Rozdział XVIII
Przeciągnęłam się leniwie, umościłam się wygodniej w miękkiej pościeli. Przez półprzymknięte powieki do moich oczu docierał delikatny blask świec. Zapach cynamonu i gorącej czekolady pieścił zmysły, potem otuliły mnie ciepłe ramiona. Jego klatka piersiowa poruszała się rytmicznie, muskając moje nagie plecy. Uśmiechnęłam się i przewróciłam na bok. Rozchyliłam powieki. Spod wysokiego czoła poprzecinanego ciemnymi kosmykami włosów, wpatrywały się we mnie ciemnoniebieskie, roześmiane oczy. Moje serce przyspieszyło, gdy Orifiel wyciągnął dłoń i pogładził mnie po policzku. Wcześniejsza nuta cynamonu została zastąpiona zapachem morza i lasu. Usta mężczyzny wylądowały na moich. Anioł całował mnie łapczywie, wpijał się w moje wargi. Przemawiało przez niego pragnienie, któremu nie potrafiłam się oprzeć. Orifiel przyciągnął mnie do siebie, wyrwał gardłowy pomruk z mojego gardła. Wkradł się językiem do wnętrza moich ust. Smakował miętą i grzesznymi obietnicami. Powoli gładził moje plecy, raz po raz zahaczał palcami o talię. Skórę, którą dotykał, szybko pokryła gęsią skórką. Gdy odsunął się nieco ode mnie, westchnęłam. Anioł pochylił się i wyszeptał mi do ucha:
– Śpij. Musisz nabrać sił.
*
Obudziłam się zdyszana. Nie mogłam nawet odespać stresu. Kiedy anioły nie błąkały się po moich myślach w dzień, lęki docierały do mnie w nocy. Miałam kaca moralnego. Totalnie.
Czemu ten drań śni mi się po nocach?
Jeszcze tego brakowało. Zastanawiałam się, czy to wpływ stopniowo wracających wspomnień. Przeklinałam w duchu to, jak wymęczający musiał być ten proces.
Moja pościel pachniała czymś dziwnym. Ciężkim. Chciało mi się od tego dalej spać, ale nie miałam zamiaru znowu wpadać w objęcia Morfeusza. Zbyt bałam się tego, co mogłabym zobaczyć pod powiekami. Mimo wszystko nie wstałam z łóżka, póki nie dałam rady sobie wmówić, że ten sen był jedynie manifestacją moich najgorszych lęków.
Przecież nie czułam nic do Orifiela. Jasne, był ciasteczkiem, ale to tyle. Jego wpływ na mnie był widoczny tylko, kiedy przebywał obok. Ot tak, fizyczna atrakcyjność zmieszana z Anielskim Ogniem.
Nie zapominałam jednak o drugiej stronie anioła. Był też apodyktyczny, próbował mną manipulować, a nawet naginać moją wolę wpływem. Kiedy wreszcie przetłumaczyłam sobie, że byłam niewinna, że to był jedynie zły sen, powoli wywlekłam się z łóżka i przeciągnęłam. Wszystko, dosłownie wszystko mnie bolało i czułam się chora.
Mozolnym krokiem podeszłam do lustra. Zmierzyłam wzrokiem odbicie. Czułam się, jakbym patrzyła na nieznajomą. Niby nie zmieniło się nic ważnego w tym, jak wyglądałam. Przecież moje włosy dalej były bardzo jasne, a oczy niebieskie. Gdy skupiłam się na zmianach, zauważyłam tylko to, że cienie, które malowały się ostatnimi czasy pod oczami, nie były tak wyraźne jak tydzień wcześniej. Mimo tego nie umiałam rozpoznać siebie. Wiedziałam, że to nie mój wygląd się zmienił – tylko ja. Trudno było pogodzić moje nowe życie z ziejącymi dziurami w pamięci i coraz większą ilością pytań, formujących się w zmęczonym umyśle. To wszystko mieszało mi w głowie, napawało mnie lękiem.
Odetchnęłam głęboko jeszcze raz, potem związałam włosy w ciasny koński ogon. Starałam się skupić bardziej na obmyślaniu jakiegoś konkretnego planu działania, zamiast na użalaniu się nad sobą.
Byłam umówiona z Hexą. Miałyśmy się spotkać po południu w galerii. Musiałam się mentalnie przygotować na namawianie przyjaciółki do wizyty w dyskotece, w której pracował Jake. Gotka i demon wciąż byli skłóceni. Na dodatek impreza miała mieć miejsce w Halloween, czyli ulubione święto Hexy. To nie mogło być łatwe. Przecież Hexa dalej była wpieniona po tym, jak mężczyzna ją wystawił w ostatnim momencie. Szczerze wątpiłam, aby chciała spędzać swój ulubiony dzień w roku obok niego. Jednak musiałam spróbować.
