Rozdział dziewiętnasty
Zayn siedział na fotelu i obserwował Liama, który leżał razem z Rachel na dywanie rysując coś na dużej kartce. To jak bardzo jego córka ucieszyła się na widok swojego wujka przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Nie sądził, że mała mogła tęsknić za Liamem aż tak, ale najwyraźniej mylił się. Uśmiechnął się widząc, jak ta dwójka szepta do siebie i śmieje się cicho. Uwielbiał takie momenty, w których Rachel była po prostu szczęśliwa, była zwyczajną dziewczynką, która mogła się cieszyć i uśmiechać, bez myślenia o tym, że jej mama nie żyje. Ludziom wydawało się, że wszystko jest proste, Perrie odeszła, a oni powinni żyć dalej. Niestety to tak nie działało, jego żona i mama Rachel cały czas była w ich sercach i głowach. To pojawiało się niespodziewanie, kiedy spacerowali tam, gdzie uwielbiała chodzić Perrie, gdy piekli jej ulubione ciasteczka lub kiedy w radiu płynęła ich wspólna piosenka. Wtedy otwierała się jakaś brama, która powstrzymywała wszystkie wspomnienia przed wydostaniem się na zewnątrz. Coś, co wydawało się być tak odległe, powracało i uderzało w nich z pełną mocą. Przyzwyczaił się do tego uczucia pewnej pustki, które odczuwał przez cały czas, ale nie zmieniało to faktu, że nie było im łatwo. Zauważył, że dziewczynka klepie Liama po plecach i przytula krótko, po czym wstaje i wybiega z pokoju.
- Gdzie ona poszła? – zapytał, patrząc na przyjaciela, który obrócił się leżąc teraz na plecach i wpatrując się w sufit.
- Stwierdziła, że chce teraz namalować coś dla wujka Lou, ale do tego są jej potrzebne specjalne kredki od wujka, więc poszła ich poszukać – wyjaśnił jak zawsze spokojny szatyn. Jeżeli Zayn miałby wybrać coś, co cenił w Liamie najbardziej, to właśnie jego spokój i opanowanie.
- Nie wiem czy cokolwiek może teraz udobruchać wujka Lou, nawet obrazek od Rachel – stwierdził zmartwiony Zayn, myśląc o swoim najlepszym przyjacielu, który ostatnio miotał się nie potrafiąc z nikim zamienić słowa w taki sposób, by nie wybuchnąć i nie zacząć krzyczeć.
- Rozmawiałeś z nim ostatnio? – szatyn spojrzał na niego podnosząc się i opierając na łokciu.
- Nie, chyba, że za rozmowę możemy uznać sytuację, w której spotkaliśmy się przypadkowo na korytarzu, a on nakrzyczał na mnie za to, że zabieram mu cenny czas i zagaduję go w pracy.
- To się nie liczy, bo wtedy ja ciągle rozmawiałbym z Louisem – Payne zauważył z grymasem na twarzy.
- W takim razie nie, nie rozmawiałem z Louisem od dłuższego czasu, ale martwię się o niego. On zawsze był porywczy i zachowywał się irracjonalnie, ale teraz pobija wszystko.
- Myślisz, że powinniśmy mu jakoś pomóc?
- Może, ale nie mam pojęcia jak mielibyśmy to zrobić, wiesz? On nie dopuszcza do siebie nikogo. Przy Jay udaje, że wszystko jest w porządku, zachowuje się jakby nic go nie obchodziło, ale gdyby tak było naprawdę, to zdecydowanie nie postępowałby w ten sposób. On jest zagubiony, znam go wystarczająco długo, by to stwierdzić. Niestety wiem też, że nie ma szans, by pozwolił sobie pomóc w jakikolwiek sposób, więc musimy go chyba zostawić i pozwolić działać samemu.
- On się męczy, widzę to za każdym razem, kiedy wchodzi do dziekanatu, ale warczy na mnie, kiedy tylko chcę się odezwać. Nie rozumiem, dlaczego nie może pogadać z Harrym i wyjaśnić wszystkiego, przecież na pierwszy rzut oka widać, że jest w nim zakochany. Po co udawać i ranić się tak bardzo? – zapytał podenerwowany Liam siadając prosto i opierając się o kanapę – nigdy nie sądziłem, że Lou może być takim kretynem. Poucza wszystkich innych, a sam zachowuje się jak dzieciak.
