XLIV. Moralność jest względna cz. 4
Rose
Nie spodziewałam się Sama w tym miejscu, ale byłam wdzięczna za to, że się pojawił. Byłam moment od wyciągnięcia sztyletu, a Bóg wie, jak skończyłaby się moja konfrontacja z demonem. Mierzyłam wzrokiem mężczyzn, gdy Sam wstał i stanął przed Księciem. Napięcie w powietrzu było wyczuwalne.
– Nie powinno cię tu być – stwierdził lekko Książę.
– Mówi kto? – odgryzł się anioł. Kapelusznik wyciągnął dłoń przed siebie i ściągnął pióro, spoczywające na ramieniu chłopaka. Powoli schował je do kieszeni spodni.
– Rose cię tu nie chciała – mruknął, jakby sam do siebie.
– Prawda, Łowczyni? – zwrócił się do mnie.
– Tak, ale Sam uratował mi tyłek, kiedy ty nie raczyłeś się zjawić – warknęłam. Cieszyłam się, że Sam tu był, tak samo bardzo, jak tego nie chciałam.
– Och, ale cały czas tu byłem. Czekałem, aż mnie zawołasz – odparł z chłodnym uśmiechem. Przygryzłam wargę.
– Zajmę się tym, możesz odejść – polecił aniołowi, mierząc go spojrzeniem czarnych tęczówek.
– Nigdzie się nie wybieram – warknął, złoto delikatnie zatańczyło wokół źrenic.
Książę uśmiechnął się upiornie i zbliżył o krok. Poczułam uderzenie mocy w powietrzu, w odpowiedzi serce zatrzymało się na moment. Zaraz po nim wokół rozpierzchła się inna energia. Mroczna, przerażająca. Spojrzałam skołowana na anioła.
– Zapomniałem, jak bardzo jesteś fascynujący – powiedział bez cienia skrępowania. Zielone oczy błysnęły groźnie, ale anioł się nie odgryzł. – W takim razie chodź z nami.
– Gdzie? – zapytałam, podnosząc się na nogi. Stanęłam przy nich.
– Weźmy go do domu.
Dotarcie do zamku Księcia zajęło nam o wiele mniej czasu niż poprzednim razem. Zrozumiałam, że mężczyzna musiał wcześniej wziąć mnie do niego okrężną drogą. Błądziliśmy między drzewami w mroku rozpraszanym jedynie przez światło księżyca i blask świetlików. Ich wygląd stawał się coraz bardziej niepokojący. Międzyświat nocą sprawiał, że dostawałam gęsiej skórki. Starałam się rozkojarzyć, obserwowałam cichego jak nigdy dotąd anioła. Sam niósł czarnowłosego przez cały czas i nie wyglądał przy tym na ani trochę zmęczonego, przewiesił go sobie przez ramię, jak gdyby niósł szmacianą lalkę.
„Czy też kiedyś będę taka silna"? – zastanowiłam się.
„W twoich snach, Kwiatuszku" – Rozbawiony głos rozbrzmiał w umyśle. Spiorunowałam anioła spojrzeniem, a on uśmiechnął się leniwie. – „Chociaż ostatnio masz stanowczo ciekawsze sny, czyż nie"? – Dreszcz spłynął po plecach. Chciałam wyartykułować jakąś odpowiedź, ale połączenie zostało momentalnie zerwane, gdy tylko Książę otworzył usta.
– Stójcie. – Sam wykonał jego polecenie bez wahania, ja również. Gdy cienie naparły na ciało mężczyzny, przyglądałam się towarzyszowi. W jasnych oczach nie dostrzegłam krztyny zdziwienia. Musiał już wcześniej odwiedzać zamek Księcia. – Zaniesiemy go do jadalni – obwieścił, naciskając na ciężkie drzwi. Przeszłam przez nie pierwsza, zaraz za mną Sam, a gospodarz wszedł jako ostatni.
