IX / A co, jeśli ci uwierzę? Jeśli znów dam ci szansę?
Bakugou rozprostował lewą rękę, szukając ciepła drugiej osoby, ale natrafił jedynie na chłodne powietrze. Na początku cicho westchnął, a potem leniwie uchylił powieki. Przez dłuższą chwilę leżał w bezruchu, zanim powoli uniósł się na łokciach i rozejrzał po pokoju, wypatrując znajomej dwukolorowej czupryny. Gardło piekło go nieprzyjemnie. Drapiąc się za uchem, przetarł sklejone od snu oczy. Sięgnął po stojącą obok łóżka butelkę z wodą, która dawno przestała być świeża.
Wypił zawartość jednym haustem, ale suchość w ustach wciąż nie ustępowała. Ziewnął przeciągle, próbując złożyć w całość wydarzenia poprzedniego wieczoru. W głowie miał pustkę. Nie pamiętał prawie niczego, łącznie z tym, jak trafił do pokoju Todorokiego. Jego ostatnim wyraźnym wspomnieniem była impreza. Choć nigdy by się do tego nie przyznał, w głębi duszy poczuł ulgę, że obudził się właśnie tutaj. W przeszłości różnie bywało, gdy pozwalał sobie na zbytnią swobodę.
Teraz jednak coś nie dawało mu spokoju. Nieprzyjemne ukłucie w sercu przypominało ostrzeżenie, jakby zbliżało się coś złego.
Zsunął z siebie kołdrę i dopiero wtedy zauważył, że spał nago. Przełknął ślinę, próbując zachować pozory obojętności. Zdarzało się, że Todoroki wychodził po śniadanie, zostawiając Bakugou w pokoju. W takich sytuacjach zawsze zostawiał karteczkę z informacją, jednak tym razem żadnej nie było. Katsuki poprawił rozczochrane włosy, zanim wstał z łóżka i zaczął szukać telefonu.
Rzucił okiem na porozrzucane ubrania na podłodze i w końcu znalazł komórkę w kieszeni spodni. Przejrzał historię połączeń z poprzedniej nocy i natrafił jedynie na krótką, 15-sekundową rozmowę z Todorokim. SMS-ów brak.
Gdzie jesteś, mieszańcu?
Wysłał wiadomość, odkładając telefon na biurko. Sięgnął po pierwsze lepsze ubrania z szafy Shouto, a potem ponownie spojrzał na ekran. Nadal brak odpowiedzi, co nie było typowe dla Todorokiego. Katsuki prychnął pod nosem, zakładając ramiona na klatkę piersiową. Rozglądał się po pokoju, szukając czegoś do picia. W ustach wciąż czuł piekące pragnienie, co sugerowało, że poprzedniej nocy porządnie przesadził. Przynajmniej głowa go nie bolała.
Wywracając oczami, zrozumiał, że szybko nie dostanie odpowiedzi. Wrócił na łóżko i zakopał się w kołdrze. Otulił go delikatny zapach Shouto, co wystarczyło, by wymknął mu się cichy pomruk zadowolenia. Brakowało mu chłopaka.
W tym samym czasie Todoroki trzymał telefon, jakby urządzenie wypalało mu skórę. Przełknął ślinę, a jego serce biło coraz szybciej.
— Napisał? — zapytał Midoriya.
Obaj byli wyczerpani po niemal bezsennej nocy. Izuku martwił się o stan chłopak, a gdy wydawało się, że ten w końcu zasnął, usłyszał cichy szloch. Od razu objął przyjaciela, próbując go uspokoić. Rankiem, gdy pierwsze promienie słońca wpadały do pokoju, pozwolili sobie na krótką drzemkę, która i tak została przerwana przez codzienne obowiązki.
Midoriya nie mógł patrzeć na cierpienie chłopaka. Wiedział, że w pokoju Shouto spał ktoś, kto był tego powodem. Chociaż rozumiał uczucia Todorokiego, nie zamierzał pozwolić, by ponownie został zraniony.
— Daj ten telefon — odezwał się Midoriya, widząc, że ten nie reaguje.
