Rozdział czternasty
Louis wylegiwał się na łóżku sprawdzając prace swoich studentów, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Zerknął na zegarek zaskoczony tym, że ktokolwiek mógłby przyjść do niego o tej porze, ale wstał przeciągając się powoli i podreptał do drzwi. Gdy je otworzył jedyne co zobaczył to skulona postać Harry'ego, który krążył w tą i z powrotem.
- Co się stało? – zapytał, wciągając chłopaka do środka, przyglądając mu się uważnie, szukając w jego twarzy czegoś co pomogłoby mu odkryć, czy z Harrym wszystko w porządku.
- Nic ja... ja nie powinienem przychodzić, jest tak późno i pewnie jesteś zajęty i tylko ci przeszkadzam, ale nie miałem do kogo pójść – powiedział loczek, spuszczając wzrok na swoje buty.
- Zawsze możesz do mnie przyjść, nie ważne która jest godzina, ale powiedz mi co się dzieje – poprosił Lou i zaprowadził chłopaka do swojej sypialni. Odsunął na bok kartki rozrzucone po całym łóżku i posadził Stylesa na materacu, kucając przed nim i patrząc na niego zmartwionym wzrokiem.
- Po prostu Niall i Gemma znów zaczęli się kłócić, ale tym razem to coś więcej. Niall nigdy na nią aż tak nie krzyczał, a teraz zaczęli nawet rozbijać kubki i talerze. Nie chciałem słuchać tego wszystkiego, więc postanowiłem przyjść do ciebie, przepraszam jeżeli ci przeszkadzam – duże zielone tęczówki wpatrywały się w szatyna, który wysłuchał tego ze spokojem.
- Daj spokój Hazz, nie robiłem żadnej kreatywnej rzeczy, sprawdzałem prace moich studentów i zerkałem na serial. Nie przeszkadzasz mi zupełnie w niczym – pogłaskał go po dłoni i cmoknął krótko w usta podnosząc się i siadając obok niego – oni muszą się pogodzić, pojadę z tobą jutro i pogadam z nimi. Może ja przemówię im do rozumów, jeżeli nie słuchają ciebie – zaproponował uśmiechając się do Harry'ego, który popatrzył na niego z wdzięcznością.
- Dziękuję – mruknął cicho – nie chcę żebyś zmieniał swoich planów, możesz pracować dalej, ja po prostu posiedzę sobie i nie będę hałasował żebyś mógł się skupić.
- Co? Nie żartuj sobie, akurat mam podzielną uwagę i nie musisz siedzieć cicho – zaoponował od razu Lou – to może dam ci jakieś ubrania na przebranie, pewnie wszystko będzie za małe, ale chyba mam tu jakieś spodnie, które Liam zostawił po tym jak starał się przekonać mnie do biegania i raz dałem mu się na to namówić. Nie martw się wyprałem je oczywiście – dodał po chwili, śmiejąc się z miny Harry'ego. Pochylił się szukając czegoś w szafie i rzucił w loczka koszulką i parą spodni – mam nadzieję, że będą pasować, chyba w tym co masz na sobie nie spałoby się zbyt wygodnie.
- Mogę zostać na noc? – wykrztusił zielonooki, wpatrując się w mężczyznę z zaskoczeniem, ale też radością.
- Oczywiście, że tak. A co, myślałeś że wyrzucę cię za drzwi? – zapytał i prychną,ł widząc uciekający wzrok loczka – lepiej nie odpowiadaj i idź się przebrać, wiesz gdzie jest łazienka.
