Rozdział dwudziesty pierwszy
Zapraszam na ostatni rozdział. Miłego czytania:)
Harry siedział na parapecie i machał nogami jedząc swój mrożony jogurt. Obserwował studentów przechodzących szybko po korytarzu, spieszących się na swoje ostatnie zaliczenia. Czekał na Louisa, który przeprowadzał właśnie jakiś egzamin w sali obok. Wiedział, że Liam jest w dziekanacie, był już u niego i porozmawiali chwilę, ale nie chciał przeszkadzać mu w pracy, więc wyjął z torby książkę i postanowił, że poczeka na szatyna tutaj, w końcu niedługo powinien skończyć pracę.
Zaskoczony poczuł, że ktoś wyciąga mu łyżeczkę z ust i zamyka książkę, którą czytał. Chciał głośno zaprotestować, ale zobaczył Louisa, który stał pomiędzy jego nogami i uśmiechał miło.
- Cześć – mruknął Harry i wydął usta czekając na buziaka, który najwidoczniej go nie zadowolił, ponieważ był zbyt krótki.
- Mały jesteśmy u mnie w pracy, niech studenci mają do mnie jeszcze, choć trochę szacunku – zaśmiał się Lou, ale nie protestował, gdy loczek objął go w pasie i przysunął bliżej siebie.
- Wstydzisz się mnie? – zapytał z udawanym oburzeniem, ale przerwał, ponieważ wyminęła ich grupka studentów Louisa, którzy dopiero zaczęli opuszczać salę.
- Nie, po prostu nie chcę, by pożerali cię wzrokiem – powiedział z uśmiechem na widok zadowolonej miny Stylesa – nie bądź próżny – upomniał go, cmokając go krótko w nos, drocząc się z nim celowo.
- Wcale nie jestem – zaprzeczył szybko chłopak, cały czas się uśmiechając, będąc przy tym świadomym wścibskich spojrzeń, które rzucali im studenci – jesteśmy tutaj na pewno najładniejszą parą.
- Ja jestem przystojny, ty jesteś ładny – poprawił go rozbawiony szatyn, ponieważ Harry był tak uroczy i zabawny, że nie potrafił się powstrzymać, by pośmiać się z niego troszkę.
- Może być – zgodził się i zuchwale pocałował Louisa na oczach wszystkich osób znajdujących się na korytarzu.
- Jesteś bezczelny Harry – stwierdził Lou, przysuwając się do niego, ale odwrócił się szybko słysząc głośny gwizd – panie Anderson, doprawdy, ma pan coś jeszcze do dodania? Ponieważ patrząc na wypociny, które tworzył pan podczas dzisiejszego egzaminu, zastanowiłbym się jeszcze raz, zanim zrobiłbym coś tak głupiego – zwrócił się do studenta, który odszedł szybko ignorując słowa szatyna – zobacz, co robisz z moimi studentami, gwiżdżą na ciebie – chwycił Harry'ego za dłoń i poprowadził go do wyjścia, udając że nie widzi spojrzeń, którymi dziewczyny obdarzały jego faceta.
- Nie bądź zazdrosny, chcą cię tylko zdenerwować – powiedział radośnie chłopak – to co, jedziemy do ciebie, tak jak mówiłeś wczoraj? – zapytał, kiedy zatrzymali się przy samochodzie Louisa.
- Tak, skoczymy jeszcze po drodze po coś do zjedzenia, ponieważ moja lodówka świeci pustkami odkąd większość czasu spędzam u ciebie w mieszkaniu – otworzył drzwi przed Harrym, który tak jak zawsze zarumienił się na ten gest – swoją drogą, Niall i Gemma wrócili już z tej swojej wycieczki ze znajomymi?
- Tak, i powiedzieli, że mają dość tego, że unikamy ich i udajemy, że nie wiemy o co im chodzi. Stwierdzili, że pożałujemy tego i jeszcze wszystko im wypaplamy – powiedział z uśmiechem, wyglądając przez okno, pozwalając, by przyjemny wietrzyk owiewał jego twarz.