Chłopak bez słowa podał urządzenie. Izuku szybko wystukał wiadomość i odrzucił telefon, nie patrząc nawet na nazwę kontaktu.
— Co napisałeś? — zapytał Shouto z wahaniem.
— Że ma się od ciebie odczepić i więcej się nie odzywać — wzruszył ramionami Midoriya, wracając do miski owsianki.
— Ale... — zaczął Todoroki, po czym przełknął ślinę.
— Shouto — Izuku złapał go za rękę — to dla twojego dobra.
Todoroki tęsknym wzrokiem spojrzał na telefon.
Wyjdź z mojego pokoju i nigdy już się ze mną nie kontaktuj.
— Co to, kurwa, ma znaczyć? — warknął Bakugou, odczytując wiadomość.
Przeczytał ją raz, drugi, trzeci. Wreszcie wybrał numer Shouto, wściekły. Sygnał dzwonka rozbrzmiewał w słuchawce, ale Todoroki nie odbierał. W końcu włączyła się poczta głosowa. Katsuki prychnął ze złością i ponowił próbę. Tym razem, po kilku długich sygnałach, odezwał się głos.
— Halo? — usłyszał cicho.
— Gdzie masz ten telefon, że nie odbierasz, mieszańcu? — rzucił Katsuki ostro. Po chwili dodał spokojniej: — Gdzie jesteś...?
Cisza po drugiej stronie trwała chwilę. Bakugou wyczuł, że coś jest nie tak.
— Shou-
— Uszanuj moją prośbę. Jak wrócę, nie chcę cię już widzieć — przerwał mu Todoroki.
— O co ci chodzi, do cholery?
— Proszę... — głos Shouto załamał się. Katsuki domyślił się, że chłopak płacze.
Przełknął ślinę, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu zadał pytanie:
— Czy to... zerwanie?
Minęła wieczność, zanim Shouto szepnął:
— Nigdy nie byliśmy razem. Sam to wczoraj powiedziałeś.
Potem połączenie zostało przerwane.
***
Przez kolejne dwa tygodnie Katsuki chodził poddenerwowany. Złość, która zwykle towarzyszyła mu na co dzień, teraz osiągnęła nowy poziom. Po ostatniej rozmowie z Shouto, wściekłość przybierała na sile z każdym dniem. Mimo że dzwonił do niego wielokrotnie i wysyłał wiadomości, odpowiedź nigdy nie nadchodziła. Mógłby spróbować porozmawiać z nim osobiście, ale wiedział, że Todoroki tego nie chciał.
Kirishima powtarzał mu, że powinien rozładować frustrację w jakiś konstruktywny sposób, lecz za każdym razem, gdy wspominał o spotkaniu z Shouto, reakcją Bakugou były jedynie krzyki i większa furia. Nie przyznał się nawet najlepszemu przyjacielowi, że ich kontakt został zerwany. W takich chwilach zwykle kończyło się na kłótni, po której Katsuki wychodził zapalić, próbując uspokoić napięte nerwy.
Po kolejnym nudnym wykładzie czuł, że zaraz eksploduje. Energia w nim pulsowała tak intensywnie, że z trudem powstrzymał się od wybuchu, gdy profesor po raz kolejny zaczął mówić o skomplikowanych związkach chemicznych.
— Bakugou-kun...? — usłyszał znajomy dziewczęcy głos, kiedy pakował notatnik pełen bazgrołów zamiast przydatnych informacji.
— Co znowu? — warknął, podnosząc wzrok. Była to Komori. Na początku roku zostali dobrani w parę na zajęciach, a od tamtej pory zdarzało im się spędzać razem noce, choć nigdy nie łączyło ich nic poza fizycznością.
— Ostatnio chodzisz poddenerowany — zauważyła z uśmiechem, ignorując jego opryskliwy ton. Podeszła bliżej i położyła dłoń na jego ramieniu. — Mam wolny pokój wieczorem. Może wpadniesz?
Bakugou spojrzał na nią, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na jej jasnych oczach. Była piękna – długie blond włosy, smukła sylwetka, przyciągające spojrzenie – ale nic w niej nie przypominało Todorokiego. To za nim tęsknił.
