Rozdział 12.

~Martyna~

Minęły dwa miesiące. Ku mojemu zdziwieniu przebiegły dość spokojnie, można by nawet rzec, za spokojnie, biorąc pod uwagę naszą zdolność do pakowania się w kłopoty. Diana dokładnie po dwóch tygodniach pobytu w Stanach, ani chwili dłużej, musiała wracać do Polski, ale pozostawaliśmy w kontakcie. Zarówno my, jak i Slash, który zachowywał się jeszcze dziwniej niż zazwyczaj. Odkąd Diana wyjechała, godzinami wisiał na telefonie, przestał dogryzać Michaelowi, mało tego! Zaczął prawić mu komplementy typu: Mikey, brachu! Jak ty dzisiaj zajebiście wyglądasz! Mnie również nie oszczędzał, porównując do dżina, który zesłał dla niego najcudowniejszą kobietę na świecie, aby mogła ukoić jego złaknione miłości serce. Niemal całował mnie po rękach, dziękując za to, że zapoznałam go z moją przyjaciółką. Jakby tego było mało, gitarzysta zaczął dbać o siebie, a co więcej, ograniczył spożycie alkoholu. Trzeźwy Hudson to widok rzadszy niż yeti, a nam przypadł zaszczyt podziwiania tego niezwykłego zjawiska conajmniej dwa razy w tygodniu. Co tu więcej mówić? Slash był zakochany i to poważnie, w dodatku z wzajemnością. Ile razy rozmawiałam z przyjaciółką przez telefon, ta ciągle i nieprzerwanie mówiła tylko o kudłaczu, który skradł jej serce.

Najwyraźniej wystarczyła gra w butelkę i jedna noc, by rozpalić w ich serduszkach żar namiętności. Cieszyłam się szczęściem przyjaciół. Dzięki ich związkowi ja i Michael w końcu mieliśmy czas dla siebie. Powoli odzyskiwałam siły po wypadku. Moje kości zrosły się na tyle, że mogłam zrezygnować z wózka i przerzucić się na kule, które z dwojga złego, były nieco bardziej poręczne. Największy problem był z żebrami, które, cholera jasna, niemiłosiernie długo się zrastały. Z tego, co mówił Josh, moja klatka piersiowa może się odbudowywać nawet osiem tygodni. Zostało więc jeszcze trochę czasu do odzyskania pełni sił. Pewnego wieczora, Mike niepewnie zaproponował żebyśmy, zważywszy na to, że lepiej się czuję, wyjechali w długo przez nas odwlekaną podróż poślubną. Myślałam, że rozniosę dom ze szczęścia i zapewne zrobiłabym to, gdyby nie te piekielne kule. Będąc w szpitalu tęskniłam za Neverlandem, a gdy wróciliśmy na ranczo, chciałam pojechać gdzieś dalej, zobaczyć więcej i wyrwać się z dobrze znanej codzienności. Pewnego wieczora, gdy Susie spała już spokojnie w łóżeczku, usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy przeglądać katalogi z różnych biur podróży.

- A może Malediwy? - spytał Mike, wskazując zapierający dech w piersiach krajobraz przedstawiający piaszczystą plażę i krystalicznie czystą wodę.

- Czy ja wiem? - Sprawiałam wrażenie jakbym się zastanawiała, lecz Mike po tonie mojego głosu wywnioskował, że nie jestem zbyt zainteresowana państwem położonym na Oceanie Indyjskim. Przerzucił kilka stron i zatrzymał się na Francji.

- Paryż? Miasto miłości, zakochanych...

- Pamiętasz jak wjechaliśmy w nocy na wieżę Eiffla? - Uśmiechnęłam się do niego szeroko.

- Jasne! Mamy z tym miastem wiele pięknych wspomnień. Nie chciałabyś ich odnowić?

- Wiesz, wydaje mi się, że nasz związek jest romantyczny niezależnie, gdzie się znajdujemy.

Michael uśmiechnął się lekko i bez zastanowienia objął mnie ramieniem, jakby na potwierdzenie moich słów. Wtuliłam nos w jego szyję, napawając się zapachem perfum, których woń doprowadzała mnie do szaleństwa. Pachniał nieziemsko, ta kwestia nie podlegała żadnym dyskusjom. W końcu moja głowa spoczęła na jego torsie, a palce zaczęły gładzić zewnętrzną część dłoni.

- Może jest jakieś miejsce, do którego chciałabyś się wybrać? - Spytał niepewnie, lecz miałam wrażenie, jakby uznał, że przeglądanie ze mną katalogu może potrwać cały wieczność.

- Wiesz... - Zaczęłam nieśmiało. - Jest wiele krajów, o których marzyłam od dziecka, lecz nigdy nie było mnie stać, by je odwiedzić. W niektórych z nich już byliśmy, ale chętnie pojechałabym jeszcze raz, by zobaczyć miejsca, których nie udało nam się zwiedzić.

- Zamieniam się w słuch.

Wzięłam głęboki wdech, zwilżyłam wargi i wyrecytowałam:

- Egipt, Hiszpania, Japonia, Korea Południowa, Meksyk...

- Wszystko da się załatwić.

- Wiesz, mam jeszcze takie jedno miejsce...

- Tak? - Spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się palcami u swoich dłoni. - Jakie to miejsce?

