,,Dobranoc"
Essi wciąż nie wróciła. Świadomość tego faktu spędzała Estonii sen z powiek, skutecznie pozbawiając ją pożądanego odpoczynku. Dziecko zamiast zasnąć z uśmiechem na różanych, niewielkich usteczkach, przez całą noc leżało skulone na łóżku z grymasem psychicznego bólu i strachu na twarzy. Eesti nie była sama, obok niej czuwał zmartwiony Kristjan, ale mimo wszystko czuła się tak samotnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Gdy zamykała oczy, widziała pod powiekami swoją uśmiechniętą mamę.
Tak potwornie się bała... Bała się, że nie zobaczy już swojej ukochanej rodzicielki i odczuwała paraliżujący strach przed tym cichym człowiekiem z błyszczącymi oczami. Nie powiedziała o nim dziadkowi. Za bardzo się bała i była zbyt zaaferowana przesądzoną z góry walką.
~~~
E - Puść! Puść mnie! Muszę iść szukać mamy! Ona się zgubiła! - dziecko krzyczało i wyrywało się dzielnie z niezbyt silnego uścisku staruszka. Bezskutecznie.
Kristjan - Zaczyna padać, jest ciemno i zimno, wróćmy do domu, nic teraz nie zrobimy, jedynie sami możemy się zgubić.
E - Nie! - dziewczynka wciąż się rozpaczliwie wierciła. - Ty po prostu nie lubisz mamy! Puść mnie!
Nie oszukujmy się, Kristjana to zabolało. Kochał Essi, kochał ją bardzo, tak, jak ojciec kocha swoją córkę. Słowa, takie jak te, były dla niego nie do zniesienia.
Złapał dziecko pod pachę swoimi szczupłymi, pomarszczonymi ramionami i ruszył powoli w stronę kamienicy, a Estonia nie zdołała już nic więcej wykrztusić, bo zalała się łzami na dobre.
~~~
E - Kristjan?...
Mężczyzna odwrócił szybko głowę i położył swój zmęczony wzrok na dziecku, spoczywającym na łóżku pod grubą, białą pierzyną.
Kristjan - Tak? - odezwał się w końcu cicho.
E - Mama wróci... Ona wróci, prawda?...
Starzec nie wiedział, co powiedzieć. Tak, miał szczerą nadzieję, że kobieta wróci nazajutrz rano z czekoladkami na przeprosiny i powie, że musiała zostać w sklepie na noc z powodu zamieci, ale czy był pewien, że to się wydarzy? Nie. Nie był praktycznie niczego pewien.
Kristjan - Nie wiem tego, Eesti. - Kristjan wsunął chude palce między czarno-błękitne loczki dziecka i zaczął je delikatnie przeczesywać. - Nie mam pojęcia. Musimy się o to modlić do Boga. Tylko On jeden wie, co się wydarzy.
Estonia, nie czekając na nic więcej, wyskoczyła spod grubej kołdry i klęknęła na podłodze, nie przejmując się przeszywającym jej drobne ciałko chłodem. Złożyła do modlitwy swoje małe rączki, zamknęła oczy i zaczęła mówić.
E - Panie Boże. - mężczyzna nie był dłużny, również uklęknął, choć trochę mniej żwawo, ze względu na swoje stare, zbolałe kości. Przyklasnął praktycznie niesłyszalnie i spojrzał w górę smutno. - Przepraszam, że budzę Cię tak wcześnie... Nie mogę spać... Mama wciąż nie wróciła ze sklepu, a obiecała, że będzie... Proszę, poprowadź mamę do domu, ja jestem pewny, że ona się zgubiła, ja nie chcę, żeby się znowu zgubiła i- - głos Estonii zaczął się łamać. Otworzyła oczy. - i żeby było jej smutno, bo pewnie jest jej smutno, bo ona mówiła, że jak jestem przy niej, to jest wesoła, więc- - dziecko otarło napływające do oczu łzy piąstkami. - więc pewnie, jak mnie teraz nie ma, to jest smutna. Pewnie tęskni. - spojrzało w górę. - Ja też bardzo tęsknię. P Panie Boże... Proszę... - spojrzało ponownie w dół i zacisnęło piąstki na koszuli nocnej. - Proszę, niech mama wróci do domu... Proszę... Amen.
Kristjan - Amen. - Estonia pociągnęła noskiem, otarła łzy, weszła z powrotem na łóżko i przykryła się kołdrą, a Kristjan wstał mozolnie z ziemi i usiadł na skraju mebla. - Postaraj się zasnąć. - otarł łzy z policzków dziecka. - Bóg cię wysłucha, sprowadzi mamę, a ty... Ty śpij.
