25

Na moje szczęście - lub nie - zadzwonił dzwonek. Właściciel domu wydostając się z uścisku Tomlinsona udał się do drzwi. Miałem już serdecznie dosc tego dnia, a to był dopiero początek. Ku mojemu zdziwieniu mieliśmy kolejnego gościa. Nie wiele wyższy od Kuby brunet z lokami w niebieskiej koszuli z odpiętymi dwoma guzikami oraz zwykłymi jeansami. Na rękach i na szyi miał dodatki, a przy spodniach łańcuch. W uszach małe kolczyki, a na oczach okulary przeciwsłoneczne, które pasowały do całego outfitu.

- Witaj Lou - przywitał się z nim przyjacielskim uściskiem przed którym zdjął okulary, zakładając je na koszule do którego Tomlinson wstał.

- Harry to jest.. - zaczął mój współlokator.

- Magister. - dokończyłem za niego.

- Magister? - zapytał lekko zdziwiony.

- Tak się przedstawia każdemu - zaznaczył Louis.

- W takim razie Witaj Magister - przywitał się ze mną uściśnięciem dłoni.

- Witam. - rzuciłem krótko i od niechcenia. Chłopaki usiedli na kanapie we trzech. Zaczęli znów rozmawiać. Było widać, że się znali od dawna. Po godzinie bez słowa udałem się do swojego pokoju. Koszula była drapiąca i niewygodna. Nie chciałem w niej siedzieć. Na moje szczęście nikt się tym nie przejął. Przebrałem się w wygodniejsze ubrania. Spojrzałem na zegar. 13:00 nieźle. Zająłem miejsce przy biurku zapominając, że laptop leżał na komodzie. Westchnąłem zmierzając w tamtą strone mozolnym krokiem po owy przedmiot. Mając już urządzenie zauważyłem jak Tomlinson przytula Kubę. Nie było to jednakże w przyjacielskim geście. Ten palant całował go po szyi. Od razu się zmylem z korytarza zamykając drzwi od mojego pokoju zostawiając ich w 'prywatności'.  Siadając ponownie na fotelu uruchomiłem laptopa. Po włączeniu odpowiednich aplikacji zacząłem prace nad jakimś projektem. Trzy dni wolnego mogły być katorgą. Zza drzwi dobiegały przeróżne dźwięki. Szczególnie śmiechy i muzyka. Założyłem sluchawki starając się zagłuszyć wszelakie dźwięki otoczenia. Pracując tak trafiłem poczucie czasu. Wielki plan był czymś czego nie odpuściłem. Przerwało mi jedynie zmęczenie i głód. Podniosłem się z siedzenia czując ból na kości ogonowej.

- O boże.. - mruknąłem. Za długo przebywałem w jednej pozycji. Na rękach odbiły mi się slady biurka. Gdy dotarłem do kuchni jakby nigdy nic zacząłem przygotowywać kawę i jakąś przekąskę. Zanim woda się zaczęła gotować postanowiłem zjeść przygotowane przeze mnie na szybko danie opierając się o jeden z blatów. Nie miałem tego w planach, ale prędzej strawił bym żołądek niż poszedł z tym do pokoju. Zalałem wrzątkiem ziarna odkładając pdzy tym brudny talerz do zmywarki. Złapałem za ucho kubka krocząc do pokoju. Nie interesowało mnie co robią tamci, szczerze zdążyłem zapomnieć, że przybyli tutaj. Założyłem słuchawki, lecz nie włączyłem muzyki. Wtem dobiegł do mnie dźwięk otwierania drzwi oraz szepty. Coś knuli, lecz stłumione było przez te niewdzięczne sluchawki. Zignorowałem ich kontynuując pracę. Gdy skończyłem kawa była zimna, a wypiłem ledwie połowę. Obróciłem się w stronę okna trzymając w ręku kawę. Opierając się o fotel obrotowy oglądałem widoki za szkłem popijać zimny napój kofeinowy. Po cichu liczyłem, że już towarzystwo się rozeszło i będzie spokój.

- Marcel, chodź tu na chwilę! - usłyszałem. Ciśnienie mi skoczyło poza normę. Wstałem z zaciśniętymi pięściami ciężkim krokiem. Wtedy byłem pewien,że to tylko Zaha, lecz się myliłem. Wchodząc do salonu ujrzałem butelki z wódką na stole i skrzynke piwa pod nim, a na kanapie rozbawieni chłopacy.

- czego chcecie? - mruknąłem zirytowany

- posiedzieć z tobą, mamy alkohol - rzucił Harry.

- no nie daj się prosić - stałem Tępo patrząc raz na nich, a raz na alkohol. Muzyka przestała grać, a ja rozluźniłem ręce.

- To jak, idziesz? - dopytał Kuba.

- No dobra - uśmiechnęli się klaszcząc i cos krzycząc. Muzyka ponownie zaczęła grać, a ja usiadłem na fotelu. Od razu został mi podany drink w proporcjach 3:1. Wódka oczywiście była w większości. Nie zwlekając i jakos bardzo nie wdawajac sie w rozmowę delektowałem się napojem procentowym. Czekałem tez tylko, az sąsiedzi zadzwonią na policję gdy będzie cisza nocna. Podejrzewałem, że towarzystwo zdarzyło już trochę wypić zanim zostałem zamieszany w imprezę, bo nikt o zdrowych jak i trzeźwych myślach nie wolał by mnie. Nasuwa się tylko pytanie, dlaczego uległem? Nie było to wcale przez alkohol. Jako iż oni byli pijani mogłem mieć spokój pijąc, a szkoda by się zmarnowało. Zdecydowanie lepiej mi się siedziało wiedząc, że są pijani. Nie byli tak denerwujący.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie ma mnie ;__;

~Słów 708

~Kamilek

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top