Rozdział III
Świąteczne piosenki rozbrzmiewały wraz z moim głosem w całym domu, kiedy przystrajałyśmy z mamą wigilijny stół. Do rozpoczęcia uroczystej kolacji pozostała niecała godzina.
– Teraz wygląda świetnie – skomentowała mama z uśmiechem na twarzy, kiedy zakończyłyśmy swoją pracę. – Myślę, że czas się przebrać – zwróciła się w moją stronę.
– Tak, zrobiłyśmy kawał dobrej roboty – skwitowałam. – W takim razie zajmuję łazienkę – oznajmiłam i już biegłam schodami do góry. Moja mama spojrzała na mnie z rozbawieniem i pokręciła głową.
– Tylko nie za długo – krzyknęła za mną. Wzięłam bardzo szybki prysznic. Pozwoliłam sobie na wyrazistszy makijaż niż zawsze i stanęłam przed szafą, zastanawiając się co na siebie założyć. Po kilkuminutowym przeglądaniu garderoby, stwierdziłam, że ubiorę bordową sukienkę. Rękawy oraz dekolt były wykonane z koronki. Dół był delikatnie rozkloszowany i sięgała mi do kolan. Moja mama postawiła na granatową sukienkę z kopertowym dekoltem. Prezentowałyśmy się bardzo elegancko. O umówionej godzinie dotarli nasi goście, czyli moi dziadkowie od strony mamy i taty. Taką oto wspaniałą szóstką spędzaliśmy tegoroczną Wigilię. Podzieliliśmy się opłatkiem, uraczyliśmy się przepysznym barszczem z uszkami oraz skosztowaliśmy, jak tradycja nakazuje, chociaż po odrobinie każdej z dwunastu potraw. W moim przypadku było ich dziesięć, bo niestety nie zjem ryby po grecku, ani ryby w galarecie. Naszą rodzinną tradycją było także zaśpiewanie kolędy przed otrzymaniem prezentu. Założyłam czerwoną czapkę z białym pomponem i byłam naczelną Mikołajką, która porozdawała upominki, kiedy już każdy odśpiewał swoją kolędę. Rozpakowywanie prezentów rozpoczęły moje babcie. Babcia Irenka, to mama mojej mamy i gwiazda w czystej postaci! Uwielbia się elegancko ubierać, najlepiej we wszystkie odcienie różu. Zawsze się upewnia, czy dane ubranie jest jeszcze modne, zanim je ubierze. Jest w gorącej wodzie kąpana, bo jak tylko zobaczy jakąś rzecz, od razu musi ją mieć, nieważne, że ostatecznie użyje ją tylko kilka razy. Zapisuje sobie wszystko w notatniku i dzięki temu, jak czegoś nie pamiętamy, to babcia jest skarbnicą wiedzy. Zna się na smartfonie i czyta sobie różne nowinki. Uwielbia rozwiązywać krzyżówki i przeczytała całą serię Harrego Pottera! W prezencie dostała koc elektryczny, piękną, łososiową bluzkę, zapas krzyżówek, różowy notatnik kołowy, żeby mogła dalej zapisywać wszystkie aktualności i ulubione słodkości. Była zachwycona.
– Piękne prezenty, dziękuję wam wszystkim – mówiła uradowana. Następna w kolejności była babcia Marysia, czyli mama mojego taty. Cudowna kobieta, przy której można było zawsze psychicznie odpocząć. Spokojna, stonowana, ale bardzo radosna. Jej życiem jest działka rekreacyjna znajdująca się na obrzeżach Torunia, którą uprawia wraz z dziadkiem. Dzięki niej zawsze mamy świeże warzywa, owoce i piękne bukiety różnych kwiatów. W związku z tym, że jej córki, a moje ciocie wraz z rodzinami, mieszkają za granicą, musiała nauczyć się korzystać z komputera, żeby mieć z nimi kontakt. Początki były trudne, ale teraz nikt jej nie zagnie! Skype'a ma w małym paluszku, a dodatkowo jest na bieżąco ze wszystkimi informacjami i wydarzeniami. Często szuka przepisów kulinarnych, dzięki czemu, jak się z nią widzę, zawsze uraczy mnie jakimiś smakołykami. Jako prezenty otrzymała nowy mikser, zeszyt, żeby mogła sobie zapisywać lub wklejać przepisy, bo ten, który posiada, jest już bardzo wysłużony. Dodatkowo zapas krzyżówek, świeczkę zapachową i oczywiście ulubione słodycze.
– Cudowne prezenty, dziękuję wszystkim i zapraszam was na gofry. Mam teraz taki piękny mikser, to trzeba go wykorzystać – była zachwycona i śmiała się szczerze. Przyszła kolej na dziadka Krzysia, to mąż babci Irenki. Jest złotą rączką i zapalonym wędkarzem. Przy domu posiada ogródek, w którym uprawia warzywa, a także kilka drzewek owocowych. Babcia dotrzymuje mu towarzystwa i podziwia, bo jak to mówi, nie lubi grzebać w ziemi. Ma ogromną wiedzę i nie zagnie się go żadnym hasłem krzyżówkowym. W prezencie dostał nową wędkę z akcesoriami, aż mu się oczy zaświeciły ze szczęścia. Dodatkowo również kilka krzyżówek, słodycze i zapas jego ulubionych maszynek do golenia.
