~Chapter nine~
~♡~
Bywają chwile, gdy cisza między ludźmi jest tak niezręczna, że nie jesteś w stanie nawet przełknąć śliny, którą dusisz w sobie od dłuższego czasu wraz ze słowami, których ująć w słowa ci nie w sposób.
Henry Hart w skupieniu wykonywał najprostsze manewry samochodowe podczas drogi ze Swellview do Neighborville, a siedząca obok Charlotte Page niecierpliwie wypalała wzrokiem dziurę w dłoniach chłopakach kurczowo trzymających kierownicę.
— Możesz jechać trochę szybciej? — zapytała brunetka tym samym rujnując dziesięciominutową ciszę.
— Nie mogę — ruchem głowy wskazał na licznik. — Jest ograniczenie do sześćdziesięciu.
— No i co? — mruknęła zakładając dłonie na piersi.
— No i to, że nie mam zamiaru pozwolić, aby zatrzymała nas policja — przelotnie na nią spojrzał. — Char wiem, że jest ci teraz ciężko, ale proszę nie postradaj zmysłów.
Dziewczyna gwałtownie podniosła podbródek do góry wpatrując się z powiększonymi źrenicami w czarny beton. Blondyn miał całkowitą rację. W ostatnim czasie nie myślała o niczym innym jak o swoim najlepszym przyjacielu i to ją właśnie zgubiło. Problemy rodzinne przeszły na drugi plan, a teraz po uświadomieniu sobie powagi sytuacji wpadła w trans chcąc porozmawiać z osobą odpowiedzialną za wszelkie okrucieństwa, które przez ostatnie tygodnie spadały na nią, Harry'ego i ich matkę.
Pragnęła usłyszeć z jego ust, że jest to zwykłe nieporozumienie i mogą wspólnie wracać do domu, w którym wychowała się dziewczyna. Była w stanie mu wszystko wybaczyć, ale nie wiedziała czy reszta rodziny dałaby radę. Jednak była to tylko nadzieja, której nie w sposób umiała okiełznać aż do tej pory.
Słowa "nie postradać zmysłów" ciągnęły się echem po jej głowie. Może już je postradała?
— Jest to zadziwiające, ale masz rację — odchrząknęła. — Nie mogę wparować do mieszkania babci, dorwać jej syna i zapytać go czy jest złodziejem. Bo nie mogę, prawda?
— Nie możesz — pokręcił głową próbując wymyślić lepszy plan. — Może na początku przyjedziemy pod pretekstem odwiedzin? Zajedziemy do piekarni po jakieś ciasto to wypijemy razem herbatę. Twój tato nigdy nie odmówi sobie ciasta.
Charlotte przez chwilę się uśmiechnęła zdając sobie sprawę jak Henryk dobrze znał jej ojca. Jednak zniknął on jeszcze szybciej niż się pojawił.
— Zapomniałeś o jednej bardzo istotnej rzeczy, albowiem jest środek nocy — przypomniała. — Pewnie śpią, a ojciec nie uwierzy, że jesteśmy przejazdem.
— A może uwierzy? — prawą dłonią zmieniał stacje w radiu poszukując jakiejś piosenki, która przynajmniej w mniejszym stopniu nie będzie niszczyć ich bębenków. — Mamy siedemnaście lat, więc imprezy są u nas na porządku dziennym. Wciśnijmy kit, że byliśmy na jednej w Neighborville, a nie chcieliśmy wracać w środku nocy, więc przyszliśmy na herbatę. Z tego co wiem są w centrum sklepy całodobowe, więc kawałek ciasta gdzieś się znajdzie.
Chłopak sam siebie zadziwiał swoją pomysłowością. Nie ukrywał, że okropnie zależało mu na szczęściu Charlotte, więc mógł poświęcić niemal wszystko tylko po to, aby należycie wspierać swoją najlepszą przyjaciółkę. Problem tkwił w tym, że on już parę godzin temu uświadomił sobie iż nie chce tylko przyjaźni.
Zależało mu na Charlotte. Była jego powietrzem bez, którego nie był w stanie żyć. Była wodą bez, której by usechł. Była dla niego wszystkim. Żałował, że uświadomił to sobie, gdy było już za późno.
