Rozdział 25
- Przecież ja się zabije! Złamie rękę albo nogę! - zaczęłam krzyczeć.
Przed oczami widziałam ciemność, co było spowodowane zasłonięciem moich oczu rękami niejakiego Jana Bytnara.
- Przestań już! Zimno mi! - krzyknęłam.
- Jest czerwiec. - zaśmiał się chłopak nadal prowadząc mnie do przodu.
- Co z tego! - fuknełam. - No to mi gorąco!
- Z mojego powodu? - zaśmiał się ponownie.
- Janek ja cię zabije! Gdzie ty mnie do licha prowadzisz?! - zaczęłam wymachiwać rękami.
Ludzie wokół patrzyli na nas uśmiechnięci, niektórzy nawet śmiali się z nas.
- Auć! - zawołałam.
- Cholera! - zawołał Janek.
Od razu mocno przesunął mnie w inną stronę.
- Co to było? - zapytałam próbując dosięgnąć kostki w którą się uderzyłam.
- Ławka.. Przepraszam. - powiedział.
- Nic się nie stało. - westchnęłam. - Kiedy zabierzesz ręce? Chciałabym ponownie móc patrzeć..
- Na mnie? - Janek zaśmiał się.
- Chciałbyś - również się zaśmiałam. - Na światło dzienne.
Po kilku minutach ciszy i ciągłej podróży doszliśmy do jakiegoś miejsca.
-Janek? - zapytałam dotykając jego dłoni na moich oczach.
- Jestem, nie bój się. - powiedział uśmiechnięty.
Odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że mnie zostawił samą, w ciemnisci, w nieznanym miejscu. Samą wtedy, kiedy jego obecność była dla mnie najważniejsza. Samą na pastwę losu..
- Nigdy cię nie zostawię. Nie martw się. - pocałował mnie we włosy, a miły dreszcz przeszył mnie po plecach.
- Tadam! - zawołał zabierając ręce z moich oczu.
Chłopak szybko pojawił się przede mną z szerokim uśmiechem.
- Co my robimy w parku? - zaśmiałam się kładąc ręce na biodrach.
- Patrz! - odsłonił to co było za nim.
Moim oczom ukazał się koc pod drzewem oraz koszyk piknikowy.
Na mojej twarzy mimowolnie namalował się wielki uśmiech, a policzka okryły się rumieńcem. Z każdym dniem zaskakiwał mnie coraz bardziej.
Chłopak złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę koca. Posądził mnie na nim i usiadł koło mnie.
- Patrz co tu mam! - powiedział łapiąc za koszyk. - Mam kanapki, ciasto, maliny i truskawki, trochę faworków z wczoraj, a w butelce mam wodę. - po kolei wyciągał produkty i kładł na kocu.
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, a na moich ustach był uśmiech. Ale nie taki zwykły uśmiech. To był uśmiech mówiący: "lepiej trafić nie mogłam".
- I z jakiej to okazji? - zapytałam, kiedy skończył wyjmować rzeczy.
- Bez okazji. Zawsze musi być okazja? - zapytał spoglądając na mnie. - Nie podoba ci się..? - zapytał wyraźnie zmartwiony.
- Nie, nie, nie! - zawołałam wymachując rękami. - Jest mi bardzo miło, nie wiem co powiedzieć.. - uśmiechnęłam się.
Zaczęliśmy częstować się jedzeniem, a przy okazji rozmawialiśmy na temat całego tego pomysłu.
Po kilku minutach Janek wyjął z koszyka jeszcze książkę. Usiadł sobie wygodnie, oparł się o drzewo w cieniu i spojrzał na mnie.
- No chodź - uśmiechnął się cwanie.
Pokiwałam głową i wstałam z mojego dotychczasowego miejsca. Usiadłam sobie między jego nogami, plecami dotykałam jego torsu, a głowę wygonie umiejscowiłam na jego ramieniu.
- Możesz zaczynać. - podniesłam lekko głowę, żeby spojrzeć na niego.
Chłopak wpatrywał się we mnie zaskoczony, ale wciąż zadowolony. Pokrecił głową i otworzył książkę. Ja ponownie połorzyłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy.
- "Ona mu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka
Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny
Pewnie to jego kochanka"
Wsłuchiwałam się w dobrze mi znaną zwrotkę "Świtezianki" Mickiewicza. W końcu na naszych spotkaniach czytał ją prawie zawsze. Chyba strasznie lubił tą historię, a przynajmniej dopóki nie pojawiała się nimfa.
Kocham słuchać jak ją czyta.
- ”[..] piekielne wzywa potęgi
Klął się przy świętym księżyca blasku
Lecz czy dochowa przysięgi?"
- Janek? - zapytałam podnosząc lekko głowę.
Ten wers zawsze budził we mnie zmieszanie. "Lecz czy dochowa przysięgi?". Odczuwałam niepokoju, że i Janek w końcu mnie zostawi..
- Tak? - zapytał opuszczając książkę.
Podniosłam głowę z jego ramienia i spojrzałam mu w oczy.
- Kocham cię. - powiedziałam.
- Ja..
Właśnie teraz się obudziłam. Wciąż leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Chciałam jak najszybciej zasnąć ponownie, aby kontynuować sen, który właśnie przerwałam. Zdałam sobie sprawę, że już nie zasnę. Na samą myśl o tym zaczęłam uśmiechać się jak głupi do sera. Zakryłam twarz poduszką i zaczęłam się śmiać sama do siebie.
Tydzień temu odbyło się moje spotkanie z Orszą i nasza zabawa na śniegu. Dziś jestem umówiona na spotkanie z Heńkiem.
Odetchnąłem ciężko, zabrałam poduszek i wstałam z łóżka.
- No Anka! Wracamy do rzeczywistości. - powiedziałam sama do siebie. - A szkoda..
Otwarłam szafę, wyjęłam z niej błękitną koszulę z krótkim rękawem i spódniczkę do kolan. Poszłam do łazienki, odświerzyłam się i zostawiłam włosy rozpuszczone. Ostatnio było to u mnie nowością. Przecież przed wojną non stop chodziłam w rozpuszczonych włosach. A teraz? Teraz całymi dniami chodziłam w warkoczu.
- Ale czy to tylko przez wojnę? - pomyślałam.
Po chwili przewróciłam oczami wmawiajc sobie, że jedynym powodem mojego ulubionego upięcia włosów jest tylko i wyłącznie wygoda.
Wyszłam z łazienki i podążyłam do kuchni.
- Dzień dobry! - zawołała mama w kuchni. - Ktoś tu chyba się wyspał! - zaśmiała się.
- Jak nigdy.. - mruknęłam zadowolona. - Tadeusz śpi?
