Rozdział XV
– Potrzebujesz pomocy? – zapytał Sam.
Stałam przy punkcie odbioru zamówień. Przyjrzałam się szatynowi. Nie wyglądał, jakby był świadomy tego, co zaszło przed chwilą. Jakaś część mnie oczekiwała, że ze wszystkimi swoimi absurdalnymi umiejętnościami zauważył Dana.
– Przydałoby się. Zamówiłam ci największy, czekoladowy deser, jaki mają – mruknęłam, a potem uniosłam jedną brew w oczekiwaniu na reakcję mężczyzny.
Jego twarz rozświetlił dziecinny uśmiech. Motyle zatrzepotały w moim brzuchu. Starałam się nie myśleć o wieczornych planach. Nie chciałam, żeby Sam się dowiedział. Szczególnie że nie byłam pewna, co tak naprawdę chciałam z tym zrobić.
Bałam się bezpośredniej konfrontacji z Orifielem po tym, jak anioł próbował na mnie wpłynąć. Byłam cholernie przerażona, ale miałam do niego dużo pytań.
Z drugiej strony byłam na niego wściekła, no i Sam nigdy w życiu nie puściłby mnie na to spotkanie. Z kolei rozmowa we trójkę nie miała racji bytu. Mężczyźni skupiliby się tak bardzo na okazywaniu sobie nienawiści, że niczego bym się nie dowiedziała.
Gdy kasjerka podała nam zamówienia, widziałam, jak oczy Sama dosłownie zabłyszczały z radości.
– Ty naprawdę kochasz czekoladę, co? – mruknęłam.
Obserwowałam, jak zielonooki wpycha sobie do ust truskawkę, którą umoczył w ogromnej ilości gęstej słodyczy. Nawet nie zdążyliśmy dojść do stołu. Mimo całej swojej groźnej fasady cieszył się czymś tak prostym jak deser lodowy. Moje serce topniało, kiedy patrzyłam na niego.
– Czego tu nie kochać? – zapytał retorycznie, uśmiechając się półgębkiem.
Gdy dotarliśmy do stolika, Hexa wpatrywała się w telefon ze skonsternowaną miną. Chwila beztroski odeszła w niepamięć.
– Co jest? – zapytałam zmartwiona. Czułam to w kościach, coś było nie tak.
– Nic. – Wbiła łyżeczkę głęboko w lody i sapnęła. Jej teatralność zazwyczaj mnie bawiła, ale coś w zachowaniu mojej przyjaciółki było dziwne. Kąciki jej ust drżały delikatnie.
– Hexa... – ponagliłam ją łagodnie.
Sam spojrzał na nas obie i wyglądał przy tym, jakby chciał się zapaść pod ziemię.
Czyżby upadły anioł bał się damskich pogaduszek? – zaśmiałam się w duchu, widząc, jak się peszy. Czasem był taki sam jak chłopcy, których znałam ze szkoły.
– Olał mnie. Odwołał spotkanie i nawet nie wysilił się na tyle, żeby się porządnie wytłumaczyć – powiedziała płaskim tonem i wepchnęła do ust łyżkę pełną lodów. Jej oczy szkliły się niebezpiecznie szybko.
– Jake? – Sam ożył.
Hexa pokiwała głową, ale nic nie powiedziała. Jadła lody, jakby chciała je zamordować małą łyżeczką. Sam wyglądał na zmieszanego. Jego reakcja mnie zastanowiła.
Czyżby demoniczny kolega naprawdę lubił Hexę?
– Ale co, dosłownie teraz odwołał spotkanie? – zagaiłam skonsternowana. To było dziwne. Kto normalny odwoływałby randkę na parę godzin przed? – Pewnie musi pracować, albo ma coś ważnego do zrobienia – próbowałam ją uspokoić.
Przyjaciółka pokręciła głową i bez skrępowania podsunęła mi swój pod nos telefon.
„Siema, dzisiaj się nie zobaczymy. Do usłyszenia". – Przeczytałam ostatnią wiadomość od Jake'a wysłaną trzy minuty temu.
Serce mi się ścisnęło, gdy patrzyłam, jak dziewczyna walczy ze łzami. Demon nawet nie próbował się tłumaczyć, tak jak mówiła. Nie przepadałam za blondynem, ale wiedziałam, jak bardzo Hexa musiała go lubić. To chłopcy zazwyczaj ganiali za nią, a nie na odwrót. Miałam ochotę go zdzielić przez łeb patelnią.
– Słuchaj, może on ma coś ważnego do zrobienia i nie chce o tym rozmawiać. – Spróbowałam dotrzeć do niej polubownym tonem.
– Nie Rose. Zawsze mówił, jak coś mu wypadło. On mnie po prostu olał. Szkoda, że nie napisał mi tego, zanim przewaliłam kieszonkowe na ciuchy na tę głupią randkę! – mówiła podniesionym głosem, więc parę osób obejrzało się na nasz stolik. Chyba to zauważyła, bo wzięła głębszy wdech.
– Walić go, leszcz z niego. – Spojrzałam na Sama wymownie, mając nadzieje, że nie załączy mu się jakaś dziwna anielsko–demoniczna solidarność.
Jednak Sam milczał, wyglądał na zamyślonego. Nagle wpadłam na pomysł. Genialny pomysł.
– Zostań dzisiaj u mnie – zasugerowałam i uśmiechnęłam się do dziewczyny kocio.
Hexa spojrzała na mnie wyraźnie zbita z tropu. Wiedziałam, że jeśli pójdzie ze mną, to Sam odpuści i się oddali. Od paru nocy ciągle kręcił się w okolicy i mimo tego, że starał się być subtelny, brakowało mi prywatności. No i jeszcze nie wiedziałam, co chciałam zrobić ze spotkaniem z Orifielem, więc dobrze byłoby mieć swobodę ruchu. A przy okazji, mogłabym chociaż trochę poprawić nastrój przyjaciółce. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
– Przenocuj – nakłaniałam ją. Gdy Hexa nie odzywała się, pochyliłam się nad krawędzią stołu z błagalną miną, imitując kota ze Shreka.
– No dobra, niech stracę. Ale nie mam zamiaru oglądać niczego poza horrorami – prychnęła. Mimo tego, że jej oczy dalej się szkliły, jej ton mówił, że walczyła ze śmiechem. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Udało mi się ją chociaż trochę rozbawić.
Idealnie – pomyślałam.
Dłoń Sama momentalnie zacisnęła się na moim udzie w zaborczym geście.
