Rozdział 15

Usłyszałam krzyki i strzały.

- Łapanka. - pomyślałam.

Ludzie rozbiegli się po ulicach i nie było już nikogo. Stałam sama na ulicy. Nie uciekałam. Nie mogłam. Nie potrafiłam.

- Du! (Ty!) - zawołał jeden z Niemców idący w moją stronę.

Za chwilę wyłonił się drugi i obaj szli w moją stronę.

- Mädchen kommst mit uns. (Panienka pójdzie z nami.) - zaśmiał się drugi.

Nie widziałam czego chcą. Złapali mnie za ramiona i prowadzili gdzieś.

Trafiliśmy pod ścianę jednej z kamienic. Stało przy niej dwóch mężczyzn. Obaj byli odwróceni do mnie tyłem, a dłonie mieli związane na plecach.

- Od ciebie zależy, który zginie, a który przeżyje. - rzekł po polsku pierwszy wyjmując pistolet.

- Sich umdrehen! (Odwrócić się!)

Obaj się odwrócili. Poczułam jak nagle robi mi się słabo. Po lewej stał Tadeusz, po prawej zaś Janek.

- Wählen Sie! (Wybieraj!) - krzyknął Niemiec.

Patrzyłam na nich ze łzami w oczach. Nie mogłam wybrać! Kochałam obu!

- Sie haben drei Sekunden! (Masz trzy sekundy!) - zawołał ten, który mnie trzymał.

- Drei.. - powiedział ten z pistoletem.

Tadeusz.. Mój brat. Kocham go. Przeżyliśmy razem tak dużo. Tyle wspomnień.. Zawsze się o nie troszczy i broni. Oddałby za mnie życie..

- Zwei..

Janek.. kocham go. I czuję, że on też czuje coś do mnie. Czuje się przy nim jak w niebie. Od tak dawna znowu potrafię kochać. Czuje się szczęśliwa przy nim. Jego uśmiech.. Jego oczy.. Zrobiłby dla mnie wszystko.. Oddałby życie..

- Eins..

Nie potrafę wybrać. Nie wybiorę. Nie mogę wybierać miedzi osobami, które kocham.

- Ich! (Ja!)

Wszyscy spojrzeli na mnie jakbym powiedziała coś po chińsku.

- Wählen Sie! (Wybieraj!) - krzyknął.
- Ich wähle mich! (Wybieram siebie!) - zawołałam.

Niemiec trochę niepewny z początku, w końcu wzruszył ramionami i przyłożył pistolet do mojej skroni.

- Do widzenia Aniu! - powiedział po polsku.

Nagle wydobył się strzał.

Zerwałam się z łóżka jak poparzona. Nadal byłam w sukience i makijażu. Odruchowo dotknełam skroni. To tylko głupi sen.. Ale jaki realistyczny!

Spojrzałam w okno. Było wcześnie rano. Promienie słońca z ledwością przebijały się przez chmury.

Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej bordowy sweter i czarną spódnicę. Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Odświeżyłam się, zmyłam makijaż, ubrałam i rozczesałam w włosy. Zaplotłam je w warkocza, po czym wyszłam i poszłam do kuchni.

Tadeusza nigdzie nie ma.. Musi jeszcze spać. Chyba tym lepiej dla mnie.. Wydaje mi się, że nie dałabym rady nawet na niego spojrzeć po wczorajszym wydarzeniu.

Zaczęłam szybko przygotowywać śniadanie. Kiedy smarzyłam jejecznice do kuchni weszła mama.

- Dzień dobry słoneczko. - powiedziała usmiechajac się lekko
- Dzień dobry mamo.. - nie potrafiłam się uśmiechnąć.

Nie po tym co się wczoraj stało. Nadal miałam tym nabitą głowę.

- Co się stało kochanie? Słyszałam wczoraj jakąś kłótnie.. - powiedziała siadając przy stole.
- Jest Tadeusz? - zapytałam szeptem.
- Nie, wyszedł się przejść.
- Jest siódma.. - mruknęłam.
- Spokojnie, wyszedł po godzinie policyjnej. - powiedziała uśmiechając się lekko.

Zaczęłam jej opowiadać co się wczoraj stało.