- Zapewne mają rację, Zayn i Liam też dziwnie na mnie patrzą i tylko czekam, kiedy w końcu wezmą mnie na rozmowę – Louis zerknął na chłopaka siedzącego obok, który bawił się jego dłonią, która spoczywała zaborczo na udzie loczka.
- Cóż, nie dziwmy się im, w końcu nie rozmawialiśmy ze sobą przez jakiś czas, a teraz, sam wiesz – uśmiechnął się do Louisa, który zaparkował przed sklepem i siedział przez chwilę przyglądając się Stylesowi.
- Tak, teraz jesteśmy nierozłączni i niech tak zostanie.
***
Siedzieli wszyscy razem w mieszkaniu i rozmawiali głośno wybuchając śmiechem, co jakiś czas. Mimo luzu i całkiem miłej atmosfery, Gemma zerkała na zegarek zastanawiając się, kiedy jej brat wróci do mieszkania. To nie tak, że chcieli zafundować im rodzicielską pogadankę, chociaż patrząc na Zayna i Liama, mogła być pewna, że właśnie to chcieli zrobić Louisowi. Po prostu mieli dość tego, co aktualnie się działo, niespodziewanie Harry zaczął zachowywać się promiennie i radośnie, podskakując i podśpiewując sobie pod nosem, co było irytujące i dziwne zarazem. Nie mieli pojęcia, co się zmieniło i głowili się razem z Niallem, o co tutaj właściwie chodzi do dnia, w którym Louis przypadkowo wpadł na nich wychodząc z łazienki. Cóż to było nieoczekiwane i oboje nie wiedzieli, jak mają się zachować, szczególnie, że Tomlinson rzucił im krótkie cześć i jak gdyby nigdy nic wszedł do pokoju Harry'ego, zamykając za sobą drzwi. To ich zaskoczyło i wprawiło w zakłopotanie, ponieważ chyba coś ich ominęło.
Takie sytuacje jak ta, zdarzały się coraz częściej, ale jakoś nigdy nie udało im się przyłapać tej dwójki w dwuznacznej sytuacji. Zresztą od pewnego czasu Harry rzadko nocował w domu, co mogło oznaczać tylko jedno, sypia u Louisa. Nie mieli nic przeciwko, ale cały czas zadawali sobie pytanie, co się zmieniło, bo przecież coś musiało. Właśnie dlatego umówili się na rozmowę profilaktyczno-ostrzegawczą z tą dwójką, ponieważ jeżeli sądzili, że ich zachowanie obejdzie się bez komentarza, to byli w wielkim błędzie.
Usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi i cichej rozmowy na korytarzu. Gemma przewróciła oczami, a Niall parsknął rozbawiony zachowaniem swojego najlepszego przyjaciela, ponieważ był niedorzeczny sądząc, że ukryje przed nim to, że pogodził się z Louisem. Czekali cierpliwie, aż miną pokój, by móc zawołać ich do siebie i nie musieli wyczekiwać zbyt długo. Po chwili zauważyli, jak skradają się i chcą przemknąć niezauważeni. Niall odchrząknął cicho i posłał reszcie wszystko wiedzące spojrzenie.
- Hazz, mógłbyś pozwolić na słówko do salonu? – zapytał udając poważny, rodzicielski głos – i weź ze sobą swojego sekretnego chłopaka – dorzucił po chwili i usłyszał ciche przekleństwo loczka – co za słownictwo młody człowieku.
Zaśmiali się z Nialla, który nie mógł sobie odpuścić znęcania się nad Stylesem i czekali, kiedy postanowią pojawić się w salonie. A gdy wreszcie zjawili się, ich miny wyrażały niezadowolenie i zniechęcenie. Blondyn poklepał miejsce obok siebie, ale Harry postanowił usiąść na fotelu, a Lou przycupnął na podłokietniku, mierząc swoich przyjaciół pogardliwym wzrokiem.
