7. Nilay

Uprzedzałam Victora. Jego pech, że nie posłuchał. Tobias po prostu kopnął go w głowę. Wiedziałam, do czego był zdolny, ale ani przez chwilę nie przyszło mi na myśl, że kopnie go w pieprzony łeb. Zrobił z Victora kalekę. Zafundował mu wstrząs mózgu i przynajmniej tygodniowy ból głowy. Choć muszę przyznać, że dla ostatniego gościa, który ze mną przyjechał, nie był taki łaskawy. Podejrzewam, że zachowałabym się tak samo, gdyby ktoś w ten sposób obraził mnie, co nie znaczy, że nie jestem wściekła, że pozbawił mnie sprawdzonego gościa do pieprzenia, po raz nie wiem który. Zawsze to, kurwa, robił. Ja w sumie nie byłam lepsza, bo ostatniej jego dziewczynie zapłonęła głowa i to nie na żarty. Podpaliłam jej włosy. Była kretynką, więc dostała to, na co zasłużyła.

Na dodatek ten idiota musiał akurat być w siłowni, którą wybrałyśmy z Zaharą. Z trzech wielkich siłowni w naszym domu, musieli wybrać akurat tą. Oczywiście, że na sali ćwiczył bez koszulki i musiał wyglądać zajebiście dobrze. Przyłapał mnie na gorącym uczynku. Gapiłam się na niego, ale sam nie był mi dłużny. Lustrował moje ciało niczym skaner. Później zaczął zachowywać się jak jakiś niedorozwinięty wariat. Może jeszcze kiedyś, uwierzyłabym w tę jego udawaną zazdrość, ale nie teraz. Teraz robił to, tylko po to, by mnie wkurzyć. Niby tyle lat znałam tego człowieka, ale nie potrafiłam go rozgryźć. Jego humor zmieniał się jak chorągiew na wietrze. Przez moment miałam nawet wrażenie, że chciał mnie pocałować. Nie wiem, co chciał tym udowodnić. Wrrr. I to nie był pierwszy raz. Zdarzały się już takie sytuacje, w których myślałam, że zaraz mnie pocałuje. A ja za każdym razem, praktycznie mu na to pozwalałam. Idiotka! Chyba Ester miała rację, musiałam przestać myśleć cipką.

Wszystko byłoby znośne, gdyby nie otworzył tych niewyparzonych ust. Wtedy czar prysł. I powiedziałam prawdę, jeśli nadal będzie testował moją samokontrolę, zabiję go, bez względu na wszystko. Za długo już to znoszę. Odnoszę wrażenie, że od kiedy się poznaliśmy, wziął sobie za punkt honoru, by doprowadzać mnie do szału.

Po tym pokazie w siłowni musiałam wziąć zimny prysznic, i dzięki temu wpadłam na idealny plan, który połaskotał lewy płat mózgu.

Tak chce się bawić? Ja mu pokażę! To dopiero początek zabawy.

Owinęłam się ręcznikiem, a z drugiego zrobiłam turban na głowie. Weszłam do garderoby, chwyciłam za telefon i wybrałam numer mojego człowieka, który był odpowiedzialny za towar szmuglowany z Kolumbii do Ameryki Północnej. Jutro, po północy, czasu Kolumbijskiego, miały wystartować samoloty ze świeżutką dostawą koki, która miała trafić do ludzi Księciunia w Kanadzie. I słowo „MIAŁA" w tym momencie było kluczowe.

To mój region był czołowym producentem kokainy. Książę przez rodzinne dramaty, związane z tym krajem, nie miał akurat w tym temacie obiekcji. I chyba tylko w tym...

— Diego.

— Tak, szefowo? — w jego głosie od razu wyczułam czujność. Jeśli wszystko szło zgodnie z planem, rzadko kiedy wykonywałam osobiste telefony.

— Masz opóźnić dostawę — rozkazałam.

Wiedziałam, że ten ruch sprawi, że będę jakieś dwa miliony lżejsza, ale Księciunia będzie to kosztować o dwa więcej. Ale czego nie robi się w imię lepszego dobra? Może to nie była wspólna gra do jednej bramki, ale to przecież on zaczął.

