~Chapter four~

~♡~

Ostatni tydzień dla każdego z przyjaciół minął naprawdę intensywnie. Henry Hart zdawał się całkowicie zaangażować w relację z osiemnastoletnią blondynką. Jasper Dunlop wziął sobie za cel nauczenie się sztuk walki, a Ray Manchester systematycznie nabijał się z jego starań, zajadając się swoimi ulubionymi chipsami rabarbarowymi. Schwoz Schwartz zajął się robieniem nowego wynalazku, który jego zdaniem będzie perełką przyszłości. Za to Piper Hart od tygodnia szykuje się do corocznego konkursu piękności organizowanego przez burmistrza miasta w ratuszu.

Tymczasem Charlotte Page próbowała wyzdrowieć z niezdrowego uczucia, którym darzy swojego zajętego przyjaciela. Nie ukrywała, iż było jej okropnie trudno tym bardziej, że musiała zmierzyć się z tym sama. Jednak pewnego dnia rano, po przebudzeniu się uznała, że boli mniej. Wtedy dostała wielki zastrzyk nadziei na przyszłe odbudowanie jej złamanego serca.

Wiedząc, że Henryk każdą wolną chwilę spędza ze swoją dziewczyną, starała się go unikać jak tylko mogła. Oczywiście spędzali razem czas w pracy, ale byli zajęci obowiązkami, których nazbierało się naprawdę wiele. Dopiero na weekend mogli na chwilę odsapnąć od natłoku tygodniowych zajęć. Hart korzystając z braku obecności rodziców w domu, zorganizował małe spotkanie z przyjaciółmi, aby mogli oni trochę lepiej poznać jego nową partnerkę. W jego głowie pomysł był idealnie idealny, a konfrontacje wydawały się być nie do pomyślenia. W końcu będą tam sami przyjaciele, którzy wiedzą jak Camille jest dla niego ważna. Nie wiedział wtedy, że jego najlepsza przyjaciółka wylała morze łez patrząc na szczęście, którym się otaczał.

— Zaprosiłeś nas na grę w chińczyka? — upewniła się Page patrząc na stolik kawowy, na którym znajdowała się gra planszowa. — To ja idę do domu — oznajmiła, gdy blondyn kiwnął potwierdzająco głową.

— Nie, nie — pociągnął ją za ramię i usadowił obok swojej siostry, która przytulona o Billy'ego przeglądała media społecznościowe. — Spędzimy razem miło wieczór — zachęcił z uśmiechem.

Nastolatka westchnęła zakładając nogę na nogę w wyczekiwaniu na ciekawszą część wieczoru. Nie wiedziała, że po przyjściu Jaspera, który jej zdaniem przyszedł jako ostatni, miał pojawić się jeszcze jeden gość.

— To zaczynamy? — zapytała chcąc jak najszybciej zacząć grę. — Nie mam całej nocy — rzuciła zniecierpliwiona.

— Poczekajmy chwilę — Henryk spojrzał na godzinę w telefonie. — Cami powinna zaraz przyjść.

— Camille będzie? — wstała z kanapy, patrząc ze zdziwieniem na przyjaciela.

— Nawet już jest — wydukał słysząc dzwonek do drzwi.

To nie było tak, że Charlotte nie lubiła dziewczyny, bo z charakteru była naprawdę spoko, ale zwyczajnie nie miała siły patrzeć na ich nadmierną bliskość.

Gdy uradowany Henryk otworzył drzwi, ujrzał wysoką blondynkę, która w prawej dłoni trzymała dwie paczki ciastek. Od razu wpadła mu w ramiona, zachłannie wbijając się w jego malinowe usta. Nie zwracali uwagi na to, że dwójka przyjaciół Henryka, siostra i jej chłopak patrzyli się na nich. Nie widzieli się od wczoraj, więc zdążyli za sobą porządnie zatęsknić.

— Hej wam — uśmiechnęła się nieśmiało, wchodząc w zagłębienie domu.

Każdy z obecnych odpowiedział jej tym samym, a już po chwili dziewczyna zasiadła lekko spięta na kremowej kanapie. Przedstawiła się Piper, ale nastolatka niegrzecznie ją zbyła i posłała współczujące spojrzenie Page.

