Rozdział 2

Szłyśmy już w stronę chłopaków, kiedy Aniela szepneła mi do ucha:

- To ten przyjaciel Tadeusza?
- Tak to Jan Bytnar. - odpowiedziałam.
- Fajny ten jego przyjaciel. - zaśmiała się.
- Ty lepiej zajmij się Tadeuszem kochana! - odpowiedziałam również się śmiejąc.

Gdy podeszłyśmy widziałam, że Tadeusz po prostu nie mógł się powstrzymać, aby nie zapytać:

- Dłużej się nie dało?

Zaśmialiśmy się wszyscy.

- Cześć Tadeusz! - przywitała się Aniela.
- Dzień dobry! Miło cię widzieć! - powiedział uśmiechając się.
- Dzień dobry panienko.. - Janek czekał, aż Aniela mu odpowie.
- Jestem Aniela.
- Panienko Anielo. - pochylił się, aby ucałować jej dłoń w geście powitania.
- Jestem Jan Bytnar, miło cię poznać!
- Mnie również. - Aniela uśmiechnęła się.

Szliśmy we czwórkę w stronę dziedzińca. Janek po lewej, obok Tadeusz, obok niego ja, a obok mnie Aniela.
Będąc już na odpuście zaczęłam szukać torebki, po czym uświadomiłam sobie, że nie zdążyłam jej wziąść przez pośpiech Tadeusza.

- Tadeusz masz jakieś drobne? Nie zdążyłam zabrać z domu torebki. - zapytałam.

Już miał sięgać do kieszeni, kiedy odezwał się Janek:

- Mogę ci coś zaproponować?
- Przecież nie mogę.. - nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Ależ możesz! Powiedz, na co masz ochotę? - podszedł do mnie i razem szliśmy w głąb odpustu zostawiając Aniele i Tadeusza samych. Ucieszyłam się na tę myśl. Wreszcie mieli czas aby porozmawiać.

- Chciałam kupić watę cukrową.. - odpowiedziałam.
- Doskonale. - podszedł do sprzedawcy.

Zapytał czy małą czy dużą, jednak nie miałam szansy odpowiedzieć, bo Janek szybko odpowiedział, że dużą. Zapłacił i czekał na gotową watę.

- Proszę bardzo! - powiedział sprzedawca podając Jankowi watę.

Stałam trochę dalej i patrzyłam na Tadeusza i Aniele. Rozmawiali ze sobą. Nareszcie.

- Wata dla panienki! - podskoczyłam lekko słysząc jego głos. Nie słyszałam jak podchodził. Podał mi watę.
- Dziękuję, naprawdę nie musiałeś, mogłam sama.. - ponownie nie dał mi skończyć.
- To w zamian za to, że twój brat nie pozwolił mi się z tobą przywitać w mieszkaniu. - kiwnął głową na Tadeusza.

Zaśmiałam się. Zaczęłam urywać sobie małe kawałki waty, a Janek stał obok i patrzył się na mnie.

- Weź sobie kawałek. Przynajmniej tak mogę ci się odwdzięczyć. - powiedziałam.
- Dziękuje - odpowiedział urywając mały kawałek waty. Po chwili wrócilśmy do pozostałej dwójki.

- Podziel się! - zawołali równocześnie Aniela i Tadeusz.
- Zaraz nie będę miała co jeść! - zaśmiałam się, kiedy oboje urwali sobie po kawałku.

Poszliśmy trochę dalej. Chłopaki zatrzymali się przy stoisku z petardami, co wcale mnie nie zdziwiło. Razem z Anielą dokładnie przyglądałyśmy się każdemu stoisku. W końcu stanełyśmy przy stoisku ze słodyczami.

- Poproszę te czerwone i te żółte. - Aniela wskazała palcem na wybrane opakowania cukierków.
- Już się robi panienko! - powiedziała wesoło sprzedawczyni.

Aniela szybko zapłaciła i otworzyła jedno opakowanie cukierków.

- Ale dobre! Chcesz? - podsunęła podenie opakowanie.
- Na razie dziękuje - pokazałam na watę cukrową, której miałam jeszcze połowę.

Podeszłyśmy do chłopaków, którzy mieli po reklamówce petard.

- I na co wam to? Zachowujecie się jak dzieci! - powiedziałam.
- Przestań już! Były tanie i zakup był opłacalny! - odpowiedział Tadeusz.
- Obejrzałyśmy już wszystkie stoiska nie ma już nic ciekawego. - powiedziała Aniela.
- My również - odpowiedział Janek.
- To co robimy? - zapytałam.
- Chodźmy do parku, przejdziemy się wzdłuż Wisły - zaproponował mój brat.
- Jeżeli tak bardzo tego chcesz. - powiedziałam.

