Rozdział 6.
~Martyna~
Nie jestem w stanie opisać, co dokładnie czułam będąc w śpiączce i czy w ogóle coś czułam. Byłam w zupełnie innym świecie, z dala od rzeczywistości, błądziłam w obcym wymiarze. Zupełnie jakbym śniła. Widziałam nieokreślone kształty, ciemność, aż nagle dostrzegłam światło i Michaela, przedzierającego się przez nie niczym podróżnik, trzymający w dłoni pochodnię. Podobno byłam bliska śmierci, lecz nie czułam bólu, nie byłam świadoma swojego ciężkiego stanu. Kiedy odzyskałam przytomność i Mike opowiedział mi o paru sytuacjach, które wydarzyły się podczas mojego "długiego snu", miałam wrażenie, jakby ktoś wyciął mi kawałek z życia. Listy, prezenty i życzenia od fanów dotarły do mnie tego samego dnia, gdy Michael mnie o nich poinformował. Przeczytałam tak wiele ciepłych, pokrzepiających słów, że czułam się wręcz zobowiązana do jak najszybszego podziękowania. W kartonowych pudłach znalazłam wiele pluszaków i szczerze, zastanawiałam się, czy na pewno są dla mnie, czy może to prezent od fanów dla Susie. A może są dla nas obu? W każdym razie, zdecydowałam się odstąpić maskotki córeczce. Było krótko po dziesiątej, gdy Mike niemal wleciał do sali, w której leżałam, obładowany torbami, jakby wrócił z zakupów. Pocałował mnie czule na powitanie, usiadł na swoim stałym miejscu i zaczął po kolei wypakowywać zawartość reklamówek.
- Przyniosłem dla ciebie kotlety sojowe, ziemniaki z masełkiem i fasolkę szparagową - wyliczał, wyciągając plastikowe pudełeczka. - Prezent od Susan, która niedługo dojedzie z małą. Stwierdziła, że na pewno w szpitalu źle gotują i nic nie zastąpi ci jej domowych obiadków. - Przewrócił oczami, a ja, widząc to, zaśmiałam się cicho. - Mam jeszcze twój ulubiony sok, jakieś owoce, batoniki i żelki... Możesz jeść słodycze? - Wzruszyłam ramionami, gdyż nie miałam pojęcia, jakie produkty były na liście zakazanych do spożycia w trakcie mojego powrotu do zdrowia. - Nieważne, zapytam Josh'a...
- Michael, zwolnij - przerwałam mu. Położyłam rękę na jego ciepłej dłoni widząc, jak zdyszany stara się przekazać mi wszystkie wiadomości, niemal na jednym wdechu. - Mamy czas, nie pali się...
- Wpadłem na pomysł, jak możesz podziękować fanom i koniecznie muszę się nim z tobą podzielić.
- Naprawdę? - Podniosłam się lekko na łóżku, szybko jednak tego pożałowałam, czując przeszywający ból w klatce piersiowej i wróciłam do dawnej pozycji.
Mike kiwnął przytakująco głową, następnie sięgnął do kolejnej torby i wyjął z niej niewielki sprzęt.
- Co to jest? - spytałam, wskazując głową trzymane przez męża urządzenie.
- Kamera wideo - odparł, machając sprzętem przed moimi oczami.
- To widzę, ale skąd ją masz?
- Pożyczyłem.
- Od kogo?
- A czy to ważne?
- Tak. - Westchnął.
- Od znajomego...
- Poznałam go?
- Oj no, dobrze... Slash mi ją pożyczył.
- Od kiedy Slash jest dla ciebie jakimś znajomym? Myślałam, że się przyjaźnicie.
- A to akurat zależy od dnia. Przedstawiłem mu, jak się sprawy mają i mówił, że w najbliższym czasie do ciebie wpadnie.
- W porządku, a skąd w ogóle on miał tą kamerę?
- Kupił. Kiedyś...
- Pasjonat filmów?