***
Louis nie wiedział, jak skończył pod jedną kołdrą z Harrym ułożonym na jego piersi wpatrującym się w kolejny tekst napisany przez jego studenta. Był zaskoczony, ponieważ to wszystko było takie naturalne, oni razem w jednym łóżku, przeglądający prace studentów, śmiejący się z czegoś co ci napisali z muzyką grającą w tle. Nie sądził, że będzie potrafił przyzwyczaić się do obecności kogoś w swoim domu, ale z Harrym wszystko wydawało się zaskakująco przyjemne i proste. Chłopak wkradł się do jego życia i teraz szatyn nie potrafił sobie wyobrazić, że loczka mogłoby nie być. Po odejściu Sebastiana wydawało mu się, że to koniec, nie chciał związków, nie chciał innych mężczyzn w swoim życiu. Wiedział, że miłość przynosi tylko ból i niepotrzebnie złamane serce, nie chciał przechodzić przez to po raz kolejny, ale jeżeli ktoś dbałby o jego serce i nie zraniłby go, to tą osobą zdecydowanie był Harry. Popatrzył na loczka, który z lekko wysuniętym językiem w skupieniu rysował uśmiechniętą buźkę na jakiejś pracy, pozwolił mu dokończyć i zabrał swój czerwony długopis z daleka od chłopaka, który mruknął niezadowolony.
- Hej, jeszcze nie skończyłem – powiedział z oburzeniem i wyciągnął dłoń chcąc ponownie chwycić długopis.
- Nie, wydaje mi się, że skończyłeś – zaśmiał się Louis – wystarczy już tych uśmiechniętych i smutnych buziek na referatach studentów. Wolę nie wiedzieć, co sobie pomyślą widząc te rysunki – powiedział, odkładając na stolik wszystkie sprawdzone prace – wynudziłeś się prawda? – pogłaskał go po włosach i uśmiechnął widząc jak loczek ziewa – no chyba czas iść spać.
- Nie wynudziłem się, lubię spędzać z tobą czas – wymruczał Harry, przytulając się mocniej do mężczyzny – ale teraz możemy iść spać.
Lou starał się jedną ręką odnaleźć przełącznik i gdy udało mu się wyłączył lampkę nocną, a w sypialni zapanowała ciemność. Zsunął się w dół i ułożył wygodniej na poduszkach z Harrym przyklejonym do jego ciała.
- Nie wolałbyś położyć się obok, byłoby ci wygodniej? – zaproponował Harry'emu, który chyba odpływał już w krainę sennych marzeń.
- A muszę? – zapytał niewyraźnie.
- Oczywiście że nie, myślałem tylko...
- To nie chcę, tak jest mi wygodnie – przerwał mu Styles i przysunął się jeszcze bliżej, choć Lou nie sądził, że jest to możliwe.
- Dobrze, dobranoc Harry – przymknął powieki, obejmując loczka ramieniem i nie uzyskał odpowiedzi. Myślał, że ten zasnął już i odpłynął, gdy poczuł usta Harry'ego całujące go powoli i czule.
- Dobranoc – wyszeptał młodszy prosto w usta Louisa i pocałował go jeszcze raz, tym razem krócej, po czym odsunął się i ponownie ułożył na jego piersi.
Louis starał się zasnąć słuchając spokojnego oddechu Harry'ego i nie wiedział kiedy jego również pochłonął sen.
***
Harry obudził się i rozejrzał ze zdezorientowaniem po sypialni. Nie wiedział gdzie się znajduje, to nie był jego pokój, brakowało tu jego biurka i książek i zdjęć zawieszonych na ścianach. Usłyszał jakiś głos i po chwili dotarło do niego gdzie jest. Uśmiech pojawił się na jego twarzy i wstał szybko z łóżka, wymaszerowując z pokoju, chcąc jak najprędzej zobaczyć Louisa. Wszedł do kuchni i zobaczył mężczyznę krzątającego się po pomieszczeniu, przygotowującego śniadanie. Szaty nucił coś pod nosem razem z melodią płynącą z radia, kręcąc się i nakładając jedzenie na talerze. Harry zastanawiał się przez chwilę, czy może zrobić to na co miał ochotę i nie wiedząc skąd, znalazł w sobie wystarczającą ilość odwagi. Podszedł do Louisa i powoli oplótł go ramionami w pasie, kładąc brodę na jego ramieniu i całując go w policzek.
- Dzień dobry – wymruczał mu do ucha i potarł jego zarośnięty policzek swoim gładkim.
- Dzień dobry, dlaczego się tak skradałeś? – zapytał ze śmiechem w głosie Lou i obrócił głowę, całując go krótko na powitanie.
