L. Nicość


Błoga nicość nie mogła trwać wiecznie. Otworzyłam oczy i zamrugałam powoli. Ciemną sypialnie oświetlały zielone płomienie świec. Klatka piersiowa mężczyzny unosiła się raz po raz pod moim policzkiem, powoli i spokojnie. Od Księcia bił przyjemny chłód.

,,Jeszcze śpi".

W moim brzuchu znów zaczął formować się supeł. Próbowałam zasnąć, ale gdy tylko przymykałam powieki, widziałam ją, siedzącą bezwładnie na krześle w Przystani. Oczy mnie zapiekły, krtań natychmiastowo zacisnęła się, ograniczając przepływ powietrza. Wiedziałam, że to czas, aby wstać.

Ostrożnie wyplątałam się z objęć mężczyzny. Moje dłonie drżały, gdy otwierałam szafę. Wyjęłam pierwsze z brzegu spodnie i koszulę. Ubrałam się, wszystko robiłam automatycznie. Topiłam się we własnym umyśle, który podsuwał mi raz po raz makabryczne obrazy. Mimo usilnych starań nie umiałam ich zablokować.

Zrobiłam zaledwie parę kroków w kierunku drzwi, gdy cienie na ścianach zadrgały. Gwałtownie ruszyły w moim kierunku, potem oplotły moje nogi i ręce. W miejscach, w których mnie dotykały, zimno przepalało drogę w głąb ciała.

– Gdzie idziesz? – zapytał zaspany. Jego głos był ochrypły.

Obróciłam się na tyle, ile pozwoliły mi cienie, aby posłać mu najbardziej mordercze spojrzenie, jakie potrafiłam. Westchnął i się przeciągnął, przez to linie na jego brzuchu stały się bardziej widoczne. Powoli wstał i podążył leniwie w moim kierunku. Zatrzymał się przede mną, uniósł dłoń. Pierwszy kontakt z typowym dla niego chłodem sprawił, że zadrżałam. Pogłaskał mnie delikatnie po policzku, wpatrując się w moje oczy.

– Mówiłem, że cię nie wypuszczę – szepnął. Gwiazdy w ciemnych tęczówkach poruszyły się powoli.

– Muszę iść do domu. Muszę porozmawiać z tatą. – Kolejny supeł zawiązał się w żołądku, tym razem nie miał nic wspólnego z bólem. To, jak Książę się zachowywał, napawało mnie niepokojem i niepewnością. Nie rozumiałam w pełni, co nim kierowało. Tak samo niejasne było dla mnie dziwne, ciepłe odczucie, które budziło się w mojej klatce piersiowej.

Kiwnął głową w zrozumieniu. Oplatające mnie cienie wycofały się, a ja wzięłam głębszy wdech. Wiedziałam, że jeszcze będę musiała się z nim skonfrontować, ale to nie był dobry dzień na kłótnie z Księciem.

– Pójdę z tobą – oznajmił.

– To, że się z tobą przespałam, nie znaczy, że teraz musisz za mną chodzić. Nie oczekuję niczego od ciebie – prychnęłam. Spróbowałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę. Pokręciłam głową. – Poradzę sobie.

– A ja powiedziałem ci, że jesteś moja. To znaczy, że twoje problemy są też moimi problemami. Nie rzucam słów na wiatr – odparł pewnie, na przystojnej twarzy rozkwitł chłodny uśmiech. – Poza tym, te ubrania nie nadają się na rozmowę, którą chcesz odbyć.

– Niech zgadnę, masz więcej babskich ciuszków? – syknęłam. Jego zachowanie sprawiało, że jakieś dziwne, miłe uczucie budziło się we mnie do życia, nie chciałam tego. Nie mogłam sobie pozwolić na zbędną sympatię.

– Cóż... Lubię być dobrze przygotowany, a ostatnimi czasy często kończyłaś w moim domu zziębnięta i mokra. – Złapał mnie za rękę i pociągnął delikatnie za sobą.

Razem podeszliśmy do szafy. Otworzył wolną dłonią skrzydło i wskazał na szufladę na wysokości mojej klatki piersiowej. Była prawie pełna.

– Do wyboru do koloru – zachęcił mnie.

