Epilog

Tobias

— Tobias! — Na swoim ramieniu poczułem ciepłą dłoń. — Tobias, obudź się.

Zerwałem się wściekle do pozycji pół siedzącej i próbowałem zapanować nad płytkim oddechem i szaleńczym biciem serca. Jeszcze pół przytomny, wyrwany z koszmaru musiałem przekonać się, że to wszystko, co mi się przyśniło, było cholernym wytworem mojej wyobraźni.

— Kurwa — wydusiłem przez zaciśnięte gardło. Zakryłem na moment dłońmi zroszoną potem twarz. Lepka ciecz spływała po mojej szyi, tworząc na białej koszulce mokre ślady. Byłem tak zmęczony, że zasnąłem na kilka godzin przed ślubem mojego przyjaciela.

— Kochanie. — Dotarł do mnie uspokajający głos mojej kobiety.

— Nilay — wychrypiałem, oblizując spierzchnięte usta. Moje gardło było wyschnięte na wiór.

Zamrugałem kilka razy i wtedy w końcu ją zobaczyłem. Pochylała się nade mną i przeczesywała palcami moją wilgotną grzywkę.

Ona naprawdę tu była.

Z całej siły przyciągnąłem ją do siebie. Tak mocno ją przytuliłem, że pewnie odbierałem jej tym tlen, ale nie protestowała. Nadal głaskała mnie po głowie, dając mi pocieszenie. Pachniała truskawkami, wanilią i domem, moim domem.

— Miałem okropny koszmar — odezwałem się, wlepiając twarz w jej delikatną, gładką szyję. Na samą tę myśl, robiło mi się niedobrze.

Ale to był tylko sen. Pieprzony, chory sen.

— Co ci się śniło? — zapytała moja kobieta, muskając ustami moją skroń. Zauważyłem, że zdążyła się przebrać w kremową długą suknię, a włosy miała spięte w misterny kok. Wyglądała tak słodko i subtelnie, że gdybym jej nie znał, powiedziałbym, że jest delikatna jak jedwab. Nic bardziej mylnego, była cholernie seksowną papryczką chili. Śmiercionośną pięknością i moją zgubą.

— Nie wiem od czego zacząć... Fikcja mieszała się z prawdziwymi zdarzeniami. — Zakryłem na moment rękami twarz. — Najpierw przyjechaliśmy Do Positatno na ślub Ester i Christiano — nie dokończyłem, bo weszła mi w zdanie.

— Christiano i Ester ślub? — Zaśmiała się, dotykając mojego czoła, by upewnić się, że nie mam gorączki. — Dobrze, że Rafael tego nie słyszy. Od tych wszystkich ślubów chyba zaczęło ci odbijać, ale mów dalej.

Dwa tygodnie temu bawiliśmy się na ślubie kuzyna Nilay, Francesco. Może faktycznie dostałem na tym punkcie małej obsesji.

— W dużym skrócie, rozstrzelałaś mój pokój, tak jak kiedyś, rodzice zabili w zamku Christiano i zaplanowali intrygę, by nas ze sobą zeswatać. Wysłali nas do Kalabrii. Chcieliśmy się na nich za to zemścić i sfingowaliśmy naszą śmierć.

Znowu się zaśmiała. Uwielbiałem ten ochrypły śmiech.

— Z Kalabrii mam najlepsze wspomnienia, choć byłeś takim dupkiem... — Zapatrzyła się na mnie z rozmarzeniem. — Ale to ostatnie, to za grube nawet jak na nas. I to był ten cały koszmar? — Uniosła pytająco brew i zdjęła ze mnie mokrą koszulkę. Nie obeszło mojej uwadze, jak obrzuciła moje ciało wzrokiem. Wciąż w tym spojrzeniu czaił się głód, który tak bardzo mnie nakręcał.

— Nie, najgorsze było to, że zginęłaś, będąc w ciąży — nawet nie potrafiłem wydusić tych słów, choć to był tylko cholerny sen i chyba moja najgorsza zmora...

Każdego dnia, przy każdej trudnej akcji cholernie się o nią boję. Nigdy nie przyznałbym głośno, że jest tak naprawdę świetną szefową, bo już całkiem obrosłaby w piórka. Mimo że jest szalona i na ogół działa bez większą planu, zawsze wygrywa. No i jest ryzykantką, nadal mnie nie słucha, chyba jako jedyna. Dostaję przez to szału, ale i też to nieziemsko mnie nakręca.

— Ochh — westchnęła cicho.

— Zostałaś postrzelona, a ja byłem taki... Taki bezradny. Kurwa, to wszystko było takie realistyczne... — Wypuściłem wolno powietrze i przesunąłem ustami po jej szyi.