W taki sposób spędziłam pierwszą część dnia, będąc kłębkiem nerwów. Krążyłam po domu niespokojnie, raz po raz napotykając marudnego kota. Kiedy światło słoneczne przybrało na sile i wybiła jedenasta, zdałam sobie sprawę, że nie dam rady usiedzieć w miejscu. Musiałam wyciszyć myśli, które huczały niemiłosiernie w głowie, przekrzykując jedna drugą. Potrzebowałam ruchu. Ubrałam jasne dresy, które leżały zapomniane na dnie szafy. Mój tata zawsze mówił, że bieganie oczyszcza głowę, a ja desperacko potrzebowałam posprzątać swój umysł.
Już stojąc w progu domu, zaczęłam wątpić w słuszność tej metody. Po przebiegnięciu paru przecznic, kiedy do bólu niewytrenowanych mięśni dołączyła kolka, doszłam do wniosku, że „oczyszczenie głowy" mogło być tak naprawdę skutkiem doświadczenia bliskiego śmierci. Zatrzymałam się przed skrajem lasu i zgięłam wpół. Oparłam dłonie o uda. Całe płuca mnie paliły, jakbym nawdychała się wybielacza. Łakomie łapałam powietrze.
Muszę popracować nad kondycją, gdyby gonił mnie demon, nie miałabym najmniejszych szans.
Moje serce stopniowo się uspokajało. Dalej stałam pochylona, czekając, aż będę na powrót gotowa do biegu. I może właśnie dlatego wyłapałam moment, w którym śpiew ptaków ucichł.
Do moich uszu dotarł inny dźwięk – o wiele bardziej melodyjny i kuszący. Początkowo był na tyle cichy, że zastanawiałam się, czy nie istniał tylko w mojej głowie. Melodia grana na pianinie zdawała się pozostawać niezauważona przez przechodniów, którzy mijali pobliskie drzewa, pogrążeni w rozmowach. Stopniowo stawała się głośniejsza, a ja obserwowałam otoczenie, zastanawiając się, jakim cudem inni nie zaciekawili się nią tak samo jak ja. Wyprostowałam się wołana przez muzykę i chwiejnie zrobiłam parę kroków przed siebie w kierunku jej źródła. Wiedziona instynktem, stanęłam na skraju lasu i przymknęłam oczy. Ten dźwięk przeszywał mnie na wskroś. Chyba nigdy nie słyszałam niczego piękniejszego. Przestałam zauważać cokolwiek poza nim. Nawet nie wiedziałam, kiedy ruszyłam przed siebie. Stawiłam kolejny krok do przodu, weszłam między drzewa. Mój umysł nagle jak błyskawica przeszył obraz dziwacznego nieznajomego w rękawiczkach. Ta milisekunda instynktu samozachowawczego, albo może po prostu szczęścia, pozwoliła mi na odzyskanie kontroli i trzeźwego myślenia.
To ta sama melodia co ostatnio. Czy to ten dziwak próbuje mnie do siebie zwabić?
Nie miałam zamiaru weryfikować prawdziwości tej teorii w praktyce. Wzięłam głębszy oddech i cofnęłam się o krok.
Jakim cholernym cudem prawie się na to nabrałam.? Czy Kapelusznik posługuje się muzyką w taki sposób, w jak anioły i demony używają wpływu?
Uczucie, jakiego doznałam chwilę wcześniej, różniło się od tego, które owładnęło mną, gdy Orifiel chciał na mnie wpłynąć. Jednak było w podobny sposób obezwładniające. Pokręciłam głową zrezygnowana, to wszystko komplikowało się coraz bardziej. Nie pozwoliłam sobie na dalsze przemyślenia. Krok za krokiem cofałam się od linii drzew. Nie zwracałam uwagi na to, jak dziwnie musiałam wyglądać dla przechodniów. Spacerowicze byli nieświadomi zagrożenia, czającego się w głębi lasu. Gdy nieco bardziej zaufałam sobie i oddaliłam się wystarczająco od linii drzew, zaczęłam biec, ile sił w nogach w kierunku domu. Muzyka goniła za mną jeszcze długi czas, tak jakby grała w mojej głowie.
*
– A co tak nagle sprawiło, że stałaś się fanką imprez? – Hexa uniosła brew i uśmiechnęła się półgębkiem. Spotkałam się z nią po tym, jak dałam radę wziąć prysznic i się uspokoić.
– To nie tak jak myślisz – wydukałam, domyślając się, co sugeruje. Czerwień oblała moje policzki, bo uśmiech mojej przyjaciółki mówił jedno: podejrzewała, że chodziło o chłopaka. Hexa zapewne myślała, że moja decyzja miała związek z Samem, a to mnie zawstydzało.
– Ehe. – Obdarzyła mnie kolejnym sugestywnym uśmiechem.
