Rozdział 2.2
W czwartek, kilka minut przed dwunastą, zajeżdżamy pod hotel Sheraton. Ostatni raz czułem taki stres, kiedy szedłem na maturę. Kacper próbuje udawać niewzruszonego, ale widzę, że denerwuje się równie mocno. Może jest mniej gadatliwy niż ja, ale zwykle lubi pożartować. Kompletnie milczący Kacper stanowi niecodzienny widok. Niepewnym krokiem wchodzimy do budynku. W środku panuje niemałe zamieszanie. Jedni coś pokrzykują, a inni gdzieś pędzą i znikają równie szybko jak się pojawili. Wymieniam z Urbaniem przerażone spojrzenie, jednak nie zdążam już nic powiedzieć, bo ubiega mnie wysoki blondyn. Dostrzegam, że na szyi ma zawieszony identyfikator z herbem Sparty, a w dłoni trzyma podkładkę z logo PosnaniaTV.
– Jak dobrze, że już jesteście! – woła, rozciągając usta w szerokim uśmiechu.
Nie udziela się nam jego entuzjazm. Nadal próbujemy rozeznać się w obecnej sytuacji. Zastany widok niczego nie wyjaśnia. Wręcz przeciwnie. Mnoży pytania rodzące się w naszych głowach.
– Co się tutaj dzieje? – pyta Kacper.
Cieszę się, że zadaje to pytanie, bo ja, jak na razie, nie mogę wydobyć z siebie głosu. Po raz pierwszy od bardzo dawna przydarza mi się coś takiego. Nawet grając przy pełnych trybunach Energy stadionu, jestem pewniejszy siebie. A teraz czuję jakbym miał sparaliżowane całe ciało.
– Jak to co? Za parę minut rozpocznie się casting – odpowiada mężczyzna, wyraźnie zdziwiony pytaniem Kacpra. – Jaki casting? – W końcu zbieram się w sobie i włączam do rozmowy. – Na może przyszłego dziennikarza naszej klubowej telewizji. – Słucham?! – Po holu roznosi się nasz zsynchronizowany krzyk. – To wy nic nie wiecie? – Zaskoczenie na twarzy mężczyzny jeszcze się pogłębia.
Kiedy oboje kręcimy głowami, tłumaczy pokrótce:
– Poszukujemy nowych osób do zespołu. Wygrana w castingu zapewni trzymiesięczny staż. – No dobrze, ale po co nas tutaj ściągnięto? – pytam lekko zirytowany. – Kandydaci w ramach zadania castingowego będą przeprowadzać z jednym z was krótki wywiad. Trzy, cztery pytania. Rozmawiałem dwa tygodnie temu z trenerem i powiedział, że znalazł dwóch ochotników. – Taaa. – Kwituję sarkastycznie, jednocześnie mrożąc Urbania wściekłym spojrzeniem.
Kacper odpowiada mi głupkowatym uśmieszkiem. Jak zwykle próbuje obrócić wszystko w żart, tyle że mnie jakoś nie jest do śmiechu.
– Za chwilę zaczynamy, więc idźcie do wizażystki, żeby was trochę przypudrowała. – Pracownik stacji wskazuje ręką kierunek, w którym mamy się udać i odwraca się, żeby odejść. – A skąd będzie wiadomo kto ma iść na wywiad? – woła za nim Urbań. – Każdy kandydat będzie losował swojego gościa, a po wylosowaniu wezwiemy was imiennie – wyjaśnia mężczyzna, po czym odchodzi w przeciwnym kierunku od tego, który nam wskazał. – W niezłe gówno mnie wpakowałeś! – wydzieram się na Kacpra. – Po prostu cudownie! Najbliższą godzinę spędzę odpowiadając na durne pytania. Jakbym nie miał ciekawszych zajęć. – Jakbyś nie zauważył to też siedzę w tym gównie! – odparowuje Urbań.
I jego w końcu przestaje bawić ta sytuacja, choć dla mnie jest to marnym pocieszeniem.
– Dobra, chodźmy do tej baby. Miejmy nadzieję, że wyjdziemy z tego żywi. – Ucinam naszą kłótnię i dodaję pokojowo: – Nie ma sensu tracić czasu na wzajemne przerzucanie się winą, bo w niczym nam to już nie pomoże.
Niestety, jak zwykle to Urbań musi mieć ostatnie słowo.
– Jesteśmy zbyt ważnymi zawodnikami dla Sparty, żeby Benitez wystawił nas na pożarcie wilkom. – Ale pod wpływem emocji ludzie robią różne rzeczy. Widziałeś, jaki był wtedy wściekły. Dąsał się przez kilka dni – przypominam Kacprowi, chociaż wątpię, żeby nie pamiętał wyrazu twarzy trenera.
Chyba nigdy wcześniej nie widzieliśmy go tak wściekłym. Poczerwieniał na całej twarzy, dłonie zacisnął w pięści, a jego okrzyk: „Socha! Urbański!", rozniósł się po całym stadionie, zapewne płosząc przelatujące ptaki.
– W takim razie, nadzieja matką głupich. I tego się trzymajmy. W końcu to tylko zwykłe wywiady. Nic wielkiego. Odpowiemy na parę pytań i będzie po sprawie. – Urbań wzrusza ramionami. – Zależy, o co będą nas pytać – mruczę pod nosem i ruszam w kierunku wskazanym przez pracownika stacji. – Ej! Gdzie jest ten Piotrek, który doszukuje się pozytywów w każdej sytuacji?! – Kacper woła za moją oddalającą się sylwetką. – Poszedł na urlop – odpowiadam sarkastycznie.
