Epilog
Orifiel
dzień wcześniej
– Orifiel, tak nie można! – wydarł się na mnie. Zielone oczy jarzyły się w mroku, mrużył je tak mocno, że linie mimiczne wokół nich znacznie się pogłębiły.
Pierwszy raz od dawna słyszałem, jak Sam krzyczał. Przemawiały przez niego gniew, żal, ale też troska. Czułem te wszystkie emocje jak swoje własne. Wiedziałem, że on też był świadomy moich uczuć, pewnie właśnie dlatego zareagował tak burzliwie.
Miałem ochotę wlecieć w fale i się więcej nie wynurzać.
Nic dziwnego, planowałem popełnić największy błąd w moim długim, pustym życiu.
– Nie mamy innego wyjścia. Musimy pójść za ciosem – odparłem chłodno. Tylko mój głos był zimny, wszystko w środku mnie płonęło.
– Zerwanie więzi, akcja z Fae, wspieranie Rose, na to się pisałem! Nie zgodzę się na coś takiego, nie możesz jej tego zrobić! – Sam popchnął mnie mocno. Aura, która roztaczała się wokół niego, była przerażająca. – Ona cię znienawidzi!
– Musi mnie znienawidzić, jeśli mamy ją uratować.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top