- Pornograficznych - wypalił, przenosząc wzrok na ścianę.
Z początku sądziłam, że to żart, ale widząc speszoną twarz Michaela, wiedziałam już, że mówił całkowicie poważnie.
- Pornograficznych? - powtórzyłam, jakby chcąc upewnić się, czy na pewno wszystko dobrze usłyszałam.
- Wiesz, któregoś dnia wpadł na pomysł kręcenia seks taśm, jak to on powiedział: "Na pamiątkę i wspomnienie gorących przygód." - Zrobił cudzysłów w powietrzu. - Nie wiem, może bał się, że podczas stosunku będzie aż tak pijany, że rano nie będzie nic z niego pamiętał. - Wzruszył ramionami.
- To akurat jest bardzo w stylu Slash'a.
- W każdym razie pomysł jest taki, że nagramy twoje podziękowania, ja zaniosę materiał do telewizji, a oni puszczą to na wizji.
- Myślisz, że się zgodzą?
- Oczywiście! Mają gotowy materiał, nie muszą niczego szukać, kombinować...
- Możemy spróbować - przyznałam w końcu.
- To świetnie! - wykrzyknął uradowany Mike i zaczął majstrować przy przyciskach kamery. - Gotowa?
- Co? Ale tutaj, teraz?
- No, tak. Biorąc pod uwagę twój stan, raczej nie ma możliwości przeniesienia cię w bardziej... Filmowe miejsce.
- Sama nie wiem.
- Jesteś po operacji, ledwie uszłaś z życiem po wypadku... Fani zrozumieją i na prawdę fakt, że leżysz okryta szpitalną kołdrą jest najmniejszym problemem biorąc pod uwagę całą sytuację.
- Masz rację. - Uśmiechnęłam się niepewnie i poprawiłam na łóżku. - Jak wyglądam?
- Jak milion dolarów ukrytych pod kołdrą - odparł i cmoknął mnie czule w czoło.
- Mógłbyś poprawić mi włosy? Szczotka leży gdzieś w szafeczce przy łóżku.
Mike posłusznie sięgnął do wskazanego przeze mnie miejsca i już po chwili poczułam jak gęste ząbki dotykają mojej głowy, rozczesując kołtuny.
- A co z makijażem? - spytałam niepewnie, gdy mój mąż odłożył na miejsce szczotkę.
- Nie potrzebujesz go.
- Wyglądam strasznie.
- Wyglądasz prześlicznie. - To mówiąc pochylił się nade mną, położył kciuk na moich dolnej wardze, rozchylając przy tym lekko moje usta, by po chwili złożyć na nich delikatny pocałunek.
Przymknęłam oczy, rozkoszując się chwilą. Każdy jego dotyk powodował dreszcze na moim ciele, przeszywające mnie na wskroś. Sprawiał, że mimo pobytu w szpitalu, czułam się, jakbyśmy byli znów razem w Neverlandzie.
- Jesteś gotowa? - Jego ciepły głos niespodziewanie zmusił mnie do powrotu do rzeczywistości.
Kiwnęłam przytakująco głową, a wtedy on chwycił w dłoń kamerę.
- Kiedy ją włączę, dam ci znak poprzez podniesienie kciuka w górę, w porządku?
- Jasne. - Uśmiechnęłam się lekko. - Mam nadzieję, że wystarczy jedno ujęcie.
- Mamy czas. - Zaśmiał się, poprawił chwyt i wcisnął jeden z przycisków na sprzęcie. Gdy uniósł kciuk wiedziałam już, że mam zacząć mówić.
