Rozdział 27

Marzec 1940

Dziś wszyscy jesteśmy umówieni na zbiórkę, tam gdzie zawsze. To właśnie dziś złożymy przysięgę i już oficjalnie będziemy członkami Szarych Szeregów. Nareszcie! Dziś też Henryk zostanie oficjalnie do nas przyjęty, poznamy jego pseudonim, jak i pozna go reszta harcerzy.

Zerwałam się szybko z łóżka podekscytowana dzisiejszym dniem. Podeszłam szybko do szafy, wyjęłam moje spodnie z kompletu do "mundurka" i kurtkę, i schowałam wszystko do torby. Ponownie stanęłam przed szafą, wyjęłam z niej fiołkową sukienkę z kołnierzykiem. Szybko poszłam do łazienki, odświeżyłam się i ubrałam. Zaczęłam pleść warkocza, ale za nic nie chciał mi wyjść. Non stop myliłam "kroki", a do tego strasznie trzęsły mi się ręce. W końcu zrezygnowana zostawiłam je rozpuszczone.

- Zaplotę go przed zbiórką.. - mruknęłam do swojego odbicia w lustrze.

Wyszłam z łazienki i od razu podążyłam w stronę kuchni. Tadeusz razem z mamą jedli tam już śniadanie. Zauważyłam na stole naszykowaną porcje też dla mnie. Jednak zobaczyłam, że nie ma herbaty, więc postanowiłam ją zaparzyć. Kiedy woda się zagotowała nalałam wrzątku do filiżanek i położyłam je na tacce. Powoli szłam, aby donieść je do stołu jednak ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Cała tacka, a z nią wszystkie trzy filiżanki runęły na podłogę. Filiżanki się potłukły, a herbata rozlała.

Przetarłam zrezydnowana dłonią twarz.

- Nic mi dziś nie wychodzi.. - powiedziałam i przykucnełam przy kawałkach filiżanki.
- Anastazja, każdy ma gorszy dzień.. - powiedziała mama przykucając obok.
- Auć! - zawołałam i od razu podniosłam rękę.
- Chcesz być lekarzem i nie wiesz, że nie dotyka się szkła gołymi rękami. - warknął Taduesza łapiąc mnie za rękę.

Odkręcił szybko kran i podłożył moją dłoń pod strumień wody.

- Piecze. - syknęłam.
- Zaraz przestanie. - powiedział łagodnie.

Moja dłoń była cała pokaleczona. Mama w tym czasie posprzątała całe szkło i starła kałuże herbaty. Przy okazji przyniosła bandaż.

- Dzieci ja idę. - powiedziała zakładając płaszcz. - Anka uważaj na siebie. - pogroziła mi palcem.
- Będę. - powiedziałam uśmiechając się lekko.

Tadeusz zaczął bandażować moją dłoń.

- Ty to masz szczęście.. - mruknął.
- Też cię kocham. - odparłam. - O której zbiórka?
- O dziesiątej. - powiedział kończąc bandażować moją dłoń. - Gotowe.
- Dzięki. - powiedziała i wzięłam się za jedzenie śniadania.

W tym czasie Tadek postanowił, że to on zrobi herbatę.

Jakieś pół godziny później byliśmy już po śniadaniu.

- Reszta tu przyjdzie? - zapytałam siadajc na sofie.
- Nie. Jak będziemy iść na miejsce to będą się powoli dołączać. - powiedział łapiąc za gazetę.
- A Heniek? - zapytałam bazgrając coś długopisem.
- Heniek przyjdzie sam. Powiedział, że nie chce wzbudzać podejrzeń. - oznajmił.
- To dobrze, że do przyjęli. Dla nas i dla niego.

Z mojej bazgraniny wyszło małe serduszko. Wpatrywała się w nie chwilę z uśmiechem.

- Nie niszcz niepotrzebnie wkładu. - powiedział unosząc wzrok z nad gazety.

Podskoczyłam lekko wyrwana z zamyślenia i szybko zamazałam serduszko.

Do zbiórki mieliśmy dwie godziny, ale pewnie wyjdziemy pół godziny przed. Trzeba się czymś zająć przez ten czas.. Postanowiłam, że powtórzę niemiecki.

***

- Anka! - zawołał Tadeusz w salonie. - Anka? - zapytał wchodząc do pokoju.

Nagle zerwałam się na równe nogi. Tak.. Co zrobisz jak nic nie zrobisz? No.. Przysnęło mi się.. BYWA..

- Nie widziałem jeszcze, żeby ktoś uczył się czegokolwiek w ten sposób. - zaśmiał się.
- Już idziemy? - zapytałam biorąc torbę z podłogi.
- Tak. Chodź. - powiedział.

Wyszliśmy z mojego pokoju i ubraliśmy nasze ubrania wierzchnie. Zamknęliśmy mieszkanie na klucz i żwawym krokiem wyszliśmy z kamienicy.

Jak na początek marca muszę przyznać, że było całkiem ciepło. Świeciło słońce, czasami tylko zawiało, ale poza tym naprawdę było całkiem ciepło. Śniegu już praktycznie nie było, czasami gdzieś w największych zakątkach można go było znaleźć.

- Ciekawe jaki sobie pseudonim wybrał.. - powiedział Tadek.
- Wszystkiego się dowiemy niebawem. - uśmiechnęłam się.
- Serwus! - zawołała blondynka podchodząc do nas.
- Cześć. - uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry. - Tadeusz pocałował jej dłoń.

Aniela uśmiechnęła się. Jednak jak dla mnie ten uśmiech był lekko wymuszony..

- Słuchasz mnie? - z zamyślenia wyrwał mnie głos blondynki.
- Tak, tak. - odparłam szybko.
- A więc co mówiłam? - zapytał zakładając ręce na piersi i unosząc brew.
- Masz mnie. - zaśmiałam się.

Dziewczyna westchnęła zrezygnowana i również się zaśmiała.

