18

Zostałem obudzony przez właściciela domu

- co jest? - powiedziałem zachrypniętym oraz zaspanym głosem zdejmując słuchawki oraz patrząc na godzinę. Była 8 rano

- masz dzisiaj wolne? - zapytał spokojnie. Chce zaznaczyć, że siedział na łóżku obok leżącego mnie

- tak? - spojrzałem na niego. Czułem, że coś kombinuje

- świetnie - klasnął w dłonie - to się zbieraj. Ubierz coś starego. Coś czego ci nie będzie szkoda jak to ubrudzisz

- po co? - zapytałem obojętnie i oschle jak zawsze

- do twojego starego mieszkania. Posprzątamy je oraz wystawimy na sprzedaży

- mam wolne. Czemu mi każesz przechodzić przez takie tortury? - wymamrotałem w poduszkę

- nie marudź tylko się zbieraj. Na śniadanie zjemy kebaba w barze który tak uwielbiasz

- to tam sprzedają kebaby? - zdziwiłem się

- tak durniu

- ja tak chodzę jedynie po alkohol - znów wymamrotałem w poduszkę tylko tak by nie usłyszał

- już nie będziesz chodził - spojrzałem na niego groźnym a zarazem pytającym wzrokiem. Wzruszyłem szybko ramionami i znów trafiłem twarzą na poduszkę. Słyszałem jego westchnięcie. Materac lekko się uniósł co znaczyło, że wstał. I miałem rację, bo ściągnął mi kołdrę oraz otworzył okno na oścież

- co ty odwalasz? - zapytałem zbierając się z łóżka

- wyciągam cię z łóżka - uśmiechnął się - gdyby to nie podziałało skończył byś mokry - wzruszył ramionami kierując się ku wyjścia z pokoju

- spróbował byś tylko - pogromiłem go wzrokiem

- przytulił byś mnie? - zaśmiał się

- jeżeli przez to myślisz, że leżał byś pod oknem to tak - wyszedł z pokoju. Przetarłem oczy głupio rozglądając się po pokoju. Nagle zostałem oblany przez Kubę. Spojrzałem na niego. Stal uśmiechnięty z pustą już szklanką. Zawartość jej oczywiście jest na mnie. Uśmiechał się. Bez słowa wstałem. Powoli. Spojrzałem na niego z góry. Jego uśmiech nie schodził podniosłem go przerzucając przez ramię.

- puść mnie - zaśmiał się. Wyszedłem z pokoju idąc do drzwi frontowych

- jeszcze słowo, a rzucę cię przez zamknięte okno, a nie otwarte drzwi

- dobra skończ już te żarty - dalej się śmiał

- sam tego chciałeś - wsunąłem buty na nogi po czym wyszedłem z domu. Przeniosłem go na drugą stronę ulicy i przerzuciłem go przez płot na trawę.

- no ty se chyba jaja robisz, że mnie tu zostawisz

- żegnam - odwróciłem się i swoim tempem wróciłem do domu. Zanim tamten przeszedł przez płot zdąrzylem zamknąć drzwi i okna. Udałem się do łazienki z czystymi ubraniami się przebrać. Gdy to zrobiłem usłyszałem głośne pukanie. Z początku to olałem i zrobiłem sobie kawe. Z kubkiem w ręku poszedłem do swojego pokoju. Jednak po chwili z niego wyszedłem i tworzyłem okno w pokoju obok i krzyknąłem do bruneta:

- mówiłem że miałeś nie próbować - podszedł do okna

- no dobra przepraszam, a teraz mnie wpuść! - jęknął

- nie - zamknąłem okno i poszedłem do salonu. Chwilę później z góry zszedł Kuba

- czekaj - zwróciłem się do niego - jakim prawem ty żeś się tu znalazł?

- umiem się wspiąć na swój balkon i go otworzyć. Nie raz zapomniałem klucza - wzruszył ramionami pijąc moją kawę

- oddaj moją kawę - powiedziałem stanowczo

- kupię ci drugą

- co ty myślisz, że mnie na kawę nie stać?

- myślę, że skoro pije twoją to kupie ci nową - wyrwałem mu swój kubek z kawą

- możesz sobie kupić w takim razie - powiedziałem biorąc łyk kawy

- nie dasz mi wygrać prawda? - uniosłem jedna brew w geście zapytania

- jakbyś mi w coś grali to nie dałbym

- pij to szybko. Czekam w samochodzie - w pośpiechu wypiłem resztę kawy po czym wyszedłem z mieszkania zakluczając je. Klucze Kuba zostawił na stoliku jakby ktoś pytał. Usłyszałem kawałek jego rozmowy telefonicznej

- nie. Nie sądzę by tak się stało

- no przecież wiem

- próbowałem. No tak

- nie ma mowy

- może kiedyś, ale teraz będę jechać z Marcelem

- nie ważne

- spieprzaj

- tak tak pa - rozłączył się więc skierowałem ktoś do pojazdu do którego po chwili wsiadłem. Zapiąłem pas co chłopak zrobił przed moim przyjściem. Ciekawe o czym i z kim rozmawiał.

- gotowy? - odpalił auto po czym ruszył z podjazdu

- senny - mruknąłem opierając się o szybę

- zbyt małe ożywienie? Jak chcesz mogę cię jeszcze raz ożywić - zaśmiał się prowadząc w stronę mojego mieszkania

- na kolejny raz się upewnię, że nie wejdziesz do domu - rzuciłem jak to mam w zwyczaju oschle

- wyrzucać mnie będziesz z własnego domu?

- walizki ci też spakuje - zaśmiał się

- jasne

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeden rozdział do 3 książek pogu?

~słów 753

~Kamilek

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top