Zadrżała, a jej sutki natychmiast mi zasalutowały. Po sześciu latach intensywnego związku nadal na nią działałem, zresztą tak jak ona na mnie. Z każdym dniem pragnąłem jej mocniej, bardziej, choć nasze początki były naprawdę trudne. Gdyby ktoś wtedy powiedziałby mi, że szalona Księżniczka Nilay Amerigo zostanie moją kobietą i będzie stać u mego boku, by wspólnie rządzić imperium, wyśmiałbym go. A w tej chwili pragnąłem tylko jednego, by w końcu zgodziła się zostać moją żoną. Całą resztę już miałem.

— Wyjdź za mnie. — Przyciągnąłem ją do siebie za pośladki.

— Pognieciesz mi sukienkę. — Zaśmiała się, ignorując moje oświadczyny, a jej dłonie wylądowały na moim karku.

— Wyjdź za mnie i zostać moją żoną, kochanie... — powtórzyłem jak desperat.

Byłem skłony nawet, by zostawiła swoje nazwisko, na którym tak cholernie jej zależało, byle tylko była moja. Kurwa, już nawet zastanawiałem się, czy ją o to nie błagać. Tak, ja Tobias Rejes, byłem tak zdesperowany, by błagać Księżniczkę, by za mnie wyszła.

— Rozmawialiśmy o tym setki razy. Nie wyjdę za ciebie — powiedziała dobitnie, na co się skrzywiłem.

Cholernie mnie to drażniło. Nie potrafiłem już nawet zliczyć, ile razy jej się oświadczałem, a i tak zawsze spotykałem się z odmową. Będę musiał, to ją do tego zmuszę i koniec!

— Nie rób znowu tej miny. — Posłała mi spojrzenie z ukosa. — Nie potrzebny mi papierek, by cię kochać, a wiesz, że kocham cię do szaleństwa. — Te słowa trochę załagodziły cios. Bardzo rzadko wyznawała mi miłość i dlatego za każdym razem, kiedy to robiła, nie mogłem wyjść z zachwytu.

Pocałowała mnie leniwie w usta i uniosła moją rękę, po czym przejechała opuszkiem po moim palcu serdecznym, na którym miałem wytatuowany tatuaż imitujący obrączkę. Grubszy pasek tuszu. Ona miała dokładnie taki sam. Zrobiliśmy je, jakieś cztery lata temu. Gdy pierwszy raz odrzuciła moje zaręczyny, by udowodnić mi, że to, co nas łączy, jest wieczne.

— Papier może spłonąć w sekundę, a ja jestem twoja. Ile razy mam ci to powtarzać? — Przyłożyła moją rękę do swojego serca. — A ty jesteś tutaj, głęboko i na zawsze.

No dobrze... Chwilowo to sobie daruje, bo muszę wykorzystać moment.

Uśmiechnąłem się diabolicznie, a ona od razu wyczuła moje intencje. W końcu byliśmy sami, a ja nie miałem zamiaru odpuścić sobie takiej okazji.

— O nie... — nie zdążyła dokończyć, bo szybkim ruchem przewróciłem ją na plecy i przycisnąłem jej nadgarstki do materaca.

Kurwa, tak bardzo chciałem w końcu zanurkować w tej ciasnej cipce.

— Głęboko, to ja będę, ale zaraz w tobie. — Przycisnąłem swojego już twardego fiuta do jej wzgórka i poruszyłem biodrami. — Chcę cię pieprzyć, kochanie. Tak bardzo mocno chcę cię pieprzyć — powtórzyłem głosem pełnym pożądania.

— Tobias... — jęknęła, prężąc się pode mną. — Zepsujesz mi fryzurę — te słowa nie brzmiały przekonująco, raczej jak zachęta. A jeszcze bardziej wzmogły mój głód, gdy zaczęła się o mnie ocierać.

— Może tak cię przekonam — wychrypiałem, atakując jej pełne usta, a wtedy usłyszeliśmy zza pleców odgłos otwieranych drzwi, a zaraz potem krzyk naszego pierworodnego:

— Fujjjj! Tata całuje mamę!!

Kurwa, to nie dzieje się naprawdę. Miałem ochotę kogoś zamordować. Nilay, widząc moją minę, zasłonią dłonią usta, powstrzymując cholerny chichot.

— Nie zamknęłaś drzwi — zajęczałem, przykładając czoło do jej czoła. Oddychałem ciężko i nawet nie zerknąłem w stronę naszego małego szatana. Moje dzieci odziedziczyły po nas najgorsze cechy i coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że się nade mną pastwiły. Jak tak dalej pójdzie, to eksplodują mi jaja. Byłem cholernie napalony, a mogłem pieprzyć moją kobietę tylko wtedy, gdy byliśmy sami, a to oznaczyło, że bardzo rzadko.