– A ty! – Hexa wskazała na anioła palcem. – Nawet nie myśl o tym, żeby się tam pojawiać, to babskie nocowanie. – Pokazała mu język.
Sam roześmiał się głośno. Gdyby nie ściskał mojej nogi, w życiu nie domyśliłabym się, że był spięty. Czułam się nieco winna, ale szybko odsunęłam to od siebie. Potrzebowałam odpowiedzi.
*
Kiedy Hexa wysiadła z samochodu, Sam złapał mnie za rękę. Wpatrywał się we mnie zagadkowo.
– Tak? – zapytałam zbita z tropu.
– Nie zrobisz dzisiaj niczego głupiego, prawda? – spytał i przekrzywił nieco głowę.
Czułam, jak mój puls przyspiesza i skupiłam się na jego twarzy, żeby nie myśleć.
– To zależy. Czy wciągnięcie ogromnej ilości chipsów liczy się jako głupie? – Uwolniłam szybko dłoń z jego uścisku.
– Wiem, że coś kombinujesz. Możesz starać się nie myśleć, ile chcesz, ale nie jestem głupi – odpowiedział z nutą smutku w głosie. Zmarszczył czoło i wbijał we mnie wzrok zielonych jak wiosenne liście tęczówek.
Pokręciłam głową i wysiadłam z auta bez słowa.
„Nie igraj z ogniem, bo się sparzysz" – wyszeptał w moim umyśle na odchodne.
Zanim zdążyłam się obrócić, usłyszałam warkot odpalanego silnika. Kiedy Sam odjechał, poczułam się o wiele spokojniejsza i trochę bardziej winna.
Weszłyśmy do domu, powitała nas cisza. Hexa zwyczajowo rzuciła się plackiem na kanapę. Leżąc na plecach, śledziła ciemnymi oczami moje ruchy i patrzyła na mnie znacząco.
– O co ci chodzi? – wypaliłam. Wiedziałam, że milczenie nic by mi nie dało.
Gdy Hexa czegoś chciała, nie było opcji, aby odpuściła. Sposób, w jaki wodziła za mną wzrokiem, mówił jasno, że coś było na rzeczy.
– Ty mi powiedz. Co przed nim ukrywasz?
Hexa była zbyt inteligentna. Zawsze wiedziała, kiedy ktoś nie mówił wszystkiego. Westchnęłam i odpuściłam. Stwierdziłam, że jeżeli mam komuś powiedzieć, to właśnie jej.
– Pamiętasz, jak mówiłam ci, że Sam jest zazdrosny o znienawidzonego gościa, z którym nic mnie nie łączy? – Spojrzałam na nią w oczekiwaniu na reakcję, ale Hexa skinęła jedynie głową. Milczała, więc kontynuowałam: – Okazało się, że ten mężczyzna chyba chce więcej, niż zakładałam. Mamy parę spraw do załatwienia między sobą i nie mogę tak po prostu urwać z nim kontaktu. Ostatnio stało się między nami coś dużego, zachował się do chrzanu i Sam przy tym był. Teraz to ja muszę sprostować tę sytuację i upewnić się, że obydwoje mamy te same intencje, zanim Sam kogoś zamorduje, a ja zapadnę się pod ziemie. Sam za cholerę nie da mi z nim w spokoju pogadać. – Słowa wylewały się ze mnie prawie że niekontrolowanie, ale ucichłam, gdy moja przyjaciółka zaczęła kręcić głową.
– Nie musisz mi się tłumaczyć. Wiem, że jesteś wierna, jak pies. A więc nasze nocowanie jest dodatkowo przykrywką? – Uśmiechnęła się diabolicznie.
– Nie! W sensie tak, ale głównie chciałam, żebyś nie była sama. – Spojrzałam na nią, a jej wzrok wyraźnie mówił mi, że rozumie, więc kontynuowałam: – Mam się z nim spotkać dzisiaj w nocy. – Skrzywiłam się, znów dopadło mnie poczucie winy.
– Rose... – Jej ton zmienił się, był bardziej ostrożny niż zazwyczaj. – Jesteś pewna, że to bezpieczne? Nie, żebym była murem za Samem, ale spotykasz nieznajomego w środku nocy. Sam jest złolem, ale jeżeli ostrzega cię przed nim, to może coś w tym jest – ostrzegła mnie.
Zastanowiłam się chwile nad jej słowami.
Nie wiedziałam, ile mogłam jej powiedzieć bez jakiś dziwnych, nieznanych mi konsekwencji. Postanowiłam brnąć w półprawdy. Potrzebowałam drugiej pary oczu, która mnie nie oceniała.
– Trochę się boję, ale ten mężczyzna nie da mi spokoju, póki czegoś nie rozwiążemy. Nie mogę go usunąć ze swojego życia. Jest... ważny.
Hexa podniosła jedną brew pod koniec mojej wypowiedzi.
– Ważny? Jesteś pewna, że nic się między wami nie wydarzyło? – Ciemne tęczówki przyjaciółki przewiercały mnie na wylot.
Przez moment myślałam, że zaraz się złamię pod jej spojrzeniem.
– Nie całowaliśmy się ani nic, ale zachowywał się nieco dwuznacznie. Nie brałam tego w ogóle pod uwagę, bo byłam pewna, że taki koleś nie może mieć czegoś takiego na myśli. Ale teraz sama nie wiem. Mimo wszystko muszę z nim nad czymś popracować. – Kiedy skończyłam zdanie, westchnęłam. Szczerość była orzeźwiająca, nawet połowicza, ale dopiero mówiąc to na głos, zdałam sobie sprawę, jak bardzo mam przechlapane, niezależnie od tego co okazałoby się prawdą.
Istniały dwie możliwości – albo miałam do czynienia z aniołem, który na mnie leci i jest zaborczy i próbował odebrać moją wolną wolę, bo był zazdrosny o Sama, albo po prostu byłam uwikłana w dziwną relację z apodyktycznym, żądnym władzy dupkiem, który nie cofnąłby się przed niczym, żebym tylko go słuchała. Moja głowa zaczęła nieznośnie pulsować. Hexa obserwowała mnie w zamyśleniu.
– Chyba dużo mi nie mówisz, co? – zapytała po chwili. Patrzyła na mnie, jakby hardo coś analizowała, tak jak naukowiec studiujący małe zwierzę w klatce.
– Stanowczo za dużo, ale obiecuje, że niebawem powiem ci wszystko, co będę mogła.
Taką przynajmniej mam nadzieje.