- A dopiero co wczoraj rano sobie powiedziałam, że chce spróbować, że nie będę słuchać co mówi, że chce żyć po swojemu, że chce znowu kochać..
- Rozumem.. - położyła dłoń na mojej. - Tadeusz chce postawić na swoim. Ale pamiętaj.. On chce cię tylko chronić. Nie robi ci tego na złość.
- Ja wiem.. Ale ja.. Ja chyba go kocham.. Chcę być szczęśliwa...
- Myślę, że reakcja Tadeusza była zbyt pochopna i nie zastanowił się zanim to zrobił. Ale stało się. Jest twoim starszym bratem i zawsze dla niego będziesz młodszą siostrzyczką. Zrozum go.
- Ja rozumiem, ale niech on zrozumie co ja czuję. - westchnęłam. - Janek.. Co on mu powiedział..
- To wiedzą już tylko oni dwaj. Nie przejmuj się kochana. Tadeusz na pewno zrozumiał swój błąd. Słyszałam jak Maciek cię bronił i sądzę, że jego słowa utkwiły mu w głowie na dłużej. Powiedział krótko, zwięźle i na temat.
- Co powiedział? - zapytałam zdziwona.
- Że rozumie, że chcę cię chronić, ale narazie ty cierpisz tylko przez niego, a nie przez Janka. Sądzę, że powiedział to co należało powiedzieć już dawno..
- Naprawdę? Też tak myślisz?
- Naprawdę kochanie. Myślę, że Tadeusz za bardzo cię chce chronić. Musi zrozumieć, że nie jesteś już małą dziewczynką.

Pogładziła mnie ręką po włosach.

W trakcie naszej rozmowy zdąrzyłyśmy obie zjeść w spokoju śniadanie. Kiedy ja zmywałam naczynia, a mama szykowała się do wyjścia, wrócił Tadeusz. Razem z nim do domu zawitało zimne powietrze. Jego lekko czerwony nos wskazywał na niską temperaturę. Zdjął kurtkę, pożegnał się z mamą i wszedł powoli do kuchni.

Wachał się. Nie wiedział jak się ma zachować. Nie wiedział co powiedzieć. Sama nie odezwałam się pierwsza. Nie miałam takiego zamiaru. Wciąż byłam zła za wczoraj. Miałam tak wielki żal do niego. Tak bardzo było mi przykro..

- Dzień dobry. - powiedział wreszcie.
- Dzień dobry. - powiedziałam prawie bez uczuć i wyszłam do salonu.

Widziałam, że ta cała sytuacja jemu też nie dała spokoju. Widać było, że był przygnębiony, zamyślony i przybity.

Weszłam niewzruszona do pokoju.

Dziś miała się odbyć lekcja tajnego nauczania. Podczas czekania powtórzyłam nowe notatki, które robiliśmy z Jankiem, wtedy gdy Tadeusz poszedł do Anieli w jej urodziny. Powtórzyłam też to co przerabialiśmy ostatnio na lekcji.

Nim się obejrzałam była za dwadzieścia minut dziesiąta. Słyszałam jak co jakiś czas otwierają się drzwi i słychać kroki. Wyszłam z pokoju i zobaczyłam tłum chłopców w salonie. Była już też Aniela i Maciek, którzy witali się z Tadeuszem. Wzrokiem błądziłam po wszystkich twarzach mając nadzieję zobaczyć Janka wśród nich. Jednak na próżno.. Janka nie było. Może przyjdzie później? Może ma coś ważnego do zrobienia i się po prostu spóźni? Nie.. On jak on, ale na tajne nauczanie by się nie spóźnił..

W końcu przyszła też mama i zaczęliśmy lekcje. Moje i Anieli miejsce nie uległo zmianie. Jednak obok mnie zamiast Tadeusza siedział Maciek, a Zośka siedział na fotelu na którym zawsze siedział Rudy.

Widziałam, że Aniela i Maciek nie byli źli na Tadka. Normalnie z nim rozmawiali, śmiali się, tak jakby nic nie zaszło. Jednak wiedziałam, że stoją po mojej stronie. Widać to było po ich zachowaniu przy naszej dwójce. Alek specjalnie odgradzał mnie do brata. Nie chciał abyśmy nagle zaczęli się kłócić, nie chciał abyśmy nawzajem się zranili. Chciał nas wręcz odizolować od siebie na pewnien czas, dopóki wszystkiego nie przemyślimy.

Cała lekcja przebiegła sprawnie. Na próżno łudziłam się ujrzeć Janka w drzwiach wejściowych. Po prostu nie przyszedł. Bez niego lekcja była strasznie monotonna. On zawsze rzucił jakimś żartem, pośmiał się, starał się rozluźnić atmosferę.. A dziś? Patrząc jeszcze na nasze napięcie z Tadeuszem, atmosfera była lekko napięta, czułam, że nikt nie wiedział jak się z nami porozumieć. Jak porozmawiać, żeby nas jeszcze bardziej nie pokłócić.

