14

Obudziłem się o dziwo o godzinie po południowej. Dokładnie o 13:37. Po wypiciu kawy przyszedł do kuchni juz wyszykowany Kuba. Był w dobrym nastroju co mnie z jednej strony peszyło, a z drugiej chciałem wiedzieć czemu ma taki dobry humor jak w życiu nie ma się z czego cieszyć.

- zaplanowałem nam dzień - powiedzial siadając przy stole. Nadal nie wierze, że to ja zaproponowałem spędzenie z nim czasu. Co ja miałem w głowie wypowiadając te słowa?

- więc co będziemy robić? - spytałem obojętnie

- spacer po parku a wieczorem piknik na łonie natury - uśmiechnął się szeroko

- ale będzie wino chociaż prawda? - zapytałem odkładając naczynie w formie kubka do zlewu

- a ty tylko o jednym - przewrócił oczami - czy chociaż raz może nie być?

- nie - powiedziałem zwycięsko

- no dobra niech Ci będzie, ale przebierz się, bo w piżamie nie pójdziesz - Racja nadal jestem w piżamie. Bez słowa poszedłem do mojej torby. Wyciągnąłem z niej ubrania, w które chwile później się przebrałem. Nie zwlekając dłużej wróciłem do kuchni Gdzie Kuba szykował wszystko co będzie nam potrzebne na piknik. Z tego co wiem wrócimy po to wieczorem kiedyś idziemy najpierw na spacer.

- już wychodzimy - rzucił chłopak mijając mnie. Podążyłem za nim jak zwykle bez słowa. Ubraliśmy buty po czym wyszliśmy z domu.

- gdzie będziemy szli? - zapytałem patrząc na niższego chłopaka.

- do parku, nad jezioro i kawiarni. Później wrócimy po przygotowane przeze mnie rzeczy idąc na łąkę za lasem. - odpiedział dumny ze swojego planu. Nie podważając go przytaknąłem kierując się z nim do parku. Chodziliśmy bez celu rozmawiając na różne tematy. Przyznam, że miło mi się rozmawiało co było rzadkością. Po dwóch godzinach spacerku Kuba poprowadził mnie nad piękne jezioro. Widok był nieziemski.

- jak tu pięknie - powiedziałem na głos

- nie sądziłem, że taka nie ugięta osoba jak ty doceni ten widok - zaśmiał się

- nie miałem zamiaru powiedzieć tego na głos - powiedziałem zgodnie z prawdą

- ale powiedziałeś - rzekł dumny. Po obejściu jeziora oglądając widoki oraz dalej luźno rozmawiając poszliśmy do kawiarni. Tam zamówiłem sobie jakieś ciasto tak samo jak Zaha. Nie musieliśmy długo czekać na zamówienie, bo dosłownie po chwili przyniosła nam je baristka. Ciasto zjedliśmy bez słowa. Chociaż tyle, bo czasem rozmowa bywa męcząca. Zapłaciłem za nasze zamówienia. 

- też mam pieniądze nie musiałeś za mnie płacić

- dajesz mi nocleg, więc jako człowiek znający prawa musze się odwdzięczyć choćby przez głupie zapłacenie za jedzenie - odpowiedziałem po części ze znudzeniem

- niech ci będzie, a teraz chodź - wyciągnął mnie z kawiarni. Skierowaliśmy krok prosto do jego domu. Kazał mi czekać, bo musiał wejść tylko na chwilę. Posłusznie wykonałem polecenia, bo nie widziałem powodu do awanturowania się czy sprzeczania. Czekając na niego zadzwonił mi telefon. Nie znałem tego numeru, ale odebrałem. Mogłem żałować tej decyzji

- Halo? - powiedziałem do telefonu

- Dzień dobry panie Marcelu! - odpowiedział mi głos, który już po pierwszym spotkaniu zapamiętałem

- Dzień dobry

- Zapomniałem się przedstawić - zaśmiał się - jestem Dawid, ale nie o tym teraz mowa. Chciałem pogratulować panu wykonanego zadania. Specjaliście nie mają nic do zarzucenia, więc dziś wieczorem otrzyma pan równą kwotę pięciu tysięcy złotych

- Jasne. Dziękuje

- Do widzenia jutro oraz miłego dnia

- Do widzenia - powiedziałem od niechcenia po czym się rozłączyłem

- Z kim rozmawiałeś? - zapytał Kuba zakluczając dom

- z szefem

- Ok to teraz chodź - skierował krok w przeciwną strone niż ostatnio. Dogoniłem go i szliśmy na łąkę, o której wspominał wcześniej. Tam widok też był niczego sobie. Zawsze uwielbiałem takie naturalne widoki. Nie ma nic na świecie lepszego niż łono natury, szumy wiatru oraz spokój. Rozłożyliśmy koc na trawie gdzie umieściliśmy drobne jedzenie. Usiedliśmy na kocu, więc do specjalnych kieliszków nalałem nam czerwonego wina. Prowadziliśmy luźną konwersację popijając alkoholem jedząc również jakieś przekąski na, które mało zwracałem uwagę

- Halooo ziemia do Marcela - pomachał mi ręką przed oczami

- co jest? - ocknąłem się

- zapatrzyłeś się na mnie

- em.. sory - znowu zaczęły mi towarzyszyć piekące poliki

- Czy ty się rumienisz?

- Co? Yyy.. nie - ogarnąłem się szybko, a pieczenie zeszło. To sprawa z piekącymi policzkami rozwiązana. Tylko teraz pojawiła się inna.. Dlaczego się zarumieniłem kiedy Kuba zwrócił mi uwagę?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie ma notki i chuj

~słów 700

~Kamilek

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top