Rozdział VIII


– Halo, Rosalie? – Przytłumiony głos ranił moje uszy, przebijał się przez jednostajny szum otoczenia w ostry sposób.

Jasne, szpitalne światła drażniły zmęczone oczy, a całe ciało ciążyło mi, jakby było z ołowiu.

– Słyszysz mnie? – zapytała nieznajoma.

Odwróciłam wzrok w stronę kobiety ubranej na biało. Przytaknęłam. Zobaczyłam, jak klika jakiś przycisk przy łóżku i po chwili mężczyzna ubrany podobnie do niej wszedł do sali.

– Obudziła się, doktorze.

– Dzwoń po rodzinę. – Lekarz oddelegował pielęgniarkę i przypatrywał mi się zagadkowo.

Po chwili zaczął mnie badać. Zaczął świecić małą, okrutną latarką w oczy. Kazał mi wodzić wzrokiem za jego palcem. Potem wpatrywał się w ekran monitora stojącego obok mojego łóżka i zapisywał coś na kartce umieszczonej na twardej podkładce. Po badaniach, które trwały stanowczo za długo, pomógł mi usiąść.

– Jak się czujesz? – zapytał spokojnym tonem i przekrzywił głowę. Lekko posiwiałe włosy opadały mu na czoło, a uśmiech uwydatniał głębokie zmarszczki wokół oczu i ust.

– Wszystko mnie boli – odpowiedziałam szczerze i potarłam dłonią zesztywniały kark.

Nie umiałam się skupić.

Mimo tego, że się obudziłam, dalej czułam zapach sosny i morza. Zastanawiałam się, na ile prawdziwy był Orifiel i wszystko, o czym mówił.

Może to po prostu dziwne sny? – Próbowałam chyba przekonać samą siebie.

Wiedziałam przecież, że to nie prawda. Pamiętałam Sama, a on przyznał mi się wcześniej, czym był. Poznaliśmy się na imprezie, na której mnie uratował, potem nagle pojawił się w mojej szkole i nie dawał mi spokoju. Gdy starałam się przypomnieć sobie więcej szczegółów, kręciło mi się w głowie. Byłam pewna, że mi na nim zależało, ale to by było na tyle. Mogłam bazować jedynie na urywkach wspomnień, z których próbowałam złożyć całość, zrozumieć kim był Sam. Jednak obraz Sama malujący się w mojej głowie był niespójny.

Za to Orifiela nie pamiętałam prawie wcale.

– Czy wiesz, gdzie jesteś? – Kolejne pytanie lekarza zadane metodycznym tonem zawisło w powietrzu.

Rozejrzałam się po sali, jakby należało do tych podchwytliwych.

– W szpitalu? – odpowiedziałam pytaniem, chociaż nie miałam wątpliwości. Niewygodne łóżko i duża ilość aparatury utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Doktor pokiwał głową i odhaczył coś na kartce papieru.

– Wiesz, jak się tu znalazłaś?

– Zostałam popchnięta na schodach? – Nie zdążyłam ugryźć się w język.

Orifiel uważał, że Sam próbował mnie zabić, żeby oszczędzić sobie problemów. Pamiętałam tylko upadek ze schodów, a raczej to, jak bolesny był. Wszystko inne pozostawało plamą czerni pełną niewiadomych. Mężczyzna uniósł jedną brew, a przez jego twarz przebiegł subtelny cień zdziwienia.

– Chłopak, który zadzwonił po pomoc, uważał, że upadłaś – wyjaśnił kojącym tonem.

Wpatrywałam się w niego, mój wyraz twarzy musiał jasno pokazywać, że nie byłam pewna, co się stało, bo w jego oczach pojawiła się podejrzliwość.

– Czy pamiętasz, żeby ktoś cię popchnął? – zapytał na pozór spokojnie, ale lekkie drgania jego mięśni mimicznych mówiły, że się spiął. Ucichłam, myślałam. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Prawda była taka, że niewiele pamiętałam.

– Nie jestem pewna – odpowiedziałam szczerze.

Po zadaniu wielu, kolejnych pytań, lekarz opuścił mój pokój, a ja zostałam sama z myślami. Starałam się przypomnieć sobie, jak najwięcej potrafiłam. Kosztowało mnie to niezłą migrenę, ale doszłam do pewnych wniosków.

