Rozdział 12

— Powrót potwory.

— Przestań żartować. To wcale nie jest zabawne.

— Owszem, jest.

— Wcale nie.

— Przestańcie zachowywać się jak dzieci. Dawno już nimi nie jesteście. Trzeba się na poważnie zastanowić nad tym problemem. W pierwszej kolejności, jak odzyskać najmłodszego Cullena.

— Ok. Jest pierwsza wygrana. To do dzieła!

Daniel

Odkąd weszliśmy z Cassie do jadalni dało się wyczuć, że coś jest nie tak. Rodzice nie odzywali się do siebie, a zapytany o cokolwiek ojciec, cały czas tylko warczał monosylabami. Siedzieliśmy zatem w tej porypanej atmosferze i przyznam, że powoli miałem tego dość. Zaczęliśmy z Cassie szeptem rozmawiać na temat telefonu do adwokata. W końcu trzeba było podjąć jakieś poważne kroki celem odzyskania naszego syna. Do tej pory nie udało mi się namierzyć Victorii, zatem pozostawał tylko sąd. Zresztą wiedziałem w głębi siebie, że racjonalna rozmowa z tą kobietą jest wykluczona. Była i nadal jest niezrównoważona. Bałem się, że może coś zrobić małemu tylko po to, by się na nas zemścić.

Po tym jak matka wybiegła z jadalni, zapadła złowroga cisza. Zatem tym człowiekiem, który zburzył spokój mojej matki jest wuj Cassie. Nigdy nie wierzyłem w zbiegi okoliczności. Teraz także nie zamierzałem zmieniać przyzwyczajeń. Coś tu śmierdzi i to już od jakiegoś czasu.

— Daniel, nie mogę uwierzyć, że wuj pojawia się właśnie teraz – odezwała się po dłuższej chwili milczenia Cassie.

Spojrzałem w jej znękane oczy. Wystarczająco już wycierpiała w swoim życiu.

— Mnie też tu coś nie pasuje. Nie martw się, zajmę się Sorano – powiedziałem z pewnością w głosie, głaszcząc jej policzek. Wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi, za którymi znikła moja matka. W progu przystanąłem i odwróciłem się w kierunku dziewczyn. – Przygotujcie się do wyjścia, a ja poszukam matki.

Trzy kobiety siedzące markotnie przy stole, zgodnie mi prztyknęły. Gdy krążyłem po pokojach w poszukiwaniu Emilliany, zastanawiałem się, jak nasze życie mogło się w tak krótkim czasie, aż tak drastycznie zmienić? Znalazłem matkę w jednym z małych saloników. Siedziała w głębokim fotelu wpatrzona w okna wychodzące na ogród.

— Mamo.

— Już czas jechać? – Przeniosła na mnie szklisty wzrok. Podszedłem szybko do niej i objąłem ramieniem. Była wyraźnie zaskoczona takim przypływem uczuć z mojej strony.

— Mamo, co się dzieje? Proszę cię, powiedz mi. Mam już dosyć tych rodzinnych sekretów.

— Kochanie, nawet nie znasz połowy z nich — westchnęła ciężko, nim dodała stanowczo: — I tak zostanie. Rodzice są od tego, aby chronić swoje dzieci za wszelką cenę. Nawet gdy są już dorosłe. – Przytuliła się do mnie mocniej, następnie odsunęła i pogłaskała po policzku. – Chodźmy na te zakupy. Chcę, żeby ten bal się jak najszybciej rozpoczął i równie szybko skończył.

Podniosła się z gracją i trzymając mnie pod rękę ruszyliśmy w kierunku drzwi. Gdy weszliśmy do holu, dziewczyny już były gotowe do wyjścia. Matka puściła moje ramię i uśmiechnęła po raz pierwszy od kilku godzin. Podszedłem do Cassie, objąłem ją i pocałowałem w policzek. Posłała mi lekki uśmiech.

— To co, jedziemy? — zapytałem z przekorą.

— Niech będzie moja strata. Chodźmy, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy ten cały marketowy cyrk – odparła moja ukochana ze zmarszczonym noskiem.