- Co ci się stało? - zapytała unosząc moją dłoń.
- Teraz wszyscy będą mnie o to pytać, tak? - westchenęłam. - Wypadek przy pracy. - wzruszyłam ramionami.
- Nie dowiem się?
- Mówisz tak jakbyś nie wiedziała, że potrafię siebie zrobić krzywdę przy największej głupocie. - przewróciłam oczami.
- Właśnie idzie ta twoja największa głupota. - zaśmiała się i odwróciła moją głowę w przeciwną stronę.
- Cześć wszystkimi! - zawołał Janek i przywitał się z każdym.
- To ja idę na przód. - zaśmiała się, kiedy Janek umiejscowił się obok mnie.
- Idź, idź. - zaśmiał się również i pośpieszył ją ruchem ręki.

Szliśmy teraz jak zawsze. Tadek z Anielą na przodzie, my z Jankiem na tyle. Brakowała tylko Maćka, ale powoli zbliżaliśmy się do jego kamienicy, więc zapewne zaraz dołączy.

- Coś ty zrobiła? - zapytał łapiąc moją zabandażowaną dłoń.
- Muszę? - zapytałam błagalnie.

Nie chciałam o tym mówić. Przecież to było takie idiotyczne. Każdy doskonale wie, że nie zbiera się szkła gołymi rękami.. Ale nie. Anastazja musiała!

- Musisz. - zaśmiał się. - Trochę ci przebija krew.. - powiedział poważnie.
- To nic strasznego.. Po prostu pokaleczyłam się szkłem. - oznajmiłam.

Czułam jak moje policzki robią się czerwone. Jak mi wstyd.. Wstyd mi z mojej własnej głupoty.

- Ty to masz szczęście. - pokrecił głową rozbawiony.
- To się nazywa niezdarność. - poprawiłam go.
- To się nazywa Anastazja Zawadzka. - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło.

Momentalnie zrobiło mi się gorąco, a policzki zapłonęły żywą czerwienią.

- Ale jesteś złośliwy. - mruknęłam śmiejąc się.
- Bo ty jesteś. Odpłacam ci pięknym za nadobne.

Miałam już coś powiedzieć, ale w tej właśnie chwili dołączył do nas Maciek.

- Serwus! - zawołał uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Coś ty taki radosny? - zapytałam widząc jego szeroki uśmiech.
- No chyba to jest jednen z lepszych dni dla nas, nie? - zapytał Maciek.
- Dla kogo lepszych, dla tego lepszych. - zaśmiał się pod nosem Janek.
- Siedź cicho! - zawołałam uderzając go w ramię na co wszyscy się zaśmiali.
- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany Dawidowski.
- Anka ma od rana zły dzień. - zaśmiał się Tadeusz.
- Los mi dziś nie sprzyja. - mruknęłam. - Ale tak to jestem bardzo szczęśliwa  - uśmiechnęłam się. - W końcu tyle na to czekaliśmy, nie?
- I się doczekaliśmy! - zawołała radośnie Aniela.

Szliśmy dalej gawędząc wszyscy razem na różne tematy.

Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się już w lesie, w wyznaczonym miejscu na zbiórki.

- Cześć Paweł! - zawołałam i pomachałam ręką w stronę chłopaka.
- Cześć Anka! - zaśmiał się i podszedł do naszej grupki. - Podobno mamy mieć nowego harcerzyka, słyszeliście? - zapytał szeptem.
- Może. - zaśmiał się Rudy.
- To wasza sprawka? - zapytał Paweł uśmiechając się.
- A dokładnie jej. - Alek objął mnie ramieniem.
- Można było się domyśleć. - zaśmiał się chłopak. - Zobaczymy, kogo ty nam tu przyprowadziłaś.
- Nie zadawajcie mu zbędnych pytań, to go zestresuje. - powiedziałam.
- Oj Anka przestań już! Niech się chłopak przyzwyczai! - zaśmiała się Nika.
- A ty lubisz jak zasypujemy cię pytaniami? - zapytałam zakładając ręce na piersi.

Dziewczyna nie odezwała się.

- No właśnie. - zwróciłam się w stronę chłopaków. - Nie bądźcie nachalni. - powiedziałam błagalnym tonem.
- Nie przejmuj się Anka. - zaśmiał się Paweł.
- Chłopak się szybko odnajdzie w tym gronie. - powiedział uśmiechnięty Zośka.

- Witam wszystkich! - zawołał Zeus.

Momentalnie wszystkie głowy zwróciły się w stronę grupki mężczyzn. Na przodzie szedł Zeus z jakimś mężczyzną i księdzem, z tyłu Heniek rozmawiał z Orszą.

- Po co ksiądz? - zapytałam szeptem.
- Przysięgasz nie tylko ojczyźnie, ale też Bogu. - powiedział z powagą Zośka.

Widziałam, że był dumny. Był dumny z tego że dziś, już za chwilę wszyscy będziemy częścią jednego z ugrupowań Armii Krajowej. Wszystkich nas dziś rozpierała duma.

- Witam was moi drodzy. Jak wiecie, dziś oficjalnie staniecie się członkami Armii Krajowej i przysięgniecie przed Bogiem. Jednak przed tym przebierzecie się w mundurki. Ale zanim to zrobicie mamy wam kogoś do przedstawienia. - powiedział Orsza.

Heniek przerwał prowadzoną w tym momencie rozmowę z Zeusem i podszedł obok Orszy.

- Oto nowy harcerz. Będzie bardzo ważnym ogniwem w waszej grupie. To jest Henryk pseudonim "Wierzba" Wierzbowski. - oznajmił. - Wspomnę tylko, że podczas podziału Wierzba będzie w grupie Niki.

Heniek uśmiechnął się nieśmiało napotykając mój radosny wzrok. Jaka ja byłam z niego dumna! Już wiem jak czuł się Tadek, kiedy my do nich dołączyłyśmy.

Aniela zbladła lekko słysząc słowa Orszy. Nie chciała tego. O wiele bardziej wolała, żeby Heniek był w grupie Tadeusza..

- Nie rób głupstw Aniela.. - pomyślała blondynka.

- Teraz możecie się przebrać. - powiedział Zeus.

Kiwneliśmy z dziewczyną zgodnie głowami i podeszłyśmy niezadowolone do Zeusa.

- Tym razem pamiętałem drogie panie. - zaśmiał się i wyjął z torby prześcieradło.
- Dzięki Zeus. - zaśmiała się Nika.