Hexa wywróciła oczami, jednak zanim zdążyła cokolwiek dodać, po salonie rozniósł się donośny, męski głos.
– Co tu się dzieje? – zawołał wesoło tata.
Szedł w dół schodów, słyszałam ciężkie uderzenia butów o stopnie. Po chwili znalazł się w pokoju. Był ubrany w luźny T–shirt i dresy. Moje oczy omal nie wyszły z orbit. Dawno nie widziałam go w czymś innym niż koszula lub marynarka.
– Robimy nocowankę. – Hexa uśmiechnęła się do niego. Ten uśmiech był zarezerwowany wyłącznie dla moich i jej rodziców, przepełniony słodyczą aż do porzygu.
– Miło mi cię widzieć, Lily! – Uśmiechnął się do niej szeroko i podszedł się przywitać.
Moi rodzice traktowali Hexę jak swoje drugie dziecko i kochałam ich za to. Gotka wymieniła z nim parę zdań, opowiadając o tym, jak układa jej się w szkole. Była prymuską, mimo swojej buntowniczej aparycji była bardzo inteligentna, więc wychwalał ją bez końca, a ona serwowała mu uśmiechy z serii „jestem grzeczną dziewczynką, możesz mi zaufać".
Nawet kiedy ojciec odszedł, już nie wróciłyśmy do tematu. Hexa musiała jakoś wyczuć, że naprawdę nie mogłam powiedzieć jej więcej. Wieczór zszedł nam na oglądaniu starych horrorów. Gdy moja przyjaciółka wpatrywała się w ekran jak zahipnotyzowana, ja chowałam się pod kocem. Czasami zasłaniałam nawet oczy, niektóre ze scen były przeokropne.
Nagle na ekranie telewizora pojawił się demon, a mnie aż zemdliło. Cieszyłam się w duchu, że demony w naszym świecie nie były takie szpetne. O ironio, Hexa nawet się z jednym umawiała! I był bardzo przystojny jak na barmana.
Gdy wybiła dziesiąta, zaczęłam się niepokoić. Za godzinę miałam spotkać się z Orifielem.
– Co się tak wiercisz? – Głos Hexy przerwał moje myśli.
Miała rację, wierciłam się jak poparzona z nerwów. Nie umiałam znaleźć komfortowej pozycji. Wbiłam wzrok w wiszącą na ścianie tarczę zegara.
– To już? – dopytała.
– Nie. Za godzinę – westchnęłam i potarłam skronie. To napięcie doprowadzało mnie do bólu głowy.
Czułam się, jak przed egzekucją albo reprymendą w gabinecie dyrektora. Mimo wszystkiego, co zrobił Orifiel, to on był wyżej na tej paranormalnej drabinie i to przed nim odpowiadałam w swoim nowym życiu. Poza tym, oprócz tego jednego spotkania był miły i wcześniej darzyłam go ogromnym szacunkiem. W tamtym momencie ten szacunek chyba powoli zmieniał się w strach.
– Nie wiem, czy na pewno chcę to robić – przyznałam.
– Z tego co mówisz, nie za bardzo masz wybór – powiedziała spokojnie.
Uderzyło mnie to, jak bardzo miała rację. Przecież tak wiele informacji zachowałam dla siebie.
– Gdzie dokładnie się spotykacie? – zapytała, gdy milczenie się przedłużało.
Chwila zeszła mi na próbę wymyślenia jakiejś sensownej odpowiedzi, w którą by uwierzyła. Nie udało mi się, więc użyłam klasycznej zagrywki:
– Nie mogę ci powiedzieć. – Przekonywałam siebie, że to niewinne kłamstwo, które nie miało szans jej zaszkodzić.
Dziewczyna pokazała mi język, ale gdy nie dodałam nic więcej, skupiła się znów na filmie. Im bliżej było do jedenastej, tym bardziej czułam się nerwowa. Gdy godzina zero nadeszła, Hexa spojrzała na mnie.
– Jesteś pewna, że chcesz iść sama?
W odpowiedzi na jej pytanie kiwnęłam głową, nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.
Zostawiłam ją w salonie. Leżała na sofie owinięta kocem i wpatrywała się w ekran odbiornika.
Wyszłam przez taras na zewnątrz. Gwiazdy rozświetlały ciemne, bezchmurne niebo, a chłodne powietrze piekło mnie w nos. Nie wiedząc, co robię, przymknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w otoczenie. Liczyłam na jakiś znak, Dan powiedział przecież, że będę wiedziała, gdzie znaleźć Orifiela. Delikatny szum wiatru trochę mnie uspokajał. Nagle wyłapałam bardzo cichy, melodyjny dźwięk.
– Muzyka? – szepnęłam sama do siebie i spróbowałam śledzić melodię.
Sztuczka, której nauczył mnie Sam, podziałała. Udało mi się rozpoznać kierunek, z którego dochodził dźwięk. Gdy po długiej chwili dotarłam do krawędzi lasu, w którym bawiłam się jako dziecko, muzyka była już o wiele głośniejsza. Dźwięk roztaczał się w powietrzu i kusił mnie, abym szła dalej. Zastanawiałam się, czy to dziwny sposób, żeby poinformować mnie o miejscu spotkania, czy szłam prosto w ręce jakiegoś psychopaty z upodobaniem do instrumentów klawiszowych. Im dalej zagłębiałam się w las, tym głośniejsza stawała się melodia. Gdy zrobiło się naprawdę ciemno, żałowałam, że nie wzięłam ze sobą porządnej latarki. Mój telefon już padał, a wizja powrotu bez źródła światła napawała mnie strachem. W pewnym momencie zaczęłam biec. Nie wiedziałam, ile czasu zajęło mi dotarcie do źródła zgiełku, ale gdy mi się udało, stanęłam jak wryta.
Czarnowłosy mężczyzna siedział na pniu porośniętym mchem, kiwał się do rytmu hipnotyzującej muzyki niewiadomego pochodzenia. Jego powieki były przymknięte, a gęste, czarne rzęsy rzucały urokliwe cienie na blade policzki. Ciemne włosy opadały prawie do ramion, pojedyncze kosmyki muskały czoło i łuk brwiowy. Był ubrany groteskowo staromodnie, jakby nie należał do tego czasu. Ciemna, bordowa koszula przylegała do smukłego ciała, jakby szyta na miarę. Nałożył na nią ciemną, długą marynarkę o nietypowym kroju. Stroju dopełniał czarny kapelusz z wysokim, szerokim rondem.