Wyglądała uroczo. Dziewczyny roześmiały się na jej słowa. Ja, pokręciłem tylko głową i skierowałem wszystkie panie do samochodu. Jak mogło się wszystko tak zmienić? To pytanie wciąż niczym mantra przewijało się przez mój umysł. Jeszcze niedawno bawiłem się na każdej możliwej imprezie. Sypiałem z kobietami, nie zważając na nikogo i na nic. Teraz nie czułem takiej potrzeby. Nadal byłem uparty i władczy, jak mnie określała na każdym kroku Cassie. Jednakże obecnie miałem coś więcej, ją i małego chłopca, którego trzeba uratować. Straciliśmy z Cassie dziewięć lat jego życia. Nie mogłem dopuścić do tego, byśmy mieli utracić kolejne, które będziemy mogli spędzić razem.

Spojrzałem na zegarek. Musieliśmy się w miarę szybko uwinąć z tymi zakupami. Po czwartej miałem spotkanie z dawnym znajomym, który obiecał namówić swojego ojca do wzięcia naszej sprawy. Był on wziętym adwokatem. Znany był głównie ze spraw rozwodowych, jednak miał też kilkanaście wygranych na swoim koncie w sprawach o opiekę nad dziećmi. Wiedziałem, że do rozpoczynającej się bitwy o syna, musiałem mieć najlepszą drużynę.

Prowadząc samochód w głębokim zamyśleniu, zupełnie nie zwróciłem uwagi na ciszę jaka zapadła we wnętrzu. Nagle ocknąłem się i spojrzałem na panie. Wszystkie cztery przyglądały mi się z uwagą.

— No co?

— Nic. Po prostu dawno nie widziałam cię, synu tak zamyślonego i spokojnego – odparła moja mama z tajemniczym uśmieszkiem majaczącym na jej ustach.

— Chyba trochę przesadzasz. Skupiłem się na prowadzeniu. Ostatnio straciłem jeden samochód, nie chcę by kolejny skończył na złomie.

— Teraz to ty przesadzasz – warknęła zirytowana Cassie. – Przecież cię przeprosiłam. Nie musiałeś też oddawać go na złom.

— Wiem. Nie zmienia to jednak faktu, że nie chcę aby coś się przytrafiło również Hyundaiowi. – Zauważyłem kątem oka jak Cassie przewraca oczami, słysząc moje słowa.

Wspominałem już, że jest urocza gdy się złości? Wziąłem ją za rękę i zbliżyłem do ust całując wierzch jej dłoni. Spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem i prześlicznym rumieńcem na bladych policzkach. We wstecznym lusterku dojrzałem zaskoczone spojrzenia pozostałych pań. Uśmiechnąłem się do siebie, cały czas trzymając dłoń Cassie na swoim kolanie. Dzięki Bogu za automatyczną skrzynię biegów!

Po półgodzinnej jeździe, wreszcie znaleźliśmy się na parkingu przed ogromnym centrum handlowym. Te kobiety chyba nie wyobrażają sobie, że będę łaził za nimi po tym monstrum! Widząc moje przerażenie, Cassie uścisnęła moją dłoń i uśmiechnęła się ze współczuciem.

— Ja też nie znoszę wielkich centrów handlowych – wyszeptała mi do ucha, spoglądając ze współczuciem. Dobraliśmy się jak w korcu maku.

— No i dzięki Bogu! Na zakupy będziemy wysyłać innych – roześmiałem się, biorąc ją za rękę, gdy wysiedliśmy i ruszyliśmy za gnającymi przed nami dziewczynami na czele z moją matką.

Pięć godzin, dwadzieścia toreb, dziesięć pakunków i niezliczona liczba sklepów później siedziałem pod kolejną wystawą. Tym razem z damską bielizną. Mimo tego, że śpimy z Cassie w jednym łóżku, kategorycznie zabroniła mi wchodzić razem z nimi. Cóż mogłem na to poradzić? Zupełnie nic, bo Cass zagroziła, że będę spał na podłodze! Wyobrażacie to sobie? Już zachowuje się jak żona, a jeszcze nawet nie widziałem jej nagiej! Ale gdyby koś mnie zapytał, odpowiedziałbym bez wahania, że cholernie mi to pasuje. Oczekiwanie jeszcze bardziej mnie pobudzało. Co prawda nie mogłem się już doczekać chwili, gdy będę mógł nacieszyć się jej zgrabnym ciałem, to jednak potrafiłem docenić odsuwanie w czasie przyjemności. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy nagle moich uszu doszedł płacz dziecka i krzyk, który nawet gdybym bardzo chciał, nie potrafiłbym zapomnieć chyba do końca życia.