Z naszym łupem podeszłyśmy do miejsca w którym to ostatnio stworzyliśmy parawan. Złapałam za jeden koniec prześcieradła, Nika za drugi i przywiązaliśmy go prowizorycznie do pni drzew.

Spojrzałyśmy na chłopaków, którzy z lekkim wyrzutem wymalowanym na twarzy wpatrywali się w nasze dzieło.

Zaśmiałyśmy się z Anielą i ukryliśmy się za parawanem.

- Jak się czujesz pani dowódco? - zagadnęłam wkładając spodnie.
- Nie najgorzej. - zaśmiała się wkładając spódnice. - Trochę się stresuje, ale nic poza tym.

Szybko się uwinełam z przebieraniem, a Aniela jeszcze dopinała bluzkę.

Wyjrzałam, więc ukradkiem za parawan. Chłopaki mieli już na sobie spodnie, ale właśnie wkładali koszulki.

- Ty znowu to robisz.. - zaśmiała się Aniela.
- Taka okazja nie zdarza się często. - powiedziałam uśmiechając się chytrze.
- Gdybyś zrobiła krok do przodu mogłabyś widzieć go tak codziennie. - powiedziała z wyższością.

Umiejscowiła się obok mnie i teraz obie wpatrywaliśmy się w nagie torsy chłopaków. Większość chłopaków była odwrócona tyłem, na szczęście dla nas.

Aniela wpatrywała się w jednego z chłopców. Nie był to Heniek. Był to Tadeusz. Bo to on jej się podoba, prawda? Nie widziała nic innego poza nim, choć przecież centralnie obok stał Wierzbowski. Blondynka miała mętlik w głowie. Sama nie wiedziała już co jest dobre, a co źle, co białe, a co czarne.. Wiedziała tylko, że nic nie wie..

Natomiast brunetka wpatrywała się w tego, wokół którego jej myśli krążyły prawie każdego ranka, a zwłaszcza w nocy. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce.

- Ty się już może nie patrz. - zaśmiała się blondynka odchodząc od parawanu, gdyż ten jednen był już w pełni ubrany.
- Nic nie mów. - powiedziałam błagalnie zasłaniając już nie zarumienioną, a czerwona twarz.

Blondynka zaplotła szybko warkocza i udała się do Orszy, przy którym był już Zośka.

- Gdzie Anka? - Rudy zatrzymał szybko Nike zanim doszła do Orszy.
- Za parawanem. Ale możesz iść, jest już przebrana. - odparła szybko i podążyła w swoim kierunku.

- Sam nie wiem, czy to dobrze czy źle. - pomyślał i zaśmiał się w duchu.

Usiadłam sobie po turecku i ponownie tego dnia podeszłam do próby zaplecenia warkocza.

- Buu! - zawołał Rudy wyłaniając się zza drzewa.

Podskoczyłam przestraszona.

- Ty kretynie! - zawołałam poddenerwowana. - A jakbym się przebierała? - zapytałam oburzona.
- To bym nie przyszedł, albo i bym przyszedł.. Nie wiem. - zaśmiał się. - Ale Aniela mówiła, że się przebrałaś. Nie martw się. - zaśmiał się.
- No pożałowała by, gdyby powiedziała inaczej.. - mruknęłam łapiąc za włosy.

Chłopak oparł się o drzewo i wpatrywał się w moje czynności.

- Cholera! - warknęłam opuszczając ręce zrezygnowa.
- Co jest? - zapytał zdziwiony i przykucnął przede mną.
- Nie mogę zapleść tego cholernego warkocza.. - mruknęłam niezadowolona. - Będę musiała je spiąć w kok.
- Poczekaj. Odwróć się. - zaproponował.
- Janek.. - mruknęłam.
- No odwróć się, dobrze wiesz, że nie gryzę. - zaśmiał się.

Westchnęłam ciężko i odwróciłam się do niego plecami. Chłopak usiadł za mną również po turecku i poczułam jak łapie moje włosy.

- Jeżeli chcesz mnie jeszcze kiedykolwiek zobaczyć w warkoczu to lepiej zostaw moje włosy w spokoju. - zaśmiałam się lekko.
- Nie marudź i siedź cicho. - mruknął.

Po chwili puścił moje włosy i wstał.

- Gotowe. Może nie jest idealny, ale jak dla mnie w sam raz. - uśmiechnął się szeroko.

Złapałam ręką włosy. Warkocz.. Spojrzałam zdziwiona na uśmiechniętego Janka.

- Gdzie ty się nauczyłeś pleść warkocza? - zaśmiałam się.
- Czasami zdarzyło mi się czesać Duśkę. - zaśmiał się. - Może być?
- Tak jest.. Świetny. Dziękuje.. - uśmiechnęłam się, a moje policzki zarumieniły się lekko.
- W takim razie tu proszę. - wskazał palcem na policzek. - Tym razem nie przyjmuje odmowy.

Zaśmiałam się cicho i pocałowałam Janka w kącik ust.

- Może być? - uśmiechnęłam się chytrze.
- Może być, nawet częściej. - zaśmiał się.
- Naprawdę dziękuje. - uśmiechnęłam się.

- Zbiórka ludzie! - usłyszeliśmy donośny krzyk Zośki.

- Chodź, nie mam zamiaru robić żadnych karnych ćwiczeń. - mruknęłam.

Chłopak zaczął się ze mnie śmiać, ale ruszył za mną.

- W szeregu zbiórka! - zawołała Nika stojąc przed nami, tak jak zawsze. - Baczność!
- Aniela.. - mruknęłam.
- Oj cicho tam! - zaśmiała się. - Spocznij. Wierzba wystąp.

Heniek szybko zrobił to, o co go poproszono i stanął koło Niki.

