Rozdział 28
Już dwa dni po kłótni z Anielą udało nam się pogodzić. Chyba obie nie mogliśmy wytrzymać. Spotkałyśmy się wtedy gdzieś na ulicy i najzwyczajniej w świecie rzuciliśmy się sobie w ramiona. Wyjaśniłyśmy sobie wtedy parę istotnych rzeczy. Ja nie będę naciskać, kiedy mówi, że nie chce rozmawiać. Ona natomiast będzie mi mówić o wszystkim, wtedy kiedy przyjdzie na to czas i będzie gotowa o tym rozmawiać.
Tydzień temu natomiast odbyła się nasza pierwsza akcja! Wszystko było zaplanowane idealnie.
Heniek oczywiście w akcji nie uczestniczył. Wszyscy, czyli my, Heniek i Orsza uzgodniliśmy, że Heniek nie będzie uczestniczyć bezpośrednio w akcjach. Będzie zbierać informacje od Niemców o tym, kiedy i gdzie mają patrole. Ponieważ obecne nasze akcje opierają się na gazowaniu kin, Wierzbowski podaje nam informacje, kiedy nie ma patroli przy kinach i w ten dzień jest planowana akcja. Rzeczą jasną jest, że ryzyko pojawienia się Niemca nadal istnieje. To, że nie ma tam wtedy patrolu, nie oznacza, że nie może pojawić się tak znikąd. Dlatego zawsze stawiamy kogoś na czatach.
Jednak gorzej było z wytłumaczeniem reszcie harcerzy, gdzie jest Wierzba? No bo jak to? Pierwsza akacja i jego nie ma? Udało nam się z tego jakoś wybrnąć. Powiedzieliśmy, że Heniek stoi na czatach w kawiarni albo gdzieś indziej blisko kina. O dziwo uwierzyli. Choć nie dobrze tak okłamywać przyjaciół to na pierwszym miejscu musimy mieć dobro Heńka, a co za tym idzie powodzenie na akcjach.
Tak jak wspomniałam akcja była zaplanowana idealnie. Sam jej przebieg też był świetny. Jako pielęgniarka drużynowa mogę się cieszyć, że "nie miałam nic do roboty", bo na szczęście nikt nie został ranny. Ja, Alek, Paweł i Nika byliśmy w jednym z kin, reszta była w drugim. Natomiast Zośka z Orszą obserwowali cały przebieg akcji. Choć Zośka bardzo chciał mieć w akcji czynny udział, dostał rozkaz obserwowania akcji, zwłaszcza iż była to nasza pierwsza. W ten sposób mógł zobaczyć jakie w razie czego popełniamy błędy i tym podobne.
Jednak to bardziej droga powrotna przysporzyła nam więcej problemów..
Właśnie skończyliśmy akcje. Na powrót postanowiliśmy się rozdzielić, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Szłam właśnie z Alkiem.
- Dobrze nam poszło jak na pierwszy raz! - zaśmiałam się.
- No, a co ty myślałaś! - zaśmiał się. - Kto jak kto, ale nam to musiało się udać!
Szliśmy sobie powoli. Zmierzaliśmy do mojej kamienicy, aby w spokoju porozmawiać z Zośką, który przecież obserwował całą akcję jako widz. Mieliśmy skonsultować parę spraw, dogadać się w sprawie co nam poszło dobrze, a co źle, co można poprawić i tym podobne. Czysta formalność.
- Sie sind es! Sie sind einer dieser Schlägertypen! (To oni! To jedni z tych bandytów!) - zawołał głos kobiety.
Nagle odwróciliśmy się z Alkiem do tyłu.
Kobieta, najwyraźniej Niemka, miała podkrążone i załzawione oczy, co wskazywało na to, że musiał być w kinie w trakiecie zagazowania. Stała obok otyłego niemieckiego żołnierza. Wskazywała na nas i krzyczała.
Od razu zrozumieliśmy, co się stało.
Ta kobieta musiała nas widzieć i właśnie donosiła na nas niemieckiemu żołnierzowi.
- Stoppt die Bastarde! (Stać kundle!) - zawołał i zaczął się wręcz toczyć w naszą stronę.
Musiał być też pijany, bo szedł strasznie pokracznie. Jednak nie mogliśmy go lekceważyć. Nadal był żołnierzem i nadal miał broń. A to, że był pijany i miał broń było jeszcze bardziej niebezpieczne. Już nie tylko dla nas, ale dla wszystkich ludzi znajdujących się na jego drodze.
Szybko i bez zastanowienia zaczęliśmy uciekać. Przecież tylko to nam pozostało. Sam Zośka mówił, że musimy się wykazać sprytem, jeżeli chcemy dostać broń. Musieliśmy się go pozbyć bez broni.
Jestem dziewczyną i choć przed wojną dużo czasu spędzałam na ulicach Warszawy, przechadzając się ze znajomymi, bądź sama, to nie znam wszystkich zakamarków.
Maciek natomiast prawie pół życia spędził na ulicach. Non stop gdzieś się szlajał z Zośką i Rudym. Wiecznie się włóczyli, co sprawiło, że znają wiele ciekawych zakamarków i kryjówek.
Właśnie dlatego dałam Alkowi prowadzić. Zdałam się na niego, bo sama nie wiedziałam, gdzie mamy uciekać.
Uciekaliśmy ile sił w nogach. W końcu Maciek zwolnił na chwilę i odwrócił się do tyłu.
- Biegnij dalej! - zawołał widząc, że ja też się zatrzymuje.
Zaczęłam biec pierwsza, a on po chwili biegł za mną.
- Halt! (Stać!)
Maciek kazał mi skręcić, więc skręciłam.
I nagle huk!
Co chwilę się obracałam i to mnie zgubiło. Wpadłam w jakieś deski i Bóg wie co, stojące w "opuszczonej uliczce" w którą kazał mi skręcić Maciek. Upadłam więc na ziemię, a Maciek na mnie.
- Psia kość! - zawołałam czując ból w lewej ręce na którą upadłam.
- Ciii - powiedział Maciek i zakrył mi dłonią usta.
Wciąż leżał na mnie, co nie było zbyt wygodne, ale po chwili zrozumiałam czemu się nie ruszał.
Niemiec był centralnie za ścianą.
- Polnische Ratten. (Polskie szczury.) - warknął.
Kopnął kamień, który poleciał w strone w którą wystarczyło, że by poszedł, aby nas zobaczyć. Usłyszeliśmy ciężkie kroki, które zaczęły się oddalać.
