Rozdział 8
Dziś było to słynne "po jutrze". Właśnie dziś miałam umówione korepetycje z niemieckiego z Jankiem. Umówiliśmy się że przyjdę o 12.00, więc miałam jeszcze trzy pełne godziny na przygotowanie się.
Podeszłam do szafy, aby wybrać jakieś ubrania. Stałam tam przez chwilę niezdecydowana. Jaka jest dziś pogoda? Wyjrzałam szybko przez oko. Zimno.. Pada lekki deszcz.. To trochę zmieniło moje plany co do stroju. Wyjęłam jasno różowy sweterkowaty golf oraz czarną dopasowaną spódniczkę.
Wyszłam z ubraniami pod ręką i zajęłam łazienkę. Odświeżyłam się, ubrałam oraz uczesałam delikatnego warkocza. Wciąż starałam się zakryć zadrapania na szyi. O ile siniaki powoli znikały, to to cholerstwo trzymało się strasznie dobrze.
Weszłam z łazienki i podążyłam do kuchni, żeby zjeść śniadanie.
- Wychodzisz dziś gdzieś? - zapytał Tadeusz, który siedział na sofie i słuchał radia.
- Owszem. - odparłam.
- Gdzie? - zapytał.
- Umówiłam się z Jankiem.. - nie pozwolił mi dokończyć.
- Co?! - krzyknął i wstał jak poparzony.
- ..na korepetycje. - powiedziałam głośniej.
- Nie strasz! - powiedział ponownie opadając na sofę.
Położyłam kromkę, która zaczęłam smarować masłem i odwróciłam się w stronę Tadeusza.
- Co ty masz do Janka? - zapytałam zaintrygowana.
- Ja? Nic. Janek jest świetnym człowiekiem. Inteligentny, kreatywny, zabawny, dobry. Jest idealnym kandydatem na chłopaka. - odparł.
- A wiec w czym problem? - nie dawałam za wygraną.
- Ale nie dla ciebie. - powiedział wstajac z kanapy.
Powoli szedł w stronę kuchni. Oparł się o framugę, a ręce skrzyżował na klatce piersiowej.
- Jest kobieciarzem i dobrze o tym wiesz.
- Wiem.. ale z każdym dniem poznaje jakąś nową jego część. Ma wiele ciekawych cech charakteru, których nie pokazuje na pierwszy rzut oka. To, że wypracował sobie tytuł kobieciarza nie znaczy, że wciąż nim jest. - oznajmiłam.
- Chcesz mi coś zakomunikować? - zapytał.
- Nie. - powiedziałam odkładając słoik z marmoladą. - Po prostu, sądzę, że nie powinieneś wciąż nazywać go kobieciarzem.
- Od kiedy tak dobrze znasz się na ludziach?
- Od kiedy widzę twoje zachowanie przy Anieli.
- Słucham? - zapytał poirytowany.
- Słyszysz doskonale. Nie trzeba być detektywem, żeby to zobaczyć. - powiedziałam jedząc kanapkę.
- Odezwała się ta, która daje wszystkim rady miłosne, a sama sobie nie umie pomóc.
- Wystarczy, że tobie pomagam.- powiedziałam odkładając talerz do zlewu. - A dowodem tego był ślad szminki Anielii na twoim policzku, po spotkaniu w kawiarni.
- A idź w diabli. - machnął na mnie ręką i poszedł do swojego pokoju.
Uśmiechnęłam się. Zaczęłam zmywać naczynia. Mama znowu poszła od rana do piekarni. Sądzę, że za bardzo się przemęcza. Muszę ją jutro zastąpić. Nie powinna tyle pracować.
Podeszłam do drzwi. Stał tam wieszak oraz buty. Zdjęłam z niego mój czarny płaszcz i założyłam go. Ubrałam sobie czarne krótkie kozaki.