- Wyjaśnię ci parę spraw. Jak już wiesz, Orsza wraz z Zeusem przydzielili cię do tej grupy, której dowódcą jestem ja. - wskazała na siebie. - Na grupy jesteśmy dzieleni tylko na zbiórkach i na strzelnicy. Na akcjach działamy jako cała drużyna podzielona w pary, bądź większe grupki. W całości naszym dowódcą jest jak doskonale wiesz Zośka, ja jestem jego zastępcą.
- Gratulacje. - powiedział uśmiechając się.
- Dzięki! - zaśmiała się. - Chcę z was zrobić ludzi, dlatego stosuje kary za przeszkadzanie. - pogroziła mu palcem. - A Anka doskonale o tym wie. - zaśmiała się, a razem z nią cały szereg.
- Pff - fuknęłam zakładając ręce na piersi.
- Jeżeli będzie ci w naszej grupie bardzooo źle jest możliwość przejścia do grupy Zośki. Jednak jak widzisz, chyba nie jest tu najgorzej, bo wszyscy zostali. No może oprócz Anki, która próbowała, ale i tak nikt z nas by jej nie dał przejść do innej grupy.

Janek szturchnął mnie ramieniem i zaśmiał się, a ja razem z nim.

- Skoro już jestem przy Ance.. Anka jest naszą drużynową i zaufaną pielęgniarką. Jeżeli cokolwiek by ci się stało, kierujesz się prosto do niej. Przed akcjami ustalamy w jakim miejscu będzie się znajdować, żebyśmy jako poszkodowani mogli ją szybko odnaleźć. I w sumie to chyba tyle.. - wzruszyła ramionami. - Za parę minut będzie przysięga.. - odwróciła się w stronę Heńka. - Wierzba masz jakieś pytania?
- Tylko jedno.. Skąd wy macie strzelnice? - zapytał zdezorientowany.
- Coś pan taki ciekawski, panie Wierzba? - zaśmiała się blondynka. - Kiedyś, jeszcze jesienią, zrobiliśmy ją tak na wszelki wypadek. Miejmy nadzieję, że za niedługo się wreszcie przyda. - uśmiechnęła się do mnie. - Coś jeszcze?
- Nie, chyba wiem już wszystko.
- To świetnie. Na razie możecie się rozejść. - oznajmiła i poszła od razu do Zośki, który z tego co zauważyliśmy też już skończył wszystko objaśniać.

- I jak wrażenia? - zapytałam, kiedy Heniek do nas podszedł.

Staliśmy sobie z Alkiem, Pawłem i Rudym pod drzewem.

- Szczerze mówiąc, czuję się jak ryba w wodzie. - zaśmiał się. - Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. - dał mi buziaka w policzek przez co zachichotałam.
- Nie ma za co. Wiedziałam, że ci się to spodoba. - wzruszyłam ramionami.
- Wierzba może powiesz mi coś więcej na swój temat? - zaśmiał się Paweł. - Ci tu wiedzą wszystko, a my nic.
- Przykro mi, ale Orsza zabronił mi ujawniać zbyt wielu informacji. - powiedział poważniej. - A wolałbym mu nie podpaść. - zaśmiał się.
- Rozumiem. - poklepał go po plecach, jakby znali się wieki. - Idę, bo mnie Anoda woła.
- Orsza zabronił mówić o niemieckich papierach? - zapytał Alek, kiedy Paweł się oddalił.
- Tak.. Nie mogę też wspominać o ojcu, o tym, że jest wtyką, ani, że jest w Niemczech. Tak samo ani słowa, że mieszkam w niemieckiej dzielnicy, a zwłaszcza o tym, że będę wam podawał informacje o Niemcach. - włożył ręce do kieszeni i wpatrywał się w buty.
- To troche smutne.. - mruknęłam. - A co jak zapytają cię gdzie mieszkasz? - zapytałam.
- W przypadku, gdyby ktoś z was chciałby do mnie przyjść mam zrobić co w mojej mocy, żeby do tego nie doszło. W skrajnym przypadku mam szybko skontaktować się z Orszą, a on załatwi jakieś prowizoryczne lokum. - oznajmił.
- Widać, że Orsza bardzo sobie cieni twoją osobę. - uśmiechnął się Rudy. - Nawet sobie chyba nie zdajesz sprawy, jaki jesteś dla nas ważny.
- No, chyba nie. - zaśmiał się. - Jestem taki sam jak każdy. Z tym, że mam trochę więcej możliwości.
- Ważne, że się nie wyrażasz. - powiedziałam opierając się głową o pień. - Nie jeden wykorzystał by to do sławy czy jako przywileje.
- Anka ma rację. - poparł mnie Glizda. - Jesteś swój chłop, Wierzba. - zaśmiał się i zarzucił mu swoją rękę na barki.

Zaśmialiśmy się wszyscy.

Jeszcze chwilę gawędziliśmy, kiedy wreszcie nadszedł czas przysięgi. Wszyscy ustawiliśmy się w szeregu, staliśmy na baczność. Miałam wrażenie, że co jakiś czas, każdy z nas nawet wstrzymywał oddech z podekscytowania. To była wielka chwila i wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Zośka z Niką stali na wprost nas, również na baczność. Po chwili podszedł też ksiądz z krzyżem i ten jeden mężczyzna, który jak się okazało miał być jednym z przedstawicieli AK.

Podnieśliśmy dwa palce do przysięgi, tak jak należało i czekaliśmy na komendy.

- Teraz powtarzajcie za mną. - powiedział ten przedstawiciel AK. - W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny Królowej Korony Polskiej.
- W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny Królowej Korony Polskiej. - zaczęliśmy powtarzać wszyscy jak jeden mąż.
- Kładę swe ręce na ten święty Krzyż, znak męki i Zbawienia.
- Kładę swe ręce na ten święty Krzyż, znak męki i Zbawienia. - czułam, jak od czasu do czasu załamuje mi się głos z wrażenia i stresu.
- Przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej.
- Przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej. - moje ciało przeszył lekki dreszcz na te słowa.
- Stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił.
- Stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił. - moje serce rozpierała duma, czułam, że tata patrzy teraz na mnie z góry i jest ze mnie.. Z nas dumny.
- Aż do ofiary mego życia.
- Aż do ofiary mego życia.
- Prezydentowi Rzeczypospolitej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń dowódcy Armii Krajowej.
- Prezydentowi Rzeczypospolitej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń dowódcy Armii Krajowej. - stres paraliżował od czasu do czasu moje ciało. Bałam się, że pomylę jakieś słowo.
- Będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy dochowam niezłomnie cokolwiek by mnie spotkać miało.
- Będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy dochowam niezłomnie cokolwiek by mnie spotkać miało. - westchnęłam wiedząc, iż to koniec.