- On taki jest, powinniśmy się do tego przyzwyczaić – stwierdził Zayn wzruszając ramionami, ponieważ taka była prawda. Louis zachowywał się w ten sposób, mówił innym, co mają robić, samemu popełniając wciąż te same błędy.
- Gdybyśmy mieli chociaż numer do tego całego Harry'ego moglibyśmy coś zdziałać, a tak możemy tylko gdybać i zastanawiać się, co by się stało, gdyby ich związek się udał.
- Po co wam numer do wujka Harry'ego? – zapytała Rachel wbiegając do pokoju z kredkami i blokiem. Dziewczynka przysiadła się obok Liama i zerkała na nich zaciekawiona.
- Chcieliśmy sobie z nim porozmawiać – wyjaśnił krótko brunet, nie chcąc wtajemniczać córki w ich sprawy.
- Och, zawsze możecie odwiedzić go w pracy – stwierdziła Rachel, uważnie rozkładając kredki i układając kartkę na stoliku – prawda tato?
- Nie wiemy gdzie pracuje wujek Harry, myszko – powiedział Liam głaszcząc ją powoli po długich włosach.
- Och, przecież Ernest wie głupole i ciocia Jay też – popatrzyła na nich przewracając oczami – wszyscy wiedzą, gdzie jest wujek Harry, a najlepiej wujek Lou prawda?
Popatrzyli na siebie porozumiewawczo, Rachel miała rację, przecież wszyscy wiedzieli, gdzie jest Harry, dokładnie wszyscy.
***
Harry czuł się świetnie, naprawdę nie przejmował się niczym i nikim, bo przecież nic złego się nie działo, prawda? Siedział w gabinecie, a naprzeciw niego stał Ernest, obrażony Ernest, wypadałoby dodać. I cóż, nie miał pojęcia, co ma zrobić z tym chłopcem, który wymuszał na nim pewne zachowanie i czyny, których Harry nie mógł zrobić, po prostu nie mógł i kropka. Ile miał lat, by poddawać się terrorowi siedmiolatka? Właśnie, zbyt dużo, więc postanowił być twardy i nie poddać się szantażowi emocjonalnemu tego malucha.
- Dobrze Ernest, na dziś to chyba koniec, więc poczekamy teraz na twoją mamę – powiedział kończąc zajęcia.
Nie zrobili dziś zbyt wiele, ponieważ chłopiec definitywnie odmawiał współpracy i sprzeciwiał się wszystkim poleceniom, pokazując się z tej najgorszej strony, którą chyba ukrywał dość dobrze przez cały czas. Usłyszał prychnięcie i przygryzł wargę, starając się nie odezwać, ponieważ zaczynał robić się zły. Ernest zachowywał się tak, jakby to Harry był całym winnym i to on powinien przepraszać za to, że nie rozmawia już z Louisem. A przecież to była nieprawda, jedynym winnym był Lou, który zachował się jak rozwydrzone dziecko i gdyby Harry mógł, powiedziałby mu to wszystko prosto w twarz, ale nie mógł, więc postanowił, że nie da się sprowokować temu maluchowi, który najwyraźniej odziedziczył upór po starszym bracie. Patrzył uważnie na naburmuszone oblicze chłopca i olał go. Najnormalniej w świecie zajął się czytaniem książki, ignorując Ernesta, który wdrapał się na wysokie krzesło i zdenerwowany wlepił wzrok w Harry'ego. Mijały minuty i żaden z nich nie odezwał się nawet słowem i jeżeli miał być szczery, to czuł się z tym fatalnie. Nie lubił być tak niemiły i niegrzeczny, a już w szczególności w stosunku do dzieci tak fajnych jak Ernie, ale trudne czasy wymagały drastycznych kroków, prawda? Pewnie ich cichy spór trwałby nadal, jeżeli Ernest nie zacząłby płakać. Dokładnie tak, ten mały chłopiec siedzący przed Harrym zaczął cicho popłakiwać i jeżeli coś miało zabić loczka, to właśnie to.
Podniósł głowę i zaskoczony spojrzał na siedmiolatka, który pociągał cicho nosem i ścierał łzy spływające po policzkach. Nie miał pojęcia, co się stało i dlaczego brat Louisa płacze, ale musiał to naprawić i to szybko. Nie lubił dziecięcych łez, w zasadzie nie lubił żadnych łez, ale dziecięcych szczególnie. Wstał szybko, odłożył książkę na bok, podszedł do chłopca i kucnął przed nim.