- Nie wiedziałem, czy mogę się tak do ciebie przytulać – przyznał się ze wstydem Harry i odsunął od mężczyzny, siadając na jednym z krzeseł.
- W nocy nie miałeś z tym problemów, więc myślę że możesz się tulić do woli przylepo – stwierdził Louis siadając naprzeciw chłopaka, podając mu talerz z ciepłym śniadaniem – wiem, że nie będzie tak dobre jak w twoim wykonaniu, ale mam nadzieję, że nie jest trujące, smacznego.
- Dziękuję, ale nie musiałeś robić mi śniadania już i tak wystarczająco dużo dla mnie zrobiłeś.
- Może i nie musiałem, ale chciałem i mogłem prawda?
- Tak, tak profesorku – przytaknął loczek, zaczynając jeść – a ty nie będziesz nic jadł? – zapytał po chwili widząc, że tylko przed nim stoi talerz.
- Jestem już po, a teraz muszę już iść żeby porozmawiać z tymi złośnikami w twoim mieszkaniu – wstał i zaczął się szykować do wyjścia ze wzrokiem Harry'ego, który śledził go nieustannie.
- To ja też będę się już zbierał – powiedział szybko loczek i chciał wstać, ale powstrzymały go dłonie Lou na jego ramionach.
- Zostań, zjedź spokojnie, weź prysznic i nie przejmuj się niczym. Zostawiłem klucz na szafce przy drzwiach, weź go ze sobą, gdy będziesz wychodził – Louis pochylił się i chwycił Harry'ego pod brodą, muskając jego wargi swoimi – do zobaczenia później.
Oniemiały siedział w kuchni, myśląc o tym w którym momencie zaczął zakochiwać się w Louisie Tomlinsonie.
***
Zadzwonił do drzwi i czekał aż ktoś otworzy mu je w końcu, ale nie doczekał się. Wzruszył ramionami i nacisnął klamkę, zaskoczony tym że tych dwoje nie zamknęło się na klucz, wszedł do środka. Oczekiwał, że ktoś zareaguje na nagłe wtargnięcie, ale w mieszkaniu panowała cisza. Rozejrzał się, ale nie widząc nikogo postanowił zapukać do pierwszych drzwi, otworzył mu Niall który wyglądał jakby nie spał całą noc.
- Cześć, chciałem z wami porozmawiać, mówiąc wami mam na myśli ciebie i Gemme – zaczął Lou poważnym głosem, ponieważ nie chciał się wygłupiać, musiał załatwić tą sprawę raz a dobrze.
- Nie mam zamiaru z nikim rozmawiać i na pewno Harry cię przysłał, darujcie już sobie – powiedział zmęczonym głosem blondyn i chciał zamknąć mu drzwi przed nosem, ale Lou zdążył je przytrzymać.
- Zachowuj się jak dorosły facet, chcę wam pomóc przyjmij to i zaakceptuj, a pójdzie nam to szybko i sprawnie.
- Rób sobie co chcesz – powiedział Niall i rzucił się na swoje łóżko ignorując szatyna.
- Świetnie – mruknął Louis i podszedł do drzwi Gemmy pukając w nie głośno.
- Spieprzaj Niall, sam sobie za siebie wyjdź i daj mi spokój!
- Cześć Gemma – otworzył drzwi i zastał dziewczynę zakopaną w pościeli – chcę z wami porozmawiać, byłabyś tak miła i wyszła z pokoju?
- Nie i odwal się – warknęła i odwróciła się do niego plecami.
- Świetnie, jak miło że chcecie współpracować i zachowujecie się jak dojrzali ludzie! – krzyknął w ich stronę – to porozmawiamy inaczej – rozsiadł się na korytarzu opierając wygodnie o ścianę w ten sposób, że widział ich oboje i kontynuował – nie chcielibyście w końcu zacząć normalnie ze sobą funkcjonować i wyjaśnić sobie wszystko co was gryzie i boli? Przecież gdybyście ze sobą porozmawiali to może doszlibyście do wniosku co tak naprawdę powoduje te wszystkie kłótnie i spory prawda? Czasami trudno spojrzeć obiektywnie na jakąś relację, ale mogę wam pomóc, jeżeli mi na to pozwolicie.