Za to panienka Page była pewna, że Henryk darzy ją tylko przyjacielskim uczuciem. Nie miała pojęcia o bałaganie, który stworzyła w jego umyśle. Cieszyła się, że wyznała prawdę tym samym zdejmując z siebie kolejny ciężki pakunek. Czuła ulgę, ale może i odrobinę zawodu?
— Możemy tak zrobić — zgodziła się z jego pomysłem. — Uznajmy, że wpuścił nas do domu. Siedzimy wszyscy przy małym stoliku w kuchni lub w salonie na kanapie. Co potem?
— To zależy tylko i wyłącznie od ciebie — chłopak spojrzał na znak z nazwą miejscowości. — Przemyśl o co chcesz go zapytać i co chcesz mu powiedzieć. Zasługujesz na wyjaśnienia i na pełną szczerość z jego strony.
Wraz z ostatnim wypowiedzianym słowem, chłopak zaparkował na parkingu pod jednym z całodobowych sklepów. Od razu przeniósł wzrok na wręcz czarne tęczówki młodej dziewczyny, które przesyłały pełne wdzięczności spojrzenie.
— Jesteś naprawdę kochanym przyjacielem — powiedziała po chwili ciszy. — Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła — uznała i niespodziewanie wtuliła się w ciało towarzysza.
Było mu okropnie przykro, że jest tylko kochającym przyjacielem, ale jednak starał się cieszyć z każdej przeżytej bliskości z Charlotte. Był dla niej wsparciem i do go uszczęśliwiało, bo w końcu wparcie jest niesamowicie ważne. Był dla niej ważny.
Po szybkich zakupach, które okazały się wcale nie być takie szybkie, ponieważ Henryk nabrał smaku na swój ulubiony sok w kartonie, ale jak na złość nie potrafili go znaleźć, ruszyli prosto pod starą kamienicę, gdzie mieszka babcia ciemnowłosej. Blondyn jeszcze nigdy nie poznał babci Charlotte. Ona sama rzadko kiedy widywała się ze staruszką ze względu na niezrozumiały konflikt jaki powstał między babcią, a mamą dziewczyny. Jednak mimo tego starsza kobieta była wspaniałą osobą cieszącą się z każdej sekundy spędzonej w świecie żywych.
— To na pewno tutaj? — zapytał Henryk przyglądając się dobrze zauważalnej pleśni na ścianach.
— Mówiłam, że niezbyt żyją nowocześnie — mruknęła nastolatka stawiając pierwszy krok na przestarzałych schodach, które nawet pod lekkim ciężarem potrafiły głośno zaskrzypieć. — Idziemy? I tak wiele czasu zmarnowaliśmy na twój soczek — spojrzała oskarżycielsko na karton z napojem trzymanym w dłoniach chłopaka.
Henryk kiwnął potwierdzająco głową i ruszył za przyjaciółką w między czasie przykładając do ust karton. Nie chciało mu się pić, ale wiedział, że irytował dziewczynę głośnym połykaniem cieczy.
— Przestaniesz? — gwałtownie odwróciła się do tyłu.
Blondyn nie spodziewając się nagłego obrotu dalej szedł do góry, przez co dziewczyna wpadła wprost na niego.
— Nie — odpyskował trzymając lewą dłoń na talii brunetki.
— Dupek — powiedziała głośno i wyraźnie, po czym odwróciła się na pięcie i z powrotem ruszyła na ostatnie piętro.
Henryk nie był dupkiem. Jego irytujące zachowanie można było odpowiednio usprawiedliwić jednym stwierdzeniem. Albowiem chłopcy uwielbiają dokuczać lubianym przez nich dziewczynom.
Po dojściu na ostatnie piętro oboje odetchnęli z ulgą. Charlotte powoli skanowała wzrokiem każde drzwi wejściowe do mieszkań w poszukiwaniu tych właściwych. Zdziwiona zmarszczyła brwi, gdy dostrzegła, że poszukiwane przez nią drzwi są otwarte na rozcież.
— Co jest? — zapytała szeptem samą siebie i szybkim krokiem ruszyła w ich kierunku nawet na chwilę nie spuszczając ze wzroku drewnianych drzwi.
Zaniepokojony Henryk natychmiast dorównał tempa przyjaciółce starając się być gotowym na każdą ewentualność. W końcu nie była to za spokojna ulica.