- Ernest – powiedział imię chłopca, chcąc, by ten zwrócił na niego uwagę, niestety to nie podziałało – Ernie, co się stało? Dlaczego płaczesz? – pogłaskał go po jasnych włosach i po chwili załzawione tęczówki wpatrywały się w niego ze złością.
- Dobrze wiesz, co się stało – wyszeptał chłopiec.
- Nie wiem Ernest, musisz mi wyjaśnić, ponieważ nie mam pojęcia – powiedział zgodnie z prawdą, przecież nie zrobił niczego, co mogłoby wywołać łzy u siedmiolatka.
- Jesteś głupi, tak samo jak Louis! – krzyknął maluch, odpychając ręce loczka tak, że Harry upadł na swój tyłek i zaskoczony tym wybuchem przyglądał mu się niczego nie rozumiejąc – tyle się namęczyłem, starałem się, planowałem i wszystko było w porządku do momentu, w którym nagle postanowiliście się pokłócić o BÓG WIE CO! – wykrzykiwał rozdrażniony Ernest, wymachując przy tym rękoma – wszystko poszło na marne i wszyscy są przez was smutni – zeskoczył z krzesła i wyminął Harry'ego nie zaszczycając go nawet spojrzeniem – macie się pogodzić i być znów razem, nie obchodzi mnie, jak to zrobicie, ale macie być razem i kropka.
-Ernest, uspokój się, dobrze? – Harry poprosił cicho, ale spojrzenie, jakim obrzucił go chłopiec sprawiło, że nie odezwał się już więcej.
- To wy się wreszcie uspokójcie – warknął i usiadł na dywanie obok Stylesa – no przecież nie jesteś głupi Harry i lubisz Louisa, więc pogódźcie się, proszę – powiedział cicho i przytulił się do Harry'ego, który teraz był w jeszcze większym szoku.
Musiał stwierdzić jedno, mężczyźni w tej rodzinie mieli zdecydowanie szalony temperament, lub byli niespełna rozumu, wolał tę pierwszą wersję, jeśli ktoś by go zapytał. Głaskał Ernesta po głowie i zastanawiał się, czy tak było naprawdę, czy swoim zachowaniem unieszczęśliwili jeszcze kogoś czy tylko siebie. Może mały chłopiec widział więcej niż oni przez cały ten czas, gdy zachowywali się jak idioci.
***
- Nie uwierzysz, kogo spotkałem kilka dni temu w poradni – powiedział nagle Niall, przypominając sobie o pewnym incydencie, który miał miejsce podczas jego pracy.
Siedzieli z Gemmą w parku na dużym kocu rozkoszując się lekkimi promieniami słońca, które nareszcie postanowiło pojawić się na niebie. Wszyscy zgodnie twierdzili, że to najwyższa pora, w końcu rozpoczął się już czerwiec i niedługo lato miało zawitać na dobre.
- Kto to był i dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? – zapytała leżąca na kocu dziewczyna, zerkając na blondyna znad swoich ciemnych okularów.
- Mówię dopiero teraz, ponieważ tych dwoje spotka się z nami dziś. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że zmienimy naszą randkę na trochę większe spotkanie.
- To zależy, kim okażą się te dwie osoby, więc oświeć mnie w końcu, ponieważ zaczynam się niepokoić.
- Dobra, więc byłem w poradni i wyszedłem ze swojego gabinetu na chwilę, a tam po korytarzu szli sobie spokojnie Zayn i Liam, najlepsi przyjaciele Louisa. Pamiętasz ich, prawda? – zerknął na Gemmę, która usiadła zaskoczona słysząc te rewelacje. Zauważył, że skinęła głową, więc postanowił kontynuować – byłem ciekawy, co sprowadza ich do poradni, więc zawołałem ich i zaprosiłem do siebie.
- No dalej Niall – ponagliła go dziewczyna – do rzeczy.
- Oni przyszli żeby porozmawiać z Harrym i namówić go do pogodzenia się z Tomlinsonem. – wyjaśnił szybko widząc jak niecierpliwa jest Gemma.
- Co?! – wykrzyknęła podekscytowana – żartujesz sobie? To naprawdę się wydarzyło?
- Tak, dokładnie to się wydarzyło, ale powiedziałem im żeby spotkali się z nami i lepiej to obgadali, ponieważ nie sądzę, że ich rozmowa z Harrym przyniosłaby jakieś pozytywne skutki.
