5 → talks

 ━━━━━ ⏳ ━━━━━ 

Avalon przewróciła oczami, nie mając już pojęcia jak może się uwolnić od braci. Odkąd tylko wyszli z wieżowca i wrócili na bazę, ciągnęli jeden i ten sam temat. Blondynka miała już serdecznie dość, bo usilne wyciągnięcie od niej faktu, że mężczyzna, którego badała jej się spodobał zrobiło się nudne. Na samym początku ucięła rozmowę, mając nadzieje, że dadzą sobie spokój, ale nic z tego nie wyszło. Nie chcieli zostawić tego w spokoju, a gdy rozmawiała z dyspozytorką, śmiali się do siebie jak skończeni idioci. Nie miała na nich w ogóle słów i chociaż doskonale zdawali sobie sprawę, że pracowali na to, żeby ją wyprowadzić z równowagi, to nic sobie z tego nie zrobili. Po drodze do szpitala na szczęście nie dostali żadnego nowego wezwania. Ava trochę żałowała, bo przynajmniej mieliby się czymś zająć, ale z drugiej strony całkiem jej to odpowiadało. Nie miała głowy do nowego pacjenta i potrzebowała kawy, której w końcu nie zdążyła wypić. 

– Skończcie, proszę – westchnęła, gdy kolejny raz padł komentarz ze strony któreś z braci, który dotyczył mężczyzny w garniturze. Z podpisu wynikało, że nazywał się Zayn, co swoją drogą do niego pasowało. Ale blondynka nie powiedziała tego na głos. Gdyby tak było to z pewnością nie miałaby już życia do końca dyżuru. Ewentualnie już w ogóle. – Jeszcze raz usłyszę coś o tym typie, a będziecie czyścić karetki do końca roku i nic poza tym – dodała, mając nadzieje, że jakoś im wbije do głowy to, żeby z nią nie zaczynali. 

– Dobrze, już dobrze. Spokojnie, szefie. To tylko głupie żarty.

– Znajdźcie sobie jakiś inny obiekt, z którego się pośmieje, czy coś – rzuciła tylko, po czym spojrzała na nich kątem oka i założyła kosmyk włosów za ucho. – Wracamy na bazę, a potem chce swoją kawę. Inaczej wyzagryzam – dodała ostrzegawczo, mając nadzieje, że groźba złego humoru postawi ich do pionu.

Bracia spojrzeli na siebie, jakby chcieli się upewnić, że obydwoje usłyszeli to samo i potem już w karetce zapanował spokój. Ava zajęła się uzupełnianiem karty wyjazdu, choć tak naprawdę trzeba było tylko posprawdzać, czy na pewno nigdzie nie ma żadnych błędów. Potem obserwowała drogę, którą jechali i wszystkich kierowców w samochodach osobowych. W mieście było wyjątkowo spokojnie i nie trzeba było się niepotrzebnie stresować. Nawet Will się tak nie wydzierał, jak to było podczas jazdy pod właściwy adres. 

Na stacji, Ava wysiadła z karetki, patrząc się przy tym wymownie na braci i ruszyła przed siebie do budynku. Byli sami, więc nie miała się kim wysłużyć i kogo poprosić o kawę, więc tylko westchnęła ciężko i zdjęła z siebie kurtkę. Odłożyła ją na bok razem z podkładką i podeszła do szafki, w której trzymali swoje kubki. Potem sięgnęła po dzbanek, aby napełnić naczynie czarną cieczą i dorzuciła jeszcze dwie kostki cukru. To i tak było za mało, ale wtedy nie miała ochoty na totalną gorzkość, która zostawała na języku już po pierwszym łyku. Westchnęła ciężko, opierając się o blat, po czym odchyliła głowę do tyłu. Mięśnie jej się rozluźniły, przez co mruknęła z zadowolenia i uniosła kubek do ust. 