– Nie idę tam ze względu na Sama – syknęłam defensywnie, chociaż mimowolnie zastanowiłam się, czy to nie było po części kłamstwo. Naprawdę chciałam zobaczyć anioła, chociaż nie to było głównym celem wieczoru. Westchnęłam zrezygnowana i oparłam się o blat stołu. Przed Hexą leżało na wpół skończone dyniowe latte zalane toną polewy. Przyjaciółka zamieszała napój, w milczeniu obserwując mnie. Po chwili zrozumiałam, że czeka na pełniejsze wyjaśnienie, więc się odezwałam: – Orifiel chce, żebym tam poszła – wyjaśniłam krótko, nie bardzo wiedząc, jak przekazać jej resztę informacji.
– Czekaj, nie rozumiem, zabujany aniołek próbuje wypchnąć cię w ręce drugiego zakochanego, znienawidzonego przez siebie aniołka? Co mnie ominęło? – Hexa otworzyła oczy szerzej. Patrzyła na mnie, jakbym właśnie wyznała, że jestem kosmitką. Przeniosła swoją uwagę z napoju całkowicie na mnie. Zaśmiałam się nerwowo, starając się zabić rodzący się we mnie stres w zarodku i nachyliłam się bliżej niej.
– Po pierwsze, Orifiel nie jest we mnie zabujany. Jestem prawie w stu procentach pewna, że próbuje mnie po prostu omotać wokół palca. Według niego mam iść na przeszpiegi – powiedziałam, obniżając ton głosu. Po ostatniej przygodzie w centrum handlowym miałam paranoję. Nie wiedziałam, kiedy jakiś znajomy Sama mógł być w pobliżu.
Ile bym dała za jakąś mistyczną błyskotkę rodem z seriali, która dałaby mi znać o obecności demona. Albo anioła. Boże.
Rozglądałam się na boki i modliłam, żeby tylko nie dostrzec nieopodal ani jednej pary oczu o podejrzanym, metalicznym pobłysku.
– Masz szpiegować Sama? – zapytała z niedowierzaniem gotka.
– Nie do końca. Wiemy, że Sam nie robi niczego złego. Ale nie mamy pewności co do „jego ludzi" – wymówiłam ostatnie dwa słowa i palcami wygestykulowałam apostrofy. – Orifiel twierdzi, że demony używają wpływu na śmiertelnikach.
– W sumie... Może mieć rację. Cholera wie, co tam się dzieje – przyznała cicho. Moja przyjaciółka wyglądała na zmęczoną i aż ściskało mi się serce.
Czułam się źle, z tym że ją w to wszystko wciągnęłam. Mimo tego, jak wiele wsparcia mi dawała, czasem miałam ochotę cofnąć czas i nigdy nie powiedzieć jej prawdy o sobie i aniołach. To nie było fair, ukradłam jej normalność. Nie wiem, czy Hexa wyczuła mój nastrój, czy po prostu była lepsza w odpieraniu negatywnych emocji niż ja, ale po krótkiej chwili zmęczenie zniknęło z jej twarzy – na jego miejscu pojawił się typowy dla niej, tajemniczy uśmiech.
– W takim razie poimprezujemy – odparła lekko. Miałam ochotę ją uściskać, ale musiałam się upewnić, że wiedziała, w co się pakowała.
– Słuchaj, jesteś pewna, że chcesz brać w tym udział? Zrozumiem, jeśli nie. Wiem, że to dużo i mogę pójść tam sama, a Samowi sprzedać wymówkę o tym, jak dalej jesteś okrutnie zła na Jake 'a – wyjaśniłam łagodnie. Dziewczyna wywróciła ciemnymi oczyma i westchnęła.
– Nie będę kłamać. Sytuacja jest do dupy do kwadratu, albo nawet do sześcianu, ale nie zostawię cię z tym samej. Nie czuję się z tym okej, nie podoba mi się to, że ciasteczko, w którym się zakochałam, okazało się demonem, tak samo jak to, że nie raczył mnie o tym poinformować, ale nie jestem tak cienką przyjaciółką, żeby puścić cię tam całkowicie samą – wyjaśniła zabójczo poważnym tonem.
Przełknęłam gulę emocji, która uformowała się w moim gardle. Jej słowa wzruszyły mnie tak bardzo, że oczy zapiekły niebezpiecznie. Byłam bliska płaczu.
– Dziękuje. – Mój głos załamał się nawet przy tym pojedynczym słowie. Nie potrafiłam wyrazić tego, jak dużo znaczyło dla mnie to, co robiła. Dziewczyna mocno złapała moje ramie, nachylając się ponad małym, okrągłym stolikiem.
– Nie dziękuj. Jesteś moją przyjaciółką, na dobre, na złe, na zawsze. – Spojrzała mi w oczy, a ja opuściłam wzrok na stół, speszona. Zastanawiałam się, jakim cudem zasłużyłam na tak cudowną przyjaciółkę. Hexa nie pozwoliła mi jednak na tonięcie w myślach. Odchrząknęła, zwracając na siebie moją uwagę. Uśmiechała się kocio, ale nawet jej łobuzerska mina nie przygotowała mnie na to, co wyszło zaraz po tym z jej ust: – Nie bądź taka wdzięczna. Z tego co mi wiadomo, albo pokażesz się, ŁOWCO, w demonicznej imprezowni w stroju aniołka, albo musisz znaleźć nowy kostium, a po ostatnich wyprzedażach będziesz mieć najprawdopodobniej do wyboru Frankensteina i Hulka.