- Hawaje. - Spojrzałam na niego spode łba. - Nie ukrywam, że odkąd jesteśmy razem marzy mi się, by zobaczyć ciebie tańczącego hula. Miałbyś na sobie tą liściastą kieckę i naszyjnik z kwiatków... Matko, jakie to byłoby cudowne! - Oczy zabłysły mi szczęściem.

- Mówisz poważnie?

Jego ton wskazywał na to, że nie jest zachwycony moją propozycją. Sprawiał wrażenie, jakby za chwile miał wybić mi z głowy ten pomysł.

- To ja już zacznę szukać nauczyciela tańca - oznajmił po chwili z szerokim uśmiechem, który totalnie zbił mnie z tropu.

- Czekaj, serio?

- Serio, serio. Wszystkim się zajmę, niczym się nie przejmuj. Załatwię lot, zakwaterowanie, wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.

- Nie wątpię, wszystko co robisz jest dopracowane pod każdym calem. Nie no, nie wierzę! - Zarzuciłam ręce za jego ramiona i przytuliłam czule. - Dziękuję, jesteś wspaniały!

- Nie masz za co dziękować. - Potarł dłonią moje plecy. - Myślę, że w jakiekolwiek miejsce byśmy nie pojechali, najważniejsze byśmy byli tam razem.

- Masz rację. Tak prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że miesiąc miodowy spędzimy w kraju, w którym na co dzień mieszkamy.

- Ale w innym stanie - podkreślił, śmiejąc się przy tym szczerze.

- Fakt. - Oparłam głowę o jego ramię. - Twoja mama zgodziła się zająć Susie?

- Tak, bez najmniejszego problemu. W razie jakichkolwiek trudności, ciocie przybędą na ratunek. Janet wykazała największy zapał.

- Ma świetną rękę do dzieci...

- To prawda.

Mike zaczął bawić się moimi włosami, nawijając je na palec, a po chwili jego dłoń powędrowała na mój policzek. Gładził go delikatnie, wpatrując się w moją twarz.

- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytałam, gdyż praktycznie przeszywał mnie wzrokiem.

- Jesteś taka piękna... Moja bogini. - Uśmiechnął się delikatnie i złączył nasze usta w krótkim pocałunku.

*****

Nadszedł dzień naszego wylotu na Hawaje. Wszystkie walizki mieliśmy od dawna spakowane i, co ciekawe, miałam z Michaelem taką samą liczbę bagaży. O ile w innych związkach wygląda to tak, że to kobieta najdłużej się pakuje i najwięcej zabiera ze sobą ubrań, o tyle Mike napchał ubrań do trzech toreb podróżnych i jeszcze chciał dobrać dwie fedory, tak na wszelki wypadek. Kosmetyki wrzuciliśmy do wspólnego bagażu, chociaż i tak się nimi wymienialiśmy, więc w zasadzie było to bez różnicy. Kiedy w końcu udało nam się wsiąść do naszego prywatnego samolotu, odetchnęłam z ulgą. Przed nami długi odpoczynek, na który bez wątpienia zasłużyliśmy i czas, by spędzić go tylko we dwoje.

— Wygodnie ci? — spytał po chwili Mike, poprawiając poduszkę pod moją głową.

— Bardzo, ale nie musisz tak nade mną skakać. Nie jestem królową brytyjską. - Zaśmiałam się.

- Fakt, jesteś dużo ważniejsza. - Cmoknął mnie w głowę. - Masz ochotę na coś słodkiego?

- Poczekaj chociaż aż wystartujemy, bo teraz zjemy wszystko i będzie jak z popcornem, który zacznie się jeść podczas reklam w kinie.

- O, dobrze, że mi przypomniałaś! - Wstał z fotela i udał się w stronę szafeczki, w której zwykle trzymaliśmy przekąski na podróż. Otworzył ją i wyjął trzy kolorowe opakowania. - Solony, serowy czy karmelowy?

- Uroczy jesteś - odparłam z uśmiechem. - Chodź tu.

Mike ostrożnie podszedł, trzymając w garści trzy paczki popcornu i usiadł z powrotem na fotelu obok mnie. Zarzuciłam mu ręce za szyję, następnie zatopiłam swoje usta w jego wargach, czego w ogóle się nie spodziewał.

- Czuję się jak podczas pierwszych miesięcy naszego związku - przyznałam. - Jak wtedy, gdy razem koncertowaliśmy i wiele lataliśmy. Kiedy wrócę do zdrowia, wyruszymy w trasę, o jakiej nawet nie śniło się naszym fanom.

- To teraz nie jest najważniejsze, skarbie.

- Teraz nie, ale... Brakuje mi koncertów. Wiem, że niecierpisz tras...

- Nie z tobą. Z tobą wszystko jest lepsze.

- Nie podlizuj się. - Zaśmiałam się. - Poważnie, koncerty dostarczają mi takiej adrenaliny. Wiadomo, że są męczące, nie raz padamy na twarz podczas prób, czy gdy skończymy występ, ale...

- Rozumiem, co masz na myśli i powiem ci, że na prawdę jestem z ciebie dumny. Przezwyciężyłaś swoje największe słabości. Pamiętasz, jak wyglądał nasz pierwszy wspólny występ?

- Ciężko by było zapomnieć, jak dosłownie sparaliżowało mnie na środku sceny.

