Rozdział trzynasty
Miłego czytania:)
Siedział w sypialni chłopaka, rozłożony na dużym łóżku i przeglądał jakieś papiery loczka rozrzucone na szafce nocnej. Był piątkowy wieczór i wspólnie postanowili, że spędzą go leniwie, nie robiąc nic szczególnego. Louis musiał przyznać, że po całym tygodniu krążenia między uczelnią, gabinetem, a szpitalem to naprawdę było najlepsze co mogło go spotkać. Chciał mieć tylko święty spokój i odpocząć. Harry przygotowywał coś do jedzenia w kuchni i zabronił mu wchodzić do pomieszczenia, dlatego wylądował w pokoju Stylesa, obijając się i nudząc. Wszystko byłoby wyjątkowo przyjemne i odprężające i może nawet zdrzemnąłby się, ponieważ łóżko chłopaka było bardzo wygodne, ale zza ściany dochodziły dźwięki, które nie były niebiańską melodią dla uszu mężczyzny. Harry wspominał mu żeby nie czuł się zaskoczony kłótniami Nialla i Gemmy, ale i tak nie spodziewał się czegoś takiego. Z tego co mówił kiedyś zielonooki, jego siostra i przyjaciel lubili się posprzeczać i podokuczać sobie od czasu do czasu, ale to czego aktualnie był świadkiem nie było dyskusją, wymianą poglądów, czy drobną zwadą, oni najnormalniej w świecie krzyczeli na siebie, nie przejmując się tym, że nie są sami i ktoś może ich usłyszeć. Mieszkanie z tą dwójką w ostatnich dniach nie mogło być niczym przyjemnym, wysłuchiwanie tych krzyków, trzaskających drzwi i martwej ciszy, która następowała po wszystkim. I tak w kółko przez cały czas, to było uciążliwe i Lou dziwił się, że Harry jeszcze to toleruje. Usłyszał jakiś huk i skrzywił się myśląc o tym, co zostało właśnie zrzucone i zniszczone. Nie musiał długo czekać, donośny głos Gemmy rozległ się w salonie obok. Wstał z westchnięciem i wyszedł z pokoju, kierując swoje kroki do kuchni, stanął w progu i przyglądał się Harry'emu, który nakładał na talerze ich kolację. Najwidoczniej Louis nie był zbyt cicho, ponieważ loczek obrócił się w jego stronę z uśmiechem i podał mu talerze.
- Przepraszam, ale nie jestem w stanie nic z nimi zrobić – powiedział przepraszająco Harry.
- To nie twoja wina, nie przepraszaj, ale swoją drogą oni mogliby zachowywać się odrobinę doroślej, a nie jak dwa przedszkolaki, które skaczą sobie do gardeł, ponieważ nie potrafią ze sobą normalnie porozmawiać – zauważył, siadając na łóżku, opierając plecy o stos poduszek i klepiąc miejsce obok siebie.
- Wiem, ale nie sądzę żeby to wszystko miało się polepszyć w najbliższym czasie. Nie widziałem ich na tak wojennej ścieżce od dawna, a mieszkam z nimi od kilku lat – loczek skrzywił się gdy usłyszał trzaśnięcie drzwiami – można się przyzwyczaić – westchnął ciężko i zaczął jeść. – Cóż, a mogłem mieszkać tyko z Niallem w męskim gronie – odezwał się po chwili – wyobraź sobie, tych dwoje nigdy by się nie poznało, miałbym święty spokój i ciszę. Niall pewnie teraz byłby w jakimś kilkuletnim związku z uroczą, miłą dziewczyną. Niestety moje życie jest troszkę bardziej skomplikowane – uśmiechnął się w stronę szatyna, który słuchał go z uwagą zajadając się smaczną kolacją – smakuje?
- Tak jak zawsze, jest pyszne – pochwalił Louis, mówiąc z pełnymi ustami – nie przejmuj się nimi, dogadają się w końcu, przecież nie mogą się kłócić wiecznie, chociaż znam takie pary, które są razem i przez większą część swego związku po prostu toczą między sobą wojny, ale nie sądzę, że Niall i Gemma są tacy.
- Mam nadzieję – powiedział Harry i wzdrygnął się na myśl o tym, że te kłótnie mogłyby trwać jeszcze bardzo długo – ponieważ wtedy musiałbym znaleźć sobie jakiegoś sponsora, który płaciłby za moje nowe mieszkanie, bo na pewno nie zostałbym tutaj z nimi.
- Sponsora powiadasz? – zapytał Lou patrząc na niego z uniesionymi brwiami i podejrzanym wyrazem twarzy, który po chwili zmienił się w cwany uśmiech, kiedy przysunął się do loczka i zaczął łaskotać go po bokach, wywołując głośny śmiech loczka, połączony z błaganiem o to by przestał – jesteś taki niegrzeczny? Tego się nie spodziewałem po Harrym Stylesie – stwierdził dalej kontynuując powolną torturę chłopaka.