Mała personifikacja była pewna, że po tak żarliwej modlitwie, w którą włożyła całe swoje serce i podczas której obnażyła się ze swoimi najgłębszymi, płaczliwymi emocjami, Pan Bóg raczy jej wysłuchać i już jutro ujrzy mamę, całą i zdrową, w końcu nic dla Boga nie jest niemożliwe, tak mówili wszyscy wokół i Estonia w to wierzyła.
Estonia wierzyła w Boga.
Więc posłuchała się Kristjana i już kilka minut później jej umysł zatopił się w niebłogim, lecz z pewnością wymaganym w tej chwili śnie.
~~~
Nastał świt. Na zewnątrz nie można było dostrzec ni śladu po wczorajszej burzy śnieżnej, jedynie wysokie zaspy leżały tu i ówdzie, jakby niedbale rozrzucone przez niesfornego olbrzyma, informując niewerbalnie o niedawnych, gęstych opadach śniegu. Ptaki najróżniejszej maści siedziały na gałęziach ogołoconych drzew i śpiewały poranne serenady do swojego wspólnego kochanka, błękitnego nieba, po którym nie błąkała się ani jedna chmura. Młode oraz chorobliwie blade promienie słoneczne przedarły się siłą przez niezasłonięte niczym szyby okien starej kamienicy i łaskotały uśpioną twarz młodej personifikacji, w końcu prowadząc do jej przebudzenia.
Ta nie czekała długo, od razu zerwała się z łóżka i wybiegła z pokoju.
E - Ema!
Dziecku odpowiedziała jedynie głucha cisza, przerywana tykaniem angielskiego zegara, stojącego na czterech, cienkich nóżkach pod ścianą. Jego złote wahadło kołysało się niespokojnie na prawo i lewo, i to był jedyny ruch zarejestrowany przez oczy Estonii. Zwątpiła.
Gdzie jest mama?
Przecież prosiła, przecież błagała, dlaczego jej tutaj nie ma? Miała być. Dlaczego Wszechmocny jej nie wysłuchał? Przecież jest miłosierny, przecież On wszystko może, ona tak wczoraj płakała, tak się przed Nim obnażyła, zbłaźniła.
Młoda personifikacja zacisnęła zęby i pięści, z jej oczu poleciały łzy. Czuła cholerny smutek...
i kurewski wstyd.
Kristjan - Dzień dobry, Eesti. - dziecko nie odpowiedziało, nawet nie podniosło oczu. - Eesti? - mężczyzna dodał mniej pewnie.
E - Gdzie mama?
Słowa te zabrzmiały bardziej, jak stwierdzenie, niżeli pytanie. Ton głosu dziecka był beznamiętny, jakby sam szatan wyrwał jej duszę i zdeptał tymi swoimi zabawnymi, umoczonymi we krwi kopytkami.
Coś w niej teraz zawrzało. Takie gorzkie uczucie, tak strasznie frustrujące, nie wiem, czy da się je klarownie opisać, ale ludzie, całe szczęście, dali tej nachalnej emocji imię. Wściekłość.
Dlaczego Kristjan zachowuje się, jakby nic się nie stało?
E - Okłamałeś mnie... - mężczyzna nie wiedział, o co chodzi.
Kristjan - Co masz na myśli?
E - Skłamałeś... - w błękitnych oczach łzy ponownie rozpoczęły swój powolny walc.
Hah, zabawne, nie? Mówił, że modlitwa przyniesie owoce, wszyscy tak mówili, staruszki w pierwszych ławkach kościoła, skrzeczące pieśni chwalebne, sąsiedzi, nieznajomi, śmieszni, otyli panowie w białych sukienkach, nawet jej własna matka.
E - Pan Bóg miał mi pomóc, On miał przyprowadzić mamę! - dziecko krzyknęło.
I kompletnie nie rozumiało zdziwienia i zakłopotania, wymalowanego na twarzy starca. Przecież to było takie oczywiste. Bóg oczekiwał od niego wierności, ono oczekiwało czegoś w zamian. Tak działają wszystkie relacje, nie tylko międzyludzkie, więc dlaczego, do jasnej cholery, Bóg go nie wysłuchał? Przecież ono jest mu wierne, co tydzień idzie wczesnym rankiem do kościoła, kłania się drewnianemu Jezusowi, wiszącemu na krzyżu, codziennie modli się zagorzale, nawet, gdy niczego mu nie brak, więc dlaczego?
Dlaczego, kurwa, mama go w tej chwili nie tuli do piersi?
Kristjan - Estonia... - mężczyzna kucnął powoli przed personifikacją i odgarnął jej loki z rozgrzanego czoła. - Bóg nie jest wróżką, spełniającą życzenia. On-
E - MAM TO GDZIEŚ! SKORO JEST TAKI DOBRY, JAK WSZYSCY MÓWIĄ, TO CZEMU NIE MA TU MAMY?!