- Witajcie, kochani. Powoli dochodzę do siebie po wypadku. Jak widzicie, jest już ze mną lepiej, jednak nadal nie mogę opuścić murów szpitala. Bardzo żałuję, bo chciałabym wam serdecznie podziękować, stając przed wami twarzą w twarz. Jednakże, skoro nie mam takiej możliwości, nagrywam się tu i teraz, przekazując słowa płynące z głębi serca. Wtóruje mi nie kto inny, jak mój zawodowy kamerzysta, a prywatnie najwspanialszy mąż, Michael Jackson. - Posłałam szczery uśmiech w stronę bruneta, który szybko odwzajemnił gest. - Niemal od razu po obudzeniu, otrzymałam paczkę z prezentami, kartkami i życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Dziękuję wam z całego serca za ciepłe słowa, które dają mi siłę do walki. Gdybym tylko mogła, wyściskałabym was wszystkich i każdego z osobna, ale ponieważ jestem przykuta do łóżka, to jedyna forma podziękowania, jaką mogę wam zaoferować. Dziękuję, że jesteście. Trzymajcie się ciepło i pamiętajcie, miłość żyje wiecznie. - Uśmiechnęłam się, po czym kiwnęłam lekko głową dając Michaelowi znak, by wyłączył kamerę. - Może być?
Mike odłożył urządzenie na szafkę nocną, zajął miejsce obok mnie na wolnym fragmencie łóżka i spojrzał głęboko w oczy.
- To było piękne - przyznał, następnie chwycił moją, wolną od wenflonu, dłoń i czule ją pocałował. - Czuć było, że każde twoje słowo jest szczere i płynie z głębi serca.
- Tak sądzisz?
- Ja to wiem. - Uśmiechnął się szeroko, po czym nakierował moją dłoń na swój policzek, delikatnie musnęłam palcami jego skórę na twarzy. - Brakowało mi tego, wiesz? Twojego dotyku, bliskości, tego ciepła, które od ciebie bije. Kocham cię najmocniej na świecie.
W tym momencie drzwi od sali uchyliły się i do środka zajrzała dobrze znana mi kobieta.
- Susan?
Ciemnoskóra, po tym jak złapała ze mną kontakt wzrokowy i upewniła się, że może wejść do sali, otworzyła szerzej drzwi i przeszła w głąb pomieszczenia. Na rękach trzymała małe zawiniątko, na widok którego serce zabiło mi szybciej. Poprawiłam się na łóżku, nie odrywając wzroku od kokonu, trzymanego przez gosposię.
- Ktoś bardzo chciał cię zobaczyć - powiedziała ściszonym tonem i ostrożnie podała mi moją śpiącą córeczkę.
Przez chwilę przyglądałam się Susie jak zahipnotyzowana, gładząc jej delikatny policzek. Ostrożnie przytuliłam zawiniątko do swojej piersi, a wtedy pierwsza łza spłynęła mi po policzku. Mike, widząc to, zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i czule potarł moje ramie.
- Jest taka piękna - wyszeptałam, nie odrywając wzroku od swojej królewny. - Urosła...
Kolejna łza szczęścia i wzruszenia zakręciła mi się w oku. Susie przeciągnęła się lekko, by po chwili otworzyć zaspane oczy. W prześlicznych, zielonych tęczówkach odbijało się światło wpadające przez okno do sali szpitalnej.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się szeroko do córeczki, która zaczęła przyglądać mi się z uwagą.
Bałam się jej reakcji, nie widziała mnie tak długo... Obawiałam się, że będzie płakać, że mnie nie pozna. Susie jednak wtuliła się bardziej w moją pierś, a po chwili próbowała instynktownie rozchylić rączką materiał koszuli nocnej, w którą byłam ubrana.
- Chyba jest głodna - zauważyłam.
- Kiedy jadła? - Mike posłał pytające spojrzenie w stronę gosposi.
- Z dwie godziny temu.
- Nie wiem, czy mam mleko... Jak sobie radziliście beze mnie?
- Karmiliśmy ją mlekiem dla noworodków - odparł Michael.
- Hipoalergiczne - dodała Susan. - O które szczególnie zatroszczył się twój mąż-panikarz. - Zaśmiałam się cicho na te słowa.
- Spróbuję ją nakarmić...