– Melka, teraz będziesz już musiała ze mną jechać na ryby, żeby wypróbować nową wędkę – mówił radosnym tonem.
– Oczywiście, że z tobą pojadę, tylko niech się zacznie wiosna – zaśmiałam się. – Bo ja się nie nadaję na łowienie ryb w przeręblach – cała rodzina wtórowała mi śmiechem. Uwielbiałam wędkarskie wypady z dziadkiem. Bardzo mnie to odprężało.
– Załatwione – skomentował dziadek. Przyszedł czas na dziadka Romka, czyli męża babci Marysi. Jest duszą towarzystwa, już wiem za kim mój tata to ma. Jak byłam młodsza, to każda rodzinna impreza kończyła się śpiewem i koncertem na dwie gitary, z których jedną operował mój tata, a drugą dziadek. Jego życiem jest działka rekreacyjna, tak jak i babci. Uwielbia jeździć na grzyby i spędzać czas aktywnie, na świeżym powietrzu. To on nauczył mnie jeździć samochodem, bo w przeszłości był egzaminatorem na prawo jazdy. Może smykałkę do muzyki i prowadzenia auta odziedziczyłam właśnie po nim? Kto wie. W prezencie dostał nowe nakolanniki do pracy w ogrodzie, bo te aktualne z pewnością nie chronią już jego kolan, ma je chyba z sentymentu. Ponadto, ciepłe, kolorowe skarpety, w których się bardzo lubuje. Ulubiony perfum i słodycze.
– Mela, przyznaj się, że skarpetki sama mi wybierałaś? – uniósł brew i spojrzał na mnie z radością w oczach.
– No pewnie dziadku, a kto inny mógłby wyszukać, takie szalone, muzyczne wzory, jak nie ja – zaśmiałam się. Dziadek pokręcił głową z niedowierzaniem, ale ja wiedziałam, że cieszył się z nich jak dziecko. Przyszła kolej na otwieranie prezentów przez moją mamę. Od swoich rodziców dostała piękny, czerwony szal, a do tego w komplecie były eleganckie rękawiczki i ukochane Raffaello. Od teściów małą, czarną torebkę, o której marzyła i włożoną w nią mleczną czekoladę z orzechami. Ode mnie zaś, karnet na masaże relaksacyjne, bo wiecznie siedzi w tej pracy i nie ma czasu dla siebie.
– Cudowne prezenty, dziękuję wam bardzo kochani – mówiła mama ze szczerym uśmiechem na twarzy – wszystko jest idealne. Twoja kolej kochanie – powiedziała mama zwracając się do mnie. Na mnie czekała jedna paczka od wszystkich zgromadzonych i taty. Szczerze mówiąc nie mogłam się doczekać, aż to otworzę. Paczka była dość ciężka, owinięta ozdobnym, świątecznym papierem i przewiązana wstążką. Doczepiona była też koperta. Kiedy odrywałam ją od papieru, spojrzałam pytająco na moją rodzinkę, a oni tylko uśmiechali się pod nosem i z napięciem oczekiwali mojej reakcji. W środku koperty znajdowała się ozdobna kartka napisana przez mamę: "Kochana córeczko, wszyscy wiemy jak ważna jest dla Ciebie muzyka. Dlatego postanowiliśmy całą rodziną złożyć się na ten prezent. Mamy nadzieję, że w końcu usłyszymy Twoje nagrania na YouTube, o które tak ciągle zabiegamy. Otwórz się na innych, nie pisz tylko do szuflady, naprawdę chcemy, żeby świat usłyszał Twój głos. Wszyscy w Ciebie wierzymy, uwierz też sama w siebie!". Czytając tą kartkę, łzy wzruszenia same cisnęły się do oczu. Spojrzałam jeszcze raz po wszystkich i rzuciłam do odpakowywania prezentu. Kiedy zobaczyłam pudełko, moje serce stanęło. Dostałam najprawdziwszy, profesjonalny mikrofon do nagrywania wokalu. W zestawie dołączony był miękki futerał, elastyczny uchwyt, pop-filtr i przewód mikrofonowy. Ostrożnie wyciągnęłam z pudełka to cudo. Patrzyłam na niego oniemiała.
– Nie wiem co mam powiedzieć, bo dziękuję jest stanowczo niewystarczające – patrzyłam na wszystkich po kolei, pozwoliłam popłynąć łzom szczęścia, które rozmyły mój makijaż. – To najlepszy prezent jaki mogłam sobie wymarzyć – mówiłam przerwanym głosem. Sama już jakiś czas zbierałam na ten mikrofon i jeszcze dodatkowy statyw, żeby łatwiej mi było nagrywać. Chciałam się w końcu przemóc i wrzucić swoją twórczość do Internetu. Postanowiłam, że jak już będę miała ten wymarzony sprzęt, to nie będę się więcej od tego wykręcać. No i proszę, już nie mam wyjścia. Ostrożnie odłożyłam mikrofon do pudełka, wstałam od stołu i każdego po kolei uściskałam.