- Racja, tak – zgodziła się szybko – ale to jakiś progres, prawda? To znaczy, że u Louisa też nie jest za ciekawie, jeżeli jego kumple postanowili interweniować – rozmyślała głośno wpatrując się w biegające dookoła dzieciaki.
- Byli dość zdesperowani, jeśli mam być szczery – zauważył Niall – oni mogliby się w końcu pogodzić i przestać zamartwiać wszystkich innych. Ich zachowanie jest męczące, ale pomyśl, jeżeli nasz Hazz jest taki markotny i nieznośny to jaki musi być Louis z tym swoim charakterkiem – zaśmiał się złośliwie Horan i Gemma zawtórowała mu ochoczo. Myśl o nieznośnym Louisie naprawdę ich rozśmieszyła.
- Żal mi Harry'ego, od czasu jego poprzedniego związku nie widziałam go tak szczęśliwego, i przez jakiś czas myślałam, że Louis jest naprawdę tym jedynym dla mojego brata.
- A nie jest? – Niall zerknął na nią zmieszany, ponieważ sądził, że nadal wierzą w szczęśliwe zakończenie dla Louisa i Harry'ego.
- Nie wiem czy w ogóle istnieje takie coś jak ten jedyny – powiedziała patrząc na niego uważnie – bo serio, wydawało nam się, że u nich wszystko ok, a tu nagle spójrz, nie są razem i nawet nie potrafią ze sobą porozmawiać. Tak kończą przeznaczone sobie osoby? Nie wydaje mi się.
- Wszystko wydaje się takie skomplikowane, kiedy o tym mówisz, a przecież tu chodzi tylko o miłość, o nic więcej, żadnej filozofii Gemms, czy nie tak powinno właśnie być?
- To chyba trochę bardziej zagmatwane Niall, ale nie ważne, oni mają się pogodzić, albo w końcu odpuścić sobie raz na zawsze i koniec kropka – powiedziała twardo i przerwała, gdy zobaczyła dwójkę mężczyzn na horyzoncie – a teraz przedyskutujemy to z nimi i coś zaplanujemy. Jeżeli oni nie potrafią ogarnąć swojego życia, my zrobimy to za nich.
- Jaka władcza kobieta, lubię to – zaśmiał się Niall, poruszając zabawnie brwiami, ale przestał, kiedy zobaczył wzrok Gemmy – dobra, dobra, żartowałem tylko. Hej chłopaki – uścisnął ich dłonie i poklepał miejsce na kocu – siadajcie wygodnie.
- Cześć – przywitał się Liam i zrzucił buty siadając ze skrzyżowanymi nogami na kocu.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy – zaczął Zayn, ale widząc jak Gemma machnęła dłonią na jego słowa, posłał jej tylko lekki uśmiech – dobrze, to może porozmawiajmy o tym, co najważniejsze, a później my znikniemy stąd niepostrzeżenie, tak żeby nie skraść wam całej randki.
- Daj spokój, to nic takiego – stwierdził Niall, a dziewczyna przytaknęła szybko – dobra, więc do rzeczy, macie jakieś pomysły, informacje, cokolwiek?
- Nie mamy nic poza tym, że Louis zrobił się jeszcze większym dupkiem niż dotychczas – powiedział Liam i popatrzył z przepraszającym wyrazem twarzy na Zayna, który szturchnął go łokciem – no co? Taka jest prawda, okropna zrzęda z niego.
- Mimo wszystko powinniśmy być wyrozumiali, to w końcu nasz przyjaciel, tak? – brunet popatrzył na szatyna, który nie zareagował na jego słowa – a zresztą, Li ma rację, Louis jest nieznośny i chyba wszyscy mają go dość, nawet jego matka.
- To samo z Harrym – wtrąciła Gemma – może nie jest dupkiem, ale patrząc na to, jaki był kiedyś, zdecydowanie można stwierdzić, że jest nieznośny. Ostatnio nawrzeszczał na Nialla, ponieważ podlał jego kwiatki, a przecież chciał dobrze, prawda? Za to Hazz stwierdził, że nie mamy dotykać jego rzeczy i wtrącać się w jego sprawy i to dotyczy też kwiatów.
- Oni są pochrzanieni – zawyrokował Zayn – ale musimy im pomóc, bo ci kretyni sami nie dojdą do ładu ze swoimi miłostkami.
- Dokładnie tak – zgodziła się blondynka – jakieś propozycje? – patrzyli na siebie w ciszy, myśląc przez jakiś czas, ale gdy milczenie wydłużało się coraz bardziej, postanowiła się odezwać – dobra, z tego, co słyszę, brak pomysłów.