– Wszystko jest czarne, więc chyba nie do końca – mruknęłam pod nosem. Wyplątałam się z uścisku Księcia i zaczęłam wertować zawartość szafki. Wiedziałam, że dalej stał za mną, czułam jego obecność, która sprawiała, że czerwieniłam się aż po koniuszki uszu.

Powoli ogarniał mnie wstyd.

„Już i tak się z nim przespałaś, teraz chcesz udawać niewinną?" – zwrócił mi uwagę głos.

„To nic nie znaczyło". – Pokręciłam głową, decydując się na ciepły sweter i czarne jeansy.

„Jasne, właśnie dlatego próbujesz go od siebie odepchnąć. Bo to nic nie znaczyło".

Czerwień parzyła moje policzki, gdy mijałam mężczyznę. Zamknęłam drzwi do łazienki z głośnym hukiem i przebrałam się szybko. Moje serce przyspieszało coraz bardziej. Niepewnie podeszłam do lustra wiszącego nad umywalką. Oczy kobiety, która się we mnie wpatrywała, były podkrążone. Ciemne, niezdrowe cienie kontrastowały z zielonozłotym blaskiem, bijącym z jej tęczówek. Blada skóra wydawała się zbyt napięta na przerażonej twarzy. Szyję zdobiły ciemne ślady. Przełknęłam gulę w gardle i poszybowałam wzrokiem wyżej. Jasne, długie włosy były splątane. Podniosłam drżącą dłoń i przeczesywałam je raz za razem. Próbowałam wyciszyć Płomień, ale za nic nie chciał wrócić do klatki piersiowej, cały czas uwidaczniał się w oczach. W końcu z głośnym westchnieniem odpuściłam i wyszłam z pomieszczenia.

Książę wstał z fotela, był już ubrany. Wyglądał zdrowiej niż przed drzemką. Szarość pod oczami zniknęła, a skóra była na powrót porcelanowa. W dłoni trzymał coś czarnego. Podszedł i zmierzył mnie wzrokiem.

– Odwróć się – nakazał spokojnie.

Kiedy to zrobiłam, owinął chustkę wokół mojej szyi. Smukłe palce raz po raz muskały moją skórę, ale nie pozwalałam sobie zareagować. Ignorowałam uparte mrowienie i dreszcze, które powodował ten przelotny dotyk.

– Czemu? – zapytałam szorstko.

– Nie mam nic przeciwko, aby pokazać światu, że jesteś moja, ale myślę, że ty potrzebujesz na to trochę więcej czasu – mruknął.

Serce zatrzepotało niebezpiecznie. Odsunęłam się gwałtownie od mężczyzny i ruszyłam przed siebie.

– Nie jestem. Chodźmy już.

*

Przemierzyliśmy Międzyświat w ciszy. Książę trzymał mnie za rękę. Pozwalałam mu na to, bo jego chłód nieco rozganiał wariujące emocje. Kiedy doszliśmy do linii drzew, zauważyłam czarnoskrzydłego anioła krążącego pod domem. Płomień buchnął gdzieś we mnie. Wyrwałam się mężczyźnie i ruszyłam gwałtownie przed siebie, niesiona emocjami.

– Co tu robisz? – warknęłam.

– Rose, co się stało? – zapytał Orifiel. Złapał mnie za ramiona, niebieskie oczy rozszerzyły się w zdumieniu. – Czemu jesteś taka zdenerwowana? – Na jego twarz wstąpiło najprawdziwsze zmartwienie, to było jak uderzenie obuchem.

Wszystko przygniotło mnie naraz. Poczucie winy, strach, ból. Efekt znieczulający Księcia po prostu zniknął.

– Co tu robisz? – powtórzyłam pytanie wymuszonym, chłodnym tonem. Miałam do wyboru to albo krzyk.

– Chciałem cię osobiście powiadomić, że wczoraj dopadliśmy Ezaiacha. Jest w więzieniu i czeka, aż Siódemka się nim zajmie – wytłumaczył, złoto otaczające źrenice anioła zatańczyło radośnie, a na twarz wkradł się uśmiech. – Udało się, jesteś bezpieczna.