Podniosłem się gwałtownie, choć było to dość trudne zadanie z uwagi na otaczające mnie torby, torebki i torebeczki. Rozejrzałem się, jednak nigdzie nie było widać tej złośliwej szmaty. Teraz słychać było wyłącznie rozpaczliwy płacz. Zostawiłem pakunki przy ławce i ruszyłem w kierunku dobiegających mnie dźwięków. W dzisiejszym dniu było wyjątkowo tłoczno w centrum. Musiałem iść slalomem, by nikogo po drodze nie przewrócić. Im bardziej zbliżałem się do końca korytarza tym coraz głośniejszy wydawał się płacz. W końcu dotarłem do przejścia prowadzącego na parking. Przy samych drzwiach zamiast chłopca zastałem magnetofon z którego dobiegał ów płacz. Wyłączyłem urządzenie rozglądając się wokół, jednak nigdzie nie było widać Victorii. Obejrzałem dokładnie magnetofon i dostrzegłem z tyłu przyklejoną jakąś kopertę. Rozerwałem ją. W środku były dwa krótkie zdania:

Nie igraj ze mną. Następnym razem ten płacz będzie należał naprawdę do twojego syna.

Ugięły się pode mną nogi. Nie mogłem złapać tchu. Czułem się tak, jakby ktoś rozrywał mi serce. Ona była nie tylko szalona ale i nienormalna. Choć wiedziałem to już od dawna, dziś dotarło do mnie ze zdwojoną mocą. Jednak nie sądziłem, że aż do tego stopnia jest niezrównoważona i okrutna.

Roderick

— Czy właśnie tego oczekiwałaś?

— Dokładnie. Chcę, żeby czuł niewyobrażalny strach o życie gówniarza, wtedy da mi wszystko czego zażądam.

Wciąż z lornetką przy oczach, Victoria przyglądała się reakcji jej byłego faceta na nagranie płaczu dziecka. Aż mi się trochę szkoda zrobiło gościa. Nie zamierzałem się kłócić z demoniczną Victorią, co do jej sposób załatwiania sprawy.

Cały czas, oparty o jedną z kolumn czekałem, aż moja towarzyszka skończy z napawaniem się rozpaczą ojca tego małego gówniarza, którym musiał się już kilkukrotnie zajmować. W końcu, oderwała wzrok od swojego obiektu i spojrzała na mnie.

— Myślę, że pora na kolejny etap – stwierdziła tylko podając mi lornetkę i ruszając w kierunku wind.

— Jasne, prowadź szefowo – sarknąłem odrywając się od kolumny.

— Sarkazm zachowaj dla siebie. Pośpiesz się. Nie chcę, żeby mnie ktoś zobaczył – warknęła idąc jeszcze szybciej.

Wariatka, ale za to seksowna. To z całą pewnością, na razie rekompensuje mi pewne niedogodności związane z jej charakterkiem. Po chwili wyszliśmy na zewnątrz. Widać było nadciągające ciemne chmury zwiastujące burzę. Cóż, jedną mamy już za sobą. Aż strach pomyśleć, co ta kobieta ma jeszcze w zanadrzu. Zrobiłbym wiele by odzyskać wszystko to, co mi się należy i przy okazji dopiec tej cholernej Cassandrze Rowdon.

Cassie

— Cassie, te będą dużo lepiej wyglądały! Masz, przymierz – Eve rzuciła we mnie kolejnym skrawkiem koronki. Podniosłam te resztki ku górze, niedowierzając w to, co właśnie się wokół mnie działo.

Cholera, przecież to więcej odsłania niż zasłania, pomyślałam z niesmakiem się w to wpatrując. Ale kim ja jestem, żeby się o to wykłócać ze świętą królową mody i księżniczką zakupów! Westchnęłam zatem tylko i znów zaczęłam przymierzać to „coś" co określa się mianem seksownej bielizny.

Dziewczyny od godziny próbowały mnie przekonać, że to właśnie bielizna jest podstawą wstępu do upojnej nocy. Boże! Jaka ja byłam głupia, że im się zwierzyłam z planów spędzenia w końcu z Danielem prawdziwej nocy, i wcale nie chodziło o spanie. Od razu zapaliły się do pomysłu pomocy biednej, niedoświadczonej Cassie. Szlag by je trafił! Z drugiej jednak strony dobrze wiedziałam, że miały trochę racji. Bo, co ja niby wiem o seksie, poza podstawowymi podstawami? Nic, zupełnie nic. Dlatego też moje kochane przyjaciółki, plus matka faceta, z którym usiłuję zbudować związek, postawiły sobie za punkt honoru, by mnie jak najdokładniej wyedukować. Boże! Jakie to jest żenujące, tego sobie chyba nikt nie wyobraża.