- Jednak nie poddałaś się i zaczęłaś śpiewać, a kiedy pierwsze dźwięki wypłynęły z twoich ust, reszta potoczyła się już sama.

- To wszystko dzięki tobie. Byłeś tam przy mnie, dodałeś siły i otuchy.

- Wspierałem cię wtedy i zawsze będę, ale tak na prawdę to ty pokonałaś ten strach. Pamiętasz, jak byłaś taką cichą, nieśmiałą dziewczyną? - Kiwnęłam głową. - Jej już dawno nie ma. Zamiast tego, widzę obok siebie silną, dojrzałą kobietę, która gotowa jest zrobić wszystko w imię miłości, rodziny i pasji.

- Faktycznie... Co ja bym bez ciebie zrobiła? Byłabym nikim.

- Ej - chwycił mój podbródek. - Nawet jeżeli nasze drogi by się nie połączyły, jeśli nie bylibyśmy razem, nie dzielili życia prywatnego i kariery, jestem pewien, że wiele byś osiągnęła. Ja dałem ci jedynie możliwość, ułatwiłem wejście w branżę muzyczną, a ty należycie wykorzystałaś tą szansę.

- Wiesz Mike, ostatnio tak myślę...

- Tak?

Byłam gotowa powiedzieć mu o czymś, co od pewnego czasu nieustannie siedziało mi w głowie. O myśli, która pojawiła się jeszcze przed narodzinami Susie i trzymana była przeze mnie w tajemnicy. Jednakże...

- Świetnie się z tobą śpiewa. - Stchórzyłam.

Jak mogłabym tak po prostu, po tylu latach spędzonych wspólnie, po tym, jak dzięki niego mój głos stał się rozpoznawalny, nagrany i rozpowszechniony po całym świecie w milionach egzemplarzy, że... Planuję karierę solową. Nie byłam w stanie mu tego wyznać, a jego czekoladowe, świdrujące mnie na wylot oczy, wcale nie ułatwiały sytuacji. Bałam się, jak zareaguje, mimo że byłam prawie pewna, że wspierałby mnie, niezależnie od tego, jaką decyzję bym podjęła. Z drugiej jednak strony, tyle lat byliśmy razem na scenie, tworzyliśmy choreografię, które pasowały by do duetu, ale jednocześnie nie umniejszały geniuszu Michaela i tak po prostu miałby nastąpić rozpad M&M? Każdy poszedłby w inną muzyczną drogę? Co ze wspólnymi próbami, wspólnym nagrywaniem płyt i wymyślaniem kreacji na występ? Czy aby na pewno byłam gotowa na zrobienie tak odważnego kroku? Czy dałabym radę i czy nie okazałoby się, że ludzie, którzy przychodzili na nasze koncerty, byli tam tylko dla Michaela, a mnie traktowali jak dodatek? Jak wersję demo, przystawkę czy ketchup do frytek?

*****

Lot na Hawaje trwał około pięciu godzin. Przez całą podróż wspominaliśmy lata spędzone razem, zajadaliśmy się słodyczami, wypiliśmy po kieliszku szampana, a nawet zdążyliśmy obejrzeć dwa filmy Disneya - Kopciuszka i Mary Poppins. Kiedy samolot wylądował, na zewnątrz panował pół mrok. Podniosłam się ostrożnie z fotela i już miałam chwycić leżące obok kule, gdy Mike mnie przed tym powstrzymał.

- Na lotnisku czeka już na nas ochrona z wózkiem dla ciebie - oznajmił. - Uznałem, że będzie poręczniejszy, zważywszy na to, że po opuszczeniu samolotu możemy zastać chmarę fanów, przez którą będziemy musieli się przedrzeć.

- Faktycznie, nie pomyślałam o tym. Dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niego uroczo. - Powiedz mi tylko, jak wyjdziemy z samolotu? Nie doczłapię się do wyjścia o własnych siłach.

- Poniosę cię.

Jego odpowiedź zbiła mnie z tropu. Czy on na prawdę zamierzał wziąć mnie na ręce, wynieść po schodkach z samolotu, następnie w towarzystwie otaczającej nas z każdej strony ochrony, posadzić na wózku, który jeszcze za pewne będzie chciał pchać? Nie wiedziałam, czy to aby na pewno dobry pomysł, a Michael ewidentnie wyczuł moje obawy.

- Będzie jak po naszym weselu, jakbym przenosił cię przez próg. - Uśmiechnął się niewinnie, chcąc tym samym dodać mi otuchy i zapewnić o genialności swojego pomysłu.

- Skąd wiemy, że ochrona na pewno będzie już na nas czekać i nie zostaniemy staranowani przez dziki tłum?

- Mają dać znak pilotowi, kiedy będziemy mogli bezpiecznie wyjść...

Ledwie wypowiedział to zdanie, z głośników umieszczonych nad naszymi głowami rozległ się komunikat:

- Ochrona czeka przy głównym wyjściu, panie Jackson.

- Mówiłem? - Uśmiechnął się triumfalnie, a następnie, bez żadnego ostrzeżenia, ulokował jedną dłoń pod moimi kolanami, drugą ręką oplótł moje ramię i podniósł ostrożnie z fotela, wywołując u mnie niekontrolowany pisk.

Szybko uznałam, że nie ma sensu się wyrywać, gdyż Mike i tak postawiłby na swoim.

