6. Coulson daje plamę.

-Nika-

"O matko. Ale jestem śpiąca" - pomyślałam, cudem wstając z łóżka. "Chyba dzisiaj daruję sobie szkołę".

Nie no, nie mogę. Jak nie przyjdę, to będę musiała mieć usprawiedliwienia, no a niby kto mi je napisze? Rodziców tu nie ma, a nie będę fałszować ich podpisu. Szkoda, że tutaj nie ma dziennika elektronicznego, jak u mnie. Wtedy byłoby dużo łatwiej. No a tak... muszę iść.

Niechętnie wstałam z wyrka, a raczej stoczyłam się z niego na podłogę.

Oooooo. No wstań wreszcie!

Na pewno tego chcesz?

Nie. Nie chcemy tego, ale i tak to zrobimy.

No świetnie. Gadam o sobie w liczbie mnogiej! To już ostatni krok do szaleństwa, tak podobno.

Po przekabaceniu się na to, żeby wreszcie zwlec się do szkoły, przypomniałam sobie, że nie mam pracy domowej, ale to w sumie żadna nowość.

Po wysiadnięciu z autobusu z parunastoma innymi dzieciakami, które zdawały się w ogóle mnie nie zauważać, wcale nie czułam się lepiej. Nie lubię chodzić do szkoły, w której nadal jestem nikim. Znaczy, łapiecie, nie?

No i jestem na siebie strasznie zła, że zmarnowałam wczoraj szansę pogadania ze Spider man'em. Chociaż w sumie porozmawiam z nim zaraz, w szkole. Znaczy nie z nim nim, tylko z Peterem, który jest nim.

Oby żaden złoczyńca nie przeczytał tej książki ani moich myśli...

Weszłam po schodach na pierwsze piętro, bo właśnie tam mam pierwszą lekcję, chociaż nawet nie wiem, co to jest. No ale dowiem się, jak zobaczę pod którą klasą stoi Peter.

- Cześć! - przywitał się ze mną, machając z odległości, gdzieś tak na pół korytarza.

Uśmiechnęłam się i odmachałam mu. Peter zawsze wie jak mnie pocieszyć, nawet jeśli nic w tym kierunku nie robi.

- Jak tam wczorajszy dzień? - wyprzedziłam jego pytanie, rzucając plecak pod ścianę - Fotki Spider man'a zrobione?

- Eee... nie, a czemu? - udał zdziwienie.

Dobre pytanie pajęczaku.

- Podobno coś wybuchło - "uświadomiłam" mu. - I byłam tam. A ty nie. - uśmiechnęłam się na tę myśl.
No bo przecież nie mogłam mu powiedzieć, co wiem.

Pet zaśmiał się niezręcznie i razem weszliśmy do klasy.

Lekcja zaczęła się normalnie, bo niby czemu nie? To była... matematyka. I jedyne co przykuło moją uwagę, to słowa nauczycielki, skierowane do ucznia po mojek prawej: "Masz piątkę". Czyli tamto wtedy to chyba było zadanie domowe!

Czekajcie... mam wrażenie, że jeszcze kilka rozdziałów temu gość od matmy był, no wiecie... mężczyzną?
Eh, nieważne.

Potem było już nic. Nudy. Po jakichś dziesięciu minutach stwierdziłam, że może jednak zacznę słuchać tego, co się na lekcji wyprawia. Czyli tak w sumie, to uczyć.

Spojrzałam na tablicę i zapisałam w zeszycie temat.

Implikacja, równoważność zdań.

A to w ogóle jest matematyka? Bo zdania, to się na języku polskim układa. W tym wypadku angielskim. No ale ja tam najwidoczniej nic nie wiem.

- I macie. To. Zapamiętać. Thomson!

- Ta? - obudził się na krzyki nauczycielki i zaraz poprawił. - Tak proszę pani. - Tym razem był tak żwawy, jakby odprawiał musztrę.

- No. A do tego... - pani nie dokończyła.

Przerwał jej huk z korytarza i lekkie... trzęsienie sali? Sufit troszeczkę zaczął się kruszyć, a jego kawałki spadły na moją ławkę, trochę jak piasek powoli wysypywany z wiadra.

Oj, to się źle skończy.

_Spider-man_

Zacząłem rozglądać się dookoła. Dlaczego pajęczy zmysł nie ostrzegł mnie przed... tym? Dziwne... Ale teraz daje znak. Ktoś wejdzie przez drzwi? Zaatakuje przez okno?

Mój wzrok padł teraz na Nikę. Już wiedziałem, co się stanie.
No tak, może też runąć sufit.

- Uważaj! - krzyknąłem odruchowo w jej stronę, ale takie ostrzeżenia zwykle nic nie dają.

Skoczyłem szybko w jej kierunku. Chyba wiedziała co się kroi, bo zamiast siedzieć jak pozostali uczniowie, oprócz mnie, stała w ławce, patrząc przez chwilę na ten nieszczęsny sufit, który akurat postanowił się zawalić.

Nika zasłoniła się rękami (no cóż, gdybym ja nie miał pajęczego refleksu, pewnie też bym tak zrobił na jej miejscu. Albo chociaż wypowiedział ostatnią wolę). Wtedy przewróciłem jej krzesło i pociągnąłem dziewczynę w swoją stronę.