Oboje wstchneliśmy ciężko. Alek wstał i podał mi rękę.
- Nie zmiażdżyłem cię? - zaśmiał się lekko.
- Nie. - powiedziałam wstając. - Auć! - mruknęłam.
- Co jest? - zapytał patrząc na mnie z troską.
- Spadłam na rękę.. Ale to nic, nic nie chrupnrło, ani nie strzeliło. - uśmiechnełam się. - Wyjdzie kilka siniaków i po sprawie.
- Zośka mnie zabije.. - powiedział łapiąc się za czoło.
- Daj spokój! - mruknęłam otrzepując ubranie z kurzu. - Przecież nic mi nie jest.
- Łatwo ci mówić. To ja się będę tłumaczyć!
Przewróciłam oczami i się zaśmiałam.
- Dzięki mnie nas nie znalazł! Poświęciłam się dla sprawy! - zaśmiałam się.
- Lepiej się więcej razy nie poświęcaj! - poklepał mnie po plecach i ruszyliśmy z powrotem.
Po kilku minutach byliśmy już w kamienicy. Wcale nie zdziwiła nas informacja, że byliśmy ostatni.
- Gdzie wyście byli!? - zawołał zbulwersowany Zośka.
- Ile można na was czekać! - zawołała również zła Nika.
Razem z Alkiem spojrzeliśmy na siebie i przełknęliśmy ślinę.
***
- I potem poszedł.- skończył Maciek.
- Chociaż tyle.. - powiedziała Aniela.
- A wam nic się nie stało? - zapytał Janek.
- Mi nie, ale Ance się oberwało. - kiwnął na mnie Maciek.
- Ale ty wyolbrzymiasz! - fuknęłam.
- Co ci jest?! - zawołał Tadeusz.
- Nic, nie jestem dzieckiem Tadziu. - mruknęłam przewracając oczami. - Upadłam na rękę, to normalne, że mnie boli.
- Pokaż to. - fuknął.
Zaczął uważnie przyglądać się mojej ręce, na której już pojawiły się siniaki. Szczerze mówiąc bolała tylko trochę, kiedy nią ruszałam, ale to normalne.
- Masz to usztywnić, zrozumiałaś? - powiedział.
- Zwariowałeś? - zakpiłam.
- Anka.. - powiedział błagalnym tonem.
- No dobrze, zaraz to zrobię.. - mruknęłam.
- Jesteś zawieszona na tydzień. - powiedział wchodząc do kuchni.
- Co?! - zawołaliśmy wszyscy.
- Dobrze słyszeliście. Nie będziemy narażać cię, aby coś ci się stało dopóki to się nie zagoi.
- Tadeusz przecież nic mi nie jest!
- Wiem lepiej! - zawołał. - Tak będzie lepiej. Po tygodniu normalnie będziesz uczestniczyć w akcji.
- A co jeśli komuś się coś stanie? - zapytał Janek.
- Przyjdzie do domu. Będziemy ustalać o której godzinie zaczynamy akcje, żeby Anastazja była wtedy w domu. - oznajmił.
- Pfff - fuknęłam.
- Może to dobrze. - powiedziała niepewnie Aniela. - Zawsze wyzdrowiejesz do końca. A my damy sobie radę. - uśmiechnęła się lekko.
- I ty przeciwko mnie? - zapytałam z wyrzutem.
- Robimy to dla twojego dobra, a nie na złość. - powiedziała.
- Po tygodniu wrócisz na akcje Anka. - uśmiechnął się Janek.
- A teraz ciesz się wolnym! - zawołał uśmiechnięty Maciek.
I tak oto jestem przez tydzień zwolniona z akcji. Pojutrze mija tydzień od mojego zawieszenia, a tym samym będę już mogła normalnie uczestniczyć w akcjach.
Natomiast dziś odbywa się gazowanie kin w którym nie będę uczestniczyć.
Rękę mam usztywniają, czasami jeszcze zaboli, ale praktycznie nic nie czuję.
Właśnie wstałam i podeszłam do szafy. Wybrałam z niej koszulę z rękawkiem trzy czwarte idealnym na te marcową pogodę i dopasowaną czarną spódnicę. Wyszłam z pokoju i od razu zajęłam łazienkę. Odświeżyłam się, ubrałam z lekkimi trudnościami spowodowanymi ręką, a następnie uczesałam.. No właśnie.. Trudno było mi się uczesać jedną ręką, więc cały tydzień chodziłam w rozpuszczonych. Raz tylko Janek zaplótł mi warkocza. Tak więc i dziś nie było inaczej, więc zostawiłam włosy rozpuszczone.
Wyszłam z łazienki i podążyłam do kuchni, tak jak praktycznie zawsze rano. Jednak ku mojemu zdziwieniu Tadeusza tam nie było.
- Tadek? - zapytałam, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza.
Przez głowę przeleciał mi krótki czarny scenariusz.
- Nie Anka! To nie możliwe! - powiedziałam sama do siebie.
Nie możliwie, żeby gestapo tu weszło. Gdyby tak było, zabrałoby też mnie. Poza tym całe mieszkanie byłoby spolądrowane.
Jednak mimo wszystko nadal się bałam. Musiałam to sprawdzić. Po cichu weszłam do pokoju Tadeusza. Na szczęście zobaczyłam go śpiącego na łóżku. Odetchnęłam z ulgą.
Pomyślałam, że w takim razie to ja zrobię śniadanie. Jednak ile razy w kółko można jeść jajecznicę, kanapki z marmoladą lub serem żółtym? Czyż to nie staje się już monotonne?
Postanowiłam, że pójdę do mamy i kupię nam drożdżówki na śniadanie, a przy okazji wstąpię do sklepu po mleko.
Wyszłam, więc z mieszkania i zamknęłam tak jak było pierwotnie.
Nie brałam płaszcza, bo było dziś całkiem ciepło. A po drugie nie wyglądam zbyt atrakcyjnie z płaszczem założonym "w połowie", bo na usztywnionej ręce mam zazwyczaj zawieszonego go na barku.
Wyszłam z kamienicy i od razu przywitał mnie przyjemny lekki wiaterek. Jak na marcową pogodę muszę wam szczerze przyznać, że zapowiadała się piękna wiosna!