- Nawet mnie później nie proś, żebym rozmasowała ci plecy - syknęłam tylko i wtuliłam w tors męża, kątem oka dostrzegając zadowolenie wypisane na jego twarzy.

Gdy tylko wyszliśmy z samolotu, nasze uszy uderzył ogłuszający krzyk. Zewsząd otaczali nas ludzie trzymający w dłoniach transparenty, z charakterystyczną dla Michaela fedorą na głowie, czy rękawiczką na prawej dłoni, mającą odwzorować tą, którą mój mąż zakładał podczas wykonywania piosenki Billie Jean na żywo. Mike ostrożnie schodził po schodkach w kierunku ochrony, która czekała na nas na dole. Co chwilę kiwał głową z uśmiechem, słysząc kolejne wyznanie miłości ze strony fanek. Wiedziałam, że najchętniej rzuciłby się w tłum, przytulił każdego, rozdał autografy, czy choćby po prostu pomachał, jednak w tamtym momencie, moje bezpieczeństwo było dla niego ważniejsze. Kiedy stanęliśmy na chodniku, poczułam na sobie obcy dotyk dłoni na udzie, która, jak się szybko okazało, należała do Spencera. Uśmiechnęłam się szeroko widząc zaprzyjaźnionego ochroniarza. Mężczyzna odwzajemnił gest, przejmując mnie tym samym z rąk męża. Sprawnie, lecz ostrożnie posadził mnie na wózku, czemu towarzyszył głośny pisk fanów. Mike nie odrywał ode mnie wzroku, jakby bał się, czy na pewno nic mi się nie stanie. W końcu, ruszyliśmy przed siebie, w stronę czarnej limuzyny, która znajdowała się kilka metrów od samolotu. Wszystko działo się tak szybko, nawet nie wiem, kiedy znalazłam się w środku pojazdu, Michael zapiął mi pasy, niczym dla małego dziecka i ruszyliśmy przed siebie, powoli, ostrożnie przedzierając się przez tłum. Ktoś co chwilę uderzał w szybę samochodu, ale byłam już przyzwyczajona do takiego zachowania i starałam się nie reagować na docierające do mnie z zewnątrz dźwięki.

- I co? Nie było tak strasznie - oznajmił w końcu Mike, gdy znaleźliśmy się na głównej drodze i mogliśmy spokojnie jechać w nieznanym mi kierunku.

- Bywało gorzej - odparłam z uśmiechem. - Powiesz mi, gdzie dokładnie jedziemy? Zarezerwowałeś jakiś pokój w hotelu, wynająłeś domek na plaży?

- Nic ci nie powiem, wszystkiego dowiesz się w odpowiednim czasie. - Odgrodził nas od kierowcy.

- Oho, robi się groźnie.

- Dlaczego?

- Kiedy ostatnim razem wciskałeś ten przycisk, mało brakowało, a ponownie zostałbyś ojcem...

Uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie musiał nic mówić, wiedziałam, że marzy o kolejnym dziecku, mimo że Susie nie zdążyła jeszcze podrosnąć. Nie naciskał, jakby czekał na odpowiedni moment. Pomijając fakt, że przez mój wypadek, mieliśmy na głowie trochę inne zmartwienia. Bałam się, bo zdawało mi się, że trochę się od siebie oddaliliśmy. Czułam jego miłość, wiedziałam, że jestem dla niego ważna, ale momentami miałam wrażenie, że traktuje mnie jak dobrą przyjaciółkę, a nie żonę. Nie kochaliśmy się od kilku miesięcy, nasze pieszczoty ograniczały się praktycznie do krótkich pocałunków i trzymania za ręce, niczym para nastolatków na początku swojego związku. Wiem, że nie mogę go za to winić, w końcu gdy wybudziłam się ze śpiączki, byłam tak obolała, że nie mogłam się ruszyć, ale czułam się już lepiej i w głębi serca liczyłam na to, że nasz zaległy miesiąc miodowy będzie idealną okazją na odnowienie namiętności.

- O czym myślisz? - Głos Michaela sprowadził mnie na ziemię.

- W zasadzie to... O niczym - odparłam, kładąc głowę na jego ramieniu. - Jestem trochę śpiąca.

- Zdrzemnij się, przed nami jest jeszcze kawałek drogi.

- Obudzisz mnie, jak będziemy na miejscu? - spytałam, lecz po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że moje pytanie nie miało większego sensu. - Może i tak zrobię...

Osunęłam się lekko na siedzeniu, moja głowa spoczywała teraz na torsie męża. Nie była to najwygodniejsza pozycja, lecz nie mogłam pozwolić sobie na lepszą, z racji wciąż bolących żeber.

- Nie zimno ci? Możemy przykręcić klimatyzację...

- Nie, jest okay. Chociaż... - Odchyliłam się lekko i chwyciłam rękę Michaela, następnie ulokowałam ją sobie na brzuchu tak, że delikatnie mnie obejmował. - Teraz jest idealnie.

Uśmiechnęłam się lekko. Mike poprawił uścisk i zaczął powoli gładzić mnie po brzuchu, czemu wtórowały delikatne pocałunki składane na moich włosach. Ten czuły dotyk i jego oddech na mojej szyi sprawił, że odpłynęłam. Mój sen nie trwał jednak długo, gdyż ledwie oderwałam się od rzeczywistości, powróciłam do niej za sprawą cichego głosu Michaela, który oznajmił, że dojechaliśmy na miejsce. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam kompletną ciemność. Przeraziłam się, wyciągnęłam przed siebie dłonie i zaczęłam szukać nimi męża.

