,,Śmierć wesołego anioła"

Śmierć. Od wieków portretowano ją, jako ludzki szkielet w czarnej, postrzępionej albie z ostrą kosą w dłoni. Przychodzi do nas po cichu, na kościstych paluszkach, nic nie mówi, niczego nam nie tłumaczy, dotyka nas i wprowadza tym samym w ,,Nowe", którego nikt żyw nie zna.

Śmierć. Każdy wie, czym jest. Niektórzy się jej boją. Są tymi, którzy uważają, że zabierze im wszystko, co piękne i cenne. Inni jej łakną, wierzą w niezłożoną nigdy obietnicę, że gdzieś tam będzie lepiej. Ci właśnie uciekają się do niej trochę przedwcześnie, pozostawiając za sobą szok i zgryzotę. Mówi się, że idą oni do piekła. Ja osobiście w to nie wierzę. Za dużo wycierpieli tu, na Ziemi, Bóg nie pozwoliłby im cierpieć dodatkowo po śmierci. Jeśli jednak jest tak, jak powiedział dajmy na to Dante, a wraz z nim wielu chrześcijan, zmuszony jestem nazwać Wszechmocnego tyranem.

Odbiegłem jednakże od tematu.

Kristjan był jednym z tych, którzy ani nie pragnęli śmierci, ani się jej nie bali. Mężczyzna wiedział, że ona nadejdzie, był na to względnie przygotowany, a jednak żal ścisnął jego serce, gdy poczuł ten wszechogarniający spokój. Gdy siły powoli odchodziły z jego ciała, a on sam pogrążył się w mimowolnej, spirytualnej przyjemności. Gdy poczuł, że lata i że już nigdy nie wyląduje.

~~~

E - Dziadku, jestem głodny. - dziecko stało przed bujanym fotelem, na którym malowała się sylwetka starca i wpatrywało się w nią szeroko otwartymi oczyma, żądając niemo odpowiedzi. - Chodźmy do kuchni, zróbmy śniadanie.

Staruszek milczał. Oczy miał zamknięte, głowę przekrzywioną, ręce oparte na podłokietnikach, palce zwisały w powietrzu. Ust nie otworzył, choć Estonia czekała na to z utęsknieniem. Powoli zaczynała się niecierpliwić. I martwić.

E - Dziadku? - złapała dłoń starca.

Chryste, prócz śniegu, nie było nic równie zimnego, jak jego koścista dłoń w tej chwili. To nie był dobry znak. Personifikacja zaczęła panikować.

E - Kristjan! Dziadku! - zaczęła szarpać jego rękaw.

Niby małe dziecko, głodne, zmęczone, bez sił, ale było w stanie doprowadzić mężczyznę do powolnego przechylenia się w jego stronę, co dało mu chwilową nadzieję, że dziadek po prostu śpi. Jednak była ona złudna, gdyż zamiast się obudzić, ciało starca wypadło z bujającego się fotela. I spadło wprost na Estonię.

Po mieszkaniu rozległ się pisk przerażenia i histeryczny szloch. Personifikacja przez chwilę nie mogła się ruszyć, była zbyt przerażona, jednak po krótkim czasie wypełzła spod zwiotczałego ciała staruszka, wstała i uciekła w kąt mieszkania. Przytuliła do swojej piersi rączki i patrzyła wystraszona na Kristjana, choć niewiele widziała, gdyż łzy masowo spływały po jej policzkach. Jej oddech był bardziej niż niespokojny, czuła, jakby miała się zaraz zachłysnąć powietrzem. Było takie zimne i gorzkie...

Przed nią leżało ciało. Bez ruchu, drgań, dźwięku, czucia i przede wszystkim, bez życia. Twarz schowana w podłodze, jakby się wstydziło, że dziecko musi je oglądać w takim stanie. To już nie był Kristjan. To była pusta skorupa po nim pozostała, której Estonia bała się drugi raz dotknąć, na którą Estonia bała się spojrzeć. Ona wiedziała, co się stało. Tyle, że nie chciała w to uwierzyć.

Po matce wciąż ni widu, ni słychu. Z kolegami kontaktu nie ma, odkąd przestała chodzić do szkoły. Nauczyciele jej nie lubili, sąsiadów nie znała, ojca i reszty rodziny nie miała, a dziadek... Dziadek zmarł.

Została sama.

I w momencie, gdy sobie to uświadomiła, coś w niej pękło. Coś się zmieniło, śrubka wypadła, korbka przestała się kręcić. Oczy zgasły, policzki zbladły, ręce zadrżały. Dziecięca radość bezpardonowo opuściła jej ciało. Niewiadome było, czy wróci. Estonia, ten mały, wesoły aniołek. On umarł.

Podniósł pusty wzrok na ciało i milczał. Nie miał zamiaru zostać w tym miejscu ani chwili dłużej.