Kristjan zamilkł. Nie wiedział. On też nie wiedział, dlaczego jej tu nie ma. Nigdy nie prosił o zbyt wiele, ale wczoraj przyłapał się na gorliwej, błagalnej modlitwie. Dlaczego Bóg nigdy go nie słucha? Nie wiedział, ale wciąż wierzył, bo tak naprawdę tylko to mu pozostało.
Kristjan - Chodź. - starzec szepnął i podniósł się mozolnie z ziemi. - Idziemy poszukać mamy.
No i poszli.
~~~
Nie wiadomo, jak długo krążyli, obaj stracili rachubę czasu, a małego zegarka, który pokazałby im pokornie swoimi smukłymi ramionami godzinę, nie mieli. Po matce Estonii śladu nie było. Szukali w całym miasteczku, pytali, ludzie by przecież wiedzieli i powiedzieli, Essi, wbrew własnej woli, była znana w tym drobnym kręgu tak zwanego pospólstwa. Ale nikt nic nie wiedział.
Estonia z każdą chwilą coraz bardziej traciła wiarę. Ale nie w Boga, uznała bowiem, że dziadek miał rację, Wszechwiedzący nie jest spadającą gwiazdą, spełniającą życzenia.
Nie chciała ufać natrętnym myślom, które podpowiadały jej, że już nigdy nie ujrzy mamy na oczy, ale niestety powoli coraz bardziej się w nich zatapiała, czując, jak siła i radość mimowolnie opuszczają jej ciało.
Kristjan zgłosił zaginięcie na komisariacie, personifikacja się wtedy nie odzywała, po prostu stała oddalona od biurka o jakieś 2 metry i wpatrywała się głucho w zimne płytki.
Tak też zachowywała się w drodze powrotnej oraz w mieszkaniu staruszka. Zrzuciła niedbale kurtkę i wpełzła na parapet, nie dbając o jego zimną, chropowatą powierzchnię. Wpatrywała się w okno. Nie była głodna, nie była śpiąca, była jedynie smutna. Kristjan jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Na ten widok jego stare, zmartwione serce przyozdobiło się w kolejną rysę.
~~~
Minął ponad tydzień od zaginięcia Essi. Funkcjonariusze policji nie znaleźli żadnego tropu, żadnych dowodów, świadków zaginięcia, nic. Wszyscy źle to znosili, nawet ci, którzy niekoniecznie znali kobietę. ,,Jaka szkoda, to była taka ładna dziewczyna..." - mówili. Większość z nich jednak zapominała, że owa ładna dziewczyna prawdopodobnie osierociła dziecko. Blade, zmęczone, smutne dziecko, które w tym paskudnym czasie praktycznie nic nie jadło i nie spało, jedynie siedziało na parapecie i wpatrywało się w dal, mając nikłą nadzieję na powrót rodzicielki. Ale niestety, z każdym dniem ta zanikała, a wraz z nią jego wrodzony optymizm i szczęście.
Eesti zmieniła się nie do poznania. Była zamyślona i cicha. I ona to czuła. Wiedziała, że dzieje się z nią coś cholernie niedobrego.
I bała się tego.
Kristjan również czuł się, jakby pchnięto go na głęboką wodę. A nie umiał pływać. Nie dość, że zniknęła jego ukochana, właściwie można powiedzieć córka, to jeszcze widział codziennie cierpienie jej dziecka, którym nie umiał się dobrze zająć, choć cholernie się starał. Próbował utrzymać się na wyprostowanych nogach, ale, kurwa, było mu tak ciężko. Przez złe mentalne samopoczucie, pogorszyło się również to fizyczne. Z każdym dniem czuł, że jest coraz słabszy.
I on też się bał.
Bał się, że mimowolnie zrobi coś złego. Że może zmienić się w warzywo i ktoś będzie musiał się nim zająć. Ale kto? Nie miał nikogo. I kto zajmie się dzieckiem? Kristjan wiedział, że jak nie on, to nikt. Mimowolnie, pod czujnym okiem Boga przeklinał w myślach ojca młodej personifikacji, z czym swoją drogą czuł się bardzo źle. Gdyby tylko ten nieodpowiedzialny skurwysyn tu był, gdyby istniał w życiu swej własnej kreacji, byłoby inaczej. Pewniej. Lepiej.
~~~
I tak mijały dzień za dniem, współlokatorzy niewielkiego mieszkania starej kamienicy oblanej bluszczem z każdą godziną tracili blask w oczach, a Kristjan miał dodatkowo pewne przykre przeczucie. Dlatego też pewnego wieczoru podszedł do sławnego w tych dniach parapetu.
Kristjan - Eesti. - dziecko nie odpowiedziało, było wpatrzone w szybę okna, a dokładniej w to, co było, albo i czego za nią nie było. - Zrobiłem herbatę. - mężczyzna położył dwa uszczerbione kubki na niskim dębowym stoliku. - Chodź. - uśmiechnął się lekko. - Napij się ze mną.