Z gardła wyrwał mi się skrzekliwy śmiech, którego nie potrafiłam pohamować.

– Bezpieczna? Dobre sobie – prychnęłam. – Mówisz, że dorwaliście go wczoraj? To najwyraźniej może wchodzić i wychodzić z więzienia i Królestwa, jak mu się podoba. W sumie to nic dziwnego, skoro nie jest jedynym aniołem, który ma takie chore przekonania.

Ciepłe dłonie Orifiela oderwały się ode mnie, opadły bezwładnie wzdłuż jego ciała. Mężczyzna wyglądał, jakby był w szoku.

– Złapaliśmy go wczoraj i przysięgam, że od tamtego czasu siedzi w celi – mówił powoli. Orifiel odsunął się o krok ode mnie. – Uspokój się.

– Mam się uspokoić? – syknęłam i uniosłam dłonie, ale po chwili opuściłam je zrezygnowana. Orifiel nie zasługiwał na bycie workiem treningowym, to nie on spowodował gniew, który próbował mnie pożreć. Wzięłam głębszy wdech i przymknęłam na moment oczy. Jak na zawołanie zimna dłoń znienacka pojawiła się na moim barku. Złapałam się kojącego odczucia chłodu jak boi ratunkowej. – Cieszę się, że go znalazłeś, ale na twoim miejscu przyjrzałabym się strażnikom. Jestem całkowicie pewna, że Ezaiach jeszcze dzisiaj był poza Królestwem.

Gdy uchyliłam powieki, wzrok czarnoskrzydłego nie spoczywał na mnie, a na sylwetce mężczyzny, który za mną stał. Wypalał w nim dziurę.

– O czym mówisz? – zapytał anioł, ponownie koncentrując się na mnie. W jego głosie pojawił się ślad szorstkości.

– Ezaiach zabił moją matkę. Nie wczoraj, a dzisiaj – wydusiłam. Moje oczy znów piekły, miałam ochotę zapaść się w siebie. – Po prostu sprawdź, czy aby na pewno ufasz właściwym ludziom – dodałam słabo. Nie miałam ochoty na kolejną kłótnię, już bez niej się rozpadałam.

Dłoń Księcia zacisnęła się mocniej na moim ramieniu, miałam ochotę odchylić się i oprzeć o mężczyznę. Czułam niezrozumiałą potrzebę, aby zaczerpnąć nieco jego chłodu i siły, pozwolić sobie, aby wsiąknęły we mnie. Zbyłam dziwne rozmyślania, zrzuciłam je na wyczerpanie.

– Rose, ja nie wiedziałem, przykro mi... – Orifiel zrobił krok w moim kierunku. Rozłożył ramiona, jakby chciał mnie objąć.

Cofnęłam się i uderzyłam plecami w tors Księcia. Ból widoczny w błękitnych oczach tylko podsycił moje emocje, a i tak już ledwie trzymałam się w kupie.

– Zachowaj to dla Fae – mruknęłam.

Jasne oczy rozszerzyły się, pokręcił głową. Parę czarnych kosmyków opadło niesfornie na jego czoło.

– To nie tak jak myślisz – zaczął tłumaczyć.

Jednak ja nie chciałam słuchać.

– Nie obchodzi mnie to – skłamałam i wyminęłam skrzydlatego. – Mam ważniejsze sprawy na głowie.

„Nie mam zamiaru nikogo kochać. Nikt nie będzie zajmował specjalnego miejsca w moim umyśle ani w sercu. Nie mam zamiaru znowu tak cierpieć, nigdy więcej nikogo nie stracę".

Książę dalej się nie odzywał, gdy otwierałam drzwi. Przeszłam przez próg i ściągnęłam płaszcz, który mi pożyczył. Mężczyzna nie poruszył się ani o milimetr, wciąż stał przed wejściem.

– Nie wejdziesz? – zapytałam zdziwiona.

– Chcesz, żebym wszedł do twojego domu? – Książę zabrzmiał niepewnie, to było dla niego tak nietypowe, że aż zamarłam.

„Czy go naprawdę obchodzi coś tak błahego? Czy nikt nigdy nie zaprosił go do siebie?" – zastanowiłam się. Zakłuło mnie w sercu.

