XIII. Królestwo


Maszerowałam przez las, nie do końca myśląc nad tym, co robię. Co raz szybciej szło mi znajdywanie portalu w Międzyświecie. Teraz, kiedy wiedziałam już, że jestem po części aniołem, prawie nie bałam się podróżować tym ustrojstwem. Zmierzyłam wzrokiem piękną polanę, wahając się przez moment. 

"Czy aby na pewno powinnam to robić?" - zastanowiłam się. 

Orifiel nigdy otwarcie nie powiedział mi, abym nie włóczyła się samotnie po Królestwie, ale pamiętałam moje niedawne spotkanie z Merksem. Co, jeżeli znów spotkam kogoś nieprzychylnie do mnie nastawionego? Ostatnim razem to zakuło. 

Pokręciłam energicznie głową, starając się oczyścić umysł ze wszystkich wątpliwości. W tym momencie istniało wiele ważniejszych rzeczy, niż dziecinne anioły, niepotrafiące poradzić sobie z faktem, że jestem Nefilem. Wyglądało na to, że Jake coś ukrywa, możliwe było, że faktycznie był członkiem Czarnej Róży - a to znaczyłoby, że Hexa jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Miałam ochotę coś rozwalić. 

Powoli zbliżyłam się do przejścia, wychwytując narastający zapach słońca i iglastego lasu, otaczającego wybrzeże w Królestwie. Emanowało energią, która wprawiała każdą komórkę w moim w ciele w drżenie. Przymknęłam powieki, rozkoszując się tym, kiedy wchodziłam w portal i myślałam intensywnie o ciągnącej się przez mile linii brzegowej.

Kiedy je uchyliłam, obraz w mojej głowie stał się rzeczywistością. Wpatrywałam się w harmonijnie rozbijające się o brzeg falę, biorąc głęboki wdech. Promienie słońca delikatnie ogrzewały moją zziębniętą przez listopadowe powietrze skórę. Natychmiastowo ściągnęłam kurtkę i położyłam ją na piasku. To samo zrobiłam z resztą ubrań, licząc na to, że anioły nie są zboczeńcami. Przezornie zostawiłam na sobie bieliznę. 

Nie myśląc wiele wbiegłam w fale i zanurkowałam. Wynurzyłam się i płynęłam przed siebie, póki miałam siłę. Musiałam wyrzucić te wszystkie emocje z mojego wnętrza, szczególnie jeśli miałam siedzieć na tyłku, gdy to Sam próbował rozwiązywać wszystkie zagadki. Miałam ochotę go rąbnąć, ale wiedziałam, że miał rację. W momencie, gdy Jake zauważyłby mnie, wiedziałby już, co kombinujemy. Stracilibyśmy element zaskoczenia. Byłam sfrustrowana i nie miałam zielonego pojęcia, co zrobić z tym wszystkim. Poruszałam energicznie ramionami, licząc na to, że chociaż część moich nerwów odejdzie wraz z wysiłkiem. Kiedy opadłam z sił, położyłam się na plecach i pozwoliłam sile wyporu działać. Woda kołysała mną raz po raz.

Intensywne światło słoneczne zmusiło mnie do zamknięcia powiek. Wsłuchiwałam się w szum fal, ciesząc się, że anioły nie były najgłośniejszymi stworzeniami na tym świecie. Mogłam wreszcie odpocząć w ciszy. Przynajmniej przez moment. 

Po jakiś dziesięciu minutach relaksu usłyszałam szelest nad sobą. Mój umysł podsunął mi momentalnie obraz Ezaiacha, frunącego za mną w lesie, okalającym całe nasze miasto. Rytm, w którym biło moje serce stał się niespokojny, nierównomierny. Nie zdążyłam powstrzymać odruchowej reakcji, wszystkie mięśnie zareagowały i spięły się nagle w oczekiwaniu na zagrożenie. 

Wylądowałam pod wodą. Miałam na tyle szczęścia, żeby zatkać nos i zamknąć usta, zanim się zachłysnęłam.

"Przestań walczyć, bo się utopisz" - głos w mojej głowie wydał polecenie. Posłuchałam go, wiedząc, że ma rację, miotając się tylko utrudniałam sobie wypłynięcie. Z dużym wysiłkiem odpuściłam. Przez chwilę opadałam na dno i już myślałam, że popełniłam błąd, gdy fizyka zaczęła działać.