Jednak cóż nam wszystkim to takiej wiośnie.. Kiedy trawa nie ma na sobie porannej rosy, a poranną krew.. Kiedy o poranku, zamiast słuchać śpiewu ptaków słuchamy krzyków, płaczu i strzałów. Kiedy zamiast radosnych dzieci na ulicach, widzimy marnych Warszawiaków idących pośpiesznie?
Cóż my winni? Cóż winna Polska? Czemu to zawsze nasza Ojczyzna dostaje po łapach? Czemu to zawsze my Polacy musimy walczyć o to, by choć na chwilę żyć w spokoju? Czemu..?
Szkoda, że nikt nie zna odpowiedzi na te pytania..
Jednak otrząsnęłam się próbując przegonić nagatywne myśli. Starałam się myśleć pozytywnie.
Zapowiadał się piękny dzień, ale tym razem nie wnioskuje tego po pogodzie. Myślę tak dlatego, bo rano nie słychać było żadnych strzałów. Żadnego palczu czy krzyków. Jakby na chwilę wojna ucichła, zniknęła. Tak, jakby ktoś machną czarodziejską różdżką i wszystko wróciło do normy.
Rzwawym krokiem ruszyłam ku piekarni. Całkiem szybko się tam znalazłam.
Mama właśnie obsługiwała jakąś kobietę, więc ja podeszłam do półki z drożdżówkami i wybrałam dla nas dwie.
- Cześć mamo - powiedziałam podchodząc do lady.
- Cześć słoneczko. Brakło wam czegoś? - zapytała odwracaj się do mnie.
- Nie - zaśmiałam się. - Pomyślał, że zjemy na śniadanie drożdżówki. - uśmiechnęłam się.
Mama uśmiechnęła się i zapakowała mi owe drożdżówki.
- Smacznego! - zawołała, kiedy odchodziłam.
- Dzięki mamo! - zawołałam wychodząc z piekarni.
Wyszłam z budynku z uśmiechem na twarzy. Drożdżówki były świeże, a ich zapach działał na moje kubki smakowe. Chce je już zjeść!
- Kierunek mleko! - pomyślałam i zaśmiałam się.
Weszłam szybko do sklepu i raz, dwa kupiłam butelkę mleka. Miałam szczęście, bo nie było kolejki.
Wyszłam z piekarni i nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek. Zdziwiona szybko odwróciłam głowę do tyłu.
- Dzień dobry! - uśmiechnął się chłopak.
- Cześć Edek! - zaśmiałam się. - Ale mnie przestraszyłeś.
- Przepraszam, nie chciałem.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się i zaczęłam iść, a chłopak razem ze mną. - Masz jakąś sprawę do mnie, nieprawdaż? - zaśmiałam się.
- Co ci się stało? - zapytał wskazując na usztywnioną lewą rękę.
- Wypadek przy pracy. - wzruszyłam ramionami. - Spadłam z taboretu w piekarni.
- Ty to masz szczęście. - zaśmiał się.
- Cała ja! - zaśmiałam się razem z nim.
- Chciałbyś iść dziś ze mną do kina? - zapytał patrząc do przodu.
Ręce trzymał w kieszeni. Lubił to robić. Miałam wrażenie, że dodaje sobie tym otuchy.
Mój uśmiech zamienił się w lekki grymas. Teraz w kinie puszczają same niemieckie świństwa..
- Ten jest rosyjski. - uśmiechnął się widząc moją niepewną minę. - Wiem, że w życiu byś nie poszła na coś niemieckiego.
- Dobrze mnie znasz. - zaśmiałam się lekko. - O której?
- Zadzwonię do ciebie. Muszę sprawdzić, czy jest przed południem czy po południu, bo nie jestem pewien. - wytłumaczył.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się.
- Czyli jesteśmy umówieni? - dopytał.
- Tak. - zaśmiałam się.
- To lecę sprawdzić o której grają. Do zobaczenia! - zawołał i pobiegł.
- Do zobaczenia! - zaśmiałam się i pokiwałam głową z rozbawienia.
Poszłam w stronę swojej kamienicy i już po kilku minutach byłam na miejscu. Weszłam do mieszkania i od razu poszłam do kuchni. Przy stole siedział Tadeusz, który opierał głowę na rękach. Gdy mnie zobaczył momentalnie zerwał się z miejsca.
- Gdzieś ty była?! - zawołał.
- Tadeusz uspokuj się. - zakpiłam. - Byłam u mamy w piekarni, po drożdżówki na śniadanie i po mleko. - powiedziałam i położyłam wymienione produkty na stole.
- Nie mogłaś mi powiedzieć? - zapytał z wyrzutem. - Wystraszyłem się.
- Miałam cię obudzić? - zapytałam unosząc brew.
- Tak. Jesteś ważniejsza niż sen. - powiedział stanowczo.
- Nie przesadzaj. Powinieneś się wysypiać, zwłaszcza na akcje. - powiedziałam i położyłam przed nim talerz z drożdżówką i szklankę z mlekiem.
- Mówię poważnie Anastazja. - powiedział siadając do stołu, a ja uczyniłam to samo. - Mogłaś chociaż jakiś liścik zostawić.
- Zapamiętam. - przewróciłam oczami.
Zaczęliśmy jeść nasze śniadanie.
- O której macie akcje? - zapytałam.
- Po południu. - oznajmił. - A co?
- Idę dziś z Edkiem do kina, dlatego pytam.
- Pogrzało cię? - zapytał - Chcesz iść do kina akurat w dzień gazowania?
- Nie mogłam mu odmówić! - powiedziałam wymachując rękoma.
- O której? - westchnął.
- Jeszcze nie wiem. Są dwa sense. Po południu i przed południem. Edek miał sprawdzić jeszcze dokładnie i zadzwonić, żeby się umówić na daną godzinę. - wyjaśniłam.
- Miejmy nadzieję, że pójdziecie na ten przed południem.
- Też mam taką nadzieję. - uśmiechnęłam się.
Właśnie rozbrzmiał telefon.
- O wilku mowa! - zaśmiałam się.
Tadeusz wybuchnął śmiechem. Bo wiecie.. O wilku mowa, a Edward WILCZYŃSKI. Wybuchnęłam śmiechem razem z nim. Ah te gry słów..
- Słucham? - zapytałam podnosząc słuchawkę.
- Nie myliłem się, jest po południu i przed południem. - wyjaśnił Edek. - Który bardziej ci pasuje?