– Zjadłbym coś i wyspał się – usłyszała i jednym okiem spojrzała na swoje lewo, gdzie pojawił się Colin. Wrócili z karetki. 

– Ciągle tylko jęczysz, że chce ci się jeść i spać. Gdzie ty to wszystko mieścisz, chłopie? – Will spojrzał na niego z uniesionymi brwiami, po czym pokręcił głową i opadł bez życia na kanapę. – Ale jak jesteśmy przy okazji, to możemy zamówić jakieś jedzenie. Chińszczyzna, czy pizza. Mi odpowiada – dodał, układając swoje dłonie na brzuchu. 

– Nie zapomnijcie o szefowej, gdy już się namyślicie, co chcecie – przyznała tylko, po czym udała się już do swojego małego gabinetu. Obowiązkami szefa stacji dzieliła się z Aidenem, ale on unikał wszelakiej dokumentacji jak ognia. Wszystko to zostawiał w jej rękach. Zajmował się wszystkim tym, czym musiał, nie licząc pilnowania dokumentacji. 

Zamknęła za sobą drzwi i odłożyła kubek na biurko. Podkładkę położyła obok i potem odsunęła żaluzje z okien. Nie miała pojęcia, kto je zasłonił, ale wolała nie dobijać się jeszcze bardziej i jednak wpuścić trochę naturalnego światła do środka. Choć i tak nie było go za wiele, bo chmury wciąż przesuwały się po niebie i zabierały cenne promienie słoneczne. Do tego wiało i zbierało się na deszcz. Avalon westchnęła ciężko i po omieceniu wzrokiem okolicy otaczającej szpital i stację karetek, założyła dłonie na piersi, odwracając się przy tym na pięcie. Usiadła na skraju biurka, myśląc nad tym pacjentem, do którego dostali wezwanie. Już dawno przestałaby sobie zaprzątać nim głowę, gdyby nie fakt, że zobaczyła w jego oczach coś, co było dosyć niepokojące. Sama dokładnie nie wiedziała, o co z tym wszystkim chodzi i dlaczego padło akurat na niego, ale naprawdę czuła, że pewne rzeczy po prostu nie układały mu się tak jak powinny. Nie miała pojęcia skąd to się wzięło, ale z drugiej strony takie rzeczy miały już miejsce i powinna się do tego przyzwyczaić. 

Pokręciła głową, zdając sobie sprawę z tego, że się zagalopowała i usiadła przy biurku. Czekało ją trochę do zrobienia, a chciała jak najlepiej wykorzystać czas, kiedy jest na stacji. Nie wiadomo było, kiedy dostaną kolejne zgłoszenie, do tego nikogo poza nimi nie było. A w zasadzie poza nią, bo bracia się nie liczyli. Nie musiała się o nic zakładać, aby wiedzieć, że nie robili nic pożytecznego, ewentualnie grali w piłkarzyki, czy spierali się o to, co zamówić do jedzenia i ewentualnie skąd. Nic poza tym. Ava zajęła się uzupełnianiem dokumentów i segregacją ich. Było tego sporo i jeśli ktoś myślał, że ratownik medyczny, czy też lekarz z karetki nie ma nic do zrobienia poza jeżdżeniem i ratowaniem ludzkiego życia to był lub wciąż jest w dużym błędzie. Blondynka podczas pracy zdążyła wypić swoją kawę i zanieść kubek z powrotem do zlewu. Bracia wtedy toczyli zawziętą dyskusję na temat tego, która pizzeria jest lepsza, więc wycofała się, aby nie dać się w to wciągnąć, po czym wyszła się trochę przewietrzyć. Było świeżo po deszczu, a właśnie taki zapach powietrza uwielbiała najbardziej i marzyło jej się takie co rano do biegania. 

 ━━━━━ ⏳ ━━━━━

myślałam, że to ff się nie przyjmie, ale muszę przyznać, że nie jest z tym tak źleB)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top