— Tatusiu, dlaczego leżysz na mamie? — Dołączył kolejny głos, naszej córki.

No nie... Prawie zawyłem w sufit.

Nilay nie wytrzymała i wybuchnęła gromkim śmiechem, ale mi było daleko do tego. Z ociąganiem oderwałem się od niej i opadłem na pięty. Dobrze, że nie zdążyłem zerwać z niej sukienki, bo moje dzieci miałyby niezłe show.

— Bo kocham waszą mamę i chciałem się do niej przytulić — wymamrotałem niezadowolony z obrotu spraw.

Po chwili materac się ugiął i dwa małe czteroletnie potworki wskoczyły na łóżko. Lorenzo ubrany w szary garnitur rzucił się na swoją mamę, a moja mała królewna odziana w falbaniastą czarno-białą sukienkę uwiesiła się mojej szyi.

— Tatusiu, ja też chcę cię tak przytulić, bo ja cię kocham najbardziej, wiesz... — Zoe zrobiła słodki dzióbek.

Wypuściłem głośno powietrze. Od razu zeszło ze mnie ciśnienie, bo nie mogłem zignorować takich słów, z ust mojej królewny.

— A ja kocham ciebie, moja ulubiona i najpiękniejsza dziewczynko. — Zignorowałem chrząkanie Nilay i przyciągnąłem moją córkę do siebie. Oplotła swoim małymi rączkami mój kark i wlepiła śliczną buźkę w zagłębienie szyi. Była skórą zdjętą z matki, jedynie miała moje oczy.

— Córeczka tatusia — mruknęła z udawaną zazdrością moja Księżniczka, choć sama głaskała po głowie swojego synusia, który zdecydowanie był moim klonem.

— Jak już wszyscy tutaj jesteśmy, to gdzie jest Enzo?

— Z babcią Zaharą. — Zoe oderwała się ode mnie i skoczyła na brzuch swojej mamy, spychając z niej Lorenzo, który odgrażał się, że kiedyś jej "wpiepsy". Musiałem przestać rzucać na lewo i prawo soczystymi epitetami, bo moje dzieci były zbyt mądre. Rzecz jasna wszystko co najlepsze odziedziczyły po mnie.

— Tutaj — dobiegł nas głos mojej matki, która właśnie wchodziła do pokoju. Odwalona w długą błękitną suknię, co najmniej jakby wybierała się na czerwony dywan. Czas się dla niej zatrzymał, bo nadal nie wyglądała jak babcia, którą była. Trzymała na biodrze mojego najmłodszego syna, który miesiąc temu skończył rok.

Babcia Zahara, jak to dziwnie brzmiało, całkowicie oszalała na punkcie naszych dzieci. Była nadopiekuńcza i nie odchodziła od nich na krok. Miałem wrażenie, że gdyby mogła, to by nam je odebrała albo zamieszkała z nami pod jednym dachem, byle tylko się z nimi nie rozstawać. Zresztą ta miłość była odwzajemniona, moje dzieci uwielbiały swoich dziadków, którzy na każdym kroku rozpieszczali je jak dziadowski bicz. Dosłownie pozwalali im wchodzić sobie na głowę. To, co wymyślali, przekraczało ludzkie pojęcie.

— Za godzinę ślub, jesteś drużbą, a ty nadal się wylegujesz, syneczku? — Moja matka posłała mi te swoje władcze spojrzenie.

— Szefowie wszystkich szefów mogą wszystko, czyż nie? Lepiej powiedź, jak się czujesz na emeryturze? — drwiłem z uśmieszkiem. Uwielbiałem jej z tym dogryzać.

Królowa skrzywiła się, po czym teatralnie przewróciła oczami.

Od ponad roku nadal musiałem przypominać jej, że to ja i Nilay teraz rządzimy imperium, choć wiedziałem, że ot tak nie da się wyzbyć pewnych zachowań. Rodzice nadal uwielbiali mieć nad wszystkim kontrolę, a w szczególności matka, ale teraz to nasze słowo było ostatnie i najważniejsze. Oddali nam władzę, bo na to oboje zasłużyliśmy.

Wyciągnąłem ręce do Enzo, ale przykleił się do swojej babci jak rzep, śliniąc przy tym jej goły bark. W ogóle nie zwróciła na to uwagi, tylko przytuliła go do siebie mocniej.

— Ale nadal jestem twoją matką i mam prawo mówić to, co chcę, a w najgorszym wypadku skopać ci umięśniony tyłek. — Bliźniaki zachichotały na słowa babci.

Tym razem to ja przewróciłem oczami.

— I tak cię kocham, choć wciąż się rządzisz. — Pokazałem jej język, na co uśmiechnęła się szeroko.

