Prolog
Pierwszą rzeczą, jaką poczułam, był ogień. Rozprzestrzeniał się po mojej skórze. Leżałam na plecach. Tkwiłam w zawieszeniu. Nie zdawałam sobie sprawy, że to, co czeka mnie po przebudzeniu, nie będzie dalekie koszmarom, które od czasu do czasu mnie nawiedzały. Zapadałam się coraz głębiej w pustkę, ogień zaczął trawić płuca. Starałam się podnieść, jednak każda próba napięcia, nawet pojedynczego mięśnia, kończyła się porażką. Nie potrafiłam krzyczeć, płakać, wstać, uciekać. Nie potrafiłam prosić o pomoc. Ogień rozprzestrzeniał się w moim wnętrzu, a wracająca świadomość, pojawiająca się wraz z wybudzaniem się z nicości, nie dawała mi nic, oprócz coraz większego bólu, który nie pozwalał nawet na kiwnięcie palcem.
Słyszałam jego głos.
Wołał mnie. Jego postać coraz bardziej zacierała się w moim umyśle. Byłam świadkiem własnej śmierci, która mimo tego, że nie naruszała faktycznych struktur realnego świata, poruszyła mnie dogłębnie i zabiła to, kim kiedyś byłam.
Kiedy umarłam, ogień, który mnie trawił, zaczął przygasać, a ciało zatopiło się w ciemnej otchłani, gdzie nie czułam bólu, żalu i trosk. Nicość spowiła mnie od stóp do głów, a jej głuchy dźwięk odebrał mi ostatni zmysł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top