Weszłam jeszcze szybko do łazienki, żeby popsikać się perfumami. Już miałam wychodzić, kiedy przypomniałam siebie o mojej torebce. Szybko poszłam do mojego pokoju i zgarnęłam ją z biurka. Mam tam czysty zeszyt, żeby zapisać sobie jakieś notatki.
- Tadeusz wychodzę! - oznajmiłam.
- Tylko wróć dzisiaj! - odpowiedział.
- Jasne! - powiedziałam wychodząc.
Wyszłam z kamienicy i powoli podążałam ulicą. Słuchałam miłego szelestu liści, które kruszyły się po nadepnięcie na nie butem. Była połowa jesieni, ale liście już powoli opadały. Na ulicach było dziś dosyć mało ludzi. Było to zapewne spowodowane dzisiejszą pogodą. Czułam, jak krople deszczu delikatnie na mnie opadają, więc przyśpieszyłam kroku. Kilka minut później, byłam już na klatce schodowej w kamienicy Janka. Zapukałam delikatnie w drewniane drzwi wejściowe.
- Już otwieram! - usłyszałam głos Janka.
Otworzyły się przede mną drzwi, a moim oczom ukazał się Rudy w granatowej koszuli.
- Proszę wejdź. - zaprosił mnie ruchem ręki.
Pierwszy raz byłam u Rudego. Stałam w małym przedpokoju, dzięki któremu można się było dostać do każdego pomieszczenia.
- Daj, pomogę ci. - pomógł zdjąć mi płaszcz.
Powiesił go na wieszaku, a ja zdjęłam szybko buty.
- Proszę chodź na razie do salonu, zrobię herbaty.
- Dziękuję bardzo. - odpowiedziałam.
Zaprowadził mnie do salonu, który był połączony z kuchnią.
Nie siadałam. Wolałam się rozejrzeć po salonie. Na środku stała jasno żółta kanapa, a obok dwa takie same fotele. Przed kanapą był mały drewniany stolik. Na ścianie na wprost kanapy, był kominek. Były tam dwa duże okna. Jedno znajdowało się w części salonowej, drugie natomiast w części kuchennej. Stałam przy kredensie nad którym wisiały zdjęcia rodzinne. Mój wzrok zatrzymał się na fotografii jego rodziców.
- Nie ma nikogo w dom? - zapytałam.
- Tak. - odpowiedział mi głos w kuchni. - Pamiętasz jak na ostatni tydzień wakacji wyjechałem do rodziny na wieś?
- Tak. - odwróciłam się w stronę Janka.
- Rodzice zostali tam razem z Duśką, pomagają mojej ciężarnej ciotce. Ja wróciłem, żeby rozpocząć rok szkolny.
- Rozumem. A Duśką nie wróciła? - zapytałam zaciekawiona.
- Nie. Rodzice pozwolili jej tam zostać. Miała wrócić po tygodniu. Ale gdy dowiedzieli się, że zaczęła się wojna, postanowili, żeby została z nimi.
- Kiedy wrócą?
- Mieli tam zostać tylko na miesiąc. Jednak sądzę, że fakt rozpoczęcia wojny zatrzyma ich tam jeszcze na dłuższą chwilę. - powiedział podchodząc do mnie z herbatą. - Chodź pójdziemy do mojego pokoju. - powiedział prowadząc mnie.
Jego pokój był mały, ale przytulny. Naprzeciwko drzwi stało duże drewniane biurko, a nad nim było okno. Przy biurku stało krzesło. Obok stał brązowy duży fotel. Przy tej samej ścianie, na której znajdowały się drzwi, stało duże podwójne łóżko.
- Poczekaj chwilę. - powiedział kładąc herbatę na biurku. - Przyniosę ci krzesło z kuchni. Będzie ci wygodniej niż na fotelu.
Podczas gdy ja rozglądałam się po pokoju, Janek wrócił z krzesłem.
- Zaczynajmy. - powiedział. - Mam cię nauczyć od podstaw czy wiesz już coś?
- Znam osoby. - oznajmiłam.