- Co się dzieje?! Dlaczego nic nie widzę?!

- Ciii, Kochanie. - Jego delikatne wargi spoczęły na mojej dłoni. - Zawiązałem ci chustę wokół oczu, abyś nic nie widziała, a tym samym miała większą niespodziankę.

Milczałam, przez chwilę analizując to, co do mnie powiedział.

- Jezu - odetchnęłam z ulgą. - Lepszego momentu sobie nie mogłeś wybrać? Wystraszyłam się, że straciłam wzrok, czy... Nie wiedziałam, co się dzieje.

- Faktycznie, tego nie przemyślałem. Przepraszam...

- Teraz będziesz musiał mnie prowadzić. - Wyszczerzyłam się głupio.

- Wiesz, że o niczym innym nie marzę...

Usłyszałam, że drzwi samochodu się otwierają, a po chwili ktoś odpiął mi pasy i ostrożnie posadził na wózku. Poczułam przyjemny podmuch ciepłego wiatru.

- Gotowa? - Mike szepnął mi do ucha.

- Już bardziej gotowa być nie mogę...

Powoli ruszyliśmy przed siebie, w nieznane. Kiedy Michael chwilowo pozbawił mnie wzroku, wyostrzyły mi się inne zmysły. Delikatny wiaterek ostrożnie muskał moją odkrytą skórę, a w powietrzu czułam przyjemny zapach kwiatów.

- Możesz już zdjąć mi tą chustkę z twarzy? - spytałam zniecierpliwiona.

- Jeszcze chwileczkę, kilka kroków...

W końcu stanęliśmy. Poczułam, że Mike rozwiązuje materiał zakrywający mi oczy. Serce biło mi ze zdwojoną szybkością.

- Jesteśmy - wyszeptał, przywracając mi wzrok.

Oniemiałam. Moim oczom ukazała się ogromna posiadłość, zewsząd otoczona palmami, krzewami i dziko rosnącymi kwiatami. Od wejścia kusił ogromny basen z krystalicznie czystą wodą, a wokół niego rozstawione były białe leżaki. To woda jako pierwsza rzuciła mi się w oczy, a zaraz po niej willa, stanowczo za duża na dwie osoby. Została zbudowana w wyspiarskim stylu, lecz mimo wszystko niemal uginała się pod wpływem zawartych w niej bogactw. Budynek wydawał się przytulny i przestronny, dzięki dużej ilości okien, które niezmiernie mnie ucieszyły.

Aż bałam się zapytać, ile wart jest ten... domek.

- Mamy tu spędzić okrągły miesiąc? - spytałam z niedowierzaniem, a moje oczy zalśniły od nadmiaru emocji.

- Mniej więcej. Nie podoba ci się?

- Żartujesz?! Tu jest obłędnie! Nie sądziłam, że... To znaczy, myślałam... Kupiłeś ją specjalnie na nasz miesiąc miodowy?!

- Wynająłem, ale jeśli chcesz, mógłbym pogadać z właścicielem i w przyszłości, ta chatka może być nasza...

- Nie myliłam się co do ciebie, masz klasę.

Michael uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym oznajmił:

- Ta posiadłość jest chroniona, na zewnątrz są kamery, nikt nie wejdzie na jej teren bez klucza do bramy wjazdowej. Oczywiście tutaj jesteśmy bezpieczni, nikt nas nie obserwuje. Chodzi bardziej o nadzorowanie, kto kręci się przed posesją. Z tego, co mi wiadomo, ta willa wynajmowana jest dla celebrytów chcących zaznać ciszy i spokoju. Wokół nie ma żywej duszy, jesteśmy sami w promilu co najmniej dziesięciu kilometrów. Dlatego wybrałem to miejsce...

- Jest idealne. - Chwyciłam go za rękę i pogładziłam delikatnie dłoń. - Dziękuję, że tak się starasz...

- Wszystko musi być dopracowane - odparł. - Ale to dopiero początek. W środku czeka kolejna niespodzianka.

Wnętrze budynku okazało się dokładnie takie, jak je sobie wyobrażałam, przyglądając się willi z zewnątrz. Meble zrobione były z drewna, z elementami bambusa, w niektórych miejscach ozdobione złoconymi elementami. Co więcej mogłam powiedzieć? Byłam zachwycona.

- Pokażę ci naszą sypialnię. - Uśmiechnął się nieśmiało Mike i skręcił wózkiem w prawo.

- Kiedy udało ci się to wszystko zorganizować i skąd wiesz, gdzie co jest?

- Cóż, nie ukrywam, że wiele pomógł mi Jerry. Udało mi się znaleźć tą willę w jednym z katalogów, a on skontaktował się z właścicielem, który wysłał mu więcej zdjęć ze środka. Dzięki nim udało mi się podjąć ostateczną decyzję.

- Nasz menadżer... No, no. Będę musiała mu osobiście podziękować.

- Spisał się, to trzeba przyznać. Jak chcesz, możesz do niego zadzwonić...