Przez moment zapanowała cisza.

— Mogę zapytać, szefowo, dlaczego?

— Nie, Diego, nie możesz — skwitowałam twardo.

— Oczywiście, szefowo. O której mają wystartować?

Między nami była jakoś sześciogodzinna różnica czasowa.

— Tak by opóźnić ją o pełną dobę.

Usłyszałam, jak wciąga głośno powietrze. On też będzie stratny, ale gówno mnie to obchodzi. Rządził Kolumbią, ale nadal pracował dla mnie.

— Masz jakiś z tym problem, Diego? — zapytałam ostrym tonem.

Było na jego miejsce kilkunastu chętnych. Szybko mogłam to załatwić.

— Absolutnie, szefowo.

Doskonale.

— W takim razie działaj. Na razie nie informuj ludzi Księcia, że towar nie dotrze o czasie. — Po tych słowach się rozłączyłam i zatarłam dłonie.

I tak wiedziałam, że się o tym dowie szybciej, niż bym tego chciała.

Będzie, kurwa, wesoło.

— Czy ojciec z matką wrócili? — zapytałam Leo, kiedy wyszłam z mojego pokoju na główny korytarz. Naprzeciwko znajdował się pokój mojej siostry.

Wcześniej rodzice i Ester pojechali na spotkanie z rodziną Cristiano, by omówić wszelkie sprawy związane z weselem.

— Tak. Don Michele jest w swoim gabinecie. Dobrze się składa, bo chciał z tobą porozmawiać.

Świetnie, jeszcze brakowało mi wkurzonego tatusia.

— Okej...

Otworzyłam drzwi, przekroczyłam próg, a mój ojciec nawet nie podniósł wzroku, kiedy weszłam do środka jego królestwa. Dobrze wiedział, że to ja.

Z okularami na nosie, przeglądał jakieś papiery, a w drugiej dłoni trzymał kieliszek do połowy wypełniony winem. Był człowiekiem, którego nie można było traktować lekko. Emanował władzą i niebezpieczeństwem. Był typem osoby, która była pozapinana zawsze na ostatni guzik. Kontrolował wszystko. Wiedział wszystko. Podziwiałam go. Był Królem, ale dla mnie również wspaniałym ojcem. Zawsze miałam go za autorytet. Wychowywał mnie twardą ręką, ale nigdy nie zabrakło w tym ojcowskiej miłości. Pomimo że nie dorobił się syna, uważał mnie za odpowiednią osobę na jego miejsce. Był zdania, że kobieta to siła i potęga, a przykładem tego, była jego wierna wspólniczka.

— Chciałeś ze mną rozmawiać — odezwałam się pierwsza.

Upił łyk wina i odstawił szkło na swoje drogie kobaltowe biurko, które zostało wykonane na jego specjalne zamówienie. Było długie i szerokie na ponad dwa metry. Pośrodku blatu został ręcznie wyżłobiony jego inicjał. Mój ojciec miał bzika na punkcie tego koloru. Twierdził, że przypominał mu jego ojca, który zawsze nosił garnitury i koszule, w tym właśnie kolorze. Było to dla niego coś w rodzaju hołdu.

— Z tego, co wiem, to chciałem rozmawiać z tobą rano, przed przyjazdem gości — powiedział ze stoickim spokojem i przeniósł wzrok z powrotem na kartki.

Jak zawsze powściągliwy, chłodny i opanowany.

— Trochę mi się przeciągnęło. — Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się pod nosem.

Mój ojciec znał mnie jak własną kieszeń.

— Masz dwadzieścia cztery lat, Nilay. Jesteś dorosłą, mądrą kobietą. Nie mam zamiaru prawić ci morałów na temat tego, z kim masz się spotykać i co robić ze swoim życiem, ale oczekuje szacunku i dotrzymywania słowa, a przede wszystkim punktualności. Nie tak cię wychowałem. — Kręcił głową z dezaprobatą. — Gdybyś nie była moją córką, już byłabyś martwa.