Wokół mężczyzny latało od groma świetlików, które wirowały w fantazyjnych piruetach, jakby same tańczyły do muzyki. Przy jego stopach zbierały się leśne zwierzęta, poruszające się nienaturalnie rytmicznie, hipnotyzująco.
Jednak im dłużej przyglądałam się z pozoru magicznemu obrazowi, tym więcej widziałam.
Zrozumiałam, że każde ze zwierząt, również tak jak i mężczyzna, było groteskowe na swój własny sposób. Lis bez uszu, królik z jednym okiem i inne przedziwnie okaleczone stworzenia wgapiały się w niego raz po raz, pląsając w przerażającym, przerysowanym tańcu.
Moje serce przyspieszyło, a w gardle uformowała się gula, gdy nagle melodia nieco ucichła, a nieznajomy uchylił powieki.
– Kim jesteś? – zapytał cicho. Spojrzenie ciemnych jak noc oczu przeszywało mnie na wylot.
Serce na chwile zamarło, mimo miękkości jego tonu. Jego głos był niski i czysty.
– Szukam Orifiela – wypaliłam wymijająco. Moja intuicja podpowiadała mi, że muszę się szybko stamtąd ulotnić.
Mężczyzna potarł palcami brodę. Udawał, że hardo myśli, jednak jego delikatny uśmiech zdradzał, że ze mną pogrywał. Uroda czarnowłosego była powalająca i zwiewna. Delikatne rysy twarzy i jasna cera sprawiały, że wyglądał jak nimfa lub inny leśny duszek.
– Wiem, gdzie go znajdziesz, ale nie powiem ci – powiedział to z poważną miną, chociaż brzmiał na rozbawionego. Gdy uniósł jeden kącik ust, zobaczyłam uroczy dołeczek.
– Nie? – Skonsternowana odpowiedziałam bardziej piskliwie, niż chciałam. Nie spodziewałam się tej odpowiedzi.
– Nie za darmo. – Wstał z pnia i otrzepał spodnie z niewidzialnego brudu, po czym cicho jak kot podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. Nosił białe rękawiczki, które kojarzyły mi się z magikami. – Powiem ci, jeśli ze mną zatańczysz – wymruczał.
Odsunęłam się o krok, gdy próbował uchwycić moją dłoń. Mimo tego, że mężczyzna nie nalegał, adrenalina wypełniła moje żyły.
– Nie ma takiej opcji. – Starałam się zabrzmieć asertywnie, ale mój głos drżał. Mężczyzna zaśmiał się cicho.
– W takim razie, zdradź mi swoje imię – zaproponował. Niski głos kusił, nęcił.
Zakręciło mi się w głowie. Zamrugałam gwałtownie.
Uspokój się, dajesz się ponieść panice.
– Nazywam się Rose – zdradziłam. Zastanawiałam się, czy to aby na pewno był dobry pomysł, ale nie miałam tak właściwie dużego pola manewru. Chciałam jak najszybciej oddalić się od tego nadzwyczaj dobrze obytego dziwaka.
– Piękne imię – wyszeptał.
Momentalnie owiał mnie słodki, ciężki zapach. Znów zakręciło mi się w głowie, tym razem mocniej. Odczucie było podobne go tego, którego doznałam, gdy Orifiel próbował na mnie wpłynąć. Zrobiłam się senna. Chłodna dłoń uchwyciła jeden z kosmyków moich włosów, mężczyzna nieopatrznie musnął palcami mój policzek.
– Idź dalej prosto. – Wskazał palcem przed siebie. – I nie zbaczaj ze ścieżki pod żadnym pozorem. Orifiel będzie czekał pod błyszczącym drzewem. – Po tych słowach odsunął się ode mnie i szarmancko ukłonił, zdejmując okrycie głowy. – Do zobaczenia, Rose.
Coś w tym pożegnaniu posłało ciarki w dół moich pleców.
Gdy tylko oddaliłam się od niego parę kroków, wyrzuciłam go z myśli – Bóg wiedział, że miałam już za dużo zmartwień – i zaczęłam biec wytyczoną ścieżką, która z czasem zaczęła być coraz bardziej obrośnięta. Nawet przez kurtkę czułam chłoszczące moje ramiona gałęzie. Kiedy wreszcie przez zarośla zaczął przebijać się delikatny blask, zwolniłam. Po przejściu paru metrów zobaczyłam wysokie drzewo. Biła od niego łuna, na którą składały się rozmaite odcienie zieleni. Magiczny efekt potęgowały ogromne ilości świetlików.
To wyglądało tak, jak gdyby blask wydobywał się z wnętrza potężnego pnia i miliona gałęzi. Gdy mierzyłam Dąb wzrokiem, czułam się wyjątkowo mała. Kora delikatnie, rytmicznie poruszała się, jakby drzewo oddychało.
– A więc to miał na myśli, gdy mówił o „błyszczącym drzewie" – szepnęłam i podeszłam bliżej. Gdy położyłam dłoń na chropowatym drewnie, dotarły do mnie: delikatne ciepło i wibracje. Przymknęłam oczy, skupiłam się na osobliwym, przenikającym mnie odczuciu.
To było tak, jakbym znała to miejsce, to drzewo, jednak zanim zdążyłam pociągnąć tę myśl, ocuciło mnie ciche chrząknięcie. Odwróciłam się w kierunku dźwięku. Orifiel stał parę kroków za mną. Światło opadało na niego miękko zielonymi refleksami, wydobywając surowość z męskich rys twarzy anioła. Wpatrywał się we mnie, wyglądał na zmieszanego.
– Cieszę się, że przyszłaś. – Jego głos był niski i lekko zachrypnięty.
Podszedł bliżej, a ja cofnęłam się o krok. Anioł nic sobie z tego nie zrobił i szybko nadgonił dzielący nas dystans.
Przypomniały mi się słowa Sama: „kiedy Anioł czegoś chce, to to dostaje".
Moje serce przyspieszyło, gdy stanął na tyle blisko, że do moich nozdrzy wdarł się zapach morza i lasu.
– Trudno było cię znaleźć. – Mój głos ponownie tego wieczoru mnie zdradził i zapiszczał żenująco. Adrenalina buzowała w moich żyłach, jak gdyby ciało szykowało się do walki. Plusem sytuacji było to, że dziwne uczucie senności, które towarzyszyło mi przez całą drogę od dziwaka, minęło.
– Wiem, ale przynajmniej zaliczyłaś pierwszą lekcję – odparł zagadkowo i odgarnął kosmyk włosów, który łaskotał mnie w policzek.