Zrobiłam kolejny głęboki wdech, by zmierzyć się z następną partią kusych części bielizny. Po kolejnej godzinie przymiarek, w końcu udało mi się wydostać z przebieralni. Eve uznała bowiem, że ma już wystarczający obraz mojej figury w seksownej bieliźnie, by wybrać odpowiednią do mojej garderoby. Jednak nie miałam zupełnie wpływu na to, za co płaci mój chłopak. Oczywiście o tym, że za wszystkie te fikuśne ciuszki płaci Daniel też dowiedziałam się przez przypadek. Kiedy się sprzeciwiłam, bardzo szybko Emilliana jak i dziewczyny uspokoiły mnie, albo przynajmniej im się tak wydawało, że z pewnością nawet tych kwot nie zauważy. Uważałam, że jednak dostrzeże, iż jego konto zmniejszyło się w ciągu jednego dnia o kilka tysięcy dolarów. Zamierzałam jednak przede wszystkim porozmawiać o tym fakcie z samym zainteresowanym.

Wydostałam się z tego zgromadzenia maniaczek mody i ruszyłam w poszukiwaniu Daniela. Przed sklepem go jednak nie było. Rozejrzałam się wokół, jednak nigdzie nie mogłam go dostrzec. Poza stojącymi torbami tuż przy ławce naprzeciwko wejścia do sklepu. Ruszyłam w stronę ruchomych schodów, nie zdążyłam do nich dojść, a zza zakrętu nagle wyszedł Daniel. Był blady jak ściana. Szybko ruszyłam w jego kierunku i objęłam gdy tylko go dopadłam.

— Co się stało?

— Nic. Skończyłyście już? – jego głos wydawałoby się, że jest normalny. Był jednak trochę bardziej przygaszony niż zwykle.

— Tak. Myślę, że mamy już wszystko co trzeba.

Daniel tylko skinął głową, następnie ruszył ze mną w stronę pozostawionych pakunków, trzymając mocno moją dłoń. Dałam spokój pytaniom. Znałam go już na tyle dobrze by wiedzieć, że jeśli będzie chciał, to mi o wszystkim co go dręczy opowie. Gdy doszliśmy na miejsce, czekała już na nas pozostała trójka. Emilliana spojrzała na syna, który miał zamyślony wyraz twarzy. Zmarszczyłam tylko czoło stwierdzając, że możemy już wracać. Nagle Daniel, jakby zbudził się z jakiegoś snu, puścił moją dłoń i spojrzał na mnie.

— Cassie, zawieź moją mamę i dziewczyny do domu. Ja, chciałbym jeszcze coś załatwić. – To powiedziawszy podał mi kluczyki, które trzymał od wejścia do galerii, pocałował mój policzek i ruszył w przeciwną stronę, niż wyjście.

Byłam zaskoczona jego zachowaniem. Co on takiego musiał załatwić? Zanim oddalił się na tyle, by zniknąć z zasięgu mojego głosu zdążyłam jeszcze krzyknąć do niego pierwsze pytanie, które mimo wszystko nasunęło mi się.

— Danielu, ale jak ty wrócisz?!

Mężczyzna odwrócił się na chwilę. Czułam jego uważne spojrzenie, mimo że nie mogłam już dostrzec jego oczu.

— David po mnie wpadnie!

Po chwili zniknął mi z oczu. Przez chwilę stałam niczym słup soli. Co się wydarzyło w ciągu tej godziny, którą spędziłyśmy w sklepie? W końcu poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Podniosłam wzrok i napotkałam zatroskane spojrzenie Eve.

— Chyba powinnyśmy się stąd ruszyć. Zaczynamy przyciągać uwagę. – Usłyszałam po mojej lewej stronie stanowczy głos Frances.

Odwróciłam się w jej stronę. Dziewczyna poderwała energicznie kilka toreb i skierowała się ku wyjściu. Poszłyśmy zatem za jej przykładem. Cały czas jednak, moje myśli błądziły wokół dziwnego zachowania Daniela. O co tu chodziło? Dlaczego nie mógł być po prostu ze mną szczery? Po co te wieczne tajemnice? Nawet gdybym tego bardzo chciała, nie mogłam się pozbyć tych pytań z głowy i przeczucia, że znów wydarzy się w moim życiu coś strasznego.