– Sam, chodź za mną – Książę polecił chłodno, ruszając przed siebie.
– A co ze mną? – zapytałam.
Zatrzymał się w półkroku i obrócił. Na bladej twarzy malował się chłodny uśmiech.
– Ty pójdziesz się przebrać, jesteś przemoczona i zaraz się wyziębisz. Wszystko jest już przygotowane w mojej sypialni, znasz drogę – odparł miękko.
Serce omal mi nie stanęło. Posłuchałam, wyminęłam ich, omijając usilnie spojrzeniem Sama i zaczęłam wspinać się po krętych schodach. Nieprzyjemny ucisk w żołądku wywołany stresem nie ułatwiał mi tego zadania. Powoli przeszłam przez korytarz tonący w nikłym świetle zaledwie paru świec i skierowałam się do pokoju. Znów zaatakował mnie zapach kwiatów i tajemnic. Na łóżku leżały poskładane w kostkę ubrania. Podeszłam bliżej, przełykając gulę w gardle. Odpychałam od siebie siłą obrazy wizji, którą zesłał na mnie podczas naszej ostatniej kolacji, ale nieskutecznie.
My, razem w tym pokoju. Łóżko. Cienie na ścianach.
Pokręciłam głową, próbowałam odpędzić się od mar, ale wtedy w głowie pojawiło się wspomnienie. Półmrok, smukłe palce odpinające powoli guziki koszuli. Jego usta na mojej szyi w łazience.
Zadrżałam.
Z walącym sercem usiadłam na materacu przykrytym ciemną pościelą. Zapadł się nieco. Wzięłam w dłonie ubrania, skoncentrowałam się na nich z całych sił. Tym razem były na szczęście damskie. Czarne, proste spodnie i ciepły, miękki sweter z lekkim dekoltem w tym samym kolorze. Odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam znowu paradować w jego ubraniach, czułam się w nich naga. Postanowiłam, że nie chcę marnować czasu na prysznic, kiedy ta dwójka została sama z demonem. Potrzebowaliśmy informacji na już, a nie ufałam im, jeśli chodziło o jego bezpieczeństwo. Przebrałam się szybko, przytroczyłam sztylet na powrót do uda i zeszłam na dół.
Demon siedział dalej nieprzytomny na krześle ustawionym przy przeciwległym końcu stołu. Książę zajął jedno z bocznych siedzisk przy jego bliższym krańcu, naprzeciwko niego siedział Sam. Zbliżyłam się niepewnie.
„Czemu, do diabła, to ja mam siedzieć naprzeciwko niego"? – zastanowiłam się. Wiedziałam, że jeśli chodziło o Księcia, nic nie było dziełem przypadku, a miejsce u szczytu było wymowne. – „Co on kombinuje"?
Zajęłam mimo wszystko swoje krzesło, siląc się na spokój. Czarne tęczówki śledziły każdy ruch z zaciekawieniem, nie zwracał uwagi na mordercze spojrzenia, które rzucał mu zielonooki anioł.
– Nie masz jakiegoś lochu? Jak tylko się obudzi, zwieje – mruknęłam. Wierciłam się niezręcznie, próbowałam usadowić się wygodniej. Czułam się jak mysz w klatce, gdy tak się gapił.
– Nie ma szans na ucieczkę. Przyjrzyj się – szepnął rozbawiony.
Podążyłam spojrzeniem na drugi koniec stołu. Demon, mimo tego, że był nieprzytomny, siedział sztywno na krześle, nawet jego głowa była ustawiona prosto. Wytężyłam wzrok i po chwili zauważyłam drobne cienie, jak nitki oplatające jego ciało w strategicznych miejscach, trzymające je w pionie.
Ucisk w żołądku stał się nie do wytrzymania.
– Co się stanie, jeśli spróbuje uciec? – zapytałam, wiedziona przeczuciem. Parę nitek na szyi czarnowłosego napawało mnie mieszanymi odczuciami.