- Tak, dobrze wiesz, że wczoraj wrócił późno. - powiedziała smarując kromkę marmoladą.
- Co oni robili u Maćka? - zapytałam bardziej samą siebie, kręcąc kpiąco głową.
- A cóż mogli robić? - zaśmiała się podając mi talerz.
Kobieta wytarła ręce w fartuch, po czym go zdjęła i usiadła na wprost mnie.
- Mama wierzy, że pili by tak bez okazji? - zaśmiałam się.
- Jak człowiek jest młody to nie potrzeba okazji.
- Mamo, przecież Tadeusz nie pił by, bo tak. - przewróciłam oczami. - Coś się musiało zdarzyć, a ja się dowiem co.
- Oj skarbie.. - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Na pewno ci powie jak tylko się obudzi.
- Nie będę czekać, aż się obudzi! Jestem na jedenastą umówiona z Heńkiem, a do tego czasu dowiem się wszystkiego.
- A rób co chcesz dziecko! - machnęła zrezygnowana rękami i wyszła z kuchni. - Byleby mi tu gestapo nie przyszło. - dodała zakładając plaszcz.
- O to się mamo nie martw. - powiedziałam opierając się o framugę drzwi. - Miłego dnia.
- Pa córciu. - powiedziała i wyszła.
Chwilę stałam tak zastanawiając się co zrobić. Po chwili na mojej twarzy pojawił się chytry uśmiech.
Podążyłam do pokoju Tadeusza. Weszłam do niego po cichu, tak, żeby nie słyszał. Chyba podziałało, bo nawet nie drgnął.
- BACZNOŚĆ! - zawołałam.
Tadeusz zerwał się nagle z łóżka i jak poparzony starał się stanąc na baczność.
Wybuchnęłam śmiechem. Zwijalam się ze śmiechu, kiedy on próbował zrozumieć co miało miejsce.
- ANASTAZJA! - zawołał wkurzony.
- Oj przestań! Nie widziałeś swojej miny! - powiedziałam ocierając łzy śmiechu.
Mruknął coś pod nosem i ponownie położył się na łóżku. Położył się na brzuchu, a twarz schował w poduszkę.
- Powiesz mi co robiłeś u Alka? Mam świadomość tego, że piliście, a wnioskuje to po twoim obecnym stanie i tym, że wszystko tu śmierdzi. - powiedziałam siadając na fotelu niczym najważniejsza profesorka i założyłam nogę na nogę.
- Tak widać? - burknął w poduszkę.
Szczerze mówiąc z ledwością zrozumiałam co mówi.
- Weź mów normalnie. - powiedziałam sfrustrowana.
Poprawił się na łóżku i położył na boku.
- Mamy dobra wiadomość. - uśmiechnął się. - Przyjęli nas.
Usiadł na łóżku i patrzył na mnie z uśmiechem.
- Nie wierzę! Nareszcie! - rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam.
Tadeusz uśmiechnął się i również mnie przytulił.
- Ale czemu nie dostaliśmy żadnego listu? - zapytałam odrywając się od niego i siadając obok.
- Maciek go dostał. Z tego co tam pisało, to nie chcieli wysyłać więcej.
- A czemu do Maćka? Przecież ty jesteś dowódcą.
- Maciek mieszka najbliżej, więc wiadomość szybciej doszła. - uśmiechnął się.
- To co teraz? Kiedy jakaś pierwsza akcja? - zapytałam opadając plecami na łóżko.
Tadeusz zaśmiał się.
- Nie tak szybko młoda. Teraz następnym etapem będzie przyjęcie Heńka, potem oficjalna przysięga. Dopiero po tym możemy zacząć działać.
- Coo.. - mruknąłem niezadowolona.
- Uwierz mi mnie też męczy bezczynności. Ale z czasem nie wygrasz. - powiedział już z całkowitą powagą. - Ale patrz jak mało dzieli nas od celu. Już tak mało dzieli nas od rozpoczęcia walki przeciw tym szwabskim świnią.
- Tak mało, a zarazem tak dużo.. - mruknęłam.
- A ty nie masz spotkania z Heńkiem? - zapytał.
- HENIEK! - zerwałam się momentalnie z łóżka.
Chłopak zaśmiał się z siostry. Zapytał o to z dwóch powodów. Pierwszym było rozproszenie jej ponurych myśli, drugim pozbycie się jej z pokoju, aby w spokoju pospać.
Podbiegłam do kredensu i wykręciłam szybko numer Anieli.
- Tak? - powiedziała blondynka do słuchawki.
- O jedenastej pode mną. - powiedziałam.
- Czemu móiwsz mi dopiero teraz!? Miałaś cały tydzień, żeby mi o tym powiedzieć! - zaczęła krzyczeć do telefonu.
- Oj daj już spokój. - powiedziałam. - Ciesz się że jednak zadzwoniłam, a dobrze wiesz, że nie byłam za tym, abyś szła ze mną.
- A idź! - zawołała. - Będę za piętnaście minut. - powiedziała i odłożyła słuchawkę.
Pokrecialm głową i również odłożyłam słuchawkę.
- Aniela idze z tobą? - zapytał Tadeusz stojąc w drzwiach swojego pokoju.
- Tak, a co? - zapytałam zakładając ręce na piersi.
- A po co tam ona? Do przekazania informacji jesteście potrzebne dwie? - zapytał i poszedł do kuchni.
- A co zazdrosny jesteś? - zapytałam kpiąco.
- Ja? Nie. Nie mam czemu. - powiedział pijąc wodę ze szklanki.
- Tak, tak. A ja jestem Pola Negri. - powiedziałam przeracjąc oczami.
- A mogłabyś nią być! - powiedział podchodząc do mnie. - Wystarczy, że przestałbyś się bawić w wojne. Tym poninni zajmować się chłopcy. - powiedział przytulając mnie.
- Tadeusz. - mruknęłam.
- Wiesz, że ja się po prostu martwię. Wojna nie jest dobrym miejscem dla dziewczyn. I wiesz o tym.
- Nie wierzmy w stereotypy. - mruknęłam.
- Nie wierze w nie. Ty zwalczasz je wszystkie - zaśmiał się.
- Przecież ja wiem, wojna to nie zabawa. Potrafię sobie poradzić.
- Wiem, ale nie potrafię się nie martwić.
- Myślisz, że ja się nie martwię? Boje się o ciebie strasznie! Jesteś dowódcą, co sprawia, że najbardziej się narażasz. Aniela tak samo. Chłopaki też..
- Ty też i wiesz o tym. - powiedział uśmiechając się do mnie lekko.
- Widzisz? Wszyscy się narażamy. - dodałam.
- Dlatego się martwię.
- Ja też. - wtuliłam się w niego
- Idź, bo się spóźnisz. - pocałował mnie w czoło.