Słyszałam już wcześniej o Niebiańskim Ogniu. Informacje, które Sam przekazał mi przed wypadkiem, były prawie stu procentowo zgodne z tymi, jakie powierzył mi Orifiel.

Niebiański Ogień spotkał się z moją duszą dawno temu, przez co po moich osiemnastych urodzinach miałam się przebudzić. Jednak według Sama wiązało się to z doświadczeniem bliskim śmierci. Według Orifiela z kolei to stałoby się samoistnie, a Sam miał mnie popchnąć, chcąc mnie wyeliminować dla własnego bezpieczeństwa.

Coś ścisnęło się okrutnie w mojej klatce piersiowej. Nie pamiętałam zbyt wiele o Samie. Mimo tego, że wspomnienia na temat mojego życia wróciły z pełną mocą, to te, zawierające jego osobę, były wybrakowane. Pamiętałam, że zabrał mnie na podwójną randkę i że bardzo, ale to bardzo mi się podobał, a przez chwilę nawet zaczęłam się w nim zakochiwać. Jednak to było wszystko.

Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi, podskoczyłam jak poparzona. Po chwili przez próg przeszedł mężczyzna o najbardziej zielonych oczach, jakie kiedykolwiek widziałam.

– Wywołałam wilka z lasu – mruknęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

Sam otworzył szeroko oczy i pospiesznie podszedł do mojego łóżka. Patrzył na mnie niepewnie, wydawał się wręcz nieco przestraszony. Nachylił się nieznacznie, jakby obawiał się zanadto do mnie zbliżyć.

– Jak się czujesz? – zapytał głębokim głosem. Anioł wyglądał, jakby nie spał od wielu dni. Pod jasnymi oczami rysowały się głębokie cienie, jego cera wydawała się nienaturalnie blada.

– Dobrze – skłamałam.

Nie wyglądał, jakby mi uwierzył. Powoli pochylił się nieco bardziej nad łóżkiem i sięgnął dłonią w stronę mojego policzka.

Kiedy jego opuszki zetknęły się z moją skórą, poczułam zapraszające ciepło mężczyzny i przymknęłam oczy. Moje serce pękało, rozrywało się z niepewności.

Kiedy powoli gładził mnie po policzku, mój puls stopniowo przyspieszał, wraz z tym pojawił się narastający ucisk w klatce piersiowej. Popiskiwanie maszyny przyspieszyło, drażniło uszy i drążyło dziurę w czaszce. Moje oczy zaczęły nieznośnie moknąć.

– Rose? – wyszeptał zmartwiony.

Moje spojówki piekły niebezpiecznie. Zamrugałam gwałtownie.

Czułam coś, a może chciałam to czuć. Chciałam, żeby ciepło, które mnie otacza, troska Sama – żeby były prawdziwe. Ale w mojej głowie był tylko figurą, stojącą w cieniu, niedostępną, budzącą emocje, których nie rozumiałam.

W końcu łzy popłynęły po moich policzkach.

– Nie pamiętam cię, Sam – wychrypiałam, walcząc z huraganem niewyjaśnionych emocji. Gdy mówiłam, czułam się, jakby moją krtań wypełniały żyletki.

Tylko to potrafiłam z siebie wykrztusić, mimo jego błagalnego spojrzenia. Sam złapał mnie delikatnie za ramiona, próbował mnie pocieszyć.

Nie mogłam tego wytrzymać, jego dotyk, jego troska, to było zbyt wiele.

Co jeśli to kłamstwo? Co jeśli to on mnie zaatakował?

Odepchnęłam go, nie potrafiąc skontrolować impulsu, aby się oswobodzić. Mężczyzna spojrzał na mnie widocznie zraniony.

– Tego się nie spodziewałem – mówiąc to, odsunął się powoli. Wyglądał na zawiedzionego.

– Ja przepraszam... – zaczęłam, ale przerwał mi i wymownie podniósł dłoń.

– Nie przepraszaj, to nie twoja wina. Orifiel musiał zablokować twoje wspomnienia. Co pamiętasz? – zapytał, a jego oczy intensywnie się we mnie wpatrywały, grożąc, że utopię się w tej ciemnej zieleni. Obserwując jego zachowanie, zrozumiałam. Sam utrzymywał dystans, żeby mnie nie przestraszyć.