- L-Lou przestań, już starczy – wydusił z siebie zduszonym głosem Harry, a łzy spływały po jego zarumienionych policzkach – jestem przecież grzeczny – starał się usprawiedliwić wpatrując się szklistymi oczami w mężczyznę – po prostu musiałbym sobie jakoś radzić prawda?
- Hmm powiedzmy, że przyjmuję takie wyjaśnienie tej nikczemnej myśli, która zaświtała ci w głowie przed chwilą – Tomlinson pochylił się i cmoknął krótko usta Harry'ego, ale gdy chciał się odsunąć poczuł, jak loczek obejmuje go ramionami i przyciąga do dłuższego pocałunku, który odebrał im oddech w piersiach – wydawać by się mogło, że mam całkiem przyzwoitą sumę na koncie w banku, więc gdybyś szukał sponsora odezwij się do mnie dobrze?
- Masz to jak w banku – odparł Harry i ułożył się wygodnie obok Louisa, kładąc swoją dłoń na brzuchu mężczyzny.
- Pamiętam ich kiedy byliście u Zayna w sylwestrową noc – zaczął po chwili szatyn, przyciągając swoimi słowami uwagę Harry'ego – oni wydawali się szczęśliwi, to znaczy wiem, że mówiłeś że nie są parą, ale mimo to kiedy patrzyło się na nich widać było to coś, więcej niż zwykłą przyjaźń, wszyscy to zauważyli nawet Zayn i Liam, a oni są ślepi na takie rzeczy. Pogodzą się już niedługo jestem tego pewien, Niall nie będzie w stanie kłócić się z nią zbyt długo – pogłaskał chłopaka po policzku i poczuł jak Harry wtula się w jego dłoń – nie jestem u siebie więc nie powinienem tego proponować, ale co ty na to żeby zrobić sobie krótką drzemkę, a później coś pooglądać? – zapytał zerkając na chłopaka, który już leżał z przymkniętymi powiekami i mruknął tylko coś w odpowiedzi, będąc już w krainie snu – Świetnie, to słodkich snów żabo – złożył całusa na czole Harry'ego i zarzucił na nich koc leżący obok. Już miał zasnąć, gdy lenistwo przerwał mu krzyk.
- Nie waż się wchodzić do mojego pokoju rozumiesz?! Mdli mnie kiedy muszę patrzeć na twoją twarz, więc odczep się ode mnie chociaż tutaj – w tym momencie Niall musiał odpowiedzieć coś cicho, ponieważ Lou nie usłyszał niczego – bierz te swoje głupie książki i wynoś się! – po raz kolejny ktoś zamknął głośno drzwi i zapanowała cisza, którą Lou przyjął z wdzięcznością.
- Jak miło, nareszcie trochę spokoju – powiedział sam do siebie, zamykając powieki z nadzieją na krótki sen.
***
- Nie myślałem, że ty i Harry będziecie dogadywać się tak dobrze wiesz? – Liam popatrzył na szatyna zwiniętego na jednym z foteli, skupionego na ekranie telewizora, gdzie właśnie jeden z piłkarzy szykował się do rzutu wolnego.
- Co masz na myśli? – zapytał nie odwracając wzroku.
- Na początku strasznie na niego narzekałeś, opowiadałeś jaki jest nieznośny, upierdliwy i przez cały czas używałeś tylko słów takich jak kudłacz, pieprzony hipster, patyczak. Nie bądź zaskoczony tym, że sądziliśmy, że prędzej go zamordujesz niż zakochasz się w nim – wyjaśnił Liam, obawiając się tego jak zareaguje Louis na słowo zakochać się.
- Nie przesadzajmy, nie byłem aż tak okrutny w stosunku do niego prawda? – Lou zerknął na przyjaciela, który patrzył na niego z niedowierzaniem – co? Byłem? – zapytał śmiejąc się cicho – w takim razie miejmy nadzieję, że Harry zapomniał już o tym wszystkim, ponieważ nie chciałbym żeby teraz ode mnie uciekł.
- To niewiarygodne nasz Lou się zakochał i nawet nie zaprzecza! – Payne roześmiał się głośno spoglądając na szatyna, który zmarszczył brwi i spojrzał na niego pogardliwie – no co Lou?! Nawet nie wyobrażasz sobie jakie to dziwne, ty osoba która zawsze twierdziła, że nie potrzebuje nikogo teraz wyglądasz nareszcie na prawdziwie szczęśliwego i radosnego, a to wszystko zasługa Harry'ego Stylesa, chłopaka którego nie cierpiałeś. Jak to mówią od nienawiści do miłości jeden krok – zakończył z rozbawieniem Liam, ale gdy dostrzegł przebiegłą minę Louisa wiedział, że zaraz czeka go jakaś cięta riposta.