Mężczyzna zamknął książkę, wyprostował się i spojrzał na nas.

- Przyjmuje was w szeregi żołnierzy Armii Krajowej walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny. Waszym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie waszą nagrodą. Zdrada karana jest śmiercią. - zakończył tupiąc jedną nogą.
- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. - ksiądz uczynił znak krzyża w naszą stronę.
- Amen. - odrzekli wszyscy zebrani.
- Oczywiście wy jako młodzi, jeszcze walczyć bronią nie będziecie. - zaczął mężczyzna. - Wy na razie uczestniczycie w sabotażu. Od tego, jak się będziecie spisywać, zależy to kiedy będziecie walczyć bronią.
- Na dziś tyle. Bardzo wam wszystkim dziękujemy i pamiętajcie, że przysięgaliście na Boga. - powiedział Orsza. - Teraz jesteście jednymi z żołnierzy AK. Wymagana jest od was dyscyplina i powaga na akcjach. Musicie na siebie uważać.
- Zdrada karana jest śmiercią. - powtórzył słowa przysięgi Zeus.
- Tak jest! - zawołaliśmy wszyscy zgodnie.
- Teraz przebrać się i do domów. - pogonił nas Zeus. - Serwus!
- Serwus!

Oddalili się, a w tej samej chwili rozległ się gwar rozmów. Nikt na razie nawet nie myślał o przebieraniu się. Wszyscy wciąż żyliśmy tym, że przed chwilą złożyliśmy przysięgę. Byliśmy podekscytowani jak małe dzieci.

- Teraz już oficjalnie jesteśmy ważną częścią tego kraju. - powiedziała Nika uśmiechając się szeroko.
- Wreszcie dokopiemy tym Szkopom! - zaśmiał się Alek.
- Nie tak prędko. - ostudził jego entuzjazm Zośka. - Najpierw zajmujemy się sabotażem.
- No, ale to nie znaczy, że nie zdarzy nam się podczas sabotażu spotkać jakiegoś Niemca. - zaczął Rudy. - Będziemy musieli się bronić.
- Rudy ma rację. Wtedy będziemy musieli zareagować. - poparłam go.
- Wtedy trzeba uciekać. Nie możemy się narażać. Jak chcemy walczyć bronią, musimy się wykazać sprytem bez niej. - powiedział Zośka.
- Znowu zaczną się wykłady. - zaśmiał się Alek przewracając oczami.
- Mówię jak jest. - powiedział lekko urażony.
- Dajcie już spokój. Dziś najważniejsze jest to, że złożyliśmy przesięge. - powiedziałam uśmiechnięta od ucha do ucha.
- No właśnie! - zaśmiała się Aniela. - A teraz przebieramy się i idziemy do was.
- Do nas? - zapytał Zośka.
- No, a gdzie? Dawno nie siedzieliśmy wszyscy razem. Pogadamy sobie na spokojnie, tak jak za dawnych lat. - zaśmiał się blondynka. - W końcu, teraz jesteśmy żołnierzami. Nie wiadomo, kiedy znowu będziemy mieć ku temu okazję.
- Nika ma rację Zośka. - zaśmiał się Rudy.
- Chodź się przebrać. - powiedział Alek obejmując go ramieniem.

W ten sposób się rozeszliśmy. My udałyśmy się za nasz parawan. Szybko przebrałyśmy się w nasze poprzednie stroje. Aniela rozpuściła włosy. Tym razem nie patrzyłyśmy na chłopaków, bo jakoś nadzwyczaj szybko się uwineli. Złożyliśmy z Anielą prześcieradło, jednak z faktu, iż Zeusa już nie było musiała go wziąść któraś z nas.

- Ja ję wezmę, bo znając życie ty zapomnisz, gdzie je schowasz. - zaśmiała się.
- Wcale nie! - oburzyłam się.

Dziewczyna spojrzała na mnie z uniesioną brwią i rękoma założonymi na piersi.

- No dobra, może masz rację. - przewróciłam oczami, po czym obie się zaśmiałyśmy.

Blondynka złożone prześcieradło zapakowała do swojej torby i zarzuciła ja na ramię.

- Chodźmy, bo chłopaki czekają. - powiedziała kiwając głową w ich stronę.
- Dobra. - dogoniłam ją szybko i po chwili obie byłyśmy już przy nich.
- Możemy iść? - zapytał Maciek.
- Tak! - zawołałyśmy w tym samym czasie.

Całkiem szybko wyszliśmy z lasu, jednak chyba nie dane było nam tak szybko wrócić.

- Ludzie.. - zaczęłam trochę zawstydzona.
- Co? - zapytał Tadeusz.
- Zapomniałam torby.. - powiedziałam uderzając się w czoło.
- Anka.. - powiedział Tadek przecierając dłonią twarz.

Natomiast reszta wybuchła śmiechem.

- No zapomniałam! Nawet nie zauważyłam, że jej nie mam! - zaczęłam się tłumaczyć.
- Oj daj już spokój. - zaśmiał się Maciek kładąc mi rękę na ramieniu. - Widać, że to nie twój dzień.
- Zaraz wrócę. - mruknęłam.
- Oj nie, nie. - powiedziała Aniela zastępując mi drogę. - Zanim wrócisz, miną wieki. Ja już cię tam znam. - zaśmiała się. - Ja pójdę. Przynajmniej wiadomo, że zaraz wrócę. - po czym ruszyła z powrotem do lasu.

*Pov.Aniela*

Szłam do lasu i kręciłam głową z rozbawienia. Jak można zapomnieć torby? Co ona nie czuła, że jej nie ma? Chociaż w sumie.. Mam wrażenie, że jak stoi koło Janka to już nic nie czuję.

Zaśmiałam się na tę myśl.

Dodałam wreszcie do miejsca i szybko zgarnęłam torbę Anki. Już miałam wracać, kiedy ktoś mnie zatrzymał.

