8. Tobias

Kiedy dostałem telefon od mojego człowieka, że Księżniczka wstrzymała dostawę, dostałem wścieklizny. Musiałem dać sobie czas i ochłonąć, by jej nie udusić gołymi rękoma. Wziąłem Hailey na komodzie, na stole, a na dokładkę mi obciągnęła, ale to nic nie pomogło. Minus pieprzone zero. Musiałem ją odesłać z powrotem do domu. Na nic się nie przydawała.

Wpadłem do pokoju Nilay z zamiarem zmuszenia jej, by w trybie natychmiastowym odkręciła to, co wymyśliła, a zamiast tego, co zrobiłem? Dobrowolnie pocałowałem tę wariatkę.

Całowanie było dla mnie czymś intymnym, emocjonalnym, dlatego przez ostatnie pięć lat nie pocałowałem żadnej kobiety. Chodziło o zwykły seks i cielesność. Księżniczka była ostatnią osobą, jaka by mi w ogóle przyszła na myśl, a co najgorsze, to mi się to, kurwa, podobało. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek byłem tak twardy, jak w tamtej chwili. W sumie nadal nie ochłonąłem. A to był tylko pocałunek. Zajebiście dobry pocałunek. Okłamałem ją, bo jeszcze bardziej obrosłaby w piórka. Wiedziałem, że to ją rozwścieczyło. Zastawiałem się, czy z powodu tego, że pozwoliła mi się pocałować? A może dlatego, że nie mogła znieść, że jej się to podobało i odwzajemniła to z taką intensywnością. Choć ta kobieta zawsze była wściekła, a przynajmniej od zawsze reagowała tak na mnie.

Wyszła z sypialni kompletnie naga. Bez żadnych zahamowań świeciła mi przed nosem tymi idealnie krągłymi cyckami i ciałem stworzonym do pieprzenia. Nie wiem, jaki facet mógłby przejść obok czegoś takiego obojętnie, nawet jeśli była popieprzona do potęgi entej.

Byłem w dalszym ciągu napalony, wkurzony i sfrustrowany, że mózg mi parował, a na dodatek za jakąś godzinę miałem pojawić się na spotkaniu, w którym oczywiście ona też będzie uczestniczyć. Ciągle na ustach czułem jej smak, a moja koszula pachniała jej perfumami.

Krążyłem po pokoju w kółko tam i z powrotem i sam zadawałem sobie pytanie, na co byłem bardziej zły. Na nią, czy na siebie?

Rafa siedział na skórzanym fotelu, popijał piwo, i przyglądał mi się ze wkurzającym uśmieszkiem.

— Co ja w ogóle zrobiłem? — mówiłem po części sam do siebie, po części do niego.

— To, co chciałeś zrobić od dawna. To właśnie zrobiłeś... — Zaśmiał się.

Może i miał trochę racji.

Znowu zacząłem krążyć.

Dobra, kurwa, kłamałem. Chciałem to zrobić.

— Ja bym tam chętnie, głęboko i ostro... — nie dokończył, bo chwyciłem za swoją broń i wycelowałem w jego głowę.

— No śmiało, dokończ to, co chciałeś powiedzieć, jeśli chcesz, żeby to były twoje ostatnie słowa, jakie wypowiesz w swoim krótkim życiu, pomimo tego, że traktuje cię jak brata.

Uniósł dłonie w defensywie, a na jego twarzy znowu pojawił się pieprzony uśmiech.

Sprawdzał mnie!

— Pragniesz jej bracie. Wkurzasz się, bo jest dokładnie taka sama, jak ty. Uwielbiacie się nawzajem nakręcać. I jesteś zaborczy. Wmawiaj sobie, co chcesz, ale od zawsze taki byłeś, gdy chodziło o nią. Napierdalałeś każdego gościa, gdy tylko zaczął się koło niej kręcić. Dzisiaj zafundowałeś kolesiowi wstrząs mózgu. Kilka miesięcy temu, Dario dostał od ciebie kulę w łeb, za to, że nazwał ją dziwką. A do mnie po raz drugi mierzysz z broni, tylko dlatego, że powiedziałem, że jest zajebiście... — Znowu mu przerwałem.

— Zamknij się, kurwa!

Parsknął śmiechem.

— Widzisz... — Wskazał na mnie palcem. — Spójrz na siebie. — Pociągnął łyk piwa i pokręcił głową z tym uśmiechem rekina, jakby był wszystko wiedzący.

