę? - zapytałam zaciekawiona.
- Pani Janina mnie jej nauczyła. - zaśmiała się lekko. - Śpiewała ją często, jak coś robiła.
- To piosenka z młodości cioci Janiny i mojej mamy. Bardzo często ją śpiewały. - oznajmiłam.
- Nie dziwię się. Ma bardzo ładną melodię i piękny tekst. - uśmiechnęła się.
- To prawda. - poparłam ją. - Zaśpiewamy jeszcze?
- Ale, że teraz? - zaśmiała się.
- A czemu nie? - zaśmiałam się również.
Wyciągnęłam rękę w jej stronę.
- Zatańczy pani ze mną? - zaproponowałam uśmiechnąc się szeroko.
Kasia przewróciła oczami i podała mi swoją dłoń.
- Jakże mi tu siedzieć samej,
Tak daleko odjechałeś.
Oczka modre swe wypłaczę,
Jak cię szybko nie zobaczę. - zaśpiewałyśmy.
Kołysałyśmy się lekko w rytm melodii, co jakiś czas delikatnie obracałam blondynkę, a potem ona mnie.
- Serce wierne tęskno stuka,
Twojego serduszka szuka.
A tu go nie ma.
A tu go nie ma, nie ma.. - zaśpiewałyśmy uśmiechając się co jakiś czas.
Kasia miała bardzo ładny biały uśmiech. Uroku dodawały jej radosne oczy i mały lekko zadarty nosek.
- Liczę nocą gwizdki w niebie,
Co nad głową lśnią.
Nie wiem nawet czy u ciebie
Takie same są. - zaśpiewałam.
- Szybko wracaj mój najsłodszy.
Wracaj, pociesz mnie.
Gdzież ta wojna cię pognała,
Mój kochany, gdzie. - zaśpiewała Kasia.
Skończyliśmy śpiewać i zaśmiałyśmy się.
- Zupa jest gotowa, drugie danie będzie zaraz. - oznajmiła. - Możesz iść, zaraz przyjdę. Powiedz reszcie, żeby już siadali do stołu.
- Dobrze. - powiedziałam i wyszłam z domu.
Reszta rozmawiała o czymś głośno.
- Zaraz będzie zupa, można już siadać. - oznajmiłam.
- W porządku. - powiedział Maciek.
- Idę pomóc Kasi z talerzami. - powiedziałam.
Pozostali kiwnęli głGłowami na znak zgody. Ponownie więc zaczęłam kierować się w stronę domu.
- Dokąd to?
Złapano mnie za nadgarstek i pociągnięto do tyłu. Spojrzałam więc, kto to, a moim oczom ukazał się nie kto inny, jak Bytnar.
- Idę pomóc Kasi. - zaśmiałam się.
- Poradzi sobie, chodź. - pociągnął mnie za dom.
- Janek.. - mruknęłam. - Zaraz będzie obiad.
- Chodź i nie marudź. - powiedział.
Poszłam, więc za nim za dom.
- Gdzie mnie prowadzisz? - zapytałam.
- Zobaczysz. - zaśmiał się.
- Bo uznam to za porwanie.
- Tak. - powiedział zatrzymując się i odwrócił się do mnie. - Porwałem cię, uprowadziłem bez twojej zgody, następnie zamknę cię w jakiejś opuszczonej szopie bez jedzienia i wody.
- Nie brzmi to przekonująco. - pokręcilam głową.
- Boże chodź i nie marudź. - mruknął.
Nagle przestałam czuć grunt pod stopami i znalazłam się na rękach Janka, gdyż podniósł mnie on w stylu "panny młodej".
- Wleczesz się, jakbyś nie miała siły. - mruknął.
- Gdybyś mi powiedział, gdzie mnie prowadzisz to szła bym normlanie i nie musiałbyś mnie nieść. - odgryzłam się.
- Jesteś na tyle lekka, że mogę cię nosić całymi dniami. - zaśmiał się.
- Zapamiętam te słowa. - zaśmiałam się.
Po kilku minutach drogi znaleźliśmy się na łące. Słońce pięknie świeciło, zielona trawa była gdzieś za kostki, a piękne polne kwiaty wyglądały jak z bajki. Naprawdę było pięknie.
Nagle Janek mnie puścił i wylądowałam na ziemi. Leżałam w trawie.
- Janek! - zawołałam wkurzona.