- Ten przed południem. - uśmiechnęłam się widząc jak Tadeusz mi się przygląda. - O której dokładnie? - dopytałam.
- O jedenastej.
- Świetnie! Gdzie się spotkamy? - zapytałam.
- Może przed twoją kamienicą? W pół do? - zaproponował.
- Mi pasuje. - zaśmiałam się. - Do zobaczenia!
- Do zobaczenia! - i odłożyłam słuchawkę.
- Widzisz? - zapytałam podchodząc do Tadeusza. - Każdemu można dogodzić. - uśmiechnęłam się patrząc na niego z dołu.
- Urośnij kurduplu. - zaśmiał się i zrobił mi pstryczek w nos.
- Pfff - fuknęłam.
- Masz szczęście, że Edek zawsze ci się podporządkowywuje. - powiedział siadając na fotelu.
- Co to znaczy? - zapytałam zdezorientowana.
- Zawsze robi wszystko, żebyś to ty była zadowolona. Przecież mógł ci odgórnie narzucić na który seans idziecie, ale podporządkował się twojej decyzji. - wyjaśnił przewracając oczami.
- To dobrze czy źle..? - zapytałam niepewnie.
- Dobrze. To znaczy, że bardzo sobie ceni twoje zdanie i dobro. - uśmiechnął się. - Dlatego ja go lubię.
Przewróciłam oczami. No oczywiste.. Zaraz zejdziemy na temat, którego nie chce z Tadkiem poruszać.
- Cieszę się. - powiedziałam kończąc temat. - O której dokładnie macie akcje?
- O piętnastej. - oznajmił i zaczął czytać książkę.
- Świetnie - pomyślałam.
Do jedenastej miałam jeszcze niecałe trzy godziny.
***
- Idziesz już? - zapytałam zdziwiona widząc, iż Tadeusz się szykuje.
- No tak. - wzruszył ramionami.
- Chłopie jest dziesiąta. Co ty tam będziesz robić do piętnastej? - zapytałam przewracając oczami.
- Muszę iść najpierw do Orszy, obgadać wszystko. Potem zbiórka i rozdawanie amunicji. Musimy jeszcze wszystko ustalić, dogadać, skorygować. Sama dobrze wiesz, jak to wygląda. - wyjaśnił.
- Ale tyle godzin? - zapytałam niedowierzając.
- Odlicz spóźnienia. Ostatnio prawie godzinę czekaliśmy na niektórych. - założył ręce na klatkę piersiową.
- Niech ci będzie. - przewróciłam oczami. - Będę w mieszkaniu w czasie akcji, tak jak ustaliliśmy.
- Mam nadzieję. - mruknął.
- Powodzenia! - zaśmiałam się.
- Dzięki. Nawzajem! - pocałował mnie szybko w czoło.
- I spokojnie! - zawołałam jak już miał wychodzić.
- Jak na wojnie! - zaśmiał się i szybko wyszedł.
I znowu sama..
Poszłam sobie zrobić kawy, bo czułam, że mogę zasnąć czekając jeszcze te pół godziny w samotności. Zagotowałam wodę i zaczęłam zalewać kawę, kiedy usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Odstawiłam czajnik na miejsce.
- Czego zapomniałeś? - zapytałam nie odwracając się.
- Ciebie! - zawołał chłopak łapiąc mnie za boki.
Podskoczyłam przestraszona.
- Janek! - zawołałam oburzona. - Masz szczęście, że odstawiłam ten czajnik!
- Oj przepraszam. - zaśmiał się.
- Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwona.
- A to już nie mogę cię tak po prostu odwiedzić? Wiedziałem, że siedzisz sama w domu, to przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa. - powiedział opierając się o blat kuchenny.
- Takie bajeczki to nie mi. - zaśmiałam się. - Tadeusz już wyszedł.
- A to menda jedna! - zawołał. - Kazał mi tu przyjść, bo mówił, że pójdziemy razem, a sam już poszedł!
Zaśmiałam się widząc jak się wkurza.
- To nie jest śmieszne! - zawołał oburzony.
- Ty jesteś śmieszny! - uśmiechnąłem się. - Najbardziej wtedy, jak się denerwujesz. Wyglądasz jak mały chłopczyk obrażony o to, że ktoś mu zabrał lizaka. - zaśmiałam się.
- Ah tak? - zapytał unosząc brew. - To ty chyba nie wiedziałaś siebie jak się denerwujesz. - założył ręce na klatkę piersiową.
- Ja? Ja się nie denerwuje. - powiedziałam z wyższością.
- Tak, tak, a ja odkryłem Amerykę. - zakpił. - To co kruszynko? Jakie masz plany na dziś?
- Jestem umówiona. - powiedziałam z tajemniczym uśmiechem.
- Umówiona..? - powtórzył niepewnie.
- No tak. Z Edkiem idziemy do kina. - wyjaśniłam.
- Z Edkiem.. - powtórzył po cichu Janek.
Nie krywajmy. Chłopaka to zabolało. Nie pasowało mu to, że Anastazja jest z kimś umówiona, a zwłaszcza, że tym kimś miał być Edward Wilczyński, którego po prostu nie trawił. Jednak wiedział, że nic nie stanie Ance na przeszkodzie do spotkania się z owym młodzieńcem. Nawet on. Już kiedyś się o niego kłócili, nie chciał tego powtarzać.
- A o której? Wiesz przecież, że dziś będziemy gazować.. - nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Tak wiem. - powiedziałam, jakby była to najbardziej banalna rzecz na świecie. - O jedenastej.
Nagle rozległ się dźwięk telefonu.
Razem z Bytnarem od razu spojrzeliśmy w stronę dzwoniącego urządzenia.
- Może Tadeusz czegoś zapomniał.. - powiedziałam i udałam się od razu do telefonu.
- Słucham? - zapytałam niepewnie.
- Anka przepraszam.. - powiedział smętny głos.
- Edek co się stało? - zapytałam zdziwiona.
- Nie mogę wyjść o jedenastej. Mama wyszła i wróci dopiero na trzynastą. Muszę zająć się Leną. - powiedział ze skruchą.
- Oj nie szkodzi. - powiedziałam. - Najważniejsze jest, żebyś zajął się siostrą.
- Możemy iść na ten seans po południu? - zapytał z nadzieją w głosie.
Przecież wiedziałam doskonale, że po południu jest akcja gazowania. Ale skoro chłopcy zebrali się tam wcześniej.. Może przełożą akcje na później? Albo na wcześniej?