Moje policzki momentalnie zapłonęły żywym ogniem, gdy doszło do mnie, że miała rację. Byłam w kropce. Odruchowo uderzyłam ją w ramię, nie szczędząc siły.
– Ała! – Jej okrzyk brzmiał realnie.
– Symulantka – zażartowałam i wywróciłam oczami, chociaż wcześniejsze napięcie nie zniknęło. Dalej wciskało mnie w podłogę. Hexa miała racje. Byłam w tarapatach, ale nie tylko ze względów, o których myślała.
W tym stroju na pewno będę się wyróżniać, a lepiej by było, gdybym była całkowicie incognito, zważając na cel tej imprezy.
Dodałam do listy: ,,do zrobienia"; próbę znalezienia nowego przebrania, chociaż wiedziałam, że to będzie graniczyć z cudem. Potem odsunęłam ten temat od siebie, zanim stres mnie pochłonął. – Masz zamiar pogadać z Jakiem? – Zmieniłam temat. Zastanawiałam się, czy dziewczyna planowała wyjaśnić sytuację z demonem. Miałam dużą nadzieję, że nie. Jake wydawał mi się podejrzany od samego początku. Hexa w odpowiedzi uśmiechnęła się leniwie, podpierając policzek na dłoni w rozmarzonym geście.
– Jeżeli zasłuży... – stwierdziła prosto i upiła powoli łyk kawy.
– Czy on już wie..?
– Że wiem, że jest dosłownie, piekielnie gorący? Nie. Niech się domyśli – podsumowała i wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, jak możesz podchodzić do tego tak lekko – przyznałam. Hexa wydawała się niewzruszona, ale czułam, że to tylko fasada.
– Zawsze wiedziałam, że jest coś więcej – odparła tajemniczo. Coś w jej słowach sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy gdyby role się odwróciły, to byłabym tak samo dobrą przyjaciółką jak ona. Wiedziałam, że Hexa była specyficzna, ale nawet ona nie mogła podejść do tego całkowicie bezproblemowo, to nie trzymało się kupy.
– Dobra Pani jasnowidzko, ale poważnie, dajesz sobie radę? – Tym razem nie pozwoliłam jej się wywinąć.
– Nie jest idealnie i różowo. Mężczyzna, w którym się zakochałam, jest kłamcą i demonem i dowiedziałam się tego od ciebie. Nie mam pojęcia, co mam o tym myśleć i co powinnam z tym zrobić. Nie wiem, czy z nim zerwać, czy pogadać. Mam mętlik w głowie. Wiem, że się martwisz, ale serio nie chcę o tym rozmawiać. Potrzebuje czasu, żeby ustalić jakiś plan – powiedziała powoli i spokojnie. Jej słowa zdawały się wyćwiczone, jakby przygotowała się na moje pytania już wcześniej.
To jak zimno to zabrzmiało, zmroziło mnie. Miałam ochotę spytać o więcej, ale wyraz twarzy przyjaciółki dobitnie informował, że ona uważała temat za skończony. Taka właśnie była Hexa: wspierała innych, ale nie potrafiła pozwolić na to, aby ktoś oddał przysługę. Nie lubiła dzielić się emocjami i miałam ochotę ją za to zamordować. Z doświadczenia wiedziałam, że musiałam poczekać, aż sama zechce o tym porozmawiać. Westchnęłam mentalnie, zanim odnalazłam w sobie dojrzałą odpowiedź.
– Okej. Ale jestem tu dla ciebie, nie zapominaj o tym – przypomniałam jej. Dziewczyna skinęła głową i uśmiechnęła się nieznacznie. Nieco mnie to uspokoiło.
– To... Chcesz mi powiedzieć, czemu jesteś taka martwa? – zapytała niespodziewanie. Speszyłam się, nie byłam świadoma, że to aż tak widoczne. Jej dłonie były skrzyżowane pod brodą, kiedy wpatrywała się we mnie tymi oczami, które umiały wykryć najmniejsze kłamstwo.
– Nie mogę spać. Wydaje mi się, że wracają mi wspomnienia.
– I ty mówisz o jakieś głupiej imprezie! – Praktycznie pisnęła z wyrzutem. Wiedziałam, że miała racje, ale chciałam najpierw załatwić to, co najważniejsze. – Jakie wspomnienia? – dopytała.
– No więc... Śni mi się Orifiel – wydusiłam niechętnie.