Rozejrzał się po sali, szukając wymówki, aż jego wzrok zatrzymał się na zielonej czuprynie mijającej drzwi.
— Mam inne plany — rzucił szybko, chwytając torbę. Nie czekając na odpowiedź, wybiegł na korytarz.
Przepychał się przez tłum studentów, starając się nie zgubić Midoriyi z oczu. Mógł go zawołać, ale słuchawki na uszach Izuku były wystarczającym powodem, by tego nie robić.
— Hej! — zawołał w końcu, łapiąc go za nadgarstek. Midoriya odwrócił się zaskoczony.
— Co jest, Kacchan? — zapytał podejrzliwie, a przy tym zdjął słuchawki.
— Musimy pogadać — oznajmił blondyn, próbując ukryć nerwowość.
Izuku westchnął ciężko i uwolnił rękę z jego uścisku.
— Jeśli to kolejny powód, żeby na mnie nakrzyczeć, odpuść. Mam dość twoich wybuchów.
— Chodzi o Todorokiego — wyznał Katsuki.
Na te słowa Midoriya zmrużył oczy.
— Czego od niego chcesz? Nie dam ci jego numeru.
— Nie musisz. Mam go — odparł z frustracją. — Ale on mnie unika. Nie odzywa się od tygodni. Ty jesteś jego przyjacielem, więc może wiesz dlaczego?
— Unika cię? — zdziwił się Izuku, po czym coś w nim drgnęło. — Czekaj... To ty byłeś! To z tobą się spotykał!
Katsuki poczuł, jak jego serce na moment zamiera.
— Kurwa... — wymamrotał Midoriya, a jego spojrzenie przybrało surowy wyraz. — To ty go skrzywdziłeś, prawda? Czy wiesz, jak bardzo mu na tobie zależało?
Bakugou przełknął ślinę, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
— Ja... Ja nie wiem, co się stało — przyznał cicho, unikając wzroku Izuku. — Zależy mi na nim. Pierwszy raz zależy mi na kimś. I chyba to wszystko spieprzyłem.
Midoriya patrzył na chłopaka w osłupieniu. Nigdy nie spodziewałby się takich słów od Katsukiego. W jego oczach nie było już złości, tylko coś o wiele bardziej ludzkiego.
— Zależy ci na nim — stwierdził. — Myślisz, że go kochasz?
Słowa potężnie uderzyły Bakugou. Już wcześniej podejrzewał, ale teraz... Teraz nie było odwrotu. Wszystko, co działo się przez ostatnie miesiące, wracało do niego z potrójną siłą. Każde ukradkowe spojrzenie w stronę Shouto, każdy gest, który udawał, że nie ma znaczenia, a który tak naprawdę wypalał go od środka. Jak serce przyspieszało, gdy słyszał jego głos, czy jak szukał wymówek, by być bliżej Todorokiego.
Wszystko kształtowało się w klarowną, niepodważalną odpowiedź.
Zacisnął pięści, próbując zwolnić w sobie rosnące napięcie. Ale nie mógł. Nie mógł tym razem uciekać od prawdy.
— Nie myślę — warknął, a jego głos, choć twardy, zdradzał w sobie coś głębszego. — Ja wiem.
Bakugou podniósł głowę, aby spojrzeć się na Izuku. Spojrzenie blondyna było wyostrzone i pełne determinacji. Zawsze w oczach Katsukiego tkwiła jego siła, lecz teraz w krwistości kryło się coś jeszcze – coś, co Midoriya zauważył i odebrało mu na chwilę głos.
— Kocham Shouto — powiedział, a każde słowo brzmiało z niepowstrzymaną pewnością. — I nie pozwolę go stracić.
Na moment zapadła cisza. Izuku wpatrywał się w niego, jakby próbował przetrawić to, co właśnie usłyszał. W końcu odetchnął głęboko, uśmiechając się lekko.
— W takim razie wiesz, co musisz zrobić.