– Dlaczego tu jestem? – zapytałam wprost i skrzywiłam się. Nie chciałam bawić się w anielskie gierki. Jeżeli spotkanie z dziwakiem było lekcją, to wyniosłam z niej tyle, że lepiej unikać nieznajomych w lesie. Mama miała rację, faktycznie byli porąbani.
– Musimy porozmawiać o naszym ostatnim spotkaniu. – Anioł uśmiechnął się lekko zakłopotany i spojrzał mi prosto w oczy.
Starałam patrzeć się wszędzie tylko nie na jego wybitnie niebieskie tęczówki. Tego wieczoru były łagodne. Ich kolor wpadał w ciemnawy błękit głębokiego oceanu. Jednak wiedziałam, jak szybko w tych oczach rozkwita burza i nie chciałam dawać mu ani cienia szansy na użycie wpływu.
– Spójrz na mnie – powiedział, najprawdopodobniej zauważył, że usilnie unikam go wzrokiem. Westchnął sfrustrowany. – Rose. – Zniecierpliwiony, ujął mnie pod brodę i skierował moją twarz ku sobie.
Wzięłam głęboki wdech, jego usta znalazły się tak blisko moich. Serce biło mi gorączkowo, jakby zaraz miało uderzyć po raz ostatni.
– Nie rób mi tego – jęknęłam. Ze strachu nie umiałam się ruszyć.
– Nie bój się mnie. – Oczy Orifiela zabłyszczały smutkiem, a w jego głosie pojawiła ię nuta goryczy.
Nie potrafiłam uwierzyć w prawdziwość tych emocji.
Nie mogłam mu zaufać, nie po tym, co zrobił.
– Obiecuje, że na ciebie nie wpłynę – odpowiedział, jakby czytał mi w myślach. Przybrał nieco łagodniejszy ton.
– Skąd mam wiedzieć? Ostatnio nie wahałeś się ani przez chwilę. Gdyby nie Sam, to mógłbyś zrobić ze mną, co tylko chciałeś. – Moje gardło ścisnęło się od nadmiaru emocji, dźwięk ledwie przez nie przeszedł.
Jedna z dłoni Orifiela spoczywała na moich plecach, drugą na policzku. Byłam tak przytłoczona, że nawet nie miałam siły się wyrywać.
– Wiem, że nie powinienem był tego robić i przysięgam, że byłem w tamtym momencie pewny, że robię dobrze, przepraszam. – Gładził moje plecy delikatnie, jak gdyby chciał mnie uspokoić.
– Skąd mam wiedzieć, że znowu tego nie zrobisz?! – Chciałam krzyknąć, ale udało mi się zaledwie pisnąć. Moje oczy coraz mocniej paliły od zbierających w nich łez.
– Obiecuje ci. – Gdy to powiedział, pochylił głowę tak, że nasze czoła się spotkały.
Straciłam kontrolę. Łzy spływały po moich policzkach, parzyły skórę. Modliłam się, aby jakimś cudem anioł tego nie zauważył, ale a po chwili zaczął ocierać niechcianą wilgoć kciukiem.
– Nigdy nie powinienem robić czegoś takiego. Jak zobaczyłem cię z Samem, nie potrafiłem się opanować... – mówił pełen emocji, których nie umiałam odgadnąć.
Uczucia we mnie wrzały i zanim zdążył kontynuować wypowiedź, przerwałam mu:
– Dlaczego? Traktujesz mnie, jak coś swojego? Czemu właściwie to zrobiłeś? Co tobą kierowało? Czy robisz to też innym, takim jak ja? – wyrzucałam z siebie pytanie za pytaniem w gniewie i desperacji. Odepchnęłam go, ale nie odsunęłam się. Już się nie bałam. Wszystkie te emocje, które wrzały we mnie od momentu, gdy na mnie wpłynął, wybuchły, w jeden moment tworząc coś, co dodało mi odwagi. – Wiem, że uważasz, że Sam jest niebezpieczny, ale on nic mi nie zrobi. – Uniosłam brodę wysoko i spojrzałam mu wyzywająco w oczy. – Nie wiem, jakie biblijne spory macie za sobą, ale on mnie kocha. Nie skrzywdzi kogoś, kogo kocha – zakończyłam pewnie.
Wiedziałam, że to, co mówię, było prawdą, a jeżeli to miało wpakować mnie w kłopoty...
To niech tak będzie – dokończył za mnie głos, dodając mi jeszcze więcej pewności.
Starałam się nie odwracać wzroku od jego oczu, nawet gdy zaczęły ciemnieć. Nie chciałam przegrać z nim na poziomie psychologicznym. Nie tym razem.
– To właśnie jest problem. – Ton głosu Orifiela zmienił się, był zimny jak grudniowy poranek. – Nie mogę wpływać na to, co czujesz. Nawet jeżeli chcę. – Jego postawa zdradzała coraz więcej emocji, co paradoksalnie ostudzało moje własne. – Nie, nie robię tak każdemu, kto zostanie wybrany. Jesteś pierwszym człowiekiem, na którego spróbowałem wpłynąć. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. – Gdy wymawiał ostatnie słowa, jego głos delikatnie się załamał.
To było jak kubeł zimnej wody. Resztki gniewu, które jeszcze się we mnie tliły, momentalnie zgasły. Spojrzałam na niego badawczo, oczy mężczyzny jakby przygasły. Anioł wyglądał na załamanego, nigdy wcześniej nie widziałam go takiego.
Ale to nie zmienia tego, co już się stało – znów ten cichy głos w mojej głowie. Postanowiłam go posłuchać, mimo duszącej fali empatii, która mnie zalała.
– Nie mogę ci ufać. Nie wiem, czy twoje intencje są czyste – przyznałam powoli, kalkulując sytuację, a anioł otworzył szerzej oczy.
– Czy ty mnie oskarżasz o to, co myślę? – zapytał podniesionym głosem.
Przeleciały mi przed oczami wszystkie momenty, gdy manipulował mną, gdy wmawiał mi, że to Sam zepchnął mnie ze schodów. Jego bliskość, dwuznaczne sytuacje, obezwładniająca troska – to wszystko przemieszane z chwilami, gdy nie ukrywał tego, czym był, kiedy wydawał się być tak potężny, że aż przerażający. To, jak próbował na mnie wpłynąć.
Wszystko, co sprawiało, że wydawał się kontrolujący i niebezpieczny.