- Cóż Li, mówią też, że przyjaźń od miłości oddziela cienka granica, chcesz wypowiedzieć się na ten temat? – wyłączył telewizor i odrzucił pilot na stolik na którym walały się puste pudełka po jedzeniu, które zamówili.
- Właściwie to tak – odparł spokojnie Liam, zaskakując tym Tomlinsona, który obrócił się w jego stronę szybko z oczekiwaniem wymalowanym na twarzy.
- Zamieniam się w słuch skarbeńku – wbił w chłopaka swój czujny wzrok i czekał aż ten znajdzie w sobie odwagę i odezwie się w końcu choćby słowem.
- Pomyślałem, że już najwyższy czas żeby powiedzieć Zaynowi – wydusił z siebie zmęczonym głosem pełnym lęku, który Lou doskonale rozumiał.
- To już jakiś postęp stary, ale dlaczego teraz? Nie żebym się nie cieszył, przecież od dawna mówiłem ci, że powinieneś rozwiązać tę sytuację, ale to jest naprawdę dość niespodziewany zwrot akcji.
- Nie wiem dlaczego teraz Louis, po prostu to trwa zbyt długo i mam już tego wszystkiego dość, chcę wiedzieć na czym stoję, muszę w końcu zacząć robić coś ze swoim życiem, a nie stać w miejscu i oczekiwać, że ktoś zrobi coś za mnie, bo dobrze wiemy, że to się nie wydarzy – powiedział już pewniej Liam i błękitnooki musiał przyznać, że jest pod wrażeniem determinacji kumpla, który bał się od lat wyznać prawdę, a teraz nareszcie coś postanowił i najwyraźniej nie miał zamiaru zrezygnować.
- Cieszę się Li, to naprawdę wielki krok w dobrą stronę – usiadł obok niego na kanapie i poklepał go po kolanie – kiedy chcesz mu powiedzieć?
- Jak najszybciej, jeszcze tego nie zaplanowałem, ale myślę, że w tym tygodniu, w końcu to nie tak, że nie widujemy się codziennie prawda? – zażartował chcąc rozluźnić atmosferę, która stała się napięta – przestań już tak o tym myśleć Lou, nie rozmawiam teraz z psychologiem tylko z przyjacielem – szturchnął go w ramię – serio widzę, jak w twojej głowie przeskakują trybiki i coś wymyślasz, czy ty nigdy nie masz wolnego i zawsze jesteś w pracy?
- Odwal się – prychnął szatyn i wrócił na swoje wygodne miejsce – umiem oddzielać swoje życie prywatne od zawodowego, zresztą nikt nie jest idealny nawet ktoś taki jak ja.
- Tak, tak Lou jesteś definicją perfekcji, wszyscy to wiemy.
- Pozbądź się tego swojego sarkastycznego tonu, który nawet nie brzmi odpowiednio złośliwie marna istoto starająca się dorównać mistrzowi – Louis zerknął na resztki jedzenia i wydął wargę niezadowolony – nie ma już nic dobrego do jedzenia, zresztą to i tak był jakiś szajs.
- Och tak, bo przecież teraz twoje podniebienie przyzwyczaiło się do zdrowej kuchni Harry'ego – zadrwił Liam – jak szybko stałeś się takim pantoflarzem Lou, to przykre.
- Wiesz co chyba sobie stąd idę, nie masz jedzenia, nie masz ciekawych kanałów w telewizji i co najważniejsze nie masz ciekawej osobowości – podniósł się z miejsca i narzucił na siebie bluzę, która leżała na oparciu fotela – mam nadzieję, że rozmowa z Zaynem pójdzie dobrze, daj znać jak będzie już po dobrze? – uścisnął przyjaciela przed wyjściem. Może i był dupkiem, ale naprawdę nie chciał żeby ktokolwiek cierpiał, niestety przeczuwał że właśnie tak się stanie.
- Dupku jedziesz do Harry'ego a usprawiedliwiasz się moją nudną osobowością! – krzyknął ze śmiechem w głosie Liam.
- Kto ci naopowiadał takich kłamstw?! – odkrzyknął Lou nim wyszedł z mieszkania mężczyzny.
***
To nie była najprzyjemniejsza rzecz jaką musiał zrobić, to powinno się dziać samoczynnie, bez takich dramatycznych przygotowań, przeglądania się w lustrze, powtarzania ułożonej wcześniej przemowy, która ostatecznie i tak cała mu się pomiesza i wyjdzie z tego tylko jakiś zdenerwowany bełkot. Nie był tego typu facetem, przecież nie zależało mu na tym by kogokolwiek skrzywdzić czy zranić, to nie był on, ale nadszedł ten moment, gdy wiedział że musi coś zrobić, jakiś krok w przód lub w tył, stanie w miejscu było nie do przyjęcia. Nie chciał zachowywać się jak tchórz, już i tak nie potrafił patrzeć na swoje odbicie w lustrze, wymyślanie kolejnych wymówek też nie przychodziło mu z łatwością, szczególnie teraz, gdy wszystko waliło się, a grunt osuwał mu się z pod stóp. Westchnął głośno i usłyszał prychnięcie Gemmy, która przechodziła akurat korytarzem. Postanowił, że nie będzie się odzywał, nie warto doprowadzać do kolejnej kłótni, był już zmęczony. Wyszedł z mieszkania i skierował swoje kroki w umówione wcześniej miejsce.