– Wejdź – poleciłam sztywno.

Niespiesznie wykonał polecenie, jakby tylko czekał, aż jednak go wygonię. Zamknął za sobą drzwi i od razu zaczął się rozglądać. Wyglądał na szczerze zaciekawionego. Przeszedł powoli przez przedpokój i wszedł do salonu. Wodził wzrokiem po ścianach. Spojrzenie czarnych ślepi przeskakiwało też z szafki do szafki. Na krótkie momenty zatrzymywał się, gdy dostrzegał coś, co przykuwało jego uwagę. Przystawał i obserwował fotografie wiszące na ścianach, opuszkami palców dotykał świątecznych ozdób. Patrzył na wszystko zafascynowany, jakby widział te zwykłe rzeczy po raz pierwszy w życiu.

Podszedł do kanapy i usiadł. Ujął w dłoń zdjęcie, leżące na małym stoliku kawowym obok. Zatrzymałam się przed nim i założyłam dłonie na biodra.

– Nie jesteśmy tu po to, żebyś oglądał pamiątki rodzinne – powiedziałam cicho. Czułam się dziwnie z tym, że nagle miał dostęp do tego, jak wyglądało moje życie wcześniej. Jeszcze dziwniejsze wydawało mi się jego zainteresowanie tą kwestią. Spojrzałam na fotografię i uśmiechnęłam się krzywo. Brakowało na niej nowego członka rodziny. Nagle przeszedł mnie zimny dreszcz. Moje serce zabiło mocniej, gdy coś do mnie dotarło. – Książę... Musimy znaleźć Arena – wyszeptałam powoli. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak duży błąd popełniłam wcześniej. Działałam pod emocjami i nawet przez chwilę nie pomyślałam o tym, że przecież go również nie zastałam rano w domu.

– Tu go nie ma, więc będziemy musieli poszukać – mruknął pod nosem i odstawił ramkę na miejsce.

– To jest ważne, musimy iść – zapiszczałam spanikowana. Znów czułam się, jakby podłoga miała uciec mi spod nóg. Wszystko ciągle wymykało się spod kontroli.

– Nie.

– Jak to nie?! – Praktycznie wykrzyczałam. – Czy czyjeś życie naprawdę nie ma dla ciebie żadnego znaczenia?!

– Ma... Ale parę minut rozmowy z twoim ojcem nie zrobi różnicy. Nie mamy ani jednego punktu zaczepienia, nic, od czego moglibyśmy zacząć poszukiwania. Doskonale o tym wiesz. A jeśli faktycznie zabrał go Ezaiach... – Książę się skrzywił. Nie odzywałam się, więc kontynuował: – Wydaje mi się, że chcesz odwlec w czasie rozmowę z Danielem i dlatego ignorujesz oczywiste, ale Rose... On musi wiedzieć. Zasługuje na to. Kocha ją.

Po moim policzku ściekła łza. Szybko otarłam ją grzbietem dłoni.

Wiedziałam, że miał rację. Nie było sensu się wykłócać. Jednak jedna kwestia nie dawała mi spokoju.

– Skąd tak właściwie wiesz, że Arena tu nie ma? – zapytałam podejrzliwie. Uniosłam odruchowo brwi.

– Nie czuję nikogo w pobliżu.

– Wyczuwasz... wszystkich? – zapytałam niepewnie i usiadłam obok mężczyzny. Pokiwał głową, ale się nie odezwał, więc dopytałam: – Mnie też?

– Ciebie szczególnie. – Przeczesał palcami moje włosy. – Poczułem wybuch mocy, gdy się przebudziłaś, a potem... Zawsze wiedziałem, gdy choć trochę zbliżyłaś się do Międzyświata. To chyba trochę straszne, co? – W uśmiechu, który rozkwitł na jego twarzy, była nuta niepewności. Wyglądał na zawstydzonego.

– Nie. – Pokręciłam głową i zdobyłam się na śmiałość. – Ja ciebie też czuję. Zawsze, gdy wejdę do Międzyświata, wiem, gdzie jesteś. No i wiem, kiedy się denerwujesz, bo wtedy energia aż się z ciebie wylewa – przyznałam.