— Nie bardziej niż ja ciebie, syneczku mój najukochańszy. Szykuj się, bo Rafa cię potrzebuję — zakomenderowała, następnie przeniosła wzrok na Nilay. — A ciebie Ester. Zaczęła panikować, że nie zapnie się w suknię i wszędzie cię szuka.

— I właśnie o tym mówiłam. — Nilay posłała mi znaczące spojrzenie.

Rafael mój przybrany brat i Ester siostra Nilay, powiedzą sobie za godzinę głośne tak i choćbym miał spłonąć, to my też to zrobimy. Może nie dzisiaj, ale na pewno już niedługo.

— Chodźcie dzieciaczki, rodzice się przygotują, a my sprawdzimy, czy dziadek Michele nie zjadł już całego tortu.

Bliźniaki zeskoczyły z łóżka, a po chwili już ich nie było. Ty razem ruszyłem za nimi i dokładnie zamknąłem drzwi na klucz. Wiedziałem, że z moją matką są bezpieczne.

— Mam cię! — Chwyciłem moją kobietę w pasie i rzuciłem ją na łóżko.

— Teraz mi już nie uciekniesz. — Położyłem się na nią całym ciałem i desperacko zacząłem kąsać jej szyję. — Zerżnę cię zaraz tak mocno, że nie będziesz umieć chodzić przez cały dzień.

— Tobias — wyjęczała, doprowadzając mnie od szaleństwa.

Kurwa, byłem taki nagrzany.

Zachowywałem się jak desperat, ale po prostu chciałem pieprzyć się z moją kobietą, czy to tak wiele?

— Tak, kochanie? — wychrypiałem z trudem, a moje dłonie byłe dosłownie wszędzie.

— Jestem w ciąży — wydyszała szybko.

W moment zastygłem w bez ruchu. Musiałem dać sobie chwilę i upewnić się, że się nie przesłyszałem.

Z ociąganiem podparłem się na jeden ręce i uniosłem głowę, by spojrzeć jej w oczy.

Nie żartowała.

— Co powiedziałaś? — zapytałem, jakby wcale nie usłyszał jej wyznania.

— Jestem w ciąży. Znowu — powtórzyła, rzucając mi oskarżycielskie spojrzenie. Zrobiła taką minę, jakbym tylko ja był za to odpowiedzialny.

— Przecież my nawet nie... — Szybko w myślach próbowałem sobie przypomnieć, kiedy, kurwa, uprawialiśmy w ogóle jakiś porządny seks.

I wtedy sobie przypomniałem, a to było naprawdę dawno...

— Serio? — zajęczałem, wyrzucając oczy ku sufitowi.

Nie zrozumcie mnie źle, kochałem swoje dzieci najbardziej na świecie, ale chciałem mieć swoją kobietę chociaż na chwilę dla siebie. Miałem wrażenie, że przez ostatnie lata była ciągle w ciąży. W tym stanie zamieniała się w jeszcze gorszą wariatkę niż wtedy, kiedy w niej nie była. Więc możecie to sobie wyobrazić. Nie wiem, jak do tej pory udało mi się przetrwać w jednym kawałku.

— Zostaniesz tatusiem po raz czwarty. Wystarczy, że na mnie popatrzysz, a ja już jestem w ciąży. — Zaśmiała się gardłowo, wypychając w górę biodra na spotkanie z moim przyjacielem. — A teraz możesz mnie już zerżnąć — wydusiła, przywierając do moich warg.

I nie musiała mówić nic więcej. Tak też zrobiłem...

KONIEC.

***********************************

Do moich czytelników.

Kochani, sama nie wierzę, że to już koniec. Mam nadzieję, że czytanie tej historii sprawiało Wam tyle samo radości, co mnie i przypadła Wam do gustu. ;-) Sama osobiście świetnie się przy tym bawiłam. Mam nadzieję, że ten epilog wynagrodził Wam poprzedni rozdział. :P Te osoby, które jechały już mnie mordować, mam nadzieję, że zawróciły do domu. :D Choć, jak już pisałam, kawę serwują u mnie pyszną, także zapraszam. :D Ale tak po prostu miało być. Tak właśnie czułam tę zakończenie.

Dziękuję za Wasze komentarze, które nieraz doprowadzały mnie do ataku śmiechu, ale również do refleksji. Dziękuję za każdą aktywność, w postaci gwiazdek, dzięki którym wiedziałam, że moje wypociny mają sens i ktoś je faktycznie czyta. Oczywiście nadal jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. Kogo najbardziej polubiliście, a kogo najmniej? Kto dla Was był najbardziej barwną postacią? Jak porównalibyście ją z poprzednim tomem? Dajcie znać. Czekam i  niecierpliwie przebieram nogami.


Buziaki,


J <3 <3



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top