Gdy wszedł do kawiarni odnalazł wzrokiem Barbarę siedzącą przy oknie, skierował się w jej stronę i gdy dotarł cmoknął ją w policzek i usiadł naprzeciwko niej.
- Cześć – przywitał się z uśmiechem, który dziewczyna odwzajemniła.
- Cześć Niall, posłuchaj zróbmy to szybko dobrze? – zapytała, a oczy Nialla otworzyły się szerzej.
- Ale o czym mówisz?
- Niall – westchnęła ciężko – powiedz dlaczego chciałeś się spotkać – poprosiła patrząc na niego wyczekująco.
- Ja... to nie tak... ja po prostu – zaciął się i zamilkł na moment, wiedział że tak właśnie będzie, chyba nie był najlepszym mówcą na świecie – Barbara jesteś świetną dziewczyną i naprawdę bardzo cię lubię, ale... - przerwał zastanawiając się co właściwie ma teraz powiedzieć, ale co? O co tak naprawdę mu chodził, nie spodziewał się że dziewczyna pomoże mu wybrnąć z tej sytuacji i zakończy to zdanie za niego.
- Ale nie jestem Gemmą – powiedziała uśmiechając się smutno – rozumem to Niall i nie mam ci za złe tego, że próbowałeś stworzyć ze mną coś, co od początku było skazane na niepowiedzenie.
- Skąd ty... kto ci powiedział? – zapytał zdziwiony, ponieważ nigdy przecież nie zwierzył się nikomu ze swoich uczuć do Gemmy, tylko Harry wiedział o tym co czuje, nikt więcej.
- Chyba każdy kto cię zna wie, że kochasz się w Gemmie, to jest wypisane na twojej twarzy wielkimi literami Niall. Byłabym ślepa jeżeli nie zauważyłabym tego co dzieje się tuż obok mnie – poklepała go pocieszająco po dłoni ułożonej obok cukierniczki – mam nadzieję, że będziecie razem szczęśliwi.
- Co? To nie tak Barbara, my nie... my nie będziemy razem. Gemma nie jest mną zainteresowana, ona nawet mnie nie lubi – zaśmiał się gorzko ze swoich słów – zresztą nieważne, nie ma o czym rozmawiać.
- O czym ty mówisz? Przecież wy cały czas krążycie obok siebie w ten specjalny, wyjątkowy sposób. Myślałam, że w sylwestra pocałujecie się tuż obok mnie – powiedziała cały czas się uśmiechając i Niall naprawdę był jej wdzięczny za to, że nie jest na niego zła i nie zrobiła mu wielkiej sceny nienawiści.
- Nie, ona nie przepada za mną, a teraz w sumie myślę, że mnie nienawidzi – stwierdził cicho – dziękuję za to, że nie jesteś na mnie wściekła. Chciałbym zapytać, czy możemy zostać przyjaciółmi, ale pewnie byś tego nie chciała więc... - urwał i wstał z miejsca, szykując się do wyjścia.
- Głupku, oczywiście że możemy się przyjaźnić – dziewczyna przytuliła go krótko i cmoknęła w policzek – myślę że cały ten nasz związek, od początku był przyjaźnią.
- Cieszę się że tak to skończyliśmy.
Gdy wyszedł na zewnątrz czuł się przyjemnie lekko, wiedział że w mieszkaniu nadal jest Gemma, która nienawidzi go całym swoim sercem, ale myśl o tym, że skończył coś co go męczyło i zyskał nową przyjaciółkę, naprawdę napawała go optymizmem. Może nie wszystko okaże się tak tragiczne jak wydawało się na początku.
***
Co z tego, że była nieznośna i wszyscy mieli jej dość, przecież nie musiała być miła i promienna dla wszystkich przez cały czas. Każdy ma prawo mieć zły dzień, a że jej trwał trochę dłużej to już nie jest sprawa jej znajomych. Miała wrażenie, że dosłownie wszyscy sprzysięgli się przeciwko niej, w pracy dostała cały stos papierkowej roboty do wykonania w domu, warczała na każdą osobą na swojej drodze, więc może jej przyjaciele stali się trochę bardziej uszczypliwi w stosunku do niej. Harry chodził taki promienny i dosłownie cuchnęło od niego miłością, powinna cieszyć się jego szczęściem i serio tak właśnie było, ale może aktualnie miłość i serduszka to nie było to co miała ochotę oglądać. Dodatkowo pękała jej głowa, a praca która na nią czekała wcale nie pomagała i był jeszcze Niall, jej największy problem.