Katsuki nie potrzebował więcej słów. Wiedział, że nadszedł czas, by przestać się chować za swoją dumą i strachem. Dla Shouto był gotów rzucić się w ogień – dosłownie i w przenośni.
***
Bakugou wciąż znał plan zajęć Todorokiego na pamięć i wiedział, że piątek kończył wieczornym wykładem. Co tydzień narzekał na to, ponieważ sam miał ostatnie ćwiczenia do południa i musiał czekać kolejne kilka godzin, aby spotkać się z chłopakiem, a nie oszukujmy się, chciał ciągle spędzać z Shouto wolny czas. Już wtedy pojawiły się pierwsze oznaki, że zakochiwał się w studencie i szukał kolejnych okazji, aby być bliżej Todorokiego.
Katsuki stał przed wejściem na salę wykładową, obserwując swym ostrym spojrzeniem wychodzących studentów. Szukał kolorowej głowy. Nie widział Shouto dwa tygodnie, co doprowadzało go do szaleństwa. Denerwowało go, że Todoroki go opuścił, a on po prostu to przyjął zamiast walczyć o sympatię. Założył ręce na piersi, zaczynając niecierpliwie tupać nogą.
Kiedy jego wzrok spojrzał się z niebiesko-szarymi oczami, wstrzymał powietrze. Shouto nic się nie zmienił przez ten czas. Nadal ubierał grube swetry, jak i nosił starą brązową torbę, którą dostał od brata w gimnazjum, ale jednak... Jednak spojrzenie było słabsze niż powinno. Od razu gdy rozpoznał Bakugou, zacisnął ręce mocniej na pasku torby, zniżył głowę i chciał go ominąć.
— Hej — sapnął Katsuki, ale Todoroki już prawie uciekł.
Blondyn chwycił za wolną rękę chłopaka i obrócił w swoją stronę. Shouto nadal nie podniósł wzroku. Bakugou badawczym spojrzeniem przyjrzał się studentowi, zauważając lekki dreszcz oraz strach.
— Czy... ty się mnie boisz? — zapytał, choć w jego głosie słychać było zmartwienie.
Todoroki pociągnął nosem, wyrwał swoją rękę i nie miał odwagi porozmawiać z Katsukim.
— Myślałem, że wyraźnie powiedziałem, że nie chcę ciebie znać — przyznał ze ściśniętym gardłem.
Bakugou nie spodziewał się takiego zachowania chłopaka.
— Zraniłem cię, prawda? — zaczął. — Kurwa, Todoroki, chcę wszystko naprawić między nami.
— Nie ma żadnych „nas" — wyznał Shouto, podnosząc w końcu głowę. W jego głosie było coś lodowatego, choć oczy zdradzały, jak wiele kosztowało go wypowiedzenie tych słów. Mimo ciągłej tęsknoty za Katsukim, chciał dać jasno do zrozumienia, że nie zamierza wracać do czegoś, co według niego nigdy nie miało solidnych fundamentów. — Sam to powiedziałeś.
Bakugou wciągnął głęboko powietrze do nozdrzy, próbując uspokoić przyspieszone bicie serca. Znowu usłyszał te słowa, a teraz również uderzyły jak niespodziewany cios w brzuch. Wciąż nie miał pojęcia, o czym Shouto mówił. Chaos w jego głowie mieszał się z frustracją i rosnącym żalem do samego siebie. Pragnął tylko, aby wszystko wróciło do normy, do tych chwil, kiedy mógł swobodnie śmiać się z chłopakiem i nie czuć dystansu. Pragnął pokazać, że Todoroki jest dla niego ważny, choć wcześniej nie umiał tego wyrazić.
— Przyznaję, nie pamiętam, co się wydarzyło... — zaczął niepewnie, patrząc prosto w jego oczy, jakby chciał wydobyć z nich odpowiedź. — Ale wróćmy do tego, co było wcześniej.
Shouto prychnął krótko, gorzko, jakby te słowa były żartem, na który nie mógł sobie pozwolić. Zacisnął usta, próbując stłumić emocje, które groziły wybuchem.
