~Chapter five~
~♡~
Niektóre rzeczy jesteśmy w stanie dostrzec tylko z upływem czasu. Najczęściej spotykamy się z tym po jej utracie, bądź silnej emocji przywołującej nas o zrozumienie.
Zdaje się, że Henry Hart poczuł wielką wdzięczność za posiadanie tak wspaniałych przyjaciół jakimi są jego współpracownicy i szef dopiero, gdy pewnego dnia wszedł do kryjówki z emanującym od niego przygnębieniem. Zanim wyszedł z tuby jakoś się trzymał, ale po zobaczeniu zmartwionej twarzy przyjaciółki, która od razu zauważyła, że coś nie gra, rozpłakał się jak małe dziecko. Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu poczuł się zraniony przez osobę, która nawiasem mówiąc nie zawitała w jego życiu na dłużej niż dwa tygodnie.
W momencie, gdy dwójka zranionych par oczu spotkała się, Henry nie umiał się już nawet poruczyć. Zastygł w miejscu ujawniając na wierzch swoje najgłębsze uczucia poprzez donośny płacz. Zmartwiona brunetka nie marnowała czasu i biegiem podeszła do przyjaciela, ujmując swoimi małymi dłońmi jego zaczerwienioną od płaczu twarz.
— Henryk, co się stało!? — krzyczała, jednak chłopak nawet nie drgnął. — No cholera! Odezwij się chłopie!
Reszta osób będących w kryjówce także zainteresowała się blondynem, ale dopiero wtedy, gdy roztrzęsiona Charlotte próbowała wyciągnąć od niego najważniejsze informacje.
— Henryk? — Ray niepewnie dotknął ramienia chłopaka, którego traktował jak młodszego brata.
Chłopak dopiero w tamtym momencie otrząsnął się z nagłego osłupienia. Zamrugał dwa razy opadając na swoje chude kolana. Dwójka przyjaciół stojących najbliżej niego zareagowała natychmiastowo, tak naprawdę nie wiedząc w jaki sposób mogą pomóc siedemnastolatkowi. Zwyczajnie uklękli obok niego próbując wypowiadać jak najłagodniejsze słowa w jego kierunku, aby nie pogorszyć sytuacji.
— Spójrz na mnie — poprosiła Page, klęcząc naprzeciw przyjaciela i nadal trzymając dłonie na jego policzkach. — Proszę cię, martwimy się.
Słowa docierały do niego z niewyraźnym echem. Choćby chciał, to nie umiał powrócić do normalnego funkcjonowania. Odpłynął, tak naprawdę nie wiedząc czemu. Oczywiście czuł ogromny ból w środku, ale wcześniej potrafił go opanować. Dopóki nie zobaczył równie zranionych oczu, umiał się opanować.
Z mijającymi minutami przyjaciele czuli się coraz bardziej bezradni. Postanowili odczekać czas załamania i morza łez wylewanego przez samego Henryka Hart'a, bo innego pomysłu zwyczajnie nie mieli. Jednak Charlotte nie chciała się poddać. Wiedziała, że sam sobie na poradzi i musiała mu pomóc odzyskać utraconą świadomość.
Posiadała milion myśli na sekundę, ale tylko jedna pozostała z nią na dłużej. Po krótkim przemyśleniu za i przeciw zamachnęła się i złożyła soczystego plaskacza na i tak zaczerwienionym policzku chłopaka.
— Co ty robisz?! — oburzył się Jasper równie zmartwiony co reszta. — Chcesz go zabić?!
Może dziewczyna jest chuda i z pozoru niewinna, ale mocno uderzyć to umiała. Henryk natychmiast przestał dusić się głośno płaczem i zszokowany dotknął obolałego policzka. Pomogła mu dość agresywnie, ale najważniejsze, że pomogła.
— Char? — było to pierwsze słowo, które wypowiedział.
Brunetka wypuściła z ulgą powietrze i gwałtownie wtuliła się w klatkę piersiową chłopaka, nadal pozostawiając na zimnej podłodze.
— Jak się czujesz? — zapytał Ray, który nie miał w zwyczaju martwić się o kogokolwiek nie będącym nim samym.
— Lepiej — zapewnił normując oddech.
Powoli dochodziły do niego wszystkie myśli, które przez pewien czas stworzyły nietypową blokadę w jego mózgu, nie pozwalając zareagować na wszelkie bodźce. Dobrze wiedział, że musiał się wytłumaczyć ze swojego nagłego ataku, ale prawdą było to, że nie miał pojęcia od czego zacząć i co w ogóle ma powiedzieć. Dla niego to również była nowość, a tak się składa, że ludzie nienawidzą nowości i zwyczajnie się ich boją.
— Chcesz to wyjaśnić? — zapytała niepewnie Page, gdy Jasper wraz ze Schwozem pomagali im pozbierać się z podłogi. — Chyba, że nie jesteś gotowy to zawsze możemy poczekać — Manchester rzucił jej palące spojrzenie dając do zrozumienia, że nie umie zapanować nad swoją nadpobudliwą ciekawością.
— Nie, ale po prostu — uciął i głośno przełknął ślinę. — Cami mnie chyba rzuciła.
Mówiąc to nie mógł spojrzeć w oczy tylko jednej osobie, którą była Charlotte. Tuż przed samym oznajmieniem definitywnego końca dostał dość długą rozprawkę na temat rzeczy, które zdawał się nie zauważać swoim "męskim okiem". Okropnie namieszało mu to w głowie i potrzebował porozmawiać z kimś o tych samych poglądach co on, bo na dzień dzisiejszy miał dość tego przeciwnego.
— Chyba? — szatyn zwrócił uwagę na słowo, które nie pozwalało na stuprocentowo odpowiednie zinterpretowanie zdania.
— W sumie to nie — przetarł ze zdenerwowaniem blond włosy, nawet nie przejmując się ich potarganiem. — Na końcu powiedziała, uwaga cytuję "Proszę odpuść sobie i więcej nie próbuj się do mnie zbliżać, bo nam życie zmarnujesz".
— Ostro — skomentował Ray. — Potrzebujesz czegoś? Na przykład jedzenia? Imprezy? Gier? Rozmowy? Nowej dziewczyny? Polatania B-kopterem? Pieska?
— O! Ja chcę pieska! — wtrącił Schwoz, ale wycofał się po zrozumienia, że każdy z obecnych wypala w jego głowie dziurę. — To ja może pójdę zrobić zapasy jedzenia, bo moja siostra jutro przyjeżdża i bidulka musi coś jeść — spanikował, ulatniając się jak najszybciej z pomieszczenia.
W kryjówce pozostał już tylko dorosły mężczyzna, wraz z trójką swoich nastoletnich pracowników i nieprzyjemną ciszą. Z różnych przyczyn bywało różnie, ale cisza była naprawdę rzadkim momentem następującym w ich towarzystwie. Nikt nie chciał zaczynać rozmowy, ale jednocześnie każdy chciał coś powiedzieć, bądź o coś zapytać. Było zwyczajnie niezręcznie.
— Dziękuję wam bardzo za wszystko, ale nic nie potrzebuję — skłamał. — Może po prostu wróćmy do pracy i postarajmy się zapomnieć o tej całej sytuacji?
— Ale Henryk, nie możesz...
— Mogę na chwilę gdzieś wyskoczyć? — zapytała odrobinę chaotycznie Charlotte, ściskając w dłoni swój telefon. — To jest naprawdę ważne, a nie zajmie długo — posłała błagalne spojrzenie swojemu szefowi wiedząc, że jeśli nie puści jej po dobroci to pójdzie sama lub użyje dobrze okiełznanego szantażu emocjonalnego.
Czuła się źle z tym, że jest zmuszona opuścić Henryka, który na pewno potrzebował teraz towarzystwa przyjaciół, ale esemes, który dostała był związany najprawdopodobniej z nim i pragnęła to jak najszybciej wyjaśnić. Mimo, że jest możliwość stanięcia pomiędzy młotem, a kowadłem to i tak nie zastanawiała się nad odpowiedzią propozycji spotkania. Zwyczajnie czuła, że może pomóc to wszystko naprawić i tym samym sprowadzić ponowny uśmiech na twarzy najlepszego przyjaciela.
A jego szczęście było dla niej najważniejsze.
— Ugh — jęknął mężczyzna. — No to idź.
Dziewczyna skinęła z wdzięcznością głową i po raz ostatni spojrzała znacząco na siedzącego na kanapie chłopaka, aby mieć pewność czy nie ma nic przeciwko jej nagłemu wyjściu. Henryk posłał jej delikatny uśmiech, który był lepszy niż jakiekolwiek inne zapewnienie. Mimo, że opuszczenie kryjówki przez Charlotte było mu na rękę, ponieważ mógł na spokojnie porozmawiać z Ray'em i Jasperem, ale jednak czuł się dobrze w towarzystwie brunetki i jakaś część jego pragnęła jej wsparcia, które okazywała mu samą obecnością.
— Muszę z wami pilnie o czymś porozmawiać — oznajmił blondyn, gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk tuby.
— Mówiłeś, że nic nie potrzebujesz — przypomniał Manchester, wracając do swojego poprzedniego zajęcia jakim było oddzielenie kolorami jego ulubionych cukierków.
— Bo Charlotte tu była, a nie chciałem, aby to usłyszała — wyjaśnił i głośno westchnął, próbując wytrzymać natarczywy wzrok dwójki przyjaciół. — Po prostu rozmawiałem dzisiaj z Camille i okej dostałem kosza, ale to co powiedziała nie daje mi spokoju.
Jasper stojący obok kanapy założył ręce na piersi i powoli układał wszystkie nabyte informacje. Od czasu usłyszenia o zerwaniu jego przyjaciela z dziewczyną, która także mu się podobała poczuł swego rodzaju rodzaju wyrzuty sumienia. Pierwszą myślą było to, że Piper stworzyła, a następnie wykonała swój niecny plan, który mógł powstrzymać wiedząc, że dziewczynie zależy na zerwaniu tej dwójki, a jednak nic nie zrobił. Nawet nie podzielił się z najlepszym kumplem swoją rozmową z jego młodszą siostrą, która w tej chwili wydawał się być naprawdę istotna.
Bał się, że to właśnie przez jego bezczynność Henryk zakończył swój krótki związek.
— Co dokładnie powiedziała? — dopytywał szatyn ze drżącym głosem.
— Może zacznę od początku — spiął się. — W sumie to od paru dni zachowywała się dziwnie i podejrzewałem, że coś się stało, ale trochę głupio wypytywać, gdy za każdy razem odpowiadała, że wszystko u niej dobrze. Akurat dzisiaj poprosiła mnie o spotkanie. Nawet nie wiecie jak bardzo się stresowałem — przerwał czując narastającą gulę w gardle.
— Przejdź do konkretów Hen — zachęcił Ray nadzwyczaj spokojnym głosem. — Po prostu powiedz co powiedziała i czemu aż tak bardzo cię to dotknęło.
Starszy z rodzeństwa Hart po raz kolejny dzisiaj głośno westchnął i skierował spojrzenie pełne nie wypływających łez na swojego mentora.
— Sęk w tym, że nie załamałem się, bo rzuciła mnie osoba, którą kochałem — zaczął z zachrypniętym głosem. — Załamałem się, bo uświadomiłem sobie, że nie wiedziałem kogo kochałem.
W tym samym czasie siedemnastolatka szybkim chodem pędziła do centrum pod jeden z charakterystycznych budynków, gdzie miała spotkać się z wcześniej umówioną dziewczyną. Skłamałaby gdyby powiedziała, że się nie stresowała, bo stresowała się okropnie, a skutkiem tego był uciążliwy i nieustępujący ból w okolicach podbrzusza. Mogła oszczędzić sobie stresu i zwyczajnie odmówić propozycji nagłego spotkania, ale wtedy nic by nie zdziałała i nawet nie spróbowałaby pomóc przyjacielowi, którego tak bardzo kochała.
W końcu jego szczęście jest dla niej najważniejsze.
— Jestem naprawdę wdzięczna, że zgodziłaś się ze mną spotkać — blondynka posłała ciepły uśmiech przyjaciółce swojego byłego chłopaka.
— Nie na co dzień mam okazję spotkać się z dziewczyną, która godzinę temu złamała serce mojemu najlepszemu przyjacielowi — odparła zbyt oschle i zagryzła język żałując opryskliwości. Takim sposobem niczego nie załatwi. — Jak się z tym czujesz, Cami?
— A więc wiesz — westchnęła mrużąc lekko oczy. — Mówił ci co było powodem naszego zerwania? — zignorowała wcześniejsze pytanie.
Charlotte założyła ręce na piersi i niechętnie pokręciła głową. Teraz sobie uświadomiła, że nie tylko chęć pomocy Henrykowi zmusiła ją do przyjścia tutaj, a także ciekawość.
— Nie chciał nic nam mówić — wyjaśniła.
— Nam? A nie tobie?
— Lepiej powiedz po co chciałaś ze mną rozmawiać — brunetka nie wytrzymała całego napięcia.
— Proszę cię, nie patrz na mnie jak na wroga — zaczęła. — Może i nie zawsze grzeszę mądrością, ale umiem zauważyć, gdy mój chłopak jest po uszy zakochany w innej mimo, że sam nie umiał tego dostrzec. I raczej ze wzajemnością — dodała widząc pływające iskierki w ciemnych oczach Page.
— O czym ty mówisz? — dopytywała nie rozumiejąc.
Słowa Camille wędrowały głośno po umyśle młodej geniuszki. Zrozumiała przekaz i wiedziała, że chodzi o nią, ale nie mogła tego do końca pojąć. Z jednej strony poczuła, że ktoś odkrył jej najświętszą tajemnicę mimo, że już parę dni temu głośno ogłosiła Piper swoją kapitulację, ale z drugiej to część pierwsza była dla niej zwykłym absurdem.
Miała przed oczami każdą chwilę z jej życia spędzoną u boku Henryka Hart'a. Nie mógł jej kochać, bo ich relacja w żadnym stopniu nie ukazywała relacji zakochanych. Może ich przyjaźń nie była idealna, bo nic nie jej w życiu idealne, ale jednak miłość całkowicie zepsułaby wszystko.
— Pozwól, że otworzę oczy również tobie — dotknęła ramienia siedemnastolatki, ale dziewczyna z wyraźnym obrzydzeniem na twarzy, zepchnęła ją. — Ehh. Uświadomiłam to sobie, gdy graliśmy w chińczyka z resztą. Dziewczyno, on tak na ciebie patrzy! Z resztą ty na niego tak samo. Dogadujecie się bez słów, a znacie to jeszcze lepiej. Może on tego nie widzi, ale cały czas o tobie mówi i to same dobre rzeczy. Nawet nie wiesz za ile rzeczy jest ci wdzięczny — Charlotte rozchyliła usta ze zdziwienia. — On cię kocha, a ty kochasz jego — uznała. — Ja wam tylko przeszkadzałam swoją obecnością w jego życiu, więc postanowiłam się ulotnić. Nie zrozum mnie źle, bo Henryk jest serio wspaniały i zasługuje właśnie na tak wspaniałą dziewczynę jak ty, a związek mój i jego był krótki i zapewne mało trwały. Jesteśmy zbyt różni — założyła kaptur od bluzy na głowę. — O i nie daj się zwieść, bo jeśli coś mocno przeżywał to na pewno nie nasze zerwanie, a właśnie prawdę, którą powiedziałam również jemu. No, może jemu powiedziałam trochę więcej argumentów, ale wiesz jak to z chłopakami. Oni...
— Czekaj, czekaj. Zerwałaś z Henrykiem, aby zrobić mu w sercu miejsce dla mnie? — nie dowierzała.
— Oh, Charlotte — zaśmiała się krótko. — Od dawna jesteś w jego sercu i to właśnie miejsca w nim dla mnie nie było.
~♡~
I cyk, jesteśmy w połowie
#shortstory
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top