~Chapter three~

~♡~

Niewysoka dziewczyna przystała pod dużym, starym dębem, aby móc dokładnie przyjrzeć się otoczeniu. Poszukiwała wzrokiem swojego przyjaciela, który kilka minut temu zadzwonił do niej lekko poddenerwowany. Potrzebował niezwłocznej pomocy, a jako iż brunetka zawsze okazywała mu wsparcie to była pierwszą osobą, do której zadzwonił.

— Charlotte! — zawołał zauważając siedemnastolatkę.

Page dostrzegła go znajdującego się niespełna kilkadziesiąt metrów od niej w części parku, na której rozmieszczone są stoły piknikowe. Nie mogła zrobić nic z tym, że idąc do chłopaka jej nogi zrobiły się jak z waty, a wydobywanie z płuc dwutlenku węgla stało się coraz bardziej problematyczne. Po telefonie, który od niego dostała w mgnieniu oka rzuciła robioną przez nią rzecz i pobiegła w umówione wcześniej miejsce, tak naprawdę nie wiedząc czego może się tam spodziewać.

— Powiedz, czemu mnie tu sprowadziłeś? — zapytała z lekko drżącym głosem, ale w miarę opanowanym.

Dopiero, gdy znalazła się obok Henryka w jej ciemne oczy rzucił się pięknie ozdobiony stolik piknikowy z różnorodnymi smakołykami. Od razu wiedziała, że przygotował to chłopak, ponieważ porozmieszczał naczynia w charakterystyczny dla niego sposób. Końcowego zachwytu dodał fioletowy tulipan, który Hart postawił pomiędzy talerzami w białym kubku.

To było naturalne, że pierwsza myśl Charlotte brzmiała "On przygotował to dla mnie!?". Najprawdopodobniej każda dziewczyna pomyślałaby podobnie, gdyby znalazłam się w takiej sytuacji jak panna Page. Jednak siedemnastolatka miała tendencję do nadmiernego przemyśliwania każdej przeżytej sytuacji. W końcu jej praca tego wymagała dosyć często. Jakby przeanalizować kilka ostatnich dni, to ta cała wspólna kolacja w parku całkowicie nie współgra z ich ówczesnymi relacjami.

— Potrzebuję rady mądrej kobiety — wyjaśnił zwięźle. — Co sądzisz o mojej godzinnej pracy? — wskazał delikatnym ruchem dłoni na nakryty przez niego stolik.

— Co? — rozchyliła wargi czując coraz większe rozczarowanie.

— No stolik! — podszedł do niej i łapiąc ją za ramiona, popchnął bliżej swojego dzieła. — Powiedz szybko co o nim myślisz, bo Camille ma przyjść za piętnaście minut.

Zamrugała dwukrotnie, patrząc na pożerającym ją wyczekiwanym wzrokiem przyjaciela.

— Jest cudownie — wyznała wiedząc, że blondyn czeka na jej odpowiedź — Wręcz idealnie.

Tak bardzo zazdrościła tej dziewczynie, ale nie miała jej za złe tego, że Henryk wolał ją od niej. Dusząc swoje uczucia w środku, sama do tego doprowadziła. Dobrze wiedziałam, że z łatwością doprowadziłaby do końca relacji między Henrykiem, a Camille, ale nie była taka. Kochała Hart'a całym sercem i przede wszystkim pragnęła jego szczęścia. Dopiero teraz sobie uświadomiła, że gdy on jest szczęśliwy to i ona jest.

Henry od rana wręcz emanował radością. Podekscytowanie i niecierpliwość ciągle dawały po sobie znać. Dziewczyna bardzo namieszała mu w głowie. Była taka urocza i nieśmiała, co bardzo podobało się chłopakowi. Cechowała się delikatnością, której tak bardzo było mu brak w życiu. Pierwszy raz od dawna zaczęło mu zależeć na jakiejkolwiek dziewczynie. Nie chciał tego zepsuć.

— Tylko po to zadzwoniłeś? — upewniła się.

— Tak. Chciałem się upewnić czy wszystko na pewno jest idealnie — posłał ciepły uśmiech przyjaciółce. — Dziękuję Char — niespodziewanie przeciągnął ją do siebie i zamknął w szczelnym uścisku.