– Rose... – zaczęła sugestywnym tonem, jedna z jej brwi poszybowała w górę, wraz z kącikiem ust. Przerwałam jej, zanim zdążyła pójść z tym dalej:
– Nie! Nie w taki sposób. W sensie. Cholera – zaklęłam pod nosem, a ona się roześmiała. Jeszcze chwilę burzyłam się na nieobliczalne zachowanie przyjaciółki, zanim zaczęłam mówić dalej: – Śniło mi się, jak spotykałam się z nim, jeszcze przed wypadkiem. Hexa, on był całkiem inny. – Rozejrzałam się wokół, upewniając się ponownie, że nikt w kawiarni nie wygląda podejrzanie demoniczne/anielsko i zniżyłam głos. – To jest pokręcone. On zachowywał się tak, jak byś sobie wyobrażała, że anioł by się zachowywał. A ja... – Skrzywiłam się na wspomnienie wstydu. Uczucie ożyło we mnie, gdy próbowałam się przemóc, aby powiedzieć Hexie prawdę.
– Hej. Nie będę cię oceniać. – Patrzyła mi prosto w oczy i czekała cierpliwie. Jej delikatny uśmiech był pokrzepiający.
– Spotkałam go prosto po zerwaniu z Benjim... jeszcze zanim spotkałam Sama. Spodobał mi się. Bardzo. – Słowa ledwie przeszły mi przez gardło. Hexa milczała, czekając, aż będę mówić dalej, więc wzięłam głębszy wdech i kontynuowałam: – Gdy on próbował wprowadzić mnie w to wszystko, ja się w nim zadurzyłam. On doskonale o tym wiedział, na początku wyglądało na to, że był skonsternowany. Ale potem... Kiedy byłam najbardziej zagubiona, pokazał mi najpiękniejsze miejsce, jakie istnieje – mówiłam ostrożnie, zważając na to, że nie wiem, ile mogę jej powiedzieć o Niebie, bez narażania jej na niebezpieczeństwo ze strony aniołów. – Wydaje mi się, że wtedy coś się zmieniło.
– Co się wtedy stało? – Pociągnęła mnie za język, ale czułam, że nie chciała być wredna. Po jej spojrzeniu widziałam, że hardo analizuje wszystko, co mówiłam. Chciała pomóc.
– Zbliżył się do mnie. Fizycznie. – W dalszej kolejności wprowadziłam ją w szczegóły naszego wspólnego oglądania aniołów, starając się nie pisnąć ani słowa o aniołach. Kiedy skończyłam, zapadła między nami chwila ciszy, podczas moja przyjaciółka wyglądała, jakby intensywnie nad czymś rozmyślała.
– Czyli... Zakochaliście się w sobie? – zapytała ostrożnie.
– Nie wiem. Wiem, że ja zakochałam się w nim. Nie wiem, czy on mną po prostu nie manipulował.
– Jednego jestem pewna Rose. Mężczyzna, który stał wtedy z tobą i cię wspierał, zachowywał się całkowicie inaczej od tego roszczeniowego faceta teraz. A tylko jedna rzecz prowadzi do takiej zmiany. Złamane serce. – Jej słowa uderzyły mnie. Jak zwykle, kiedy chodziło o problemy sercowe, potrafiła przemyśleć wszystko na chłodno i wyciągnąć z całej sytuacji logikę. Obraz, który malowała przed moimi oczami, nie podobał mi się, nie byłam w stanie skonfrontować się z faktem, że Orifiel mógł coś do mnie czuć. To było zbyt skomplikowane. Tak wiele cisnęło mi się na usta, ale słuchałam dalej: – Dodatkowo wygląda na to, że Sam wpuszczał cię w maliny i ukrywał to, kim jest przez dłuższy czas, a Orifiel cię uświadomił – kontynuowała powoli, czekając, aż zrozumiem.
Lodowaty dreszcz spłynął w dół mojego kręgosłupa, kiedy zaczęłam łączyć kropki. Obraz, który z nich powstawał, przerażał mnie. Bo w takim wyglądało na to, że Sam rozpoczął naszą znajomość od kłamstwa, a Orifiel był tym szczerym. Najprawdopodobniej pomyliłam się w osądzie. To przyprawiało mnie o mdłości.
– Nie... – Pokręciłam głową skonfliktowana. Nie chciałam wierzyć w to, co przyjaciółka mi pokazywała.
– Pamiętasz coś więcej? – zapytała, dalej się we mnie wpatrując.
– Nie – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– W takim razie musimy poczekać. Musisz dowiedzieć się, co dokładnie stało się przed twoim wypadkiem.
*
Kiedy położyłam się wieczorem do łóżka, czułam się wypompowana. Ten dzień, jak każdy z ostatnich dni przyprawił mi o wiele za dużo wrażeń. Zastanawiałam się nad muzyką, którą słyszałam przy lesie.
Czy Kapelusznik faktycznie próbował złapać mnie w pułapkę, czy to tylko mój zestresowany umysł płata mi figle?