– Żebyś przypadkiem już nie miała żadnej wymówki przed rozpoczęciem nagrywania – mama zaczęła mówić – to mamy dla ciebie dodatkowo coś jeszcze – uśmiechnęła się znacząco i poszła do pokoju obok salonu, w którym siedzieliśmy. Po chwili wróciła z podłużnym pakunkiem. – Nie mogłam położyć tego pod choinką, bo od razu byś wiedziała, co dostaniesz, a tak to przynajmniej stopniujemy ci emocje – śmiała się szczerze. – Tutaj są dwa statywy – kontynuowała, a ja stałam jak sparaliżowana i mogę przysiąc, że moja szczęka w tej chwili dotknęła podłogi. – Jeden z nich jest po to, abyś mogła założyć na niego swój mikrofon. Drugi jest w zestawie z pilotem, żebyś mogła nagrać się jak grasz, nie odchodząc od pianina, tylko wciskając jeden guziczek, który sprawi, że twój telefon zacznie nagrywać. – Mama podała mi prezent, rozpakowałam go z prędkością światła i po chwili skakałam ze szczęścia jak mała dziewczynka! Moja rodzina oszalała kupując mi taki zestaw.
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – krzyczałam uradowana i drugi raz wszystkich ponownie przytuliłam i ucałowałam.
– Irenka, teraz będziemy mogły ją oglądać w Internecie – powiedziała babcia Marysia, do siedzącej obok niej babci Ireny. – Będziesz musiała nam pokazać, jak cię tam włączyć – skierowała do mnie te słowa.
– Wszystko wam pokażę, nie ma sprawy - mówiłam uradowana i nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła wypróbować te wszystkie cuda, które dostałam.
– Chyba dzisiaj nie zaśniesz – moja mama patrzyła na mnie oczami pełnymi łez. – Uwierz w siebie kochanie, tak jak my wierzymy w ciebie – powiedziała i mocno mnie przytuliła. Reszta Wigilii minęła na jedzeniu, śpiewaniu kolęd, jedzeniu, wypróbowaniu mikrofonu, czy aby na pewno działa, jedzeniu, anegdotach dziadka Romka, jedzeniu i w końcu na godzinnym żegnaniu się. Kiedy posprzątałyśmy z mamą cały ten rozgardiasz, usiadłyśmy w salonie na sofie z kubkami pełnymi owocowej herbaty. Położyłam jej głowę na ramieniu.
– Na co ja teraz będę zbierać kasę? – zaśmiałam się, patrząc na znajdujący się przed nami kominek, który powoli dogasał.
– Na pewno wpadnie ci do głowy jakiś kolejny świetny pomysł – odpowiedziała moja rodzicielka, wtórując mi śmiechem.
– Wiesz, że jeśli nagram coś na YouTube, to nie znaczy, że będę sławna? – śmiałam się dalej.
– Ważne, że się odważysz. To pierwszy krok do tego, żeby cię ktoś zobaczył i posłuchał – odpowiedziała.
– Masz rację, muszę się w końcu przełamać - westchnęłam. Posiedziałyśmy jeszcze chwilę i rozeszłyśmy się do łóżek. Przez natłok emocji nie mogłam zasnąć. Wiele myśli kotłowało się w mojej głowie. Czy aby na pewno powinnam się odważyć pokazać ludziom? Czy mój głos i gra są wystarczająco dobre, żeby mnie nie wyśmiali? W końcu jestem tylko samoukiem. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudził mnie dźwięk telefonu. Dzwonił tata z życzeniami świątecznymi. Pogadaliśmy chwilę, podziękowałam z całego serca za prezent i obiecałam, że pomogę przygotować urodziny mojego młodszego, przyrodniego brata. Do południa zastanawiałam się w jaki sposób nagrać swoje pierwsze wideo. Miałam cały potrzebny sprzęt, ustawiłam sobie statyw na telefon naprzeciwko pianina. Statyw do mikrofonu ustawiłam z prawej strony instrumentu. Nie potrzebowałam piecyka, ani miksera, ponieważ mikrofon miał kabel USB, dzięki któremu łączył się z laptopem. Już wcześniej czytałam też o kilku programach, dzięki którym można tworzyć ścieżki dźwiękowe. Wiedziałam, że będę nagrywać osobno dźwięk i obraz, potem będę sklejać to w programie, a kiedy będę chciała dograć drugi głos, po prostu dodam kolejną ścieżkę dźwiękową. Przestudiowałam wszystko, zostało usiąść do pianina i nagrać. Na samą myśl bolał mnie żołądek. Postanowiłam jeszcze chwilę to odwlec i zeszłam na dół do mamy. Dzisiaj dziadkowie przychodzili już na obiad, więc pomogłam jej w kuchni. Atmosfera przy stole była jak zawsze znakomita. Oczywiście mojej babcie pytały, gdzie mogą mnie znaleźć w Internecie, więc musiałam się tłumaczyć, dlaczego jeszcze nic nie nagrałam. Rano