Złapałam go szybko za rękę, czego się nie spodziewał wnioskując po jego zdziwionej minie, a następnie mocno go pociągnęłam. Chłopak spadł na mnie. Zawisł nade mną mając tym samym ręce między moją głową.
- Tak to zaplanowałaś? - zaśmiał się i uśmiechnął łobuzersko.
- Może.. - powiedziałam kładąc dłonie na jego klatce piersiowej.
Zaczął przybliżać swoją twarz do mojej, patrząc to na moje usta, to w moje oczy.
- Nie tym razem, kochanieńki. - pomyślałam.
Szybko popchnęłam go dłońmi i obróciłam na plecy. Tym samym, teraz on znajdował się pode mną, a ja patrzyłam na niego z chytrym uśmiechem.
- Ma pan coś do powiedzenia? - zapytałam unosząc jedną brew.
Położyłam się wygodnie na nim i patrzyłam na jego łobuzerski uśmiech.
- Absolutnie nic. - zaśmiał się.
Dałam mu buziaka w policzek i położyłam się obok niego na ziemi. Wpatrywaliśmy się w białe obłoki na pięknym, błękitnym niebem.
*Pov.Tadeusz*
Usiedliśmy do stołu i czekaliśmy na Kasię, Janka i Anastazję. Po chwili przyszła Katarzyna z garnkiem zupy. Zaczęła nalewać każdemu zupę, aż w końcu, każdy miał swoją porcję.
- Gdzie Anastazja? - zapytałem rozglądając się po wszystkich tu obecnych.
Aniela, Basia i Maciek spojrzeli po sobie, po czym spuścili wzrok i przełknęli ciężko ślinę. Tym razem im się nie upiecze..
- Jaśka też nie ma. - powiedziała Kasia również się rozglądając.
- Dosyć tego. - powiedziałem zrywając się z miejsca.
Zacząłem nerwowym krokiem iść za dom.
- Tadeusz! - krzyknął Maciek wstając od stołu.
- Maciek, zostań. - powiedziała Aniela. - Ja się tym zajmę.
Chłopak tylko kiwnął głową i bez słowa ponownie usiadł do stołu. Basia spojrzała na dziewczynę ciepłym wzrokiem chcąc dodać jej tym samym otuchy. Aniela szybko podążyła za Tadeuszem.
Miałem świadomość tego, że na pewno nie ma ich w domu, bo gdyby tak było to Kasia wiedziała by, że tam są. Poszedłem od razu za dom. Stanąłem sobie w cieniu za drzewem i widziałem ich doskonale. Tarzali się po łące, a w końcu położyli się oboje i patrzyli w niebo.
*Pov.Aniela*
Poszłam szybko za Tadeuszem. Czułam, że to już pora, że pora się pogodzić. Czułam, że mam na to wystarczająco dużo sił, że mogę to zrobić. Że co najważniejsze, chce to zrobić.
Tadeusz stał w cieniu przy drzewie. Przyglądał się Anastazji i Jankowi, którzy leżeli na łące.
Podeszłam powoli. Zastanawiałam się, jak zacząć.
Tadeusz nagle poczuł, że już za dużo tego. Ruszył, ale coś go zatrzymało.
Zobaczyłam, że Tadek chce iść w ich stronę, więc położyłam mu dłoń na ramieniu w celu zatrzymania go. Chłopak odwrócił się do mnie gwałtownie.
- Tadeusz, zostaw ich. - powiedziałam po cichu.
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić. - warknął i zrzucił z siebie moją rękę.
Obrócił się ponownie w stronę dwójki, spojrzał na nich i westchnął. Obrócił się ponownie w moją stronę i już miał zacząć wracać.
- Tadeusz, chce porozmawiać. - powiedziałam zdeterminowana.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Aniela. - zakpił.
- Chce ci powiedzieć całą prawdę. Muszę powiedzieć prawdę. - oznajmiłam.
Chłopak spojrzał na mnie. Chwilę zastanawiał się nad odpowiedziom. Bo czy uwierzyć jej? A jeżeli ponownie go okłamie? Może chce siebie zrobić z niego żarty?
Jednak po dłuższym zastanowieniu kiwnął twierdząco głową. Mimo wszystko, chciał znać prawdę.
- Chodźmy gdzieś indziej. - powiedziałam.
Odeszliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się na polance koło drzewa. Usiadłam sobie w słońcu, a Tadeusz nadal stał.