- Po prostu prawda jest taka, że chyba nie ma takiej rzeczy, która mogłaby przekonać Louisa do wyciągnięcia ręki w stronę Harry'ego – odezwał się nagle Liam – tak naprawdę nawet nie wiemy, o co im poszło, więc jesteśmy na przegranej pozycji już na wstępie.
- Pesymistycznie – westchnął Niall i położył się na kocu zamykając oczy – czyli co? Pozwalamy im na samodzielne działanie i odpuszczamy sobie pomoc? Harry też niczego nie zrobi, to nie w jego stylu i nie chodzi tutaj o przepraszanie, ponieważ Hazz nie ma z tym problemu, ale on zwyczajnie nie odważy się pójść do Lou i z nim pogadać.
- Przykro mi to mówić – zaczęła cicho Gemma – ale wydaje mi się, że ten związek dobiegł końca i raczej nic na to nie poradzimy, nawet jeżeli bardzo byśmy chcieli – popatrzyła na trzech facetów siedzących obok niej, wszyscy wydawali się pochłonięci swoimi myślami dotyczącymi przyjaciół i to było przykre, że każdy myślał o tym, jak pogodzić Louisa i Harry'ego, a sami zainteresowani nie wykazywali żadnego zaangażowania w tej sprawie – co wy na to, żeby odpuścić sobie i iść coś zjeść?
- To nie jest wasza randka? – zapytał zmieszany Liam, patrząc to na Nialla to na Gemmę.
- Och, daj spokój – zaśmiała się dziewczyna i wyciągnęła ręce w stronę blondyna prosząc, by pomógł jej wstać – najwyżej zrobimy z tego podwójną randkę – mrugnęła do nich i nie zważając na nic zaczęła składać koc i chować ich rzeczy do plecaka.
- My nie... – zaczął zawstydzony szatyn, ale przerwał mu Niall, który obserwował idącą z przodu Gemmę.
- Nie produkuj się stary, serio nie warto, ona zawsze wie najlepiej.
***
Był czerwiec, a co za tym idzie zbliżał się koniec roku akademickiego. Nie mógł się doczekać, kiedy w końcu będzie miał wolne i nie będzie musiał patrzeć na te przebrzydłe gęby swoich studentów. Nie był do nich uprzedzony, niektórzy byli nawet znośni i zasłużyli sobie na jego krótki pogardliwy uśmiech, ale generalnie miał ich dość i perspektywa wakacji i czasu z dala od nich dawała mu dużo radości.
Niestety szkoda, że tyle radości nie mogła mu dać jego popołudniowa praca. Siedział znudzony w swoim gabinecie i stukał wściekle długopisem w blat biurka, co chwilkę zerkając na zegar zawieszony na ścianie. Ktoś tutaj zdecydowanie nie miał poczucia czasu i zaczynał go drażnić. Może i miał trochę wolnego, ale znał co najmniej kilkadziesiąt sposobów na to, jak spędzić go produktywnie. Powoli jego złość brała górę nad rozumem i zaczynał tupać nogą coraz szybciej i szybciej. Jak idiotyczni i skretyniali musieli być ludzie, którzy umawiali się na wizyty, a później olewali je i nie przychodzili? Miał dość, wstał szybko odpychając krzesło na bok i wymaszerował ze swojego gabinetu kierując kroki wprost do miejsca, gdzie siedziała recepcjonistka, pani Clarkson. Zatrzymał się przed jej biurkiem i czekał aż kobieta łaskawie skończy swoją dyskusję telefoniczną i zwróci na niego uwagę. Jednak nic na to nie wskazywało, co doprowadzało go do furii. Czuł zbliżający się wybuch i niewiele myśląc, wyrwał kabel od telefonu, przerywając rozmowę kobiety, która zaskoczona popatrzyła na telefon, a później przeniosła swój wzrok na niego.