Lekcja dobiegła końca. Wszyscy powoli zaczęli się zbierać. Aniela wyszła razem z moją mamą. Zostaliśmy tylko ja, Tadeusz i Maciek. Obaj rozmawiali na kanapie, a ja wróciłam do swojego pokoju. Spędziłam tam cały dzień. Słyszałam jak koło godziny szesnastej Alek opóścił nasze mieszkanie. Reszta dnia upłynęła w zastraszającym tępie i w spokoju. Zjedliśmy wszyscy we trójkę kolację, a następnie w ciszy udaliśmy się do swoich pokoi, gdzie spędziliśmy całą noc.

Następny dzień

Była godzina ósma minut dwadzieścia trzy, kiedy się obudziłam. Patrząc w okno rozmyślałam nad planem na dzisiejszy dzień. Doskonale wiedziałam co dziś zrobię. Pełna lekkim podekscytowaniem moim dzisiejszym planem podeszłam do szafy.

Na dworze jest jeszcze zimniej niż wczoraj. Jednak śnieg nadal nie daje o sobie znać. Przyglądając się wieszaką na których wisiały moje sukienki w końcu wypatrzyłam jakąś. Moim dzisiejszym łupem była szara rozkloszowana sukienka z długim rękawem. Dopełniała ją idealnie czarna wstążką w pasie. Wyszłam z pokoju, po czym zajęłam łazienkę. Odświeżyłam się, ubrałam. Zaplotłam warkocza, po czym wyszłam z łazienki. Udałam się w stronę kuchni. Tam spotkałam się z Tadeuszem jedzącym kanapkę.

- Dzień dobry - powiedziałam oschle.

Wcale nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.

- Dzień dobry. - rzekł - Zrobiłem też dla ciebie. - wskazał na biały talerz na którym leżały dwie kanapki z szynką i serem żółtym.
- Dziękuje - powiedziałam biorąc talerz. - Smacznego.

Usiadłam przy stole na wprost niego.

- Nawzajem - rzekł biorąc ostatniego gryza.

Wstał i włożył talerz do zlewu. Zmył swoje naczynia, a następnie usiadł na fotelu w salonie i zaczął czytać książkę.
Ja natomiast byłam w połowie swojego śniadania. Mamy już nie było i byliśmy sami. Wzięłam kolejnego gryza, a moje myśli sprawiły, że stałam się nieobecna.

Czy to już zawsze będzie tak wyglądać? Będziemy odpowiadać krótkimi słowami? Będziemy się unikać? Nie będziemy już że sobą rozmawiać? Tak jak kiedyś.. Może nawet czas nam już nie pomoże.. Co jeśli tak będzie? Co jeżeli czas nic nie zmieni? Jeżeli tak będzie na zawsze?

Nagle ocknęłam się, gdy Tadeusz kichnął. Wczoraj był na tym spacerze rano i są tego skutki. Pytanie samo wypłynęło z moich ust:

- Zrobić ci herbaty z miodem?
- Nie, dziękuje - powiedział.

I tak ją zrobię. Jest dowódcą i lepiej, żeby nie chorował. Poza tym przeprowadziliśmy zbyt mało akcji, żeby Aniela mogła sama takową przeprowadzić.

Umyłam swój talerz, a następnie zaparzyłam herbatę. Dodałam łyżeczkę miodu, a następnie podąrzyłam z nią do salonu. Położyłam filiżankę przed nim, na stoliku. Oderwał wzrok od książki i spojrzał najpierw na filiżankę, potem na mnie.

- Przecież mówiłem.. - nie dałam mu dokończy.
- Wiem lepiej. To ja mam być lekarzem, nie ty. - powiedziałam stanowczo.

Nic nie powiedział. Widziałam, że koncik jego ust uniusł się lekko w górę.

Podeszłam do wieszaka i złapałam za płaszcz. Założyłam go, a następnie owinełam szyję szalikiem.

- Idę do Anieli. Nie wiem kiedy wrócę. - powiedziałam po włożeniu drugiego buta, łapiąc za klamkę.
- Dobrze.. Pozdrów ją - powiedział próbując się uśmiechnąć.

Nie odpowiedziałam nic i po prostu wyszłam z mieszkania.

Czy zachowuje się jak egoistka? Czy myślę tylko o swoim cierpieniu w tej całej sprawie? Nie.. To jasne, że myślę o sobie, kiedy to mój problem.. Czy nie jestem zbyt oschła dla niego? Może powinnam trochę popuścić? Ale ja nie potrafię.. To dla mnie zbyt świeże.. Ja muszę sobie to ułożyć. Powoli.. Potrzebuje.. Czasu..

Szłam zamyślona przez ulicę Warszawy. Twarz schowałam w szaliku. Mój płaszcz nie miał kieszeni, przez co moje ręce marzły na zimnie.. Janek.. On zawsze chował moje dłonie, żeby nie zmarzły..

Będąc w zamyśleniu w końcu na kogoś wpadłam.

- Anka? - zapytał męski głos.