- To już jutro - odparłam. - Ten wieczór i noc chcę spędzić z tobą.

Mike spuścił skrępowany wzrok, momentami na prawdę nie poznawałam swojego męża. Dawniej bywały chwilę, w których nie mogłam się od niego oderwać, nie był ani trochę zawstydzony, a teraz? Coś było ewidentnie nie tak.

- Właściciel wie, kto zatrzymał się w jego posiadłości - zmieniłam temat, chcąc uniknąć niezręcznej ciszy.

- Nie i mam nadzieję, że tak zostanie. Jeśli ktokolwiek dowiedziałby się o tym, że tu jesteśmy, nasz miesiąc miodowy zamieniłby się w miesiąc katorgi.

Westchnęłam cicho. W końcu zatrzymaliśmy się przed drewnianymi drzwiami. Doszłam do wniosku, że prowadzą do miejsca, w którym będziemy spędzać noce, mniej lub bardziej romantyczne. Nie pomyliłam się, Mike pociągnął za klamkę, uchylił wrota i wjechał ze mną do środka.

- To tutaj, jak ci się podoba?

Rozejrzałam się po pokoju utrzymanym w ciepłych kolorach. Po środku stało drewniane łóżko zasłane atłasową, jasno różową, prawie białą pościelą. Mebel ozdabiał bordowy baldachim ze złotymi liśćmi palmowymi. Na podłodze znajdował się dywan w podobnym wzorze, po obu stronach łóżka stały etażerki, a na nich lampki nocne. Pod ścianą dostrzegłam stojące kule, które wręcz czekały na mnie. Co ciekawe, nad łóżkiem, niczym obraz, znajdowało się ogromne akwarium, wypełnione różnokolorowymi rybami. Wyglądało przepięknie.

- Bardzo mi się podoba, szczególnie pomysł z akwarium - przyznałam w końcu, zerkając na męża przez ramię.

- Prawda? Świetne jest! - Mike podszedł do wskazanego przeze mnie miejsca i pokazał istotę, która szczególnie go zachwyciła. - Mamy nawet kraba!

- Serio?! Podjedź tam mną, chcę zobaczyć! - wykrzyknęłam z entuzjazmem i już po chwilę podziwiałam wskazane przez Michaela zwierzę. - Wooow... Nazwijmy go jakoś!

- Jak?

- A bo ja wiem? To ty jesteś kreatywną częścią tego związku.

- Może... Felix.

- Felix? Jak kot?

- Czemu nie?

- W sumie... Lepsze to, niż Puszek. - Zaśmiałam się. - Niech będzie.

- Także, będziemy mieć nad głową Felixa.

- Będzie obserwował każdy nasz ruch... Miałeś dla mnie jeszcze jakąś niespodziankę - przypomniałam.

- Fakt, nie bez powodu znaleźliśmy się w sypialni.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Serce ponownie mi przyspieszyło, a w gardle poczułam nieznośną suchość.

- Czy to to, o czym myślę? - spytałam, z lekką obawą, co usłyszę.

- Zależy, co myślisz - odparł tajemniczo, a ja postanowiłam, że to przemilczę. - W szafach są już nasze rzeczy, jednakże, zabroniłem ruszać bielizny i strojów kąpielowych. Nadal są w walizkach. - Ruchem głowy wskazał bagaże stojące pod ścianą, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. - Drzwi obok prowadzą do garderoby. Wybierz jakiś strój, wrócę tu za pięć minut.

- Okay - odparłam krótko i podjechałam do walizki, którą następnie otworzyłam.

Kątem oka dostrzegłam Michaela opuszczającego pokój. Czyli nie myśleliśmy o tej samej niespodziance... Nie mniej jednak, wyjęłam z przegródki swoje ulubione, intensywnie różowe bikini i skierowałam się do garderoby, uprzednio chwytając w garść kule. Strój nie należał do najdroższych, nie mniej jednak, bardzo mi się podobał i czułam do niego swego rodzaju sentyment. Z trudem udało mi się wcisnąć w kostium i jestem pewna, że przebranie się zajęło więcej niż pięć minut, gdyż, gdy opuściłam garderobę, Michael siedział wygodnie na łóżku. Sprawiał wrażenie, jakby czekał na mnie dłuższą chwilę. Co ciekawe, miał na sobie ten sam strój, w którym opuścił sypialnię.

- Myślałam, że chciałeś się w spokoju przebrać i dlatego wyszedłeś z pokoju - wypaliłam. - Jeśli chodziło tylko o mnie, mogłeś zostać...

- Nie chciałem ci przeszkadzać.

Ale mogłeś pomóc - odparłam w myślach.

- Właściwie, dlaczego ty się nie przebrałeś?

- Przebrałem się.

- Jakoś nie widzę...

- Chodźmy, wszystko jest już przygotowane.

Spojrzałam na niego z wyrzutem, nie lubiłam, gdy zmieniał temat, ale pokornie dałam mu się prowadzić. Dotarliśmy na taras, znajdujący się po drugiej stronie posiadłości. Tam, na samym środku stało jacuzzi z rozgrzaną wodą pełną pachnących bąbelków, które niemal wołało nas do siebie. Dookoła rozsypane były płatki róż, a tuż obok znajdowała się taca z dwoma kieliszkami, czerwonym winem, miską pełną truskawek w czekoladzie i talerz uroczych, małych kanapeczek w kształcie serduszek.