Jak tylko Piper dowiedziała się o nowej dziewczynie swojego starszego brata, miała ochotę go zamordować, wraz z jego długoletnią przyjaciółką, która mimo rad trzynastolatki nie zrobiła nic w kierunku Henryka. Zwyczajnie jej oznajmiła, że się poddała i poprosiła ją o to samo. Jednak blondynka nie miała w zwyczaju słuchać się innych, więc długa przemowa siedemnastolatki na ten temat poszła na marne.

— Pogadajmy na werandzie — Piper chwyciła dłoń Dunlop'a i siłą wyciągnęła go z domu. — Musisz mi pomóc — zażądała po zamknięciu drzwi wejściowych.

— Co jest? — przymknął delikatnie powieki lustrując twarz dziewczyny.

— Pomożesz mi pozbyć się Camille — oznajmiła czekając na odzew ze strony szatyna.

Chłopak zamrugał dwukrotnie, próbując zrozumieć słowa młodszej koleżanki. W ostatnich dniach naprawdę słabo sypiał, co było skutkiem jego podkrążonych oczu, więc teraz zastanawiał się nad tym czy mu się zwyczajnie nie przesłyszało.

— Z czym mam ci pomóc? — zapytał, po dłuższej chwili ciszy.

— Czegoś nie zrozumiałeś, czy jesteś głuchy? — zapytała retorycznie zirytowana. — Pomożesz mi pozbyć się Camille — powtórzyła rozkazująco.

— Czemu chcesz się jej pozbyć? — odważył się spytać, mierząc blondynkę wzrokiem.

— Kocham Henryka — zaczęła spokojnym głosem, ale widząc jak Jasper zaczął krztusić się powietrzem dodała. — Dobra, może nie zawsze to pokazuję, ale jego szczęście jest dla mnie naprawdę ważne.

— Dla ciebie jest ważne czyjekolwiek szczęście poza własnym? — wyśmiał sprawiając, że dziewczyna zaczerwieniła się ze złości.

Hart złapała go za czerwony t-shirt i niespodziewanie przyciągnęła do siebie tak, że jego twarz znajdowała się na wysokości jej własnej. Z ust chłopaka wydobył się żałosny jęk spowodowany nagłym strachem.

— Tak, mam uczucia i cudze szczęście też jest dla mnie ważne, a teraz słuchaj mnie do cholery — wysyczała, po czym lekko pchnęła do tyłu. — Camille i Hen zwyczajnie do siebie nie pasują, a mi jako dobrej siostrze wypada pomóc. Wszyscy dobrze wiemy, że ich "związek" jest chwilowy. Za niedługo pójdzie w diabły tak jak Chloe i Bianka. Poza tym wiadomo, że sam chciałbyś z Cami ten teges — mruknęła chytrze.

Mimo, że to właśnie Charlotte była najlepszą przyjaciółką jej brata, a nie jej własną to i tak zajmowała ważne miejsce w życiu dziewczyny. Page była ostrożna i starała się nie okazywać bólu, który na pewno odczuwała. Trzynastolatce o wiele łatwiej było dostrzec to, jak cierpiała przez wyidealizowaną nastolatkę, dzięki temu, że wiedziała o jej uczuciach.

Całkowicie inne podejście miał Jasper, który z wymalowanym szokiem na twarzy słuchał słów dziewczyny. Nigdy wcześniej nie ingerowała w związki swojego starszego brata, więc czemu teraz się miesza?

— Nie ukrywam, że Cami mnie pociąga, bo jest bardzo ładna, ale Henryk to mój przyjaciel i cieszę się, że się zakochał — niepewnie przegryzł wnętrze policzka.

Młoda Hart głośno jęknęła nie mogąc słuchać głupstw jakie jej zdaniem wygadywał Jasper. Henryk zna blondynkę niecałe dwa tygodnie, więc miłość w tym przypadku była zwykłym absurdem, nie mającym prawa zaistnieć.

— Uważam, że są lepsze osoby, które mogłyby chodzić z Henrykiem — wypuściła głośno dwutlenek węgla z płuc.

— Jakie? — zapytał zainteresowany.

— No, nie wiem, ale na pewno lepsze od tej Cami-srami — burknęła zezłoszczona.

— Na przykład? — dopytywał.

— Musisz zadawać tyle pytań? — prychnęła zakładając ręce na piersi. — Na przykład Charlotte i Henryk do siebie pasują, a o tym wie chyba każdy oprócz nich samych — dodała niepewnie żałując tego w momencie wypowiedzenia ostatniego słowa.