- Dobrze.. - powiedziałam. - A o której?
- Seans jest o piętnastej. Przyjdę po ciebie w pół do. - oznajmił.
- Dobrze.
- Dziękuje ci bardzo. - powiedział.
- Nie ma za co. - zaśmiałam się. - To ja dziękuję. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - i odłożyłam słuchawkę, ponownie już tego dnia.
Ciągle trzymając słuchawkę westchnęłam ciężko.
- Co? Edek odwołał? - zapytał Janek z kuchni.
- W pewnym sensie. - weszłam do kuchni. - Janek mam do ciebie ogromną prośbę. - powiedziałam.
Podeszłam do niego i stanęłam na wprost patrząc mu w oczy.
- Jaką? - zapytał patrząc na mnie i uśmiechnął się łobuzersko.
- Proszę powiedz Tadeuszowi, że musicie przełożyć akcje na godzinę później albo wczesniej. Macie zbiórkę pięć godzin wcześniej, więc przesunięcie akcji nic nie zmieni. - wyjaśniłam. - Błagam cię! - złapałam go za rękę.
- Anastazja, ale ja nie wiem.. - powiedział niepewnie.
- Proszę! - błagałam. - Przecież ja wiem, że możecie ją przesunąć! - powiedziałam oburzona. - Gdybym mogła sama powiedziałbym to Tadeuszowi, ale obiecałam nie ruszać się z domu, dopóki nie będzie czas na wyjście.
- Dobrze. - przewrócił oczami. - Dla ciebie zrobię wyjątek. Nie myśl, że można mnie tak łatwo przekupić.
- Nic ci nie zaproponowałam. - zaśmiałam się.
- Ale chciałaś. - mrugnął do mnie.
Momentalnie poczułam, jak robi mi się gorąco, a moje policzki robią się czerwone. Co prawda, to prawda. Chciałam mu zaproponować za to buziaka, ale skoro zgodził się bez..
- Wiesz co? Ja chyba jednak mu nie powiem. - zaśmiał się.
- Janek! - zawołałam naburmuszona.
Chłopak spojrzał na mnie, a palcem wskazującym wskazał na policzek.
- To jest szantaż! - zawołałam.
Janek ponownie wskazał na policzek, wyczekując "zapłaty".
Przewróciłam oczami i stanęłam na palcach, aby go dosięgnąć. Dałam mu buziaka w policzek. Ale nie odsunęłam się od razu.. Nie chciałem się odsuwać..
- Musisz tam iść? - wyszeptał mi do ucha Janek.
Miły dreszcz przeszył moje ciało pod wpływem jego głosu. Spojrzałam na niego wciąż będąc bardzo blisko siebie.
- Nie muszę. Chce. - wyszeptałam patrząc mu w oczy.
Nagle zaczeliśmy się powoli zbliżać. Już stykaliśmy się nosami, miałam zamknięte oczy. Jednak opamiętałam się. Westchnęłam i odsunęłam się od chłopaka.
- Tak.. - wygladziłam dłonią jego koszulę, nadal stojąc na wprost niego w tej samej odległości. - Spóźnisz się..
- Tadeusz mnie zabije. - zaśmiał się lekko. - Miłego seansu. - powiedział i szybkim ruchem pocałował mnie w policzek.
Nawet nie zdarzyłam zareagować, a on juz był przy drzwiach.
- Dziękuje - powiedziałam, a on wyszedł z mieszkania.
Palcami dotknełam policzka, a moja twarz pokryła się krwistym rumieńcem.
- Oj głupia.. - powiedziałam sama do siebie.
*Pov.Janek*
- Miłego seansu. - zakpiłem z własnych słów, idąc ulicami Warszawy.
Co mnie podkusiło, żeby życzyć im jeszcze udanego seansu?! W cholerę z tym Edkiem!
Szłem szybko, ręce trzymałem w kieszeni. Chciałem szybko dotrzeć na miejsce zbiórki, bo spodziewałem się już solidnej nagany od Zawadzkiego za spóźnienie.
Wiatr mierzwił mi włosy, ale to mnie mało interesowało. Wciąż czułem na policzku odtyk ust młodej Zawadzkiej..
Było w nich coś takiego innego.. Coś co potrafiła dać tylko ona.. Tylko jej pocałunki były takie. Nawet tylko te w policzek. Takie niepewne, delikatne, a zarazem przepełnione czułością. Potrafiła wziąść kilka kontrastujących rzeczy i stworzyć z nich swoją prywatną mieszankę. Coś co było tylko jej i należało tylko do niej. Tak jak wspomniałem. Coś co potrafiła dać tylko ona..
W końcu trafiłem na miejsce zbiórki. O dziwo wszyscy chłopcy razem z Niką już byli.
- Spóźnienie Rudy. - powiedział Zośka patrząc na zegarek.
- Nie spóźnił bym się, gdybyś mnie uprzedził, że nie mam iść do ciebie. - mruknąłem.
- Zapomniałem ci powiedzieć. - powiedział uderzając się w czoło. - Anka jeszcze była?
- Była, powiedziała mi, że poszłeś. - oznajmiłem.
- Wychodziła już? - zapytał.
- Nie.
- A co? Zmienili plany? - zapytał zdziwiony.
- Nie. - odpowiedziałem.
W mojej głowie zapaliła się żarówka świecąca wręcz oślepiającym światłem. Odpłacę się Wilczynskiemu pięknym za nadobne.
- Dobrze Zośka, przejdźmy do planu. - powiedziała Nika i rozłożyła plan okolic kin na trawie.
***
- Rozumiemy się? - zapytał Zośka po wyjaśnieniu całego planu działania.
- Anoda jak brzmi hasło? - zapytała Nika widząc, iż wspomniany chłopak gada sobie niewzruszony z Czarnym Janiem.
- Tylko Nika siedzi w kinie. - powiedział prześmiewczo. - Oj pani dowódco! Pani chyba nie myśli, że nie słuchałem pani świetnego wykałdu? - zapytał uśmiechnąć się. - Pani się nie da oprzeć. Choćbym chiciał nie słuchać, to i tak był słuchał.
Aniela na pewno mogła się cieszyć powodzeniem wśród chłopaków z harcerstwa. Zwłaszcza dziś, kiedy była jedyną dziewczyną. Czasami utrudniało to pracę, bo chłopcy za wszelką cenę chcieli jakoś zagadać do owej blondynki, ale dziewczyna dawała sobie świetnie radę.