Wynurzyłam się spanikowana, odgarniając mokre włosy, tworzące klejącą się zasłonę, z twarzy. 

-Nic ci nie jest? - Cichy głos zwrócił moją uwagę. Musiałam zadrzeć porządnie głowę, aby zobaczyć jego właściciela. 

Chłopak unosił się bez wysiłku w powietrzu, wpatrując się we mnie zaciekawiony. Jego oczy miały ten sam kolor, co ślepia mojego koszmaru, były bursztynowe, jednak na tym podobieństwa się kończyły. Uśmiechał się ciepło, na obu policzkach ukazywały się urocze dołeczki. Miał pełną twarz, bardziej chłopięcą niż anioły, które widziałam do tej pory. Ciemnobrązowe, przechodzące przy tym oświetleniu w rdzawą rudość włosy, skręcały się, opadając na jego ramiona. 

Jego nastawienie tak mnie zdziwiło, że zapomniałam języka w gębie. 

-Halo? - Pomachał rękoma przed moją twarzą, ale dalej czułam się, jak zamrożona. 

Chłopak westchnął teatralnie i nagle przestał poruszać skrzydłami. Nie zdążyłam nawet pisnąć, tak szybko wpadł do wody, wywołując falę, która omal mnie nie podtopiła. 

-Hej! - krzyknęłam rozdrażniona, kiedy się wynurzył. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. 

-A jednak umiesz mówić! - powiedział głośno, wyraźnie rozbawiony. 

-Co tu robisz i dlaczego cię nie znam? - zapytał, ale nie słyszałam cienia podejrzliwości w jego głosie. Wydawał się zaciekawiony.

-To skomplikowane - burknęłam. Nie do końca chciałam go wprowadzać w całą historię pod tytułem "jestem nefilem", ale mój brak skrzydeł mówił sam za siebie. Chłopak chyba wiedział, o czym myślę, bo jego następne słowa sprawiły, że zapałałam do niego sympatią. 

-Jak latanie bez skrzydeł? Spoko, to i tak przereklamowane. Jestem Mik, jak ci na imię? - W jego oczach widziałam ogniki, które jeszcze bardziej ocieplały ich złotawy kolor. 

-Rose - odchrząknęłam. Jego zachowanie różniło się tak bardzo od Ezaiacha, czy Merksa, że nie miałam pojęcia, jak zareagować. 

Część mnie podejrzewała, że ta sytuacja jest jak podchwytliwe pytanie na teście z matematyki. Wydaje ci się, że wszystko wiesz, że przejrzałeś sens, kryjący się za nim, ale potem w boleściach dowiadujesz się, że się mylisz. 

-A więc co tu robisz? - zapytał, obracając się na plecy. Podążyłam za jego przykładem, ponownie polegając na wyporności wody. 

-Miałam zły dzień, przyszłam się zrelaksować - powiedziałam zgodnie z prawdą. Mruknął coś pod nosem, ale było to niezrozumiałe. Obróciłam nieco głowę, aby odkryć, że wgapia się we mnie.

-Dlaczego się tak na mnie patrzysz? - spytałam, zastanawiając się, czy anioły faktycznie miały całkowicie inną, wpojoną etykietę zachowania. W świecie ludzi takie ostentacyjne gapienie się uchodziło za niegrzeczne. 

-Jestem ciekawy. Jesteś partnerką Orifiela, prawda? - zapytał, zbijając mnie całkowicie z pantałyku.

-Na to wygląda - odpowiedziałam dyplomatycznie, pamiętając, co powiedział mi ojciec. 

Właśnie tak mieli mnie postrzegać przez to, jak jego zapach do mnie przywarł, po tym jak mnie uratował. Poza tym, czy to nie właśnie tym byliśmy teraz dla siebie? Partnerami?

-Dlaczego to takie ciekawe? - dopytałam. Chłopak obrócił twarz w stronę nieba, jakby nie umiał znieść mojego spojrzenia. 

-Nie umiem wyobrazić sobie Orifiela z kobietą. Jest zimny - odpowiedział cicho. 

Na moment zastygłam, słysząc te słowa. Widziałam, jak Ori komunikuje się z innymi i mogło uchodzić to za zimne, ale sposób w jaki rozmawiał ze mną, sprawiał, że ostatnie co przychodziło mi na myśl w związku z chłopakiem, to chłód. Wyczułam okazję, aby dowiedzieć się o nim nieco więcej. 