Książę zaśmiał się cicho, temperatura w pomieszczeniu spadła nagle o parę stopni. Serce mi zatrzepotało.
– Umrze – szepnął i nachylił się nieco. Zastukał bladymi palcami w wiśniowy blat. – Przeraża cię to? – Przekrzywił głowę, gwiazdy tonące w mroku jego ślepi delikatnie się poruszyły.
Ciepła dłoń musnęła moją pod stołem, dodając mi otuchy. Skupiłam się na niej, nie pozwalając sobie na zatonięcie w ciemności.
– Nie – powiedziałam hardo. – Ale najpierw musimy wydobyć z niego informacje. Do tego czasu, chcę go żywego.
– Oczywiście.
Skinęłam głową. Był podejrzanie posłuszny. Palce Sama ponownie musnęły moje.
„Co się między wami wydarzyło"? – zadał pytanie, na które nie chciałam odpowiadać.
„Nie chcesz wiedzieć".
– Co jest kurwaa? – Bełkotliwe pytanie padło z ust demona. Nie potrafiłam powstrzymać wrednego uśmieszku, który wypłynął na usta.
Książe odsunął nieco krzesło od stołu i wstał. Poruszał się płynnie, idąc do potwora. Na twarz tego drugiego wstąpiło przerażenie, zastępując wcześniejsze zaspanie i dezorientację. Nie umiałam oderwać od niego wzroku.
– To jest, że chciałeś porwać moją Łowczynię – wymruczał i uniósł podbródek czarnowłosego nieco do góry.
„Jego Łowczynię"? – Kolejne pytanie, na które nie chciałam odpowiadać.
„Nie teraz, Sam".
„Samael".
– Tylko nie ty – jęknął demon, oczy zajarzyły się rubinem, który przebił się przez półmrok otoczenia.
– A właśnie, że ja – odpowiedział śpiewnie. Przejechał palcem wskazującym po porośniętym lekkim zarostem policzku.
– Czego chcesz? Czemu jeszcze żyję? – Nagle baryton, którym wcześniej się posługiwał, zmienił się w pisk. Strach był widoczny w jaskrawych tęczówkach jak na dłoni, ciało mężczyzny drżało raz po raz, nawet gdy Książę ruszył i krążył obok niego.
– Są rzeczy gorsze niż śmierć, wiedziałeś o tym? – Na bladą twarz wypłynął zmysłowy uśmiech.
Serce zaczęło mi dudnić, kiedy obserwowałam, z jakim spokojem i przyjemnością się nad nim pastwi. Patrzyłam, jak urzeczona, póki nie dotarło do mnie, jak bardzo jest to złe.
Pokręciłam głową skonfliktowana.
Chciałam, żeby się bał, tak, chciałam, żeby cierpiał. Nienawidziłam go, nienawidziłam każdego, kto współpracował z Czarną Różą i Ezaiachem. Nawet nie wiedziałam, że wstaję, póki anioł nie złapał mnie za nadgarstek.
„Puść mnie" – zażądałam.
„Książę sobie poradzi" – odpowiedział ostro. – „Nie pozwolę ci zrobić czegoś, czego będziesz potem żałować".
Usiadłam z westchnięciem. Książę spojrzał na mnie przelotnie i uniósł brew w pytającej manierze. Pokręciłam głową.
– Potrzebujemy informacji – przemówił Sam. Świdrował rozmówcę wzrokiem.
– To brzmi jak wasz problem – odwarknął.
– Chyba nie rozumiesz... - Głos wyszedł z mojej krtani, ale nie panowałam nad nim. Rządziły mną emocje. – Albo udzielisz nam informacji, albo... ten przystojniak obok ciebie chętnie się tobą zaopiekuje.
Czerwonooki zacisnął usta w cienką linię. Myślał. Książe za to wpatrywał się we mnie z dziwną satysfakcją. Szybko spuściłam wzrok z powrotem na demona, nie pozwoliłam sobie na zbytnie analizowanie jego reakcji.