***
Opuszczam salę znudzony. Mam już dosyć tych wywiadów. Wszystkie wyglądają niemal tak samo. Czasami odnoszę wrażenie, jakby jedna osoba napisała pytania i rozesłała je do pozostałych. Zwykle nie uciekam od dziennikarzy, nawet jeśli szukają tylko sensacji.
Kiedy wróciłem do Sparty z wypożyczenia do Orlika Łuków, media zaczęły szaleć na moim punkcie. Na początku wściekałem się, gdy po wyjściu z bloku oślepiał mnie blask fleszy. Nigdy nie czułem się celebrytą. Po prostu inni pracowali za biurkiem, a ja kopałem piłkę. Miałem tę rzadką przyjemność robić to, co kocham i dostawać za to pieniądze. Łukasz kilkakrotnie powtarzał, abym odpuścił walkę z dziennikarskimi hienami. Uważał, że za kilka tygodni wszystko wróci do normy. Ale to nie było takie łatwe. Nie raz na usta cisnęły mi się niecenzuralne słowa, a ręce aż świerzbiły, żeby ich użyć w odpowiedni sposób. To była trudna, ale jakże cenna lekcja. Trzymanie nerwów na wodzy bardzo przydaje się obrońcom. W zasadzie, to każdy dążący do perfekcji sportowiec, musi posiąść tę umiejętność.
Owszem, bywały momenty, kiedy traciłem nad sobą panowanie. Chociażby wtedy, gdy Filip Kaczmarczyk doleciał z pięściami do Miłosza. Napastnik Wisły Toruń uznał, że ten Dudi złośliwie go sfaulował, więc postanowił mu oddać. Miłosz na początku był tak zamroczony, że nawet nie zdążył obronić się przed ciosem. Jako że stałem najbliżej, od razu wkroczyłem do akcji. Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo. Filip zaczął się awanturować. Próbował wydostać z mojego uścisku, ale złość dodała mi jeszcze więcej sił. Obydwaj dostaliśmy wtedy czerwone kartki. Mimo wszystko nie żałowałem podjętej decyzji, ponieważ chodziło o życie mojego przyjaciela.
***
Olga:
Przemierzam nerwowo hol. Każda z wychodzących kandydatek ma przypięty do twarzy szeroki uśmiech, jakby już została przyjęta. Z kolejną taką reakcją dopadają mnie coraz to większe wątpliwości. Może nie jestem mniej doświadczona niż one, ale moja uroda wypada blado w porównaniu z ich. W telewizji liczy się przede wszystkim wygląd i to jak się prezentujesz. Czasami nawet drobny gest może mieć ogromne znaczenie, gdy zostanie opacznie zrozumiany.
– Olga Maciejewska! – Drgam nerwowo, kiedy wywołują moje imię oraz nazwisko.
Powoli wstaję z niewygodnego, plastikowego krzesełka i wygładzam dół sukienki. Biorę głęboki wdech, jakbym chciała dodać sobie tym nieco odwagi, po czym żwawym krokiem ruszam do boju, by walczyć o marzenia. Próbuję zgrywać pewną siebie, jednak średnio mi to wychodzi. Na dłoniach czuję kropelki potu, a nogi mam jak zrobione z waty. Dobrze, że nie założyłam szpilek, które próbowała mi wcisnąć Magda, bo ledwo idę w płaskich baletkach.
– Proszę wylosować jedną karteczkę. – Instruuje mnie wysoki brunet i wyciąga w moją stronę małą, szklaną kulę wypełnioną papierkami.
Zamykając oczy, zanurzam w niej rękę. Całkowicie zdaję się na los. Niech się dzieje co chce. Gdy podaję mężczyźnie wylosowaną kartkę, na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
– No, Piotrek! Masz dzisiaj niezłe branie! – woła, a następnie zwraca się do mnie: – Proszę zająć jeden z foteli. Zaraz przyjdzie ktoś z ekipy i podepnie pani mikrofon. – Dobrze. – Na jakąkolwiek dłuższą odpowiedź nie mogę się teraz zdobyć.
Zajmuję wskazane miejsce, krzyżując dłonie na kolanach. Z jednej strony jestem przerażona, a z drugiej rozpiera mnie dziwna ekscytacja. Wraz z listem informującym o zakwalifikowaniu się do castingu dołączono biogramy dwóch piłkarzy, ale bez ich nazwisk i zdjęć. W pierwszym odruchu chciałam skorzystać z pomocy niezastąpionego wujka Google, aby rozszyfrować ich tożsamość, ale po chwili zrezygnowałam z tego pomysłu. Uznałam, że odrobina tajemniczości może być nawet ciekawa.
Zgodnie ze słowami pracownika, po kilku minutach zjawia się ktoś z ekipy, żeby podpiąć mi mikrofon i ustawić odpowiednie światło. Mimo że to tylko casting, wszyscy podchodzą do niego z pełnym profesjonalizmem. Nawet otrzymuję specjalną podkładkę na kartki z logo telewizji. Zamiast pytań dopięta jest do niej informacja o zadaniu castingowym.
– Dzień dobry! – Na dźwięk czyjegoś zawołania unoszę głowę i zamieram.
Ten ton głosu. I te oczy. Czy ja wcześniej powiedziałam, że tajemniczość może być ciekawa? Jeśli tak, wycofuję się z tych słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top