Jest młodym mężczyzną. Dowódcą już oficjalnie jednej z grup Szarych Szeregów. Kimś komu zaufało Polskie Podziemie powierzając mu ludzi. Starał się nie okazywać słabości czy czułości. Chciał być twardy.
Przecież jest wojna..
Ale nie jest z kamienia. Martwi się i boi jak każdy Polak. Boi się co przyniesie każdy dzień. Boi się, że następnego dnia może już nie zobaczyć tej brunetki, która po śmierci ojca została dana mu pod opiekę. Nie potrafił się o nią nie martwić..
W głębi duszy martwił się o każdego ze swoich przyjaciół. Nawet o Edka, którego pozostali nie lubili, ale przecież on go lubił. Martwił się o każdego Warszawiaka. Martwił się o tego małego chłopca Mateuszka, któremu w styczniu robił śniadanie. Martwił się o wszystkich jak najlepszy dowódcą. Bo przecież on jest najlepszym dowódcą.
- Wychodzę! - zawołałam zakładając płaszcz.
- Pozdrów Heńka i Anielę! - zawołał wchodząc do swojego pokoju.
Wyszłam z mieszkania w podskokach. Wiedziałam, że Aniela musi już czekać. I nie myliłam się.
Stała oparta o ścianę i zaciągała się w połowie wypalonym papierosem. Blond włosy opadały na ramiona zakryte czarnym płaczem. Wzrokiem mierzyła dwóch niemieckich żołnierzy, którzy właśnie sprawdzali jakiegoś mężczyznę z dzieckiem.
- Serwus! - zawołałam podchodząc do niej.
- O jesteś! - powiedziała odwracając się do mnie z uśmiechem.
Zdeptała obcasem wypalonego papierosa. Czerwona pomadka podkreślała jej biały uśmiech, a kołnierzyk bordowej sukienki wystawał zza płaszcza.
- Aleś się odstawiła! - powiedziałam podjąć jej ramię, abyśmy mogły już iść. - Mamy się tylko spotkać z przyjacielem. Nie idziemy do siedziby Gestapo. - prychnełam.
- I co z tego? Ojciec przysłał ostatnio mi i mamie dwie nowe sukienki z Wrocławia. - uśmiechneła się.
- Twój tata jest we Wrocławiu? - zapytałam zdziwona.
- Tak, pojechał tam dwa dni temu na jakieś spotkanie.
Chwilę gawędziliśmy po czym umilkłyśmy podchodząc do kawiarni.
Heniek stał obok czytając gazetę. Na głowie miał kaleplusz lekko zakrywający
twarz, zapewne, aby nie rozpoczął go żaden z niemieckich żołnierzy.
- Serwus! - powiedziałam podchodząc do niego.
- Anka! - zawołał i zabrał gazetę sprzed nosa. - Aniela? Co ty tu robisz?
Aniela spojrzała na niego złowrogo. Kolejny raz ktoś pytał się o to, po co ona na tym spotkaniu.
- Z tego co pamiętam, też jesteś moim przyjacielem. Mam prawo się z tobą spotykać. - mruknęła zakładając ręce na piersi.
- W to nie wątpię. - zaśmiał się.
Podał nam obu ramię, które obie przyjęliśmy.
- No to idziemy. - poiwedział zadowolony.
- Gdzie idziemy? - zapytałam zdezorientowana. - Nie możemy wejść tu?
Przecież byliśmy pod kawiarnią. Czemu mieliśmy iść gdzieś indziej, skoro mamy wszystko pod nosem.
- Zabiorę was gdzieś indziej. W tej kawiarni byłem z tobą nie raz. - zwrócił się do mnie. - A i wy obie zapewne byłyście w niej niejednokrotnie.
- To nasze ulubione miejsce. - rzekła Aniela.
Ruszyliśmy w drogę.
- A poza tym nie chce, aby jakiś Niemiec mnie rozpoznał. - powiedział trochę bardziej poważnie.
- Bo co? Bo to uraza zła Niemca? Siedzieć w polskiej kawiarni? - zakpiła blondynka.
- Aniela! Dobrze wiesz, że to nie jego wina. Musi zachować wiarygodność. - powiedziałam zła przez jej zachowanie.
- Gdyby to ode mnie zależało chodził bym tylko i wyłącznie do polskich kawiarni. Ale mam Niemieckie papiery, których wolałbym nie stracić.
- Już dobra.. Przecież rozumiem. - mruknęła.
Po kilku minutach stanęliśmy przed jakąś restauracją. Za oknami było widać piękne wnętrze. Czerwony daszek nad drzwiami pokazywał jak luksusowym miejscem musi ona być. Kilka ławek stojących przed i drogie samochody zaparkowane obok..
Wpatrywałam się w to miejsce oszłomiona. Nigdy wcześniej nie widziałam tej restauracji, a co dopiero o byciu w niej.
- Gdzie my jesteśmy? - powiedziała Aniela rozglądając się na boki.
- Nie rozglądaj się tak. - mruknął. - Niemiecka dzielnica. - powiedział z lekką dumą.
- Niemiecka? Zwariowałeś? - powiedziała szeptem.
- Jesteście ze mną, więc nic wam nie grozi. Poza tym skoro mam możliwość zabrania was w wyjątkowe miejsce, to to zrobię.
- Wyjątkowe? - zapytałam nie rozumiejąc o co chodzi.
- Nur für Deusch. - powiedział uśmiechając się cwanie.
- Czyli co? Tam będą same szkopy? - prychneła Aniela.
- Aniela skoro tylko dla Niemców to kogo się spodziewasz? Żydów? - zaśmiałam się.
- Jeżeli będzie potrzeba mówcie po niemiecku. - powiedział otwierając drzwi.
Weszliśmy do środka. Nagłe ciepło przeszyło nasze ciała. Lekka muzyka dochodziła z sali glównej, a w korytarzu na fotelach siedziało kilka osób. Heniek poprosił, abyśmy poszły zamówić stolik, a sam zabrał nasze płaszcze.
- Guten Morgen. Ein Tisch für drei Personen. (Dzień dobry. Jeden stolik dla trzech osób.)
- Sie sind nur für vier Personen. (Są tylko dla czterech.) - powiedziała kobieta, nie odrywając wzroku od jakiś papierów.
- Das hier für vier, bitte. Ist das so schwer? (To prosimy ten dla czterech. Czy to takie trudne?) - powiedziała sfrustrowana Aniela.
- Ja, natürlich. (Tak, oczywiście.) - mruknęła Niemka.
Widać było, że nie przepada za swoją pracą. Świadczył o tym sam ton jej głosu jak i to, że nie interesowała się gośćmi.