Ostatnie dni były nie do zniesienia, ale nie potrafiła tego zmienić. Nie wiedziała, co mogła by powiedzieć żeby powrócić do tego co było, ale z drugiej strony wcale nie miała ochoty wracać do przeszłości. Wtedy może było miło, ale nie tego chciała i nie tego oczekiwała. Kłócili się codziennie, dzień w dzień, każdego dnia to samo. Sprzeczki rozpoczynały się od jednego słowa, coś co dawniej zupełnie jej nie przeszkadzało teraz drażniło ją niemiłosiernie. Wiedziała że jej zachowanie jest irracjonalne i jako dorosła osoba powinna zacząć zachowywać się w odpowiedni sposób, a nie jak nastolatka która krzyczy i tupie nogą na wszystkich. Tyle że to nie było tak proste jakby mogło się wydawać, chciałaby zrozumieć co dzieje się w jej głowie, dlaczego nie potrafi zrobić prostego kroku i pogodzić się z blondynem. Zastanawiała się czy Niall nie cierpi jej tak bardzo, jak myślała, miała nadzieję że nie, ale sama się o to prosiła.
Oparła głowę na stosie dokumentów i jęknęła głośno, chciała się tylko położyć i przespać to wszystko. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, pomyślała że to pewnie jej brat wrócił z kolejnego spotkania z Louisem. Zaczynała już myśleć kiedy chłopak postanowi że wprowadza się do szatyna, wtedy byłaby skazana tylko na Horana i nie miała pojęcia, jak przetrwałaby wtedy.
- Co ci się stało? – głos Nialla rozległ się z progu i dziewczyna podniosła ciężko głowę, wzdychając cicho.
- Nic – odparła krótko, nie mając siły na długie dyskusje z chłopakiem – idź sobie.
- Źle się czujesz? – blondyn oczywiście nie posłuchał jej, a wprost przeciwnie usiadł na przeciwko i przyglądał się jej ze zmartwieniem.
- Boli mnie głowa, idź sobie.
- Jadłaś coś?
- Nie dupku, dopiero wróciłam z pracy i mam jeszcze dużo do zrobienia, więc daj mi spokój i idź sobie stąd albo ja wyjdę – zapowiadało się że zaraz pokłócą się tak jak zawsze i serio nie miała na to ochoty i siły.
- Dobrze, to zrobię ci coś lekkiego do zjedzenia, a ty położysz się i odpoczniesz, weźmiesz jakąś tabletkę i może poczujesz się lepiej tak? – Niall wstał i zabrał się za przygotowanie obiadu, ale przerwał mu głośny huk przewracanego krzesła.
- Odwal się Niall, nie potrzebuję twojego jedzenia, lekarstw i troski rozumiesz? Odwal się ode mnie, znajdź sobie inną ofiarę, którą będziesz osaczał – warknęła i wyszła z kuchni trzaskając drzwiami.
Gdy rzuciła się na swoje łóżko, miała dość wszystkich, ale zdecydowanie najbardziej samej siebie.
***
Liam wpatrywał się w Zayna, który właśnie usiadł naprzeciwko niego i mówił coś z uśmiechem. Zaczynał wątpić czy to wszystko było dobrym pomysłem, może lepiej nie mówić wszystkiego i cieszyć się z tego co ma, w końcu przyjaźń jest bardzo ważna. Tyle że to mu nie wystarczało, męczył się ze swoimi myślami krążącymi w głowie, czuł że oszukuje samego siebie i wszystkich dookoła, a najbardziej Zayna.
- Z kim zostawiłeś Rachel? Myślałem, że będziesz wolał spotkać się w domu, a nie na mieście – zauważył Liam, przyglądając się mężczyźnie.
- Faktycznie tak by było, ale Louis stwierdził, że chce spędzić trochę czasu ze swoją chrześniaczką i oczywiście przyprowadził ze sobą Harry'ego, więc myślę że mała będzie się z nimi dobrze bawić – wyjaśnił i wziął łyk kawy z filiżanki – Lou jest tak wpatrzony w Harry'ego że to aż śmieszne, ale cieszę się że nareszcie się otworzył i pozwolił komuś zbliżyć się do siebie, ale nie o tym mieliśmy rozmawiać, jeszcze znajdzie się okazja do ponabijania się z Louisa – brunet odchylił się wygodnie na krześle i popatrzył na przyjaciela – to o czym chciałeś porozmawiać, przez telefon brzmiałeś na zaniepokojonego? Stało się coś?
- Co? Nie, nic się nie stało, wszystko jest w porządku, ale faktycznie chciałem z tobą o czymś porozmawiać – szatyn potarł nerwowo kark, przerywając ich kontakt wzrokowy.
Teraz nadszedł ten moment w którym powinien wyznać prawdę, ale jedyne na co miał ochotę to ucieczka jak najdalej od Zayna i tej rozmowy. Wiedział jednak, że musi to zrobić nie po to przygotowywał się i zadzwonił do przyjaciela prosząc o spotkanie.