- Aniela? - zapytał męski głos.

Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam przed sobą Heńka.

- Heniek? Co ty tu robisz? - zapytałam zdezorientowana.
- Rozmawiałem jeszcze chwilę z Pawłem i Anodą, ale oni już poszli, a ja musiałem się jeszcze spakować, plus i tak wracam sam. - wyjaśnił.
- No tak..
- A co ty tu robisz? Nie poszliście już? - zaśmiał się.
- Poszliśmy, ale Anka zapomniała torby. - zaśmiałam się unosząc torbę Anki.

Chłopak przybliżył się nieco.

- Aniela chciałem z tobą porozmawiać.. To nie rozsąd.. - jednak już nie skończył.

Złączyłam nasze usta. Heniek początkowo oszołomiony nie odwzajemnił pocałunku, jednak po chwili dał się ponieść. Stanęłam na palcach, żeby łatwiej do dosięgnąć.

- Czemu to robię..? - pomyślałam.

- Aniela? - zawołał głos brunetki, która rozglądała się po lesie. - Aniela! - krzyknęła widząc nas.

Szybko oderwaliśmy się od siebie.

- Anka.. - powiedziałam błagalnie.
- Znasz drogę. - rzuciła oschle i odwróciła się, by ponownie wyjść z lasu.

Westchnęłam cieżko opierając głowę o pień drzewa.

- Właśnie tego chciałem uniknąć.. - westchnął. - Aniela to nie jest rozsądne. Wiem, że podoba ci się Tadeusz, a Tadeuszowi podobasz się ty. Nie chce stać między młotem, a kowadłem.
- Heniek ja cię bardzo przepraszam.. - powiedziałam patrząc mu w oczy. - To samo tak wyszło, sama nie wiem czemu..
- Już dobrze. Tylko nie wracajmy do tego
Jasne?
- Oczywiście. - powiedziałam uśmiechając się lekko.
- Teraz masz chyba większy problem.. - powiedział kiwając w stronę, gdzie przed chwilą była Anastazja.
- Sama ten pożar wznieciłam i sama go ugaszę.. - westchenęłam. - Jakoś dam radę.
- Powodzenia. - uśmiechnął się i wziął swój plecak. - Wyjdę tamtędy. - wskazał ręką.
- Ja i tak wyjdę za chwilę. Pewnie oni już poszli.. Za niedługo do nich dołączę, muszę obgadać to z Anką..
- Dasz radę. - powiedział klepiąc mnie po ramieniu i poszedł w swoją stronę.

- Nie jestem tego taka pewna.. - pomyślałam.

*Pov.Anastazja*

Wyszłam z lasu, a przyjaciele spojrzeli na mnie zdziwieni.

- Możemy iść.. - powiedziałam cicho.
- A gdzie Aniela? - zapytał Tadek.

Myśl Anka..! MYŚL!

- Poszła pokazać Heńkowi, gdzie jest strzelnica, bo był ciekawy. - wymyśliłam na szybko. - Przyjdzie później.

- Jeżeli w ogóle raczy przyjść.. - dokończyłam w myślach.

Zaczeliśmy iść, chłopaki żwawo dyskutowali, a ja szłam w ciszy pogrążona we własnych myślach.

Nie będę snuć teorii. Dowiem się wszystkiego jak przyjdzie.

Po kilku minutach byliśmy już w mieszkaniu. Razem z Tadeuszem przygotowaliśmy jakiś prowizoryczny obiad dla naszej piątki. Kiedy wszystko było gotowe zawołaliśmy kłócących się w salonie Maćka i Janka do stołu. Zasiedliśmy wygodnie i zaczęliśmy jeść.

- O co się kłóciliście? - zagadnęłam, aby przerwać ciszę.
- Janek mnie podpuszcza. - mruknął Maciek.
- Niby jak? - zaśmiał się Tadek.
- Pyta się jaki kolor oczu ma Basia. Ja mu mówię, że brązowe a ten specjalnie mnie podpuszcza, że nie, bo zielone.

Spojrzeliśmy na siebie z Tadeuszem i wybuchneliśmy śmiechem, a Janek dołączył do nas.

- To nie jest śmieszne! - oburzył się Maciek. - Wiem jaki kolor oczu ma moja dziewczyna!
- Gdybyś wiedział, to byś się nie zastanawiał. - zaśmiał się Janek.
- A ja jaki mam kolor oczu? - zapytałam nie zastanawiając się nad tym.

Tadeusz i Maciek wybuchnęli śmiechem, ale Janek pozostał pełen powagi.

- Jasne, że niebieskie. Rzekł bym nawet błękitne. Ale nie takie błękitne jak niebo, tylko takie jaśniejsze błękitne, takie jak jest niebo zimą. Zawsze jak się śmiejesz to są takie jaśniutkie. A jak jesteś smutna to są takie zwyczajne, błękitne jak zwykle niebo. - wyjaśnił po czym założył ręce na klatkę piersiową.

Wszyscy wpatrywaliśmy się w niego w osłupieniu. Czułam jak robi mi się cieplej, a moją twarz zalewają rumieńce.

Janek chyba się ocknął, bo momentalnie zrobił się czerwony. Podparł głowę ręką, i wpatrując się w talerz zaczął ponownie jeść.

Maciek szturchnął mnie ramieniem, widząc jak się w niego wpatruje.

- No faktycznie masz niebieskie! - zaśmiał się, a Tadeusz razem z nim.

Po paru minutach skończyliśmy konsumować posiłek, chłopaki poszli do salonu, a ja pozmywałam na naczynia.

- Jak przyjdzie Aniela powiedźcie jej, że ma przyjść do mnie. - oznajmiłam wchodząc do swojego pokoju.
- Jasne. - powiedział Tadeusz.

Usiadłam sobie na łóżku i wpatrywałam się w okno, a moja głowa była pogrążona w myślach.

*Pov.Aniela*

- Jestem. - powiedziałam wchodząc do mieszkania Zawadzkich.

Położyłam swoją i Anki torbę przy wieszaku i zdjęłam płaszcz.

- I jak? Podobała się Heńkowi strzelnica? - zapytał Maciek patrząc na mnie.