- To może ja... - Gosposia wyraźnie się zmieszała. - Wrócę do domu po mleko, tak na wszelki wypadek.
Odpowiedziałam jej lekkim uśmiechem i po chwili Susan już nie było w sali.
- Speszyła się, biedaczka. - Zaśmiałam się, ściągając z ramienia koszulę nocną.
- Pomóc ci jakoś? - spytał Mike, przyglądając się jak próbuję przystawić dziecko do piersi.
- Nie, dziękuję. Trochę bolą mnie żebra, ale dam radę.
Susie szybko odnalazła pokarm, który jak się okazało, wciąż na nią czekał. Łapczywie pochłaniała mleko, zupełnie tak, jakby nie jadła od bardzo dawna. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok.
- Nasza mała dziewczynka - wyszeptałam pod nosem, lecz Mike najwyraźniej to usłyszał. Podniósł się z miejsca i ukląkł blisko mnie, gładząc Susie po główce.
- Tęskniła za tobą - oznajmił, zerkając na mnie zza burzy swych czarnych loków.
- Jest prześliczna, taka podobna do ciebie...
- Tak sądzisz? Mi bardziej przypomina ciebie. - Zaśmiał się.
- Nie no, spójrz na te policzki! Wykapany ojciec.
- Ale oczy... Ja mam ciemne.
- Naprawdę? - Zagłębiłam się w kolorze jego tęczówek. - Kurczę, całe życie w błędzie...
Mike nie wytrzymał i ryknął głośnym, niepohamowanym śmiechem. Nasza mała córeczka momentalnie przestała jeść i zaczęła wiercić się nerwowo.
- Uspokój się, bo Susie będzie miała przez ciebie traumę. - Przytuliłam dziecko mocniej do siebie, starając się za wszelką cenę zachować powagę.
- Może ja ją wezmę?
- Za chwilę, daj mi się jeszcze ją nacieszyć. - Pogładziłam porcelanową cerę swojego maleństwa. - Wspominałeś, że pokłóciłeś się z moją mamą. O co poszło tym razem?
Mike westchnął cicho i zajął miejsce z powrotem obok łóżka.
- To długa historia - odparł.
- To świetnie się składa, bo widzisz, mam teraz mnóstwo czasu.
Uśmiechnął się niepewnie, a kiedy już zrozumiał, że nie odpuszczę, zwilżył wargi i zaczął opowieść.
- No, ale ostatecznie, chyba już się pogodziliśmy - podsumował historię, przy której Susie zasnęła w moich ramionach.
- Ech, masz ty się z moją mamą... Typowa polska teściowa, nikt nie mówił, że będzie łatwo.
- Joseph za to jest uprzedzony do ciebie, więc mamy remis.
Uniosłam lekko kąciki swoich ust i wtedy drzwi sali ponownie się otworzyły. Byłam przekonana, że to Susan wróciła z mlekiem dla małej, jednak do środka weszli moi rodzice. W samą porę.
- Martyś... - Do mojego łóżka zbliżył się zatroskany ojciec. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie jest źle - odparłam, posyłając w stronę taty lekki uśmiech.
- A kogo my tu mamy? - Mama skierowała swoje spojrzenie i przesłodzony ton w stronę małej Susie, śpiącej w moich ramionach.
- To może ja was zostawię - odezwał się niepewnie Mike. - Porozmawiasz sobie na spokojnie z rodzicami...
- Jasne. Weźmiesz Susie?
Michael, słysząc moje pytanie, uśmiechnął się szeroko i, dosłownie, rzucił w stronę córeczki.
- Tylko ostrożnie, nie obudź jej - poprosiłam, przekazując mężowi dziecko.
Mike delikatnie zabrał ode mnie małą i wyszedł z sali. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, zwróciłam swoje spojrzenie na rodziców.
- Mógł zostać - odezwała się mama, zajmując miejsce na stołku, który był ulubionym siedzeniem mojego męża.