Nie powiedziała wprost, że Charlotte podkochuje się w Henryku, ale jednak zaznaczyła, że ich miłosna relacja jest możliwa. Aby powstał związek przynajmniej jedna osoba z początku musi okazać zainteresowanie drugą, a Jasper nie wie o zauroczeniu i liczyła, że mimo swoich ciągłych głupich pomysłów nie połączy najważniejszych faktów, które łatwo można złączyć w całość.

— Kiedyś ze sobą chodzili i zerwali po niecałym tygodniu — wzruszył ramionami niczego nieświadomy.

— Co?! — wrzasnęła zdziwiona. — KIEDY?!

— Pamiętasz jak kiedyś ci mówiłem o sekrecie, a ty mnie poraziłaś prądem? — zapytał, a blondynka skinęła głową ze zrozumieniem. — To tym sekretem było to, że oni ze sobą chodzą. Chociaż, nie wiem czy właśnie znowu nie złamałem obietnicy. Matko! Znowu to zrobiłem! — zaczął panikować.

— To już nieważne — ucięła temat podejrzewając, że przyjaciele zwyczajnie oszukali szatyna. — I tak Camille nie pasuje do Hena i musimy się jej pozbyć. Może wtedy ty zaczniesz z nią kręcić? — dodała zauważając małą, lśniącą iskierkę w niebieskich tęczówkach.

Dunlop miał zamiar natychmiast zaprzeczyć, ale wolał jak najszybciej zakończyć rozmowę, która ciągnęła się w złym kierunku. Jako dobry przyjaciel nie miał prawa niszczyć związku kumpla tym bardziej, że wiedział jak blondynka stała się dla niego ważna.

— Słuchaj jak do ciebie mówię — warknęła ostrzegawczo.

Chłopak zdecydował się na najodważniejszy krok jaki w tej sytuacji mógł wykonać, albowiem odwrócił się na pięcie i zniknął za framugą drzwi wejściowych. Piper fuknęła pod nosem na zlekceważenie jej propozycji współpracy i czym prędzej podreptała za nim, aby móc przypilnować chłopaka przed powiedzeniem kilku słów za dużo.

— Pogadali? — zapytała brunetka z westchnieniem obserwując jak dwójka przyjaciół zasiadła na swoich poprzednich miejscach.

Przez ostatnie minuty była zmuszona obserwować jak chłopak przy, którym miękły jej nogi przytulał się i droczył z dziewczyną, którą ona widzi drugi raz w życiu. Przez nieplanowaną samotność, z którą musiała się zmierzyć w ostatnich dniach, uświadomiła sobie niektóre ważne rzeczy. Musiała się zwyczajnie pogodzić z jej aktualną sytuacją, z której nie w sposób szybko wybrnąć. Pozostało jej czekać.

Spędzając dzisiejszy wieczór w domu Hart'ów rzuciła się wręcz na głęboką wodę. Trudno było jej utrzymać emocje w sekrecie, więc wywracanie oczami na słodkie słówka, którymi obdarzyła się para, było jej zdaniem najmniej szkodliwym zachowaniem.

— Nawet go nie zabiłam — stwierdziła blondynka i zachichotała, gdy Billy dumnie pocałował ją w czubek głowy. — Robimy drużyny? — zaproponowała mądrze zauważając, że graczy jest za dużo.

— To my będziemy razem — oświadczył Henryk obejmując niebieskooką ramieniem.

— Nie! — krzyknęła niespodziewanie trzynastolatka. — Znam cię Henryk i wiem, że lubisz oszukiwać, więc będziemy losować nasze pary — dokończyła ignorując sprzeciw starszego brata.

Najpierw popatrzyła błagalnym wzrokiem na chłopaka, z którym niespełna pięć minut temu prowadziła burzliwą rozmowę, a następnie uśmiechniętego rówieśnika.

— Myślę, że to dobry pomysł — uznał niepewnie Jasper sądząc, że może odrobinę zapunktować tym u młodszej przyjaciółki, która da mu spokój przez najbliższy czas.

— Ja też tak myślę — wtrącił Billy, chcąc wesprzeć swoją dziewczynę.