Moje myśli nagle się rozproszyły. Podniosłam głowę, aby ujrzeć na kogo wpadłam.

Moim oczom ukazał się Edward Wilczyński. Edek chodził ze mną do klasy, na ten sam kierunek. Co więcej siedzieliśmy razem w ławce. Brunet, lekko kręcone włosy i piękne czekoladowe oczy. Wysoki i dobrze zbudowany. Jest moim dobrym przyjacielem, który zawsze potrafi poprawić mi humor. Jest bardzo miły, dobry i pomocny oraz towarzyski. Każdy kto go pozna od razu zaczyna go lubić. Nie ma osoby, która nie polubiła by Wilczyńskiego!

- Edek? - zapytałam zdziwiona.

Od kiedy zamknęli naszą szkołę nie widziałam się z nim. Edek nie należy do harcerstwa, więc też nie bierze udziału w tajnym nauczaniu.

Chłopak uśmiechnął się na mój widok. Ja również się uśmiechnęłam.

Skąd on się tu wziął? Przecież mieszka na innej ulicy..

- Co ty tu robisz? - zapytałam odsuwając się od niego.
- Szedłem do piekarni twojej mamy. Uwielbiam wasze pieczywo. - zaśmiał się.
- To dobrze, że wspierasz nasz biznes! - zaśmiałam się również.
- Idziesz gdzieś? - zapytał.
- Tak, właśnie szłam do Anieli.
- Aniela! Jak ja dawno jej nie widziałem! Pozdrów ją koniecznie!
- Jasne! - zaśmiałam się.
- Wiesz, nie powinnaś chodzić taka zamyślona po ulicach. W każdej chwili może złapać cię jakiś Szkop.
- Wiem, wiem. - przewróciłam oczami. - Mówisz tak jakbyś mnie nie znał. - mruknęłam z uśmiechem.

Wilczyński zaśmiał się tylko.

- Dobra, muszę iść. - powiedziałam robiąc krok do przodu.
- Anka! - zawołał nagle.

Chłopak złapał mnie za nadgarstek, a ja zdziwona odwróciłam głowę w jego stronę.

- Czy chciałabyś.. Czy spotkałabyś się ze mną jutro? Pogadamy trochę.. Tak dawno się nie widzieliśmy!
- Jasne - uśmiechnęłam się - Może być o szesnastej w parku?
- Oczywiście. Bardzo się ciesze. - powiedział puszczając mój nadgarstek, a łapiąc moją dłoń.

Uniusł ją do swoich ust i pocałował jej wierzch.

- Do zobaczenia. - powiedział puszczając moją dłoń.
- Do zobaczenia. - powiedziałam odchodząc.

Było mi miło na myśl o spotkaniu z Edkem. Tak wiele miałam mu do powiedzenia! Nie widzieliśmy się tyle miesięcy! Przecież będziemy rozmawiać do rana!

Szybko znalazłam się w kamienicy przyjaciółki i delikatnie zapukałam w drzwi. Aniela otwarła je lekko.

- Anka? Co ty tu robisz? - zapytała zdziwona.
- Cii - powiedziałam przykładając palec do ust.

Ruchem ręki pokazałam jej, żeby wyszła na korytarz. Zrozumiała, zamknęła drzwi do mieszkania i stanęła obok mnie.

- O co chodzi? - zapytała.
- Słuchaj. Więc tak.. - zaczęłam wyjaśniac jej co planuje. - Powiedziałam Tadeuszowi, że idę do ciebie i nie wiem kiedy wrócę. Nie zamierzam tu zostać.. A przynajmniej nie dziś. - dodałam widząc jej wzrok. - Chodzi mi o to że.. - westchnęłam głęboko. - Idę do Janka.
- Co? - zapytała z niedowierzaniem.
- On o tym nie wie. Chcę z nim porozmawiać. Mam do ciebie prośbę.. Jeżeli Tadeusz albo ktoś by dzwonił powiedz, że jestem u ciebie.
- A jak tu przyjdą? - zapytała niepewnie.
- Przecież nie będę siedzieć u Janka do godziny policyjnej! - krzyknęłam zfrustrowana .

Blondynka zaśmiała się na moje słowa.

- Ja nie wiem co ty planujesz. - rzekła.

Westchnęłam głęboko, ale jej słowa były tak śmieszne, że mimowolnie się uśmiechnęłam.

- Po prostu mnie kryj. - wymamrotałam.
- Dobrze, postaram się. - powiedziała z uśmiechem. - Powodzenia! - położyła mi rękę na ramieniu.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.

Pożegnałam się z nią i podziękowałam za to, że zgodziła się mnie kryć. Szybkim krokiem wyszłam z kamienicy i podąrzyłam w stronę kamienicy Janka.