- Jaka strzelnica do cholery? - pomyślałam.

Czyli.. Oni nie wiedzą.. Anka im nie powiedziała..

- Tak, bardzo. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Anka prosiła, żeby ci powiedzieć, że masz iść do niej. - powiedział Janek.
- Dobrze.. - westchenęłam i ruszyłam w kierunku jej pokoju.
- Coś się stało? - zapytał Tadeusz.
- Nie, wszystko w porządku. Wiesz takie babskie sprawy. Dawno nie gadałyśmy. - wzruszyłam ramionami.

Weszłam do pokoju. Anka siedziała na łóżku wpatrzona w okno.

- Myślałam, że już nie przyjdziesz. - powiedziała odwracając się do mnie. - Usiądź. - poklepała dłonią miejsce obok siebie.

Czułam jak skręca mnie w żołądku. Bałam się tej rozmowy gorzej, niż kiedy nauczyciel pyta na lekcji, a ty nic nie umiesz. Bałam się, o co zapyta..

- Nie będę cię pytać czemu, po co, ani nic podobnego, bo to mnie nie obchodzi. To twoje życie i ty decydujesz, co robisz. Zadam ci tylko jedno pytanie.. - spojrzała na mnie. - Czy jesteś z siebie zadowolona?
- Anka to nie tak.. - powiedziałam patrząc na nią.
- Odpowiedź.
- Nie! Jasne, że nie! - zawołałam zrywayjc się z łóżka. - To samo tak wyszło.. Heńka nie było dwa lata, Anka. Dwa lata. Nie wie, co się dzieje, nie zadawał zbędnych pytań. Po prostu był i nie pytał o nic. Wy od razu zadajecie pytania: Co się dzieje? Stało się coś? i tak dalej. Nie chcę takich pytań! On nie wie jak jest i tych pytań nie zadaje, rozumiesz?! - zawołałam ze łzami w oczach.
- Rozumiem, ale ty zrozum, że odcinając się od problemu nic nie zdziałasz. Pomyślałaś, co by było gdyby to Tadek was zobaczył? Przecież to jego podobno kochasz..?
- Bo kocham Anka! To samo tak wyszło. Potrzebowałam kogoś, kto będzie przy mnie i nie będzie zadawał zbędnych pytań! Tadeusz je zadaje non stop! Ty z reszta też!
- Zadajemy ci te pytania, bo się martwimy Aniela! Tadeusz cię kocha, nie rozumiesz?! Jak może nie pytać, co się dzieje?! Gdybyś nam po prostu powiedziała ,co się dzieje wszystko było by dobrze!
- Ale ja nie chcę mówić się się dzieje! Anka zrozum ludzie mają problemy i będą mieć. Nie zbawisz całego świata!
- Nie chcę zbawić całego świata! Ja chcę ci pomóc Aniela! Myślisz, że jestem głupia? Przecież widzę, że coś się dzieje!
- Oj nie udawaj świętej Anastazja! Obie dobrze wiemy, że masz więcej na sumieniu niż ja! Mylisz, że twój ojciec byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, że jego mała córeczka zabiła człowieka?!

Anka momentalnie ucichła. Zbladła, a w jej oczach pojawiły się łzy, które po chwili spływały jej po policzkach.
Zakryłam usta dłonią, kiedy zrozumiałam co powiedziałam.

- Anka ja.. Ja nie chciałam.. Przepraszam..
- Wyjdź. - powiedziała łamiącym się głosem.
- Ja..
- Wyjdź do cholery! - krzyknęła.

Wyszłam szybko z jej pokoju i w biegu zaczęłam zakładać płaszcz.

- Aniela, co się stało? - zapytał Maciek.
- Nic. - powiedziałam szybko biorąc torbę.
- Już wychodzisz? - zapytał Tadeusz podchodząc do mnie.
- Tak. Do zobaczenia. - powiedziałam zamykając mu drzwi przed nosem.

Ale dowaliłam.. Mogłam się chociaż raz zamknąć! Przecież ona się tylko martwi! Chce mi pomóc, a ja ją zbeształam.. A Tadeusz..? Przecież ja go kocham.. Oni wszyscy się tylko martwią.. Jak przyjaciele..

Problem tkwi w tym, że nie chce mówić, co się dzieje. Nie będę im przecież opowiadać jak matka mnie pilnuje! Z nią poradzę sobie sama, nie potrzebuje pomocy. Nie będę im o tym mówić.. Zwyczajnie nie chcę..

Weszłam do pustego mieszkania i od razu weszłam do swojego pokoju.
Miałam szczęście, że mama wyjechała na cały dzień i wraca dopiero jutro. Teraz mam spokój w domu, ale za to bałagan w życiu.. No Aniela będziesz musiała to jakoś naprawić. Sama.

*Pov. Anastazja*

Aniela wyszła szybko z pokoju, a po chwili usłyszałam jak zamykają się drzwi wejściowe.

Zakryłam dłońmi twarz i zwyczajnie zaczęłam płakać.

Przecież ja jej chce tylko pomóc! Przecież wiedzę, że coś jest nie tak.. Znamy się od małego, zdąrzyłam nauczyć się tego jak się zachowuje, kiedy coś jest na rzeczy. I jak zawsze wyszło, że to ja jestem ta zła.

Wytarłam łzy w rękaw swetra.
Jakoś to naprawię. Nie dziś, może nie jutro, ale naprawię.

***

Była godzina dziewiętnasta. Wszyscy byliśmy już przebrani w piżamy. Siedziałam sobie teraz na łóżku i czytałam jakąś pierwszą lepszą książkę.

*Pov.Janek*

- Dobra panowie, ja już nie gram. - powiedział Tadeusz kładąc swoje karty na stoliku. - Siedźcie sobie jeszcze, ja idę spać.
- Nie ma sprawy, my też zaraz pójdziemy. - powiedział Maciek.
- Tylko nie o północy. - zaśmiał się Tadek i wszedł do pokoju.
- No idź do niej. Przecież widzę, że się już zbierasz od godziny. - zaśmiał się po cichu Maciek.