*Pov.Anastazja*
Właśnie wychodzę z kamienicy, żeby spotkać się z Edkiem. Ciekawa jestem czy zrobili akcje wcześniej czy zrobią ją później.
- Dzień dobry po raz kolejny. - powiedział uśmiechnięty Wilczyński.
- Dzień dobry - zaśmiałam się.
- To dla ciebie. - wyłonił zza pleców czerwoną różę. - Na przeprosiny i tak po prostu.
- Dziękuje, nie trzeba było. - uśmiechnąłem się i powąchałam kwiat.
Stanęłam na palcach i dałam chłopakowi buziaka w policzek. Widać było, że się zdziwił, a potem zarumienił się, w sumie tak jak ja.
Podał mi ramię, oczywiście do tej zdrowej ręki, które przyjęłam i zaczęliśmy iść w stronę kina.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, kupiliśmy bez problemu bilety i zajęliśmy miejsca w środkowym rzędzie z prawej strony.
*Pov.Janek*
W tym samym czasie, kiedy Anka i Edek weszli do kina.
Mieliśmy dobry plan. Skorygowaliśmy błędy popełnione na pierwszej akcji i teraz byliśmy prawie pewni powodzenia. Jeszcze pewniejszy byłem powodzenia mojej "osobistej małej akcji".
Nika dziś, jak i na poprzedniej akcji przyjechała rowerem. To ona stoi na czatach koło kina, a rower jest przydatny, gdyby musiała szybko uciekać. Alek wrzuca puszkę, ja krzyczę hasło, a Zośka zajmuje się facetem od biletów. Wszystko idealnie. Musieliśmy teraz tylko zaczekać na odpowiedni moment.
*Pov.Anastazja*
Była już jakaś połowa filmu. Co prawda niezbyt umiem rosyjski, może jakieś poszczególne słówka, ale wszystko dało się zrozumieć z kontekstu. Była to jakaś komedia. Przyznać muszę, że niczym nie dorównuje naszym polskim komediom.
W całym kinie była nieskazitelna ciecza, czasami tylko można było usłyszeć jakieś szepty. Jednak moją uwagę przykuł jeden dźwięk. Dzwięk puszki.
Nagle w mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl. Już wiedziałam, co się święci.
BĘDĄ GAZOWAĆ KINO
Jednak czemu? Czemu nie przesunęli akcji? Nie dało się? A jeżeli nie, to czemu mnie nie poinformowali?
Ocknęłam się z myśli, kiedy usłyszałam charakterystyczny syk. Na sali jeszcze nikt nie spodziewał się tego, co tu się wydarzy.
Wstałam z miejsca, na szczęście nikt tego nie zauważył, bo było ciemno. Zaczęłam się rozglądać, żeby choć dojrzeć któregoś z chłopców. Jednak na próżno.
- Edek wiejemy. - powiedziałam podchodząc do naszego rzędu.
Jednak nic nie usłyszałam. Zero reakcji. Czyżbym pomyliła rząd? Teraz nie to było ważne. Gaz zaczął się ulatniać, a na sali zapanował chaos.
- TYLKO ŚWINIE SIEDZĄ W KINIE! - zawołał głos Rudego.
- Edek? Edek?! - zaczęłam się rozglądać po całej sali.
Nie mogłam go tu zostawić i uciec samemu. Przyszliśmy razem i wyjdziemy razem.
Nagle poczułam, że tracę grunt pod nogami. Ktoś mnie podniósł, a ja straciłam kontakt z podłogą.
- Edek! Dzięki Bogu! - powiedziałam kaszląc lekko.
Objęłam jego szyję wolną ręką, aby się lepiej trzymać, a twarz schowałam w zagłębieniu jego szyi, aby ograniczyć ilość gazu wdychanego przez moje płuca.
A w sali została róża, którą podarował Edward Anastazji. Czerwona róża podarowana przez młodzieńca dla swojej ukochanej. Jednak na róże gaz nie działa. Tak samo jak wojna na miłość. Miłość potrafi rozkwitać podczas wojny, tak jakby chroniła ją jakąś magiczna bariera. Tak samo róże coś chroniło. Chroniła ją miłość. Jednak czy ta miłość miała rację bytu? Czy kiedyś będzie mogła na stałe zakiełkować w sercu ich obojga? Jedno jest pewne. Miłość przeżyje nawet wojnę jeśli trzeba. Musimy dać jej tylko taką możliwość.
Wyszliśmy z kina, a ja ujrzałam światło dzienne.
- Fajny był film? - zapytał.
Otwarłam oczy ze zdziwienia. Podniosłam głowę i nie mogłam uwierzyć.
- Janek?! - zawołałam.
- A co myślałaś? - zaśmiał się. - Masz szczęście, że cię zobaczyłem, bo byś miała całe oczy załzawione od tego gazu. - kiwnął głową na zagazowane kino.
Stanęliśmy przed nim.
- Puśc mnie natychmiast. - powiedziałam stanowczo.
Chłopak od razu zrobił to o co prosiłam.
- Przecież mieliście to przełożyć! - zawołałam zbulwersowana.
- Zapomniałem! - zawołał. - Mi też się zdarza!
- Janek.. - powiedziałam zażenowana. - Gdzie Edek? - zapytałam uświadamiając sobie, że nigdzie go nie widzę.
- Wyszedł jeszcze szybciej niż my. Zwiał ile sił w nogach. Chyba zapomniał, że przyszedł tu z uroczą panienką. - uśmiechnął się łobuzersko.
Byłam zaskoczona zachowaniem Wilczyńskiego. Czy on naprawdę po prostu uciekł? Beze mnie? Jednak wolałam zostawić do w spokoju. Jak się z nim kiedyś spotkam, to o tym porozmawiamy.
- Masz szczęście, że film był nudny. - zaśmiałam się lekko.
- Widzisz? Uratowałem cię nie tylko od gazu, ale też od nudy. - zaśmiał się.
- Mój bohaterze. - zakpiłam i przewróciłam oczami.
- Dostanę nagrodę? - przybliżył się do mnie.
- Nagrodą powinno być dla ciebie to, że nie zbeształam cię na oczach Warszawiaków. - zrobiłam mu pstryczka w nos.
- Chyba przeżyje bez nagrody. - zaśmiał się.
Jednak chłopak skłamał.