- Kto cię w ogóle prosił o pomoc idioto? – prychnęła Gemma w jego stronę – oby twój związek był taki cudowny i udany, jeżeli jesteś specjalistą.
- Przymknij się wariatko, ciągle musisz na wszystkich krzyczeć i uważać się za najmądrzejszą na świecie – Niall odezwał się, patrząc ciągle prosto w sufit.
- Widzicie zaczynacie ze sobą rozmawiać – powiedział Lou z uśmiechem, ale wiedział że tych dwoje prędzej się zabije niż pogodzi w tym dniu – Gemmo co denerwuje cię w Niallu?
- Jezu wszystko, zaczynając od tego jakim kretynem jest kończąc na tym, że jest Irlandczykiem – głośny głos dziewczyny dotarł zarówno do Lou jak i do Nialla.
- Nie sądzisz, że to trochę niedokładny opis i chyba nie możesz nie lubić kogoś dlatego, że jest Irlandczykiem nie uważasz?
- Tak, ale mogę nie lubić, ponieważ jest egoistą, który sądzi że ma prawo oszukiwać i zwodzić inne osoby, albo dlatego, że jest dzieciakiem który nie potrafi zachować się jak prawdziwy mężczyzna i jeszcze dlatego, że traktuje kobiety jak przedmioty.
- Niall chcesz coś powiedzieć w związku z tym co powiedziała Gemma?
- Ona bredzi serio Lou, każdy kto mnie zna, wie że nigdy nie traktowałbym kobiety jak przedmiot, nie jestem taki i Gemma doskonale o tym wie, ale wymyśla jakieś bzdury, ponieważ nie wie co innego mogłaby powiedzieć.
- Doprawdy? Nie sądzę, sam starasz się zgrywać takiego dżentelmena, ale wcale taki nie jesteś.
- O co ci chodzi tak właściwie? – blondyn podniósł się do pozycji siedzącej i oddychał głęboko chcąc się chyba uspokoić.
- Chodzi mi tylko o to, że chcę żebyś dał mi spokój, mam dość twojego zachowania w stosunku do mnie, tych twoich spojrzeń i ciągłego zaczepiania mnie i wciągania w rozmowę – gdyby Louis mógł zobaczyć twarz Gemmy na pewno mógłby dostrzec smutek i żal. Był tego pewien, powoli zaczynał rozumieć o co chodzi dziewczynie.
- Świetnie, ale jakoś jakiś czas temu lubiłaś spędzać ze mną czas i nie przeszkadzało ci to jak blisko byliśmy – warknął Niall i zaczął krążyć po pokoju. Najwidoczniej nerwy mu puściły.
- To było zanim odkryłam jakim jesteś typem faceta.
- Czyli jakim Gemma? – dopytał Louis, zerkając w stronę pokoju dziewczyny.
- Takim który nie jest szczery z nikim nawet z samym sobą i takim który bawi się innymi ludźmi – wyjaśniła krótko, odrzucając pościel na ziemię i wstając z łóżka.
- Jesteś niepoważna i nie mam zamiaru już z tobą dyskutować – stwierdził beznamiętnym tonem Niall.
- I co może powiesz jeszcze, że zmyślam? To opowiedz jak tam mają się sprawy w twoim związku z Barbarą? – zapytała uszczypliwie i Lou chciał uderzyć się w twarz, ponieważ Gemma naprawdę była nie do zniesienia.
- Nie jestem w żadnym związku z Barbarą dla twojej wiadomości! – Niall wyszedł na korytarz i stanął w progu pokoju dziewczyny – to ciebie kocham i mówiłem już, że na tobie mi zależy, ale ty nigdy nie słuchasz.
