XI / Chciałbym

Śpiew ptaków zza uchylonego okna delikatnie przebudził Todorokiego, który smacznie przespał całą noc. Zatopił nos w miękkiej poduszce, chłonąc zapach zwietrzałego prześcieradła, a jednocześnie mocniej wtulił się w kołdrę. Ciche, niemal leniwe mruknięcie wydobyło się z jego gardła, kiedy wspomnienia wczorajszego wieczoru zaczęły powoli wracać. Przyjemne ciepło rozlewało się w wnętrzu, ale jednocześnie poczuł, jak serce przyspiesza, a rumień rozlewa się na policzkach.

Natychmiast podniósł głowę, rozglądając się po pokoju. Wciąż znajdował się w domu Bakugou. Jednak chłopaka nie było.

Shouto uniósł się powoli, a przy tym przetarł zaspane oczy. Przez chwilę siedział na brzegu łóżka i cicho analizował wspomnienia, które wydawały się teraz bardziej jak sen niż rzeczywistość. Ciepło, jakie towarzyszyło mu przez całą noc, zniknęło wraz z obecnością Katsukiego. Nie chcąc jednak dać się przytłoczyć tej myśli, zsunął stopy na chłodne panele i wstał.

Podszedł do szafy Bakugou w poszukiwaniu ubrań. Na szczęście miał już na sobie bokserki, które zdążył założyć przed snem, więc wystarczyło znaleźć coś na górę. Wziął pierwszą lepszą koszulkę, rozłożył ją i spojrzał na nadruk. Usta uniosły się w rozbawieniu, gdy zobaczył wizerunek superbohatera, który zupełnie nie pasował do twardego Bakugou. Mimo to założył ją, choć zauważył, że materiał opinający jego ciało był nieco za ciasny. Wcześniej wszystkie koszulki Katsukiego były na niego za duże, co wywołało delikatne zdziwienie.

Kiedy wyszedł z pokoju, usłyszał głosy dochodzące z kuchni. Dodatkowo w powietrzu unosił się apetyczny zapach gotowanego jedzenia. Cicho, niemal nieświadomie, skierował się w stronę hałasu.

— Usuń to zdjęcie, ty stara wiedźmo! — rozpoznał charakterystyczny krzyk Bakugou.

— Pierwszy raz przyprowadzasz kogoś do domu, więc musiałam to uwiecznić! Tak słodko spaliście wtuleni w siebie — odpowiedział damski głos pełen rozbawienia.

Shouto wychylił głowę zza ściany i zobaczył kobietę, która wyglądała jak starsza, żeńska wersja Katsukiego. Przez chwilę myślał, że to jego siostra, ale szybko zorientował się, że musi to być matka — rysy twarzy były niemal identyczne, a zmarszczki dodawały jej charakteru.

— A poza tym, co ty sobie myślisz, że wracasz bez zapowiedzi po tylu tygodniach milczenia i jeszcze nakrywam cię w łóżku z jakimś chłopakiem! — uniosła głos, a Shouto dostrzegł w jej spojrzeniu mieszankę gniewu i troski.

— To też jest mój dom, więc mogę wracać, kiedy chcę i z kim chcę! — odburknął Bakugou, skupiając się na czymś przy kuchence.

Todoroki nie był pewien, czy się kłócą, czy po prostu rozmawiają w swoim specyficznym stylu. Jego uwagę przykuł różowy fartuszek, który Katsuki miał na sobie. Nieświadomie zaśmiał się cicho, co od razu zwróciło uwagę blondyna.

— Shouto...? — Bakugou podniósł głowę wyraźnie zaskoczony obecnością widza. — Kiedy wstałeś?

— Shouto ma na imię? — wtrąciła się kobieta, podchodząc do niego. Jej uśmiech był szczery i ciepły. — Może okoliczności nie są idealne, ale cieszę się, że mogę poznać chłopaka Katsukiego. Jestem Mitsuki. — Wyciągnęła rękę w jego stronę.

— Todoroki Shouto — odpowiedział spokojnie i uścisnął jej dłoń.

— Zostaw go, stara próchwo. Peszysz go! — warknął Bakugou, odciągając matkę od Shouto. Stanął przed nim, jakby chciał go osłonić. Jego wzrok przesunął się po sylwetce chłopaka i zatrzymał się na koszulce. W oczach pojawiło się coś, co przypominało dumę zmieszaną z rozśmieszeniem. — Wyspałeś się?

— Tak — odpowiedział Shouto, zanim uniósł kąciki ust.

Mitsuki brew drgnęła, kiedy jej syn odciągnął ją od Shouto. Była rozbawiona, ale widocznie również zaintrygowana.

— Katsuki, naprawdę. Nie musisz mnie przed nim chronić. Już wystarczająco się napatrzyłam — stwierdziła, uśmiechając się z przekąsem.

— Co? O czym ty znowu gadasz? — Bakugou spojrzał na nią.

— Mam na myśli zdjęcie, gdzie śpicie wtuleni w siebie — powiedziała Mitsuki, zakładając ręce na piersi.