– Pamiętam imprezę. Przynajmniej kawałek. I ciebie w liceum, podwójną randkę... – mówiłam, ale wiedziałam, że nie o to mu chodzi.

– Kim dla ciebie jestem? – zapytał cicho, praktycznie szeptem. Nie patrzył na mnie, spuścił wzrok, ale ton jego głosu pokazywał wystarczająco dobitnie, jak wielkie emocje nim targają.

– Ja... Nie wiem – przyznałam. Miałam wrażenie, że zaraz mnie rozerwie z niepewności. Czułam, że mi na nim zależało. Nie wiedziałam czemu, nie pamiętałam go, ale praktycznie wiedziałam, że był bliski mojemu sercu. Chciałam mu to powiedzieć.

Ale... Co, jeśli on faktycznie próbował mnie zabić?

– Sam, w jaki sposób tu trafiłam? – zapytałam łagodnie. Miałam nadzieje, że jakakolwiek będzie jego odpowiedź, to wyjaśni mi sytuację i oczyści go z zarzutów.

Uniósł jedną, zakrzywioną brew do góry, kierując spojrzenie na powrót w moją stronę.

– Kwiatuszku, spadłaś ze schodów – powiedział powoli. Musiał zauważyć coś w mojej minie, bo po chwili zapytał: – A co powiedział ci mój brat? – Jego głos był nagle o ton niższy.

Moje serce przyspieszyło jeszcze bardziej, ze stresu zaschło mi w ustach. Wiedziałam, że jeżeli Orifiel powiedział mi prawdę, to ryzykowałam życiem, mówiąc to, ale musiałam poznać odpowiedzi.

– Powiedział, że chciałeś się mnie pozbyć – streściłam. Wszystko we mnie drżało w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

– Nie wierzę, że mogłaś chociaż przez chwilę uwierzyć, że bym to zrobił. – Ton mężczyzny był sztucznie płaski, a głos cichy.

Miałam wrażenie, że Sam tak samo jak ja walczy z narastającymi emocjami i mimo całego chaosu tłukącego się w mojej głowie, zrobiło mi się głupio.

– Sama już nie wiem, w co mam wierzyć – przyznałam niechętnie, głos zachrypł mi jeszcze bardziej.

Sam pokręcił głową i wbił wzrok w ziemię. Nie wiem, jak długo trwała cisza, ale była nie do wytrzymania. Chciałam czegokolwiek. Jakiegokolwiek okrucha nadziei, którego mogłabym się złapać.

– Wiem, że nie wiesz, co masz teraz myśleć, ale obiecałem ci przed tym wszystkim, że nie pozwolę, aby Orifiel namieszał ci w głowie – zaczął mówić, jakby czytał mi w myślach. W zielonych tęczówkach czaił się smutek. – Nie wiedziałem, że zamknie cię w swoim świecie. Rozumiem, jeśli potrzebujesz czasu, dam ci go tyle, ile pragniesz. Wiedz, że będę na ciebie czekał. – Mężczyzna przez targające nim emocje wyglądał na starszego niż parę minut wcześniej.

On jest o wiele starszy, niż wygląda – stwierdził kąśliwie głos w mojej głowie.

Przytaknęłam mu mentalnie.

Przecież Sam nie był tylko mężczyzną. Te zielone oczy widziały więcej wschodów słońca, niż moje kiedykolwiek zobaczą. Świadomość tego bolała mnie w potworny sposób, bo nigdy nie byliśmy na tym samym poziomie, nie byliśmy równi.

Jego słowa były piękne, ale czy prawdziwe? Czy były tylko manipulacją? Nie wiedziałam, w co mam wierzyć, co mam odpowiedzieć i zanim zdążyłam na to wpaść, Sam wyszedł, a ja zostałam sama.

Gdy przechodził przez drzwi, miałam ochotę krzyknąć, prosić go, żeby nie odchodził, ale wiedziałam, że ma racje. Potrzebowałam czasu, żeby to sobie poukładać. Naprawdę nie wiedziałam komu wierzyć. Musiałam odzyskać moje wspomnienia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top