- Zapraszam na kolację. - Uśmiechnął się szeroko Michael.

Zaniemówiłam, dosłownie. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, czując jak jakieś niewidzialne macki ściskają mnie za gardło. Do oczu napłynęły mi łzy wzruszenia, które po chwili stoczyły się wolno po policzkach.

- Boże, skarbie! - Mike ukląkł przede mną, chwytając moje dłonie. - Dlaczego płaczesz? Coś się stało? Nie podoba ci się? - Z tym pytaniem rozkleiłam się na dobre, zalewając łzami.

Michael przytulił mnie do swojej piersi i bez słowa zaczął gładzić po głowie. Wiedział, że zawsze, gdy trochę się uspokoję, powiem mu, co leży mi na sercu. Tak było i tym razem.

- To wszystko jest takie piękne - wyszeptałam, pociągając przy tym nosem. - To cudowne, że tak się starasz, ale... Czuję się głupio, bo ja nic dla ciebie nie przyszykowałam.

- Dajesz mi swoją miłość, to wystarczy.

- Nie, Michael. W związku powinny angażować się dwie osoby, a u nas to ty ciągle mnie rozpieszczasz... Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłam.

- Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, nie licząc Susie, Janet i mojej mamy. - Uśmiechnął się niepewnie. - Nie musisz zasługiwać na to, by zajmować ważne miejsce w moim sercu.

Oparłam głowę o jego ramię i chlipnęłam pod nosem po raz ostatni.

- Już? Dobrze? Możemy korzystać z mojej niespodzianki? - Kiwnęłam głową, lecz po chwili zdałam sobie sprawę z jednego małego szczegółu.

- Mike, nie wejdę do tego jacuzzi, nie jestem w stanie.

- A kto mówił, że masz do niego wejść?

Spojrzałam na niego nieufnie, a ten niespodziewanie wziął mnie na ręce, przez co upuściłam na ziemię kule, które odbiły się z hukiem od podłoża. Pisnęłam zszokowana, choć powinnam była już się do tego przyzwyczaić. Michael ostrożnie posadził mnie w ogromnej wannie, upewniając się, że na pewno jest mi wygodnie.

- Rozumiem, że ty będziesz siedzieć w jacuzzi w pełnym umundurowaniu? - Zmierzyłam go wzrokiem, przyglądając się czarnym spodniom, eleganckiej koszuli, u góry ozdobionej złotymi liśćmi laurowymi, czarnym mokasynom i białym skarpetkom.

- Nie - odparł krótko i zaczął rozpinać górę swojego stroju.

Zadrżałam, przełykając przy tym ślinę, lecz starałam się szybko opanować, stwarzając pozory niedostępnej. Nie chciałam dać po sobie poznać, jak bardzo brakowało mi widoku jego pół nagiego ciała. Westchnęłam cicho, dyskretnie obserwując każdy jego ruch.

Począwszy od zdjęcia koszuli, poprzez rozpięcie spodni, aż po zsunięcie skarpetek ze stóp. Serce biło mi tak mocno, że odniosłam wrażenie, jakby można je było usłyszeć w centrum Los Angeles. W końcu Mike ostrożnie wszedł do jacuzzi i przysunął do mnie.

- Mam rozumieć, że cały czas miałeś na sobie kąpielówki? - Przymrużyłam oczy.

- Tak - odparł nieśmiało, krzyżując przy tym ręce na piersi, jakby chciał zakryć nagi tors.

- Coś mi to przypomina, wiesz? - Chwyciłam jego ręce, nie pozwalając mu tym samym na przesadne skrępowanie.

Położyłam jego dłonie na kolanach, a sama zaczęłam jeździć kciukiem wzdłuż klatki piersiowej męża. Szczególnie, w miejscach przebarwień na skórze, które były jednym z jego największych kompleksów.

- Co takiego?

- Kilka lat temu, gdy siedzieliśmy razem w jacuzzi, gdy pierwszy raz zobaczyłam cię bez koszuli... Byłeś tak samo skrępowany.

Miałam ochotę usiąść mu na kolanach, wycałować tors, zacząć od szyi, a skończyć na podbrzuszu, jednak bałam się ruszyć. Moje kości nie były w idealnej kondycji, większy ruch sprawiał mi ból, przez co czułam się jak kłoda, bezwartościowy kawałek drewna, którym nie można rozpalić choćby płomyczka, a co dopiero mówić o prawdziwym żarze namiętności.

- Z resztą... Nieważne - dodałam po chwili, czując, że jakiekolwiek próby podniecenia męża nie przyniosą zamierzonego rezultatu.

- Mamy dwa rodzaje kanapek - zmienił temat tak nagle i to na tak, wydawałoby się, błahy, że miałam ochotę się roześmiać. Nie tyle z rozbawienia, co bezsilności. - Są z serem i pasztetem sojowym...

- Właśnie widzę. - Odchyliłam się lekko, by spojrzeć w stronę wspomnianych przez niego przysmaków. - Wyglądają przepysznie i są takie urocze...

- Na które masz ochotę?

- Sama nie wiem... Może na pierwszy rzut pójdzie pasztet?

- Jak sobie życzysz madame. - To mówiąc, sięgnął po talerzyk, na którym ułożono kanapeczki i chwycił tą wybraną przeze mnie. - Otwórz buzię...