I tak też uczyniliśmy. Po jakiś piętnastu minutach byliśmy już w parku i szliśmy wzdłuż Wisły. Tym razem szliśmy inaczej. Janek po lewej, obok ja, obok mnie Tadeusz, a po prawej Aniela.

Pomyślałam, że może warto nawiązać jakąś rozmowę z Jankiem. Nigdy nie rozmawiałam z nim tak po prostu. Może była to dobra okazja żeby go lepiej poznać?

- Słyszałam, że dorabiasz jako korepetytor. – powiedziałam. – To prawda?
- Tak - odparł. - A co? Jesteś zainteresowana? - zapytał uśmiechając się łobuzersko.

To właśnie tego w nim nie lubiłam. Tego uśmiechu i tego, że w głowie ma tylko jedno. Nie bez powodu zawsze uważałam go za kobieciarza. Non stop kręciły się wokół niego kobiety, a i on nie uciekał od nich najmocniej. Powodem tego mogło być też to, że był bardzo szarmancki. Nie tylko ja uważam go za kobieciarza. Tadeusz też tak często o nim mówił.

- Nie. - odpowiedziałam stanowczo. - Zwyczajnie zapytałam. Nie wiedziałam po prostu jak zacząć rozmowę.

Oddaliliśmy się już trochę od reszty. Szliśmy koło wierzby, która rosła sobie beztrosko na polanie. Wokół kwitły stokrotki. Woda w rzece pięknie się mieniła i odbijała słońce, które dziś pięknie świeciło.

- Ah tak? To może ja zrobię to lepiej. - odpowiedział. - Tadeusz mówił, że kupiłaś już książki.
- Tak to prawda. Co w tym ciekawego? - zapytałam spoglądając na niego.
- Musisz być naprawdę pochłonięta swoim kierunkiem i przyszłością, skoro kupujesz książki już w sierpniu. Większość licealistów robi to we wrześniu i nie śpieszy się z tym jakoś. - zaśmiał się.
- Tak to prawda. - również się zaśmiałam. - Ale ja nie jestem jak inni. Oni są na tym kierunku po to, aby iść na studia, a następnie mieć dobrze płatną pracę. Ja to robię, bo czuję powołanie. Chce być lekarzem nie po to, aby dobrze zarabiać, ale po to, aby nieść ludziom pomoc w razie potrzeby. - powiedziałam.

Janek patrzył się na mnie z lekkim zaskoczeniem.

- Chcesz być lekarzem? - zapytał.
- No tak.. Coś w tym dziwnego? - również na niego spojrzałam.
- Wiesz w obecnych czasach, kobiety nie wykonują takich zawodów. - popatrzył przed siebie wkładając ręce do kieszeni.
- Tak.. - westchnęłam. - Ale chciałabym żeby to się zmieniło.
- Rozumiem. Podziwiam twoje ambicje. - spojrzał na mnie ponownie, a ja spojrzałam na niego.

Patrzyłam w te jego błękitne oczy. Nigdy się zauważyłam jak błękitne one są.

- Dziękuje - odpowiedziałam wreszcie odrywając od nich wzrok.

- Anka! Janek! Chodźcie tu! - krzyczał Tadeusz.
- Czego on znowu chce! - przyśpieszyłam kroku widząc jak wymachuje ręką.

Janek szedł za mną lekko zmieszany.

- Co się dzieje? - zapytałam.
- Aniela znalazła małego kotka.
- Naprawdę? - zapytałam. - Gdzie ona jest?
- Tam - wskazał na Aniele, która stała obok polnej drużki. Poszłam do niej.

*Pov. Tadeusz*

- O czym rozmawialiście? - zapytałem.
- O jej książkach do nowej klasy. - odpowiedział Janek.

Westchnąłem i odezwałem się dopiero po krótkiej chwili milczenia.

- Proszę cię Janek, nie mieszaj jej w głowie. Jest wspaniałą dziewczyną i chce żeby skończyła szkołe i studia w spokoju.
- Wiem. Ciągle mi to powtarzasz. – westchnął, przewracając oczami. – Ale przecież ja nic nie robię! Chciałbym ją lepiej poznać i zaprzyjaźnić się.
- Dobrze, ale naprawdę cię proszę. Obiecałem ojcu, że dopilnuje, aby ukończyła swoje wymarzone studia. – oznjamił patrząc dlatego przed siebie.
- Wiem, pamiętam. Nie przejmuj się, ja chcę się z nią tylko lepiej poznać.. - odpowiedział Janek.