~~~

Estonia nie wiedziała, ile czasu zajęło jej dotarcie na podjazd lokalnego sklepu spożywczego. Wpatrywała się w szyld z napisem ,,Zamknięte" od pewnego czasu i poddawała się mimowolnym refleksjom.

To w tym miejscu, kilka dni temu, jej matka miała zakupić, co potrzebne i wrócić do jej pierworodnego dziecka. Nie wróciła. Personifikacja czuła, że robi jej się słabo. Nienawidziła tego miejsca, nie znosiła tego napisu, tej ulicy, nie była w stanie zdzierżyć widoku szarego, monotonnego nieba nad nią, a ciężar pozytywki i obitej pomarańczy w kieszeni spodni regularnie przypominał jej o tym, jak bardzo zagubiona i pozbyta nadziei jest.

Pomarańcza i pozytywka. Jej ekwipunek ograniczał się głównie do tych dwóch przedmiotów, nie licząc butów, ciepłych ubrań i kawałka sera. Pomimo, iż była młoda, wiedziała, że już nie wróci do domu i że wartałoby zabrać ze sobą chociażby ubrania na zmianę i ciepły prowiant, szczególnie biorąc pod uwagę to, jak głodna była, ale upewniła się w postanowieniu.

Nie mogła w tamtym miejscu zostać chociażby na minutę dłużej. Jej psychika załamałaby się, jak plastikowa huśtawka dla dzieci pod ciężarem dorosłego, krzepkiego mężczyzny.

? - Co tu robisz, dziewczynko? Gdzie twoja mama?

Estonia odwróciła się od razu i ujrzała przed sobą pana z zagadkowym wyrazem twarzy. Niski osobnik, oczy piwne, jak jego brzuch, a na nim opinający mundur.

Dziecko widziało wcześniej taki ubiór, miało nawet złożony przez matkę całkiem składny raport na jego temat. Wiedziało więc, z kim się wiąże i czuło, że wpakowało się w kłopoty. Wolało nie odpowiadać, co zapewne spowodowało zniecierpliwienie u umundurowanego.

Policjant - Zgubiłaś się? - funkcjonariusz wystawił przed siebie dłoń, by złapać tą przed sobą, mniejszą, w czas zabraną i schowaną za plecami.

E - Wiem, gdzie jestem. - odparła cicho Estonia, odsuwając się nieznacznie od mężczyzny.

Policjant - Gdzie twoja mama?

Personifikacja była młoda, ale nie była głupia. Wiedziała, że trafi licho wie gdzie, jeśli opowie o swojej sytuacji. Miała się przyznać? Ot tak powiedzieć: ,,To ja złożyłam z dziadkiem zawiadomienie na posterunku parę dni temu. Mamy dalej nie ma, a dziadek umarł. Jestem sama."?

Nie, to nie wchodziło w rachubę. Bała się reakcji mężczyzny, bała się, co się stanie, gdy mu to wszystko powie. Wiedziała też, że na ucieczkę nie ma szans, jest za mała. Postanowiła więc odwrócić jego uwagę.

E - Tuż za rogiem sklepu. Powiedziała, że musi coś zrobić, żebym patrzył, czy ktoś nie idzie i żebym nic nikomu nie mówił, bo to sekret. - Estonia położyła swój mały paluszek na spierzchniętych od mrozu ustach i wbrew swoim wcześniejszym słowom, nawijała dalej. - Trzymała przy sobie torebkę z bardzo długimi cukierkami owiniętymi w brązowy papier. Miały śmieszny sznurek na końcu, trochę jak świeczka. I wzięła też zapałki. Nie wiem, co ona chce zrobić. - dziecko rozłożyło rączki bezradnie, udając, że nie wie o czym mówi. Ale ono doskonale wiedziało.

Kristjan miał zwyczaj czasem wspominać o wojnie, światowej i potężnej, w której walczył, która pozbawiła wielu ludzi rzeczy najcenniejszych i która skończyła się niedługo przed tym, jak dziewczynka się urodziła. Opowiadał o tym, jak Niemcy tłukli się z Anglikami, jak Francuzi obijali mordy Austriakom i Węgrom, jak Bułgarzy i Turcy kopali Rosjan w miejsca stroniące od światła słonecznego, a ci cienko piszczeli, ale mimo wszystko, koniec końców, wygrali. Podczas tego nieznośnego darcia szat w ręce dzielnych żołnierzy połyskiwały bronie przeróżnej maści, o których starszy pan opowiadał z wzbudzającą szacunek precyzją. Jedną z nich był opisany wcześniej przez Estonię dynamit.

Policjant - Chryste Panie! - nie czekając na nic, funkcjonariusz ruszył biegiem za sklep, nie zwracając już uwagi na dziecko.

A to dało przysłowiowego dyla.

~~~

1163 słowa. Przepraszam za długą przerwę. Do zobaczenia, Muminki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top