– Obiecaj mi, że jeśli wszystko wam powiem, nic mi się nie stanie – rzucił twardo. Już miałam otworzyć usta, gdy spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek – Nie ty, Nefilku. Chcę to usłyszeć od niego – wskazał oczami na Księcia.
Wtedy wszystko stało się za szybko, jakby ktoś włączył przewijanie na filmie. Książę znalazł się za nim w sekundę, smukła dłoń objęła opaloną szyję mężczyzny i zacisnęła się na niej, wyrywając z gardła charkotliwy dźwięk. Ugiął kolana, żeby zrównać się z demonem.
– Czy ty rozumiesz, z kim rozmawiasz? Jesteś w jej domu, więc ją szanuj – odparł tak zimno, że ciarki przebiegły mi po plecach. – I zapewniam cię, że cokolwiek ci obieca, ja dotrzymam jej słowa. – Zacisnął palce mocniej, białka oczu ofiary podbiegły nieco czerwienią. Dopiero, gdy tamten poruszył się niekontrolowanie, wypuścił go.
Wzięłam głęboki wdech, próbowałam uspokoić kołaczące serce.
„Jak to w moim domu"?
Nie rozumiałam jego słów. Musiał mieć w tym jakiś motyw, nie robił tego bez celu. Miałam ochotę wstać i wiać, ale nie mogłam. Musiałam dowiedzieć się wszystkiego. Demon patrzył na mnie błagalnie, cały jego wcześniejszy animusz rozpłynął się jak we mgle.
– Nie mogę obiecać, że on nic ci nie zrobi – powiedziałam powoli, ważąc słowa. – Ale mogę obiecać, że nie pozwolę ci cierpieć zbyt długo. To więcej niż ty dałbyś mi.
Prawda była taka, że demon musiał umrzeć. Należał do Czarnej Róży, a póki ta istniała, byłam w niebezpieczeństwie, tak samo jak Aren i cała ludzkość. Ezaiach miał przecież w planach pozbyć się ludzi, więc jego pobratymcy raczej też.
Demon przez krótką wieczność milczał. Chyba zrozumiał, że był na przegranej pozycji.
– Czego chcesz? – zapytał mnie. Najwyraźniej wziął sobie wcześniejsze słowa Księcia do serca.
– Powiedz mi, gdzie jest Ezaiach – odparłam spokojnie, chociaż Ogień trawił mnie od środka.
Demon zaśmiał się rechotliwie. Zacisnęłam dłonie w pięści pod stołem.
– Z czego rżysz? – spytał Sam. Zacisnął na moment palce prawej dłoni na nasadzie nosa. – Czy ty nie rozumiesz powagi sytuacji? Nawdychałeś się za dużo suchego lodu w De-Town i przepaliło ci styki?
– Z waszego idiotyzmu – odparł śmiało, ale jego ton szybko się zmienił, gdy Książę oparł się dłońmi o blat obok. – Szukacie go, jakby się ukrywał.
– Bo się ukrywa jak pieprzony kryminalista – skontrował go Sam.
– Właśnie, tu jesteście w błędzie. Widzisz... - Demon spojrzał mi prosto w oczy. – Ezaiach prawie wcale nie opuszcza Królestwa.
– To niemożliwe, wszyscy go tam szukają! – Sam podniósł głos, moc rozniosła się po pomieszczeniu. Mięśnie na plecach napięły się w oczekiwaniu.
– Serio? A jak myślisz, w jaki sposób dał radę zwiać z waszego chmurkowego więzienia? Ezaiach nie jest jedynym, który uważa, że Nefile są wynaturzeniem. Nie tylko on twierdzi, że ludzie są zakałą tego świata – wycedził.
– Czyli ktoś mu pomógł? – dopytałam z pozornym spokojem. Ktoś musiał go zachować.