Wiedziałam o tym. Tylko mi takie rzeczy uchodziły płazem. Moja siostra była zawsze posłuszna i nigdy nie odczuła gniewu ojca. Dlatego ja zajmowałam się tym, czym się zajmowałam.

— Dlatego jesteś jedynym mężczyzną, którego kocham w nieskończoność. — Pokazałam mu język, żeby rozładować sztywną atmosferę.

— Naprawdę masz dwadzieścia cztery lata? — Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Tak naprawdę tylko przy rodzinie pokazywał prawdziwe emocje. Jego twarz na ogól, była wykuta z lodu, co zawsze wyprowadzało wrogów z równowagi. Jedynie manipulował głosem, który już sam w sobie niósł niebezpieczeństwo. Mój ojciec nigdy nie działa na oślep. To szalenie inteligentny perfekcjonista. Analizuje wszystko, sekunda po sekundzie. Akurat tego po nim nie odziedziczyłam, bo najczęściej najpierw coś robię, a dopiero potem myślę. Docelowo i tak zawsze osiągam swój wymarzony pułap, dzięki popieprzonemu, ale jednakże błyskotliwemu umysłowi. U wspólników mojego ojca, oba te czynniki są po równo wyważone.

— Jesteś jak twoja matka. Wykorzystasz każdy mój słaby punkt.

Jego jednym słabym punktem byłyśmy my, matka, Ester i ja. Dlatego nigdy nie zamierzałam wychodzić za mąż i rodzić dzieci. Nie miałam zamiaru wiecznie żyć w strachu i martwić się dodatkowo o życie innych. W świecie, w którym się obracaliśmy, wszędzie czyhało niebezpieczeństwo. I nie powiedziałabym, że jestem podobna do matki, ale on ciągle tak twierdził. Nie wyprowadzałam go z błędu. Jeśli ojciec tak mówi, to znaczy, że tak jest.

— Tak, w każdym bądź razie, tak jest zapisane w akcie mojego urodzenia, ale patrząc na ciebie, może faktycznie się pomylili. — Puściłam mu oko z figlarnym uśmiechem.

Mój ojciec to naprawdę przystojny mężczyzną i nadal wygląda młodo. Gdybym go nie znała, dałabym mu najwyżej czterdzieści lat. Gęste, czarne włosy, po bokach lekko przyprószone siwizną, kwadratowa szczęką z lekkim zarostem, duże czarne oczy niczym węgiel, oprawione długimi rzęsami. Na dodatek wysoki i w świetnej formie. Moja matka to szczęściara. Wiek w ani najmniejszym stopniu nie odbierał mu atrakcyjności, wręcz przeciwnie. Władza i pieniądze dodatkowo to potęgowały.

— Ohh, Nilay, Nilay. Masz. — Wystawił w moją stronę teczkę.

— Co to? — Uniosłam brew i chwyciłam ją w dłonie.

— Jesteś świetna w cyferkach, chciałbym, żebyś sprawdziła te wszystkie zagraniczne przelewy. Zwróć szczególną uwagę na Tacjusza i bankiera.

Tacjusz rządził dla nas Hiszpanią. I dzisiaj pojawi się na spotkaniu szefów.

Uniosłam brew i popatrzyłam na ojca przenikliwie.

— Czy nie mamy od tego ludzi?

— Mamy, ale chciałbym sięgnąć opinii osoby, której ufam bezgranicznie.

Uśmiechnęłam się szeroko, ale zaraz potem moja mina zrzedła.

— Czyli ćpun jednak nas okrada. — Skrzywiłam się. — A to skurwiel.

Skrzywił się lekko, słysząc mój cięty język.

— Sprawdź to jeszcze raz i dokładnie. Chcę mieć stuprocentową pewność.

— Dobrze. — Zacisnęłam szczęki.

— Gdy przeanalizujesz te pliki, zdecydujemy, co zrobimy na spotkaniu. Helikoptery będą czekać przy bocznym skrzydle. Dwudziesta pierwsza trzydzieści i lepiej się nie spóźnij, córeczko.

Skinęłam głową. Tym razem nie zamierzałam.