-Dlaczego tak uważasz? 

-Trudno to wytłumaczyć. Kiedy inni panikują, on dalej pozostaje taki sam. Kiedy my świętujemy, on zostaje gdzieś z boku. To tak, jakby żył obok nas, nie z nami - wyjaśnił cicho, jego głos był niepewny. 

-Może musi troszczyć się o zbyt wiele, aby pozwolić sobie na to wszystko? - powiedziałam, mając nadzieję, że uda mi się pociągnąć chłopaka za język. 

Uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo, a ja spąsowiałam, wyglądał, jakby domyślił się, co knułam. 

-Powinniśmy wracać na brzeg. Pogoda tutaj lubi się nagle zmieniać - odparł i pociągnął mnie za ramię. Obróciłam się na brzuch, aby płynąć w stronę brzegu, kiedy usłyszałam jego głos. 

-Wyścig? - zasugerował. 

Nie musiał mnie namawiać. Mimo ciężaru swoich skrzydeł chłopak wygrał ze mną. Uśmiechał się szeroko, oczekując mnie na brzegu. 

-To... Co zamierzasz teraz zrobić? - zapytał, kiedy już pozbierałam swoje rzeczy. 

Nie przemyślałam mojego planu dokładnie. Musiałam poczekać, aż wszystko co miałam na sobie doschnie, zanim ubiorę resztę.

-Myślę, że zostanę tutaj i pokorzystam z pogody - powiedziałam, zdając sobie sprawę, że nie mam innego wyboru. 

Chłopak opadł ciężko na piasek, który oblepił jego ciało i najprawdopodobniej przemoczone skrzydła. Beztrosko poleciał na plecy. 

-Co ty robisz? - spytałam. Konsternował mnie.

-Zostaje z tobą, jeśli mogę oczywiście - skwitował. 

Skinęłam głową i opadłam na piasek obok niego. Przez dłuższy moment zawisła między nami cisza, ale rudzielec wyglądał, jakby mu nie przeszkadzała, więc mimowolnie też się odprężyłam. Początkowo chciałam rozładować swoją energię treningiem w Królestwie, ale zaczynało mi się wydawać, że skok do morza wyszedł mi na dobre. Dalej martwiłam się tym, co Sam może odkryć, ale przynajmniej zmusiłam się do odpoczynku. Kiedy tylko moja bielizna trochę podeschła, ubrałam się bardziej przyzwoicie, jednak nie odmówiłam sobie wylegiwania się na piasku. To było zbyt przyjemne. 

-Wiesz... Nie powinnaś tak wypytywać jakiegoś przypadkowego anioła o Orifiela  - powiedział cicho, przerywając ciszę. Spojrzałam na niego. Na jego twarzy malowało się delikatne napięcie. 

-Dlaczego? 

-Sama powiedziałaś, on troszczy się o wiele tutaj, a co za tym idzie, wielu z nas przed nim odpowiada. Niemądre jest obgadywanie kogoś nad Tobą - stwierdził luźno.

-Na tyle niemądre, abyś się tego nie dopuścił? - Zaryzykowałam. 

Rudzielec roześmiał się cicho.

-Lubię Cię, chyba rozumiem czemu Orifiel się tak Tobą interesuje - stwierdził. Nieco się naburmuszyłam i musiał to zauważyć, bo roześmiał się ponownie, tym razem bardziej tubalnie. 

-Może mógłbyś opowiedzieć mi nieco niemądrych rzeczy? 

-Myślę, że to musi poczekać, ale w tym momencie możesz zapytać u źródła - praktycznie zaszeptał i podniósł się do siadu. 

Zrobiłam to samo, a gdy podążyłam wzrokiem za jego spojrzeniem, zobaczyłam przemierzającego plażę czarnoskrzydłego anioła. Zaparło mi dech w piersiach, gdy obserwowałam jak zmierza w naszym kierunku. Przypominał mi dzikie zwierzę sposobem, w jaki się poruszał. Jego włosy były potargane, a dzikości dopełniał wyrazu jego twarzy.

-Mikeal. - Orifiel skinął głową w kierunku rudowłosego anioła. 

"Wiedziałam, że jego imię w pełnej formie będzie od czapy" - pomyślałam, starając się nie roześmiać. 