Bardzo lubiłem Janka i nic do niego nie miałem. Był moim dobrym przyjacielem. Obiecałem ojcu, że dopilnuje aby Anastazja ukończyła swoje wymarzone studia. I była to prawda. Jednak nigdy nie powiedziałem Jankowi wszystkiego. Nie mówiłem mu, że obiecałem ojcu również że dopilnuje, aby Anastazja znalazła szczęśliwą miłość i nie cierpiała przez nią. Nigdy nie mówiłem Jankowi tego ostatniego zdania. Choć Janek był inteligentnym i dobrym chłopakiem nie chciałem aby to on był miłością mojej młodszej siostry. Janek był kobieciarzem. Dziewczyny się za nim uganiały, a i jemu to jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Po prostu nie chce aby złamał jej serce. Wiem, że Anka jest sprytna i czujna, więc nie da się omamić Jankowi, ale mimo wszystko będę ją chronił przed nim. Choć Janek jest wspaniałym człowiekiem, to zwyczajnie nie chce, żeby złamał jej serce.

*Pov. Anastazja*

W tym samym czasie, kiedy chłopaki rozmawiali, ja razem z Anielą obserwowałyśmy małą kruszynkę.

- Boże jaki on jest rozkoszny! - zawołałam.
- Mówisz o mnie? - usłyszałyśmy głos Janka, który stał między nami.
- Nie! Mówiłyśmy o tym słodziaku! - Aniela pokazała Jankowi dłonie na których leżał mały kotek. - Jest wspaniały!
- Masz rację. Jak on mógł się tu znaleźć? - powiedział Tadeusz.
- Patrz! - krzyknęłam wskazując palcem.

Trochę dalej stał prawie identyczny dorosły kot, którego miałczenie przypominało wołanie.

- To pewnie jego mama - powiedziała Aniela.

Dziewczyna położyła małą kulkę na ziemi, po czym zobaczyliśmy jak kotek niezdarnie biegnie do swojej mamy. Podskakiwał i non stop się słodko przewracał.

- Ooo - powiedziałyśmy równocześnie z Anielą.
- Mozemy chyba wracać. - powiedział Tadeusz.
- Tak - powiedziała nasza trójka.

Tak też zrobiliśmy. Szliśmy powoli, nigdzie nam się nie śpieszyło. Gdy doszliśmy do kamienicy skręciliśmy w uliczkę na której mieszkała Aniela. Szybko się z nią pożegnaliśmy. Po chwili pożegnał nas też Janek, więc do domu wracaliśmy razem z Tadeuszem.

- Jesteśmy! - zawołał Tadeusz.
- Nareszcie! - zawołała mama. - Mam kolację i.. - zatrzymała się. - Anastazja wyszłaś z nimi? - była wyraźnie zdziwiona. - Myślałam, że poszłaś gdzieś z Anielą.
- Bo tak było.. w połowie. Byliśmy razem we czwórkę. - powiedziałam.

Poszliśmy do kuchni gdzie zjedliśmy kolację. Reszta wieczoru przebiegła normalnie i nie działo się nic specjalnego.

***

Następnego dnia mama szybko weszła do mojego pokoju budząc mnie.

- Anastazja! - krzyknęła.
- Tak? - powiedziałam zaspana.
- Ubieraj się. Pójdziesz dziś za mnie do piekarni bo ja mam coś do załatwienia.
- Naprawdę? - powiedziałam zrezygnowana. - A o której mam ją otworzyć?
- O 8.00 - powiedziała.
- Mam pół godziny! - krzyknęłam.
- To się pośpiesz! - powiedziała szybko wychodząc z pokoju.

Poszłam szybko do łazienki aby się odświeżyc, umyć zęby i uczesać się.
Następnie poszłam do pokoju i zaczęłam szukać w szafie jakiś ubrań. Wyjęłam jedną z moich ulubionych spódnic. Była to dopasowana ołówkowa spódnica. Wybrałam też moją ulubioną białą koszulę w jaskółki. Jako że była z długim rękawem, podwinełam ją do łokci. Ubrałam sobie czarne balerinki, a włosy związałam w kucyk. Wyszłam szybko z pokoju.

- Szybka jesteś! - powiedział Tadeusz.
- Ty też gdzieś wychodzisz? - zapytałam.
- Idę do Alka, pomyślałem, że możemy wyjść razem.