***

Spojrzałam na swojego rolexa, była już prawie dwudziesta, a ja nadal siedziałam na pufie, w samych stringach i kończyłam makijaż. W tym temacie ufałam tylko sobie. Nałożyłam na powieki jasny, mieniący się cień, mocno wytuszowałam rzęsy, a na usta nałożyłam grubą warstwę błyszczyka. Dzisiaj miałam zamiar się wystroić. Niecodziennie odbywało się spotkanie szefów.

Telefon, który leżał na moim udzie, zaczął wibrować. Odebrałam, przytrzymując go barkiem przy uchu.

— Mów — odezwałam się pierwsza do mojego człowieka.

— Szefowo, miałaś rację. Hailey Finney to jedna z dziewczyn, z którą spotykał się Dario. Podobno była w nim szaleńczo zakochana. Bardzo przeżyła śmierć ukochanego. Po tym trafiła na dwa miesiące do zakładu psychiatrycznego. Nie wiemy, co wie, i jakie Dario przekazał jej informację. Być może posiada wiedzę na temat Księcia i będzie chciała się jakoś do niego zbliżyć.

Pfff.

Już to zrobiła i nawet pozwoliła wsadzić w siebie fiuta.

Pod moim dachem był cholerny szczur.

Wiedziałam, że ta twarz była mi znajoma. Jej już nieżyjący chłopak rządził dla Księcia w Los Angeles. Czas przeszły, ponieważ pan piękny pozbawił go życia, ale do dzisiaj nie mam pojęcia dlaczego. Jednak to było teraz nieistotne. Najważniejsze pytanie, dlaczego Książę zabrał ze sobą dziewczynę, która pragnęła prawdopodobnie jego śmierci? Z drugiej zaś strony, to mogło być mi na rękę.

— Dobra robota, Matias. Wiesz, co masz robić. — Po tych słowach się rozłączyłam.

Wykonałam kolejne połączenie i kazałam mojej ochronie monitorować każdy ruch barbie. Wiedziałam, że dostała osobny pokój, z którego od przyjazdu nie wychodziła. Trzeba przyznać, że była świetną aktorką. Jej pieprzony ukochany, musiał przed śmiercią mocno kłapać dziobem. Na pewno już coś kombinowała. Przez miłość człowiek dostaje pierdolca. Szkoda, że była malutką, tyci, tyci, płoteczką.

Dopóki miałam wszystko pod kontrolą, nie miałam zamiaru nikogo informować o moich najświeższych doniesieniach. Stwierdziłam, że pozwolę, aby sytuacja sama się rozwinęła.

— Szefowo? Prada? — Archie uniósł w górę lewą rękę, w której trzymał błękitną, klasyczną sukienkę z głębokim rozcięciem na plecach. — Czy Versace? — W prawej natomiast trzymał czarny wieszak, a nim biały dopasowany kombinezon na cienkich ramiączkach z marszczeniem przy dekoldzie.

Nie miałam czasu na zakupy, więc zatrudniłam najlepszego stylistę, który podróżował ze mną dosłownie wszędzie. Był mega seksownym, stuprocentowym gejem i Brazylijczykiem z krwi i kości. Takie marnotrawstwo genów, ale cóż, miłość nie wybiera. Wiedział o mnie wszystko i miał świadomość, co mu groziło, gdyby kiedyś przyszło mu na myśl, by wyjawić mój sekret.

— Kombinezon i te beżowe, wysokie sandałki od Jimmy Choo. I oczywiście kompletny brak bielizny. — Wyszczerzyłam zęby.

Na chwilę przeniósł wzrok na moje nagie cycki. Od lat paradowałam przy nim w negliżu. Znał moje rozmiary i figurę na pamięć.

— Świetny wybór, szefowo. Ma pani idealną figurę i piękne piersi, więc będzie wyglądać to szałowo. — Klasnął głośno, po czym zaczął wachlować się dłonią, jakby w moment zrobiło mu się gorąco.

— Musisz tak mówić, bo płacę ci cholerne krocie. — Uśmiechnęłam się pod nosem i spryskałam się moją ulubioną perfumą od Chanel.

