Rozdział trzeci
Louis obserwował brata, który siedział na sofie z kubkiem herbaty w dłoni i z zaangażowaniem oglądał bajkę. Jego mama siedziała obok i relacjonowała mu wizytę chłopca u logopedy.
- Czyli jesteście zadowoleni tak? – upewnił się patrząc na matkę, która cała promieniała.
- Oczywiście, że tak Louis, pan Harry jest niesamowity, ma taki dobry kontakt z Ernestem, dogadują się bez problemu, ale to pewnie dlatego, że jest dość młody, obawiałam się, że mały nie będzie chciał z nim zostać, a teraz na siłę muszę go wyciągać z gabinetu.
- Pan loczek jest świetny – wtrącił Ernest odrywając się od bajki.
- Pan loczek? – Lou zerknął na mamę zdezorientowanym wzrokiem.
- Ochh Ernest nazywa tak pana Harry'ego, dlatego że ma takie urocze loczki na głowie.
- Mhm – odparł szatyn zastanawiając się co stało się z jego rodziną, która teraz zachwyca się, jakimś tam logopedą.
- Wiesz Lou, że pan loczek nie oglądał połowy najlepszych filmów na świecie, ale powoli nadlabia zaległości – wyjaśnił uradowany siedmiolatek.
- Serio? – zaśmiał się mężczyzna przyglądając się bratu.
- Tak, tak – przytaknął entuzjastycznie – i pan loczek ma takie dziwne dziulki w policzkach, o tu – wskazał palcem na swoją twarz.
- Lubisz go prawda? – zapytał Louis.
- Baldzo, to jest mój nowy najlepszy przyjaciel – odparł poważnie maluch i wrócił do oglądania.
- Ejj myślałem, że to ja jestem twoim przyjacielem – stwierdził z udawanym oburzeniem.
- Lou Ty jesteś moim blatem – wyjaśnił – jesteś najlepszym z najlepszych przecież wiesz.
- Super.
- Louis – zaczęła jego mama, a ton jej głosu zapowiadał tylko jeden temat rozmowy – widziałam dziś tego twojego przesympatycznego przyjaciela, wiesz o kogo mi chodzi.
- Zayna? – zapytał, a w myślach dodał jasne, bo Zayn jest taki sympatyczny prychnął pod nosem.
- Nie, nie tego drugiego, który pracuje w dziekanacie.
- Aaaa Liam, co z nim?
- To taki miły, młody człowiek prawda? – drążyła powoli temat.
- Taaa... i co z tego?
- Tak sobie pomyślała, że może zaprosiłbyś go do nas na kolację.
- A niby po co? – pytał zdezorientowany i zaskoczony tym pomysłem.
- On z nikim się nie spotyka prawda?
- Mamo proszę cię nie zaczynaj – wyjęczał, gdy zrozumiał o co chodzi kobiecie.
- Synku on pasowałby do ciebie idealnie, młody, przystojny, inteligentny, dobrze wychowany – wyliczała na palcach.
- Fuuujjjj mamo, to mój przyjaciel, błagam cię przestań.
- Louis nie zachowuj się jak dziecko, masz trzydzieści lat.
- Dwadzieścia dziewięć – wtrącił
- Dobrze, dwadzieścia dziewięć jeszcze, to już czas najwyższy – kontynuowała kobieta.
- Mamo, Liam to kumpel nic więcej.
- Mhm, ale Lou ten logopeda też jest niczego sobie, może mógłbyś...
- Maaammoooo....
***
Ernest udawał, że ogląda bajkę ale kątem oka obserwował mamę i brata, którzy dyskutowali o chłopaku dla Louisa. Pamiętał co zapisał w swoim notesiku, musiał znaleźć chłopaka marzeń dla Louisa i miał już nawet pierwszego kandydata, musiał tylko dowiedzieć się o nim kilku istotnych informacji.
***
Louis siedział w dziekanacie i po cichu wyśmiewał się z Liama, który cały czerwony słuchał flirtującego z nim studenta, cóż ten dzieciak był całkiem przystojny, ale jak widać na Liamnie nie robiło to wrażenia.
- Do widzenia Ashton – mówił poważnie nie patrząc na studenta.