- Czego chcecie i co tutaj w ogóle robicie? – szatyn nie zamierzał się patyczkować i czekać, aż Horan postanowi się odezwać, od razu zaatakował przyjaciół i oczekiwał od nich szybkiej odpowiedzi, która go zadowoli.
- Grzeczniej Louis – upomniał go spokojny Zayn i pokręcił głową, widząc jak przyjaciel zaciska dłonie w pięści – uspokój się, chcemy tylko pogadać, nic więcej.
- Jestem spokojny, nie wiem, o co ci chodzi – odparł i udając nonszalancje rozsiadł się wygodniej, nadal czujnie obserwując wszystkich w pokoju.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – zapytał Harry, spoglądając na przyjaciela, który patrzył na niego z dziwnym uśmiechem. Jednak pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to dłoń jego siostry złączona z tą Nialla. Chyba nie powinien się czuć zaskoczonym, ale mimo wszystko, po tych ciągłych kłótniach i sporach, odczuwał dziwny niepokój widząc ich tak blisko siebie.
- Tak, o czym? – wtrącił Louis – i co to w ogóle za spotkanie? Od kiedy jesteście jakimiś znajomymi czy coś?
- Przymknij się już Lou – warknął Zayn, mając dość marudzenia swojego przyjaciela – kumplujemy się od dawna i wiedziałbyś o tym, gdybyś nie żył w tej swojej bańce mydlanej.
- Jakiej bańce? – zapytał zainteresowany Harry, ale słysząc prychnięcie Gemmy skupił się na niej – co jest? Serio, powiedzcie, o co wam wszystkim chodzi, bo rozmawiając w ten sposób nie dogadamy się.
- Zgadzam się z Harrym – wtrącił od razu Louis, posyłając chłopakowi obok czuły uśmiech. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, zapominając o obecności innych osób i cóż, może o to chodziło Zaynowi, który wspominał coś o bańce mydlanej.
- O właśnie – powiedział nagle Malik, przyciągając uwagę wszystkich obecnych w salonie – powiedz mi Lou, od kiedy to zgadzasz się z Harrym, bo jakoś pamiętam czas, kiedy ten o to młodzieniec był ostatnią osobą, o której chciałeś mówić.
- A więc o to wam wszystkim chodziło? – zapytał rozbawiony Styles – o to, że ja i Lou jesteśmy razem? – popatrzył na przyjaciół i roześmiał się cicho, zasłaniając dłonią usta.
- Jesteście razem? – pierwszy z szoku otrząsnął się Niall, który nie dowierzał słowom, które wyszły z ust loczka.
- Dlaczego to tak cię dziwi? – zapytał ofensywnie Harry, naburmuszając się jak dziecko.
- Hmm może dlatego, że jakiś czas temu chodziłeś płacząc po kątach, ponieważ twój pożal się boże kochaś olewał cię i miał gdzieś, a teraz mamy lipiec i mówisz nam, że jesteście razem i chyba powinniśmy o tym wiedzieć, prawda? – zaatakowała go Gemma, nie mogąc znieść tego, jak jej brat jest głupi i dziecinny.
- Hej, odczep się od niego – odezwał się Lou, ochronnie otaczając chłopaka swoim ramieniem.
- Bo co? – zapytała złośliwie dziewczyna, unosząc jedną brew i wpatrując się wyzywająco w oczy Louisa – wyzwiesz mnie, jak swoich studentów?
- Cios poniżej pasa Gemms – powiedział w końcu Harry – nie ważne – machnął ręką, jakby chcąc odgonić od siebie zbędne myśli – może nie powinniśmy tego przed wami ukrywać, ale nie chcieliśmy się afiszować po tym wszystkim, co się u nas działo, ale dobrze, jeżeli już wiecie to możemy wam oficjalnie powiedzieć, że tak, ja i Louis jesteśmy razem – wyjaśnił lekko, nie czując się źle z tym, że ukrywali prawdę przed wszystkimi bliskimi.