W końcu oderwała wzrok od papierów i zlustrowała nas podejrzliwym wzrokiem.
- Papieren. (Dokumenty.) - powiedziała ostro.
Spojrzałyśmy po sobie z Anielą. Cóż z tego, że pokażemy jej fałszywe kenkarty? Przecież są polskie, nie niemieckie.
- Papieren! (Dokumenty!) - krzyknęła kobieta wstając z krzesła.
Już chyba miała coś zrobić, kiedy nagle otwarła szerzej oczy i natychmiast usiadła.
Poczułam dłoń na ramieniu i odracjąc się zobaczyłam poważną, lekko złą minę Henryka.
- Haben Sie ein Problem? (Czy ma pani jakiś problem?) - zapytał.
- Nein Herr Heinrich. (Nie panie Heinrich.) - powiedziała poprawiając rękoma koszulę.
- Also, warum das Geschrei? Diese Damen gehören zu mir. (Więc, po co te krzyki? Te panie są ze mną.)
- Ja, natürlich. Tisch in der Mitte, wie immer. (Tak, oczywiście. Stolik na środku, tak jak zawsze.) - powiedziała szybko.
Bała się spojrzeć mu w oczy i obie to widziałyśmy.
- Auf Wiedersehen, Ingrid. (Do widzenia, Ingrid.) - rzekł sucho.
- Viel Spaß, Herr Heinrich. (Smacznego panie Heinrich.)
Chłopak położył dłonie na naszych plecach i pokierował na salę.
Piękna duża sala, mnóstwo stolików i mnóstwo ludzi. Podeszliśmy do naszego stolika i zajęliśmy miejsca.
- Kim ona jest? - zapytałam szeptem po polsku.
- Niemka, Ingrid. Pracuje tu od początku wojny. Z tego co wiem dorabia też w inny sposób.. Dlatego dla kobiet jest nie miła. - powiedział zniesmaczony.
Razem z Anielą spojrzałyśmy na siebie i uśmiechnełyśmy się. Zawsze wiedziałyśmy, że Niemki wskoczą do łóżka każdemu.
- Dlatego dla ciebie była miła? - zapytała po chwili Aniela.
- Nie. Naprawdę myślisz, że bym się z nią przespał? - zakpił. - Robi to z każdym kto tu przyjdzie, żeby w razie czego, któryś mógł ją w jakikolwiek sposób uratować. Chyba sama nie zdaje sobie sprawy, że dla nich jest nic nie warta i nawet nie zwrócą uwagi na to, czy spali z nią czy nie, kiedy przyjdzie ją zabić. - zdjął wreszcie kapelusz.
- Puste Niemki. - mruknęła Aniela.
- To co? Może coś zjemy? Druga taka okazja może się nie powtórzyć. - uśmiechnęłam się do nich.
- Kellner! (Kelner!) - zawołała Heniek unosząc rękę.
- Ein Gericht des Tages für die schönen Damen. (Danie dnia dla pięknych dam.) - powiedział.
- Ja, ja, Herr Heinrich. Und für Sie? (Tak, tak panie Heinrich. A dla pana?) - zapytał uśmiechając się sztucznie.
- Ich habe genug vom Üblichen. (Mi wystarczy to co zawsze.)
Kelner odszedł pożpiesznie. Spojrzałam zdziwiona na blondyna.
- Skąd oni wszyscy cię znają? Ingrid i ten klener?
- Tak samo Ingrid powiedziała, że stolik tak jak zawsze.. - powiedziała Aniela.
- Przychodzę tu prawie codziennie z mamą. Zdążyli zapamiętać. - wzruszył ramionami.
- Czemu zawsze siedzisz na środku? - powiedziała Aniela rozglądając się po sali.
- Najbezpieczniej. Nie wiedzą cię z okna i masz blisko do drzwi..
- Wszystko zaplanowane.. - powiedziałam uśmiechając się. - Tak jak zawsze.
- Mówiłem ci, że się nie zmieniłem. - zasmiał się.
Po kilku minutach kelner przyniósł nasze jedzenie. My z Anielą dostałyśmy jakieś wykwintne drugie danie. Czym jest? Nie potrafię określić, bo widzę takowe pierwszy raz.. Jedno wiem na pewno. Jest to jakiś rodzaj mięsa i warzywa. Spojrzałyśmy z Anielą zdziwione na siebie.
Jest wojna.
Prawie co drugi Polak czy Żyd umiera z głodu. A Niemcy na co dzień zajadają się czymś takim.
Obie spojrzałyśmy natychmiast w stronę Heńka. Ten zajadał się zwykłym, ciepłym.. Rosołem.
- No co? - zapytał widząc nasze miny.
- Zwariowałeś? Jesz rosół, kiedy możesz jeść takie delicje! - powiedziała blondynka.
- Uwierz mi, że w ciągu dwóch lat w Niemczech to ich tradycyjne niemieckie żarcie zbrzydło mi doszczętnie. Brakuje mi zwykłej, tradycyjnej, polskiej kuchni.. - powiedział z zamyśleniem mieszając łyżką.
- Od kiedy to w niemieckiej restauracji podają rosół? - zapytałam próbując swojego dania.
- Na moją prośbę. - zaśmiał się. - Tylko mi go podają. Kiedyś z mamą daliśmy kucharzowi napiwek, za to, żeby gotował dla nas rosół.
- Żyć nie umierać! - klasnęła w dłonie Aniela i zaczęła jeść.
Kilka minut później kelner zabrał puste talerze, a my wreszcie postanowiliśmy zacząć rozmowę.
- A więc? O jaką ważną rozmowę ci chodziło? - powiedział wycierając usta serwetką.
- Ja wiem, że powinnam się ciebie zapytać o zgodę. W ogóle powinnam zapytać, co o tym sądzisz zanim poszłam z tym do kogokolwiek. - zaczęłam szeptem.
- Anka do rzeczy. - zaśmiał się przeracjąc oczami.
- Jak wiesz jestem w harcerswie. - powiedziałam. - Aniela też. - dziewczyna uśmiechnęła się na wspomnienie jej imienia.
- Tak..
- Ostatnio dostałyśmy potwierdzenie przyjęcia naszej grupy do Szarych Szeregów. - powiedziałam jeszcze bardziej szeptem.
- Naprawdę? - zapytał uradowany. - Anka to wspaniałe! Jestem z was dumny! - zaczął się szczerzyć. - Szkoda, że ja też nie mogę robić czegoś dla Polski.. - mruknął.
- O to chodzi Heniek. - powiedziała Aniela przewracając oczami.
- Kiedyś wpadłam na pewnien pomysł. Powiedziałam go Tadeuszowi, potem poszliśmy do dalszego dowództwa.