Posłusznie wykonałam polecenie i ugryzłam kawałek kanapki. Była nie tylko z pasztetem, miała też różnego rodzaju warzywa. Sałatę, pomidora, rzodkiewkę... Wydawała się tak prosta, a zarazem tak przepyszna. Ja również chciałam zadbać o to, by mój mężczyzna nie poszedł spać głodny. Mike wybrał kanapkę z serem.

- Iiiiii leci samolocik! - wykrzyknęłam rozbawiona, ładując posiłek do ust męża.

Michael wziął potężny kęs, a przy drugiej udał, że chce odgryźć mi palca, co wywołało u mnie niekontrolowany napad śmiechu. Zamiast tego chwycił moją dłoń i zacząć całować palce, w których sekundę temu trzymałam kanapkę. Spędziliśmy razem sporo czasu jedząc truskawki w czekoladzie, żartując. Opróżniliśmy wspólnie połowę butelki z winem, lecz to nie pomogło w większym zbliżeniu się do siebie. Starałam się udawać, że wszystko jest okay, mimo że prawda była zupełnie inna. Nie mogę powiedzieć, że nie byłam szczęśliwa, ponieważ na prawdę bardzo podobała mi się niespodzianka Michaela i kochałam spędzać z nim czas, czegokolwiek byśmy nie robili. Chciałam tylko... Zamienić niewinne cmoknięcia w usta na namiętne pocałunki, a delikatne przytulenia na tonięcie w jego ramionach. Chciałam... Znów go poczuć tak blisko, jak nikogo nie czułam. Kiedy wyszliśmy z jacuzzi, Mike wykąpał się i położył na łóżku, sięgając po książkę, by poczytać przed snem, postanowiłam działać. Doszłam do wniosku, że problem może leżeć we mnie. Być może, kiedy urodziłam Susie, nie pociągam go tak, jak dawniej. Zaczął traktować mnie bardziej jak matkę swojej córki, niż obiekt pożądania, od którego nie tak dawno nie był w stanie oderwać się choćby na pięć minut. Przejrzałam się w lustrze. Nie wydawało mi się, bym przytyła po ciąży, a nawet jeśli, to nieznacznie. Może to kwestia fryzury? Makijażu? Perfum? Wzięłam szybki, odświeżający prysznic, spryskałam się ulubionymi perfumami Michaela, zrobiłam delikatny makijaż, który niegdyś bardzo mu się podobał. Rozczesałam włosy i, jakby tego było mało, nałożyłam krótką, seksowną koszulę nocną. Powoli otworzyłam drzwi od łazienki i dokuśtykałam do sypialni, starając się być przy tym na tyle ponętna, na ile pozwalały mi kule... Jednakże, Mike i tak nie zauważył moich starań. Kiedy znalazłam się w sypialni, zastałam swojego męża pochłoniętego lekturą. Nawet nie zauważył, gdy wtarabaniłam się na łóżko i położyłam obok. Przez chwilę milczałam, wpatrując tępo w sufit, lecz w końcu... Chwyciłam książkę, którą właśnie czytał mój mąż, wyrwałam mu ją z rąk i położyłam na szafeczce obok łóżka. Michael nie ukrywał zaskoczenia i już chciał coś powiedzieć, gdy, zaciskając przy tym zęby, powstrzymując łzy napływające mi do oczu z bólu, zbliżyłam się do niego, opierając ciężar ciała na rękach i złożyłam soczysty, namiętny pocałunek na jego wargach. Mike z początku go nie odwzajemnił, lecz po chwili poczułam, jak zatraca się w nim coraz bardziej. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, jego dłoń zaczęła wędrować po moich plecach w stronę pośladków. Uśmiechnęłam się pod nosem i założyłam jego niesforne loki za ucho. Moja ręka powoli gładziła jego tors, a palce ostrożnie zaczęły rozpinać guziki od piżamy, gdy nagle... Mike odsunął mnie od siebie, strącając niczym irytującą muchę, tak, że wylądowałam na plecach, sycząc z bólu. Miałam ciemno przed oczami, a do oczu napłynęły mi łzy, ale to nie było w tamtym momencie istotne.

- Przepraszam - wymruczał, zrywając się z łóżka jak poparzony i wybiegł z pokoju.


Od autorki

Kochani, nadeszła wiekopomna chwila - powracam z rozdziałem. Przepraszam za swoją nieobecność, ale tak, jak pisałam na profilu, co część z Was przeczytała, ten rok nie należy do najlepszych. Staram się jednak ogarnąć, a Michael jak zawsze najbardziej mi pomaga. Zawsze w trudnych dla mnie chwilach, włączam jego muzykę, czy koncerty. Trochę popłaczę, dodatkowo poużalam się nad sobą i nad tym, że nigdy go nie zobaczę na żywo, ale ostatecznie czuję się po tym psychicznie lepiej. Magia Michaela Jacksona, co tu więcej mówić? ☺️ Rozdział wyszedł długi, ale mam nadzieję, że warto było czekać. Postaram się ogarnąć i mam nadzieję, że kolejną część uda mi się wstawić szybciej. Do następnego 💗

PS. Wyobraźcie sobie tamto zdjęcie Michaela bez koszuli w kręconych włosach, bo takie powinno być, zgodnie z ff 😏😂

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top