- Więc, o co chodzi Li? – Zayn przysunął się bliżej i oparł brodę na dłoni, śledząc każdy ruch Liama, który wiercił się ze zdenerwowania pod jego czujnym spojrzeniem – no wyduś to z siebie, bo zaczynam się obawiać.
- To nie takie proste – jęknął szatyn i ukrył twarz w dłoniach, nie mogąc znieść tych ciemnych tęczówek skupionych na sobie. Zawsze był spokojny i opanowany, ale jeżeli tylko chodziło o Zayna stawał się kłębkiem nerwów i czuł się bezradny. Chciał żeby teraz był z nimi Lou, który rozluźniłby atmosferę, może rzuciłby coś zabawnego i złośliwego i wszyscy zapomnieliby po co się tutaj spotkali, ale poza nimi nie było tutaj nikogo więcej i musiał radzić sobie sam, jak dorosły facet, którym przecież był.
- Najlepiej powiedz mi po prostu co się dzieje i nie planuj całej przemowy w swojej głowie dobrze? – poprosił ciepłym głosem Malik i uścisnął lekko dłoń szatyna leżąca na blacie stolika.
Liam skierował swój wzrok na ich splecione dłonie i wiedział, że to ten odpowiedni moment na wyznanie całej prawdy, musiał to zrobić chociażby dla samego siebie.
- Zayn znamy się od dawna i... i cały czas zastanawiałem się jak mam ci to powiedzieć, ponieważ jesteś moim najlepszym przyjacielem i nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie, a po tym co powiem możesz znienawidzić mnie na zawsze – przerwał by wziąć głęboki oddech, ale podniósł dłoń powstrzymując Zayna, który otworzył usta by coś powiedzieć – czuję to od tak dawna, że nawet nie potrafię określić kiedy to się zaczęło, kiedy zacząłem patrzeć na ciebie w ten inny sposób, ale wiem jedno jesteś moim przyjacielem, ale jestem w tobie zakochany od bardzo, bardzo długiego czasu – powiedział to w końcu i wpatrywał się w swoją pustą filiżankę bojąc się spojrzeć na twarz Zayna, który milczał.
Wiedział, że może zostać odrzucony w końcu Zayn miał żonę, nadal kocha Perrie i to ona jest miłością jego życia w końcu byli małżeństwem, mają dziecko, a on jest tylko Liamem Paynem zwykłym facetem. Cisza przedłużała się niemiłosiernie i przerażenie szatyna rosło z minuty na minutę coraz bardziej, nie tego się spodziewał, nie chłodu pomiędzy nimi który zaczął wyczuwać z każdą chwilą, nie ciszy i milczenia, które zwiastowało tylko jedno. Mógł zostać odrzucony, ale spodziewał się że otrzyma chociaż jedno słowo. Żal powoli zaczął zmieniać się w niezrozumienie i złość, zasługiwał na coś więcej niż cisza i ignorowanie. Otworzył właśnie przed nim serce, co z tego, że uczucia są nieodwzajemnione, Zayn powinien coś zrobić, a nie traktować go w ten sposób.
- Powiesz coś? – zapytał chłodno i nareszcie odważył się podnieść wzrok. Zaskoczony zauważył, że Zayn nie patrzy na niego ze złością czy pogardą, ale jego oczy zasnute są jakimś smutkiem i nostalgią – ja przeprasza, powinienem już iść – podniósł się z miejsca nie chcąc siedzieć i patrzeć na przyjaciela, który nie był wstanie się odezwać.
- Poczekaj Liam – zaczął brunet i chwycił jego dłoń, gdy stał obok jego krzesła – zaskoczyłeś mnie, nigdy nie podejrzewałem, że możesz czuć do mnie coś więcej i naprawdę to dla mnie zaszczyt. Jesteś cudownym facetem, masz w sobie tyle dobra i ciepła, będziesz wspaniałym partnerem, współtowarzyszem i gdybym tylko był w stanie być teraz z kimś w związku to nie wahałbym się Liam. Tylko że nie potrafię Li, przepraszam po prostu nie potrafię, wybacz mi. Nigdy nie chciałbym cię zranić, zasługujesz na kogoś kto cię uszczęśliwi, ale to nie jestem ja, przepraszam.
- Nie przepraszaj, przecież nie jestem w stanie zmusić cię do tego byś mnie kochał, jeżeli tego nie czujesz. To twoje serce i sam wybierzesz do kogo kiedyś zabije – powiedział smutno Liam i ruszył w stronę wyjścia nie odwracając się i nie patrząc na bruneta, który odprowadził go wzrokiem pełnym żalu.