Chłopak wstał i skinął nisko głową, po czym się oddalił. Zanotowałam w myślach, że muszę się dowiedzieć nieco więcej o hierarchii, panującej w tym miejscu. Kiedy tylko Mik zniknął z pola widzenia, Orifiel uklęknął, prawie zrównując się ze mną wzrokiem. Uśmiechnął się ciepło, ten wyraz rozgonił cały chłód i skupienie, które widziałam na jego twarzy chwilę wcześniej. 

-Stęskniłaś się? - spytał zaczepnie, złoto w jego oczach nieco zamigotało. 

-Za tobą? Nie w tym życiu - rzuciłam figlarnie. 

Chłopak uniósł jedną ciemną brew ku górze. 

-Doigrasz się - stwierdził, popychając mnie na piasek. 

W ułamku sekundy znalazł się nade mną, jedna z jego nóg zaplątała się jakimś cudem między moimi, gdy podpierał się dłońmi o piasek. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który szybko się pogłębił, sprawiając, że zapomniałam dlaczego tutaj jestem. Ogień we mnie zareagował na obecność anioła, mrucząc pod powierzchnią skóry, kiedy jedna z jego dłoni dostała się na moje ramię i powoli wędrowała po ciele. Czułam, jak  dostrajam się do chłopaka, odpowiadając na każdy ruch i pieszczotę. Chciałam go dotknąć, tak przemożnie, jak chciałam oddychać. Moje palce wplątały się w gęste, czarne włosy, przyciągając go jeszcze bliżej, a i tak miałam wrażenie, że to dalej za daleko. Paznokcie drugiej dłoni wbiłam w plecy chłopaka, kiedy  przeniósł usta na linie szczęki. Pociągnęłam za materiał jego koszulki, gdy śledził ścieżkę wzdłuż szyi, obsypując ją pocałunkami. Każdy z nich sprawiał, że intensywny prąd przeskakiwał po skórze. Intuicyjnie podciągnęłam jego tshirt ku górze, ale anioł odsunął się ode mnie gwałtownie.

Nasze oddechy były urywane. Jego klatka piersiowa gwałtownie wznosiła się i opadała, gdy mierzył mnie spojrzeniem dzikich oczu, które ze zwyczajowego błękitu przeszły prawie w biel. Złoto wokół jego źrenic żyło własnym życiem, gdy patrzył tak na mnie. Nacisnęłam na jego plecy dłońmi, próbując przyciągnąć go znów do siebie, ale był jak skała. 

-Musimy przestać - wyszeptał. 

-Ale ja nie chcę przestawać - nacisnęłam na niego jeszcze raz. 

-Nie tak i nie tutaj - powiedział nieustępliwie. Kiedy moja dłoń zawędrowała na jego brzuch, wydał z siebie chrapliwy dźwięk, po czym z jękiem opadł na piasek obok. 

Wiedziałam, że miał rację. Orifiel wpatrywał się w ciszy w morze, oddychając dalej głęboko. Widziałam, że walczył ze sobą, co nieco łechtało moje ego, ale im dłużej ta cisza się przeciągała, tym bardziej zawstydzona się stawałam. 

Rzuciłam się na niego pośrodku plaży w Królestwie. Mógł nas zobaczyć dosłownie każdy.

Wyrwał mi się piskliwy dźwięk, gdy schowałam twarz w dłonie, opadając na plecy. Cokolwiek mną owładnęło, właśnie opadło. 

-Przepraszam - wydusiłam z siebie, nie odkrywając oczu. Nie chciałam na niego patrzeć, było mi zbyt głupio.

-Nie masz za co... - powiedział, brzmiał na zamyślonego - to było całkiem miłe - przyznał chrapliwie. 

To w jaki sposób mówił, nieco mnie uspokoiło. 

-Dlaczego jesteś w Królestwie? - zapytał, zmieniając temat. Złożyłam dłonie pod potylicą i spojrzałam na niego. 

Anioł położył się na boku, podpierając się na przedramieniu. Wyglądał na zmartwionego. Nie miałam pojęcia, jak mu odpowiedzieć. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy. 

-Potrzebowałam się rozluźnić - powiedziałam, stawiając na półprawdę. Przekrzywił nieco głowę. 

-Dlaczego mnie okłamujesz? - zapytał tak po prostu. Wiedziałam, że okropny rumieniec wyszedł na moje policzki i dekolt, bo czułam, że moja skóra wręcz pali. 