— Jezu — dorosły mężczyzna gwałtownie podskoczył w miejscu, gdy dostrzegł dwójkę dobrze mu znanych nastolatków. — Dzieciaki, co wy tu robicie? — zapytał poddenerwowany.
— Byliśmy w okolicy na imprezie, więc postanowiliśmy wstąpić — skłamał Henryk widząc, że brunetka zastygła w bezruchu.
— Powinniście wracać do Swellview — rzucił rozkazującym tonem i wyszedł z framugi drzwi, następnie je zamykając.
Dziewczynę zaniepokoiły dwie ciemne torby podróżnicze, które miał ze sobą jej rodzic. To właśnie one dodały jej odwagi do wyjęcia tej ciężkiej kuli z gardła, która jeszcze parę sekund temu wydawała się być wręcz niezniszczalna.
— Wracasz do domu? — zapytała słysząc jak żałośnie to brzmi.
Ale wciąż miała nadzieję.
— Nie Charlotte — posłał jej zmieszane spojrzenie. — Wyjeżdżam z kraju — rzucił i nie chcąc widzieć reakcji córki zwyczajnie obrócił się na pięcie maszerując w stronę klatki schodowej.
— Co? — zaszkliły jej się oczy. — Tak po prostu wyjeżdżasz!? Zostawiasz nas!? Jesteśmy twoją rodziną! Nie możesz wyjechać z kraju! — wrzeszczała rozpłakana jednak mężczyzna nawet na moment się nie odwrócił mimo, że każde słowo w jakimś stopniu go bolało. — Najpierw się zadłużysz, pijesz, ćpasz, zdradzasz żonę, niszczysz rodzinę, okradasz muzea, a teraz uciekasz z kraju!?
Oniemiały mężczyzna gwałtownie zatrzymał się na skrzypiących schodach, gdy doszedł do niego sens wypowiedzianych przez siedemnastolatkę słów. Wiedział, że przez ciągłość nieprzyjemnych zdarzeń z dnia na dzień stawał się coraz gorszym człowiekiem w oczach swojej rodziny, ale nie chciał, aby wiedzieli o nieudanej próbie kradzieży.
Nie chciał być złodziejem, ale życie go do tego zmusiło.
— Skąd wiesz o muzeum? — zapytał wracając się na korytarz.
— To nie istotne — pokręciła z rozpaczą głową. — Ale wiem, że Niebezpieczny pozwolił ci uciec. Dosłownie dostałeś drugą szansę od życia, a ty zamiast z niej korzystać i spróbować naprawić wszystkie popełnione błędy to uciekasz jak najgorszy tchórz — wypowiadała każde słowo powoli i z coraz większym załamaniem w głosie.
Wszystkiemu przyglądał się nieangażujący się Henryk. Chciał jakoś pomóc rówieśniczce, ale wiedział, że jak na razie nie było takiej potrzeby. Jedyna rzecz jaką mógł w tej sytuacji zrobić to złapać swoją najlepszą przyjaciółkę za dłoń, delikatnie pocierając kciukiem jej zewnętrzną część, tym samym dodając jej otuchy i pokazać, że nie jest w tym sama. Oprócz współczucia czuł także ogromną dumę.
Jego mała dziewczynka była taka silna.
— Nie powinnaś tego wiedzieć — warknął.
— A ty nie powinieneś nas zostawiać!
— Widzimy się za trzy miesiące na rozprawie rozwodowej — powiedział ozięble na odchodne i jak najszybszym krokiem opuścił korytarz.
Dokładnie w tym momencie mężczyzna stał się zwykłym potworem w oczach własnej córki.
— Przykro mi — szepnął smutno chłopak nadal trzymając siedemnastolatkę za rękę.
— Po prostu mnie przytul — poprosiła z łamiącym się głosem.
Dziewczyna wtuliła się w ciało Hart'a i wybuchła głośnym płaczem. Moczyła swoimi słonymi łzami lawendową koszulę przyjaciela, który starał się opanować napływ emocji. Teraz był podporą i wsparcie dla Charlotte, więc nie mógł pokazać jak bardzo boli go jej płacz.