***
- Dobrze przechodząc do kolejnej części zajęć, ponieważ zostało nam już tylko kilka minut, chciałem powiedzieć coś na temat waszych prac, które są częścią zaliczenia – zawiesił na chwilę głos i popatrzył na studentów – cóż wydaje mi się że oczekujecie pochwał, ale będziecie musieli znieść odrobinę krytyki. Nie wiem dlaczego, ale wszystkie wasze referaty były prawie identyczne, odnosiły się ciągle do tego samego, co było nudne i zarazem błędne. Tematem był Zygmunt Freud i jego koncepcje, niczym was nie ograniczyłem, a wy wszyscy pisaliście tylko o seksie i seksualności człowieka, co jest niepokojące, ponieważ z Freudem było tak, że mu o duszę a nie o dupę chodziło, też na d, ale trochę jednak inaczej, więc radzę się wam wszystkim ogarnąć i zastanowić się jeszcze raz nad tematem, ponieważ te prace są na razie warte tylko jednego – podszedł do kosza i wrzucił do niego wszystkie prace. Odwrócił się do nich ponownie i zaśmiał się widząc ich miny – hej rozchmurzcie się ponieważ zachowujecie się jakbym wam ojca i matkę gitarą zabił, a teraz wynoście się wszyscy i zejdźcie mi z oczu.
Poczekał aż wszyscy wyjdą z sali i sam po chwili opuścił pomieszczenie idąc powoli w stronę dziekanatu, chcąc zobaczyć się z Liamem i zapytać jak poszła rozmowa. Gdy Zayn wrócił ze spotkania wyglądał normalnie i Lou nie mógł wyczytać z niego co tak naprawdę się stało. Wcale nie był wścibski, po prostu martwił się o to, co dzieje się z tą dwójką. Zauważył Malika kilka kroków przed sobą więc przyspieszył i dogonił go, zrównując się z nim krokiem.
- Hej Zayn, gdzie tak pędzisz, czyżbyś tak bardzo spieszył się na kawę do dziekanatu? – zapytał rozbawiony, ale widząc minę bruneta wyczuł, że coś jest nie tak i mógł się domyślić co.
- Co? Nie, muszę coś załatwić na mieście, ale pozdrów ode mnie Liama czy coś – odparł i już go nie było.
Zatrzymał się przy drzwiach i sam nie wiedział, czy ma wchodzić, teraz już mógł domyślić się że Zayn odrzucił Liama. Obawiał się tego, jak wygląda Liam ze złamanym sercem, ale to był jego obowiązek by sprawdzić, czy czegoś nie potrzebuje, wiedział że Liam zrobiłby to samo dla niego. Otworzył drzwi i dyskretnie wszedł do środka.
- Cześć Li – powiedział miękko i gdy dostrzegł podkrążone oczy chłopaka poczuł, jak coś zaciska się w jego brzuchu, to nie tak miało się potoczyć, chociaż i tak ten scenariusz wydarzeń był dla niego jasny i oczywisty. Nie mówiąc nic więcej wyminął biurko i podszedł do szatyna biorąc go w objęcia i przytulając mocno – tak mi przykro Li – wyszeptał i poczuł, jak ten zadrżał w jego uścisku – ze względu na ciebie chciałem żeby się udało.
- Wiem, ja też chciałem – odpowiedział przygnębiony Payne – ale to nie miało szans się udać od samego początku prawda? – odsunął się od Louisa i przetarł mokre oczy – ale jest w porządku naprawdę, teraz będzie tylko lepiej prawda? – popatrzył na szatyna z nadzieją.
- Oczywiście, że tak – potwierdził szybko Lou, to kłamstwo ale są momenty kiedy kłamstwo jest najlepszym rozwiązaniem.
***
Harry znudzony przeglądał foldery ze zdjęciami w swoim laptopie nie wiedząc co ze sobą zrobić, w tle słychać było dźwięki wydobywające się z telewizora i jakiś hałas dobiegający z kuchni, gdzie Niall przygotowywał sobie kolację. Cieszył się ze spokoju panującego w mieszkaniu, nie wierzył w to, że jego siostra i Niall pogodzili się, ale przynajmniej od kilku dni zachowywali względny spokój i to mu wystarczało. Widział się z Louisem tylko przez kilka minut kiedy ten przyjechał odebrać Ernesta, który radził sobie już naprawdę dobrze i Harry już wyczuwał kolejny sukces na swojej liście. Przyglądał się właśnie fotografii z zeszłorocznych świąt Bożego Narodzenia, gdy do jego uszu dotarł dźwięk rozbitego szkła. Domyślił się że to pewnie Niall przypadkowo wypuścił coś z rąk, ale nie przejął się tym i wrócił do swojego zajęcia kontynuując porządkowanie zdjęć, kiedy w kuchni rozpętało się piekło.
- Coś ty zrobił idioto?! To był mój ulubiony kubek! – krzyk Gemmy zmroził Harry'ego, który zdecydowanie nie chciał być na miejscu Nialla.
- To był przypadek przepraszam.
- Na co mi teraz twoje pieprzone przeprosiny co? Chcę mój kubek, a nie jakieś twoje bełkotanie przeprosin!