Uśmiechnąłem się do przyjaciela i wstałem z podłogi na której siedliśmy. Zapukałem delikatnie do drzwi brunetki, a kiedy usłyszałam ciche proszę, weszłem do jej pokoju.

- Janek? Stało się coś? - zapytała odkładając książkę na biurko.
- Tak sobie przyszłem. Pogadać.. - wzruszyłem ramionami.
- Siadaj. - kiwnęła głową na miejsce obok siebie.

Usadowiłem się obok. Siedzieliśmy po turecku odwróceni do siebie plecami i oparci o swoje plecy.

- Janek..? - zapytała niepewnie.
- Tak? - zapytałem.
- Myślisz czasami o przyszłości?

Dziewczyna wpatrywała się w sufit. Sama nie wiedziała, co mówi. Mówiła to, co często przeplatało się jej w głowie. Pytania, które często ją nurtowały, ale sama nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi.

- Cały czas. - zaśmiałem się.
- Ale po wojnie.. - mruknęła śmiejąc się lekko.
- No, skończę się edukować. - zaśmiałem się.- Znajdę Duśce jakiegoś kawalera. A ja z moją miłością założę rodzinę.

- Oby ta miłość też tego chciała.. - pomyślałem.

- A nie boisz się, wiesz.. Wojny?
- Oczywiście, że się boje. Tylko głupi nie się nie bał. Ale dopóki mam przyjaciół wokół siebie wszystko jest wspaniałe. Wy dajecie mi szczęście i radość. Ty dajesz mi szczęście.. - powiedziałem po cichu.
- Janek.. - zaczęła.

Poczułem, że się odwróciła, bo nie czułem już jej pleców. Usiadłem, tak jak ona.

- Dziękuje. - powiedziała i dała mi buziaka w policzek. - Dziękuje, że jesteś.

Położyła się na łóżku i przykryła się kołdrą.

- Zawsze będę. - powiedziałem patrząc na nią.

Wpatrywała się we mnie, a ja w nią.

- To może ja już pójdę. - powiedziałem wstając.
- Nie, Janek zostań.. I tak jeszcze nie zasnę.. Możemy jeszcze pogadać. - powiedziała.
- Skoro nalegasz. - zaśmiałem się.

Brunetka zrobiła mi miejsce koło siebie. Położyłem się obok niej i położyłem głowę na rękach. Rozmawialiśmy jeszcze dobre parę minut, kiedy to przestałem odstawać odpowiedzi na swoje pytania.

Anka zasnęła w połowie rozmowy.

- Dobranoc moja miłości. - zaśmiałem się i pocałowałem śpiącą dziewczynę w czoło.

W końcu sam zasnąłem.

A kiedy dwójka zakochanych zasnęła, jeden osobnik nie mógł już usiedzieć w miejscu.

*Pov.Maciek*

- Gdzie on jest tyle czasu? - pomyślałem.

- Janka jeszcze nie ma? - zapytał Tadeusz, który właśnie się ocknął.
- Wyszedł na chwilę do łazienki, zaraz przyjdzie. - powiedziałam udając, że też właśnie się obudziłem.
- Dobra. - powiedział ziewając i odwrócił się na drugą stronę.

Czekałem w pokoju Tadeusza na Janka. Miał przyjść za chwilę, a ja miałem go kryć w razie potrzeby.

Zerwałem się ze swojego prowizorycznego posłania. Po cichu wyszedłem z pokoju. Sprawdziłem najpierw, czy nie ma go w łazience, ale nie było go tam. Zapukałem, więc do pokoju Anastazji, ale nikt nie odpowiedział. Postanowiłem, więc wejść.

- Janek? - zapytałem wychylając się zza drzwi.

Spojrzałem, więc na łóżko. Anka spała, a razem z nią Janek.

- Co jest..? - zapytał wybudzając się.
- Jest dwudziestą trzecia, stary. - oznajmiłem śmiejąc się po cichu.
- Już idę. - powiedział ziewając.

Zamknąłem drzwi i wróciłem do pokoju Tadeusza.

Po jakiś piętnastu minutach przyszedł też Janek.

- Masz szczęście, że cię kryłem. - powiedziałem, kiedy położył się na swoim "posłaniu".
- Pytał o mnie? - zapytał.
- Tak, ale powiedziałem, że jesteś w łazience. - oznajmiłem.
- Dzięki. Prawdziwy z ciebie przyjaciel. - poklepał mnie po ramieniu i odwrócił się.
- Ej nie ma tak szybko! - powiedziałem, a on ponownie się odwrócił. - Nie ma nic za darmo. - zaśmiałem się.
- Dobra. - zaśmiał się. - Co chcesz?
- Wódkę. POLSKĄ. - specjalnie zaakcentowałem drugie słowo.
- Zwariowałeś? - zapytał oburzony. - Nie za drogo się trochę cenisz?
- Nie to nie, ale ciekawe co powie Tadeusz, kiedy powiem mu, że w nocy, Janek obściskiwał się z jego siostrą w jej łóżku. - powiedziałem wzruszając ramionami i odwróciłem się do niego plecami.
- Dobra! - powiedział zatrzymując mnie.
- Widzisz? Tak się robi interesy. - zaśmiałem się.
- Muszę się od ciebie tego nauczyć. - zaśmiał się też.
- Gdyby o to prosiła Anka, to nic bym od niej nie chciał, ale na tobie można zrobić niezły interes. - zakpiłem.
- Siedź już cicho interesie. - zakpił Janek. - Mam tylko nadzieję, że spróbuję tej wódki.
- Chciałbyś. - powiedziałem pokazując mu język.

Obaj chwilę się jeszcze przekomażałiśmy, aż w końcu zasnęliśmy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A więc jest nowy rozdział!

Jak wam się podoba? Co o nim sądzicie? Napiszcie w komentarzu! Bardzo lubię czytać wasze komentarze, a jeszcze bardziej lubię na nie odpisywać!

Co do przysięgi wybaczcie mi jak popełniłam błędy w jej "realizacji", ale nie wiem jak to powinno się odbywać. Mam nadzieję, że w razie błędów mi wybaczycie! ^^

Przepraszam za wszelkie literówki!

dodany – 19 marca 2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top