— Nieprawda. — Oburzył się i założył ręce na piersi. — Mówię samą prawdę. Jest szefowa zajebiście seksowna! Gdybym nie kochał mężczyzn, już dawno bym szefową adorował.

Roześmiałam się i machnęłam na niego ręką.

Lubiłam tego wariata.

— Poczekaj — rzuciłam i przeszłam do garderoby, w której zostawiłam moje złote ulubione kolczyki łezki.

Nagle usłyszałam krzyk, a zaraz potem głośny huk, jakby ktoś wypieprzył coś w powietrze.

— Jak ty się znowu, kurwa, nazywasz?!

Cholerny Rejes!

Serio akurat teraz?

— Archie, ppproszę pana — mój stylista zaczął się jąkać.

— Archie, gdzie ta pieprzona Księżniczka?! — Tak głośno krzyczał, że chyba naprawdę był zły.

— Ubbiera się, proszę pana — nadal się jąkał.

Archie, znajdź swoje pieprzone jaja.

— Co, kurwa, robi?!

— Ubbbiera się, ppproszę pana.

Znowu coś trzasło.

Chyba go nie zabił? Nie miałam teraz czasu na poszukiwania nowego stylisty, który odpowiadałby moim standardom.

Ehh...

I tak musiałam się z nim zmierzyć.

Czas na zabawę.

Postanowiłam iść na całość. Nie należałam do cnotek niewydymek. I nie miałam zamiaru grać czysto.

Zarzuciłam włosy na plecy i kompletnie naga, ruszyłam w stronę huraganu o imieniu Tobias.

Weszłam do pokoju i oszacowałam szkody. Drzwi do pokoju były w kawałkach, Archie leżał skulony w kącie, ale nadal żył. I choć nie chciałam tego przyznać, nad nim stał cholernie przystojny Tobias, z włosami jak po seksie, trzymając w ręku już tylko połowę mojej lampy nocnej. Ubrany w kompletną czerń. Czarna dopasowana koszula opinała jego bicepsy, szerokie plecy i wąską talię. Trzy pierwsze guziki przy szyi miał odpięte, a rękawy podwinął do łokci.

Zapach, który unosił się w powietrzu, był wybitnie pociągający. Czułam go wszędzie.

Szlag!

To skorupa Nilay, skorupa!

— Mogę wiedzieć, co tu się dzieje? — rzuciłam, żeby w końcu zwrócili na mnie uwagę.

Tobias na moje słowa obrócił szyję. Kiedy mnie zobaczył, znieruchomiał, a w jego oczach zobaczyłam jakiś błysk. Przestudiował moje ciało od stóp do głów. Przyglądał mi się kilka dobrych sekund z rozchylonymi ustami. Już nieraz widział mnie w skąpym bikini, ale nigdy nago.

— Skończyłeś te oględziny? — Uniosłam zadziornie brew.

— Ty! — Potrząsnął tak mocno głową, jakby chciał wyrzucić z niej wszystko, co przed chwilą zobaczył, a zaraz potem wymierzył we mnie palec wskazujący.

— Co ja? — rzuciłam od niechcenia i popatrzyłam na swój idealny manicure.

— Jesteś stuknięta! — Wściekłość w oczach wróciła. Ruszył w moją stronę, pokonując dzielącą nas odległość w dwóch susach.

Podszedł do mnie tak blisko, że praktycznie stykaliśmy się czołami. Był owładnięty furią. Jego nozdrza falowały, a na twarzy poczułam miętowy oddech, wymieszany z alkoholem. Rejes nabierał powietrza tak szybko, że jego klatka piersiowa poruszała się w szalonym tempie. Perfekcyjna twarz, z oczami, w których płonął taki ogień, że mógł spalić nim cały zamek.

— Daje ci pięć sekund, na odkręcenie tego, co zrobiłaś! — wychrypiał ostrym tonem.

Nie wiem dlaczego, ale te słowa poczułam między cholernymi udami i w samym żołądku.