- Usiądź, mam ci wiele do powiedzenia. - powiedziałam wzdychając.
Tadeusz usiadł obok w cieniu.
- Mów. - powiedział.
- Nie wiem od czego mam zacząć.. - powiedziałam zmieszana.
- Najlepiej od początku. - westchnął ciężko.
To było ciężkie dla Anieli, jak i dla niego. Ona musiała powiedzieć mu prawdę, on musiał tę prawdę usłyszeć. A nie zawsze prawda jest dobra. Prawda boli.. Czasami nawet za bardzo..
- Zaręczyny nie były moim pomysłem, nawet się na nie nie zgadzałam. - zaczęłam.
W ten oto sposób powoli zaczęłam opowiadać wszystko Tadeuszowi. Zaczęłam od sytuacji z zaręczynami. Powiedziałam, jak to matka wpadła na ten pomysł, jak się o tym dowiedziałam, jak wyglądała kolacja. Potem powiedziałam, że od początku ja i Kajetan byliśmy do tego sceptycznie nastawieni. W końcu doszłam do momentu w którym powiedziałam mu, że Kajetan odwołał zaręczyny, a moja matka rozpętała o to piekło. No właśnie.. Przeszłam na temat mamy.. Nie chciałam już nic przed nim ukrywać. Chciałam mu powiedzieć dosłownie wszystko, tak, żeby wiedział, że nic przed nim nie ukrywam. A więc powiedziałam mu, że mam mnóstwo lekcji, że non stop muszę jej pomagać, a i tak to nie wystarcza, że nie mogę wracać późno, bo później kończy się to tak, że nie mogę wyjść nigdzie. Powiedziałam mu nawet, że matce zdarzy się mnie uderzyć.
Tadeusz słuchał tego z wielkim zaciekawieniem. W pewnym momencie nawet otworzył usta ze zdziwienia. Ta blondynka w swoim, jak dotąd dość krótkim życiu, przeżyła już tak wiele. Nie miał pojęcia, że pani Miller mogłaby uderzyć własną córkę, że tak zarządza życiem tej mimo wszystko zawsze uśmiechniętej i pozytywnie nastawionej blondynki.
Nie czuł już gniewu. Nie mógł być na nią zły teraz, kiedy znał prawdę i wiedział, że się pomylił. Wiedział, że to nie jej wina, że tak wygląda jej życie.
Tadeusz się nie odzywał. Miałam świadomość, że dokładnie mnie słuchał i analizował każde słowo. Teraz zapewne ukazał sobie to wszystko w głowie. Złapałam go za rękę, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Tadeusz, błagam wybacz mi.. - powiedziałam czując, jak w moich oczach pojawiają się łzy.
- Wybaczam.. To nie twoja wina. - powiedział uśmiechając się lekko.
Po moich policzkach spłynęło kilka samotnych łez, ale to nie było teraz ważne. Otworzyłam lekko usta ze zdziwienia słysząc te słowa.
- Przepraszam cię, za wszytko co ci wtedy powiedziałem. - powiedział spuszczając wzrok.
- Nic nie szkodzi. Nie mam ci tego za złe. - powiedziałam uśmiechając się lekko. - Tadeusz ja kocham cię najbardziej na świecie. Nie wyobrażam sobie, gdyby cię przy mnie nie było.. - spojrzałam nieśmiało na niego.
Tadek patrzył na nią. Zatkało go. No, bo co jej miał powiedzieć? Że jej nie kocha? Było by to nieprawdą. Że ją kocha? Przecież teraz sam nie wiedział już co czuje.
- Aniela ja nie potrafię ci nic teraz powiedzieć.. Ja nadal czuję żal, że nie powiedziałaś mi wcześniej.. Pomógłbym ci! - powiedział patrząc mi w oczy. - Przecież wystarczyło tylko powiedzieć.
- Nie potrafiłam..
- Muszę to wszystko przetrawić.. - westchnął. - Ale wszystko się ułoży, gwarantuje ci to. Potrzebuję tylko trochę czasu. - uśmiechnął się.
Położył swoją dłoń na moim policzku i kciukiem wytawytarł moje łzy. Przybliżył się, a ja przyglądałam się jego ruchom. Po chwili złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
Tak dawno tego nie czułam.. To było tak delikatnie, a wyrażało tyle emocji..