- Oooo pamięta pan moje imię, do zobaczenia panie Payne – odparł zadowolony z siebie i minął się w drzwiach z Zaynem, który właśnie wchodził do środka.
- Mam już go dosyć – westchnął Liam i opadł na krzesło obok Louisa – i ani słowa Tomlinson.
- Co mu się stało? – zapytał Malik patrząc na szatyna.
- Jego wielbiciel po raz kolejny starał się zaprosić go na randkę – wyjaśnił Lou i zachichotał – umów się z nim w końcu.
- Sam się z nim umów – burknął Payne.
- Cóż Li, to coś – wskazał na swoje ciało – jest nietykalne dla studentów.
- Zabawne – prychnął Liam.
- Właściwie to tak, ale wiecie co jest śmieszniejsze? To, że moja mama chciała nas zeswatać Li, serio – Zayn wybuchł śmiechem, patrząc na coraz bardziej zawstydzonego Payna.
- I co skusisz się Li? Randka z Lou to brzmi intrygująco, przyznaj – stwierdził Malik cały czas się śmiejąc.
- Chyba sobie odpuszczę – powiedział cicho chłopak.
- Cóż Payne i tak nie spełniasz moich standardów, także nic by z tego nie wyszło – odparł Lou przeglądając swój notatnik.
- Masz jakieś swoje standardy Lou? – Zayn podniósł brwi w zdziwieniu.
- Zdziwiłbyś się kochany – zatrzasnął kajecik i wstał z krzesła – panowie musze uciekać, idę odebrać Ernesta od logopedy, już dziś się nie pojawię także do jutra.
- Skończyłeś już zajęcia?
- Nie, mam przerwę.
- A studenci?
- Właśnie przedstawiają prezentację, a reszta robi dla mnie streszczenia tych wystąpień, ocena będzie zależała od tych ich wypocin, więc będą zajęci jeszcze przez jakiś czas. Na razie panowie.
- Ktoś złoży kiedyś na niego skargę – stwierdził Malik, gdy drzwi za Tomlinsonem zamknęły się cicho.
- Nie, za bardzo się go boją – skwitował Liam – próbuję nie myśleć co by im zrobił gdyby się poskarżyli.
***
- Panie loczku – zaczął Ernest gdy skończyli zajęcia a jeszcze nikt po niego nie przyszedł.
- Tak?
- Ile ma pan lat?
- Dwadzieścia siedem – odparł – dużo prawda?
- Nie, to nawet mniej niż trzydzieści?
- A ma pan lodzeństwo?
- Tak, siostrę Gemmę, jest starsza ode mnie, mieszkamy razem.
- Aha – mały pokiwał głową – a ma pan dziewczynę?
- Co? To znaczy słucham? – zszokowany chłopak wpatrywał się w siedmiolatka, skąd u niego takie pytania.
- No ma pan dziewczynę czy nie? – zażądał odpowiedzi.
- Nie mam, a ty masz dziewczynę?
- Nie, dziewczyny są głupie. A ma pan chłopaka? – to było bardzo ważne dla Ernesta, w zasadzie najważniejsze, czekał z niecierpliwością na odpowiedź.
- Ernest... ja... hmmm... chyba nie powinniśmy o tym rozmawiać.
- Panie loczku, przecież ja wiem kto to jest gej, niech się pan nie klępuje.
- Doprawdy? – Harry nie mógł ukryć uśmiechu.
- Mhm, gej to znaczy, że chce mieć pan chłopaka nie dziewczynę, to ploste, nie wiedział pan? – zapytał zdziwiony. – to jak? Ma pan chłopaka?
- Nie, jestem sam.
- To fajnie, a co lubi pan lobić? Jakie ma pan hobby?
- Ooo to łatwiejsze pytanie, więc lubię biegać, robię to zawsze przed pracą, poza tym to uwielbiam czytać książki i gotować, tak gotowanie jest świetne – mówił nieprzerwanie a Ernest notował w głowie każde jego słowo.
- A jaki ma pan ulubiony kolol?
- Hmmm... sam nie wiem.
- Może niebieski? – podpowiedział chłopiec.
- Tak, niebieski jest w porządku – uśmiechnął się Harry.
- Nie jest pan wledny plawda? – zapytał poważnie.
- Co? Oczywiście, że nie, a myślisz, że jestem? – zaczął pytać spanikowany loczek.