*Pov. Janek*
Skłamałem, prawda. Jednak w dobrej sprawie! A przynajmniej dobrej dla mnie..
Edek nie uciekł. Szczerze wątpię, że zostawił by Anastazję samą. Jednak utrudniliśmy mu ucieczkę.
Kiedy ja wyprowadziłem Ankę, Maciek miał się zająć Edkiem i zamknąć go w jakimś schowku. Tak, Maciek wiedział o wszystkim.
Podczas podróży do kina
Szliśmy z Maćkiem właśnie w stronę kina. Postanowiłem ulepszyć mój plan, ale do tego potrzebowałem sojusznika. Zaprzyjaźnionego i lojalnego sojusznika. Kogoś, kto w tej sprawie stoi po mojej stronie.
- Maciek? - zapytałem.
- Co jest? - zapytał śmiejąc się.
- Mam prośbę.
- Niby jaką? - zakpił.
- Musisz mi pomóc zrealizować plan. - oznajmiłem.
- Jaki plan? Rudy do rzeczy. Nie baw się w kotka i myszkę. - powiedział stanowczo.
- Anka teraz idzie do kina. Będzie na tym seansie, który my mamy gazować. - nie pozwoli mi dokończyć.
- Jak to? Nie miała iść wcześniej? - zapytał zdziwiony.
- Miała, ale Edek przełożył. - wyjaśniłem.
- Musimy powiedzieć Zośce! Nie możemy gazować, kiedy tam jest Anka! - zatrzymał się, a ja uczyniłem to samo.
- Możemy. Właśnie o to chodzi. My musimy zagazować to kino.
- Rudy odbiło ci do reszty? Co? Znowu się pokłóciliście? Nie tak się załatwia takie sprawy! - powiedział zbulwersowany.
- Alek nie! Daj mi dokończyć! - zawołałem wkurzony.
- Mów. Byle szybko. - powiedział zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Zagazujemy, ale od razu pójdę tam po Ankę. A ty jestem mi potrzebny w czym innym.
- Niby w czym?
- Zajmiesz się Wilczyńskim. - oznajmiłem z wyższością.
- Pogrzało cię? - powiedział niedowierzając.
- Nie. Zamkniesz go w jakimś schowku czy gdzieś, a potem wypuścisz.
- Rudy, ja nie..
- Jesteś ze mną czy przeciwko mnie? - zapytałem stanowczo.
- Z tobą, ale.. - westchnął.
- Alek na litość boską! - zawołałem. - Jakby do Basi ci się przymilał jakiś kretyn to też byś tak postąpił. - założyłem ręce na klatkę piersiową.
- Ale ty nie jesteś z Anastazją w związku, mój drogi. - zaśmiał się.
- To tylko kwestia czasu. - mruknąłem. - Proszę zgudź się!
- Masz szczęście, że nie przepadam za Edkiem, bo w innym wypadku bym się nie zgodził. - zaśmiał się.
- Maciek dziękuje! - zawołałem uradowany. - Kupię ci najlepszą polską wódkę!
- Mam nadzieję! - zaśmiał się.
- Chodź mamy zbiórkę. - oznajmiłem.
- Gdzie? - zapytała brunetka.
- Tu niedaleko. - powiedziałem i zagwizdałem.
- Po co gwiżdżesz? - zapytała zdziwona.
- Daje znać Maćkowi, że już idziemy. Miał stać na czatach, kiedy cię wyprowadzałem. - wyjaśniłem.
Oczywiście było to nie prawdą. W ten sposób dałem Maćkowi znak, że my już idziemy i może puścić Edka, a tym samym iść już na zbiórkę.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu zbiórki, Maciek już tam był, co mnie zdziwiło.
- Anka co ty tu robisz? - zapytała Aniela, z jak dla mnie udawanym zdziwieniem.
- Byłam w kinie podczas akcji. - powiedziała spoglądając na mnie.
- Jak to? - zapytał Tadeusz z również udawanym zdziwieniem.
- Zapomniałem o tym, że kazała mi przekazać, że przełożyli spotkanie. - wzruszyłem ramionami.
Zauważyłem jak Aniela patrzy na Pawła i przytakuje głową.
- Chodź Anastazja opowiemy ci, co się u nas działo na akcji! - powiedział podchodząc do niej. - Nie uwierzysz! - zaśmiał się.
Odprowadziłem ich wzrokiem, a oni udali się trochę dalej z resztą chłopców, którzy byli na akcji w drugim kinie.
- Janek nas nie oszukasz. - powiedział Tadeusz spoglądając, czy jego siostra nadto się oddaliła.
- Nie wiem o czym mówisz. - zaprzeczyłem.
- Stary, oni wiedzą.. - powiedział Maciek i spuścił głowę.
- Powiedziałeś im?! - zapytałem z wyrzutem.
- Nic nam nie musiał mówić. - odezwała się blondynka. - Twój plan miał pewne braki, kochaniutki. - spojrzała na mnie stanowczo.
- Jak się dowiedziliście? - westchnąłem, wiedząc, że i tak dostanę naganę.
- Zdziwiłem się, że Maciek długo nie wracał. Poszedłem do kina, a on czekał wciąż na twój sygnał. Wypuściliśmy Edka tak, żeby nas nie widział, a potem zażądałem wyjaśnień. - wytłumaczył Zawadzki.
- Świetnie.. - mruknąłem.
- Nie będę robił ci wykładów. Sam dobrze wiesz, że źle postąpiłeś. Ale teraz powiem ci dwie ważne rzeczy, jako twój dowódca i jako przyjaciel. Jako dowódca jestem zmuszony udzielić ci nagany. Postąpiłeś nierozsądnie. Po pierwsze naraziłeś innych członków akcji, czyli Alka i poniekąd też Ankę. - wskazał na dryblasa. - Po drugie naraziłeś całą drużynę. Pomyślałeś, co by było, gdyby ktoś został ranny? Poszedł by do naszego mieszkania, w którym powinna być Anka i jej tam nie zastał? Mógłby zginąć na miejscu Rudy! Tu nie chodzi o nic tylko o to! Tysiąc razy mówiłem Ance, żeby siedziała w domu w czasie akcji, a ty bezmyślnie to zlekceważyłeś. Po trzecie i najważniejsze. Nie powinniśmy mieszać spraw prywatnych w akcję. Rozumiesz? Wiem, że to nie łatwe, ale to dla naszego dobra. Zapamiętaj to. - pogroził mi palcem. - Jako przyjaciele powiem ci tak.. - westchnął. - Rozumiem, że informacja, iż Anka wychodzi gdzieś z Wilczyńskim nie była dla ciebie radosna, ale to jest życie Anastazji. To ona podejmuje decyzję. - zakończył.