Obydwoje tęsknili za sobą. Za tymi nieśmiałymi uśmiechami, za pocałunkiem w policzek, za tańczeniem w mieszkaniu, za rumieńcami na twarzy, za wspólnym śmiechem.. Tęsknili za sobą i nie dało się tego zaprzeczyć.
W końcu oderwaliśmy się od siebie, a ja z uśmiechem na twarzy patrzyłam na niego. Była nadzieja. Była nadzieja na to, że pomiędzy nami będzie jeszcze dobrze. Już było dobrze.
Tadeusz wstał, otrzepał ubranie z ziemi i podał mi dłoń. Przyjęłam ją z uśmiechem na twarzy i wstałam.
- Chodźmy, bo nam obiad wystygnie. - zaśmiał się.
- Dziękuje ci, że mnie wysłuchałeś. - powiedziałam, kiedy zaczęliśmy iść.
- Nie dziękuj. - odparł. - Zrobiłem to, co musiałem. Zapomnijmy o tej kłótni.
- Z przyjemnością. - uśmiechnęłam się.
*Pov.Anastazja*
W końcu wstałam z ziemi i usiadłam po turecku, a Janek uczynił to samo. Zobaczyłam, jak zaczął zrywać polne kwiatki.
- Co robisz? - zaśmiałam się.
- Zobaczysz. - mruknął z uśmiechem. - Zamknij oczy.
- Boje się.
- Nie bój się. - przewrócił oczami. - No zamknij! - zawołał.
Zamknęłam oczy. Chłopak zaczął majstrować przy kwiatkach. Po chwili poczułam coś na głowie.
- Możesz otworzyć. - powiedział.
Otworzyłam je, a przede mną klęczał Janek. Dotknęłam głowy i poczułam coś na niej. Zdjęłam to coś z głowy, a moim oczom ukazał się wianek.
- Skąd ty umiesz robić wianek? - zapytałam.
- Duśka mnie kiedyś nauczyła, jak byliśmy na wsi. - wzruszył ramionami.
Zabrał mi wianek z rąk i ponownie włożył mi go na głowę.
- Podoba ci się? - zapytał.
- Jest piękny. - uśmiechnęłam się.
Janek patrzył w nią jak zaczarowany. Polne kwiaty na jej głowie świetnie komponowały się z długimi rozpuszczonymi włosami. Mógł na nią patrzeć godzinami.
Przybliżyłam się do chłopaka i oparłam głowę o jego ramię.
- Ich liebe dich. - powiedział patrząc w dal.
Nie miałam zamiaru odpowiadać. Skoro nie wiem co to znaczy, nie mam zamiaru ponownie mówić, że nie rozumiem, bo znam tą gadkę już na pamięć.
- Janek powiedz, że nigdy mnie nie opuścisz.. Że zawsze będziesz. - powiedziałam łapiąc go za rękę.
- Nigdzie się nie wybieram. - podniosłam głowę z jego ramienia i spojrzałam mu w oczy. - Będę zawsze przy tobie. Zawsze.
Pocałował mnie w policzek, przez co się zarumieniłam. Miałam nadzieję, że ta obietnica będzie trwała na wieki. Że ta chwila będzie trwała wieki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani! ❤
A oto taki rozdział niespodzianka!
Chciałam wam się odwdzięczyć za cierpliwość, za to, że ostatnio długo czekaliście na rozdział oraz przede wszystkim za te 10tys wyświetleń! (Obecnie już 11tys, ale cii xD)
Ponownie jeden z dłuższych rozdział, powiedziała bym, że najdłuższy jak dotąd bo ma ponad 8600 słów bez notatki.
Już w następnym rozdziale będzie maj! Nie mogę się doczekać! O ile pierwszy rozdział może nie będzie ciekawy, to gwarantuje wam w następnych będzie się działo! ❤
Koniecznie napiszcie, jak wam się podobał rozdział! ❤
Dla sprostowania:
~ Pierwsza piosenka to jak się można domyśleć Kalina Malina
~ Druga to piosenka, która mnie zainspirowała do napisania tego rozdziału, czyli Nie jedź luby zespołu Guzowianki
~ Po trzecie mam świadomość, że pod koniec kwietnia na łąkach nie ma zbyt wielu kwiatów, ale przymkniemy na to oko 😉
Przepraszam za wszelkie literówki!
Dodany ~ 25 kwietnia 2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top