5. Tobias

— Przysięgam, zaraz ją, kurwa, uduszę — warknąłem po hiszpańsku, bo już pomału nie wytrzymywałem psychicznie.

Hailey obudziła się krótko przed lądowaniem i od tego czasu ciągle jęczy, że jest jej niedobrze i boli ją okropnie głowa. Sama stwierdziła, że to sprawka jet lagu, więc nie wyprowadzałem jej z błędu. Mój kierowca musiał trzy razy zatrzymać samochód, bo zwracała zawartość żołądka. Dobrze, że rodzice jechali innym Mercedesem.

— Co ci strzeliło do głowy, by zabierać ją ze sobą? — zapytał Rafa.

— Sam nie wiem, co. Ciągle się nad tym zastanawiam. — Przetarłem nerwowo opuszkami palców powieki.

Wizja zrzucenia jej z bardzo wysokich schodów była rozkoszna.

— Zamknę ją w pokoju i przywiąże do kaloryfera. Albo nie, czekaj, sprzedam ją do włoskiego burdelu, tam by się nadawała idealnie.

Tak, to świetny plan. Dlaczego nie wpadłem na to wcześniej?

— O Czym mówicie? — zapytała barbie. — Rozumiem tylko słowo — Kurwa.

O wow. Byłem pod wrażeniem, że chociaż tyle zrozumiała.

— Nie powinno cię to obchodzić — odpowiedziałem już po angielsku, a mój głos był zimny jak lód.

Rafa próbował ukryć uśmieszek. Słabo mu to wychodziło.

Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie. Wiedział, kiedy ma odpuścić. Ja też miałem granice.

Alfaro chwycił za laptopa i w trakcie jeszcze tej krótkiej przejażdżki, kilku kilometrowym podjazdem, zhakował dane, o które go prosiłem. Był jednym z najlepszych hakerów, jakich znałem. Dasz mu klawiaturę i myszkę, a on zrobi dokładnie wszystko, czego zapragniesz. Uwielbiał to. Robił to z olbrzymią satysfakcją. Moi rodzice nie szczędzili pieniędzy na jego edukację, widząc jego ogromny potencjał.

— Mamy kolejne połączenie, a co najlepsze, należy ono do Nikosa Nemezy. Coś mi tu śmierdzi na kilometr, bracie.

— Zajmiemy się tym później, teraz czas na przedstawienie. — Westchnąłem chrapliwie.

Juuhu, kurwa!

— Nie wątpię, że będzie. — Poruszył sugestywnie brwiami.

Przypieprzyłem mu z otwartej ręki w potylice. Wyprostował się, ale nadal na jego twarzy gościł ten krzywy uśmiech.

Mój kierowca zatrzymał się przed ogromną fontanną, zaraz obok samochodu, z którego wychodzili moi rodzice, a po prawej moje siostry.

Ochrona otworzyła nam drzwi, a blondi uwieszona mojej szyi, z ledwością utrzymywała się na nogach. Była blada jak papier, a usta miała rozmazane ze szminki. Kiedy moja matka ją zobaczyła, posłała mi zuchwały uśmieszek.

W ogóle mnie to nie bawiło.

Michele Amerigo, za nim jego żona Diana, a na samym końcu Ester i jej przyszły mąż, właśnie wychodzili z głównego wejścia, by nas powitać. Nie widziałem tylko tej stukniętej wariatki, która w tamtym miesiącu prawie zniszczyła mi cały plan, chcąc wysadzić moje tiry z toną kokainy w powietrze. Byłem w trakcie wyeliminowania szczurów, którzy próbowali okraść mnie z kasy i towaru, a ona prawie rozwaliła całą operację, wysyłając na mnie swoich parobków. To znaczy, nie wiedziała, że wysłała ich na mnie, ale i tak prawie wszystko zrujnowała, a ja musiałem jak zwykle po niej sprzątać.

Wszyscy po kolei zaczęliśmy się witać, aż nadjechał czarny Range Rover z przyciemnionymi szybami. Wiedziałem, że to ona, gdy tylko jej ojciec zaczął kręcić głową z dezaprobatą, skupiając wzrok na samochodzie.

Najpierw ukazały się sportowe adidasy, a dopiero potem burza kruczoczarnych lśniących włosów, które kontrastowały z jej jasnobłękitnymi oczami i oliwkową skórą. Z kamienną miną zaczęła iść w naszą stronę, kompletnie na mnie nie patrząc.