– Brawo. I to ktoś wysoko postawiony, ale zanim znowu zaczniecie pytać, Ezaiach nie jest tak wylewny. Nie wiem, kim jest jego stronnik.
– Jakie są jego dalsze plany? – zadałam kolejne pytanie. Musiałam dowiedzieć się wszystkiego, czego się dało.
– Chcę się ciebie pozbyć. Dyspozycje dostawałem na bieżąco, nie jestem jego najlepszym przyjacielem, jeśli jeszcze się nie domyśliłaś.
Zadałam jeszcze parę pytań. Sam i Książę nie wtrącali się, ten drugi krążył tylko, raz po raz przypominając demonowi o swojej obecności. Kiedy zdałam sobie sprawę, że nie wyciągnę z niego dużo więcej, spojrzałam znacząco na Księcia. Uśmiechnął się półgębkiem i nagle więzy, które pętały demona, zniknęły. Czerwonooki poruszył się mozolnie i rozprostował kości. Widziałam w jego oczach, że mimo pozornie rozluźnionej postawy szuka drogi ucieczki. Wstałam, tym razem zrobiłam to na tyle szybko, żeby Sam nie zdążył zainterweniować. Złapałam go mocno za ramię i pociągnęłam w kierunku holu.
Książe ujął go pod drugie ramię. Wyprowadziliśmy demona przed zamek.
– Rose... - Sam zaczął ostrzegawczo, ale sprzedałam mu najbardziej mordercze spojrzenie, jakie potrafiłam.
– To już czas, Łowczyni – wyszeptał Książę. Podciął nogi mężczyzny, który opadł na kolana. Cienie wystrzeliły spod jego stóp i oplotły się wokół czerwonookiego, krępując mu ruchy. Smukłe palce złapały mnie za brodę i uniosły twarz ku górze. Jasne punkty w ciemnych oczach znieruchomiały, jakby mężczyzna zamarł w oczekiwaniu. – Powinienem, czy może..?
– Ja to zrobię – szepnęłam.
Miałam na to ochotę, od kiedy zobaczyłam go za barem. Stanęłam przed nim pewnie i spojrzałam mu prosto w oczy. Mimo czerwonego blasku widziałam w nich czyste przerażenie.
– Nie musisz mnie zabijać – mówił panicznie, szukając prędko argumentów, które miałyby mu zapewnić przetrwanie. Przymknęłam oczy. Nie byłam gotowa na błaganie.
– Rose, odpuść, nie musisz tego robić! – Słyszałam głos Sama jak przez grubą ścianę wody. Płomień we mnie aż huczał, domagał się zemsty. Krwi.
Chłodne dłonie opadły na moją talię.
– Wiesz, że tego chcesz – wyszeptał. Przeszedł mnie dreszcz. Powoli wyciągnęłam z pochwy sztylet, leżał idealnie w dłoni. Słyszałam szybkie kroki, a potem huk, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Wpatrywałam się w burgundowe ostrze urzeczona. – No dalej, obiecałaś, że nie dasz mu cierpieć, a jednak torturujesz go oczekiwaniem – przypomniał rozbawionym tonem. – Nieładnie, Łowczyni.
Miał rację.
Dłonie zniknęły, ale chłód się nie wycofał. Książę był tuż za mną.
Spojrzałam ponownie w oczy demona, patrzył na mnie błagalnie, ale nie odzywał się. Przytknęłam czubek ostrza tuż poniżej mostka i pochyliłam się nieco, żeby mieć jego twarz przed swoją. Spojrzałam mu w oczy.
– Jesteś przecudownym, przedwczesnym prezentem Bożonarodzeniowym.
Pchnęłam pewnie, ostrze sztyletu zatopiło się w nadbrzuszu jak w maśle. Czerwony blask zgasł, mężczyzna opadł na ziemię z głuchym dźwiękiem. Śnieg wokół niego szybko zabarwił się czerwienią, a w powietrze wypełnił zapach żelaza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top