- Świetnie, to jeżeli teraz już wszystko wiecie, to ja chciałbym się czego dowiedzieć – zaczął Louis, wpatrując się w swoich przyjaciół, którzy nie odzywali się przez jakiś czas, siedząc cicho obok siebie – od kiedy wy wszyscy jesteście znajomymi? – wskazał na nich wszystkich ręką i wyczekiwał na odpowiedź – no dalej, pochwalcie się – zachęcił ich uśmiechem, teraz, kiedy wszystko się wydało, nie musiał się już niczym przejmować, więc nic nie stało na przeszkodzie by czuć się radosnym.
Był lipiec, miał urlop, za tydzień wyjeżdżał z Harrym na wakacje gdzieś, gdzie będą tylko we dwoje. Jego życie zdecydowanie wróciło na właściwe tory... Nareszcie. Uśmiech na jego ustach musiał być zaraźliwy, ponieważ dostrzegł, jak Liam i Zayn również powoli relaksują się i radość pojawiała się na ich twarzach.
- Cóż, kiedy wy przechodziliście przez wasz mały koniec świata, inni żyli normalnie i zastanawiali się, co zrobić z dwójką dzieciaków, którzy nie potrafią się pogodzić i zacząć ze sobą rozmawiać – wyjaśnił Niall, patrząc na szatyna z rozbawieniem w błękitnych tęczówkach.
- Kiedy stałeś się taki drapieżny Niall? Czyżby Gemma tak na ciebie wpływała? – zapytał drwiąco szatyn, ale nadal jego twarz rozjaśniał uśmiech.
- Och, zamknij się Tomlinson – prychnął blondyn, rzucając w mężczyznę poduszką – zajmij się lepiej sobą, bo jeżeli Harry zrobi się tak bezczelny jak ty, to nie poradzisz sobie z tak bezczelnym dzieciakiem pod jednym dachem i będziesz miał go dosyć.
- Nigdy nie będę miał dość mojego Harry'ego – powiedział Louis i pochylił się, by pocałować młodszego, który patrzył na niego zauroczony z serduszkami w oczach.
- Ughh – jęknął Liam – chodźmy zrobić coś do jedzenia i picia, tych dwoje będzie się teraz przy nas obściskiwało.
- Już chyba wolałam, jak się kłócili – stwierdziła Gemma, kiedy szli w stronę kuchni, zostawiając zakochaną parę.
- Racja, wtedy przynajmniej nie musieliśmy zastanawiać się, co zastaniemy w naszym salonie po powrocie do domu, a teraz nie jestem już tego taki pewien – zauważył Niall, śmiejąc się ze swoich słów, obejmując blondynkę w talii.
- Zakochany Louis jest chyba gorszy od niezadowolonego Louisa – Zayn oparł się o parapet, postanawiając trzymać się z daleka od gotowania, Niall był w tym lepszy.
- Wszystko słyszymy idioci! – dotarł do nich marudny głos Louisa i chichot Harry'ego, który teraz pewnie wtulał się w ciało szatyna.
- Cokolwiek powiesz Lou! – odkrzyknął Niall i zabrał się za przyrządzanie kolacji. Miał wrażenie, że teraz będzie musiał gotować dla jeszcze większej liczby osób i szczerze mówiąc nawet mu to nie przeszkadzało.