- Nie, nie mógł - odparłam. - Chcę z wami porozmawiać.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszymy, że odzyskałaś przytomność...
- Nie masz prawa obwiniać Michaela - przerwałam jej.
- Słucham? - Mama wydała się być wstrząśnięta, zupełnie jakby nie dotarło do niej to, co przed chwilą powiedziałam.
- Ten wypadek to nie jest jego wina, prędzej moja. On tylko kupił mi motor, skąd mógł wiedzieć, że stracę nad nim panowanie?
- Powiedział ci o naszej wymianie zdań? Widać, nie umie trzymać języka za zębami. - wymruczała pod nosem moja rodzicielka.
- Bardzo dobrze, że mi o tym powiedział. Wyobraź sobie, że nie mamy przed sobą tajemnic. Jak mogłaś zrzucić całą winę na niego? Pomyślałaś chociaż przez chwilę, jak on się czuje? Został sam, z nowonarodzoną córeczką, pod ciągłą obserwacją dziennikarzy i jeszcze, jakby mało mu było problemów, ty postanowiłaś wszcząć awanturę i oskarżać o coś, czego nie zrobił. Jak dobrze go znasz, że go obrażasz? Masz wyrobioną o nim opinię tylko na podstawię tego, co przeczytałaś w gazetach czy zobaczyłaś w telewizji. Mogłabym zrozumieć twoje uprzedzenie jeszcze zanim poznałaś go osobiście, ale na litość boską! Wiele razy byłaś świadkiem, czy ty czy tata, jak mnie traktował. Skrzywdził mnie kiedykolwiek lub zachował przy was tak, że powinniście zacząć się martwić o moje bezpieczeństwo? - Nie odpowiedzieli, zdecydowałam się, więc ponowić pytanie. - Była taka sytuacja? Chociaż raz?
- No nie - odparła niepewnie mama.
- Tato?
- Znaczy no, ja nic do Michaela nie mam - zaczął zmieszany. - Fajny facet, pogadać z nim można... Na tyle, na ile zna polski.
- Ciągle się uczy. - Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie wyraźnego amerykańskiego akcentu w polskich wyrazach wypowiadanych przez mojego męża. - Wracając, Mike mnie nie skrzywdził i nigdy nie skrzywdzi. Jest wspaniałym mężem i ojcem. Sam fakt, że zajmował się Susie, gdy byłam nieprzytomna. Jak widzicie, mała jest cała i zdrowa. Ja również, mieszkając z nim przed ślubem, nie ucierpiałem z tego powodu. Wiem, że się o mnie martwicie, zwłaszcza, że jestem waszym jedynym dzieckiem, ale nie popadajmy w paranoję. Ranicie nie tylko Michaela, ale również i mnie.
- On jest dziwakiem - przyznała w końcu mama.
- Słucham? - Myślałam, że się przesłyszałam.
- Powiedz mi, kto normalny w jego wieku kolekcjonuje zabawki? W tej waszej posiadłości jest tego pełno, a te figurki, rzeźby, Piotruś Pan... Ile on ma lat, by tak się zachowywać? Poza tym, wytłumacz mi jedno. W dzieciństwie był czarny, teraz jest biały...
- Dość tego, nawet nie kończ. Nie chcę tego słuchać i nie zamierzam się denerwować. Po prostu... Wyjdź.
- Co?
- Wyjdź, nie chcę cię tu widzieć. Opuść tą salę, miasto, a nawet kraj i wróć, gdy przekonasz się do Michaela i zrozumiesz, jak bardzo nas skrzywdziłaś. - Mama bez słowa podniosła się z miejsca. - I powiem ci jeszcze jedno, zachowujesz się jak prawdziwa hipokrytka. Od dziecka uczyłaś mnie, by szanować innych, by kochać bliźniego, nie oceniać, jeśli się kogoś nie zna. A jak ty się zachowujesz? Wierzysz dziennikarzom, którzy żyją z sensacji, plotek i skandali, a nie własnej córce. Nie szanujesz Michaela i oczernisz go tylko dlatego, bo przeczytałaś o nim artykuły w gazecie? Zastanów się nad tym, mamo, bo naprawdę mnie zraniłaś. Nie będę wybierać między wami, a Michaelem, ale powiem ci, że jeśli się nie zmienisz, stracisz swoją jedyną córkę.