Wszystko, co przemawiało za tym, że byłam tylko narzędziem w jego rękach.
Ból w klatce przybrał na sile, gdy starałam się odepchnąć od siebie to, czego nie chciałam widzieć. Że byłam tylko człowiekiem: kolejnym, nudnym śmiertelnikiem z datą ważności i użyteczności, który posłuży do anielskich celów, a potem umrze w zapomnieniu.
Ten ból znów ewoluował w ogień w mojej piersi, który groził tym, że spali wszystko wokół. Czułam, jak po raz kolejny ogarnia mnie gniew. Anioł odsunął się ode mnie, jakbym go poparzyła.
– Nie możesz podejrzewać mnie o coś takiego! – wyrzucił z siebie, jego głos przybrał na sile, potęgowany przez gniew. Najwyraźniej cały czas wsłuchiwał się w moje myśli. Jego ciemne oczy rozjaśniły nagłe refleksy, które kojarzyły mi się z błyskawicami w trakcie burzy, a powietrze zapachniało ozonem. Zdałam sobie sprawę z tego, że Orifiel nie był zły. On był wściekły.
– Mogę i będę! – skontrowałam go głośno. Moja skóra się naelektryzowała, a to odczucie, byłam w stanie tylko i wyłącznie zarejestrować w huraganie emocji, który mnie porwał.
„Uspokój się". – Jego głos rozbrzmiał w mojej głowie. Oddychałam głęboko i już miałam mu odpowiedzieć, gdy momentalnie skrócił dystans między nami i złapał mnie za ramiona.
– Puść mnie! – Starałam się wyrwać, ale to zdało się na nic. Moje emocje narastały do tego poziomu, że nie potrafiłam myśleć. Skóra na dłoniach piekła nieprzyjemnie.
– Jeżeli się nie uspokoisz, to będę cię musiał obezwładnić – oznajmił chłodno i gwałtownie uniósł moją dłoń tak, abym mogła ją zobaczyć.
Po jasnej skórze przeskakiwały iskry, dosłownie. Żyły na drobnych dłoniach stały się bardziej widoczne i niebieskie. Zszokowana patrzyłam na to, czując, jak moje serce przyspiesza ze strachu.
– Co się ze mną dzieje? – Przestałam się wyrywać. Obserwowałam w szoku ciągle pojawiające się wyładowania. Nie wiedziałam, czy to efekt blasku wydobywającego się z drzewa, ale wydawały się zielone. Brałam wdech za wdechem, głęboko w płuca, póki nie przestały się pojawiać.
– Jeszcze nie jesteś w pełni przebudzona. Twoje moce dopiero do ciebie dochodzą. – Chwyt anioła osłabł, jednak mnie nie wypuścił.
Spojrzałam na niego pytająco, zbyt zbita z tropu, żeby mu odpowiedzieć.
– Zauważyłaś ostatnio coś dziwnego? Na przykład wybuchy wściekłości albo smutku? – zapytał i spojrzał na mnie wymownie, jakby był pewny mojej odpowiedzi.
– Tak – odparłam cicho.
Skąd o tym wie?
– Potrzebujesz zapalnika, emocji, która pozwoli ci zaczerpnąć ze źródła twoich mocy, bo jeszcze ich nie rozumiesz. Dlatego jesteś teraz bardzo wyczulona na wszystko, co czujesz – stwierdził z całkowitym spokojem, jak gdyby to była najprostsza, najbardziej logiczna rzecz na świecie.
Widziałam pewną logikę w tym, co mówił. Pokrywało się to z tym, czego ostatnio doświadczałam. Ale mimo wszystko...
– W takim razie, czym były te iskry? – zapytałam. Starałam się nie dopuścić podejrzliwości do głosu, ale to było trudne. Anioł wiedział więcej ode mnie i frustrowało mnie to.
– Nie wiem. Do tego jeszcze będziemy musieli dojść – przyznał i uśmiechnął się przepraszająco.
My – pomyślałam i spięłam się. Nie podobało mi się to, że musiałam z nim dalej współpracować. Może i faktycznie wybuchłam, ale emocje, które czułam, były prawdziwe. Byłam tego pewna.
– Jak mam do czegokolwiek z tobą dochodzić, skoro nie mogę ci ufać w tak prostej i podstawowej kwestii, jak moja wolna wola? – zapytałam go bezlitośnie.
Chciałam go zranić, ale nie spodziewałam się nadchodzącej reakcji. Początkowo nie odpowiedział. W jego oczach zobaczyłam echo bólu.
– Nigdy nie powinienem był tego robić i nigdy sobie tego nie wybaczę. – Głos Orifiela był przepełniony bólem i wyrzutami sumienia. Zwiesił głowę w dół i wbił wzrok w ziemię.
Nie potrafiłam na to patrzeć i nie zareagować.
Klatka piersiowa anioła unosiła się i opadała gwałtownie. Chcąc go uspokoić, tym razem to ja położyłam ręce na jego ramionach. Gdy spojrzał na mnie, przeniosłam jedną z dłoni na jego policzek. Zrobiłam to samo, co on, gdy to mnie przytłoczyły nowe informacje przy naszym pierwszym spotkaniu.
Nie wiedziałam, czy zachowałam się tak dlatego, że czułam, że byłam mu coś dłużna, czy może kierowała mną po prostu empatia.
Coś we mnie chciało go uspokoić, niezależnie od tego, jaki ból mi zadał. Nie umiałam zrozumieć własnych motywów, ale to, co zrobiłam, zadziałało. Oddech Orifiela po chwili zwolnił, anioł przymknął powieki.
Staliśmy tak bez ruchu, a czas mijał. Gdy wreszcie otworzył oczy, ich kolor był już jaśniejszy, a „błyskawice" zniknęły.
– Musimy porozmawiać o tym, co będzie dalej – odparł cicho, ale nawet gdy jego głos był ledwie głośniejszy od szeptu, dalej słyszałam w nim ból.
Pokiwałam w zgodzie głową i uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Zachęcony moim milczeniem, kontynuował:
– Chcę, aby od tej pory wszystko zostawało między nami. Sam nie powinien wiedzieć, nad czym będziemy pracować, rozumiesz? – Dotknął opuszkami mojego policzka, jego dłoń wydawała się chłodniejsza niż zazwyczaj.
Poczułam rozkoszne mrowienie pod skórą, a w klatce piersiowej rozlało się niespokojne ciepło. Moje ciało reagowało na anioła bez konsultacji z umysłem. Skrzywiłam się, jednak Orifiel nic sobie z tego nie zrobił. Dalej delikatnie gładził moją skórę i nie zrywał kontaktu wzrokowego. Złoto w jego oczach przyprawiało mnie o palpitacje serca.