I bardzo dobrze! Ja jednak nie miałem zamiaru zrezygnować z szybkiej obcinki.

Była ubrana w beżowe dopasowane leginsy, które opinały jej pełne biodra oraz biały, krótki top, odsłaniający pępek, w którym miała kolczyk. Objąłbym ją w pasie jedną dłonią. Nie miała na sobie pieprzonego stanika. Jej jędrne, naturalne cycki, a przede wszystkim sterczące sutki, aż się prosiły, żeby przejechać po nich językiem.

Serio, kurwa, tak pomyślałem?!

Nie, w życiu!

Była ładna, to wszystko.

No dobra, kłamię. Nie była ładna. Była zajebiście i naturalnie piękna. Miała w sobie coś takiego, że nawet w tym nijakim stroju, prezentowała się świetnie, a nawet się nie starała. Nie włożyła w swój wygląd żadnego wysiłku. Nie miała na twarzy grama makijażu, a i tak wyglądała lepiej, niż wszystkie dziewczyny, z którymi na co dzień się spotykałem. Już jako nastoletnia dziewczynka była zjawiskowo piękna, co nie zmienia faktu, że od zawsze była kopnięta i nieustannie prowokowała kłótnie. No dobra, ja też nie byłem do końca taki bez winy, ale nigdy bym się do tego głośno nie przyznał.

Znowu przeniosłem na nią szybkie spojrzenie i automatycznie strzeliłem karkiem, gdy zobaczyłem, że szedł za nią jakiś wymuskany makaroniarz z oklapniętą na czoło grzywką. Zawsze myślałem, że Włosi mają pierdolca na punkcie włosów, ale najwyraźniej ten chyba nie. Na sobie miał szary porozciągany dres. Nie podobał mi się jego wzrok, którym mnie obrzucił. W jego oczach była jakaś nutka zazdrości.

Dla mnie nigdy nie było za wcześnie na krew.

— Zamknij buzię, braciszku, bo się ślinisz — odezwała się moja siostra Noelia. Nawet nie zauważyłem, kiedy do mnie podeszła.

— Ciągle będziecie rozmawiać w tym języku? Naprawdę nic nie rozumiem — jęczała Hailey. Zapomniałem, że nadal tu była.

Zignorwałem ją, nawet nie racząc jej słowem i spojrzeniem.

Ludzie Amerigo zaczęli zajmować się naszymi bagażami. Moja towarzyszka panikowała, że zniszczą jej walizkę, za którą ja, kurwa, zapłaciłem.

— Jesteś jeszcze młoda, dlatego mylisz agresję z pożądaniem — odpowiedziałem mojej siostrze, wlepiając wzrok w najmłodszą Amerigo.

Nilay, gdy tylko dotarła do mojej matki, rzuciła się jej w ramiona, po czym całowały się chyba z trzysta razy. Oczywiście, że moja matka po prostu ją uwielbiała i vice versa.

Dlaczego akurat ją?

Makaroniarz w tym momencie nie wiedział, co zrobić, więc tylko czekał jak zbity pies i na nie patrzył.

— Mam czternaście lat, wiem, jak wygląda facet, który ślini się na widok kobiety. A ty się ślinisz za każdym razem, gdy ją widzisz.

Od razu zapaliła mi się czerwona lampka w głowie.

W końcu przeniosłem na nią całą swoją uwagę. Już nie wyglądała jak malutka dziewczynka. Jak na swoje czternaście lat, miała już naprawdę spore piersi i kobiecą figurę, identyczną, jak matka. Była śliczna, tak samo, jak Isabel. Ja i rodzice, jeśli chodziło o nie, byliśmy nad wyraz opiekuńczy.

— Tak, a skąd niby to wiesz? — Uniosłem brew i popatrzyłem na nią przenikliwie, ale ona w ogóle nic sobie z tego nie zrobiła.

— Nie będę kłamać. Chłopcy na mnie patrzą, Bi, i podoba mi się to. — Uśmiechnęła się jak rasowa podrywaczka.

Że co? Skąd się jej wziął ten zalotny uśmiech.

Chłopcy?

Oko mi drgnęło.

Już chciałem coś odpowiedzieć, ale poczułem na swoim barku dłoń.

— Porozmawiamy o tym później. Nie myśl, że minie cię rozmowa. — Wycelowałem w nią palcem.

Wzruszyła jedynie ramionami i ruszyła w stronę swojej kopii.