- Jaki pomysł? - zapytał, ale już nie uzyskał odpowiedzi.
- Das Abendessen war köstlich, Herr Heinrich. (Obiad był pyszny panie Heinrich.) - uśmiechnełam się sztucznie patrząc na Heńka wymownie.
Chłopak przymknął na chwilę oczy i westchnął zrezygnowany.
- Es ist eine Ehre für mich, dass ich Sie zum Essen ausführen könnte. (To dla mnie zaszczyt, że mogłem zabrać panienki na obiad.) - powiedział ze sztucznym uśmiechem.
- Oh Heinrich! - zawołał mężczyzna, przez którego tak się zachowywaliśmy.
Niemiecki żołnierz. Zielony mundur i ciemne czarne buty. Włosy w kolorze ciemnego blondu zaczesane na żelu. Oczy w kolorze jasnego błękitu. Jak na Niemca, nawet ja muszę to przyznać..
Był przystojny.
Na pewno nie jedna Niemka czy nawet Polka ganiała za nim. Ładnie zarysowana szczęka, wzrost coś około 190cm, bo stojąc koło Heńka był trochę wyższy. Ładny szarmancki uśmiech..
Jedyny zdaniem: nie dało się na niego nie spojrzeć.
- Wie ich sehe, haben Sie reizende Begleiter. (Widzę, że ma pan urocze towarzyszki.) - uśmiechnął się i pocałował dłoń kolejno każdej z nas.
- Guten Tag. (Dzień dobry) - powiedziałam
Czułam jak mimowolnie się rumienie, choć bardzo tego nie chciałam. Co poradzisz?
- Guten Tag. (Dzień dobry.) - powiedziała oschle Aniela.
Widziałam, że również lustrowała wzrokiem Niemca.
- Herr Heinrich, Sie sind ein bisschen lahm! (Panie Heinrich pan jakiś niewyżyty!) - zaśmiał się drugi Niemiec, który właśnie wparował do sali.
Ten był wyraźnie pijany. Przekrzywiona czapka, która ledwie trzymała się na głowie, mundur lekko odpięty.
Zaczęła klepać Henryka po ramieniu i plecach niczym najwierniejszego drucha.
- Ist Ihnen eine nicht genug? Nette, Ihre Begleiter. (Jedna ci nie wystarczy? Ładne te twoje koleżanki..) - powiedział uśmiechając się w naszą stronę.
Powiem szczerze. Miałam odruch wymiotny.
- Herr Fritz, muss jede Frau eine Hure sein? (Panie Fritz, czy każda kobieta musi być dziwką?) - powiedział sfrustrowany Heniek.
- Nein, ganz und gar nicht. Aber sie sollten besser.. (Ależ skąd. Ale lepiej, żeby były..) - uśmiechnął się do Heńka.
- Herr Fritz, das ist nicht Ihr Ernst! (Panie Fritz jest pan niepoważny!) - powiedział ten pierwszy tupiąc nogą. - Entschuldigen Sie sich bei diesen Damen zu diesem Zeitpunkt! (Niech pan w tym momencie przeprosi te damy!)
- Carl, warum sind Sie so nervös? (Carl co się tak denerwujesz?) - zakpił nijaki Fritz.
- Jetzt! Oder ich gehe damit zum Kommandoposten! (Już! Albo pójdę z tym do dowódctwa!) - zawołał, a reszta zgromadzonych na sali zaczęła patrzeć na tę scenę.
- Verzeihen Sie, meine Damen. (Wybaczcie mi panie.) - powiedział z udawaną skruchą.
- Gehen Sie jetzt zu Ingrid. (A teraz idź siebie do Ingrid.) - powiedział Carl pchając go do wyjścia.
- Oj Ingrid! Meine Ingrid! (Oj Ingrid! Moja Ingrid!) - zaczął wołać zataczając się w stronę korytarza.
Kontem oka dojrzałam jak Ingrid przeraca oczami i niechętnie wstaje od biurka. Widać było, że igraszki z tym Niemcem nie były przez nią lubiane.
- Es tut mir leid um diesen Mann. (Przepraszam was za tego człowieka.) - powiedział niezadowolony.
- Es ist nichts passiert. (Nic się nie stało.) - powiedziałam uśmiechając się lekko.
- Warum wird jede Frau von den Soldaten als Hure betrachtet? (Czemu każda kobieta jest uważana przez żołnierzy za dziwkę?) - zapytała Aniela zakładając ręce na piersi.
- Nicht alle von ihnen. (Nie każda.) - powiedział uśmiechnąć się. - Daran würde ich Sie nie denken lassen.
(Ja nigdy bym panienek o to nie posądził.)
- Carl, was machst du hier? (Carl co tu robisz?) - zapytał Heniek próbują uniknąć kolejnej wymiany zdań Anieli i Carla.
- Ich bin zum Abendessen hier. Ich werde Sie nicht belästigen. (Przyszedłem na obiad. Nie będę wam przeszkadzał.) - spojrzla na nas. - Nochmals, es tut mir sehr leid. Schönen Tag. (Jeszcze raz przepraszam. Miłego dnia.) - poszedł do innego stolika.
- Schönen Tag. (Miłego dnia.) - powiedziałam zanim ruszył.
- Miłego dnia. - przedrzeźniła nas Aniela.
- Daj spokój. Takie zachowanie nie pomaga. - powiedziałam szeptem po polsku, kiedy ponownie usiedliśmy. - Powinnaś zachowywać się normalnie. To niemiecki żołnierz do jasnej cholery! - powiedziałam uderzając dłonią w stół.
- Aniela, Anastazja ma rację. Powinnaś zachowywać się naturalnie. Takie zachowanie mogło mu się wydać podejrzane. - poparł mnie Wierzbowski.
- Oj przestańcie już! To ja powinnam cię upominać Anka, a nie ty mnie. Kto jest twoim dowódcą? - powiedziała patrząc na mnie.
- Aniela jesteś dowódcą? - zapytał zdziwiony.
- Poczekaj. - pokazałam mu palcem, aby na razie nic nie mówił. - Ty jesteś, ale na razie nie zachowujesz się jak dowódca, a jak urażona hrabina. To, że nazwał cię dziwką nie znaczy, że nią jesteś.
Aniela miała już coś powiedzieć, ale powstrzymała się.
Wiedziałam, że uderzyłam w samo sedno. Wiedziałam przecież doskonale czemu się tak uniosła. Nie nawiedziła, kiedy ktokolwiek tak ją nazywał. Bo właśnie tak mogli nazywać ją przypadkowi Warszawiacy. Przecież właśnie tak sama ją nazwałam, kiedy obściskiwała się z Niemcem w parku, tylko po to, aby dać mu nauczkę. Nie wyglądała na dziwkę, nie była nią, ale jej wybory niejednokrotnie sprawiały, że sama tak o sobie twierdziła. Nie mówiła o tym nikomu, ale ja nie potrzebowałam, żeby mi o tym mówiła. Ja to wiedziałam.