- No nareszcie to z siebie wydusiłeś, szkoda tylko że wiedziałam o tym wcześniej, ponieważ swoje życie uczuciowe omawiasz dość głośno z moim bratem siedząc w kuchni. Jesteś ofiarą Horan i nie chcę mieć z tobą do czynienia! – blondynka podeszła do chłopaka i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem – spieprzaj stąd Louis i zajmij się swoim życiem!
- Serio stary, odpuść sobie i zajmij się Harrym – powiedział przygaszony Niall i zniknął u siebie w pokoju.
Szatyn siedział jeszcze przez chwilę na korytarzu i zastanawiał się nad sceną której przed chwilą był świadkiem. Już wiedział co doradzić Niallowi, zaczynał rozumieć to wszystko a szczególnie zachowanie Gemmy, znał kogoś kto zachowywał się tak samo jak ona.
***
Wbiegł po schodach do poradni zerkając na zegarek na nadgarstku, obawiał się że może się spóźnić, ale najwidoczniej udało mu się i był na czas. Miał odebrać Harry'ego z pracy i jechać z nim na obiad, dawno nigdzie razem nie wychodzili, ponieważ ostatnio woleli siedzieć w mieszkaniu szatyna, ale Lou tym razem chciał gdzieś zaprosić loczka. Dodatkowo zaplanował, że porozmawia z Niallem jeżeli tylko go dzisiaj zobaczy, musiał doradzić coś chłopakowi, bo z tego co wspomniał mu Harry, Irlandczyk załamywał się coraz bardziej. Zapukał do drzwi gabinetu loczka i uchylił je lekko, nie chcąc przeszkadzać jeżeli młodszy miałby jakiegoś pacjenta, ale chłopak siedział w pokoju sam i rozpromienił się widząc Louisa.
- Cześć skarbie – przywitał się z brunetem – zaraz możemy jechać, ale muszę jeszcze coś załatwić dobrze?
- Pewnie, spakuję się w tym czasie i poczekam na ciebie – zgodził się szczęśliwy Harry i wrócił do przeglądania jakiś dokumentów, a Lou wycofał się i odnalazł Nialla wychodzącego ze swojego gabinetu z torbą na ramieniu, co oznaczało, że chłopaka wracał już do domu.
- Cześć Niall – zawołał, zwracają uwagę chłopaka, który obrócił się w jego stronę – możemy chwilę porozmawiać?
- Cześć, tak pewnie – zgodził się i otworzył ponownie drzwi gabinetu, wpuszczając Louisa do środka – co się stało? Coś z Harrym?
- Co? Nie, nie chodzi o Harry'ego – zaprzeczył Lou siadając na fotelu – chodzi o ciebie i Gemmę, chciałem ci coś doradzić, jeżeli mogę.
- Pewnie, ale nie sądzę żeby to miało jakiś sens – Irlandczyk przysiadł się na biurku i popatrzył na Tomlinsona.
- Posłuchaj Niall, powinieneś wziąć urlop i gdzieś wyjechać, może odwiedzić rodzinę w Irlandii, albo jakiś znajomych, to nieważne, ale chodzi o to, że musisz wyjechać stąd gdzie teraz mieszkasz.
- Co? Po co?
- Uwierz mi odpoczniesz to po pierwsze, atmosfera w mieszkaniu oczyści się, a Gemmie pozwoli to wziąć głęboki oddech i pomyśleć na trzeźwo o tej całej sytuacji – wyjaśnił powoli widząc sceptyczną minę Nialla – wiem, że wydaje ci się to niedorzeczne i nieprawdopodobne, ale to pomoże zapewniam cię. Ona czuje się teraz stłamszona i przytłoczona tym wszystkim, nie potrafi rozpoznać wszystkich swoich uczuć i emocji, które kłębią się w jej głowie. Gdy cię nie będzie, po pierwsze poczuje się zupełnie wolna, a po drugie odczuje dystans między wami i zatęskni za tobą, a to pozwoli jej przejrzeć na oczy.
- Nie sądzę żebyś miał rację Lou – powiedział nieufnie Niall, nie mogąc uwierzyć, w to co mówił mężczyzna.