- Mogę kupić ci taki sam kubek, to przecież nie problem prawda? – zapytał ugodowo blondyn, ale Harry wiedział że to na nic, ponieważ Gemmie nie chodziło o jakiś głupi kubek, to jak zwykle była iskra, która wywołała pożar.
- To jest problem kretynie, chcę mój kubek nie jakąś tanią podróbkę od ciebie rozumiesz?! Jezu dlaczego jesteś taką ofermą i nie możesz niczego zrobić porządnie co?! Jak ta twoja Barbara z tobą wytrzymuje?!
- Hej możesz przestać? Nie jestem ofermą, pierwszy raz coś wypadło mi z rąk, za to ty nie potrafisz przejść tak żeby czegoś nie strącić, więc chyba nie powinnaś zabierać głosu na temat tego, że ktoś jest niezdarny, ponieważ to ty jesteś jakaś pokraczna i nieostrożna – warknął Niall, a loczek jęknął słysząc jego słowa. Fakt cieszył się że jego przyjaciel nareszcie zaczął się bronić, przed obelgami Gemms, ale teraz dopiero zacznie się prawdziwa kłótnia.
- Słucham? Że co proszę? Ja jestem pokraczna? A ty to może jesteś pełen gracji tak?! Wiesz co może masz rację, przecież przypadkowo mogłabym zrzucić na przykład twój ulubiony kubek prawda? Ten z twoim ulubionym klubem piłkarskim – powiedziała dziewczyna, a po chwili Harry ponownie usłyszał jak coś szklanego rozbija się o podłogę w ich kuchni.
- Coś ty zrobiła wariatko?! Jesteś psychiczna Gemma?! To był mój ulubiony kubek!!!
- Och... przepraszam? To był przecież przypadek, mogę odkupić ci ten kubeczek, jeżeli tak bardzo ci zależy prawda? – pełen drwiny głos Gemmy wywołał u Harry'ego dreszcz, nie chciał być tutaj i wysłuchiwać tej kłótni. Nawet nie wyobrażał sobie, co musi czuć Niall który był zakochany w blondynce, a ona była w stosunku do niego tak okrutna.
- Co w ciebie wstąpiło Gemms?
- Nie mów tak do mnie, to nie jest moje imię. I nie wiem o czym mówisz, to jestem cała ja. Co, czyżbym ci nie odpowiadała w takiej wersji? Jak mi przykro skarbie, taka jest rzeczywistość.
- Zachowujesz się jakbyś nie miała serca, nie jesteś taka i nie mam pojęcia co się stało, ale moglibyśmy o tym normalnie porozmawiać – głos Nialla drżał, ale chłopak cały czas wydawał się być spokojny.
- Może nie mam serca, chociaż nie, wiesz co mam serce, ale na pewno nie dla takiego kretyna i dupka jak ty – dźwięk tłuczonego szkła rozbrzmiewa po raz kolejny i kolejny.
Harry ma tego dosyć, nie może pozwolić żeby zdemolowali mu kuchnię, w końcu przecież on też tutaj mieszka prawda? Wstaje ciężko z kanapy i powoli kieruje się w stronę kuchni, gdzie Niallowi puściły już nerwy i zaczął krzyczeć na Gemmę, która nie została mu dłużna.
- Dlaczego nie możesz w końcu zrozumieć, że mi na tobie zależy?! Jesteś taka ślepa, czy po prostu nie chcesz dopuścić tej myśli do siebie?!
- Co ty bredzisz Horan? – prychnęła Gemma – Sam nie wiesz o czym mówisz.
- Wiem o czym mówię, chcę być z tobą, po prostu za mnie wyjdź!
- Słucham?! Coś ty powiedział?! Pierdol się Horan, jesteś tak nieodpowiedzialnym i dziecinnym facetem, przebywając z tobą w jednym pomieszczeniu od razu żałuję, że nie jestem lesbijką, może wtedy dałbyś mi święty spokój!
- Czy możecie się uspokoić? – pyta cichym głosem, ale rozkłócona para ignoruje go i nadal krzyczy sobie prosto w twarz obelgi jakich Harry nigdy jeszcze nie słyszał z ich ust – proszę was przestańcie – mówi odrobinę głośniej, ale widzi że nie jest w stanie przebić się przez ten hałas – zachowujecie się jak dzieci, mam was dość.
- To się wyprowadź! – krzyczą nagle w jego stronę i to chyba pierwszy raz tego dnia, gdy zgadzają się ze sobą.
- Świetnie z wielką chęcią, a wy się tutaj pozabijajcie – odpowiada i nie wiele myśląc narzuca na siebie płaszcz i wychodzi z mieszkania trzaskając drzwiami. Zbiegając po schodach słyszy jeszcze krzyki dobiegające z kuchni i stwierdza, że ma dosyć życia razem z tą dwójką pod jednym dachem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top