Wiedziałam, że nie ocenia się książki po okładce. Bo przecież każdy kto ją lepiej pozał, mógł śmiało stwierdzić, że jest ciepłą i dobrą osobą.
- Dobra.. - westcheneła. - Nawet ładny był. - uśmiechnęła się lekko.
Prychnęłam lekko i szturchnęłam ją ramieniem na co obie się zaśmiałyśmy.
- A więc? - zapytał uśmiechając się Henryk.
- Tak, Aniela jest dowódcą, ale tylko mojej grupy, natomiast jest zastępcą dowódcy całej drużyny. - powiedziałam przewracając oczami. - A teraz szybko dokończę. Wiem, że bardzo tego chcesz.. Dlatego uznałam, że spróbuję. Poprosiłam dowódctwo, aby zastanowiło się nad przyjęciem cię do nas. - powiedziałam uśmiechając się lekko.
Na twarzy chłopaka pojawił się ogromny uśmiech.
- Anka! Dziekuje! - zawołał. - I co? - zapytał podekscytowany.
- Jak na razie są na tak. - powiedziała Aniela. - Orsza chce z tobą porozmawiać.
- Macie się spotkać w jakimś parku, gdziekolwiek. - powiedziałam. - Musisz mi dać znać kiedy, wtedy ja powiem Orszy.
- Jak ich przekonałaś?
- Powiedziałam, że jesteś przydatny. - zaśmiałam się. - Masz silne niemieckie papiery, co daje ci nietykalność. Możesz uzyskać informacje o wielu Niemcach. Jesteś jak tajna broń!
- Wiemy, że się nadasz. - dodała Aniela.
- Nie mogę w to uwierzyć! - powiedział uradowany. - Dziękuje wam!
- Anka powinnyśmy już iść. - powiedziała blondynka. - Jest w pół do drugiej.
- Już. Idę jeszcze do łazienki.
- Na lewo. - powiedział Heniek wskazując głową w owe miejsce.
Kiwnełam głową porozumiewawczo i poszłam.
*Pov.Aniela*
- I co? - uśmiechnęłam się. - Będziesz mógł walczyć jak my.
- Niewyobrażasz sobie jak się cieszę. - wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów.
- Mogę? - zapytałam wskazując na nią.
- Jasne. - wyciągnął jednego dla mnie i podał mi go.
Włożyłam go do ust i czekałam, aż chłopak zapali go zapalniczką. Swojego papierosa położył na stole, a zajął się szukaniem zapalniczki. W końcu ją znalazł i przybliżył się do mnie.
Chłopak lekko nachylony, był bardzo blisko mnie i trudził się z zapaleniem zapalniczki. Obserwowałam go dokładnie.
Ma takie ładne szare oczy.. Czemu nigdy ich nie widziałam?
Nagle Heniek spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko, a po chwili ponownie siłował się z zapalniczką.
Nie myśląc długo, wyjęłam papierosa z ust i złączyłam nasze usta. Chłopak zdziwiony na początku napiął mięśnie, ale późnej odwzajemnił pocałunek.
To było niczym delikatnie muśnięcie.. To było coś innego niż moje pocałunki z Tadueszem. Z Zawadzkim wszystko było szybkie, dynamiczne i elektryzujące. Robiliśmy wszystko szybko, jakbyśmy bali się, że zaraz któreś z nas zniknie. Właśnie dlatego, kiedy już zdążyło nam się pocałować wszystko schodziło na niewłaściwa drogę..
A to? Tego nie dało się porównać. Było całkiem czymś innym. Delikatne, spokojne i niewinne. Tak jakby czas się zatrzymał, jakby nie było wojny, jakby nie było niczego.
Po chwili oderwałem się od niego rozumiejąc, co zrobiłam. Złapałam szybko papierosa, zabrałam mu zapalniczkę z dłoni i momentalnie go zapaliłam. Obróciłam się w przeciwną stronę, czując, że jestem cała czerwona.
- Czemu ty to zrobiłaś? - pomyślałam.
Heniek wpatrywał się w Anielę nie rozumiejąc, co właśnie miało miejsce. Nie mógł powiedzieć, że Aniela mu się nie podobała. Była bardzo ładną dziewczyną, miała ciekawy charakter, zawsze go intrygowała. Jednak w jego sercu jak dotąd miejsce miała tylko Anastazja. Mimo, że teraz byli tylko przyjaciółmi, czuł, że musi odpokutować swoją zdradę. Kochał ją teraz jak siostrę.
A Aniela? Właśnie teraz zrobiła mu mętlik w głowie. Przecież dopiero co, kiedyś Anka opowiadała mu w tajemnicy, że Taduesz i Aniela kochają się ze wzajemnością, ale żadne z ich się do tego nie przyznaje. A w tej chwili ona sama dobrowolnie go całuje..
- Heniek ja.. Przepraszam. - powiedziałam wreszcie widząc jego oszołomioną twarz.
- Nic się nie stało.. - wydusił lekko się uśmiechając.
- Chodź tu. - zaśmiałam się.
Chłopak się przybliżył, a ja kciukiem zmazyałam mu resztki mojej szminki z twarzy. Mój kciuk chcąc czy nie chcąc, zatrzymał się na jego dolnej wardze. Chwilę wpatrywałam się w nią z uśmiechem.
- Anka - szepnął chłopak, dając mi tym samym znak, żeby się odsunąć.
Odsunęłam się więc i zacząłem w spokoju zaciągać się papierosem.
- Możemy iść. - powiedziała podchodząc od nas.
- No, komu w drogę temu czas! - wstałam z krzesła. - A ty nie idziesz?
- Zaczekam na mamę. Pewnie zaraz przyjdzie. - uśmiechnął się do mnie. - Jeszcze raz bardzo ci dziękuję Anastazja. Dzięki tobie mogę..
- Daj spokój. - uśmiechnęła się brunetka.
Dziewczyna ruszyła w stronę korytarza, a ja za nią.
- Aniela! - zawołał chłopak.
Złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Stojąc na wprost niego zastanawiałam się, co chce zrobić.
Schylił się i pocalowł mnie w policzek. Czułam jak się rumienie.
- Do widzenia. - szepnął mi do ucha.
- Pa Heinrich. - powiedziałam kokieteryjnie.
Chłopak puścił mnie, a ja poszłam do Anki, która była już w płaszczu i trzymała też mój.
- Co chciał? - zapytała podając mi płaszcz.