napisałam też do moich przyjaciółek. Pochwaliłam się im, co dostałam na święta, więc od razu kazały mi zacząć nagrywać i nie zastanawiać się nad niczym innym. Gdy wieczorem dotarłam z powrotem do pokoju cały sprzęt stał, tak jak go ustawiłam rano. Usiadłam przy pianinie i westchnęłam. – Jak teraz tego nie zrobisz, to już się nie przełamiesz – wyszeptałam do siebie. Zagrałam sobie kilka piosenek, żeby się rozegrać i rozśpiewać. W końcu wzięłam głęboki oddech, powoli wypuściłam powietrze. Moja ręka sama kliknęła na małym pilocie przycisk uruchamiający wideo. Kiedy położyłam palce na klawiaturze pianina, jak zawsze byłam w innym świecie. Zapomniałam, że nagrywam, po prostu popłynęłam. Nie chciałam na samym początku wrzucać do sieci swoich utworów, więc postanowiłam nagrać cover piosenki Spójrz, zespołu LemON. Kiedy zakończyłam i przesłuchałam nagranie, stwierdziłam, że trzeba powtórzyć. Po kilku próbach, wreszcie się udało. Wysłałam audio moim przyjaciółkom, z prośbą o obiektywną ocenę. Obie były zachwycone, tak samo jak ich mężczyźni. Moja mama także była wzruszona, kiedy puściłam jej nagranie mojego głosu. Tata odpisał mi SMS o treści: Nad czym Ty się jeszcze córeczko zastanawiasz? Po usłyszeniu od moich najbliższych pozytywnych opinii, które miałam nadzieję są prawdziwe, a nie tylko podnoszące moją samoocenę, wrzuciłam swój pierwszy film na YouTube. Stało się. Odważyłam się także udostępnić link na moim profilu na Facebook. Po chwili dostałam powiadomienie, że moje przyjaciółki i ich faceci, poczynili ten sam krok. Czekałam na jakąś reakcję z zewnątrz. W międzyczasie postanowiłam wziąć prysznic. Strumienie ciepłej wody spływały po moim ciele, a ja czułam jak wraz z nimi znika całe napięcie. Czułam się szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa, że przełamałam swój strach. Przeglądając ponownie mój portal społecznościowy, pojawiło się kilka powiadomień o polubieniu mojego wideo, a także kilka pozytywnych komentarzy. Zasnęłam z uśmiechem na twarzy, byłam z siebie dumna.
Kolejny dzień zapowiadał się bardzo ekscytująco, gdyż miałam poznać wybranka serca mojej mamy. Moja rodzicielka od rana biegała po całym domu, ciągle coś poprawiając. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam ją tak zestresowaną. Artur zaproszony był na obiad, więc przygotowałyśmy trzy rodzaje mięsa, bo moja mama nie mogła zdecydować się na jedno, modrą kapustę oraz gotowane ziemniaki. Kiedy składałam serwetki, żeby położyć je przy każdym talerzu, do drzwi zadzwonił nasz gość. Moja mama zanim otworzyła drzwi, zerknęła w lustro i wygładziła swoją czerwoną sukienkę. Ustaliłyśmy, że będę po prostu czekać w salonie, żeby mogła mi go oficjalnie przedstawić. Rozkładałam sztućce, kiedy w wejściu do salonu stanął on.
- Melka, poznaj Artura – powiedziała moja mama zdenerwowanym głosem, ale z uśmiechem na twarzy. Wpatrywałam się w naszego gościa z niemym przerażeniem, ale on szeroko się do mnie uśmiechał.
– Dzień dobry panie doktorze – odpowiedziałam po chwili krępującej ciszy. Moja mama wpadła w panikę. Patrzyła raz na mnie, raz na niego.
– Panie doktorze? – była w totalnym szoku.
– Witaj Amelio – odpowiedział wciąż się do mnie uśmiechając, jakby ta krępująca sytuacja wcale nie miała aktualnie miejsca. – Standardy zachowajmy na uczelni. Dzisiaj przyszedłem tutaj w innej roli. Tak więc, miło mi cię oficjalnie poznać – wyciągnął do mnie dłoń. Przyjęłam uścisk nadal wgapiając się w najprzystojniejszego doktora na mojej uczelni. – Mów mi Artur – jego uśmiech był zaraźliwy, więc po chwili, ta sytuacja wydawała mi się wręcz groteskowa, a nie krępująca.
– Mi również – odpowiedziałam w końcu. Moja mama stała jak sparaliżowana. Szok malował się na jej twarzy. – Cieszę się, że w końcu do nas zawitałeś – powiedziałam z uśmiechem, chociaż dziwnie mi było zwracać się do niego po imieniu. – Mamo, czy mogłabyś się już uśmiechnąć? – patrzyłam na nią z rozbawieniem. – Już sobie wszystko wyjaśniliśmy.
– Mela... - urwała – ja nie miałam pojęcia, że on cię uczy – powiedziała to praktycznie szeptem.