Boże dopomóż! Żeby tylko Tadeusz się nie dowiedział! Naprawdę nie potrzebuje więcej problemów!

Byłam juz na korytarzu. Już kilka razy miałem zapukać, ale za każdym razem się zawachałam. Krążyłam po korytarzu i zastanawiałam się nad tym czy to na pewno dobry pomysł, czy nie pójść stąd. W końcu zapukałam.

- O Anastazja! - powiedziała pani Zdzisława otwierając drzwi. - Dzień dobry dziecinko, proszę wejdź, nie stój tak w progu!

Otwarła szerzej drzwi i weszłam do środka.

- Dzień dobry pani Zdzisławo! Miło mi panią widzieć.
- Mi też Aniu. - uśmiechnęła się zamykając drzwi. - Co cię do nas sprowadza? Wszakże korepetycje macie chyba przesunięte na przyszły tydzień, prawda?
- Tak proszę pani - uśmiechnęłam się nieśmiało. - Ja.. - westchnęłam lekko. - Czy jest Janek?
- Tak.. Siedzi u siebie w pokoju. Całe dnie tam przesiaduje.. Nie wiesz może o co chodzi? - zapytała.

Pani Bytnar była tak samo zmartwiona jak ja. Widziałam wyrysowaną troskę na jej twarzy.

- Przyszłam, żeby się dowiedzieć. Czy ja mogę..?
- Ależ oczywiście! Wchodź kochanie, rób co chcesz, ale napraw mi syna! - zaśmiała się, a ja razem z nią.

Pani Bytnar była bardzo pogodną kobietą. Zawsze dla każdego była dobra i życzliwa.

Powiesiłam na wieszaku mój płaszcz oraz szalik, zdjęłam też buty i podeszłam do drzwi prowadzących do pokoju Janka. Jego mama była w kuchni.

- Nie bój się kochana. - powiedziała z kuchni patrząc na mnie.

W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Zapukałam delikatnie.

- Proszę! - usłyszałam.

Powoli otwarłam drzwi. Weszłam i zamknęłam je za sobą.

- Anastazja? - zapytał zdziwiony.

Siedział przy biurku. W ręce trzymał ołówek, którym rysował coś w notatniku. Ubrany w granatową koszule. Patrzył na mnie tak samo jak, ja kiedy spotkałam go na dworucu po zamknięciu szkoły. Z żalem i smutkiem.

- Co ty tu robisz? - zapytał i wstał z krzesła.
- Dzień dobry! - rzełam. - Ciebie również miło widzieć.

Janek zaśmiał się po cichu.

- Dzień dobry. Anka, co ty tu robisz?

- Janek, ja nie wiem co się z tobą dzieje! Nie byłeś na nauczaniu, żadne z nas nie miało z tobą kontaktu przez dwa dni. Zupełnie tak jakbyś zapadł się pod ziemię. Janek.. Co się stało? To przez Tadeusza, prawda?

Janek lekko zbladł, a jego mały uśmiech całkiem zniknął. Ja patrzyłam na swoje stopy. Nie chciałam, żeby teraz zobaczył moje łzy.

- To nie tak. - odezwał się po chwili. - On chce cię chronić. I rozumiem to doskonale. Jednak nie zgadzam się z nim w kwestii, że ja cię zranie. Zwyczajnie bym nie potrafił. Nie mógłbym. Wolałbym umrzeć tylko po to, aby tobie się nic nie stało.

Delikatnie złapał mój podbródek i nakierował moją głowę w ten sposób, żebym spojrzała na niego.

- Ich liebe dich. Rozumiesz? I nie zamierzam tego zmieniać.- powiedział patrząc mi głęboko w oczy.
- Ja nadal tego nie rozumiem. - powiedziałam zmieszana. - Chyba specjalnie nie uczysz mnie tego słowa. - zaśmiałam się cicho.

Janek również się zaśmiał. Swoimi dłońmi objął moje policzki. Chciał pocałować mnie w czoło, ale widziałam jak się zawahał i po prostu oparł swoje czoło o moje.

Ja natomiast po chwili objęłam go mocno. Był zaskoczony, ale odwzajemnił mój gest. Staliśmy chwilę wtuleni e siebie. Czułam się bezpiecznie.

- To przeze mnie, prawda? Gdybym nie ja, nie pokłócili byście się?
- Anka przestań. - westchnął. - To nie twoja wina.
- Wiem, że nie wypada.. Ale proszę, powiedz mi o waszej kłótni. Co tam się działo? Jako, że ona dotyczyła mnie, to chyba mam prawo wiedzieć? - powiedziałam odrywając się od niego.

Stałam na wprost i czekałam na jego odpowiedź.