***
Louis siedział na werandzie z kubkiem herbaty. Mimo, że dzień był ciepły, wieczór przyniósł trochę ochłody i deszcz, a lekki wietrzyk rozwiewał mu włosy na wszystkie strony. Uwielbiał to miejsce, ale nigdy, nawet w dzieciństwie, nie czuł się tutaj tak dobrze, jak teraz z Harrym u boku. To był mały, drewniany domek położony w pięknej, otoczonej zielenią okolicy. Dookoła nie było żywej duszy, a jedyne, co można tu było usłyszeć, to dźwięki wody z pobliskiego małego jeziorka, lub wiatr szumiący między drzewami w lesie. Kochał to miejsce, a świadomość, że gdzieś tam za jego plecami w środku jest Harry, który przed chwilą brał prysznic po tym, jak zmokli na spacerze, a teraz krzątał się po malutkiej kuchni robiąc sobie herbatę, sprawiała, że się uśmiechał.
Spojrzał na niebo, które swoim ciemnym odcieniem nie zapowiadało pogody innej niż deszcz. Nie narzekał na to, wyobraził sobie cały jutrzejszy dzień spędzony z Harrym pod ciepłym kocem, co z tego, że był lipiec, nic go to nie obchodziło. Pogoda mogła mieć swoje kaprysy i on również. Zresztą nigdy nie sądził, że znajdzie kogoś, kto będzie znosił jego nastroje, a nagle, wcale nie szukany, odnalazł się Harry i jak nikt inny potrafił wpłynąć na nastój Louisa, uspokajając go, kiedy był zdenerwowany i rozśmieszając, kiedy nie potrafił nawet się uśmiechnąć. To był cały loczek i Louis chciałby powiedzieć, że kocha to w nim, ale postanowił, że jeszcze z tym poczeka, jednak z inną rzeczą nie miał zamiaru.
Westchnął i podniósł się ze schodów, na których siedział, przeciągając się powoli i zaskoczony poczuł czyjeś ramiona owijające się dookoła niego. Uśmiechnął się i oparł o Harry'ego, który położył brodę na jego ramieniu i przytulił swój gładki policzek do jego, na którym można było poczuć zarost. Milczeli tak przez chwilę, wdychając powietrze przesiąknięte zapachem deszczu, ale w końcu Louis postanowił, że czas wejść do środka, ponieważ ostatnie, czego chciał w tym czasie, to przeziębiony Harry.
- Chodźmy do środka – powiedział i obrócił się całując chłopaka w nos, po czym odsunął się od niego i splatając ich dłonie razem, pociągnął go do domku – zapowiada się deszczowa noc – zauważył, gdy usiedli na kanapie tuż obok siebie, a ich ciała dotykały się pod ciepłym kocem, który na siebie narzucili.
- Lubię deszczowe noce, kiedy mogę się do kogoś przytulić – powiedział cicho Harry i automatycznie przylgnął do Louisa, który pozwolił mu na to, samemu uwielbiając czuć ciało loczka blisko siebie.
Harry był tak przytulaśny, ale uwielbiał to, ponieważ nigdy nie był z kimś, kto w tak otwarty sposób pokazywałby mu to, że go potrzebuje. Nie wiedział, kiedy znaleźli się aż tak blisko siebie, że czuł małe pocałunki wyciskane przez Harry'ego na jego odkrytych obojczykach. Ledwie czuł te muśnięcia, ale dreszcze, które rozchodziły się po jego ciele wyraźnie dawały mu znać, że coś się dzieje. Głaskał powoli loczki chłopaka, wplątując swoje palce w jego włosy i zaskoczony usłyszał ciche jęknięcie. Otworzył oczy, które nieświadomie przymknął i spojrzał w dół na Harry'ego, który leżał prawie na nim i teraz wtulał twarz w jego szyję, na której czuł jego niespokojny, przyspieszony oddech. Nie zastanawiając się zbyt długo, chwycił chłopaka i zmienił ich pozycję tak, że teraz Harry leżał rozłożony na sofie wpatrując się w niego zaskoczony z zarumienionymi policzkami. Pocałował go, powoli łącząc ich wargi, które z czasem zaczęły napierać na siebie z większą siłą i tęsknotą. Nie myślał o tym, co się dzieje, liczyło się tylko całowanie Harry'ego, dotykanie jego ciała, poznawanie go z zupełnie innej, nowej perspektywy. I ku jego zaskoczeniu Harry na to pozwalał i oddawał pieszczoty, a jego dłonie śmiało pozbywały się z Louisa kolejnych części garderoby. To prowadziło tylko do jednego i Lou był tego świadomy, ale nie chciał przerywać, nie teraz, kiedy nareszcie był pewny, że to Harry jest tą jedyną na świecie, właściwą osobą.