Czarne oczy wpatrywały się we mnie, widziałam w nich szczere zdziwienie. Coś ciepłego rozlało się w mojej klatce piersiowej. Udało mi się sprawić, że wyłamał się ze sztywnych ram roli, którą tak skrzętnie odgrywał. Nagły przypływ niewyjaśnionej śmiałości sprawił, że przeniosłam dłoń na udo mężczyzny i uśmiechnęłam się nieznacznie. Już otwierałam usta, kiedy drzwi wejściowe trzasnęły.

Wstałam gwałtownie, podłoga zawirowała. Czułam się, jakby ktoś oblał mnie kubłem zimnej wody.

Miałam ochotę spoliczkować się za to, że zapomniałam, choć na moment, po co tu przyszłam. Nie miałam prawa zapominać, nie, kiedy to przeze mnie do tego doszło. Targnęła mną nagła fala mdłości, gdy zobaczyłam tatę. Z uśmiechem na ustach położył torby pełne zakupów pod drzwiami, a potem ściągnął kurtkę.

Zrobiłam kolejny krok ku niemu, mężczyzna się odezwał.

– Nie, nie, nie. Nie wolno podglądać, znasz zasady – zawołał wesoło i własnym ciałem osłonił reklamówki, jakby kryły co najmniej przepis na kamień filozoficzny.

Serce mi się łamało, kiedy widziałam jego radość. Wiedziałam, że muszę ją zabić. Przełknęłam gulę w gardle. Podeszłam bliżej, wtedy dostrzegłam, że rysy twarzy mężczyzny wyostrzyło zmartwienie. Podrapał się po siwiejącej głowie.

Patrzyłam na niego i walczyłam z łzami, które uporczywie napływały do oczu. Odpędzałam je, mrugając szybko. Nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu, ubrać w słowa tego, co tak bardzo męczyło mój umysł, co sprawiało, że miałam ochotę wyrwać sobie serce. Nie chciałam, żeby on też to czuł. Pragnęłam się obudzić. Tak bardzo chciałam, aby ten dzień okazał się jedynie złym snem. Jednak wiedziałam, że to niemożliwe.

Moje życie stało się koszmarem, z którego nie było ucieczki.

– Rose, co się dzieje skarbie? – zapytał tata. Był skonsternowany. Jego wzrok na moment opadł gdzieś za mną, szare oczy otworzyły się szerzej, najprawdopodobniej gdy dostrzegł Księcia. Wrócił spojrzeniem do mnie i uniósł brwi.

Pękłam.

Poczułam łzy. Tym razem ich nie hamowałam, nie potrafiłam, nie przy nim. Nie umiałam się wysłowić. Tata podbiegł do mnie, objęły mnie ciepłe, duże ramiona. Pachniał palonym drewnem i czekoladą, a ten domowy zapach jeszcze bardziej mnie rozbił.

– Tato, mama... – próbowałam mówić, ale ściskało mi krtań.

– Już dobrze. – Przycisnął mnie do siebie mocniej. Głaskał mnie po włosach, gdy wypłakiwałam duszę.

Nie umiałam przestać. Nie wiem, jak długo to trwało. Łkałam i starałam się przetrwać. Koniec końców zabrakło mi łez, czułam się bezwładna jak szmaciana lalka.

Tata mnie puścił. Na moim ramieniu spoczęła dłoń Księcia, w którymś momencie musiał wstać i do nas dołączyć.

– Chodź... – mruknął czarnowłosy i pociągnął mnie lekko. Podprowadził mnie do kanapy, na którą natychmiastowo opadłam. Usiadł obok, ale zachował rozsądną odległość.

Tata powoli zajął miejsce na swoim fotelu, wpatrywał się w nas z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Co się stało? – zapytał ojciec. Mówił miękkim tonem, chociaż w jasnych oczach uwidaczniał się narastający niepokój.

Jakieś imadło ścisnęło mi płuca, pozbawiając mnie tlenu.

Nie potrafiłam mu odpowiedzieć.

Chłodne muśnięcie dłoni Kapelusznika wyrwało mnie z letargu. Książę pochwycił moje spojrzenie. Pokręciłam nieznacznie głową. To ja musiałam wyjaśnić wszystko tacie.