- Och, skończyła już pani rozmawiać? Jak miło, w takim razie mam nadzieję, że ta urocza konwersacja telefoniczna, której byłem świadkiem, toczyła się pomiędzy panią, a moją pacjentką – powiedział przymilnym głosem, posyłając kobiecie przesłodzony uśmiech. Był świadom czujnych spojrzeń pozostałych pacjentów znajdujących się na korytarzu – nie? Nie rozmawiała pani teraz z panią Michele? Co za zaskoczenie, nie wiem jak sobie poradzę z tą informacją, chociaż nie, już wiem – zamilkł na moment i odchrząknął głośno – proszę zabrać się w końcu za pracę i skończyć te prywatne rozmowy, których nikt nie chce wysłuchiwać! – krzyknął rozjuszony – chyba zapomniała pani, gdzie się właśnie znajduje. Jest pani w pracy, a tutaj się pracuje, więc proszę zmienić ten wyraz twarzy i zabrać się za robotę! A kiedy zadzwoni pani Michele, proszę jej z łaski swojej powiedzieć, że mój gabinet to nie jest jakiś sklep całodobowy, do którego można sobie wpadać, kiedy tylko się chce, zrozumiano? – warknął i nie czekając na odpowiedź zniknął w swoim gabinecie, zatrzaskując za sobą drzwi z głośnym hukiem.
Usiadł na krześle obracając je w stronę okna, starając się unormować swój oddech po tym wybuchu. Może trochę przesadził i niepotrzebnie nakrzyczał na kobietę, ale musiał jakoś się wyżyć i zapomnieć o tym, że dziś przypadkowo sprzątając w swojej sypialni natknął się na książkę, którą kiedyś zostawił u niego Harry. Taka głupota nie powinna na niego zadziałać aż tak mocno, ale zadziałała i mógł udawać, wmawiać sobie, że to wcale nie dlatego czuł się w ten sposób, ale to byłoby kłamstwo, a kiedy nie musiał, nie lubił kłamać, więc tak, miał kryzys przez głupią książkę loczka i czuł się z tym tragicznie. Dodatkowo na pewno nie pomagali mu przyjaciele, którzy posyłali mu jakieś dziwne spojrzenia, których nawet nie starał się zrozumieć. Cieszył się, że to już ostatnie dni na uczelni, wtedy będzie mógł uciec przed pocieszającymi spojrzeniami Liama i podejrzliwym wzrokiem Zayna. Zaszyje się w swoim domu, odetnie od wszystkich ludzi i nareszcie będzie miał święty spokój. Sam przed sobą zastanawiał się tylko, od czego tak naprawdę chce uciec, bo jeżeli od przyjaciół, to tak zdecydowanie mu się to uda, ale jeżeli od własnych uczuć... Cóż może mieć z tym problem.
***
To wydarzyło się spontanicznie, przecież nie planowali zaprzyjaźniać się ze sobą i zacząć spotykać za plecami Louisa i Harry'ego, ale najwidoczniej to właśnie miało miejsce. Nie żeby musieli tłumaczyć się komukolwiek z tego, z kim i dlaczego się spotykają, po prostu Niall porozmawiał z Liamem, a ten wspomniał o tym Zaynowi, który był za, a to, że pojawiła się Gemma to było dość oczywiste. Właśnie w ten sposób umówili się na wspólny piknik w parku, zapominając o tym wspomnieć Lou i Harry'emu, którzy żyli obok w totalnej nieświadomości.
Gemma leżała na brzuchu czytając książkę, okazjonalnie zerkając na Nialla, który razem z Liamem i Rachel biegali po trawie przewracając się od czasu do czasu ku uciesze dziewczynki. Zayn siedział z twarzą zwróconą w stronę słońca, ale jego wzrok przez cały czas uciekał w stronę córki śmiejącej się głośno lub uciekającej z piskiem przed mężczyznami, którzy zachowywali się gorzej niż małe dzieci. To było miłe sobotnie popołudnie i może mieli tylko małe wyrzuty sumienia kłamiąc Harry'emu prosto w twarz. Nikt nie miał problemu z Louisem, który nie odzywał się do nikogo od kilku dni, odcinając się od wszystkich. Tak, więc to było miłe, leniwe popołudnie i jakoś nikomu nie było żal, że nie ma z nimi tej nieszczęśliwej, dramatycznej dwójki. Gemma przewróciła kolejną stronę i podniosła wzrok na Nialla, który chwycił Rachel i łaskotał ją wywołując tym radosny śmiech pięciolatki. Uśmiechnęła się na ten widok i chciała wrócić do lektury, gdy zatrzymał ją głos Zayna.
- Jesteście razem? – to było krótkie i pozornie proste pytanie, ale musiała chwilę pomyśleć, by odpowiedzieć mu prawidłowo.
- Dlaczego tak sądzisz? – spojrzała na niego zaciekawiona i dostrzegła jak przewraca oczami, uśmiechając się lekko.