- To już coś! A znasz końcówki jakie daje się do czasowników w poszczególnych osobach?
- Nie.. - powiedziałam.
- Zaraz ci to wytłumaczę.
Zaczął na kartce w moim zeszycie wypisywać osoby po niemiecku, a następnie dopisał do każdej jakąś końcówkę.
- Takie końcówki dajesz w czaownikach, a przynajmniej tych regularnych. - westchnął. - Znasz odmianę czasownika być? - zapytał.
- Tak.. Chyba.. Czasami się nim posługuje w piekarni.
- Świetnie. Możesz mi go odmienić?
- Ich bin
Du bist
Er, sie, es ist.. - i tak wymieniałam dalej, aż do Sie/sie.
- Doskonale! Czyli to mamy z głowy. Pamiętaj, że to jest czasownik nieregularny, zatem nie dajesz w nim żadnej końcówki, które ci wypisałem. - myślał chwilę. - Liczebniki?
- Znam tylko kilka.
- Powtarzaj za mną: eins
- eins
- zwei
- zwei
- drei
- drei
Powtarzałam tak za nim, aż do dwudziestu.
- W języku niemieckim ważna jest wymowa. Jest trochę ciężka, ale można się jej nauczyć.
- To nie jest pocieszające.
- Sądzę, że wymową zajmiemy się gdy opanujemy trochę słownictwo.- powiedział. - Znasz zapewne jakieś słówka.
- Tak. Zazwyczaj te którymi się najczęściej posługuje, czyli: das Brot, danke, bitte, danke schön, ja, nein, natürlich i tym podobne.
- A wiesz jakimi słowami zaczynamy pytania? Tak jak po polsku masz gdzie, kiedy, jak.
- Wiem tylko jak jest "jak".. "Wie", prawda?
- Tak. "Wo" to jest "gdzie", a "Wenn" to "kiedy", "Was" to "co", a "Wer" to "kto".
- Rozumem.
I w ten sposób Janek uczył mnie podstawowych słówek przez jakieś półtorej godziny.
- Może zrobimy sobie małą przerwę? - zapytał.
- Dobrze. - odpowiedziałam.
Wyszedł z pokoju z moją pustą już filiżanką herbaty.
Ja wstałam i zaczęłam rozglądać się po pokoju.
- To Tadeusz? - zapytałam gdy ponownie wszedł do pokoju.
- Gdzie? - podszedł do mnie.
Wskazałam na czarno-białe zdjęcie oprawione w ramkę, które wisiało na ścianie.
- Haha - zaśmiał się - Tak to Tadeusz. A to Maciek. - wskazał palcem na wysokiego chłopca.
- Ile wy mieliście wtedy lat? - zapytałam.
- Byliśmy chyba w 4 klasie podstawówki. Maciek dopiero co się przeprowadził do Warszawy.
- Maciek nie urodził się w Warszawie?
- Nie, mieszkał gdzieś za Warszawą.
- Znacie się od tak dawna..
- Tak. To niesamowite. - powiedział uśmiechając się.
- Ej poczekaj! A kto jest tam w rogu? - pokazałam na krawędź zdjecia.
- Hm? Pokaż. - zdjął ramkę ze ściany i wyjął zdjęcie.
- Janek! Przecież to ja! - zaczęłam się śmiać.
- Naprawdę? - zabrał mi zdjęcie i zaczął się mu przyglądać.
Spoglądał to na mnie to na zdjęcie i zaczął się śmiać.
- Faktycznie! - zaśmiał się - Ty jesteś wszędzie!
- Zawsze byłam ukochaną siostrzyczką Tadeusza. Chodziłam z nim wszędzie, a i on mnie wszędzie zabierał. - zaśmiałam się.
Śmialiśmy się chwilę, aż w końcu Janek zapytał:
- Dostałaś już list od Orszy?
- Jeszcze nie.. Mam nadzieję, że za niedługo przyjdzie. Tak bardzo chciałabym, żeby nas przyjął. - powidziałam opadając na łóżko.