Charlotte zmarszczyła brwi i ze skupieniem wpatrywała się w młodą blondynkę, która ewidentnie miała niecny plan, gdyż jej chytry uśmiech można było dostrzec gołym okiem. Lekko zaniepokoiło ją to, ale przez ostatnią intensywność zdarzeń, nie miała nawet ochoty wtrącać się w różne spiski.

— Cudownie! Ciągniemy za słomki moi drodzy! — oznajmiła z podekscytowaniem, biegnąc do kuchni po wspomnianą rzecz.

Nie miała stuprocentowej pewności, że jej na szybko wymyślony plan się uda, ale chciała spróbować. Zależało jej tylko i wyłącznie na tym, aby Henryk i Camille nie byli razem w parze. Chociaż dla dziewczyny wystarczało nawet to, że para będzie siedziała z dala od siebie, dzięki czemu nie będą ukazywać sobie bliskości, sprawiając tym samym przykrość siedzącej obok brunetce.

— Na jakiej zasadzie ciągniemy? — zainteresowała Cami widząc trzy kolorowe słomki w różnych wielkościach.

— Najdłuższa słomka to Henryk, średnia to Billy, a najkrótsza to Jasper. My jako dziewczyny ciągniemy — podeszła do blondynki i wyciągnęła w jej stronę końce słomek. — Ty pierwsza — oznajmiła ostro, wypalając zniecierpliwione spojrzenie w zaróżowionych policzkach.

Camille zlustrowała wzrokiem wszystkie trzy rurki, po czym niepewnie sięgnęła po ostatnią z lewej, która liczyła, że okaże się być najdłuższą. Zawiodła się, gdy wyciągnięta przez nią słomka nie była najdłuższa, a najprawdopodobniej średnia.

Całkowicie przeciwną reakcję ukazała Piper, która po dostrzeżeniu krótkiego odłamka plastiku wydała głośny okrzyk szczęścia.

— Co ty kombinujesz, Piper? — zapytała cicho brunetka, gdy nastała jej kolei na ciągnięcie.

— Ja? — uśmiechnęła się niewinnie. — Ja nic nie kombinuje, a teraz losuj.

Page westchnęła, wykonując rozkaz młodej Hart. Zdaje się, że każdy w pomieszczeniu wyczekiwał momentu, gdy Char pociągnie za wybraną przed sekundą słomkę.

— Mam najdłuższą — oznajmiła posyłając krótkie spojrzenie siedzącemu obok blondynowi.

— Cudownie! — zaklaskała trzynastolatka. — Czyli ja jestem z Jasperem, Camille z Billy'm, a Henryk z Charlotte. Wybierajcie kolory.

Po krótkim przyszykowaniu gry i odpowiednim zasiedzeniu, nastolatkowie rozpoczęli zaciętą rywalizację w grze w chińczyka. W momencie rozpoczęcia rozgrywki Piper mogła z dumą uznać, że plan pnie się ku znakomitości nawet teraz, gdy jej rola się skończyła. Wszystko zależało od Henry'ego i Char.

— Teraz ja rzucam! — wrzasnęła zbulwersowana Charlotte w połowie gry, widząc jak Hart ujmuje w dłoń kostkę.

— Ja mam większe szczęście — uznał z cwaniackim uśmiechem.

Dziewczyna zmrużyła oczy oskarżycielsko szykując w głowie odpowiednią ripostę, ale ostatecznie zamilkła dojąc blondynowi okazję, aby to udowodnić.

Ze skupieniem obserwowała jak Henry trafia trójkę zamiast szóstki, której tak bardzo potrzebowali. Prychnęła krótkie "większe szczęście?" i poprawiła z elegancją włosy wiedząc, że Hart zerka na nią przepraszająco. Następna w kolejce była Piper, wraz z Jasperem, którzy na nieszczęście drużyny czerwonej trafili piątkę, kłując tym samym pionek należący do Charlotte i Henryka.

— Nie zabijaj — poprosił roześmiany siedemnastolatek próbując wytrzymać morderczy wzrok Page.

Charlotte nie skomentowała jego prośby, tylko podniosła czerwony pionek i rzuciła w chłopaka trafiając prosto w czoło. Wszystkiemu przyglądała się wysoka blondynka, która dopiero teraz dostrzegła tą magię w relacji dwójki przyjaciół i szczerze pożałowała wtargnięcia w ich życie, które nie potrzebowało intruzów, którym okazała się być.

~♡~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top