- Wiem, jak to brzmi, ale posłuchaj, jeżeli ona coś do ciebie czuje, a jestem przekonany, że tak jest, to będzie chciała żebyś wrócił, a jeżeli nie to po prostu nareszcie będziesz wiedział na czym tak naprawdę stoisz prawda? Będziesz mógł spróbować ruszyć do przodu, a czyż nie tego chcesz? – popatrzył na blondyna, który zastanawiał się na jego słowami, analizując je powoli w swojej głowie.
- Dlaczego sądzisz, że masz rację? Nie żebym podważał twój autorytet psychologa czy coś, ale sam nie wiem.
- Nie mówię tego jako psycholog Niall, ja po prostu znam kogoś takiego jak Gemma, kogoś kto odrzuca osoby, które kocha, kogoś kto stawia wokół siebie mur, kogoś kto nie dopuszcza do siebie żadnej osoby, a już szczególnie tej na której mu zależy, kogoś kto chce być kochany, ale strach przed bólem nie pozwala mu na otwarcie swojego serca. Gemma się pogubiła, ale musi odnaleźć się sama, ponieważ odrzuci każdą naszą pomoc czy wskazówkę. Pozwól jej na to Niall, a sama zwróci się do ciebie.
W gabinecie zapanowała cisza i Lou podniósł się z fotela, klepiąc Nialla po plecach na pożegnanie. Skierował się w stronę drzwi, gdy w progu zatrzymał go głos blondyna.
- Dziękuję Louis, mam nadzieję, że ta osoba którą znasz znalazła swoją miłość.
- Też mam taką nadzieję.
***
Siedział na średnio wygodnym miejscu i rozglądał się dookoła. To nie tak że żałował, po prostu to był odważny krok z jego strony i miał nadzieję, że mu się opłaci. Zaufał Louisowi i jego słowom, wierząc że mężczyzna ma rację. Z drugiej strony wiedział, że nic nie straci, to co zostawił za sobą, sprawiało mu tylko ból i wykańczało go dzień po dniu.
Nie rozumiał jak Gemma może go tak nienawidzić, jej wszystkie słowa ociekały jadem i złośliwością, powoli przyzwyczajając go do tego, że nie może oczekiwać z jej strony na cokolwiek innego. Usłyszał głos proszący o zapięcie pasów, więc zrobił to posłusznie i pozwolił swoim myślom odlecieć w stronę rodziny, którą dziś zobaczy. Może ten cały wyjazd nie był takim złym pomysłem, może nareszcie uwolni się od tego wszystkiego, może pozwoli sobie nareszcie zacząć żyć tak naprawdę i szczęśliwie. Może danie komuś wolności czasami jest najlepszą opcją.
***
- Jak to wyjechał? Gdzie i dlaczego? – rozbrzmiał niecierpliwy głos Gemmy, która deptała Harry'emu po piętach.
- Normalnie wyjechał, nie wiem gdzie, a już tym bardziej nie mam pojęcia dlaczego – Harry starał się wymigać z mówienia prawdy, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę gdzie jest jego przyjaciel i dlaczego musiał wyjechać.
- Kretyn z niego wyjechać tak bez pożegnania – powiedziała blondynka siadając na krześle w kuchni, wpatrując się w widok za oknem z niemrawą miną.
Harry prychnął wewnętrznie, ponieważ dlaczego niby Niall miał się żegnać z Gemmą, która gnębiła go każdego dnia? Kobiety były naprawdę nieprzewidywalne.
- W takim razie musimy gdzieś razem wyjść, jak za dawnych dobrych czasów – zarządziła Gemma – mówiłeś, że ten twój profesorek jest na jakiejś konferencji i wraca późno w nocy, więc jesteś dziś samotny i wolny, czyli tak jak ja.
- Nie mam ochoty na wyjście Gemms – westchnął Hazz i chciał minąć siostrę, ale ta chwyciła go za rękę zatrzymując w miejscu.
- Nie bądź takim nudziarzem, wyjdziemy do jakiegoś pubu na piwo i wrócimy dobrze?