Pierwsze słowa nie potrafiły przejść przez moje gardło, ale kiedy już dałam radę, reszta wylała się ze mnie jak fala tsunami. Opowiedziałam tacie o poprzednim liściku od Ezaiacha, Jeziorze Dusz, Benjim i dzisiejszym poranku. Nie potrafiłam na niego spojrzeć, gdy wyjaśniałam, co odkryłam w Przystani. Dopiero gdy skończyłam mówić, odważyłam się podnieść wzrok.

Mężczyzna gdzieś w trakcie mojej historii zrzucił swoją maskę. Pewnie szok, którego doświadczył, sprawił, że nie był w stanie dłużej używać swoich specjalnych zdolności. Wyzbył się codziennego kamuflażu. Odmłodniał, a na tej dziwacznie młodszej twarzy wypisany był horror. Nie mogłam na to patrzeć.

„To moja wina".

– Przepraszam – wydusiłam.

– Nie przepraszaj. – Daniel pokręcił głową. Jego głos był wyprany z emocji. Ten ton mówił więcej, niż mogłyby powiedzieć gwałtowne czyny. Czułam, że robi wszystko, aby nie stracić nad sobą kontroli. – To nie ty to zrobiłaś, tylko Ezaiach. Gdybym tylko wiedział... – Ostatnie słowa wycedził, dłonie zacisnął w pięści. Wyglądał, jakby chciał dodać coś więcej, ale wstrzymywał się z całych sił.

– Orifiel twierdzi, że złapali go wczoraj wieczorem – wtrącił się Książę. Od mężczyzny biło opanowanie. – To znaczy, że ktoś w Królestwie pomaga mu wychodzić, kiedy mu się żywnie podoba. Powinieneś być ostrożny, możliwe, że ciebie też weźmie na celownik. Oferuję ci azyl w Międzyświecie, wam obojgu.

– Niech tylko spróbuje, czekam – odpowiedział lodowato tata. Jedynie zieleń krążąca chaotycznie w szarawych oczach pokazywała targającą nim furię. – Nie potrzebuję ochrony, niech on zaopatrzy się w strażników. Możesz wziąć ze sobą Rose, o ile ona tego zechce, a ty obiecasz, że będzie bezpieczna – postawił warunek i spojrzał ostro na swojego rozmówcę.

– Nigdy nie pozwoliłbym, aby stała jej się krzywda – odpowiedział spokojnie Kapelusznik. Zadrżałam, gdy Książę pogładził moją dłoń. – Obiecuję, że zniszczę każdego, kto chociaż spróbuje jej zagrozić.

– Lepiej, żebyś dotrzymał tej obietnicy – odparł ze śmiertelną powagą Daniel.

Martwiłam się o tatę. Zawsze panował nad emocjami i ciężko było stwierdzić, jak tak naprawdę się czuje. Skupiłam się na nim, próbując przeniknąć jego mentalne bariery i dowiedzieć się, jakie emocje nim targały. Zalał mnie ból i gniew.

Były tak silne, że gdybym nie siedziała, pewnie bym upadła.

Nie umiałam pojąć, jakim cudem zachowywał się tak spokojnie.

– Będzie lepiej, jak z nim pójdziesz – zwrócił się do mnie tata. Jeśli wyczuł, co robiłam, nie dał tego po sobie poznać. – Nikt nie jest na tyle szalony, aby zadzierać z Księciem Międzyświata – wyjaśnił, najprawdopodobniej zauważył moją niepewność.

– Dobrze, ale co z tobą? Co zamierzasz zrobić? – zapytałam wiedziona przeczuciem. Niepokój narastał w moim wnętrzu, zaciskał powoli szpony na sercu.

– Obiecuję, że do was dołączę. Najpierw znajdę Arena, dzieciak może być w tarapatach. – Wstał chwiejnie i ruszył do drzwi. To, że pragnął, jak najszybciej odejść, było widoczne jak na dłoni. Chciałam za nim biec, ale Książę złapał mnie mocno za rękę.

– Daj mu chwilę. Zaufaj. Mężczyzna, który traci coś, co kocha, musi przeżyć to na swój własny sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top