Janek siedział i patrzył na mnie.
- Dądzę, że was przyjmie. Aniela ma doświadczenie w harcerstwie, a ty zaproponowałaś opiekę medyczną dla nas. Nie ma powodu, żeby was nie przyjął.
- Tak sądzisz? - zapytałam.
- Jestem tego pewien.
- Dziękuje - powiedziałam ponownie siadając na łóżku.
- Chcesz jeszcze poćwiczyć? - zapytał.
- Tak, przeróbmy jeszcze kawałek materiału i będę się zbierać.
- Dobrze.
Ponownie usiedliśmy przy biurku i zaczęliśmy powtarzać. Janek nauczył mnie kilku podstawowych czasowników i poćwiczył ze mną odmianę ich przez osoby, jak i nauczył mnie jak się buduje podstawowe zdanie.
- Chyba wystarczy. - powiedział.
- Też tak sądzę. - zaśmiałam się.
Zaczęłam się zbierać. Pochowałam wszystko do torby i wyszłam z pokoju. Janek czekał na mnie w przedpokoju i trzymał mój płaszcz. Pomógł mi go założyć. Włożyłam buty i stałam przed drzwiami. Otworzył je i kiedy już miałam wychodzić powiedział:
- Poczekaj.
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Ich liebe dich.
- Janek.. ja nie rozumiem.. - powiedziałam zmieszana.
- Jeżeli to zrozumiesz, będę wiedział, kiedy pora zakończyć nasze korepetycje. Jak widać potrzebujemy jeszcze kilku lekcji. - uśmiechnął się.
Zaśmiałam się razem z nim.
- Do zobaczenia - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. - Dziękuję.
- Do zobaczenia. - odpowiedział i pocałował moją dłoń.
Wyszłam z kamienicy i powoli kierowałam się w stronę domu.
Weszłam powoli, zdjęłam płaszcz i kozaki.
- Szybko wróciłaś. - powiedział Tadeusz.
- Szybko? Nie było mnie dwie godziny
- powiedziałam.
- No może. Przed chwilą odebrałem list zaadresowany do ciebie.
- Naprawdę? - podał mi list, a ja go wzięłam. - To od Orszy.. - powiedziałam.
- No otwieraj! Jestem ciekawy co postanowił. - uśmiechnął się.
Powoli zaczęłam otwierać kopertę. Wyjęłam z niej kartkę papieru i zaczęłam czytać na glos:
Droga Anastazjo "Anka" Zawadzka
Twoja prośba o dołączenie do drużyny Buków została rozpatrzona pozytywnie. Przedyskutowaliśmy również Twoją propozycje bycia pomocą medyczną. Widzimy się na odebraniu mundurów.
Czuwaj! ~ Orsza
- Tak!! - zaczęłam krzyczeć i skakać po całym mieszkaniu.
- Gratulacje! - uścisnął moją dłoń.
- A wiesz co to znaczy? - powiedziałam.
- Co? - zapytał zaciekawiony.
- Że będziesz się jeszcze częściej spotykał z Anielą. - zaczęłam się śmiać.
- Żałuję dnia w którym się urodziłaś.
Zaczęliśmy się śmiać.
- Kiedy jest odebranie mundurów? - zapytałam.
- Nie wiem, jeszcze nie dostałem żadnej informacji.
- W porządku. Co jest na obiad?
- Zostawiłem ci trochę zupy. Podgrzej sobie.
- Dobra, dzięki.
Poszłam do swojego pokoju zostawić rzeczy. Usiadłam na chwilę przy biurku i zaczełam przeglądać notatki, jakie udało nam się zrobić z Jankiem.
- Anastazja! - usłyszałam.
Wyszłam więc z pokoju, ale Tadeusz był u siebie.
- Chciałeś coś? - zapytałam.
- Co?
- Nic, nie ważne. - powiedziałam zdezorientowana.
Wróciłam z powrotem do pokoju i ponownie usiadłam przy biurku.