– To chyba nic nie zmienia prawda? – skierowałam pytanie do Artura. – Nie będę miała przez to przechlapane? – doktorek zaczął się śmiać.
– Absolutnie to nic nie zmienia – odpowiedział. - Wiadomo, że na uczelni będziemy musieli przez te ostatnie pół roku zachować pozory, ale nie zamierzam w żaden sposób traktować cię inaczej niż innych studentów. Poza tym, jesteś zawsze przygotowana i nie mam się czego czepiać – zaśmiał się.
– No widzisz mamo – zwróciłam się w jej stronę. – Masz w domu pilną studentkę – próbowałam rozładować to napięcie, które wciąż w niej tkwiło. Ponownie przenosiła swój wzrok na mnie i Artura, a po chwili wybuchła gromkim śmiechem.
– Nie spodziewałam się takiej sytuacji, ale cieszy mnie to, że już się jednak znacie – pokręciła głową z niedowierzaniem. – Rozgość się, ja wracam za moment – powiedziała do Artura.
– No cóż, kto by się tego spodziewał – skomentował. – Amelia Pokorska, córka Sandry Boreckiej. Teraz już wszystko mi się zaczyna powoli układać – kontynuował.
– Mama po rozwodzie wróciła do swojego rodowego nazwiska, ja mam po tacie – dokończyłam jego myśl. Artur Rojski, ma stopień doktora na moim uniwersytecie, a dodatkowo mam z nim zajęcia z prawa w biznesie. To najprzystojniejszy wykładowca na całym UMK. Wzdychają do niego wszystkie kobiety pracujące na tej uczelni, a dodatkowo rzesza studentek. Jest świetnym wykładowcą. Potrafi nam w bardzo ciekawy sposób przybliżyć temat, którym się aktualnie zajmujemy. Ma ogromną wiedzę praktyczną, którą chętnie dzieli się ze swoimi studentami. Zdecydowanie mogę stwierdzić, że to moje najukochańsze zajęcia. Ten uwielbiany przez płeć piękną mężczyzna, podbił serce mojej mamy. Spośród tylu kandydatek, które same pchały się w jego stronę, on wybrał moją mamę! Byłam przeszczęśliwa. W międzyczasie moja rodzicielka przyniosła na stół półmisek z mięsem i zajadaliśmy się pysznym obiadem. Sytuacja się unormowała i spędziliśmy naprawdę przyjemne popołudnie. Po kolacji, zostawiłam zakochaną w sobie po uszy, parę samą i poszłam się pakować. Kolejnego dnia czekała mnie kilkugodzinna podróż do Warszawy.
Zaalarmowana przez budzik, zwlekłam się z łóżka. Poranna toaleta, zapakowanie kosmetyczki i ubranie się, zajęło mi kilkanaście minut. Kawę przelałam w czarny kubek termiczny, ze złotym napisem Espresso Patronum. Do torebki wrzuciłam batonika zbożowego i wodę. Pożegnałam się z mamą i ruszyłam w drogę na PKS. Autobus podjechał o czasie, kupiłam studencki bilet i zajęłam podwójne miejsca w tyle autobusu. Usiadłam przy oknie. Czekała mnie prawie pięciogodzinna podróż do taty. Włożyłam douszne, białe słuchawki i zatraciłam się w głosie Igora Herbuta. Mogłam jechać autem, ale podróż autobusem miała swój urok. Podziwiałam wtedy krajobrazy i kontemplowałam. Za oknem widać było pola pokryte śniegiem. Wpatrywałam się w ten obrazek i nawet nie wiem kiedy przysnęłam. Obudził mnie gwar. No tak, przystanek w Ciechocinku. Tutaj zawsze jest wesoło. Miasto słynie ze wspaniałych sanatoriów. W związku z tym, do autobusu wsiadło mnóstwo wypachnionych i wypielęgnowanych, starszych pań oraz kilku rozbawionych, starszych panów. Mój spokój został zakłócony, nie pomogła nawet głośność w telefonie. No cóż, starałam się dalej wsłuchiwać w głos Igora, który co rusz był zagłuszany przez głośne śmiechy seniorów. Kolejny przystanek był we Włocławku. Wsiadło kolejnych kilkoro pasażerów.
– Przepraszam, czy tu wolne? – usłyszałam męski głos dobiegający z mojej prawej strony. Spojrzałam w stronę pytającego, który uśmiechał się niepewnie, a ja przez chwilę zaniemówiłam. Widziałam w swoim życiu wielu przystojnych facetów, ale ten pobijał ich wszystkich na kolana. Rozwichrzone włosy w kolorze ciemny blond. Idealnie przystrzyżona broda, w delikatnie ciemniejszym odcieniu. Piękne, niebieskie oczy. Stwierdziłam, że za długo się w niego wpatruje i muszę się ogarnąć, chociaż minęła dosłownie sekunda.
– Tak, oczywiście – odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem i wyjęłam słuchawkę z prawego ucha. Czym ja się tak stresowałam? Usiadł obok mnie, a jego ramię przez ułamek sekundy, dotknęło mojego. Poczułam przeszywający mnie po całym ciele prąd.