-Nie nazwałabym tego kłamstwem, dziewczyna musi mieć swoje tajemnice - odbiłam piłeczkę. Nigdy nie obiecywałam, że będę mu mówić zawsze o wszystkim. Skinął głową zamyślony. 

-Jeśli będziesz potrzebowała pomocy z jakąś tajemnicą, jestem tutaj - odmruknął w końcu. Uśmiechnęłam się. To, że nie napierał sprawiło, że nieco się rozluźniłam. Może dlatego powiedziałam to, co powiedziałam.

-Rozmawiałam z Samem.

Jego oczy nieco pociemniały, nic poza tym nie sugerowało, żeby przejęła go ta informacja. 

-I jak poszło?

-Tak jak zawsze z Samem. Było okej - podsumowałam nieudolnie. Naprawdę nie wiedziałam po chiny zaczęłam ten temat. 

-Nie próbował niczego? - Jedna z jego brwi poszybowała do góry, kiedy patrzył mi prosto w oczy. Na chwilę przestałam oddychać, to było tak, jakby powietrze wokół nas wypełniła elektryczność. Zaborczość, którą widziałam w jego oczach, wcale nie ujawniała się w jego głosie i w zachowaniu, ale mimo tego sprawiała, że po moich plecach spłynęły przyjemne dreszcze. 

-Rose? - Zwrócił moją uwagę na powrót na rozmowę. 

-Nie - powiedziałam. Nie miałam nic do dodania. 

-Nie patrz tak na mnie - powiedział cicho. To brzmiało jak groźba. 

-Dlaczego? - Wiedziałam, że go prowokuje, ale miałam to w nosie. Faktycznie za nim tęskniłam. 

-Bo zabiorę cię do siebie... - zamruczał, zbliżając się. Jego miętowy oddech owiał moje ucho, kiedy znów się odezwał. - I tym razem tak łatwo nie wypuszczę. 

Moje serce zaczęło łomotać, jakby chciało przebić się przez żebra. Nie bałam się go, jeśli już, to chciałam z nim iść. Chłopak przełamał atmosferę, odsuwając się ode mnie nieco. Jego palce dotknęły mojego policzka, gdy zadał pytanie.

-Co cię dręczy Rose?

Zdębiałam. Skąd wiedział? Nie myślałam teraz o niczym... Poza nim. 

-Orifiel...  - zaczęłam, ale jeden z jego palców przeniósł się na moje usta, wprawiając je w mrowienie. 

-Nie muszę czytać ci w myślach, żeby wiedzieć, że coś cię gnębi. Robię to o wiele rzadziej, niż ci się wydaje - przyznał. Odetchnęłam z ulgą, to była pozytywna informacja. 

-A więc? - zapytał, zjeżdżając z moich ust w kierunku mojej szyi. Kiedy jego palec dotknął mojego obojczyka, wzięłam urywany wdech. 

-Hexa... Chyba nie chce mnie znać - powiedziałam cicho. 

-Kłótnie zdarzają się w najlepszych przyjaźniach. Co się stało? - Jego głos był kojący, ale nie rozwiewał całego smutku, który ściągał moje serce w dół. 

-Nie wiem. Jake powiedział, że ma dość tego, że przeze mnie w jej życiu dzieją się te wszystkie rzeczy

-Wiesz, że to nie twoja wina, prawda? - Momentalnie uchwycił moją brodę w palce i uniósł mi twarz do góry, tak abym spojrzała na niego. Wpatrywał się w moje oczy intensywnie, aż zabrakło mi tchu. 

-Nie zrobiłaś niczego, aby jej zaszkodzić. Nikt nie ma prawda Cię winić i ona to zrozumie z czasem. Nie wierz w głupoty - powiedział twardo. Moje serce gubiło rytm. 

Powiedział mi dokładnie to, co potrzebowałam w tym momencie usłyszeć. W głębi serca wiedziałam, że Orifiel ma rację, chociaż wyrzuty sumienia zawsze szukały drogi powrotnej do mojego serca. Nawet jego miłość nie potrafiła tego odegnać. Chłopak chyba o tym wiedział, bo powoli podniósł się z piasku, ciągnąc mnie za sobą. 

-Wiesz czego potrzebujesz? - zapytał, podążając wzdłuż linii brzegowej. 

-Oświeć mnie, o wszechwiedzący - zażartowałam, ściskając nieco mocniej jego dłoń. 

Odwrócił się do mnie, jego twarz zdobił drapieżny uśmiech. 

-Musisz się wyżyć.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top