Tkwili tak w tej pozycji dopóki starsza kobieta, która mieszkała w mieszkaniu pod, którym stali wyszła na korytarz i zaczęła grozić wezwaniem policji za robienie hałasu. Nastolatkowie posłusznie opuścili budynek wymieniając między sobą obraźliwe komentarze odnośnie zbulwersowanej staruszki. Nie pozostało im nic innego jak powrót do miasta, w którym oboje się wychowywali i przeżyli najlepsze chwile w swoim życiu.
Brunetka potrzebowała w ciszy pomyśleć, ale zwyczajnie nie umiała. Pierwszy raz od dawna nie umiała usprawiedliwić jego zachowania. Musiała żyć z wiedzą jakim człowiekiem stał się mężczyzna, z którym przez siedemnaście lat mieszkała pod jednym dachem. Własny ojciec nieodwracalnie złamał serce jej i reszcie rodziny, która nawiasem mówiąc nawet nie wiedziała o jego ucieczce. Dziewczyna wiedziała, że jej zadaniem było poinformowanie o tym mamy i Harry'ego, ale nie potrafiła się skupić. Przed oczami przewijało jej się multum różnych wspomnieć. Od tych najprzyjemniejszych momentów, aż do tych najboleśniejszych. W końcu doszła do wspomnienia sprzed parudziesięciu minut. Mimo, że w tamtej chwili była zajęta mężczyzną, który ją wychował to nie umknęła jej smutna, a może i nawet rozczarowana mina Henryka. Czuła okropne wyrzuty sumienia, że nie powiedziała mu o problemach, z którymi zmagała się w ostatnich tygodniach.
Ma tylko siedemnaście lat i nie powinna trzymać wszystkich krzywd w sobie, a przyjaciele są po to, aby się wspierać i wzajemnie obciążać nawet najtrudniejszymi i najboleśniejszymi problemami.
— Przepraszam, że nie powiedziałam ci o separacji rodziców i... o reszcie — odezwała się nieśmiało Charlotte.
— Nie przejmuj się — mruknął z wyraźną chrypką. — Powinnaś mi powiedzieć, ale dobrze, że dowiedziałem się w porę i mogłem ci w jakiś sposób pomóc. Ale jeśli następnym razem będziesz zmagać się nawet z najmniejszym problem to masz mi powiedzieć, bo inaczej się obrażę.
— Masz to jak w banku — zaśmiała się smutno. — Dziękuję, że jesteś.
Wypowiadając ostatnie trzy słowa spojrzała z największą czułością jaką potrafiła na swojego towarzysza. Henryk znał swoją przyjaciółkę od wielu lat, ale nigdy nie zauważył, aby patrzyła się na niego w taki sposób. Oboje wtedy w pełni poczuli to uczucie, które uszczęśliwia miliony osób na świecie. Byli w sobie zakochani i właśnie to pokazali poprzez zwykłe spojrzenie. Mimo, że głośno nie przyznali się do wirujących motylków w podbrzuszu, ani przyspieszonego oddechu to wiedzieli.
Muszę zrobić w końcu pierwszy krok - motywował się w myślach.
Po paru sekundach jednak dziewczyna odwróciła spojrzenie i z rozszerzonymi źrenicami obserwowała wschodzące słońce zza horyzontu. Pierwszą myślą blondyna było to, że stracił najlepszą okazję, ale narodził się w jego głowie dość ryzykowny pomysł. Miał dość udawania i tych wszystkich górek, które tkwiły w przenośni jako przeciwwskazania, aby przejść do pełni szczęścia.
Kołaczące serce był w stanie usłyszeć przerażająco głośnym echem szumiącym w głowie, gdy niespodziewanie zjechał na pobocze. Znajdowali się trzy kilometry od Swellview, więc z tego miejsca potrafili dostrzec wzgórze z wielkimi literami nazwy miasta.
— Czemu się zatrzymałeś? — zapytała bojąc się, że "wypożyczony" przez nich pojazd został uszkodzony.
— Należy nam się chwila przerwy — uśmiechnął się szeroko. — Siedź gdzie siedzisz — obdarzył przyjaciółkę błagającym wzrokiem i poprzednio wyciągając kluczyki ze stacyjki, wyszedł ze starego samochodu.