Niespodziewanie, po wypowiedzeniu tych słów, cała pewność siebie, która we mnie urosła, błyskawicznie się zmniejszyła i znów z potężnej, odważnej lwicy, stałam się małym kotkiem. Niepewnie spojrzałam na mamę, bojąc się, że przesadziłam. Widząc jej zaszklone oczy miałam ochotę ją przeprosić, ale nie zdążyłam wypowiedzieć choćby jednego słowa, gdyż opuściła salę. Tata, który wciąż siedział obok, podniósł się bez słowa i był gotowy udać się w ślady żony, lecz ja chwyciłam go za dłoń, uniemożliwiając ruch. Posłał mi pytające spojrzenie.
- Zostań, proszę... - wyszeptałam.
Ojciec posłusznie wrócił na swoje miejsce, lecz wciąż milczał.
- Myślisz, że przesadziłam? - spytałam niepewnie. - Nie chciałam jej zranić.
- Wiesz, myślę, że mama potrzebuje czasu, by wszystko sobie na spokojnie przemyśleć.
- Nie chcę jej stracić...
- Nie stracisz, już moja w tym głowa. - Uśmiechnął się szczerze. - Rozumiem, że starasz się bronić Michaela, swojej rodziny...
- Przecież wy też nią jesteście.
- Tak, ale sama przyznasz, że miłość do rodzica, a do męża jest jednak nieco inna, bynajmniej powinna być, jeśli mowa o zdrowej rodzinie. - Roześmiał się. - No, ale powiedz mi lepiej, jak się czujesz? Odwiedził cię ktoś już dzisiaj, czy tylko my?
- Z wyjątkiem Susan, Susie i Michaela, tylko wy. Za to mam grono wiernych fanów pod oknem. - Zaśmiałam się na tyle, na ile pozwalał na to mój stan. - Są kochani.
- Faktycznie, ledwo udało nam się tu dostać. Kotłują się pod szpitalem niczym zombie przy świeżym mięsie.
- Tak! Trafiłeś w sedno! A wracając do twojego pytania, jak się czuję... Chyba pierwszy raz psychicznie lepiej niż fizycznie. Wszystko mnie boli, jestem cała poobijana i w sumie ciężko mi się ruszać. Mam nadzieję, że pomimo tego, co powiedziałam mamie, zostaniecie jednak w Stanach.
- Wiesz, chyba będzie lepiej, jeśli wrócimy do Polski. Ma się tu kto tobą zająć. Poproszę Michaela by nas stale informował o twoim stanie zdrowia.
- Tak postanowiłeś? - Nie byłam zadowolona z decyzji ojca. - W porządku, nie będę się kłócić. Może faktycznie mama powinna sobie wszystko przemyśleć.
- Tak będzie najlepiej. No nic, pójdę już, na pewno jesteś zmęczona...
- Nie, coś ty? Zostań.
- Powinienem poszukać mamy, trzeba ją mieć na oku po tej wiązance, którą od ciebie usłyszała. - Puścił do mnie oko, chcąc poprawić mi nieco humor, jednak na nic się zdały jego starania.
- Ja... Naprawdę nie chciałam.
- Spokojnie, wiem o tym i mama również. Odpoczywaj. - Wstał ze stołka i pogładził mnie pewnym, a zarazem troskliwym ruchem po włosach. - Brakuje mi naszego wspólnego słuchania mocnej muzyki.