- Chyba nie mam wyboru.. - westchnął siadająć na łóżku.

Po kilku minutach zaczął opowiadać jak wyglądała sytuacja w kuchni.

*Pov. Janek*

Widząc stanowczą minę Anastazji, wiedziałem, że na mam wyboru i muszę powiedzieć jej co się stało.

Widząc minę Tadeusza od razu domyśliłem się, że mam kłopoty.

- Cholera jasna! - pomyślałem.

Anastazja patrzyła na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Sam też nie wiedziałem co dokładnie się stało.

-Janek! Musimy porozmawiać! - krzyknął z powagą.

Momentalnie mój uśmiech znikł. Zanim jednak odeszłem od mojej drogiej towarzyszki, udało mi się szepnąć jej do ucha ciche i krótkie:

- Przepraszam..

Podeszłem do Tadeusza zostawiając Ankę samą na prowizorycznym parkiecie. Spojrzałem na przyjaciela. Jego kamienne i zimne spojrzenie zmroziło mi krew w żyłach.

Weszliśmy do kuchni.

Czułem się jak zbity pies. Jak szczeniak, którego ktoś chce ukarać.

Aniela, gdy weszliśmy spojrzała na nas i chyba od razu zrozumiała co się świeci. Szybkim krokiem poszła do salonu. Wyjrzałem przez drzwi i widziałem jak rozmawia z Anastazją..

- Usiądź. - powiedział stanowczo i westchnął.

Zrobiłem co kazał. On usiadł na wprost mnie. Widziałem, że ciężko było mu cokolwiek powiedzieć.

- Po co to robisz? - powiedział patrząc mi w oczy.

Zamurowało mnie. Nie potrafiłem się odezwać. Nie potrafiłem nic wymyśleć.

- Przecież wiesz, że robię to dla jej dobra!

Wstał nagle, a dłonie miał oparte o stół.

- Czy ty chcesz mi zrobić na złość? Chcesz ją zranić? Chcesz, żeby znowu się załamała?!

Wiedziałem o czym mówił. Doskonale wiedziałam o historii z Heńkiem. Dawno temu sam mi ją opowiedział. Przyznam się, że choć chłopaka nie znam, to gdybym go poznał na pewno byśmy się nie zaprzyjaźnili. Nienawidziłem go za to co zrobił Ance. Jak tak można?!

- Ile razy mam ci mówić, żebyś dał jej spokój!
- Tadeusz czy ty uważasz, że ja ją zranie?! - wydusiłem.

Miałem już dość. Wiedziałem, że to o to mu chodzi od samego początku.

- Tak. - powiedział stanowczo. - Janek ty mógłbyś nawet nie zauważyć, że ją zraniłeś. Nawet byś się nie domyślił! Zrobił byś to z nieuwagi!
- Tadeusz!
- Janek! Nie! Nie rozumiesz?! Twoja nieuwaga może ją doprowadzić do kolejnego cierpienia. Nie chcę, żeby znowu to przyzywała. Nie pozwolę na to.
- Rozumem, że się martwisz. Ale ja nie mam w planach jej ranić. Ja.. Ja nie czuje do niej tego co czułem do innych. Ja czuje coś innego... Mocniejszego.. Prawdziwego.. Nie dał bym rady jej zranić. Wolałbym zginą niż ją zranić.
- Janek.. - ponowienie westchnął. - Skoro wolałbyś zginąć, niż ją zranić, to po prostu odpuść. Zostaw ją w spokoju. W ten sposób jej nie zranisz. Tak będzie idealnie dla wszystkich.
- Nie. Zmieniasz moje słowa tak, aby obróciły się przeciwko mnie. Nie zranie jej, rozumiesz? Kocham ją. Nie pozwolę jej skrzywdzić.
- Przecież ty z własnej nieuwagi ją zranisz! Jeden mały nieodpowiedni gest czy słowo. Wiemy oboje, że nie umiesz się powstrzymać, żeby czegoś nie powiedzieć!
- Nie jestem głupi! Nie zrobił bym jej nic co mogłoby ją zranić!
- Nie będzie cierpieć przez ciebie, rozumiesz?! - krzyknął.

Widziałem, że był już mocno zdenerwowany.

- Jak narazie to cierpi tylko przez ciebie. - powiedziałrm stanowczo.

Miałem dość. Miałem dość Tadeusza. Miałem dość jego oskarżeń. Przecież nie mógłbym jej skrzywdzić. Nie dałbym rady. Za bardzo ją.. Kocham. Tak..

Wyszedłem szybko z kuchni. Nie mam zamiaru dłużej ciągną tej kłótni.
Powiedziałem moje ostatnie zdanie. Powinno dać ono trochę do myślenia panu dowódcy. Podeszłem szybko do wieszaka. Prawie nie kontaktując założyłem kurtkę, otwarłem drzwi. Zanim jednak wyszłem spojrzałem na Anastazję.