– Dzięki – odpowiedział już pewniejszym tonem. – Nawet nie wiesz jak mi ratujesz życie – zaśmiał się. Patrzyłam na te jego piękne, białe zęby, jak taka głupia. Jezu, Mela, ogarnij się, bo sobie pomyśli, że jesteś jakaś nienormalna.
– Dlaczego? – zapytałam. Tylko na tyle mnie było stać. Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę pokażesz się ze swojej najlepszej strony. Głos w głowie mówił do mnie, ociekając sarkazmem.
– Jak ostatnio jechałem do Warszawy – zaczął mówić szeptem i pochylił się w moją stronę. Zapach ostrych, męskich perfum uderzył w moje nozdrza. Od teraz to mój ulubiony zapach. – Nigdzie nie było wolnych miejsc i miałem przyjemność siedzieć pomiędzy paniami wracającymi z sanatorium – oczy mu się śmiały jak to opowiadał. – Usłyszałem o ich miłosnych podbojach, o których nie chciałbym nawet wiedzieć, że miały miejsce – kontynuował, a każde jego słowo chłonęłam jak gąbka. – Całą drogę do stolicy pożerały mnie wzrokiem i wciąż poprawiały fryzurę, albo malowały usta szminką. W pewnym momencie obawiałem się o swoje życie, nie polecam – wciąż się śmiał opowiadając to, a ja wiedziałam, że mogłabym do końca życia oglądać ten uśmiech. Musiałam być twarda i zachowywać się normalnie.
– Czyli dzisiaj jestem twoją wybawicielką – zaśmiałam się, patrząc w jego cudowne oczy. Starałam się, żeby mój głos brzmiał jak najnormalniej się da. Chyba mi wyszło, bo jego uśmiech się poszerzył.
– Zdecydowanie – odpowiedział i przyglądał mi się chwilę. Czułam jak jego spojrzenie przeszywa mnie na wskroś. – Przeszkodziłem Ci chyba w słuchaniu muzyki – wskazał głową na słuchawkę, którą wciąż trzymałam w ręce. – Coś ciekawego? – dopytał. Byłam w szoku, że ciągnął dalej rozmowę. Zazwyczaj jak się ktoś do mnie dosiadał w środkach transportu publicznego, to ewentualnie zapytał, czy miejsce obok mnie jest wolne.
– Zależy, co uznajesz za ciekawe – odpowiedziałam i się uśmiechnęłam. Przyjrzał mi się dokładniej. Czułam jak jego spojrzenie pali mnie od środka, więc szybko musiałam coś powiedzieć, żeby pozbyć się tego uczucia. – LemON – powiedziałam. Chwilę milczał.
– Igor Herbut ma potężny głos – odpowiedział. – Też znam ich twórczość. Widzę, że lubisz słuchać dobrej muzyki – posłał mi ten piękny uśmiech. Kiedy odpowiedziałam, że LemON, nie sądziłam, że usłyszę takie słowa. Większość facetów których znam, nie lubi tego zespołu. Uważają, że to takie bezsensowne wydzieranie się.
– Uwielbiam dobrą muzykę – wykrztusiłam z siebie po chwili, będąc w ciężkim szoku.
– Zszokowałem cię? – zapytał prosto z mostu, jakby czytał mi w myślach.
– Szczerze mówiąc, to nawet bardzo – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i oparłam się prawym ramieniem o fotel, żeby spojrzeć w jego stronę. Nagle poczułam jakiś dziwny przypływ pewności siebie. – Spodziewałam się raczej odpowiedzi w stylu, że LemON to nie muzyka, albo bezsensowne darcie – mówiąc ostatnie słowa, zakreśliłam w powietrzu niewidzialny cudzysłów. Zaśmiał się i pokręcił z niedowierzaniem głową.
– Kto ci takie bzdury nagadał? – oburzył się. – Chyba ktoś, kto kompletnie nie ma gustu muzycznego – te śmiejące oczy z pewnością będą śnić mi się po nocach.
– Podobno o gustach się nie dyskutuje – uniosłam brew. – Każdy ma jakieś swoje ulubione gatunki. Przyznam ci jednak rację, że uznanie głosu Igora za bezsensowne darcie, jest świętokradztwem – śmiałam się. Zaczęłam czuć się przy nim swobodnie. Zupełnie jakbyśmy ucinali sobie teraz przyjacielską pogawędkę o muzyce, znając się parę lat, a nie jakieś, góra pół godziny.
– Zapomniałem przy tobie o dobrych manierach – powiedział nagle. Spojrzałam na niego pytająco. – Jestem Adrian, ale mówią na mnie Adi – wyciągnął do mnie swoją dłoń.
– Amelia, ale mówią na mnie Melka, albo Mela, jak wolisz – odwzajemniłam uścisk. Jego dłoń była gładka, a twarde opuszki palców, delikatnie dotknęły mojego nadgarstka. – Grasz na gitarze? – wypaliłam, zanim w ogóle zastanowiłam się, czy powinnam o to zapytać. Zabrałam swoją dłoń i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zrobiło mi się głupio. – Przepraszam, po prostu...