- Mi również. Mama jeszcze nie wystawiła ci walizek za drzwi? - Zaśmiałam się, gdyż wraz z moim tatą byliśmy jedynymi osobami w naszej rodzinie, które słuchały rocka i metalu lub, jak kto wolał, tak zwanego "darcia ryja".
- A wiesz, że nie? Musi mnie na prawdę bardzo kochać. - Uśmiechnął się szeroko.
- To na pewno. - Odwzajemniłam uśmiech.
- No nic, będę leciał.
- Zadzwońcie czasem.
- Wy rownież.
- Pamiętaj, by pozdrowić Dianę.
- Jasne.
- Mansona, Metallicę i Slayera również. - Zaśmiałam się, wymieniając ikony mocnej muzyki, których zwykliśmy słuchać.
- Robi się. - Zasalutował, po czym posłał mi ostatni uśmiech. - Trzymaj się...
Po tych słowach otworzył drzwi prowadzące na korytarz. Wymienił się z moim mężem uściskiem dłoni i zniknął mi z pola widzenia.
- Twoja mama już poszła? - spytał Mike, siadając na swoim ulubionym miejscu. - Widziałem ją, jak wychodziła ze szpitala.
- Ta - rzuciłam niechętnie. - Gdzie jest Susie?
- U Susan, bezpieczna - odparł z uśmiechem, chwycił moją dłoń i zaczął delikatnie gładzić ją kciukiem. - Coś się stało?
- Nie, dlaczego tak sądzisz?
- Jesteś jakaś... Smutna.
- Raczej obolała.
- Potrzeba ci czegoś? Mogę wysłać naszych ludzi do sklepu.
- Szczerze? Chcę już wrócić do domu, tylko tyle. Jestem zmęczona, Mike, na prawdę i jedyne o czym marzę to położyć się we własnym łóżku.
- Już niedługo kochanie. Mam nadzieję...
- A jak Cezar? Jest szczęśliwy? - Przypomniałam sobie o psiaku, któremu uratowaliśmy życie.
- Tak, ma się świetnie i prowadzi szczęśliwe, pieskie życie. Szczerze powiedziawszy, odkąd jesteś w szpitalu, bardziej skupiłem się na Susie niż na zwierzakach. Inna sprawa, że Cezar jest typem psa, który woli biegać sobie luźno po podwórku. Do domu wraca tylko by coś zjeść, ewentualnie domagać porcji pieszczot.
- Kurczę, z tego wszystkiego, zapomniałam zapytać rodziców, jak się ma mój maluch w Polsce. - Zmartwiłam się na wspomnienie yorka, który swego czasu, gdy jeszcze mieszkałam z rodzicami, chodził za mną jak cień. - Nigdy nie zostawiali go samego, coś musiało się stać... Boże, a ja pod wpływem całego zamieszania, urodzin, oświadczyn, ślubu, narodzin Susie, wypadku... Kompletnie o nim zapomniałam! Jak mogłam o nim zapomnieć? - Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam cicho szlochać. Ten mały, kudłaty psiak był niegdyś moim jedynym bliskim przyjacielem. Ogarniał mnie wewnętrzny strach na samą myśl, że coś mogło się z nim stać.
- Skarbie, spokojnie. - Mike podniósł się z miejsca i zbliżył do mnie, ostrożnie objął mnie ramieniem, uważając, aby nie zaczepić o kable, które otaczały mnie zewsząd niczym macki morskiego potwora. - Jestem pewien, że wszystko z nim w porządku. Zadzwoń do rodziców, na pewno ci powiedzą...
- Nie - pokręciłam przecząco głową. - Nie chcę do nich dzwonić.
- W porządku, w takim razie, ja to zrobię. Może są już w hotelu. - To mówiąc błyskawicznie się ode mnie oderwał i opuścił salę, zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować.
Zrezygnowana położyłam głowę na poduszce, starając się opanować drżenie warg. Bałam się, ogarnął mnie tak paniczny lęk przed tym, co za chwilę mogę usłyszeć. Po kilku minutach do sali wrócił Michael, jednak jego widok nie poprawił mi samopoczucia, nie tym razem. Rozpłakałam się, gdy tylko stanął w drzwiach.