- Aa przepraszał jeszcze za tego Niemca. - powiedziałam, kiedy wychodziłyśmy z budynku.
*Pov.Anastazja*
Szłyśmy właśnie do mojej kamienicy, żeby napić się herbaty i pogadać w spokoju, bo już dawno nie rozmawiałyśmy, tak po prostu o tym, co nam leży na sercu.
- Ale masz rację.. Ten Niemiec był przystojny! - zaśmiała się blondynka.
- Przecież ja zawsze mam rację. - pokazałam jej język.
- A kogóż to moje oczy widzą? - powiedział męski głosy.
Obie jednocześnie spojrzałyśmy do przodu, a naszym oczom ukazał się Janek.
- Cześć! - powiedział uśmiechnięty. - Co tu robicie?
- Byłyśmy na spotkaniu z Heńkiem. - oznajmiłam.
- Gdzie? - zaśmiał się.
- W niemieckiej dzielnicy. - powiedziała Aniela.
- Co? Nic ci nie jest?! - Janek złapał mnie za przedramiona i zaczął lustrować wzrokiem.
- Ehem - chrząkneła Aniela przypominając o swojej obecności.
- Znaczy wam! Nic wam nie jest? - zapytał puszczając mnie i patrzył teraz na Anielę.
Bardzo chciało mi się śmiać z jego zachowania, ale starałam się uniknąć wybuchu śmiechu.
- Nie, przecież był z nami Heniek. - zaśmiała się dziewczyna. - A co ty tu robisz?
- Właśnie szedłem do Taduesza. - oznajmił.
- Po co? - zapytałam.
- Wczoraj miał wziąść ten list od Orszy, żeby ci pokazać, ale wiesz jak to się skończyło. - zaśmiał się.
- A czemu Maciek nie przyniesie tygo listu tylko ty? - zapytała Aniela unosząc brew.
Blondynka doskonale wiedziała czemu to on chciał przynieść list. I choć był też tego pewnie inny powód, to tym najważniejszym była Anastazja. I Aniela doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Bo Maciek wstaje z łóżka tylko w sytuacji najwyższej wagi, czyli głównie, gdy jest głodny. - zaśmiał się. - Jak do niego poszedłem to spał jak zabity. Basia siedziała przy nim i czytała sobie książkę. Powiedziała, że obiecała jego rodzicom, że go przypilnuje i teraz mówi, że schrzaniła zostawiając go z nami na jeden wieczór. - prychnął kręcąc głową.
- A ty? Tadeusza też musiałam obudzić sama, żeby dowiedzieć się co świętowaliście i jak wyszłam, poszedł z powrotem spać.
- A ja, widocznie jestem lepszy od nich wszystkich. - zaśmiał się Janek.
- Już to widzę! - zaśmiała się Aniela.
- A tak naprawdę? Jakim cudem funkcjonujesz? - zaśmiałam się.
- Miałem godzinę spóźnienia. - pokazał język. - Jak przyszłem to wypili już pół butelki. - pokrecił głową z niedowierzaniem.
- To ci się uciekło. - uśmiechnęłam się.
Chłopak objął mnie ramieniem i przysunął do siebie.
- Nawet nie wiesz jak! Dzięki temu mogę się dziś z tobą zobaczyć.
- Janek.. - powiedziałam przewracając oczami. - Przecież widzimy się codziennie. Tak czy siak pewnie gdzieś byś mnie dziś zobaczył.
- Ale tak mogę napić się z tobą herbaty.
- Kto powiedział, że zaproponuje ci herbatę? - zaśmiała się Aniela.
- Na pewno nie ty. - odgryzł jej również się śmiejąc.
Nim się obejrzeliśmy byliśmy już pod kamienicą. Szybko weszliśmy i lada moment byliśmy już w mieszkaniu.
- Tadeusz? Śpisz? - zapytałam odwieszając płaszcz.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Aniela uśmiechała się rozbawiona moją poirytowaną miną.
- Pokażesz mi ten list? - zapytała blondynka.
- Masz. - powiedział Janek i wyciągnął list z kieszeni spodni.
- Zaraz przyjdę. - powiedziałam i poszłam do Tadeusza.
Po kilku wróciłam z ubranym Tadeuszem.
- Serwus! - powiedział siadając na fotelu.
- Oj przyjacielu! - zaśmiał się Janek. - Chyba nie powinienem was już nigdy zostawiać samych.
- Przestań, nie było tak źle. - powiedział oburzony Tadek. - A co z Heńkiem? - zapytał odwracając się do Anielii.
Dziewczyna podskoczyła lekko przypominając sobie, co robiła z Heńkiem. Na jej twarzy pojawił się mały rumieniec, a w środku czuła wielki wstyd. Przecież mówiła sobie, że podoba jej się Tadeusz. I była to prawda. Nadal jej się podobał. Ale z Tadkiem wszystko było inne. Przeradzało ją tempo wydarzeń. Chociaż.. Przecież podobobalo jej się to.. Ale pocałunek z Heńkiem.. On był inny i zdawała sobie z tego sprawę. Czuła się jakby zdradziła Tadeusza.. Zdradziła samą siebie.. A przecież, tak naprawdę nic ich nie łączyło. Nie byli w związku. Tak naprawdę, żadne z nich nigdy nie powiedziało co czuje. Miała mętlik w głowie i chciała jak najszybciej porozmawiać z Anką.
- Dobrze. - wydusiła wreszcie. - Bardzo się ucieszył. - uśmiechnęła się lekko.
- To dobrze. Sam, szczerze mówiąc, chciałem, zeby jednak był z nami w organizacji.
- Proszę. - powiedziałam kładąc herbatę na stole. - Mamy jeszcze trochę ciasta..
- Nie trzeba. - uśmiechnął się Janek. - A ty wiesz, że dawno nie mieliśmy korepetycji? - uśmiechnął się cwanie.
- Ale ja już całkiem nieźle mówię po niemiecku.. - spojrzałam na niego.
Jego mina mówiła sama za siebie.
- Ale masz rację. Chodź. - kiwnełam głową na drzwi mojego pokoju.
Janek zerwał się momentalnie i podążył za mną. Otwarł mi drzwi do pokoju, przepuścił mnie, po czym zamknął drzwi.
- Janek, a ty wiesz, że ja już całkiem dobrze mówię po niemiecku? - zaśmiałam się.
Chłopak usiadł na moim łóżku i oparł się o ścianę.
- I co z tego? Praktyka czyni mistrza. - uśmiechnął się.
- Dlatego zamiast siedzieć obok mnie i tłumaczyć mi cokolwiek, ty siedzisz na łóżku?
- Zawsze możesz dołączyć. - zrobił głupi uśmiech.
Przewróciłam oczami. Jaki on jest durny.. Ale to chyba właśnie to dodaje mu uroku.