Skup się – strofowałam się w myślach.
– Dobrze – zgodziłam się, bo wiedziałam, że ma poniekąd rację. Sam nie powinien wiedzieć o wszystkim, szczególnie jeżeli miało to dotyczyć jego ludzi. Lojalność zielonookiego względem demonów mogła uniemożliwić mi dotarcie do prawdy.
Palce Orifiela wytyczały ścieżkę wiodącą po krawędzi mojej szczęki. Zacisnęłam usta, znów próbowałam odgadnąć jego intencje. Wiedziałam, że to igranie z ogniem, ale musiałam zrozumieć, co nim kieruje. Czułam, że jeśli tego nie rozgryzę, to zwariuję z niepewności.
– Na ten moment chcę, żebyś pomogła mi odnajdywać demony, łamiące porozumienie. – Jego palec przesunął się w kierunku mojej szyi.
Gdy złapałam zadziwiająco szorstką dłoń mężczyzny i odsunęłam ją od siebie, on jedynie uniósł jedną z brwi i kontynuował:
– Poznałaś już ulubione miejsce Samaela. – Jego głos momentalnie stwardniał, gdy wspomniał o bracie.
– Masz na myśli dyskotekę? – zapytałam skonsternowana. Nie wiedziałam, do czego pił.
– Chcę, żebyś w najbliższym czasie sprawdzała to miejsce – wyjaśnił.
Rozumiałam tropienie demonów, ale...
– Orifielu, czy ty chcesz, żebym chodziła na imprezy?
Totalnie zbił mnie z pantałyku. W odpowiedzi zaskoczył mnie subtelny uśmiech, który mężczyzna próbował pohamować, zagryzając wargę.
– Co? – zapytałam zdziwiona. Nie umiałam odgadnąć, co go tak ucieszyło.
– Czy wiesz, że to pierwszy raz, gdy wymówiłaś w rozmowie moje imię? – Jego głos był cichy, niższy o ton niż zawsze, co sprawiło, że praktycznie rezonował w moich żyłach.
Moje serce fiknęło koziołka. Orifiel pochylił się nade mną powoli. Owiał mnie jego świeży zapach i przymknęłam oczy. Walczyłam z myślami. Anioł był odurzający, ale przecież wiedziałam, że ulegnięcie mu nie różniłoby się niczym od lotu ćmy w kierunku płomienia świecy.
– Czy możesz przestać zachowywać się tak dwuznacznie? – zadałam ciche pytanie, zanim zdążyłam dać się pochłonąć jego bliskości i własnym demonom. Wiedziałam już, jak anioł na mnie działał przez naszą więź.
Więź, którą zrodził Niebiański Ogień – przypomniałam sobie. Cały dotyk, który inicjował Orifiel, jego empatia i miłe słowa; mieszały mi w głowie. Brunet traktował mnie jak narzędzie, po czym robił coś, co do tego nie pasowało.
– Czy moje zachowanie sprawia, że czujesz się niekomfortowo? – zapytał zupełnie niezrażony, bez cienia wstydu. Wyglądał na szczerze, niewinnie zdziwionego. – Wydawało mi się, że całkiem miło spędza nam się razem czas.
Parsknęłam gorzkim śmiechem.
Moje policzki płonęły ze wstydu i niemożności zrozumienia jego intencji. Sam uważał, że Orifiel chciał ode mnie więcej, niż mi się wydawało. Czasem faktycznie się tak zachowywał. Z drugiej strony był jednak aniołem.
Czy mógł czuć takie rzeczy, czy może próbował mną manipulować?
Sam jak najbardziej był zdolny do miłości, ale on upadł.
Odczucie, które mnie rozsadzało, to jak mój mózg rwał w dwie różne strony, było nie do wytrzymania. Nienawidziłam niepewności i nienawidziłam tego, że nie wiedziałam, która wersja byłaby gorsza w realnym świecie.
– Nie odpowiada się pytaniem na pytanie – syknęłam. Czułam tak wiele i tak mało z tego rozumiałam. Nie wiedziałam, co myśleć, ale miałam wrażenie, że kłamstwo nie przejdzie. Było mi okropnie z tym, jak na mnie działał, szczególnie po tym jak ja i Sam... no właśnie. Kim dla siebie byliśmy?
Jak gdyby w odpowiedzi na moje wcześniejsze wątpliwości Orifiel w sekundę nadzwyczaj delikatnie przyparł mnie do drzewa, tak, że prawie całe nasze ciała się stykały. Gdy się pochylił, nasze twarze dzielił może nikły centymetr.
– Czy to jest według ciebie dwuznaczne, czy już jednoznaczne? – Jego głos był chrapliwy tuż przy moim uchu.
Powietrze uciekło mi z płuc, gdy dłoń anioła przesunęła się powoli w dół mojej talii. Jego dotyk palił nawet przez grubą warstwę ubrań. Gwałtownie wypuściłam powietrze, kiedy zacisnął palce mocno na moim biodrze.
– Jednoznaczne – sapnęłam. Dreszcze przebiegały jeden za drugim po moich plecach.
– A czy to sprawia, że czujesz się niekomfortowo? – Jedną z dłoni położył mi delikatnie na policzku i zbliżył usta do moich.
Zamknęłam oczy, czułam jego oddech na sobie. Był jak syreni śpiew, wołał mnie na zgubę. Origiel nie pozwolił mi odpowiedzieć. Nie, żebym była zdolna do odpowiedzi.
– Czy dalej myślisz, że moje intencje są nieczyste? – Gdy się odezwał, jego usta musnęły moje, pozostawiając po sobie intensywne mrowienie. – Czy dalej uważasz, że jesteś tylko narzędziem? Nie wiem, jak odpowiedzieć na wszystkie pytania, które kłębią się w twojej głowie, ale wiem jedno. Nie jesteś i nie byłaś dla mnie tylko narzędziem. Zależy mi na tobie, chociaż tego nie rozumiem i nie wiem, czy to dobre.
Zamarłam, gdy wypowiedział ostatnie słowa. Zapadły na mnie jak wyrok. Pocałował mnie delikatnie w czoło, a gdy to robił, czułam, że sam drżał.
Potem wycofał się. Zostawił mnie rozkojarzoną i niepewną wszystkiego pod drzewem.