- Księżniczko, spokojnie. - Mike, widząc mnie w totalnej rozsypce, ponownie znalazł się przy moim łóżku i delikatnie do siebie przytulił. - Nic się nie dzieje. Dodzwoniłem się do twojego taty, powiedział, że psiak jest cały i zdrowy.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Nie, on nigdy nie zostawał u obcych ludzi. Powiedz mi prawdę...
- Mówię prawdę, kochanie. Twój tata powiedział, że został u twojej babci.
- Nie zmyślasz?
- Nie mógłbym cię okłamać, zwłaszcza w tej kwestii. - Cmoknął mnie czule w głowę.
- Chciałabym go zobaczyć.
- Jak tylko przyjedziemy do Polski...
- Myślisz, że moglibyśmy wziąć go do Stanów?
- Wiesz, myślę, że jest bezpieczny i szczęśliwy z twoimi rodzicami. Poza tym... Boję się go.
- Mówisz poważnie? - Kiwnął głową. - Ale przecież... On jest taki malutki, niewinny i uroczy.
- Ale głośny i ma ostre zęby.
- Mike, wszedłeś do klatki, w której były tygrysy, a boisz się... Yorka?
Niepewnie przytaknął, a wtedy ja ryknęłam śmiechem. Szybko jednak tego pożałowałam, gdyż poczułam silny ból w klatce piersiowej. Syknęłam.
- Wszystko dobrze? - spytał przejęty Mike.
- Tak, tylko... A nieważne.
- Małe psy gryzą - dodał niepewnie.
- Tak, jestem pewna, że odgryzłby ci rękę, gdybyście zostali sami. - Mike wzniósł oczy ku górze, prychnął pod nosem i wrócił na stołek. - Proszę cię, ugryzł mnie może raz w życiu, kiedy pomylił mój palec z serem, gdy go karmiłam. Jest łagodny, napewno się do niego przekonasz.
- Nie wydaje mi się, ale kto wie... Tak w ogóle, nie mówiłaś mi, że twoi rodzice wracają już do Polski.
- To nieistotne - odparłam, poprawiając się na łóżku.
Nie chciałam, by Mike wiedział o mojej dzisiejszej rozmowie, o ile wymianę zdań z mamą można w ogóle nazwać rozmową. Dlatego starałam się za wszelką cenę unikać tematu moich rodziców.
- Posprzeczaliście się. - To było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Mike, proszę. Nic się nie dzieje, naprawdę.
- W porządku, ale jakbyś chciała porozmawiać...
- Tak, wiem.
Uśmiechnął się lekko.
- Przekazałem już ten materiał, który nagraliśmy do telewizji.
- Już? Tak szybko? Nie powinniśmy tego jakoś zmontować?
- Po co? Jest idealny.
- Mam nadzieję, że nie dodadzą niczego od siebie.
- Bez obaw.
Słowa Michaela dodały mi otuchy. Zależało mi na tym, by moi fani wiedzieli, jak bardzo jestem im wdzięczna za to, że są ze mną w trudnym dla mnie okresie, że mnie wspierają. To byłoby podłe, gdyby dziennikarze spreparowali moją wiadomość. No, ale przecież, takie są uroki życia w show businessie, prawda?
Od autorki
Witajcie, Kochani ♥️ Jak wrażenia? Przyznam się Wam szczerze, że ten rozdział szedł mi opornie i nie jestem z niego do końca zadowolona 😏 Podczas pisania przeżywałam jakiś kryzys twórczy, co dodatkowo utrudniało mi pracę 😒 Mimo wszystko, mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba 😘 Z racji tego, że wstawiam go po 2:00 i mój mózg nie pracuje już tak, jak powinien, piszcie, jeśli zauważycie jakieś błędy 😘
With love,
MartinaMJJ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top