Miałam nadzieje, że to tylko halucynacje z przemęczenia, bo moja pula wrogów niebezpiecznie rosła, a nie czułam się wystarczająco „uzbrojona".
Do jasnej Anielki.
Rozmasowywałam skronie, starając się rozluźnić przed snem, gdy mój telefon rozbrzmiał. Sam dzwonił już trzeci raz. Z wahaniem podniosłam urządzenie i odebrałam.
– Halo? – Nawet nie wiedziałam, jak zacząć tę rozmowę.
– Już myślałem, że nie żyjesz, albo utopiłaś telefon w wannie. – Jego melodyjny głos brzmiał tak, jakby był tuż obok. Zaśmiałam się.
– Blisko, jestem tak śpiąca, że prawie nie żyje – przyznałam. Normalnie jego głos, nawet przez telefon, momentalnie koił moje nerwy. Jednak tego wieczoru dalej nie umiałam odeprzeć od siebie myśli o tym, że mężczyzna mnie okłamywał. Usłyszałam, jak mruknął cicho.
– To znaczy, że nie dasz się wyciągnąć na wieczorny spacer? – Moje serce mimo wszystko zatrzepotało w odpowiedzi na jego słowa. Mężczyzna naprawdę się starał, aby nasza relacja wyglądała tak, jak powinna. Tak jak między ludźmi.
– Nie dam rady. – Moje mięśnie były jak z plasteliny i wiedziałam, że potrzebuje snu. Ostatnio jechałam na prawie rozładowanej baterii i musiałam to wreszcie odespać. Poza tym brakowało mi pewności co do tego, czy byłam w stanie ukryć przed nim to, czego się dowiedziałam. Stanowczo nie byłam jeszcze gotowa na konfrontację. Chciałam najpierw poznać wszystkie fakty.
– Szkoda. Ustaliłyście już coś na temat imprezy w Halloween? – Sam zwinnie zmienił temat, za co byłam mu wdzięczna.
– Tak. Hexa zgadza się na imprezę. Ale nie odpowiadam za szkody, które wyrządzi – zażartowałam i usłyszałam, jak Sam śmieje się po drugiej stronie słuchawki.
– Myślę, że poradzę sobie z jedną Hexą. – Brzmiał na pewnego.
– Nie znasz jeszcze tak dobrze Hexy – przyznałam.
Nasza rozmowa ciągnęła się na tyle długo, że zasnęłam w makijażu, trzymając telefon przy uchu.
*
Kolejny sen nadszedł niespodziewanie, wyrywając mnie z błogiej ciemności i spokoju.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Czułam piasek pod palcami, jednak byłam otoczona przez drzewa iglaste. Zapach morza i podłoże mówiły mi, że jestem niedaleko plaży. Nigdzie nie widziałam Orifiela. Zaczęłam iść w stronę szumu fal, chcąc wydostać się spomiędzy drzew. Podczas drogi rozglądałam się dookoła, chłonąc szczegóły scenerii. Igły na drzewach były cudownie zielone, nasycenie kolorów wokół karmiło moje zmysły. Pogodnie niebieskie niebo nie miało na sobie śladu chmur. Wydawało się tak nienaturalnie odległe, że kręciło mi się w głowie, gdy patrzyłam w górę. Pod piętami przy każdym kroku chrzęściły igły, jednak żadna nie kłuła nagich stóp. Wiedziona instynktem, dotknęłam jednego z pni opuszkami palców, a jego szorstkość tylko dodała całej sytuacji dziwnego, niepasującego do tego świata realizmu.
Wreszcie wyłoniłam się spomiędzy ostatnich drzew, ujrzałam plażę i słońce odblaskujące od spienionej falami, jasnoniebieskiej wody. Poczułam, jak promienie słońca delikatnie muskają moją skórę i przymknęłam oczy, rozkoszując się tym przez krótki moment. Ciepło rozchodziło się po twarzy, klatce piersiowej i ramionach, powoli wędrując głębiej, tak jakby ogrzewało mnie od środka. Chociaż to było rozkoszne, wiedziałam, że nie mogłam pozwolić sobie na zbytnie przeciąganie tego momentu. Zmusiłam się do otworzenia oczu i ruszyłam na poszukiwania Orifiela.
Po ostatnim spotkaniu z Samem już nie miałam wątpliwości. Wiedziałam, że anioł był prawdziwy. Musiałam z nim porozmawiać i to szybko, moje urodziny zbliżały się wielkimi krokami, a razem z nimi wizja rychłej śmierci i dziwnego przeznaczenia, którego nie potrafiłam zrozumieć. Serce dudniło mi mocno w piersi, wypierając spokój, który wywołało ciepło słońca chwilę wcześniej. Stawiałam krok za krokiem, przedzierałam się przez ciepły piasek. Znalazłam Orifiela prawie przy samym brzegu morza. Wpatrywał się zamyślony w odległe fale.