Prowokował mnie celowo i to z zamierzonym skutkiem.

— Jest córką najlepszego przyjaciela moich rodziców. Pomimo że jej nie cierpię, musiałem ją chronić. Moi rodzice przecież ją uwielbiają. Traktują ją jak pieprzoną trzecią córkę — krzyknąłem i przeczesałem nerwowo palcami swoje włosy.

Wybuchł śmiechem.

Zaraz mu skręcę kark.

— Tak sobie to tłumacz i kurczowo trzymaj się nadal tej wersji. Może jeśli nadal będziesz tak mówić, w końcu sam w to uwierzysz.

— Jak ty mnie dzisiaj wkurwiasz! — Rzuciłem pistolet na drewnianą ławę i wyrwałem mu piwo z dłoni, po czym w ciągu sekundy opróżniłem całą butelkę, odkładając ją z hukiem na komodę.

— Tylko dlatego, że mam rację, a ty dobrze o tym wiesz. — Pstryknął palcami. — Ciągle ten sam schemat. Ona uszkadza twoje laski, a ty uszkadzasz jej chłoptasi. I nie wyskakuj mi tu znowu, z tymi swoimi gadkami na temat twojej fortuny, bo ona ma jej dokładnie tyle samo! Lecicie na siebie, ale każdy jest zbyt, kurwa, dumny, by to przyznać. Wszyscy w tym domu dobrze o tym wiedzą!

Że co? Czułem, że zaraz pęknie mi żyłka na czole.

— No zajebiście! Jeszcze mi tylko powiedz, że robicie między sobą zakłady! — krzyknąłem głośno.

Wzruszył ramionami z udawanym zawstydzeniem.

No nie wierzę!

— No chyba żartujesz! Dla swojego dobra lepiej powiedz mi, że to nieprawda — wysyczałem.

— Już dzięki temu mógłbym zostać cholernym miliarderem. Co prawda myślałem, że tym razem połamiesz temu nogi, więc straciłem kilkanaście tysięcy, ale jestem przekonany, że niedługo dzięki tobie znowu się odkuje. — Wyszczerzył zęby.

Moja stuknięta rodzinka robiła pieprzone zakłady!

Popierdoleńce.

Wiedziałem, że nikt z nas nie był do końca normalny, ale najwyraźniej oni byli po prostu chorzy! Powinniśmy iść wszyscy na grupową terapię i to najlepiej wstrząsową.

— Kto najczęściej wygrywa? — Nie wiem w ogóle, czemu o to zapytałem. Byłem chyba masochistą.

— Twoja matka. — Znowu ten pieprzony uśmieszek.

No oczywiście, któż by inny.

Na moment zakryłem rękami twarz i odetchnąłem głęboko.

Miałem na dzisiaj dość.

— Mam dość tej rozmowy. Sprawdziłeś to, o co prosiłem?

— Taaa.

Od razu wziął się za robotę.

Kazałem prześwietlić jednego z naszych ludzi, który zajmował się praniem naszych pieniędzy na terenie Hiszpanii. Pracował dla nas od jakiegoś roku, a od kilku tygodni, zauważyłem kilka niezgodności. Jednak pozwoliłem na dalsze jego działania, by sprawdzić, czy jego oszustwo będzie eskalowało. No i mieć dobry powód, by go osobiście sprzątnąć. A dzisiejszy wieczór da mi do tego okazję.

— Coś ci pokażę. — Chwycił za laptopa, który leżał na stole, położył go sobie na kolanach i zaczął szybko klikać w klawiaturę. Całkowicie przeniósł się do swojego cyberświata.

— Miałeś rację. Tak jak mówiłeś, wynika, że okrada nas wszystkich od jakiś trzech miesięcy. To nie są aż tak wielkie sumy, ale dokładnie co miesiąc dopisywał do każdego utargu dodatkowe trzysta tysięcy euro. W skali roku, to już są miliony. — Patrz. — Obrócił laptopa w moją stronę. — Widzisz to — wskazał palcem na konto bankowe, które znajdowało się na Kajmanach.

Z całej siły uderzyłem pięścią w stół.

Dlaczego każdy z nich myślał, że uda się im nas oszukać? Czy tak bardzo nie dbali o swoje istnienia? Czy nie rozumieli tego, że my wiedzieliśmy wszystko? Zarabiali dzięki nam cholerne krocie, a i tak próbowali nas okradać i nigdy im to nie wychodziło. Każdy kończył tak samo, trzy metry pod ziemią.