Todoroki uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony. Spojrzał na Bakugou, który momentalnie się zarumienił, a jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej mordercze.

— Mamo! — warknął Katsuki. — Mówiłem ci, żebyś usunęła to zdjęcie!

— Ani mi się śni. To jedna z niewielu okazji, kiedy wyglądasz jak człowiek, a nie wiecznie wkurzony jeż — odparła Mitsuki, patrząc na niego z udawanym politowaniem.

Todoroki odchrząknął, a przy tym próbował ukryć uśmiech, który cisnął mu się na usta. Spojrzał na Mitsuki, po czym zaskoczył wszystkich swoimi słowami:

— Czy mogłaby mi pani wysłać to zdjęcie na telefon?

Oboje Bakugou — matka i syn — spojrzeli na niego w osłupieniu.

— Po co ci to? — zapytał Katsuki, a ton brzmiał niemal obronnie.

— Chciałbym ustawić je jako tapetę — odpowiedział Shouto spokojnie, choć w jego oczach błysnęła nutka rozbawienia.
Mitsuki roześmiała się głośno.

— Wiedziałam, że cię polubię, Shouto! — powiedziała, a przy tym wyciągała telefon. — Już wysyłam.

Katsuki jęknął z irytacją i odwrócił się z powrotem do kuchenki, wyraźnie próbując ignorować całą sytuację.

Podczas śniadania Mitsuki nieustannie zasypywała Todorokiego pytaniami — co studiuje, jak poznał Katsukiego i o wszystko inne, co mogła wyciągnąć. Jednak gdy rozmowa zeszła na temat ich związku, w kuchni zapanowała cisza. Obaj milczeli, ponieważ wciąż nie zdążyli porozmawiać na poważnie po tym, co wydarzyło się wczoraj. Na szczęście Bakugou szybko przejął inicjatywę i przerwał temat, oświadczając, że muszą wychodzić, bo Shouto ma po południu kółko naukowe. Todorokiemu zrobiło się ciepło na sercu — Katsuki pamiętał o szczegółach jego plan dnia.

Po posprzątaniu po śniadaniu Bakugou zaciągnął Todorokiego na górę, do swojego pokoju. Zamknął drzwi i obaj odetchnęli z ulgą.

Katsuki spojrzał na Shouto, zanim do niego podszedł. W końcu byli sami, więc mogli zrzucić maski. Blondyn wykorzystał okazję i delikatnie pocałował go w czoło, po czym objął ramieniem i przyciągnął bliżej. Todoroki, czując znajome ciepło, wtulił się w niego.

— Przepraszam za starą wiedźmę — wyszeptał, zatapiając nos we włosach Shouto.

— Było miło — zamruczał z delikatnym uśmiechem. — Chociaż twoja matka była nazbyt intensywna.

Bakugou westchnął, a przy tym uniósł brew w wyrazie rozbawionej irytacji, zanim odsunął się od Todorokiego na tyle, by spojrzeć mu prosto w oczy. Położył dłoń na jego policzku, dotykając skóry z delikatnością, która u niego wydawała się niemal nierealna. Kciukiem zaczął kreślić subtelne ślady po bliźnie otaczającej błękitne oko Shouto — jakby chciał wymazać wspomnienia bólu, który zostawił ten ślad, i zastąpić je czymś łagodniejszym.

Shouto zamarł, czując przyjemne ciepło bijące od dłoni Bakugou. Cicha, nieśpieszna intymność tej chwili wywołała w nim nieznane dotąd uczucie — coś między zachwytem a nieśmiałą radością, jakby w końcu znalazł się w miejscu, w którym mógł być w pełni sobą.

Katsuki pochylił się lekko, a ich oddechy zmieszały się, zanim ich usta spotkały się w pocałunku. Było w nim coś głębszego, coś, co słowa nigdy nie byłyby w stanie wyrazić. Był delikatny, ale jednocześnie pełen pasji — jakby Bakugou chciał w tym jednym geście przekazać wszystko, czego nie potrafił powiedzieć. Uczucia, które zawsze tłumił za zasłoną twardego charakteru, teraz wylewały się z niego w sposób naturalny, niemal instynktowny.

Todoroki przymknął oczy, pozwalając sobie na chwilę zapomnienia. Jego ręce mimowolnie spoczęły na ramionach Katsukiego, aby przyciągnąć go bliżej, jakby bał się, że ten moment mógłby zniknąć, gdy tylko go puści. To było coś więcej niż tylko pocałunek — to było potwierdzenie, że obaj znaleźli w sobie coś, czego szukali przez całe życie: zrozumienie, akceptację i bezpieczeństwo.

— Powinniśmy już wychodzić, prawda? — Bakugou odsunął się lekko, ale niechętnie. Jego głos brzmiał łagodniej niż zwykle.

— Tak — odpowiedział Shouto, z lekkim uśmiechem.

Zabrali rzeczy, po czym zeszli na dół gotowi do wyjścia. Mitsuki czekała już w przedpokoju, opierając się o ścianę z założonymi ramionami. Patrzyła na nich z przekąsem.