– Miałeś rację – powiedziałam zwięźle, z niechęcią. Te słowa nie chciał przejść przez moje gardło. Mężczyzna powoli odwrócił wzrok od fal i spojrzał na mnie swoimi ciemnobłękitnymi oczami. Okalały je czarne, gęste rzęsty, których nie powinien dostać od matki natury żaden mężczyzna, to było po prostu nie fair.
– Zdradził ci swoje imię – stwierdził spokojnie, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Przytaknęłam. Anioł westchnął i objął mnie ramieniem, przyciskając delikatnie do swojego torsu w czułym geście.
– Przykro mi – powiedział. Zadarłam głowę do góry, chcąc ocenić po jego wyrazie twarzy, czy mówił szczerze i znowu napotkałam jego wzrok. Moja ciekawość wygrała, gdy spytałam:
– Dlaczego? Przecież nie chciałeś, żebym z nim rozmawiała. Wszystko idzie zgodnie z twoim planem. Nie będziesz musiał interweniować. – Słowa opuszczały moje usta niekontrolowanie, a dusza szlochała.
Znałam Sama krótko, ale wystarczająco blisko, aby mi na nim zależało. Jego odpychające zachowanie tego ranka, po tym jak blisko do siebie go dopuściłam, rozdzierało mi serce. Dodatkowa wiedza o tym, kim tak naprawdę był mężczyzna, wcale nie pomagała. Anioł patrzył na mnie i przez chwile wydawało mi się, że widzę w jego oczach współczucie.
– Nie powinnaś z nim przebywać. Jest groźny. Ale jest mi przykro, bo cierpisz – wyjaśnił i przycisnął mnie mocniej do siebie. Poddałam się i objęłam go w pasie, wtulając się w ciepłą, twardą klatkę piersiową. Chciałam, choć na chwilę, poczuć się lepiej. Delikatne ciepło ogarniało mnie stopniowo, a skołatane myśli zaczęły zwalniać. Odetchnęłam z ulgą w reakcji na te doznania.
– To jakaś anielska sztuczka? – zapytałam cicho. Mięśnie rozluźniały się, tak samo jak umysł. Orifiel zaśmiał się w moje włosy.
– Tak, mam nadzieje, że się nie gniewasz. Nie cierpię patrzeć, jak tak ubolewasz – odpowiedział niewinnym tonem.
Zastanowiłam się. To, co robił, było subtelne. Nie zmieniał tego, co myślę, w co wierze, sprawiał tylko, że wszystko stawało się bardziej znośne. Czy to było złe?
„Nie" – pomyślałam w końcu, odpowiadając na jego wątpliwości i pozwoliłam sobie na chwilę relaksu. Wtuliłam się mocniej w niego, mówiąc sobie, że mogę mieć ten jeden, porządny uścisk bez poczucia winy. Staliśmy tak dłuższą chwilę, po czym oderwałam się od anioła. Spojrzał na mnie w wyczekiwaniu. – „Skoro to wszystko dzieje się naprawdę, to musimy porozmawiać" – pomyślałam, wiedząc, że słyszy. Anioł przekrzywił delikatnie głowę, usłyszałam jego głos w swoich myślach:
„Co chcesz wiedzieć"? – pytanie rezonowało w moim wnętrzu. Przez zawartą w nim moc, zawahałam się. – „Nie bój się, nie okłamie cię niezależnie od tego, jak nieprzyjemna byłaby prawda" – obiecał. Po chwili zebrałam w sobie odwagę, aby zadać pytania, które mnie nurtowały:
„Co się stanie, kiedy umrę? Kim właściwie są zrodzeni z ognia? Jaki jest w tym cel?"
Orifiel westchnął i wypuścił mnie z uścisku. Usiadł zwinnie na piasku, potem poklepał miejsce obok dłonią. Czując, że może być to jedna z tych trudnych rozmów, usiadłam posłusznie. Tym razem anioł odezwał się na głos:
– Zrodzeni z ognia to ludzie, których dusza jest podzielona na dwie części – zaczął, patrząc badawczo na moją twarz. Kiedy nie odezwałam się ani słowem, kontynuował: – pierwsza z tych części to ta, którą znasz. Po prostu ty. Jest „aktywna" od urodzenia. Druga to część, która miała styczność z Niebiańskim Ogniem krótko po stworzeniu.
– Czyli przypaliłeś pół mojej duszy i przez to jestem teraz tutaj? – zapytałam skołowana. Pragnęłam całkowicie zrozumieć sytuacje. Anioł wywrócił oczami. Ten niecodzienny widok sprawił, że zachciało mi się śmiać.
– Nie Rose. Nie kontrolujemy Niebiańskiego Ognia. Ani ja, ani inne anioły. Prawda jest taka, że nie wiemy, czemu tak się dzieje. Jednak niektóre dusze, opuszczając Kolebkę Dusz, zostają „zaatakowane" przez ogień – wyjaśnił powoli i wyraźnie. Starałam się zrozumieć jak najwięcej.