Dziewczyna objęła go mocniej w pasie i zwyczajnie cieszyła się tą krótką, ale piękną chwilą. To był moment, w którym wiedziała, że jej serce nieodwracalnie połamało się w milion różnych cząsteczek. Skutkiem tego była jedna, słona łza spływająca samotnie po policzku. Wraz ze łzą odeszła również nadzieja, która jako jedyna podtrzymywała jej serce w całości.

Mimo tego wszystkiego, to była szczęśliwa. Henryk Hart już zawsze będzie chłopakiem, z którym przyjaźniła się prawie całe życie, przeżywała najlepsze chwile swojego życia i przede wszystkim kochała całą sobą. Nie mogła już do końca życia wzdychać do niego ukradkiem. Była zmuszona się poddać i zająć się równie ważnymi rzeczami, które przez ostatnie dni zaniedbywała. Teraz pozostało jej czekać, aż ból w okolicach klatki piersiowej zniknie pozwalając młodej kobiecie ruszyć dalej.

— Nie ma za co — wyswobodziła się z uścisku. — Bawcie się dobrze.

Zostawiła miłość swojego życia i ze smutnym uśmiechem ruszyła w swoją stronę. Szła po prostu przed siebie, obserwując widoki, które miało do zaoferowania jej Swellview. Z jednej strony pragnie samotności, ale z drugiej chciała mieć przy sobie osobę, z którą będzie mogła porozmawiać o błahych tematach. Nie chciała teraz myśleć o blondynie, który może w tym momencie obściskiwać się z inną dziewczyną. Mimo, że wiedziała iż to koniec, to ta wiedza nie prędko przestanie ją boleć.

— Dziękuję, że zgodziłeś się spotkać — mruknęła z lekką chrypką spoglądając na szatyna, z którym umówiła się pod jednym z budynków w centrum.

— Też się nudzę, więc ucieszyłem się, że zadzwoniłaś — zaśmiał się przyjaźnie. — To, co robimy?

— Chciałabym zwyczajnie się przejść i porozmawiać — przegryzła dolną wargę. — Powiedz jak tam twoje plany na kupienie węża?

Szli spacerkiem po szarym chodniku, patrząc na słońce, które chowało się za horyzontem. Był to zdecydowanie najlepszy moment w całym dniu Charlotte. Rozpoczęła go nagłą pobudką przez szafa i pójściem do pracy. Po powrocie ze zmiany musiała się zmierzyć z zamieszaniem panującym w domu. Otóż odwiedziła ją babcia, która za wszelką cenę chciała bronić swojego syna i uświadomić pani Page, że postąpiła niewłaściwie wyrzucając męża z domu.

— Jeszcze się do tego przekonuję — podrapał się po karku. — Z tego co wiem to Harry ma węża. Daje radę z opieką nad nim? — zapytał ciekawy.

— Tak, normalnie — zbyła go nie chcąc rozmawiać o rodzinie.

Page nieczęsto mówiła o rodzinie. Zwyczajnie uważała to za zbędne. Poza tym nigdy nie miała dobrych kontaktów z młodszym bratem. Był, bo był. Szczerze mówiąc to nawet nie wiedziała, że jej brat miał węża, ale nie chciała przyznać się przed przyjacielem. Jednak z tego co wiedziała to Jasper i Henry mieli kiedyś z nim całkiem dobry kontakt, który po jakimś czasie zmalał do minimum.

— Popatrz kogo my tu mamy — Dunlop wskazał dłonią na Henryka, który szedł naprzeciw z blondynką trzymaną za dłoń.

— Zawróćmy — oznajmiła odrobinę za ostro. — Nie będziemy im przeszkadzać w randce — wyjaśniła.

Jej wyjaśnienie okazało się być zbędne, ponieważ Hart zdążył zauważyć dwójkę przyjaciół.

— Poznasz moich przyjaciół — uradowany szepnął do ucha Camille.

Osiemnastolatka nieśmiało skinęła głową ciesząc się, że może poznać jego przyjaciół, o których słyszała tak wiele dobrych słów. Jednak czuła się niepewnie. W końcu pozna ludzi, którzy są dla Henryka tak samo ważni jak rodzina.