- Anastazja! - usłyszałam ponownie.
- No do jasnej cholery czy on robi sobie ze mnie żarty?! - pomyślałam.
Nie wychodziłam ponownie z pokoju. Jeżeli naprawdę będzie czegoś chciał to sam przyjdzie.
Zaczęłam czytać notatki, aż usłyszałam stukanie w szybę. Spojrzałam na okno. Widziałam uderzające w nie żołędzie. Otwarłam i wyjrzałam przez nie.
- Ała! - krzyknęłam, kiedy dostałam żołędziem w głowę.
- Przepraszam! - usłyszałam dziewczęcy głos.
Spojrzałam w dół. Stała tam Aniela.
- Jak długo można cię wołać? - zapytała.
- To ty?
- No, a kto? - odpowiedziała.
- Myślałam, że Tadeusz sobie robi ze mnie żarty.
- Mogę wejść?
- Jasne, chodź.
Zamknęłam okno i wyszłam z pokoju. Chwilę później drzwi wejściowe się otwarły i zobaczyłam Anielę.
- Dostałaś? - zapytała unosząc w swojej ręce list.
- Tak. - podniosłam mój list ze stolika.
- Czytałaś? - zapytała.
- Tak, a ty?
- Jeszcze nie. Od razu przybiegłam pod twoje okno. - powiedziała ciężko wzdychając. - Przyjęli cię?
- Powiem ci jak ty przeczytasz swój list.
- Dobrze. - odparła.
Powoli otwarła kopertę i wyjęła kartkę papieru. Zaczęła czytać na głos:
Droga Anielo "Nika" Miller
Twoja prośba o dołączenie do Buków została rozpatrzona pozytywnie. Masz już doświadczenie w harcerstwie, więc mamy co do ciebie pewne plany. Widzimy się na odebraniu mundurów.
Czuwaj! ~ Orsza
- Przyjęli mnie! - zaczęła piszczeć ze szczęścia.
- Mnie też! - również bardzo się ucieszyłam.
- Bardzo się cieszę, że przyjęto was obie. - powidział Tadeusz wychodząc z pokoju. - Dzień dobry Anielo. - ucałował jej dłoń.
- Podsłuchujesz? - zapytałam unosząc brew.
- Myślę, że słyszało was pół Warszawy. - zaśmiał się.
- Kiedy jest odebranie mundurów? - zapytała Aniela patrząc na Zośkę.
- Jeszcze nie dostałem żadnej informacji - odparł.
- Ciekawe o jakie plany chodzi. - powiedziałam.
- Nie mam pojęcia. - powiedzieli oboje w tym samym czasie.
- Dobra, idę już. Chciałam tylko razem przeczytać listy. - powiedziała podchodząc do drzwi.
- Nie chcesz zostać dłużej? - zapytał Tadeusz.
- Z miłą chęcią, ale nie dziś. Muszę jeszcze zrobić zakupy. - powiedziała.
- Do zobaczenia! - powiedziałam.
- Do widzenia - odpowiedziała i zamknęła drzwi.
- "Nie chcesz zostać dłużej?" - zaczęłam przedrzeźniać Zośkę.
- No co? - zaśmiał się.
- Oj Zosienko, Zosienko - zaśmiałam się.
Poszłam przygrzać sobie zupy, żeby móc ją później zjeść.
- Powiesz mi coś po niemiecku? - zapytał, kiedy nalewałam zupę do talerza.
- Najpierw muszę opanować podstawy. - uśmiechnełam się.
Po chwili namysłu powiedziałam:
- Ich esse Suppe.
- Nieźle ci idzie. Skoro po pierwszej lekcji potrafisz ułożyć zdanie, to nie dziwię się, że Rudy jest uważany za tak dobrego korepetytora.
- Naprawdę dobrze tłumaczy. - powiedziałam siadająć przy stole.
- Wiem, w tym nikt go nie pokona. - zaśmiał się.