Maciej Aleksy Dawidowski pseudonim "Alek". Dobry przyjaciel Tadeusza. Często tu był. W sumie mogłabym go nazwać też moim przyjacielem. Często rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Jest bardzo wysoki, często nazywany dryblasem. Ma ciemne włosy i błękitne oczy. Jest zawsze uśmiechnięty.

- No dobrze. - podeszłam do drzwi i otwarłam je. Tadeusz wyszedł zaraz po mnie.

Rozdzieliliśmy się przy drzwiach piekarni. Tadeusz poszedł do Alka, a ja weszłam do piekarni. Miałam kilku klientów, ale obsłużyłam ich bez większego problemu. Kiedy był już mały zastój, a ja układałam świeże bochenki chleba na półkach sklepowych, usłyszałam dzwonek, co oznaczało że ktoś przyszedł.

- Dzień dobry panienko - powiedział.
- Dzień dobry.. - wtedy się odwróciłam i zobaczyłam uśmiechniętego Janka. - O Janek! - powiedziałam zdziwiona. - Nie poszłeś razem z Tadeuszem do Alka?
- Tak się składa, że obaj przyszli do mnie, a ja chciałbym ich czymś poczęstować, więc postanowiłem pójść coś kupić.
- A więc co podać? - zapytałam.

Rozejrzał się chwilę, po czym jego wzrok zatrzymał się na najwyższej półce.

- Trzy drożdżówki - powiedział.
- Naprawdę? - powiedziałam zniechcecona. Podeszłam do tej półki, aby sprawdzić czy dostanę, ale nic z tego. Janek to zauważył.
- Może Ci pomóc? - zapytał. - Ale wiesz coś za coś. - pokazał palcem wskazującym na policzek, co oznaczało, że oczekiwał buziaka.
- Podziękuję - odpowiedziałam.

Poszłam na zaplecze po czym wróciłam z drewnianym taboretem. Postawiłam go, a następnie wszełam na niego.

- Z serem czy z jagodami? - zapytałam nie odwracając się.

Czułam jego wzrok na jednej z moich części ciała i nie byłam z tego powodu zadowolona.

- Musiałaś zakładać tą cholerą spódnice?! - pomyślałam.

- Trzy z jagodami - powiedział.
- Ale Tadeusz nie lubi z jagodami. - odwróciłam się do niego.
- To daj jedną z serem i dwie z jagodami. - powiedział widząc, że się odwróciłam.
- W sumie nie wiem, czy Alek przepada za jagodową. - specjalnie to powiedziałam. Doskonale wiedziałam, że Alek nie może jeść jagodowych.
- To daj dwie z serem, a jedną z jagodami! - krzyknął.

Zaśmiałam się, on to usłyszał.

- Z czego się śmiejesz? - zapytał.
- Z ciebie. Nawet nie wiesz jakie drożdżowki lubią twoi przyjaciele. - powiedziałam.
- A ty niby wiesz? - powiedział unosząc jedną brew.
- Tadeusz nie lubi jagodowych, więc je tylko z serem. Alek ma uczulenie na jagody. Więc też musi jeść z serem - mówiac to podałam mu drożdżówki w woreczku.
- A ja jakie lubię? - zapytał.
- Najwidoczniej te z jagodami - zaśmiałm się. - 5, 40 poproszę.
- Proszę - dał mi sześć złotych - Reszty nie trzeba.
- Dziękuje - powiedziałam.
- Do zobaczenia Aniu! - złapał moją dłoń i pocałował ją w geście pożegnania.
- Do zobaczenia! - powiedziałam.

Kiedy wychodził widziałam jak szybkim ruchem zmienia tabliczkę z "zamknięte" na "otwarte".

- Spryciula - powiedziałam sama do siebie.

Kiedy wchodził ja byłam odwrócona tyłem, więc nie zauważyłam kiedy obrócił tabliczkę. Później już nie zwracałam na nią uwagi. Teraz uświadomiłam sobie, że kiedy on przyszedł nie było żadnego klienta, bo zapewne widzieli tabliczkę. Chwilę po tym weszło kilka osób, a ja zajęłam się obsługą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Naprawdę przeszłam samą siebie! Pierwszy raz napisałam tak długi rozdział! Mam nadzieję, że wam się spodobał! ^^ Teraz tak:
- pochyłe napisy oznaczają wydarzenia z przeszłości
- pogrubiony napis oznacza historię z czyjejś perspektywy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top