24
Patrząc tak na to zdjęcie wziąłem głęboki oddech i wplotlem palce w swoje włosy głośno wypuszczając powietrze. To zdjęcie zwaliło mnie kurwa z nóg.
- piękne prawda? - no trudno się było niezgodzić. Oddałem mu telefon lekko przytakując.
- cóż może jednak się dogadamy co do paru kwestii.
- raczej wątpię - rzekłem szczerze.
- po twojej reakcji stwierdzam, że masz się trzymać zdala od niego póki go nie przelece. - czy on siebie słyszy?
- mieszkam tu wraz z nim i będę robił co mi się podoba, a ty nie masz prawa go wykorzystać.
- jak sam mi wskoczy do łóżka to nie będzie mój problem
- dość! - krzyknąłem. Nie miałem zamiaru dalej tego wysłuchiwać. Wzbudziłem tym zainteresowanie osoby o której toczyła się rozmowa.
- co tu się dzieje? - zapytał wchodząc.
- nic, tak se rozmawiamy. Prawda Magister? - niechętnie przytaknąłem, a wtedy on się zmył wracając do rozmowy telefonicznej
- no to teraz pogadajmy se już tak na spokojnie. - zagadał do mnie Tomlinson.
- o czym? - powiedziałem znudzony wzdychając. Nie miałem ochoty z nin gadać.
- jak poznałeś Kubę? - o boże, zaczyna się.
- online, na jednym z serwerów na discordzie. Okazało się, że mieszkamy nie daleko i tak wyszło, a ty?
- a no wiesz w klubie, gdy trochę wypił zaczął się do mnie kleić więc zawiozłem go do domu. Kontakt został nam do teraz. - Zaha w klubie? Tego bym sie po nim nie spodziewał. Może jednak nie znam go tak jak mi się wydaje?
- serio? - zapytałem tępo z grymasem na twarzy co go rozbawiło.
- Tak, a jak wywijał w tym klubie, az się dziwie, że nikt się nie zdążył do niego dobrać. A jak to się stało, że zamieszkaliście razem?
- poufne informacje - mruknąłem nie chcąc opowiadać o tym.
- Stary ja tu się dogadać próbuje, a ty co?
- Nie dogadamy się i na to nie licz. - co on sobie wyobraża? Wygaduje jakieś rzeczy i potem chce się dogadać? Błagam, nie ze mną takie numery.
- Magister, wiesz, że nie musimy ze sobą walczyć? Co mam przyznać, że wygrałeś? Okej, wygrałeś - podniósł ręce na wysokość jego głowy na gest poddania się.
- Nie rozśmieszaj mnie.
- Mówię na poważnie. - wywrócił oczami. - czy ty musisz być taki wredny?
- wredny? Ja nie jestem wredny. Taki po prostu jestem. - niech lepiej nie kpi z mojej natury. Wywróciłem oczami.
- niech ci będzie. Może zacznijmy od tego gdzie pracujesz? - no i następny. Na co mu to?
- w biurze, robie projekty.
- W tej z godzinę drogi stąd?
- Yhm.
- podziwiam. Idziesz dzisiaj? - oparł się znów o kanapę uśmiechając się.
- na twoje szczęście nie. - rozsiadlem sie na fotelu dumnie.
- to po co ci garnitur? - zdziwił się. Nie chce mi się opowiadać. Czy zaha może wrócić i go wyrzucić? Ja to zrobię zaraz.
- Miałem dzisiaj jechać, ale padłem ofiarą i mam wolne trzy dni jako 'ochłoniecie'. - słuchał z uwagą. Zaczęło to być dziwne. Nie podobało mi się to.
- A co się stało?
- Nie słyszałeś? Morderca udając taksówkarza chciał mnie zabić i tyle. - zmienił pozycje w której z zaciekawiony na mnie patrzył.
- nie słyszałem. Jak to wyglądało?
- podjechał pode mnie i zaczął wypytywać. Zjechał z drogi uruchamiając ulotnienie gazu, a sam miał maskę. Złapałem za kierownice powodując wypadek, że wjechaliśmy w drzewo, a sam wybiłem okno i wyszedłem. Nic ciekawego. - mrugnął kilka razy mając jakiegoś laga. Wtedy na moje szczęście przyszedł do nas zaha.
- wybaczcie mi to panowie. Są sprawy ważne i ważniejsze. - usiadł na kanapie patrząc na Tomlinsona. - a temu co? - prychnąłem.
- laga dostał jak powiedziałem mu o dzisiejszym wypadku. - brunet się zaśmiał na co od razu Louis się ocknął.
- nie prawda - odezwał się.
- jasne. - wtedy toczyła się rozmowa między naszą trójką. Oczywiście złość i chęć wyrzucenia za drzwi Tomlinsona nie spadała, a raczej wzrastała. Rzucał podteksty w stronę zahy, kleił się do niego, a starszy się zawstydzał. Nie można było spokojnie rozmawiać, a ja miałem ochotę stamtąd wyjść.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witaammmm. Nie chciało mi się pisać do 700 słów. Brak weny, ale i tak na siłę pisałem -,-
~słów 682
~Kamilek
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top