— Co tam? — pierwszy zapytał Jasper witając się z blondynem.

— Jesteśmy na spacerze — Henryk objął zarumienioną dziewczynę. — A wy?

— To samo — mruknęła Page, patrząc na swoje białe adidasy.

— Lepiej mówcie jak tam randka — Jasper zmienił temat, widząc nagłą zmianę zachowania u przyjaciółki.

Charlotte nie mogła nic na to poradzić, że w obecności Camille nie czuła się dobrze. Oliwy do ognia dodał Henryk, który jak najbardziej chciał pokazać przyjaciołom, że to coś poważnego, poprzez zwykłe obejmowanie dziewczyny ramieniem. Najpewniej, gdy tylko zakończy spotkanie z blondynką opowie przyjaciołom ze szczegółami cały przebieg randki, która wnioskując po zachowaniu pary - była udana.

— Cudowna — uznała Camille posyłając uroczy uśmiech blondynowi. — Miło mi was w końcu poznać — niespodziewanie najpierw przytuliła chłopaka na przywitanie, a następnie trochę bardziej śmiało Charlotte.

Brunetka nie wiedziała jak ma zachować się w tej sytuacji. W pierwszych sekundach stała oniemiała i dopiero potem oddała niechętnie uścisk. Cami od razu zauważyła wyczuwalną wrogość od Charlotte, która starała się ją nieudolnie ukryć. Również była dziewczyną, więc umiała dostrzec charakterystyczne zachowania, które dla chłopaków nie są podejrzane w żaden sposób.

— Właściwie to mieliśmy iść do sklepu — Hart wskazał podbródkiem na pobliski sklep. — Idziecie z nami?

— Ja tu zastanę — oznajmiła Page, gdy Jasper chętnie się zgodził.

— W sumie to mogę zostać z Charlotte — uznała blondynka chcąc porozmawiać na osobności z siedemnastolatką.

Hart zmarszczył brwi przyglądając się rozpromienionym źrenicom dziewczyny. Skinął ze zrozumieniem głową i skierował się w stronę sklepu z szatynem u boku, poprzednio całując Cami w policzek. Kolejna szpilka w i tak roztrzaskane serce Page.

Gdy chłopcy zniknęli z zasięgu wzroku, nastała niezręczna cisza. Dotychczas chętna do rozmowy blondynka stała z gulą w gardle, nie wiedząc od czego zacząć. Zależało jej na uroczym Henryku, więc chciała mieć jak najlepsze kontakty z jego przyjaciółmi, a w tym Charlotte, która nie wykazała się specjalną sympatią w jej stronę.

Mijające sekundy w towarzystwie chodzącego ideału były dla Charlotte istną udręką. Dziewczyna była taka piękna i do tego sympatyczna. O długich nogach i świetnej figurze, którą szczyciła osiemnastolatka każdy inna dziewczyna mogła pomarzyć.

— Jak ci minął dzień? — po jakimś czasie odezwała się miło.

— Fatalnie — burknęła zgodnie z prawdą Charlotte. — A twój? — zapytała czując lekkie wyrzuty sumienia, że zachowuje się tak oschle w stosunku do nowo poznanej dziewczyny, gdy ta była dla niej taka miła.

— Naprawdę dobrze — uśmiechnęła się, przypominając sobie cały przebieg randki. — Henryk jest wspaniałym chłopakiem.

— Czasami — uznała bez namysłu brunetka, powodując śmiech u stojącej obok dziewczyny.

Miała ona taki przyjemny śmiech, że Page nie umiała się powstrzymać od towarzyszenia jej w nim. Sama Charlotte przekonała się, że nie jest w stanie nie lubić Cami. Teraz wie, że Henrykowi będzie z nią dobrze. Pozostało dziewczynie jedynie czekać, aż serce przestanie wystukiwać miłosną melodię dla nieodpowiedniego chłopaka.

— Naprawdę cieszę się, że Henryk trafił akurat na ciebie — powiedziała szczerze brunetka z palącym bólem w klatce piersiowej.

~♡~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top