Nagle poczuł, jak chłopak odsuwa się od niego i odpycha go. Spojrzał na niego zdziwiony, starając się zrozumieć, czy zrobił coś źle, czy przesadził i poszedł o krok za daleko. Nie chciał być tym, który stara się coś wymuszać, nigdy nie był taką osobą w stosunku do kogoś o kogo się troszczył, a przecież Harry był dla niego najważniejszy. Doszukiwał się czegoś w twarzy loczka, ale dostrzegał tylko jego błyszczące, zaszklone tęczówki, które wpatrywały się w niego nieustępliwie z jakąś dziwną determinacją, której wcześniej u niego nie widział. Bał się tego, co może za chwilę usłyszeć, ale przecież to był Harry, on nigdy by go nie skrzywdził. Tak przynajmniej sądził i nie zamierzał zmienić zdania.
- Co się dzieje kochanie? – odsunął zbłąkanego loka z jego czoła i złożył w tym miejscu całusa, chcąc otulić go i ochronić przed tym, czego się obawiał, ponieważ można było wyczuć, jak bardzo zestresowany stał się Harry.
- Muszę ci coś powiedzieć Lou – wyszeptał Styles i uciekł wzrokiem w bok, nie patrząc na szatyna, który mimo to chwycił jego twarz i powoli nakierował ją na siebie.
- Słucham, możesz powiedzieć wszystko, wiesz o tym, prawda? Zero oceniania – zapewnił go z czułością w głosie, ponieważ to była prawda, nie miał zamiaru oceniać tego, co wyzna mu loczek. Mógł powiedzieć cokolwiek, a to i tak nie zmieniłoby uczuć Louisa.
- Będziesz zły – powiedział po chwili ciszy Harry – nie będziesz mnie już chciał, gdy usłyszysz prawdę.
- Cokolwiek to jest Harry, po prostu powiedz mi – poprosił i usiadł chwytając jego dłoń.
- Nie odsuwaj się – poprosił szybko zielonooki, głosem pełnym niepewności.
- Nigdzie się nie wybieram – zapewnił i przyciągnął chłopaka na swoje kolana – a teraz mów.
- Dobrze – zgodził się cicho i przytulił do szatyna, który objął go mocno – po prostu wiem, do czego to dziś zmierza i...
- Jeżeli nie chcesz Harry, to niczego nie będziemy robić, poprzytulamy się na sofie i spędzimy miły wieczór, tak jak zawsze – zapewnił go szybko Louis, całując jego knykcie.
- Nie, to nie to, po prostu ja już mam to za sobą i pewnie nie będziesz mnie chciał Louis.
- Co masz na myśli? – zmarszczył czoło, ponieważ chłopak wyjaśniał wszystko tak pokrętnie i niejasno, że trudno było go zrozumieć – zawsze będę cię chciał.
- Nie będzie ci przeszkadzać, że nie jestem już prawiczkiem? – Harry zapytał speszony i zawstydzony do granic możliwości. Louis wypuścił głośno powietrze, uśmiechając się powoli do loczka.
- Hazz, skarbie, oczywiście, że nie, o ile tobie nie przeszkadza, że ja jestem – powiedział zgodnie z prawdą i czekał na reakcję Harry'ego, który chyba się zapowietrzył – sądzę, że jedno z nas powinno wiedzieć, co robić – uśmiechnął się do niego i po chwili jedyne, co czuł to usta bruneta.