- Cóż, wywnioskowałem to po sposobie, w jaki na niego patrzysz, zresztą bylibyście fajną parą, chociaż Louis wspominał kiedyś, że jesteście nieznośnymi dzieciakami, które nie potrafią się dogadać, ale zważywszy na to, jak on się teraz zachowuje, nie powinienem zwracać uwagi na jego słowa – powiedział brunet wywołując głośny śmiech blondynki leżącej obok – co?
- Nic, po prostu Louis miał rację, ja i Niall byliśmy okropni, nie wiem dlaczego Harry nie wyrzucił nas z mieszkania, zasługiwaliśmy na to. Kłóciliśmy się każdego dnia o nawet najmniejsze głupoty, to musiało wyglądać i brzmieć co najmniej żałośnie – mówiła wspominając tamte dni, które były koszmarne, ale teraz wydawały się tak odległe – niemniej, odpowiadając na twoje pytanie, ja i Niall nie jesteśmy razem. Jak na razie po prostu pracujemy nad tym i trzymamy się przyjaźni.
- Może to i dobry pomysł – stwierdził Zayn, a jego wzrok powędrował w stronę Liama, który starał się ograć Nialla i Rachel, którzy stanowili jedną drużynę, dzielnie broniąc swojej bramki.
- Wiesz, my mieliśmy tak burzliwą relację, a nasza przyjaźń przechodziła etapy od obojętności, po nienawiść, a w międzyczasie zahaczyliśmy nawet o sympatię, więc gdybyśmy zostali od razu parą, to byłoby jak skok z wieżowca w przepaść. Lepiej żebyśmy zostali dobrymi przyjaciółmi, tak sądzę – wyjaśniła przez cały czas obserwując Nialla, który teraz zmierzał z dumnym uśmiechem w ich stronę, najwyraźniej jego drużyna wygrała ten mecz. Można to było wywnioskować po Rachel, która pocieszająco klepała Liama po plecach – a ty i Liam?
- Co z nami? – spytał i przesunął się trochę, robiąc miejsce blondynowi, który chciał usadowić się obok dziewczyny.
- Jesteście razem, czy coś w tym stylu? – przesunęła się trochę, ponieważ teraz ciało Nialla przysłaniało jej widok na mężczyznę.
- Nie, skąd w ogóle taki pomysł? – powiedział szybko Zayn, a całe jego ciało napięło się mimowolnie.
- Przepraszam, tak tylko pomyślałam, po prostu ty i Rachel zachowujecie się przy nim tak swobodnie i wygląda jakby wpasował się w wasze życie bez najmniejszego problemu.
- Jesteśmy przyjaciółmi, to tylko tyle – słowa Zayna zawisły między nimi, tworząc jakiś niewidzialny mur, który odgrodził ich od siebie.
- Cóż, tylko tyle lub aż tyle, prawda? – zauważył cicho Niall i posłał Gemmie delikatny uśmiech, który odwzajemniła po chwili zastanowienia.
- Nie martw się wujku – dobiegł do nich szczęśliwy głos Rachel, która szła obok Liama trzymając go za rękę – po prostu ja i wujek Niall byliśmy od ciebie trochę lepsi, ale potrenujesz trochę z tatą i następnym razem może uda ci się z nami wygrać.
- Tak sądzisz Rachel? – zapytał rozbawiony szatyn i wziął dziewczynkę w ramiona – a może tylko udawałem i dałem wam wygrać żeby wujkowi Niallowi nie było smutno? Co ty na to?
- Nie – dziewczynka szybko zaprzeczyła z uśmiechem – na pewno nie, tata mówi, że nie potrafisz udawać, więc nie dałbyś rady. Zresztą wujek Niall jest dobry w kopaniu piłki, przykro mi, ale przegrałeś wujku – powiedziała pewnym głosem i pogłaskała go po policzku – ale nie martw się, może dostaniesz coś słodkiego jako nagrodę pocieszenia.
Podeszli do nich i zaskoczony Liam popatrzył na ich twarze, które były dziwnie posępne, a przecież jakiś czas temu wszyscy mieli dobry humor. Dobry nastrój prysł od tak i chyba nawet Rachel wyczuła, że coś jest nie tak, ponieważ przytuliła się do niego mocniej. Spojrzał na Zayna, który był dziwnie markotny i unikał jego wzroku, tak jakby bał się na niego spojrzeć. Gemma była pochłonięta swoją książką, choć przecież nie tak dawno widział, jak rozmawiała z brunetem, a Niall jako jedyny starał się wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu i uśmiechał się do nich, choć w jego oczach można było dostrzec jakiś smutek.