Daniel

Widziałem pytania wyzierające z oczu Cassie. Nie mogłem jednak udzielić jej odpowiedzi. Nie teraz i stanowczo nie w tym miejscu. Skoro Victoria dowiedziała się o moim spotkaniu w adwokatem to znaczy, że gdzieś ma swoich cholernych szpiegów. Chce ze mną grać? To sobie pogramy, ale tym razem na moich zasadach. Wyszedłem z drugiej strony budynku. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer jedynej sprawnej na razie osoby.

— Co, już się poddałeś i chcesz dać dyla? – zapytał z rozbawieniem mój przygłupi brat.

— Spieprzaj. Podjedź jak najszybciej pod salon Mercedesa. Będę tam na ciebie czekać. Pośpiesz się David.

— Co jest bracie? – Słysząc mój poważny ton od razu ode chciało mu się żartów.

— Nie przez telefon. Sprężaj gacie, musimy działać szybko.

Rozłączyłem się nie czekając już na odpowiedź i szybkim krokiem zmierzałem ku oddalonemu o dwa skrzyżowania salonowi. Wiedziałem, że w razie jakichkolwiek problemów, zawsze mogę liczyć na swoich braci, choćbyśmy nie wiadomo jak się spierali. Może i w ostatnich latach nie byliśmy ze sobą tak blisko jak w dzieciństwie, ale nadal łączyła nas silna więź. Dziadek zawsze lubił mówić o nas jako o trzech obszarpanych muszkieterach. I chyba miał rację, bo gdy wszystko się waliło jednemu z nas na głowę, pozostała dwójka zawsze ruszała na pomoc.

Postanowiłem na razie nie dzwonić do Damiena. Niech ta porażka twardziela dojdzie do siebie. Gdy dotarłem na miejsce pozostało mi już tylko czekać na David. Po dwudziestu minutach gwałtownie zahamował tuż przy mnie. Pokręciłem głową niedowierzając temu, że wsiadam do samochodu tego totalnego pirata drogowego.

— Szczerze, ile jechałeś?

— Szczerze? Lepiej żebyś nie wiedział. – Wyszczerzył się w moją stronę ruszając z piskiem opon. Biedny Lexsus – jęknąłem w duchu.

— Dokąd i o co chodzi?

— Jedź do Colette.

— Popierdoliło cię już zupełnie? – spojrzał na mnie jakbym miał sieczkę zamiast mózgu, co najmniej.

— Muszę się z nią spotkać. Jedź i przestań zachowywać się jak obrońca wszelkiej czci i moralności – warknąłem.

Doskonale wiedziałem skąd to jego zgorszone i zszokowane spojrzenie. Jednak teraz, nie miałem już większego wyboru. Potrzebowałem Colette.

— Ty naprawdę chcesz spieprzyć wszystko to, co masz teraz, prawda? – Jad w jego głosie powiedział mi, jak bardzo przywiązał się do dziewczyn i to nie tylko dlatego, że z jedną z nich się umawia.

— Możesz mi w tej chwili nie wierzyć, ale ja nie mam zamiaru niczego spieprzyć. Wyjaśnię ci wszystko jak się spotkam z Colette.

— Jesteś nienormalny, słowo daję!

Dalszą część drogi przebyliśmy w złowrogim milczeniu. Nie mogłem mu powiedzieć po co chciałem się spotkać akurat z nią. Bałem się, do czego Victoria się posunęła chcąc nadzorować moje życie. Musiał mi zaufać, choć domyślam się jak było mu trudno zważywszy na to, jak zachowywałem się przez ostatnie lata. Teraz potrzebowałem przede wszystkim spotkania z dziewczyną, z którą kiedyś bardzo wiele mnie łączyło. Gdy podjechaliśmy pod niewielki dom, otoczony drzewami, wysiedliśmy z samochodu. spojrzałem na budynek, który kiedyś kupiłem. Cieszyłem się, że jednak tu nie zamieszkałem. Wtedy nie spotkałbym ponownie Cassie. Miałem tylko nadzieję, że Colette mi pomoże, pomimo tego co ją samą spotkało. W niej była moja szansa na pozbycie się Victorii z naszego życia, tym razem na stałe. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top