Powoli zaczęłam jeść zupę. Po pięciu minutach skończyłam, umyłam talerz i poszłam do pokoju. Siedziałam jakieś dwie może nawet trzy godziny w pokoju, kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu.
- Cześć Zośka. - usłyszałam męski głos.
- Cześć! Co cię tu sprowadza? - zapytał.
- Jest Anastazja? Potrzebuje z nią porozmawiać.
- Jest u siebie. - oznajmił Tadeusz.
Chwilę po tym w drzwiach mojego pokoju ukazał się Maciek.
- Cześć! Co tu robisz? - zapytałam.
- Muszę porozmawiać. - powiedział.
- Ze mną? - zdziwiłam się.
- Tak.
Usiadł na fotelu i zaczął mi opowiadać o Basi. Widziałam w jego oczach tą charakterystyczną iskierkę. Opowiadał jak to wczoraj z nią rozmawiał, jak dobrze się czuł tańcząc z nią. Dziękował mi za radę jaką jego zdaniem było pójście z nią porozmawiać i zaproszenie jej do tańca.
- Rozumem. Ale po co mi to mówisz? - zapytałam lekko zdezorientowana.
- Potrzebuje rady. Chciałbym ją gdzieś zaprosić, ale nie wiem gdzie. W dodatku nie wiem czy to nie za szybko.
- Alek, jest wojna. Nie ma się na co oglądać. Musisz działać! Zabierz ją do jakiejś restauracji albo do parku. Sam wymyśl. Bądź orginalny!
- Dziękuje. - już miał wychodzić, kiedy się zatrzymał.
- Powodzi mi.. Jak to jest, że dajesz tak świetne rady miłosne i życiowe, a sama nie masz drugiej połówki?
To pytanie mnie zamurowało. Kompletnie nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.
- Widocznie moje rady nie działają na mnie. - powiedziałam.
- To dziwne, że umiesz pomóc wszystkim, ale sobie jakoś niezabardzo.
- Maciek, nie dobijaj mnie. Wszyscy kleicie się do kogoś. Znajdujecie swoje drugie połówki.. A ja będę gnić i starzeć się, aż zostanę starą panną z kotami, a jedyną moją pociechą będzie pilnowanie waszych dzieci.
- Przestań! Jestem pewien, że sobie kogoś znajdziesz. Jesteś niesamowitą dziewczyną! Niektórzy czekają na taką całe życie i nie znajdują takiej jak ty. Twój przyszły kochanek bedzie niezwykłym szczęściarzem!
- Dziękuję. - powiedziałam uśmiechając się.
Nigdy nie słyszałam tylu miłych słów na mój temat.
- Powodzenia z Basią. - powiedziałam.
- Dziękuje. A i jeszcze jedno!
Podniosłam brew, a Maciek widząc to zaśmiał się.
- Podobno dostałyście listy. Przyjęli was?
- Tak!
- Świetnie! Bardzo się cieszę! - i wyszedł z pokoju.
Ponownie zostałam sama. Resztę dnia przesiedziałam w swoim pokoju, analizując notatnik z niemieckiego. Po głowie wciąż krążyły mi słowa Maćka, te na temat moich rad, jak i te na temat mnie.
Wyszłam z pokoju dopiero, kiedy wróciła mama. Poszłam do niej pochwalić się tym, że mnie i Anielę przyjęto do harcerstwa. Była bardzo szczęśliwa z tego powodu. Rozmawiałam z nią przez jakiś czas. Powiedziałam, że zastapie ją jutro w piekarni. Nie łatwo było ją przekonać, ale wreszcie się zgodziła. Potem poszłam do łazienki, odświeżyłam się, przebrałam w piżame i wróciłam do pokoju. Starałam się zasnąć, ale moje myśli mi na to nie pozwalały. Co jeśli naprawdę zostanę sama do końca życia? Co jeśli nie znajdę tego jedynego? Co jeśli już przegapiłam swoją szansę?
~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za wszelkie literówki. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba! Miłego czytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top