Już miałem coś powiedzieć, ale Aniela mi nie pozwoliła.
- Teraz ja. - powiedziała patrząc na mnie. - Jako zastępca dowódcy, a tym samym twój dowódca, potwierdzam to co powiedział Zośka. To było bardzo nie odpowiedzialne z twojej strony. Jednak jako przyjaciółka mam nieco inne zdanie. - uśmiechnęła się. - Owszem, Anastazja ma swoje życie tu się zgadzam. Ale Janku dobrze wiesz, że jestem po twojej stronie, więc jak dla mnie czyn ten był naprawdę szlachetny. - poklepała mnie po ramieniu. - Następnym razem też chcę brać udział. - powiedziała mi na ucho.
Wiedziałam dobrze, że Aniela też nie przepada za Edwardem. Cieszę się, że mam tyłu sprzymierzeńców.
Widziałem niezbyt zadowoloną minę Taduesza.
- Tadek zrozum.. - zacząłem.
- Nie Janek, to ty zrozum.. - zaczął. - A dobra nie ważne. - machnął ręką.
Odszedł i poszedł w kierunku parku.
- Możecie się rozejść. - powiedziała Aniela. - Pójdę do niego. - powiedziała do nas z lekkim uśmiechem.
*Pov.Aniela*
Wsiadłam na rower, żeby dogonić Tadeusza, który był już w parku. Kiedy go zlokalizowałam podjechałam do niego i położyłam rower na ziemi.
Chłopak siedział na trawie pod drzewem. Bawił się kłuskami zielonej trawy, która przeplatała się pomiędzy jego smukłymi palcami.
Podeszłam i usiadłam obok niego.
- Powiesz mi o co chodzi? - zapytałam po cichu.
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie. - spojrzał na mnie.
- Rozumiem.. - westchnęłam. - Miałam ostatnio dużo pracy i po prostu byłam tym wszystkim poddenerwowana. Ale już jest wszystko dobrze. - uśmiechnęłam się.
- Nie musisz kłamać. Jak nie chcesz to nie mów, zrozumiem. - westchnął.
Doskonale wiedział, że kłamałam. Za długo mnie znał. Serce mi się kroiło widząc go smutnego. Chciałam mu powiedzieć, ale wolałam to zostawić dla siebie.
- Kiedyś ci powiem, obiecuję. - złapałam go za rękę, a on na mnie spojrzał.
- Myślałaś, kiedyś co by było, gdyby nie wojna? - zapytał patrząc na zachód słońca.
- Czasami.. - westchnęłam. - Ale sądzę, że tak jest nawet lepiej. - spojrzałam na niego ponownie.
- Naprawdę? - zaśmiał się lekko.
- Tak. Wojna zbliża nas do ludzi, bo boimy się ich stracić. - uśmiechnęłam się do niego. - W czasie wojny rozkwita miłość. Taka, jakiej inni nie przeżyją, bo można ją przeżyć tylko w czasie wojny.
Położyłam dłoń na jego policzku. Patrzyłam mu w oczy, a on mi.
Cieszę się, że jednak się opamiętałam. Że dzięki Ance uświadomiłam siebie, że to jego kocham. Że to do Taduesza żywię to piękne uczucie zwane miłością.
Tadeusz wpatrywał się w blondynkę jak w najpiękniejszy obrazek. Tak dawno nie rozmawiali tak po prostu. Przecież dażył ją uczuciem. Chciał ją chronić, wiedzieć co jej leży na sercu. Przeżywać z nią te złe, jak i te dobre chwile. Miał świadomość, że dziewczyna jest swego rodzaju dla niego tajemnicą, bo przecież nie wiedział o niej wszystkiego, a przecież znali się tyle lat. Jednak paradoksalnie miał wrażenie, że on jak i ona znają siebie nawzajem na wylot. Kochał gdy go dotykała. Kochał dotyk jej dłoni. Zawsze jej ruchy były pewne, zawsze wiedziała czego chce i dostawała to w postaci odwzajemnionego dotyku.
- Mówisz, że rozkwita miłość? - zapytał uśmiechnąc się.
- Tak. - odpowiedziałam pewnie.
Wciąż trzymając dłoń na jego policzku przybliżyłam jego twarz do mojej i złączyłam nasze usta. To właśnie tego mi brakowało. Chłopak odwzajemnił pocałunek od razu. W końcu z braku powietrza oderwaliśmy się od siebie i oparliśmy się o siebie czołami. Uśmiechaliśmy się do siebie nawzajem. Jeszcze raz szybko pocałowałam go w usta, wstałam i szybko podeszłam do roweru.
- Serwus! Nie siedź do późna, bo zmarzniesz! - zawołałam uśmiechnięta od ucha do ucha i wsiadłam na rower.
*Pov.Edward*
Szedłem chodnikiem w celu powrotu do domu. Nie wierzę, że dałem się zamknąć w tym cholernym schowku. Mam tylko nadzieję, że Anastazji nic się nie stało..
- Do zobaczenia! - usłyszałem melodyjny głos owej brunetki.
Wychyliłem głowę zza budynku i zobaczyłem Bytnara i Anastazję. Chłopak pocałował ją w wierzch dłoni i uśmiechnięty od ucha do ucha zaczął odchodzić.
- Dzięki za ratunek! - zaśmiała się Anka.
- Dla ciebie wszystko! - odpowiedział jej odwracając się i idąc tyłem.
Szybko ruszyłem w swoją stronę przeklinając pod nosem.
Czyli to tak. Mogłem się domyśleć, że to jego sprawka.
- Ale to ja wygram tę wojnę. - powiedziałem i ruszyłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Oczywiście Edkowi chodziło o wojnę o Anastazję ^^ Nie o tą prawdziwą xD
A więc tak! Oto kolejny rozdział!
Przepraszam, że musieliście na niego tyle czekać. Miałam dużo, bardzo DUŻO prac domowych :c
Co myślicie o tym rozdziale? Podzielcie się w komentarzu! Bardzo lubię czytać wasze opinie! Motywują mnie bardzo do pisania! 💕
Z góry przepraszam za wszelkie literówki!
dodany – 25 marca 2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top