Nie zastanawiając się długo, usiadłam obok niego na łóżku i tak jak on oparłam się plecami o ścianę. Swoją głowę połorzyłam na jego ramieniu.
- Anka? A wiesz, że nie wziełaś książki?
- Wiem - powiedziałam, jakby była to najprostsza rzecz na świecie.
Janek trochę się zdziwił, że Anka tak po prostu, bez dłuższego namawiania, przyszła do niego. Ale mimo wszystko był teraz chyba najszczęśliwszym chłopakiem w Warszawie.
Szybko zlokalizował dłoń Anki. Złapał ją delikatnie i zaczął kreślić na niej niezidentyfikowane kształty.
Janek oparł lekko swoją głowę o moją. Czułam jak robi mi się cieplej na sercu. Te małe gesty w takim czasie były na wagę złota. Lubiłam być przy nim, dawało mi to wiele radości. A motylki w moim brzuchu chciały prawie wyfrunąć.
- Śniłaś mi się dziś.. - powiedział nadal bawiąc się moja dłonią.
- Naprawdę? - zapytałam zaskoczona, bo przecież dziś on też mi się śnił. - I co ci się śniło? - zasmiałam się.
- A nie będziesz się śmiać? - powiedział unosząc swoją głowę.
Spojrzał mi w oczy, a ja jemu. Widziałam, że naprawdę ważna była dla niego moja reakcja. Jednak cóż mu się mogło przyśnić?
- To coś, aż tak złego? - zapytałam ciężko przełykając ślinę.
Mina Janka była poważna, co wskazywało, iż nie był to sen przepełniony sielanką tak jak ten mój.
- Nie w takim sensie! Był zły dla mnie, ale dla kogoś innego jest całkiem normalny.. - ponownie oparł moją głowę na mojej.
- Powiesz mi w końcu? - powiedziałam.
Tym razem to ja złapałam jego dłoń. Słyszałam, że cicho westchnął.
- Śniło mi się, że była łapanka. Byłaś pośród innych przy ścianie. Chciałem cię uratować, więc szybko zacząłem myśleć, co zrobić. Kiedy już miałem ruszyć ciebie tam już nie było. Zacząłem się rozglądać gdzie jesteś. Zobaczyłem cię na rękach Edka, całą rozanieloną i uśmiechniętą. Oboje śmialiście się, a ty byłaś w niego wtulona. A ja nie mogłem się ruszyć.. W końcu on odwrócił się i spojrzał na mnie szyderczo, a ty nie raczyłaś nawet na mnie spojrzeć.. I wtedy się obudziłem..
- Janek.. - powiedziałam i splotłam nasze dłonie.
- Tak bardzo chciałem cię uratować i nie mogłem.. - ponowienie na mnie spojrzał.
Podniosłam głowę z jego ramienia i też na niego spojrzałam.
- To tylko sen. Jestem pewna, że w prawdziwym życiu byś mnie uratował..
- A co jeżeli zrobi to Edek? Jeżeli będziesz go lubić bardziej niż mnie i nawet na mnie nie spojrzysz..?
Serce Janka krwawiło wyczekując odpowiedzi. Nawet przez myśl mu nigdy nie przeszło, że ta mała brunetka mogłaby nie patrzeć na niego, nie śmiać się z nim, nie uśmiechać się do niego.. A samo jej spojrzenie już dużo mu dawało. Dlatego ten na pozór zwykły sen, tak bardzo go bolał..
- Oj głuptasie.. - pocałowałam go w czoło. - Nigdy się tak nie stanie. Jeżeli tylko będę miała okazję to będę przy tobie. - uśmiechnęłam się lekko.
- Ich liebe dich. - powiedział całując mnie w policzek.
Przewróciłam oczami i ponownie położyłam głowę na jego ramieniu. On również oparł swoją głowę o moją.
- Powiesz mi kiedyś co to znaczy? - mruknęłam i zamknęłam oczy.
- Kiedyś.. - powiedział Janek.
Zaczął gładzić kciukiem wierzch mojej dłoni.
Janek również przymknął oczy. I tak oparci o siebie, trzymajc się za ręce zasnęli z myślą, żeby wojna zniknęła, żeby mogło być już tak zawsze..
*Pov.Aniela*
Anka i Janek poszli do pokoju rzekomo, aby pouczyć się niemieckiego. Tadeusz mimo wszystko poszedł do kuchni po ciasto. Siedziałam sobie teraz na kanapie i popijałam herbatę. Kiedy Tadeusz wrócili położył ciasto na stoliku i usiadł koło mnie.
- To jak pani zastępco dowódcy? Za niedługo bierzemy się za robotę. - zaśmiał się.
- Tak.. Mogło by to nadejść szybciej. - zaśmiałam się.
Tadeusz przyglądał mi się z zaciekawieniem, a ja czułam się strasznie spięta. Czułam się jakbym go zdradziła.. A przecież nic nas nie łączyło. Zawsze w jego towarzystwie czułam się jak w niebie, a teraz bałam się, że coś wyczuje..
- Zjedz - powiedział podjąć mi talerzyk z ciastem. - Zbladłaś.. - powiedział zmartwiony.
- Nie, nic mi nie jest.. - powiedziałam zakłopotana.
- Nalegam. - powiedział z powagą.
Wzięłam, więc talerzyk i zjadłam trochę placka. Kiedy skończyłam odstawiłam talerzyk na stolik i oparłam głowę o ramię Tadeusza.
- Aniela stało się coś? - zapytał odgarniając mi włosy z twarzy.
- Nie.. - skłamałam. - Po prostu tata pojechał do tego Wrocławia i chciałabym, żeby już wrócił.. -przymknęłam oczy.
- Wróci, nie martw się. - pogładził mnie po ramieniu.
Więcej już żadne z nas się nie odezwało.
Tadeusz nie chciał zasypywać Anieli pytaniami. Wiedział doskonale, że dziewczyna kłamie, że to nie to jej leży na sercu. Przecież normalnie ta dziewczyna śmiała by się teraz głośno razem z nim, rozmawiali by o przyszłości tak jak zawsze, planowali przyszłe akcje.. A teraz zakończyła szybko rozmowę.
Zawadzki miał świadomość tego, że to już nie jest ta sama blondynka do której żywił uczucie. Coś było nie tak..
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Skończyłam! Właśnie zaczęły się "korona-ferie", więc pasuje je jakoś wykorzystać, nie? Postaram się dodawać w tym czasie rozdziały częściej, bo w końcu mam taką możliwość.
Koniecznie napiszcie czy rozdział wam się podobał! Co sądzicie o sprawie z Anielą?
Przepraszam za wszelkie literówki!
dodany – 12 marca 2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top