Estonia przez chwilę nie reagowała, ale w końcu spełzła z parapetu i usiadła na ziemi obok bujanego krzesła, na którym Kristjan coraz częściej przesiadywał. Teraz również posadził tam swoje kościste cztery litery, cicho przy tym stękając.
Kristjan - Weź sobie poduszkę, na ziemi siedzieć jest niezdrowo. - personifikacja nie odpowiedziała, jedynie wpatrywała się w starca, a ten westchnął i podniósł drżącą dłonią naczynie z ciepłą cieczą, czym zakłócił spokojny taniec ulatniającej się z niego pary wodnej. - Jest pyszna. Spróbuj.
Estonia grzecznie wzięła do rączek kubek, ale był za gorący, więc szybko go odstawiła.
E - Parzy. - szepnęła.
Na twarzy Kristjana zakwitł zmęczony uśmiech. Miód polał się na jego zarysowane stare serce. W końcu się odezwała.
Kristjan - Przepraszam. Faktycznie, jest za ciepła. - po tych słowach odłożył naczynie na stolik, pochylił się lekko nad dzieckiem i położył rękę na jego główce. Przeczesał palcami jego włosy i odgarnął już deko za długie loki z jego twarzy.
E - Mama też tak robiła. - personifikacja szepnęła znowu, a w jej oczach zatańczyły łzy, które zostały szybko starte przez rękaw niedawno wypranej, szarej koszuli jej dziadka. - Bardzo to lubiłem. - dziecko wtuliło głowę w dłoń starca i przymknęło powieki, spod których mimo wszystko wydostało się kilka niesfornych kropelek słonawej wody.
Kristjan - Proszę. - Kristjan czuł, że jemu także zbiera się na płacz, ale sprytnie się powstrzymał. Nie chciał zaognić przykrej już sytuacji. - Chodź tu do mnie, nie mam siły zejść.
Estonia posłuchała prośby i już po chwili siedziała na kolanach dziadka, wtulona w jego tors i otulona jego ramionami.
Kristjan - Eesti, obiecaj mi, że zrobisz, jak ci powiem. - personifikacja nie wiedziała, na co się pisze, ale kiwnęła po krótkiej chwili głową na tak. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i włożył ostrożnie w małe rączki skrawek papieru. - Jesteś już duża, masz prawie siedem lat, wierzę, że ze wszystkim sobie poradzisz. Gdyby coś mi się kiedyś stało, proszę, pójdź pod ten adres i poproś o pomoc.
E - Ale dlaczego miałoby się tobie coś stać? - Estonia podniosła przestraszone oczy na dziadka.
Kristjan - Jestem stary, niedołężny, widzisz przecież, słabym, dlatego jeśli kiedyś nie wstanę z krzesła, bo będę zbyt zmęczony, proszę pójdź tam. Obiecujesz?
W oczach Estonii ponownie zabłysły łzy. Nie do końca rozumiała, o czym mówił jej dziadek i nie wiedziała, co powiedzieć. Chciała krzyknąć - ,,Nie! Ty będziesz codziennie wstawał i będziemy pić herbatę!", ale kiwnęła przed chwilą głową, nie może się teraz tak tchórzliwie wycofać. Więc przełamała się i przytaknęła znów skinieniem.
E - Obiecuję. - szepnęła.
A Kristjan uśmiechnął się smutno i wiedział, że może teraz ze spokojną głową odpoczywać na swoim bujanym krześle.
Kristjan - Dziękuję, Estonia. Dziękuję, a teraz wstań, przebierz się w piżamki i idź spać, jutro nastanie kolejny, piękny dzień. - dziecko kiwnęło główką, spełzło z kolan dziadka i uśmiechnęło się do niego lekko.
Całe szczęście miało jeszcze tą rezerwę, tą ostatnią cząstkę radości płynącą w jego żyłach, dlatego też stać go było na lekki, aczkolwiek szczery uśmiech, który skierowało do tej jednej osoby, która jest powodem, dla którego owa rezerwa istnieje.
E - Dobranoc, dziadku. - starzec uśmiechnął się wdzięcznie.
Kristjan - Dobranoc, kochana wnuczko.
Estonia, trochę szczęśliwsza niż przedtem, zniknęła za drzwiami swej małej sypialni, a Kristjan powoli odwrócił wzrok w stronę okna.
Wlepił zmęczone oczy w biały księżyc. Kojąca matka, ulga, objęła jego zbolałą duszę. Jego stare ciało rozluźniło się, spierzchnięte usta wykrzywiły się w uśmiech, powieki opadły.
Zapadł w sen.
~~~
2268 słów. Trochę dłuższy rozdział. Przepraszam za długą przerwę. Do zobaczenia, Muminki (◍•ᴗ•◍)❤.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top