– Kolebka dusz? Jak to zaatakowane? – Im więcej mi mówił, tym więcej pytań rodziło się w mojej głowie.
– Kolebka dusz to miejsce, w którym tworzone są dusze. Kiedy ,,istota" jest kompletna, zostaje wypuszczona z Kolebki, aby mogła zakotwiczyć się w ciele. Niebiański Ogień strzeże wrót do Kolebki przed istotami, które mogłyby chcieć skrzywdzić dusze. Kiedy ktoś o nieczystych intencjach zjawia się u jej bram, Niebiański Ogień go pochłania i unicestwia – streścił Orifiel. Patrzyłam na jego usta, bo wiedziałam, że nie dałabym rady znieść ciężaru jego spojrzenia.
– Jakim cudem moja dusza przetrwała? Czemu tylko jej połowa miała styczność z tym ogniem?
– Kiedy dusza zostanie dotknięta przez ogień, jej część pozostaje w uśpieniu, naprawiając szkody, scalając się w pewien sposób z nim. Właśnie ta część zostanie przebudzona, gdy umrzesz w swoje osiemnaste urodziny. – Jego głos był zbyt spokojny, zważając na fakt, że znowu opowiadał mi o tym, że za parę dni umrę. Czułam strach, wypełniał moje trzewia. Orifiel położył dłoń na moim ramieniu i uśmiechnął się delikatnie. Natychmiastowo poczułam ciepło, rozchodzące się od jego dłoni do wszystkich zziębniętych miejsc.
– Dziękuje – westchnęłam, potem postarałam się skoncentrować. Miałam więcej pytań. – Co się stanie, kiedy umrę? – Starałam skupić się na bijącym od anioła cieple, zamiast na chłodnym cieniu śmierci, który mnie prześladował.
– Wtedy rozpoczniemy trening – powiedział zagadkowo. Gdy chciałam zadać następne pytanie, przysunął się bliżej mnie, tak, że czułam jego oddech na swoim policzku. Moje mięśnie napięły się w oczekiwaniu, gdy jego tęczówki wpatrywały się w moje.
– Nie mogę powiedzieć ci więcej teraz. Ale mogę obiecać, że zadbam o ciebie. Nie pozwolę, aby stało się cokolwiek złego. Zbyt wiele dla mnie znaczysz – wyszeptał zbyt blisko moich ust.
Serce zatrzepotało, przyspieszając rytm w reakcji na jego ostatnie słowa. Bo on też znaczył dla mnie więcej, niż chciałam przyznać. Poczucie winy pociągnęło dudniący organ w piersi w dół, gdy zdałam sobie sprawę, jak podobnie do Sama zachował się anioł i jak bardzo podobne emocje żywiłam do obu. Odsunęłam się nieznacznie, oczy Orifiela wydawały się ciemnieć. Łatwo było mi zapomnieć, że był aniołem, a nie po prostu przystojnym mężczyzną. Uspokoiłam motyle panoszące się w trzewiach, biorąc głębszy wdech. Po chwili tęczówki mojego rozmówcy wróciły do swojego wyjściowego koloru.
– Nie jestem Samaelem. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć – obiecał, wtedy wszystko wokół nas zadrżało. Spojrzałam na niego zaniepokojona.
– Aniele, coś jest nie tak – powiedziałam. Niepokój narósł w mojej piersi, świat coraz mocniej drżał. Twarz Orifiela rozmazywała się przed moimi oczami, jednak zauważyłam, że pojawił się na niej cień uśmiechu.
– Nie bój się. Po prostu się budzisz.
– Nie! Potrzebuje cię! – Żal rozrywał mi serce. Nie chciałam odchodzić od mojego anioła. Przywarłam do niego mocniej, z całej siły próbując zostać.
– Zawsze przy tobie jestem. – Ostatnie słowa słyszałam jak przez grubą taflę wody.
*
Obudziłam się z poczuciem żalu w sercu. Wprawdzie ono towarzyszyło mi już dłuższy czas, ale tym razem je rozumiałam.
Mój anioł
Orifiel był przy mnie jeszcze przed tym wszystkim, chociaż tego nie pamiętałam. Starał się jak mógł, aby pozwolić mi przejść przez to ze spokojem.
To ja pierwsza zaczęłam coś do niego czuć. To ja pierwsza myślałam o nim w ten sposób. Anioł był zdezorientowany, kiedy usłyszał, co o nim myślę, gdy zdał sobie sprawę z tego, jak go postrzegam.
Wcisnęłam twarz w poduszkę, żeby zdusić krzyk. Moje serce się rozrywało. To tłumaczyło tak wiele. Wszystko, co czułam, nawet wtedy, gdy nie pamiętałam nic. To, jak bardzo chciałam wybaczyć Orifielowi, mimo tego, jak dużo między nami zepsuł.
Kochałam ich obu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top