– Poczułaś moje twarde opuszki – dokończył za mnie, spojrzał na swoją rękę i uśmiechnął się pod nosem. – Nie masz za co przepraszać, spostrzegawcza jesteś – przeniósł na mnie swój wzrok. – Tak, gram, Ty też? – zapytał z zaciekawieniem.
– Nie, nie – odpowiedziałam zmieszana i spuściłam wzrok. – To instrument nie dla mnie – zaśmiałam się trochę nerwowo. – Ale mój tata próbował mnie kiedyś uczyć gry, dlatego pamiętam, te twarde opuszki. Gram na pianinie – uśmiechnęłam się delikatnie. Jego oczy się rozszerzyły w niedowierzaniu.
– Serio? To dopiero sztuka – pokiwał z uznaniem głową.
– Dawno temu uczęszczałam na lekcje, ale głównie to jestem samoukiem. Także, nie wiem, czy ma to coś wspólnego ze sztuką – zaśmiałam się.
– Muzyka jest sztuką, więc nieważne na czym grasz, jesteś artystą – odpowiedział filozoficznie. Polubiłam go. – Jaki repertuar preferujesz? Chopin, Bach, Mozart? – mówił z poważną miną.
– Żaden z powyższych. Nie przepadam za muzyką poważną, czy klasyczną – spojrzałam na niego. Zamyślił się. – Odtwarzam już istniejące, gram różne covery – byłam ciekawa jego reakcji.
– To całe szczęście – odpowiedział z ulgą i uśmiechem na twarzy. Spojrzałam pytająco. – Nie znam się kompletnie na muzyce klasycznej i nie wiedziałbym, o czym dalej rozmawiać. Czego jeszcze lubisz słuchać?
– Głownie rock progresywny, alternatywny. Lubię niektóre metalowe kawałki, ale muzyka pop, też ma kilka świetnych – wymieniałam – a ty czego jesteś zwolennikiem? – zapytałam. Przyglądał mi się uważnie.
– Czy jak odpowiem, że tego samego, to dziwnie zabrzmi? – odpowiedział pytaniem na pytanie, uniósł brew i zaczął się śmiać.
– Trochę tak – wtórowałam mu.
– Hm, czyli muszę wymyślić coś innego – udawał, że się zastanawia. Milczał chwilę. – Nic innego nie wymyślę – odpowiedział z udawaną rezygnacją.
– Jakoś to przeżyję – pokręciłam głową. – To w takim razie zadam pytanie inaczej. Jakie zespoły rockowe preferujesz? – na to pytanie od razu się ożywił.
– Z takich bardzo znanych to Queen, Metallica, Nirvana, Guns N' Roses. Jeśli chodzi o polskie to najbardziej lubię Dżem, dodatkowo Perfect, IRA i z pewnością też Happysad – wymieniał te wszystkie zespoły, które tak samo jak on, słuchałam. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie on się podziewał całe moje życie? – Mój przyjaciel zaraził mnie takim jednym, świetnym zespołem zagranicznym, który gra rock alternatywny – kontynuował. – Czekaj, zaraz znajdę mój ulubiony kawałek – wyciągnął telefon i zaczął w nim szperać. W międzyczasie ja wyciągnęłam słuchawki ze swojego smartfona i podałam mu końcówkę kabla, żeby móc podłączyć je pod swój telefon. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Jednocześnie wziął ten kabel z mojej dłoni. Kiedy znowu poczułam jego palce na swoich, przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Po chwili każdy z nas miał po jednej słuchawce w uchu. Zrobiliśmy to tak automatycznie, jakbyśmy się umówili, że będziemy słuchać razem tego kawałka, na moich słuchawkach. – Posłuchaj i oceń – powiedział i po chwili w moim prawym uchu rozległy się pierwsze dźwięki pianina i ja już wiedziałam, że to jest mój ukochany Dream Theater. Spojrzałam na niego i właściwie nie wiedziałam, co wyraża teraz moja twarz. Zdziwienie, niedowierzanie, szok? Jak to jest możliwe, że ten siedzący obok mnie, obłędnie przystojny facet, słucha dosłownie tego samego co ja? To przecież było irracjonalne.
– Forsaken – powiedziałam szeptem, kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki. Adrian spojrzał na mnie z tak samo nieodgadnionym wyrazem twarzy, jak ja na niego.
– Znasz to? – jego oczy wyrażały szok, podziw i radość w jednym.
– Oczywiście, że znam – odpowiedziałam. – Uwielbiam Dream Theater – patrzyliśmy na siebie nic nie mówiąc, a w naszych uszach właśnie brzmiały słowa piosenki:
Look in my eyes and take my hand.
Forsaken,
Fly away with me tonight.*
– Drodzy państwo, za 5 minut nasza podróż dobiegnie końca, proszę sprawdzić, czy zostały zabrane wszystkie rzeczy ze środka autobusu. Po wyjściu proszę kierować się na prawą stronę, gdzie będziemy wydawać bagaże. Życzymy miłego dnia – z zamyślenia wyrwał nas głos kierowcy. Totalnie zapomniałam, że jechałam autobusem pełnym ludzi. Nawet nie wiem, kiedy zleciała mi ta podróż, tak dobrze nam się rozmawiało.