- Dobrze, to może coś zjemy, co wy na to? – zapytał Horan i szturchnął blondynkę w bok, zwracając jej uwagę na coś innego niż książka – Gemms, czyń honory tego koca i wyjmij jakieś pyszności z tego koszyka.
- Nie możesz tego zrobić sam – jęknęła, ale posłusznie poniosła się i zabrała się za wyciąganie jedzenia, które przygotował Niall – ooo, zrobiłeś dla mnie sałatkę owocową – zauważyła, a na jej twarzy malowało się czyste szczęście – dziękuję – cmoknęła go w policzek i wróciła do wyjmowania jedzenia.
- Ciociu, czy mamy tutaj coś dobrego na pocieszenie wujka Liama, który przegrał z nami? – zapytała dziewczynka, siadając obok Gemms i ciekawsko zerkając do koszyka.
- Hmm, może coś tutaj by się znalazło – panna Styles podrapała się po brodzie udając, że myśli intensywnie nad tym, czy mają tutaj coś dla Liama, a pięciolatka patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.
- Powiedz, że tak, bo inaczej wujek będzie taaaaki smutny – zatoczyła rękoma duży łuk i uśmiechnęła się miło.
- Wiesz co, może sama poszukasz tutaj czegoś, co lubi Liam? – zaproponowała Gemma i podsunęła jej koszyk, w którym nie zostało już za dużo jedzenia, a raczej jakieś łakocie przygotowane specjalnie z myślą o Rachel.
Mała grzebała radośnie i mruczała coś do siebie od czasu do czasu, gdy nagle pisnęła podekscytowana i uśmiechnęła się zwycięsko. Przesuwając się na kolanach dotarła do szatyna i usiadła przed nim z rękoma za plecami, czekając aż Liam zwróci na nią uwagę.
- Wujku Li, mam coś dla ciebie, ale dam ci to, jeżeli obiecasz, że się ze mną podzielisz – powiedziała uroczystym głosem i patrzyła na niego niecierpliwie – co ty na to? Obiecujesz?
- Rachel, co ty tam masz? – zapytał Zayn i chciał zerknąć, ale w tym samym czasie Liam powiedział, że obiecuje, więc podekscytowana zamachnęła się mocno uderzając swojego tatę prosto w głowę dużą tabliczką czekolady.
- Proszę, zjemy sobie razem to, co tak bardzo lubimy, prawda? – klasnęła w dłonie przybliżając się do Payne, który kręcił głową w rozbawieniu, tak samo jak Niall, który śmiał się cicho obserwując tę scenę.
- Tak, pewnie, otwieraj – zachęcił ją szatyn, obserwując kątem oka Zayna, który położył się na kocu jęcząc coś pod nosem – co mówiłeś Zi? – zapytał złośliwie, chcąc zirytować go jeszcze odrobinkę.
- Nie wiecie, co zrobiliście – Malik popatrzył z dołu na Nialla i Gemmę – daliście tej dwójce dzieci czekoladę, oni będą po tym tacy nadpobudliwi – jęknął i zakrył oczy ramieniem – to ty kładziesz ją dziś spać i nawet się od tego nie wymigasz – zagroził Liamowi, który przyjął to ze stoickim spokojem, a nawet więcej, uśmiechał się, jakby wygrał właśnie jakąś nagrodę.
- No wiesz ty co Zayn, a kto nie lubi czekolady? – zapytała oburzona Gemma i wyciągnęła do Liama dłoń, żądając by się z nią podzielił – sam się poczęstuj, to przestaniesz tak marudzić.
- Popieram Gemmę – wtrącił od razu Liam, zanim włożył do ust kostkę czekolady, którą wręczyła mu Rachel.
- Myślałem, że chciałaś sałatkę owocową – stwierdził najbardziej rozbawiony z całego towarzystwa Niall, który z radością zaobserwował, że wszyscy maja już dobry nastrój i nawet Liam, który na moment wydawał się przygasnąć, na powrót uśmiechał się i zagadywał Zayna, który odpowiadał mu powoli.
- To za chwilę, teraz czekolada – powiedziała i wepchnęła mu kawałek do ust, śmiejąc się z niego głośno i Niall mógłby słuchać tego dźwięku przez cały dzień, a może i przez całe życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top