— Prześwietliłem dokładnie wszystko od A do Z i okazało się, że jest powiązany z Argeusem. Nie wiedzieliśmy, że jego ojciec miał nieślubne dziecko z niejaką Josefiną Tales. Zleciłem testy DNA. Argeus to przyrodni brat Tacjusza. Od czasu, kiedy kasa zaczęła magicznie się rozpływać, kontaktowali się każdego dnia we wczesnoporannych godzinach. Mieliśmy ich na podsłuchach.

Klasnąłem w dłonie.

— A co z Nemezy?

— Kręci z nimi wałki na boku i podwaja ceny. Prześwietliłem każde konto. Nasz informator podesłał mi kilka ciekawych zdjęć z ich spotkania w Rayo w Maladze.

No i świetnie. Upieczemy trzy pieczenie na jednym ogniu.

— Ale zastanawia mnie tylko jedno...

— Co? — Uniósł brew.

Założył czarny garniak od Armaniego, a na dworze było jakieś pięćdziesiąt, pieprzonych stopni!

— Czy jeszcze nie odparzyłeś sobie jaj.

Zaśmiał się.

Bałwan!

— Muszę się prezentować. Potem mam zamiar zabalować i zaliczyć jakąś seksowną Włoszkę.

— Dobrze, że chociaż w tym się dzisiaj rozumiemy, bo ja mam zamiar zrobić dokładnie to samo. — Zatarłem dłonie.

— A o kim konkretnie mowa? — Wyszczerzył się.

— Naprawdę testujesz moją cierpliwość, pajacu! — Wycelowałem w niego palcem.

Uniósł dłonie w górę i wstał z fotela.

— Spotkamy się przy skrzydle. Muszę iść.

— Gdzie?

— Twoja matka chciała, żebym do niej przyszedł, zanim wylecimy.

Mieliśmy helikopterami polecieć do jednego z naszych nocnych klubów, który znajdował się w Neapolu, jakieś sześćdziesiąt kilometrów od posiadłości Michele. Tam miało odbyć się spotkanie.

— Kolejny zakład? — Posłałem mu nienawistne spojrzenie.

— Może. — Wzruszył ramionami z cholernie zadowolonym uśmieszkiem.

— Nie dam wam tej satysfakcji! — Uśmiechnąłem się sardonicznie i pokazałem mu środkowy palec.

Nadal z tym kretyńskim uśmiechem pomaszerował do wyjścia.

— Kiedyś ich wszystkich uduszę, przysięgam — warczałem pod nosem, kiedy zatrzasnęły się za nim drzwi.

***

Dokładnie to sobie zaplanowali!

Nie wiem, czy coś mnie jeszcze zdziwi, gdy chodzi o moich rodziców. Jak się okazało, moja kochana mamunia, tatuś, wuj, Rafa i Michele, wyleci jakieś pół godzinny przede mną, a dokładnie przed nami. To była ich cholerna intryga, by zamknąć nas razem w jednej puszce. Wariatka zareagowała na mój widok dokładnie tak samo, jak ja na jej — agresją. Wiedziałem, że nadal nie naprawiła sytuacji z dostawą, a ten jej zarozumiały uśmieszek doprowadzał mnie do furii. Już nie wspominając, co na siebie włożyła, albo raczej czego nie włożyła.

Byliśmy wysoko w chmurach i na moje nieszczęście stykaliśmy się barkami. Byłem pewny, że czuła na sobie mój wzrok, jednak milczała. Ale tak było dla nas najlepiej, bo inaczej mógłby ktoś przypadkiem wylecieć z pokładu i na pewno nie byłbym to ja.

Nie wytrzymałem.

Nałożyłem na uszy słuchawki wygłuszające z mikrofonem i obróciłem głowę w jej stronę, by zwróciła na mnie swoją uwagę.

Nie reagowała. Udawała, że ogląda panoramę miasta, a tak naprawdę było ciemno jak w dupie. Tylko cholerne światła i morze, które widziała niezliczoną ilość razy.

— Widzę, że lubisz świecić. Chyba znowu zapomniałaś się ubrać, Księżniczko — odezwałem się w końcu.

Nie uraczyła mnie nawet spojrzeniem, odpowiedziała, patrząc przez szybę helikoptera:

— Masz z tym jakiś problem? — zapytała z przesadną nonszalancją.