Podłoga wytrzymała zetknięcie się z nią spadającego betonu. Ławka też. My też - aktualnie siedząc pod drugą ławką, ale to nadal znaczy "też".

- Dzięki Pet - odezwała się koleżanka klęcząca obok mnie i nadal nieźle wystraszona.

No bo ciężkie dyszenie z lekko otwartą buzią i oczy większe niż zwykle, to oznaki strachu, jak byście nie wiedzieli.

Ale chyba wszystko będzie w porządku.

-Nika-

- Dzięki Pet - ledwo wydyszałam z tego wszystkiego, patrząc jeszcze na kawałki gruzu leżącego teraz przed nami.

Zwykle wyobrażam sobie sytuacje pod tytułem "cCo by było gdyby...?", ale teraz wolę nie.

O matko, ja cię kręcę! Co to było?! I jak? Nawet nie pamiętm czy myślałam wtedy, że ten sufit na mnie spadnie, czy nie! Chyba adrenalina mi skoczyła.

No i kiedy wszyscy pochowali się pod ławkami? Chyba naprawdę adrenalina mi wzrosła. Albo po prostu postępuje skleroza.

- Nie ma sprawy - odpowiedział Peter po chwili, która dla mnie zdawała się wiecznością. Albo on stracił poczucie czasu, albo ja.

W takich przypadkach stawiam na siebie.

No i wiem o czym teraz myśli: "Kto to zrobił?". Chłopak patrzył prosto na drzwi, w które za chwilę ktoś zapukał, a zaraz potem do środka wszedł jakiś człowiek w dziwnym kombinezonie razem ze Stanem Lee.

Nasza pani wyrwała się wtedy z chwilowego oniemienia. Wstała i podeszła do tego gościa, a raczej tych gości.

- Panie dyrektorze czy coś się stało? - zapytała drżącym głosem, podchodząc do nie-Stana-Lee.

W tej chwili miałam ochotę krzyknąć: "Że co? Dyrektor? Ale skąd ona to wie?".

No cóż, oczywiście pamiętam twarz naszego woźnego, ale dyrektora to już nie potrafię rozpoznać. Typowe.
Chociaż może byłoby łatwiej, gdyby nie wyglądał jak emo agent A.I.M.

- Eee... witajcie uczniowie - zaczął dyrektor Coulson, najwyraźniej trochę zmieszany. - Nie musicie się niczym martwić. - Zaczął wodzić wzrokiem po nas i po pomieszczeniu. Chyba dopiero teraz dostrzegł dziurę w suficie i sufit na ławce. Ja na jego miejscu zrobiłabym już umysłowego facepalma, ale on najspokojniej w świecie powiedział: - Przepraszamy za wszystkie szkody. Obiecujemy je jak najszybciej naprawić.

- A może wytłumaczyłby pan dyrektor naszym uczniom, czym było spowodowane to zamieszanie? Oni wszyscy chcą wiedzieć - zwróciła się znów tym swoim "pokornym tonem", którego używała dotąd tylko w obecności dyrektora.

Poza tym najlepiej wszystko zwalić na nas! Chociaż w sumie, to było chytre, bo przez parenaście par oczu wgapionych w "naczelnego szkoły", ten człowiek musiał coś z siebie wydusić.

- Testowaliśmy nowy system... ochronny - wyjaśnił krótko.

- I to był kolejny niewypał - mruknął Stan, który nie wiadomo kiedy zaczął sprzątać obok mnie i Peter'a, który... gdzieś zniknął?

O, tam poszedł! Do dyrektora Coulson'a.

- A można wiedzieć przed czym ta ochrona? - spytał nieśmiało.

Dyru wiedział co odpowiedzieć. Niestety nie zagiąłeś go tym pytaniem Pet.

- Ostatnio w Akademii Jutra, miała miejsce niezapowiedziana akcja. Stwierdziliśmy, że musimy być przygotowani, panie Parker. - Ciekawe dlaczego nie powiedział nam tego ciut wcześniej.
Wtedy mógłby przynajmniej ostrzec przed latającymi sufitami.

No i skąd on niby wie, jak nazywa się przypadkowy uczeń stojący przed nim? A no tak, bo to agent T.A.R.C.Z.Y. Wiecie, taki co ma swój specjalny oddział. Chyba już ma? No w każdym razie T.A.R.C.Z.A., to T.A.R.C.Z.A., a jej agenci wiedzą wszystko. Przynajmniej tak im się zdaje, a już na pewno jej dyrektorowi - Nickowi Fury'emu.

A z resztą, co ja się tak rozwodzę o T.A.R.C.Z.Y.? Trzeba się będzie dowiedzieć o jaki wypadek konkretnie chodziło.
-------------------------------
Witam po długich zmaganiach i sporej przerwie!

Pozdrawiam też osobę, która zmotywowała mnie do pisania dalej ;)

Nawet udało mi się posiedzieć trochę w nocy i pogłówkować nad fabułą.

U was też tak dzisiaj ponuro czy tylko tutaj padało?

Oby naszym bohaterom dopisała pogoda, bo mają jeszcze sporo do zrobienia!

A teraz żegnam się!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top