Uspokajałam oddech i obserwowałam go pełna wątpliwości. Jego twarz miała na powrót poważny, chłodny wyraz, tak jakby wszystko, co stało się przed chwilą, nie miało miejsca. Za to ja czułam, że to, co się stało, nie da mi spać tej nocy. Doskwierały mi już wyrzuty sumienia.
Czemu mu na to pozwoliłam? – Mój umysł nie dawał mi taryfy ulgowej. Wiedziałam, że gdyby Sam się o tym dowiedział, to nie odezwałby się do mnie więcej. Nie dość, że okłamałam go i spotkałam się z Orifielem, to jeszcze... to. Jak mogłam czuć te rzeczy? Mój żołądek skręcał się w supeł.
– Wracając do tematu... – Jego głos był ledwie głośniejszy od szeptu. Tym razem anioł zachowywał rozsądny dystans i krążył w pobliżu, co nieco ostudziło moje nerwy. – Tak, chcę, żebyś chodziła na imprezy. Chcę, żebyś wypatrywała oznak tego, że demony wpływają na ludzi. Zaobserwowaliśmy dziwną aktywność w twoich okolicach i podejrzewamy, że to właśnie dyskoteka jest kluczem. – Gdy to wyjaśnił, wszystko wydało się na pozór logiczne.
– Mogę to zrobić. Ale co, jeżeli faktycznie zauważę, że demony używają wpływu? – spytałam już nieco trzeźwiej. Z pewną dozą wysiłku mój mózg wrócił w tryb pracy. Chciałam dowiedzieć się więcej o moim aktualnym zajęciu, szczególnie po pierwszej lekcji nowych umiejętności z Samem. Poza tym pozwalało mi to nie myśleć o bardziej skomplikowanych rzeczach i byłam za to wdzięczna.
– Wtedy będziesz musiała mnie o tym powiadomić. – Uśmiechnął się delikatnie.
Musiałam zwalczyć odruch, aby wydąć usta w grymasie niezadowolenia. Nie do końca mi się to podobało.
– Co? Myślałam, że ta cała współpraca będzie ciekawsza. W jaki sposób mam się niby z tobą skontaktować? Nie pamiętam, żebyś miał konto na Facebooku, albo chociaż numer telefonu – fuknęłam, starając się ukryć rozczarowanie i kopnęłam kamień na ziemi.
– Będę cię odwiedzał. Spokojnie. W najbliższym czasie nauczę cię więcej i potem będziesz miała większe pole do zabawy – stwierdził lekko i uśmiechnął się łobuzersko.
Krwiożercze motyle rozpierzchły się w moim brzuchu. Był zniewalający, gdy się uśmiechał. Przymknęłam na moment powieki, próbowałam stworzyć między nami emocjonalny mur.
Praca, to tylko praca.
– Jak ja mam to niby w twojej opinii ukryć przed Samem? – Po zadaniu tego pytania zdałam sobie sprawę, jak bardzo dwuznacznie zabrzmiało i zaczerwieniłam się. Coraz bardziej nie podobał mi się całokształt tej umowy. Pojedyncze, potajemne spotkanie to jedno – czymś innym było regularne wymykanie się do Orifiela. Grunt uciekał mi spod nóg. Bałam się, że jeśli będziemy spotykać się regularnie, zapomnę, czym był i co mi zrobił.
– Coś wymyślisz, przecież poradzi sobie bez ciebie parę godzin w ciągu dnia. Nie jest dzieckiem – Jego ton mocno sugerował, że nie przepada za bratem. – Poza tym nie zabraniam ci mówić mu o tym, że mnie widujesz. Po prostu nie mów mu, o czym rozmawiamy. Każda inna informacja... – Spojrzenie kobaltowych oczu stało się na powrót intensywne, jak wtedy, gdy obejmował mnie pod drzewem – której mu udzielisz, jest zależna tylko i wyłącznie od twojej wolnej woli. Czas wracać. – Złapał mnie zdecydowanym ruchem za rękę i zaczął prowadzić pośród drzew.
Mój mózg się zaciął po jego ostatnich słowach, bo anioł wyraził się bardzo jasno. Nie wymagał ode mnie ukrywania niczego, poza informacjami o mojej misji przed Samem. Nie spodziewałam się tego.
Jego dłoń była cieplejsza niż na początku spotkania. Nie wiedziałam, czemu jej nie odrzuciłam i czemu wcześniej mu się nie wyrwałam. Nie umiałam pozbyć się przeczucia, że jeżeli nie powiem o tym wszystkim Samowi, to to skończy się źle. Mimo tego na myśl o tej rozmowie, aż mnie mdliło. Targały mną wątpliwości, gdy szłam ramię w ramię z Orifielem.
Droga na szczęście upłynęła znacznie szybciej niż ta, którą przebyłam samotnie wcześniej i nie trafiliśmy na muzykalnego dziwaka. Zanotowałam w myślach, aby przy kolejnym spotkaniu zapytać Orifiela również o niego. Tego wieczoru już nie miałam na to siły. W miejscu, gdzie groteskowo ubrany mężczyzna siedział wcześniej, pozostały jedynie świetliki. Dziwne zwierzęta też zniknęły. Gdy linia drzew wydawała się przerzedzać, Orifiel zatrzymał się w pół kroku i delikatnie przyciągnął mnie do siebie.
– Wiesz, że słyszę wszystkie twoje zmartwienia? – szepnął mi do ucha.
Serce zadudniło głucho, gdy przejechał palcem po moich ustach. Zrobiło mi się gorąco, nagle przestałam czuć jesienny chłód powietrza, istniał tylko on. Jego głos sprawiał, że czułam, jakbym spadała w otchłań. Nie miałam czego się uchwycić.
– Myślę, że odpowiedziałem dzisiaj na każde z twoich pytań co do mnie. A jeżeli dalej masz wątpliwości co do moich intencji...
Zanim zdążyłam zareagować, poczułam jego usta na moich. Pocałunek był szybki i delikatny, tak słodki, że wszystkie mury otaczające moje serce zadrgały. Gdy na powrót otworzyłam oczy, anioła już nie było. Pozostało jedynie ciepło w klatce piersiowej, walenie mojego serca i mętlik w głowie, który zasiał tym delikatnym aktem.
Stałam jeszcze chwilę na skraju lasu Próbowałam dojść do siebie i zastanawiałam się, jakim cudem w przeciągu jednego miesiąca zakręciły się wokół mnie dwa anioły.
Jak wyplątać się z tej sytuacji?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top