Zacisnąłem szczękę.

Tak! Nawet duży.

Miała na sobie biały kombinezon, a pod spodem kompletne zero. Nic, kurwa! Widziałem dokładnie całe jej różowe sutki, a za kilkanaście minut będą oglądać je wszyscy.

— Nie, po prostu myślę, że powinnaś zacząć się ubierać — wysyczałem.

— A ja myślałam, że ty w ogóle nie myślisz. — Roześmiała się jak słodka idiotka.

Puls automatycznie mi podskoczył.

— Posłuchaj no... — nie dokończyłem, bo mi przerwała.

— Nie, to ty mnie posłuchaj! — Gwałtownie obróciła się w moją stronę. — Myślisz, że mnie pocałowałeś i teraz masz jakieś pieprzone prawo, by mi mówić, co mam robić?

— Nie protestowałaś za bardzo, kochanie. — Uśmiechnąłem się zuchwale. — I myślisz, że ktoś będzie traktować cię poważnie, kiedy wystąpisz w takim stroju? Widać ci pieprzone piersi.

Roześmiała się, przygryzła wargę, następnie popatrzyła mi głęboko w oczy. Chyba chciała zagrać w grę — kto mrugnie, ten odpada.

Ja nigdy nie przegrywam.

Otworzyła te swoje pełne usta, którymi mogłaby robić cuda, a niekoniecznie nimi kłapać.

— Zgadza się, nie protestowałam, bo jestem cholernie napalona i na moment mnie zamroczyło. Przypomniałam sobie, kogo całuje, jak tylko otworzyłeś tę swoją niewyparzoną gębę. Po drugie, straciłam swojego przepychacza, więc teraz postanowiłam, że właśnie dzięki tym cyckom — objęła obie piersi w dłonie i teatralnie uniosła jej w górę — mam zamiar znaleźć sobie nowego. Muszę być multikulti. Grek mi się podoba, więc jak będzie grzeczny, to mu się poszczęści. — Puściła mi oko z tym uśmieszkiem rekina.

Tak mocno zacisnąłem szczęki, że przeskoczyło mi coś w żuchwie.

Oczywiście, że mówiła o pierdolonym Nikosie Nemezy, bossie, który od niedawna rządził dla naszych rodziców Grecją. Tylko dlatego, że pozbawił życia swojego ojca i jest cholernym wrzodem, który nie wie, jaka obowiązuje hierarchia. Ten człowiek nie ma żadnych zasad i jest zdrowo popieprzony. Wiele kobiet się nim zachwyca i uważa go za przystojniaka. Jest niewiele starszy ode mnie i ma już na swoim koncie cztery spektakularne rozwody, a dwie pierwsze żony spalił żywcem. Każdy wie, że za bardzo kocha swoje ekskluzywne dziwki i BDSM.

— Baw się dobrze — rzuciłem wściekle.

Powinien przywiązać ją do pieprzonego sufitu, głową w dół. Szkoda, że do tego nie dojdzie.

— Taki mam zamiar!

Do końca lotu żadne z nas nie wypowiedziało już słowa. Rozdzieliliśmy się zaraz po wylądowaniu. Księżniczka wyruszyła Mercedesem ze swoją ochroną, która już na nią czekała, a ja ze swoją.

Zapowiadał się naprawdę ciekawy wieczór...

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Na sam koniec chciałabym Wam złożyć życzenia, a że Grinch ze mnie przez podwójne G, będą krótkie, ale szczere.

Zdrowych i radosnych Świąt w gronie tych, których naprawdę lubicie - kochacie :D Bez obłudy, fałszu i udawanych uprzejmości. Najedzcie się dużo, bo przy obecnej sytuacji i inflacji w kraju, na następny rok możecie już tego nie mieć :D To tak oczywiście z przymrużeniem oka :P W każdym bądź razie zdrowie, miłość, szczęście ponad wszystko i tego Wam gorąco życzę ;-)


Dzięki, że ze mną jesteście <3

A ja sobie skromnie życzę, żeby każdy, kto przeczytał ten rozdział, zostawił jakiś znak, w formie komentarza, albo gwiazdki. Mam tu wielu aktywnych czytelników, których oczywiście uwielbiam i dziękuję, że Jesteście ze mną w tej szalonej podróży, ale chciałabym także poznać resztę, tych równie fajnych, ale incognito ;-) Uczynicie mi tę przyjemność na Święta?

Buźka

J <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top