– Mieszkasz w Warszawie? – zapytał nagle i podrapał się w tył głowy.
– Nie, przyjechałam tu do rodziny. Mieszkam w Toruniu – odpowiedziałam. Jego telefon leżał częściowo na moim udzie, więc wyjęłam swoje słuchawki i podałam mu go.
– Czyli spędzasz Sylwestra w stolicy? – odebrał ode mnie swój telefon, ponownie muskając moją dłoń.
– W zasadzie to nie. Wracam z powrotem do Torunia dzień przed – jego oczy momentalnie się ożywiły. W tym momencie autobus zatrzymał się na przystanku docelowym, a wokół nas zrobił się gwar.
– O której? – zapytał od razu, a ja spojrzałam na niego zdziwiona i ubierałam kurtkę.
– 15:30 – odpowiedziałam. Jego usta ułożyły się w szerokim uśmiechu.
– W takim razie do zobaczenia, ponieważ wracam tym samym autobusem – powiedział. Moje serce przyspieszyło. Czyli go jeszcze spotkam! Wyszliśmy z autobusu, kierując się w prawą stronę, aby odebrać bagaże. W związku z tym, że seniorzy mieli mnóstwo walizek, chwilę czasu, zajęło kierowcy dopchanie się do naszych.
– Miło będzie mieć towarzystwo w drodze powrotnej – odwzajemniłam uśmiech.
– Miło było Cię poznać Melka – puścił mi oko i zawadiacko uśmiechnął. Pan kierowca podał nam nasze bagaże.
– Z wzajemnością Adi – odpowiedziałam i każde z nas ruszyło w swoją stronę. Szłam z szerokim uśmiechem na twarzy w stronę niedalekiego parkingu, na którym miał czekać mój tata. To było tak niesamowite przeżycie, że musiałam się uszczypnąć, żeby uwierzyć, że było prawdziwe.
– Mela! – usłyszałam głos przyrodniego brata i widziałam jak biegnie w moją stronę.
– Cześć urwisie – kucnęłam, a chłopiec wpadł w moje ramiona i mocno przytulił.
– Nie mogłem się już doczekać, aż przyjedziesz – mówił rozemocjonowany, gdy szliśmy w stronę auta. – Nie uwierzysz co dostałem na święta.
– Co takiego? – zapytałam z ciekawością, chociaż doskonale zdawałam sobie z tego z sprawę.
– Xbox! – krzyknął uradowany – Mogę teraz grać, w co tylko chce. Mam taką super grę, którą ci pokażę, jak przyjedziemy do domu – mały gadał jak najęty. Doszliśmy do auta. Mój tata patrzył na nas z miłością w oczach.
– Koniecznie muszę to zobaczyć, będę mogła z tobą pograć? – zapytałam, a jego mina wyrażała niedowierzanie.
– Naprawdę chcesz? – zapytał.
– Oczywiście – odpowiedziałam, a mój brat zaczął skakać z radości. – Hej tato – zwróciłam się w stronę przystojnego, delikatnie siwawego pana, który stał oparty o samochód.
– Nareszcie jesteś – przytulił mnie mocno. Zdjął torbę z mojego ramienia i schował do bagażnika. – Co tak długo? Jak podróż? – zapytał, kiedy całą trójką wsiadaliśmy do auta.
– No wiesz – zaczęłam – najpierw zagadałam się z kierowcą, potem poznałam miłość życia – wyliczałam na palcach – a potem czekałam, aż mój bagaż ujrzy światło dzienne, bo seniorki wracały z sanatorium i wiozły ze sobą, cały swój dobytek – zakończyłam, udając poważną. Mój tata pokręcił z niedowierzaniem głową i zaśmiał się.
– Myślisz, że nie dosłyszałem o poznanej miłości życia? – spojrzał na mnie unosząc brew.
– Zamiast mi współczuć, że tyle czasu do ciebie jechałam i potem czekałam na bagaż, to ty oczywiście dosłyszałeś tylko to co chciałeś – zaśmiałam się.
– Jedźmy już, bo jestem głodny – powiedział siedzący z tyłu Janek. Dzięki temu nie musiałam odpowiadać tacie na niewygodne pytanie. Niby żartowałam z tą miłością życia, ale było coś w tym facecie, w tych jego oczach, co przyciągało mnie jak magnes. Na samą myśl, że jest szansa spotkać go ponownie, mimowolnie się uśmiechałam. Żałowałam, że nie wymieniliśmy się ze sobą numerem, albo chociaż zaproszeniem na Facebooku. Droga minęła szybko. Stałam teraz przed piętrowym domem, mieszczącym się na obrzeżach Warszawy i cieszyłam się, że spędzę czas z rodziną.
***
* Przypis autora:
Spójrz mi w oczy i weź mnie za rękę.
Opuszczeni,
Odleć ze mną dziś w nocy.
Teledysk w tle:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top