— Między nami był tylko seks — wycedził, próbując nadać swojemu głosowi chłodną stanowczość, ale zdradziło go drżenie tonu. Chciał się zaśmiać z tej ironii, ale jedyne, co zdołał z siebie wydobyć to zduszony, bolesny pisk. — Możesz wziąć do łóżka każdego innego, więc dlaczego do mnie teraz przyszedłeś?
Bakugou poczuł, jak coś ściska mu serce. Te słowa były jak kolejne ciosy, brutalne, bezlitosne, ale nie mógł ich zignorować. Widział, że Shouto się łamie, mimo że próbował stwarzać pozory obojętności. Drżąca warga, szklane oczy, płytki oddech — każdy z tych drobnych sygnałów zdradzał, jak bardzo ta rozmowa go rani.
Katsuki zrobił krok w jego stronę, a potem jeszcze jeden. Sam nie był pewien, co powinien zrobić, ale jedno było jasne: nie mógł pozwolić, żeby Todoroki zniknął z jego życia. Nigdy więcej.
Wziął dłoń chłopaka, delikatnie, ale stanowczo, i mocno ją ścisnął. Chciał, żeby Shouto poczuł, że jest tutaj i że nie zamierza odpuścić. Spojrzał głęboko w dwukolorowe oczy, próbując przebić się przez mur strachu i rozczarowania, który zdawał się ich dzielić.
— Przepraszam... — rzekł cicho, ale jego głos brzmiał poważnie, niemal błagalnie. — Pogubiłem się w swoich uczuciach, a ty nigdy nie byłeś byle kim.
Shouto wciąż nie odrywał od niego wzroku, jakby chciał upewnić się, że słowa Katsukiego są szczere.
— Wiem, że to, co zrobiłem, jest niewybaczalne... — kontynuował Bakugou, przesuwając kciukiem po wierzchu dłoni Todorokiego w uspokajającym geście. — Ale nie pozwolę, żebyś myślał, że byłeś dla mnie jedynie zabawką.
Shouto drgnął, jakby te słowa go zabolały, a jednocześnie trafiły w miejsce, które bał się pokazać. Przez chwilę milczał, jakby zbierał siły na odpowiedź.
— Czego ode mnie oczekujesz? — zapytał w końcu, a jego głos brzmiał łagodniej, jakby wbrew sobie zaczynał wierzyć w to, co usłyszał.
— Abyś poszedł ze mną. Chciałbym ten ostatni raz spędzić z tobą szczęśliwy wieczór. Później możesz odejść, ale pozwól mi pokazać, że mi na tobie zależy.
Shouto przez chwilę patrzył na Katsukiego, jakby próbował doszukać się w jego słowach choć cienia kłamstwa. Palce w jego dłoni lekko drżały, lecz nie cofnął ich, nie wyrwał się. W końcu westchnął, jakby walczył z samym sobą.
— Jeden wieczór? — zapytał cicho, unosząc na niego spojrzenie. Dwukolorowe oczy błyszczały od powstrzymywanych emocji. — A co, jeśli ci uwierzę? Jeśli znów dam ci szansę?
Bakugou nie cofnął się ani o krok. Jego uścisk był pewny, ciepły, a spojrzenie mówiło więcej niż tysiąc słów.
— Wtedy zrobię wszystko, żebyś nigdy nie żałował — odparł stanowczo, choć w jego głosie dało się wyczuć coś łagodniejszego, niemal błagalnego.
Chwila milczenia między nimi wydawała się trwać wieczność, aż w końcu Shouto skinął głową.
— W porządku — powiedział cicho, jakby sam nie wierzył, że to powiedział.
Katsuki uśmiechnął się lekko, niemal niezauważalnie, i pociągnął go za rękę.
— Chodźmy.
Nie puścili swoich dłoni, nawet gdy minęli progi uczelni i chłodne powietrze otuliło ich twarze. Krok za krokiem, w ciszy przerywanej jedynie szumem ulicy, trzymali się blisko, jakby w tej chwili nic innego nie istniało. I choć żaden z nich nie wiedział, dokąd ich to zaprowadzi, jedno było pewne — tego wieczoru zamierzali trzymać się razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top