***
Leżał na boku przyglądając się śpiącemu obok Harry'emu, uśmiechnął się i pogłaskał go po policzku. Wyglądał tak niewinnie, okryty delikatną poświatą księżyca, jeszcze delikatniej niż w świetle dnia. Słyszał jego miarowy oddech i pochylił się, całując niewinnie jego usta, tak, by go nie zbudzić. Po chwili położył głowę na poduszce i kontynuował wpatrywanie w cały swój świat, który był teraz obok niego.
- Czy gdybym powiedział ci, że się w tobie zakochałem, nie wymagałbyś ode mnie innych wyznań? Czy nauczyłbyś mnie, czym jest tak naprawdę miłość i kochanie? Jeżeli powiedziałbym, że nie mogę dać ci nic więcej, zgodziłbyś się zostać? – wyszeptał świadomy tego, że nie otrzyma odpowiedzi na swoje pytania. Przymknął powieki sądząc, że czas najwyższy iść spać i odpocząć po tym emocjonalnym dniu, kiedy coś dotarło do jego uszu.
- Oczywiście, że tak – wyszeptał Harry, który doskonale słyszał każde słowo wypowiedziane przez Louisa – Kocham Cię.
Wpatrywał się w niego w przerażeniu, ale po raz kolejny dotarło do niego, że to był Harry, jego Harry i wszystko było w porządku. On go kochał i Louis miał nadzieję, że tak będzie już zawsze, więc powiedział to, czego był pewien już od dawna. Od dnia, w którym przestał nazywać Harry'ego patyczakiem ze szmatą na głowie.
- Jestem w tobie zakochany.
Kiedy zaspaną twarz Harry'ego rozjaśnił śpiący, słodki uśmiech wiedział, że już niedługo będzie w stanie powiedzieć inne słowa, a po nich przyjdzie czas na następne i następne, które będą należały tylko do nich już na zawsze. Stworzą swoje wspólne życie z plątaniny słów i emocji, ponieważ Harry był uroczym logopedą, a Louis złośliwym psychologiem i jeżeli było coś, na czym znali się bezbłędnie to właśnie to.
Słowa, emocje i miłość, która przyszła niezapowiedziane, zaplanowana w notesiku, pewnego zwyczajnego dnia przez małego chłopca, który postanowił sprawić, by jego brat był szczęśliwy.
***
Ernest siedział w salonie i z uśmiechem przyglądał się Louisowi, który rozmawiał o czymś nudnym z mamą, przez cały ten czas obejmując ramieniem Harry'ego. Wszystko się udało, nie mógł uwierzyć, że jego marzenie się spełniło, że Louis nadal będzie jego super bratem, teraz z Harrym u boku. Nareszcie wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni, a przecież do tego właśnie dążył. Otworzył swój notes na pierwszej stronie, gdzie napisany wielkimi literami widniał napis:
ZNALEŹĆ LOUISOWI CHŁOPAKA!!!
Dumny z siebie postawił haczyk uznając zadanie za zakończone. Jednak nie miał zamiaru spocząć na laurach. Rozejrzał się po pokoju i już wiedział, czym zajmie się teraz.
ZNALEŹĆ LOTTIE CHŁOPAKA!
Na końcu postawił tylko jeden wykrzyknik, bo przecież to Louis był jego jedynym super bratem, Lottie zasługiwała tylko na jeden, ale i tak miał zamiar znaleźć jej kogoś ciekawego, miał już nawet pierwszego kandydata. Zamknął notatnik i ukrył go za poduszką, postanowił porozmawiać trochę z Harrym, jak dobrze, że teraz nie musiał już nazywać go panem loczkiem, w końcu, jeżeli dobrze pójdzie niedługo będą rodziną, a jeżeli Lou będzie się ociągał, to już on mu w tym pomoże.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top