Siedziała na sofie wpatrzona we mnie. Aniela trzymała ją za dłoń. Spojrzałem na nią tak jakbym chciał powiedzieć: Przepraszam, nie martw się wszystko będzie dobrze.

Zamknąłem za sobą drzwi. Było już zimno na dworze. Trzymając ręce w kieszeni podąrzyłem w stronę swojej kamienicy.

Skończyłem opowiadać. Oczywistym jest chyba, że nie wspominałem jej o tym, że ją kocham, prawda?

*Pov.Anastazja*

Po jakiś dziesięciu minutach dowiedziałam się jak przebiegała kłótnia. Powiedziałam Jankowi, że zauważyłam, iż wszyscy powiedzieliśmy mu jedno i to samo zdanie: Jak na razie cierpię przez niego, a nie przez Janka.

- Czemu on zawsze musi mi mieszać w życiu? - powiedziałam wzdychając.

W tej chwili oboje leżeliśmy na łóżku.
Janek leżał normalnie, koło ściany. Jego głowa leżała na jego ręce. Moja głowa leżała na jego klatce piersiowej. Patrząc na to, że w tej pozycji nie mieściłam się na łóżku, moje nogi zwisały z niego na podłogę. Mimo tego było mi bardzo wygodnie. Moja głowa z każdym jego oddechem unosiła się lekko. Słyszałam bicie jego serca. Było to niczym najpiękniejsza melodia.
Wzrok miałam wbity w sufit, w sumie tak jak on. Jedna moja ręka leżała na moim brzuchu. Druga była spleciona z dłonią Janka. Trzymał ją delikatnie i kciukiem gładził moje konykcie.

- To twój brat. Nie ma się co dziwić. Po prostu cię chroni.
- Mógłby mnie chronić trochę mniej. - mruknęłam.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o tej sytuacji. W końcu nasza rozmowa zeszła na kilka mniej znacznych tematów.

Obróciłam swoją głowę w kierunku jego twarzy. Moje ucho było niedaleko jego serca. Słyszałam każde uderzenie.

Patrzyłam na jego twarz. W końcu i on spojrzał na mnie. Uśmiechnięci patrzyliśmy na siebie w ciszy.

- Wiesz, że nie powinno cię tu być? - powiedział uśmiechając się jeszcze bardziej.

- Wiem - powiedziałam przymykając oczy i również się uśmiechając.

Czułam jak bicie jego serca powoli mnie hipnotyzuje. Czułam, że powoli zasypiam.

Usłyszałam cichy śmiech Rudego. Otwierając oczy spojrzałam na niego zdziwiona.

- Śpij księżniczko - uśmiechnął się.

Nie miałam zamiaru zasypiać. Poprawiając się do pozycji siedzącej przeciągnęłam się.

- Która godzina? - zapytałam.
- Dziewiętnasta dwadzieścia.
- Co?! O której ja przyszłam?! - zawołałam jak poparzona.
- O jedenastej. - mruknął.
- Janek jestem tu już osiem godzin! Jakim cudem to tak szybko leci!? - zawołałam zła na sama siebie.

Prawda, powiedziałam, że nie wiem, kiedy wrócę, ale nie miał na myśli siedzieć tu do wieczora!

- Policyjna jest dopiero za trzy godziny. - zaśmiał się.
- To nie jest śmieszne. - powiedziałam na poważnie.
- A jednak się uśmiechasz.

To prawda. Uśmiechałam się. Nie dało się inaczej!

Nie chciałam mu przyznać racji. Wzięłam poduszkę i rzuciłam centralnie w niego.

- Znów zaczynasz? - powiedział jak od niechcenia.

Nie wiedziałam co chce zrobić. Jednak, gdy wstał z łóżka i stał przede mną zrozumiałam wszystko. Zaczął mnie łaskotać.

- Janek!! Nie!! Przestań!! Janek! - zaczęłam krzyczeć.

Chłopak śmiał się ze mnie. Ja zwijałam się w kłębek na łóżku próbując złapać oddech. Rudy nie dawał za wygraną. Byłam już cała zapłakana. Czułam jak wszystko mnie boli! A do tego nie mogłam przestać się śmiać.

Nagle otwarły się drzwi do pokoju.

- Co się tu.. - pani Zdzisława urwała w połowie zdania, widząc co robimy. - Oj dzieci, dzieci.. - pokręciła głową uśmiechając się.