— Chłopcze. Dobrze cię widzieć.

Obróciłem szyję i zobaczyłem Michele z szerokim uśmiechem.

— Ciebie również. — I naprawdę tak myślałem.

Zamknęliśmy się w niedźwiedzim uścisku i poklepywaliśmy się po plecach z dobre kilkanaście sekund. Lubiłem tego gościa, od kiedy po raz pierwszy zjawił się w naszym domu, gdy miałem jakieś jedenaście lat.

Kątem oka zauważyłem, że wariatka nas obserwuje.

— Jak minęła podróż? — zapytał Amerigo i przeniósł wzrok na moją towarzyszkę, która łypała wzrokiem na Włocha, towarzysza wariatki.

— Nie zaliczam tej podróży do najlepszych i najprzyjemniejszych, ale nadal wszyscy żyją, więc chyba nie jest tak źle — zmieniłem język na włoski i wyszczerzyłem zęby.

Michele uśmiechnął się nieznacznie.

— Kobiety. — Poklepał mnie po barku. Zaraz potem przeszedł w stronę mojego wuja.

Ruszyłem w stronę drzwi frontowych i natychmiast powitała mnie lodowa arktyka tej Księżniczki.

— Witaj — powiedziała ostrym tonem w języku hiszpańskim, krzywiąc się mocno.

Chyba była jedyną kobietą, która w taki sposób reagowała na mój widok. Najczęściej, zanim powiedziałem a, już większość trzymała nogi w kształcie trójkąta. Ale to nie była byle jaka dziewczyna, to była pieprzona Nilay Amerigo. Z daleka wyglądała jak słodka owieczka, ale to były tylko pozory, bo tak naprawdę obdarła ją ze skóry i zrobiła z niej dywan, w który wbijała swoje drogie naostrzone szpilki. Nieobliczalna, szalona, śmiercionośna piękność. Pamiętam, że gdy jeszcze jako nastolatka odwiedzała nasz dom i zabawiała moje siostry, jak można było to nazwać zabawą, odgryzała głowy lalkom barbie. Już wtedy było z nią coś grubo nie tak.

— Witaj, Księżniczko — rzuciłem z takim samym wyrazem twarzy. Każdy nazywał ją lodową Księżniczką Południa, a mnie Księciem Północy, ale kiedy ja się tak do niej zwracałem, dostawała szału. W sumie nawet nie do końca wiedziałem dlaczego.

Znowu się skrzywiła. Ta permanentnie niezadowolona mina na mój widok, była prawie słodka.

Zwróciłem wzrok na tego pizdusia obok niej. Górowałem nad nim. Byłem wyższy od niego, o prawie głowę i dużo bardziej zbudowany. Moja czarna koszulka opinała każdy mięsień, na który ciężko pracowałem, a on wyglądał jak sklepowy wieszak.

Nie dość, że była stuknięta, to na dokładkę miała zjebany gust. Co jeden to gorszy.

Nie miałem zamiaru się z nim witać, więc posłałem mu tylko swoje standardowe skurwysyńskie spojrzenie.

— Wkurwia mnie, jak on na mnie patrzy. Jak jakiś psychol — odezwał się nagle po włosku, zwracając się do Nilay. Ale powiedział to tak głośno, że dosłownie wszyscy go usłyszeli. Każdy z nas bardzo dobrze rozumiał i potrafił rozmawiać w języku włoskim. Jednak idiota chyba stwierdził, że jeśli Nilay rozmawia ze mną po hiszpańsku, nie znamy tego języka.

Każdy obecny zwrócił na mnie wzrok, a zaraz potem na niego. Znieruchomieli i zapanowała grobowa cisza. Znali mnie aż za dobrze.

Poszło szybciej niż zazwyczaj.

— Dlaczego wszyscy nagle zamilkli? — wypaliła Hailey, kompletnie niczego nie świadoma.

— Zamknij się! — krzyknęliśmy w tym samym czasie z Nilay.

Może faktycznie, tak mocno się od siebie nie różniliśmy z tą śliczną wariatką.

Widziałem lekki uśmieszek mojej mamuśki.

Strzeliłem karkiem, na co Nilay otworzyła szeroko usta, ale natychmiast je zamknęła.

Bardzo dobrze, laleczko. Po ostatnim incydencie, który odstawiłaś, nawet nie powinnaś oddychać.

Dwa słowa, których nie cierpiałem najbardziej na świecie — Psychol i frajer. