Rozdział XXVII

Wieczorem byłam wypompowana. Wrażenia ostatnich dni i ciężki trening z Orifielem zrobiły swoje i nawet wiecznie obecne napięcie nie przeszkodziło mi w zasypianiu. Książe jednak, najwyraźniej nie miał zamiaru dać mi się wyspać. Obudziłam się w lesie, który wyglądał jeszcze bardziej groteskowo niż zwykle. Domyśliłam się więc, że tym razem jestem znacznie głębiej w Międzyświecie niż poprzednio. W powietrzu roiło się od świetlików, ale tylko one oświetlały ciemne ścieżki, przez które po moich plecach pełzały nieprzyjemne dreszcze. Wysiliłam się i pokonałam instynkt, mówiący mi, że muszę uciekać, gdy zobaczyłam go stojącego na rozdrożu. Patrzył na mnie cierpliwie, a jego ciemne ubranie ledwie odcinało się od mrocznego otoczenia. Za to jego porcelanowa skóra kontrastowała żywo ze wszystkim wokół. Powoli podeszłam do niego, a on bez słowa uśmiechnął się i złapał mnie mocno za ramiona. Poczułam, jak dojmujące zimno przechodzi przez całe moje ciało, skuwając moje żyły lodem. Potem przestałam widzieć, to było, jakby ciemność przykryła wszystko wokół. Dopiero po dłuższej, przerażającej chwili przez te bezwzględną ciemność zaczęło przebijać się wspomnienie.

Moje serce biło szybko, krople potu płynęły po mojej skórze, kiedy zachłysnęłam się  powietrzem. Patrzyłam tępo w sufit, próbując otrząsnąć się z resztek snu. Wydawało mi się, że dalej czuję zapach morza. Kiedy mój puls zaczął zwalniać, spojrzałam na zegarek na szafce nocnej. Piąta nad ranem. Wiedząc, że już nie zasnę, wygramoliłam się powoli z łóżka. Powłócząc nogami, zeszłam na dół, kierując się do kuchni. Powoli zaparzyłam kawę w ekspresie, w tym samym czasie analizowałam sen. Zazwyczaj nie śniłam o skrzydlatych chłopcach. Zaśmiałam się pod nosem, ale brzmiało to bardziej jak skrzek. Właśnie kończyłam kawę, kiedy usłyszałam ciche kroki mojej mamy na schodach. Musiała szykować się do pracy. Szpital, w którym pracowała, leżał w mieście nieopodal, a jej zmiana zaczynała się o siódmej. Uśmiechnęłam się słabo, gdy mnie zauważyła. Odwzajemniła uśmiech.

- Nie możesz spać? - zapytała, nalewając sobie kawy. Pokiwałam przecząco głową. Wiedziałam, że nie ma czasu na wysłuchiwanie o moich nocnych koszmarach. Obserwowałam w ciszy, jak przygotowywała sobie drugie śniadanie. Nie umiałam pozbyć się dziwnego niepokoju, pełzającego w moim wnętrzu. Włóczyłam się bez celu po domu, próbując uprzątnąć i tak czyste pomieszczenia. Kiedy wybiła siódma rano, stwierdziłam, że czas zmienić strategie. Sięgnęłam po telefon i bez namysłu zaczęłam pisać wiadomość.

"Znowu zostawiłeś swoją kurtkę. Szukasz pretekstu, żeby dalej mnie prześladować?" - Wysłałam wiadomość do Sama, uśmiechając się pod nosem. Może nie przepadałam za jego osobowością, ale moja uwaga przy nim stawała się niepodzielna. I stanowczo wolałam myśleć o nim, niż o innych rzeczach dręczących mój umysł. Po chwili chłopak odpisał.

"Cóż za poranny ptaszek. Coś nie pozwala ci zasnąć?" - Po odczytaniu wiadomości zesztywniałam, a niepokój powrócił. Nie było opcji, żeby chłopak wiedział, dlaczego nie śpię. Postarałam się otrząsnąć z nieprzyjemnych doznań.

"Smród twojej kurtki" - Odpisałam. Podejrzewałam, że nie odpuści zaczepki. Kiedy mój telefon nie odzywał się przez kwadrans, zdałam sobie jednak sprawę, że mogłam źle ocenić chłopaka. Zrobiło mi się nieco zimniej w środku. Poszłam wziąć gorący prysznic, starając się przegnać nadmiar emocji i przygotowałam się do dnia. O ósmej piłam już drugą kawę. Zostały trzy dni do początku roku szkolnego, więc postanowiłam, że skupię się tego dnia na skompletowaniu wszystkiego, czego mogłam potrzebować. Po krótkim zastanowieniu zadzwoniłam do Hexy. Po dwóch sygnałach połączenie odebrano.

- Halo? - Hexa brzmiała, jakbym dopiero wytargała ją z łóżka. Jej głos był markotny. Zaśmiałam się w duchu.

- Co dzisiaj robisz? - zapytałam przesadnie radośnie, drocząc się z nią. Miałam jednak nadzieje, że przyjaciółka nie ma planów. Usłyszałam przeciągły jęk, który wyrwał się z jej ust.

- Masz na myśli, jak już się dobudzę o jakiejś mniej nieludzkiej porze? - Zawsze z rana była humorzasta. Ponownie się zaśmiałam, tym razem na głos, kręcąc głową.

- Hexa, już po ósmej, to jest ludzka pora. - Zanim zdążyła mi przerwać, dodałam - wiesz, zostały nam ostatnie trzy dni wakacji. Może kupiłybyśmy chociaż zeszyty? - Czułam się jak jej matka, przypominająca o oczywistych oczywistościach. Niemal poczułam, jak wywraca oczami, gdy odpowiedziała:

- Mogłabyś być odpowiedzialna jakoś po jedenastej? - Słysząc te retoryczne pytanie, parsknęłam. Wiedziałam, że niezależnie od pory Hexa po prostu nie lubiła robić "odpowiedzialnych" rzeczy.

- Spotkajmy się w centrum za godzinę - odparłam i rozłączyłam się. Wiedziałam, że mnie nie wystawi.

***

Stojąc pod lipą, znajdującą się pośrodku "centrum" - w Lakeland centrum było niczym innym jak placem, wokół którego znajdowało się parę sklepów, a po środku którego leżała "strefa rekreacyjna", czyli parę ławek skrytych między drzewami - wypatrywałam Hexy na horyzoncie. Dziewczyna miała nieznośny nawyk spóźniania się. Kiedy wreszcie wyłoniła się zza jednego z budynków, omal nie podskoczyłam. Miała towarzystwo. Jake'a. Wywróciłam oczami. 

"A więc nici z babskiego popołudnia" - pomyślałam. 

Zobaczenie jej w towarzystwie chłopaka, przypomniało mi boleśnie o moim bardzo nieprzyjemnym rozstaniu z Benjim. Skrzywiłam się na samą myśl i odtrąciłam rozważania o moim ex w momencie, w którym przyjaciółka wraz z towarzyszem zjawiła się obok. Posłałam w jej stronę wymuszony uśmiech, a gdy nie patrzyła, skrzywiłam się w kierunku Jake'a. W dalszym ciągu byłam pewna, że doprawił nasze drinki. Nigdy nie piłam dużo, tknęłam alkohol zaledwie parę razy w życiu, jednak nigdy nie urwał mi się film. A nie był to pierwszy raz, gdy wypiłam niecałe trzy drinki. Nieufnie przywitałam się z chłopakiem, który wziął mnie w ramiona. Uśmiechnął się do mnie szeroko, odsłaniając idealnie białe zęby (szczęściarz), nie zważywszy na moją mimikę. Wyglądał przyjemnie, ze swoją delikatnie opaloną skórą, stalowo-szarymi oczyma i blond kucykiem. Więc dlaczego wydawał mi się tak podejrzany? Starałam się otrząsnąć z tego niepokojącego wrażenia i odwróciłam się w kierunku przyjaciółki.

- Hej - burknęłam do niej. Posłała mi przepraszający uśmiech.

- Chciałam ci powiedzieć, że Jake jest dzisiaj ze mną, ale rozłączyłaś się, zanim doszłam do słowa - zaczęła się tłumaczyć. Chłopak zaśmiał się głośno i popatrzył na mnie z błyskiem w oku.

- To chyba nie problem? - zapytał. 

"Oczywiście, że to problem, wielki problem" - pomyślałam, jednak kiwnęłam przecząco głową. Westchnęłam w duchu. Powoli szliśmy ramię w ramię przez rynek, gdy Hexa zagaiła, przerywając ciszę:

- Nie mogę się wręcz doczekać powrotu do starego Wrexler - mówiąc to, wywróciła oczami, podkreślając sarkastyczny ton. Uśmiechnęłam się do niej porozumiewawczo. Jake niespodziewanie zamarł w pół kroku. Gdy nadgonił mały dystans, który wytworzył się między nami, zapytał na pozór spokojnie:

- Obie uczęszczacie do Wrexler? - Hexa posłała w jego stronę zdziwione spojrzenie. Sama nie rozumiałam, do czego zmierzał chłopak. Wydawał się nieco zbyt dojrzały na liceum. Widząc, że przyjaciółka nie kwapi się do odpowiedzi, odparłam:

- Tak, czeka nas właśnie ostatni rok. - Wzruszyłam ramionami. Jake wydawał się bardziej przejęty niż my. - Dlaczego pytasz? - zagaiłam, widząc w dalszym ciągu zdziwienie na twarzy chłopaka. Był wyraźnie spięty, choć starał się to ukryć. 

- Mój przyjaciel z dzieciństwa przeprowadził się w wakacje w te okolice i też będzie się tam uczył.

Po przeanalizowaniu jego słów poczułam nieprzyjemne mrowienie z tyłu szyi. To nie mogło być to, o czym myślałam. Odetchnęłam cicho i spytałam z nadzieją, że intuicja jednak mnie myli:

- Jak nazywa się ten przyjaciel? - Chłopak spojrzał na mnie porozumiewawczo i odpowiedział:

- Sam.

W tym momencie poczułam się, jakbym traciła grunt pod nogami. Hexa spojrzała na mnie z rozdziawionymi ustami, najwyraźniej myśląc o tym samym co ja. 

"To nie może być ten Sam" - powtarzałam sobie w myślach, wiedząc że szansa, że to nie on jest znikoma. Nikt nie przeprowadzał się w te okolice. To wiocha. A widziałam ostatnio tylko jednego nieznajomego w naszym wieku o tym imieniu. Hexa złapała mnie pod ramię i uśmiechnęła się. Najwyraźniej chciała poprawić mi nastrój. Rozmowa toczyła się dalej, ale nie uczestniczyłam w niej. Byłam zbyt rozkojarzona wdzierającymi się do mojej głowy obrazami - fantazjami o zielonych oczach i zmysłowych ustach. Nie mogłam zdzierżyć myśli o tym, że ten wredny chłopak miałby spędzać z nami dni w szkole. Był przystojny, wiedział jak flirtować, to prawda. Ale jego charakter był brzydki i nawet ja wiedziałam, że powinnam trzymać się od niego z daleka. Był dosłownie czerwoną flagą przewiązaną prezentową wstążką.

W końcu przebrnęliśmy przez rynek i dotarliśmy do uliczki zasłanej małymi sklepikami. Gdy weszliśmy we trójkę do sklepu papierniczego, mina Jake'a mówiła, że jest co najmniej znużony. Mnie to otoczenie szybko ożywiło. Świergotałam do Hexy, będąc w swoim żywiole na temat koloru wkładów do segregatora. Zawsze lubiłam estetykę i wybierałam ładne artykuły papiernicze. Kiedy moje notatki były ładne, szkoła była bardziej znośna. Nawet Hexa nieco się rozbudziła, buszując przez sklepowe półki. Po odwiedzeniu kilku sklepów razem z Hexą zdobyłyśmy wszystkie potrzebne przybory, więc postanowiliśmy we trójkę udać się na lody. Byłam wykończona i potrzebowałam cukru, nawet nie przeszkadzała mi już obecność Jake'a, który w trakcie dłuższej rozmowy okazał się być całkiem ciekawy i zabawny. Zaczynałam powoli rozumieć, co moja przyjaciółka w nim widzi. Po złożeniu zamówień usiedliśmy pod parasolami, przy tanich, plastikowych stołach obok lodziarni, którą znałam od wieków. Właściciel był bardzo stary, ale lody, które serwował, były lepsze niż te, które można było dostać w większości nowoczesnych lodziarni. Jak tylko dostałam swoje zamówienie, natychmiastowo zaczęłam pałaszować lody polane polewą karmelową. Hexa jak zwykle zamówiła ogromny deser lodowy - naprawdę nie wiem, jakim cudem ta dziewczyna miała taką figurę przy jej zamiłowaniu do słodkości - a Jake postawił na zwykłego rożka. 

Jedliśmy w ciszy, gdy nagle oczy Jake'a zaświeciły się z ekscytacji. Zastanawiałam się, co przełamało jego luzacką minę. Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem, gdy usłyszałam, że krzesło za nami przesuwa się. Nagle poczułam uderzenie zmysłowego zapachu. Nawet nie musiałam patrzeć do góry, aby wiedzieć, kto do nas dołączył. Gdy Sam dosiadł się do naszego stolika, wywróciłam bardzo powoli oczami, żeby mógł to zauważyć. 

"Zachowujesz się dziecinnie" - wyszeptał cichy głosik w mojej głowie. Zignorowałam to. Czasem nawet ja musiałam zachowywać się dziecinnie. Jake odchrząknął i posłał szeroki uśmiech w stronę Sama.

- Jak tylko usłyszałem, że będziecie w tej samej klasie, napisałem do Sama. Myślę, że powinien poznać znajomych przed rokiem szkolnym. - Mrugnął w moim kierunku bez cienia skrępowania. Zaczerwieniłam się. Najwyraźniej doskonale wiedział o tym, co zaszło na imprezie. A przynajmniej wiedział o części wydarzeń. Sam przerzucił ramię tak, że jedna z jego rąk znajdowała się za moimi plecami. Poczułam przyjemne ciepło. Ignorowanie chłopaka było trudne, więc po chwili obróciłam się w jego kierunku.

- Hej, jestem Rose. - Uśmiechnęłam się do niego, czekając na reakcję. Podniósł jedną brew, po czym wyciągnął drugą rękę w moją stronę w geście przywitania. Najwyraźniej zaakceptował moją grę.

- Jestem Sam. - Gdy uścisnął moją dłoń, skóra na moim przedramieniu zaczęła mrowić. Patrzył mi prosto w oczy. Zanim zgłupiałam, odwróciłam wzrok i odburknęłam:

- Miło cię poznać.

Hexa obserwowała Sama jak starszy, nadopiekuńczy brat. Było to zarówno zabawne, jak i niepokojące.

- Jestem Hexa. - Wyciągnęła przez stół dłoń w jego stronę. Sam uśmiechnął się półgębkiem, zanim ją ujął. Hexa uścisnęła go bardzo, bardzo mocno, oceniając po widoczności małych ścięgien na jej nadgarstku. Cały czas patrząc w jego oczy, dodała: 

- Miło cię wreszcie poznać, Sam.

Napięcie w powietrzu stało się namacalne. Hexa nie ufała Samowi - nie winiłam jej, nie miała powodu, aby mu ufać - tak jak zresztą ja, ale musiałam przyznać, że jej zachowanie było nietypowe. Zazwyczaj próbowała wepchnąć mnie w ramiona każdego przystojniaka. Podejrzewałam, że ostatnia sytuacja z Benjim nieco ostudziła jej zapał. Sam udawał, że nie zauważył przesadnie mocnego uścisku i jak gdyby nigdy nic, zaczął rozmawiać z drugim chłopakiem. Hexa w tym czasie przyglądała mi się badawczo. Uśmiechnęłam się do niej przelotnie, mając nadzieje, że to pomoże jej się rozluźnić. Po chwili Sam zamówił lody pistacjowe. Kiedy kelnerka przyniosła je do naszego stolika, zdjął rękę z mojego oparcia, mimochodem pocierając palcami o moje plecy. Momentalnie zesztywniałam. Przez cały czas rozmawiał z Hexą i drugim chłopakiem, pewnie nawet nie zauważając tego przelotnego kontaktu. 

"Najprawdopodobniej robi to odruchowo, rozluźnij się" - zbeształam się w myślach. 

Kiedy na powrót zdołałam skupić się na rozmowie, chłopcy zaczęli rozmawiać o maratonie filmowym, który miał odbyć się w mieście obok. Horrory. Zadrżałam na samą myśl, a Sam spojrzał na mnie z wyraźnym zaciekawieniem.

- Boisz się strasznych filmów? - Nabijał się ze mnie, smukłe palce przesunęły się po stoliku, zahaczając o moje przedramię. Zaczął leniwie przesuwać nimi wzdłuż mojej ręki. Uśmiechnęłam się krzywo.

- Co w tym złego? - zapytałam, wzruszając ramionami. Nie każdy musiał lubić horrory. Wolałam romanse i komedie. Chłopak uśmiechnął się, patrząc mi głęboko w oczy.

- Przecież i tak nie możesz spać, równie dobrze możemy się rozerwać - powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zarumieniłam się. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Hexa wyrwała mnie spod uroku jego spojrzenia.

- Jak to nie możesz spać? O czym on mówi Rose? - Jej pytanie brzmiało jak oskarżenie. Świetnie. Przez niego Hexa myślała, że mam przed nią sekrety.

- Mam koszmary. Możemy o tym pogadać potem - powiedziałam, mając nadzieje, że zrozumie, że to prywatne. Poczułam, jak palce Sama gubią rytm i zatrzymują się na moim nadgarstku.

- Jakie koszmary? - zapytał, przenosząc jedną z dłoni na mój policzek. Gładził go powoli palcami, czekając, aż odpowiem. Powietrze uciekło mi z płuc, a umysł spowiła ciepła, miła mgła.

- Ja... - Już miałam zacząć opowiadać mu o wszystkim, gdy ciepła dłoń oderwała się od mojego policzka. Mimochodem spojrzałam w bok. Hexa trzymała nadgarstek chłopaka w drobnych dłoniach, jej twarz przybrała wojowniczy wyraz.

- Chyba jasno powiedziała, że nie chce rozmawiać o tym teraz - warknęła do chłopaka. Sam uśmiechnął się do niej pogodnie, poczułam, jak jego druga dłoń przesuwa się na moje kolano pod stołem i ściska je.

- Masz racje, przepraszam, jestem z natury ciekawski - powiedział niskim, przyjemnym tonem, patrząc Hexie w oczy. Z jej twarzy momentalnie znikła irytacja, zastąpiona przez rumieniec. 

"Co do cholery?" - pomyślałam, obserwując, jak Hexa wycofuje się i siada znowu obok Jake'a, który piorunował Sama wzrokiem. 

Gdy spojrzałam na Sama, jego spojrzenie było intensywne, wyrażające coś, czego nie potrafię nazwać. Jego dłoń dalej znajdowała się na moim udzie, a ja naprawdę potrzebowałam czegoś do picia. Spuściłam wzrok, gdy chłopak nachylił się ku mnie. Jego ciepły oddech owiał mój policzek, gdy wyszeptał:

- Porozmawiamy o tym później. - Moje oczy otworzyły się szerzej, ale powstrzymałam się od patrzenia na niego. Kto wiedział, jaką miał minę, a nie chciałam ryzykować, że znowu uwięzi mnie tym swoim spojrzeniem. 

"Co jest z nim do cholery nie tak?" - zastanawiałam się. Nie rozumiałam tego, jak na niego reagowałam. Czemu do diabła chciałam nagle od tak wszystko mu wyśpiewać? Nie umiałam znaleźć odpowiedzi na te pytania, ale postanowiłam, że postaram się być przy nim bardziej czujna. 

Reszta spotkania minęła stosunkowo przyjemnie. Hexa i Jake ciągle się przekomarzali, ja z Samem zdawkowo włączaliśmy się do rozmowy. Trudno było mi myśleć, gdy ciągle mnie dotykał - raz jego ręka była na moich plecach, innym razem gładziła mnie po udzie. Chłopak był strasznie dotykalski, ale nie w straszny sposób jak niektórzy chłopcy. Jego dotyk był mniej natarczywy, bardzo pewny i nie budził we mnie instynktu, aby go odepchnąć. Gdy żegnaliśmy się, zauważyłam dziwny, metaliczny blask w źrenicy Jake'a, co zmusiło mnie do zamrugania dwukrotnie. Gdy otworzyłam oczy po raz drugi, błysku już nie było, a chłopak uśmiechał się zdezorientowany.

- Mam coś na twarzy? - zapytał. Potrząsnęłam głową i przytuliłam go na pożegnanie. 

"Muszę przestać świrować".

*

Gdy zbierałam się na autobus, usłyszałam kroki. Odwróciłam się - to Sam truchtał za mną.

- Odwiozę cię - zaproponował. Wywróciłam oczami i westchnęłam w myślach, bo domyślałam się, że była to jedna z "propozycji nie do odrzucenia". Gdy milczałam, chłopak dodał:

- Chyba powoli tworzymy sobie własną tradycję. - Silił się na uprzejmość. Mocno kontrastowało to z zachowaniem tego wieczoru, gdy go poznałam, co trochę mnie zmiękczyło. Chłopak się starał, no i wyglądał bardzo kusząco, więc postanowiłam faktycznie dołączyć do niego w drodze do domu. Byłam też dalej ciekawa tego, w jaki sposób sprawiał, że gubiłam przy nim zdrowy rozsądek. Podprowadził mnie do samochodu, który wyglądał na nowy. Był czarny, typowo sportowy, o opływowym kształcie. W środku znajdowały się czarne, skórzane fotele. Rodzice tego chłopaka musieli być dziani. Nie skomentowałam samochodu wsiadając, żeby nie wyjść na wścibską. Sama nie mogłam doczekać się, aż wyrobie prawo jazdy. 

- Dlaczego mi nie odpisałeś? - wypaliłam, gdy już usiedliśmy. Natychmiastowo pożałowałam pytania, wiedząc, jak żałośnie zabrzmiałam. Poczułam się jak dziecko. Sam uśmiechnął się protekcjonalnie.

- Nie wiedziałem, że obejdzie cię, gdy tego nie zrobię. - Lustrował mnie wzrokiem, a powietrze stało się cięższe. Miałam ochotę dać sobie w twarz. Czemu rozmawianie z nim było takie trudne? Zazwyczaj miałam dobre maniery. Starałam się wbić wzrok w podłogę, gdy poczułam, jak ujmuje mnie za brodę. Skierował moją twarz ku sobie, jednak nie odpuszczałam. Dalej patrzyłam w dół.

- Popatrz na mnie - powiedział miękkim głosem. Zmusiłam się do spojrzenia w górę. Skupiłam się na jego ustach, które chociaż były bardzo zmysłowe, nie dezorientowały mnie tak jak jego oczy. Zobaczyłam na nich półuśmiech.

- Cieszę się, że cię to obchodzi - odparł, zbliżając się powoli. Poczułam nagłą słabość w nogach wiedziałam, że gdyby nie fakt, że siedzę, to straciłabym równowagę. Głos ugrzązł mi w gardle, gdy pochylił się ku mnie tak blisko, że nasze usta dzieliły milimetry.

- Spójrz mi w oczy - nalegał, głaszcząc mnie po policzku. Bezwiednie mój wzrok przesunął się wyżej, gdzie patrzyły na mnie te niesamowicie zielone tęczówki. Zrobiło mi się cieplej, wszystkie mięśnie ogarnęło błogie rozluźnienie.

- Dlaczego to robisz? - zapytałam. Wyraz jego oczu zmienił się, wyglądały niewinnie. Zabawne jak wiele potrafią wyrazić oczy.

- O czym mówisz? - zapytał w odpowiedzi, jego głos zachrypł, co wywołało mój uśmiech. Najwyraźniej nie tylko ja reagowałam na niego.

- Zawsze jak tak na mnie patrzysz, to czuje się jak pijana - powiedziałam powoli, starając się skupić. Wiedziałam, że brzmię niedorzecznie, ale mało mnie to obchodziło. Zaśmiał się cicho, nie odpowiedział na moje pytanie. Ten dźwięk obudził motyle w moim brzuchu.

- Nie powinniśmy już ruszać? - zagaiłam cicho, gdy cisza się przedłużała.

- Chciałem najpierw z tobą o czymś porozmawiać - powiedział spokojnie.

- Wiesz, że możesz mi zaufać, prawda? - zapytał, jego ręka zsunęła się z policzka i wędrowała powoli w dół szyi i po obojczyku. Westchnęłam z przyjemności.

- Nie znam cię - odparłam szczerze - dlaczego miałabym ci ufać? - zapytałam. Oczy chłopaka wydawały się ciemnieć. Teraz wpadały bardziej w ciemną zieleń przełamaną złotem wokół źrenic. Wyglądał na nieco zawiedzionego.

- Dlaczego nie możesz spać w nocy? - spytał. W mojej głowie znów szumiało, nie potrafiłam skupić się na niczym poza nim. To było przyjemne uczucie, jak połączenie paru drinków i wylegiwania się w słońcu.

- Miałam koszmar - powiedziałam, nie próbując nawet kłamać. Coś w jego spojrzeniu sprawiało, że reszta świata ginęła na horyzoncie. Nic mnie nie martwiło, nie bolało, nie pamiętałam, co tak bardzo raniło mnie w ostatnie dni.

- Opowiedz mi. - W jego głosie dało się słyszeć lekkie zniecierpliwienie, a tęczówki wydawały się jeszcze bardziej ciemnieć. Tylko te złote promienie naokoło źrenicy odcinały się od idealnej, ciemnej zieleni. 

- Byłam na plaży. I był tam przystojniak, jak z katalogów. Piękne, niebieskie oczy, czarne włosy i Boże, jego ciało. - Zaśmiałam się cicho na wspomnienie tego, jak anioł zawrócił mi w głowie. - Był piękny - podsumowałam rozmarzonym głosem, jednak mimo rozluźnienia poczułam napięcie w powietrzu.

- Co stało się dalej, Rose? - Sposób w jaki wymawiał moje imię, sprawiał, że ciepło rozkwitało w mojej klatce piersiowej. Jego głos był taki piękny. 

- Pokłóciłam się z nim, bo siedział mi w głowie - westchnęłam - A potem odleciał - dodałam lekko, jakby to nie była rzecz, która wytrąciła mnie z równowagi dziś rano. Poczułam, jak ręka znajdująca się na moim ramieniu, zaciska się nieznacznie.

- Powiedziałam coś nie tak? - zapytałam zaskoczona. Mimo mgły spowijającej mój umysł wiedziałam, że mój sen nie powinien go zdenerwować. Rysy twarzy chłopaka wygładziły się, gdy rozluźnił chwyt. Do mojego umysłu wkradała się powoli jasność, czułam, że ta sytuacja ma drugie dno. Była irytująca jak promienie słońca, przebijające się przez zasłony rano, kłujące mnie w oczy. Intuicja podpowiadała mi, że musze się jej trzymać. Zacisnęłam dłonie na udach i wbiłam w nie paznokcie, próbując otrząsnąć się z tego dziwnego otępienia, które powodował. Sam złapał mnie za nadgarstki delikatnie, lecz stanowczo.

- Zrobisz sobie krzywdę - wymruczał. Walczyłam dalej z mgłą, gdy on zaczął bezwiednie gładzić moje ciało. - Mówiłaś, że był przystojny - stwierdził.

- Bo był - powiedziałam podirytowana, chciałam uwolnić się z tego rozkojarzenia, odwrócić wzrok, jednak chłopak mi nie odpuszczał.

- Czy był bardziej przystojny niż ja? - zapytał wprost, a jego oczy zalśniły nieznaną mi zaborczością. 

Zbita z pantałyku po prostu potrząsnęłam głową. To pytanie, jego reakcja, były niedorzeczne, ale zanim zdążyłam to przeanalizować, chłopak przełamał dzielącą nas, nikłą odległość. Czułam, jak powietrze ulatuje mi z płuc, gdy Sam mnie pocałował. Gorąco rozlało się po całym ciele, ten pocałunek nie był niewinny. Był pełny pragnienia i głębokiej namiętności. Chłopak wkradał się do moich ust, przyciskając do siebie. Wszystkie myśli uleciały mi z głowy. Kiedy chłopak odsunął się, odskoczyłam jak najdalej. Wcisnęłam się plecami w drzwi samochodu i zacisnęłam mocno oczy, walcząc ze sobą, z pragnieniem, aby pocałować go, dotknąć, słuchać jego głosu. W pewnym momencie moja frustracja osiągnęła szczyt i uderzyłam pięścią w siedzenie. Odczuwając ból, promieniujący od mojej dłoni aż do przedramienia, otrzeźwiałam. Sam patrzył na mnie szeroko otwartymi oczyma.

- Zabierz mnie do domu - warknęłam, siląc się na stanowczość. 

Chłopak bez słowa odpalił silnik i ruszył w kierunku mojego domu. Droga ciągnęła się niemiłosiernie. Wpatrywałam się w szybę przed sobą, starając się dojść do siebie. Kiedy wjeżdżaliśmy na podjazd, siedzieliśmy w ciszy. Sam wydawał się podirytowany, ja byłam wściekła. Jak mógł tak wydziwiać, a potem jeszcze mnie całować? Kim on uważał, że jest? A może twierdził, że jestem typem dziewczyny, która całuje się z nieznajomymi? Nawet nie chciałam wiedzieć. Kiedy zaparkował, błyskawicznie rozpięłam pasy i sięgnęłam w kierunku klamki, ale chłopak złapał mnie za przedramię. Spojrzałam na niego, jego wyraz twarzy był daleki od zadowolenia.

- Co? - burknęłam, chcąc jak najszybciej zaszyć się w swoim pokoju.

- Nie rozumiem, dlaczego jesteś na mnie zła - powiedział, patrząc na mnie badawczo. Tym razem, patrząc mu w oczy, nie poczułam żadnego, dziwnego przyciągania. Uniosłam jedną brew, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Nie podoba mi się to, że mi tak mieszasz w głowie - odpowiedziałam po namyśle, badając jego reakcję. Chłopak delikatnie się skrzywił.

- Nie do końca rozumiem, co masz na myśli - powiedział, jednak coś w jego tonie głosu sprawiało, że wyczuwałam kłamstwo.

- Kłamiesz. Nie wiem, jak to robisz, ale nie zrobisz ze mnie wariatki. I na przyszłość, może nie całuj dziewczyny, którą ledwo znasz. - Wyrwałam się z jego uścisku i wyszłam na podjazd. Czułam się podirytowana na tyle, że miałam ochotę pokazać mu środkowy palec. Chłopak nie odjeżdżał, póki nie weszłam do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top