Czułam, że moje policzki wręcz płoną. Janek zostawił mnie i stał zażenowany patrząc na mamę. Drapał się po karku. Ja cała czerwona również wstałam i ręką wyprostowałam sukienkę. Czułam taki wstyd! Byłam całą czerwona, zapłakana, a do tego jeszcze wszytko mnie bolało.

Pani Bytnar zacząła się z nas śmiać.

- Siedzieliście tak długo w ciszy, że słysząc krzyki, aż się wystraszyłam! Cieszę się, Anastazjo, że udało ci się przywrócić mojego Janeczka.
- Nie ma za co, proszę pani. Ja też się cieszę. - spojrzałam na Janka z uśmiechem.
- To ja już może wyjdę.. - powiedziała ostatni raz na nas patrząc.

Wyszła z pokoju i zamknęła drzwi.

Razem z Rudym wybuchneliśmy śmiechem.

- Pójdę już - powiedziałam, gdy się uspokoiliśmy.
- Odprowadzę cię.
- Nie! - krzyknęłam - Znaczy.. Nie. Przypominam ci, że formalnie jestem u Anieli.
- Aaa.. Tak jasne - zaśmiał się.

Wyszliśmy razem z jego pokoju. Podeszłam do wieszaka i ubrałam płaszcz oraz szalik. Założyłam buty. Pożegnałam się z domownikami. Otwarłam drzwi i wyszłam na korytarz. Janek wyszedł razem ze mną.

- Dziękuje - wydusił.
- Za co? - zapytałam zdziwona jego słowem.
- Za to, że przyszłaś. Potrzebowałem tego. Naprawdę jesteś niesamowita! - uśmiechnął się.

Czułam jak ponownie robię się czerwona.

- W rumieńcach ci do twarzy. - zaśmiał się po cichu.

Dłońmi złapałam się za policzka. Starałam się to ukryć. Z twarzy Janka łatwo było wyczytać, że to nie pomagało.

Złapał moje dłonie i zabrał je z mojej twarzy. Trzymając je nadal, pocałował koncik moich ust. Jestem pewna, że wtedy zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.

- Do widzenia - powiedziałam.

Stając na palcach pocałowałam go w policzek.

- Do widzenia Aniu. - powiedział, gdy się odsunęłam. - Tym razem zasłużyłem? - uśmiechnął się łobuzersko.
- Sądzę, że już nie musisz zasługiwać na buziaka. - wystawiłam język.
- To mi się podoba! - zaśmiał się.
- Głupek! - mruknęłam kręcąc głową

Powoli ruszyłam do przodu.

- Słyszałem! - zawołał.
- Miałeś słyszeć! - powiedziałam odwracając się do niego, ale wciąż idąc.

Wysłałam mu buziaka w powietrzu, żeby zrobić mu jeszcze bardziej na złość. Widziałam jak udaje, że go łapie i chowa do kieszni w koszuli. Mimowolnie się zaśmiałam. Odwróciłam się i szłam w stronę wyjścia.

Kilka minut później byłam w kamienicy Anieli, żeby poinformować ją, że już wracam i misja jest zakończona. Podziękowałam jej jeszcze raz za krycie mnie. Dowiedziałam się, że nikt nie dzwonił, tym lepiej dla mnie.

O godzinie dwudziestej byłam już w mieszkaniu. Mama i Tadeusz siedzieli w kuchni i jedli kolację.

- Wróciłam! - zawołałam wieszając płaszcz.

Poszłam do kuchni. Widząc mamę i Tadeusza miałam wrażenie, że mój brat właśnie otrzymywał jakąś życiową lekcje. Coś typu tego, o czym ja rozmawiałam wczoraj z mamą.

Czyżby mama wzieła sprawy w swoje ręce? Może nie mogła już patrzeć na nasze zachowanie? A może to Tadeusz udał się do niej po pomoc? No nic, nie ważne.

Zrobiłam sobie szybko coś do jedzenia. Tadeusz w tym czasie udał się do łazienki. Zjadłam w spokoju. Trochę rozmawiałam z mamą. Pytała się jak tam u Anieli, co trochę mnie zatkało, ale szybko powiedziałam, że dobrze. Nie chciałam jej na razie mówić o tym gdzie naprawdę byłam. Jeszcze nie teraz.

Pozmywałam po sobie, a kiedy Zośka wyszedł z łazienki, poszłam do niej ja. Następnie udałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i wpatrując się w sufit analizowałam, co się dziś wydarzyło. W końcu z uśmiechem na twarzy zasnęłam.

~~~~~~~~~~
Tygodniowa przerwa robi swoje! Ponad 4300 słów!!

Rozdziały jak na razie będą pojawiać się co tydzień, bo mam szkołę. Kiedy zaczną się u mnie ferie, postaram się je dodawać codziennie.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba! Miłego czytania!
Przepraszam za wszelkie literówki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top