— Odwiedzaj starą wiedźmę częściej ze swoim chłopakiem — rzuciła, zerkając na Todorokiego.

Shouto wstrzymał oddech. To nie był pierwszy raz dzisiaj, gdy nazwała go "chłopakiem Katsukiego", ale nadal nie potrafił się do tego przyzwyczaić.

— To może zadzwoń i zaproś na kolację, a nie liczysz, że sam się domyślę — odpowiedział Bakugou, a przy tym przewrócił oczami, choć ukradkiem zerkając na Shouto.

— A idźcie już, bo zaczynasz mnie wkurwiać — wywróciła oczami Mitsuki.

— Wychodzimy! — zawołał Katsuki, otwierając drzwi. Jego spojrzenie mówiło jednak więcej, niż chciał przyznać. Mitsuki, mimo obelg, uśmiechnęła się pod nosem.

Gdy wyszli na zewnątrz, promienie słońca musnęły twarz Todorokiego. Za sobą usłyszał jeszcze głos Mitsuki:
— Żegnaj, Shouto. I życzę ci dużo cierpliwości z Katsukim!

Odwrócił się, rzucając jej krótkie spojrzenie, a potem skinął głową i pomachał na pożegnanie.

Blondyn wyprzedził Todorokiego i kierował się się na przystanek. Szli w milczeniu, a przestrzeń między nimi wypełniała subtelna, ale świadoma nuta napięcia. Shouto czuł dziwną ciężkość w powietrzu — jakby coś wisiało między nimi, czekając na moment, by wybrzmieć. Przyspieszył krok, by zrównać się z Katsukim. Jego ruch przyciągnął spojrzenie blondyna, które wydawało się bardziej uważne niż zwykle.

— Co jest? — rzucił Katsuki, zerkając na niego z ukosa. Było w tym pytaniu więcej troski, niż sam chciałby przyznać.

Todoroki tylko pokręcił głową i spojrzał przed siebie. Mimo to poczuł ciepło rozlewające się po klatce piersiowej — to samo, które pojawiało się zawsze, gdy Bakugou kierował na niego całą swoją uwagę.

Krótki spacer nie trwał długo. Po trzech minutach znaleźli się na przystanku, gdzie obaj usiedli na ławce. Bakugou opadł na nią ciężko, splatając ramiona na piersi, ale nie spuszczał wzroku z Todorokiego. Shouto wyglądał na zamyślonego. Dwukolorowy wzrok błądził gdzieś w oddali, a drobny zmarszczek na czole zdradzał, że myśli o czymś intensywnie.

— O czym myślisz? — zapytał Katsuki, przechylając głowę w jego stronę. Głos chłopaka był spokojny, ale kryło się w nim coś w rodzaju ciekawości zmieszanej z ostrożnością.

Shouto zagryzł wargę, jakby ważył, czy powinien powiedzieć to, co chodziło mu po głowie. Dłonie oparte na udach, lekko się zacisnęły, a wzrok uciekł ku ziemi.

— Nazywała nas chłopakami — powiedział w końcu, cicho, niemal szeptem.

Bakugou wciągnął powietrze, wypuszczając je zaraz potem głośnym westchnieniem. Mimowolnie potarł kark, jakby chciał w ten sposób rozładować napięcie. On też to zauważył i też próbował znaleźć sposób, by poruszyć ten temat. Nie spodziewał się jednak, że Shouto wyjdzie z tym pierwszy.

— A chciałbyś nimi być? — rzucił Katsuki, lecz jego zwykle pewny głos zdradzał chwilową niepewność. To pytanie niosło ze sobą coś więcej, niż sam chciał przyznać.

Todoroki nie spojrzał na niego od razu. Wpatrywał się w ziemię, jakby szukał tam odpowiedzi, choć znał ją już od dawna. Przez chwilę trwał w milczeniu, próbując zebrać myśli.

— Chciałbym.

Bakugou poczuł, jak coś w nim mięknie. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, a oczy, pełne ciepła, wyrażały coś znacznie głębszego. Po chwili namysłu chwycił dłoń Todorokiego, splatając ich palce. Chwyt był pewny, a jednocześnie delikatny — jakby chciał przekazać, że nigdy nie pozwoli mu odejść.

— Też tego chcę — przyznał cicho, a w jego głosie zabrzmiała szczerość, którą trudno było zignorować.

Na te słowa Shouto w końcu uniósł głowę i spojrzał na niego. Ich spojrzenia spotkały się, a świat na chwilę przestał istnieć. W oczach Bakugou czerwień buzowała intensywnie, ale była to czerwień ciepła, a nie gniewna — ognisko, które dawało bezpieczeństwo.

Todoroki poczuł, jak coś w środku niego powoli się uspokaja. Ta chwila była jak obietnica — niewypowiedziana, ale silna i namacalna. Obietnica, że razem mogą stawić czoła wszystkiemu, co przyniesie przyszłość.

W powietrzu unosił się cichy ślad zrozumienia i akceptacji, który nie potrzebował słów, by być odczuwalnym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top