- Nie, ale się upewniam, a miał pan chłopaka?
- Tak.
- I już go pan nie ma?
- Mhm.
- A... a dlaczego? On pana zostawił, czy... czy pan go czymś zasmucił i on odszedł? – zapytał Ernest, myśląc o tym co mama i Lottie mówiły o głupim chłopaku Louisa.
- To nie jest takie proste kolego – powiedział cicho Harry.
- Jest – stwierdził pewnie – bo... bo albo on był smutny, albo pan – wyjaśnił patrząc w zielone oczy logopedy.
- Ja byłem smutny – w gabinecie zapadła cisza, którą przerwał chłopiec.
- Ostatnie pytanie panie loczku.
- No strzelaj.
- Lubi pan glać w piłkę nożną? – Harry zaczął chichotać jak szalony, gdy usłyszał pytanie Ernesta.
- Nie, ten sport nie jest dla mnie, jestem dość kiepski w te klocki.
- Spokojnie, nauczy się pan, Louis każdego nauczy – odparł cicho.
- Kto?
- Nie ważne – stwierdził a po gabinecie rozległo się pukanie.
***
Zapukał i wszedł do gabinetu pana Stylesa, w środku dostrzegł swojego brata i jakiegoś chłopaka, który zapewne był logopedą chociaż w ogóle na niego nie wyglądał. Louis nie chciał się gapić, więc zauważył tylko jakąś ciemną czuprynę, przewiązaną szmatą na głowie, szeroki uśmiech, i te jak to mówił Ernest dziurki w policzkach. Odnotował tylko, że chłopak wygląda bardzo hipstersko, tak jak połowa jego tępych studentów.
- Dzień dobry przyszedłem po Ernesta – uśmiechnął się do brata, który podbiegł w jego stronę i uczepił się jego dłoni.
- Louis Tomlinson tak? – zapytał logopeda cały czas się uśmiechając.
- Tak to ja, a ty zapewne jesteś pan Styles.
- Wystarczy Harry – Louis zmierzył go wzrokiem i nic na to nie odpowiedział, nie miał zamiaru przechodzić na ty z tym hipsterskim logopedą, który cały czas się szczerzył w jego stronę. Posłał mu jedno spojrzenie, które serwuje swoim studentom na dzień dobry i odwrócił się w stronę drzwi.
- Do widzenia.
- Do widzenia panie Tomlinson, cześć Ernest.
- Pa panie loczku.
***
- Kto to był? – zapytał Niall wparowując do jego gabinetu.
- Kto?
- No ten facet, który wychodził z Ernestem, wiesz powiało od niego chłodem, taka królowa śniegu trochę.
- Niejaki Louis Tomlinson, ma odbierać małego, gdy jego mama nie będzie mogła, ale w sumie to sam nie wiem kim on jest.
- To jego ojciec? – zapytał Niall obserwując Harry'ego.
- Nie mam pojęcia, ale raczej nie. Mają inne nazwisko.
- Hmmm... może jest jego ojczymem, albo facetem mamusi – skwitował Niall.
- Co? Zwariowałeś? Przecież nie jest stary, a mama Ernesta, no bez obrazy ale nie jest taka młoda.
- Pfffff... może lubi starsze, doświadczone. Widziałeś jaki był wystrojony? A jakim samochodem przyjechał? Stary on jest z panią T. mówię ci.
- Ona nie jest panią T. głupku, i wymyślasz Niall.
- Mów sobie co chcesz, ale oni nie mają takich samych nazwisk i to coś znaczy. Mały go zna więc dla mnie to jednoznaczne, ten cały Louis kręci ze starszą kobietką – powiedział wszechwiedzący blondyn.
- Może masz rację, ale to dziwne – Harry zmarszczył czoło myśląc o tej sytuacji.
- Co w tym dziwnego? On jest gorący, a ona ma kasę wszystko jest proste.
- Jesteś głupi Niall, to też jest proste.
- Tak jak twoje włosy – prychnął Niall.
- Odczep się od moich włosów i spadaj, za chwilę przychodzi kolejne dziecko.
- Ciekawe czy też ma hot opiekuna – utrzymankę?
- Wyjdź! – odparł Harry i gdy Horan wyszedł sam zaczął zastanawiać się kim jest Louis Tomlinson.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top