Moje zdradziecko ciało pokryło się gęsią skórką. Oczywiście nie obeszło to jego uwadze.

Szybkim ruchem zwilżył dolną wargę, a potem znowu potrząsnął głową, wlepiając wzrok w moje nagie piersi. Wiedziałam, że sutki miałam cholernie twarde.

Dlaczego moje ciało ze mną nie współpracowało?!

— Bo co?! — zapytałam hardo i próbowałam zignorować jego spojrzenie i przeskakujące iskry.

Jedynie, kto mógł zmienić moją decyzję, to nasi rodzice, ale wiedziałam, że nie zrobiłby tego. Był zbyt dumny. Nie poleciałby z tym do nich. To były nasze sprawy. Dopóki wszystko działało, tak jak powinno, nie angażowali się w nasze interesy.

Książę zacisnął szczęki, a w jego oczach czaił się jakiś głód wymieszany ze złością.

Byłam kompletnie popieprzona, bo zaczęło mnie to naprawdę kręcić.

Objął dłonią moją szyję i popchnął w stronę kanapy, która znajdowała się za moimi plecami. Potknęłam się o własne nogi i opadłam z impetem na chłodną skórę, przez co się wzdrygnęłam.

— Cholerna wariatka! — W ciągu sekundy usiadł na mnie okrakiem i przytrzymał moje ręce płasko przy ciele. Czułam go na swojej miednicy. Pieprzony idiota był twardy. Jego też to podniecało.

— O co ci właściwie chodzi, co? — udawałam głupią. Wytrzymałam jego paraliżujące spojrzenie.

— O co mi chodzi? — prychnął z oburzeniem. — Podobno uważasz się za mądrą, więc nie rób z siebie idiotki.

Dyszałam tak głośno, jakbym przebiegła pieprzony maraton i nienawidziłam się za to.

— Współpraca — podkreśliłam głośno te słowo — to w definicji zdolność tworzenia więzi i współdziałania z innymi. Umiejętność pracy w grupie na rzecz osiągnięcia wspólnych celów oraz rozwiązywania problemów, ale ty tego nie potrafisz, dupku.

Pochylił się i błyskawicznie zbliżył usta do mojego ucha. Spięłam się na ten ruch i nerwowo przełknęłam ślinę. Zastanawiałam się, dlaczego jeszcze go z siebie nie zrzuciłam, bo przecież potrafiłam to zrobić!

— Wiem, Księżniczko, co oznacza słowo współpraca, ale to nie wyjaśnia tego, co zrobiłaś — powiedział to takim niskim głosem, że zadrżałam. W bardzo jednoznaczny sposób oblizał usta, a jego wzrok na powrót zaczął wypalać moje piersi, a potem dolną część brzucha.

Kurwa!

— Po pierwsze, ciągle oskarżasz mnie o coś, bo nie potrafisz przyznać się do błędu. Po drugie, rządzisz się, jakby to wszystko należało do ciebie. Uszkodziłeś faceta, który miał mi zapewnić rozrywkę przez cały pobyt we Włoszech, a w tej chwili jestem nakręcona i nie mam z kim się pieprzyć, więc z łaski swojej zabierz ze mnie te swoje cholerne łapska i zejdź ze mnie.

Tak mocno się uśmiechnął, że prawie oślepił mnie tymi swoimi śnieżnobiałymi zębami.

— Mogę szybko naprawić twój problem, Księżniczko. Wystarczy tylko magiczne słowo — proszę.

Zarozumiały w opór dupek!

Roześmiałam się jak niespełna rozumu.

— Prędzej ogryzę sobie pieprzony język. Nigdy się z tobą nie prześpię. Jesteś ostatnią osobą na świecie, z którą chciałabym to zrobić.

Sama próbowałam w to wierzyć.

Tym razem to on się roześmiał.

— Twoje ciało mówi mi kompletnie co innego. — Potarł nosem wzdłuż mojej szyi i pokazowo zaciągnął się moim zapachem. Musiałam powstrzymać się przed głupim jękiem.

Pieprzony specjalista od cholernej biologi.

— Nie mam nad tym kontroli. Nie kieruje moim ciałem głos rozsądku. Tak działa ludzka natura.