- Jedno piwo i jesteśmy z powrotem tak? – upewnił się i gdy Gemms skinęła głową, pozwolił pociągnąć się w stronę drzwi.
***
Mógł się tego spodziewać, że nie skończy się na jednym piwie, siedział wynudzony przy barze ze szklanką wody i obserwował swoją siostrę dyskutującą z koleżanką, którą spotkała przypadkowo w pubie. Odprawił kilku facetów z kwitkiem i naprawdę, naprawdę nie chciał tu być. Zastanawiał się czy Louis wrócił już do domu i czy leży już w swoim wielkim łóżku śpiąc smacznie. Miał nadzieję, że tak ponieważ na jutro zaplanowali sobie krótką wycieczkę poza Londyn.
Usłyszał głośny śmiech i po chwili grupa młodych osób przepchnęła się obok niego, zatrzymując się przy barze i składając zamówienia. Harry oderwał od nich wzrok ponownie skupiając się na Gemmie, nie chciał żeby zrobiła coś głupiego, więc wolał mieć ją na oku. Już chciał wstać i iść do siostry by zaproponować jej powrót do domu, gdy rozmowa grupki ludzi obok przyciągnęła jego uwagę, szczególnie że często wymawiali imię Louis, a to samo przez się go interesowało. Postanowił podsłuchać ich dyskretnie przez jakiś czas. Oparł się nonszalancko o bar i starał się wyłapać temat rozmowy.
- Chyba sobie żartujesz? – pisnęła dziewczyna, która była chyba najbardziej trzeźwa z całego towarzystwa – Boże dlaczego on musi być takim chodzącym dupkiem? Chociaż raz mógłby nam odpuścić, ale nie oczywiście wielki profesorek musi pokazać, jaką ma nad nami przewagę.
- Mam go dość serio, dziwię się że jeszcze ktoś nie złożył na niego skargi, przecież on nas terroryzuje – dodał brunet obejmujący dziewczynę ramieniem w talii.
- Pfff wyobrażasz sobie donieść na Tomlinsona? On by nas zniszczył i tak uprzykrza nam życie co tydzień, a po skardze mielibyśmy przerąbane już do końca.
- Znając go oblałby nas wszystkich i kazał zaliczać przedmiot przez całe wakacje i tak bez końca – kolejny chłopak dołączył do ich rozmowy.
- Chciałbym kiedyś wygarnąć mu w twarz, co sądzę o nim i o jego głupim przedmiocie. Dlaczego on musi być taką upierdliwą ciotą, której przyjemność sprawia gnębienie innych?
- To proste – po raz kolejny odezwał się brunet – on nie ma swojego życia i to nawet nie jest zaskoczeniem, bo przecież kto chciałby być z takim potworem jak on. Wyobrażacie sobie, jak przestawiałby i krytykował przez cały czas swojego faceta? Biedak byłby wykończony po kilku dniach z nim i zwiałby jak najdalej od niego. Tomlinson to dupek, który potrafi tylko mścić się na nas i wyżywać na każdych zajęciach. Będę wdzięczny niebiosom, gdy zdam ten głupi przedmiot i będę mógł raz na zawsze pożegnać się z jego gębą.
- Prawda i wypijmy za to! – krzyknęła wyraźnie podchmielona szatynka i reszta zawtórowała jej ochoczo prosząc o następną kolejkę.
Harry odsunął się od nich na sporą odległość i pustym wzrokiem rozejrzał się po sali, nie widząc siostry, przepchnął się przez tłum ludzi i wyszedł z zatłoczonego pubu. Odetchnął świeżym nocnym powietrzem i starał się unormować bicie serca, ale nie potrafił zapomnieć o tym co mówili ci ludzie, studenci Louisa. To mu się nie podobało, nie wyobrażał sobie takiego Louisa i bał się tego, że szatyn może zachowywać się zupełnie inaczej przy obcych ludziach. Musiał porozmawiać z Louisem i dowiedzieć się prawdy, ostatnie czego chciał to tego by ktoś mówił o Lou takie rzeczy, które przecież nie były prawdą. Taką przynajmniej miał nadzieję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top