Dziewczyna nie wiedziała o co mu chodzi, a jeszcze bardziej zgłupiała, gdy chłopak oznajmił jej, że ma nie wychodzić. Wszystko było dla niej niezrozumiałe dopóki Henryk nie obszedł samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera.
— Cóż za dżentelmen — zaśmiała się dźwięcznie.
Jeszcze parę miesięcy temu siedemnastolatek nie wykonałby takiego gestu, a jeśli nawet to zrobiłby to w żartach, a dziewczyna skomentowałaby to najprawdopodobniej wywróceniem oczami i ciętą ripostą. Teraz wszystko było inne, nawet oni.
Chłopak po zamknięciu drzwi złapał Charlotte za dłoń, co było dla niej niemałym zaskoczeniem, ale mimo to posłała mu czuły uśmiech, tym samym zgadzając się na ujęcie jej dłoni. Wspólnie oparli się o maskę samochodu podziwiając najpiękniejszy wschód słońca jaki było dany im zobaczyć w ich krótkim życiu.
— Przyznam się, że nigdy nie oglądałam wschodów czy zachodów słońca — mówiła nawet na chwilę nie odrywając wzroku. — Jest taki piękny.
Dla Henryka wschód także był piękny, ale młoda kobieta, którą właśnie trzymał za dłoń była jeszcze bardziej piękniejsza. Zdał sobie sprawę, że zmarnował całe życie na dziewczyny, które nawet w najmniejszym stopniu nie była tak idealne jak Charlotte. Przez ten cały czas miał przy sobie tak wspaniałą dziewczynę i był głupcem, że zorientował się dopiero teraz. Chloe, Bianka, Vera i Cami wydawały się być teraz zwykłymi szczeniackimi zauroczeniami. Z żadną nie czuł się tak jak teraz przy Charlotte Page.
Musiał ją pocałować bo czuł, że jak tego nie zrobi to nieodwracalnie zwariuje.
Dziewczyna czuła to spojrzenie, ale bała się obrócić. Zalała ją nagła fala duszności i gorąca, gdy blondyn ułożył dłoń na lewym policzku i odgarnął do tyłu niesforny dred, który wślizgnął jej się na twarz.
— Kłamałem — przyznał chłopak, przez co Charlotte spojrzała na niego niepewnie. — Nie chcę być tylko twoim najlepszym przyjacielem. Chcę czegoś więcej.
Charlotte nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała. Mimo, że już wiele razy przerabiała to sobie w myślach, że nic pomiędzy nią, a blondynem nie będzie to także chciała czegoś więcej. Oboje tego chcieli, ale również oboje się bali. Jednak Hart odważył się powiedzieć to w końcu na głos, więc teraz pora na Page.
— A więc także kłamałam — przełknęła głośno ślinę.
Czyżby właśnie również przyznała się do swoich uczuć?
— Mogę cię pocałować? — zapytał z drżącym głosem i wirującymi iskierkami w oczach, które wpatrywały się wprost na ósmy cud świata wyczekując jakiegokolwiek potwierdzenia.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i nie ukrywając szczęścia przytaknęła głową. Rozradowany Henryk przetarł kciukiem w kąciku ust brunetki i nachylił się nad jej twarzą. Bez chwili zastanowienia najpierw delikatnie musnął zwilżone wargi, a następnie pogłębił pocałunek. Oboje delikatnie poruszali wargami i uśmiechali się przez pocałunek. Włożyli w niego wszystkie uczucie, które przez ostatni czas w sobie dusili. Coraz bardziej się w sobie zatracali, więc po paru sekundach przerwy na wzięcie oddechu ponowny pocałunek stawał się bardziej intensywniejszy. Chłopak całkowicie zmniejszył odległość między nimi, tym samym napierając na nią ciałem, gdy ona nadal była oparta o maskę samochodu.
Nie rozumieli dlaczego ten pocałunek nastał dopiero teraz. Najprawdopodobniej raptem przed chwilą oboje do niego dojrzeli i są gotowi zacząć nowy etap w ich relacji. Czekała ich jeszcze długa rozmowa i ustalenie choćby zwykłych formalności, ale teraz o tym nie myśleli. Najważniejsze były uczucia, których już nigdy więcej nie będą musieli przed sobą ukrywać.
~♡~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top