Znowu wyszczerzył zęby.

Miałam ochotę zmasakrować mu tę śliczną gębę.

Już chciałam odpowiedzieć, ale niespodziewanie jego wargi opadły na moje z bezpardonową chciwością. Jego język wdarł się zachłannie w moje usta i zaczął pieprzyć się z moim, w cholernie szybkim tańcu. Zamiast to przerwać, chwyciłam go za kark i zaczęłam odwzajemniać ten brutalny ruch. Jego ciepłe, wielkie dłonie po chwili wylądowały na moich piersiach. Z jego gardła ulatywały niskie pomruki, kiedy zaczął szczypać moje sutki. Twarda erekcja z całą mocą napierała na moją miednicę.

Ja pieprzę, co on wyprawiał tym językiem? Musiało to być aż tak dobre?

Nie wiem, co się stało, ale po sekundzie jego usta gdzieś zniknęły. Mój mózg jeszcze nie do końca działał w pełni poprawnie i nie kodował tego, co się właśnie wydarzyło.

— Jesteś cholerną kłamczuchą, Księżniczko. — Kiedy to mówił, już stał twardo na rozstawionych nogach, a ja nadal leżałam oszołomiona na tej zajebiście zimnej kanapie.

Na jego twarzy znowu zagościła furia. Ten człowiek miał nierówno pod kopułą.

— I tak jak myślałem, naprawdę kiepsko całujesz. — Puścił mi niewidzialnego buziaka, a potem teatralnie wytarł wierzchem dłoni usta.

Cholernie ubodły mnie jego słowa, bo dla mnie ten pocałunek, choć ciężko było mi to przyznać, był fantastyczny. Jeśli już w ogóle pozwalałam się całować, to zawsze te pocałunki były najwyżej średnie.

Wrr!

— I z wzajemnością. — Poderwałam się gwałtownie, a po chwili moja dłoń z wielkim rozmachem wylądowała na jego policzku, aż zapiekła mnie ręka.

Wciągnął gwałtownie nosem powietrze i zacisnął pięści, aż usłyszałam chrupnięcie. Tylko czekałam, aż mi odda, ale na moje nieszczęście, nic takiego nie nastąpiło. Naprawdę chciałam, żeby to zrobił. Wtedy bez skrupułów mogłabym go tłuc, aż odpadłaby mu głowa.

— Masz szczęście, że moja matka wychowała mnie na dżentelmena. I radzę ci wszystko odkręcić, bo pożałujesz. — Po tych słowach obrócił się na pięcie i bez oglądania się za siebie, zaczął kierować się w stronę czegoś, co miało nazywać się drzwiami, bo przerobił je na pieprzone trociny.

Po moim trupie zmienię decyzję!

Cholerny idiota!

Ktoś głośno zagwizdał.

Archie. Całkiem zapomniałam, że on tu nadal był.

Wygramolił się z kąta i z ociąganiem w końcu wstał na równe nogi. Otrzepał ze swoich poszarpanych jeansów wyimaginowany kurz.

Kolejny ze zespołem natręctw.

— Uhuhuhu, szefowo. — Znowu gwizdnął. — Między wami aż lecą iskry. Nadal czuję ten zapach seksu, unoszący się w powietrzu. — Ostentacyjnie zaczął obwąchiwać pokój jak cholerny tropiący pies.

— Zamilcz! I wynoś się stąd! — krzyknęłam zirytowana do granic możliwości.

Miałam w tej chwili ochotę odebrać komuś życie!

Zauważył to. Znał mnie.

Wybałuszył oczy i w ekspresowym tempie opuścił pomieszczenie, aż paliły mu się podeszwy.

Wyszłam na korytarz, a cała ochrona obróciła wzrok, byleby tylko na mnie nie patrzeć. Dobrze widzieli i słyszeli, co zaszło. Na dodatek byłam w samych pieprzonych stringach.

— Załatwcie kogoś, by wstawił nowe drzwi.

Musiałam rozmówić się z ojcem i wnieść ostatnie poprawki...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top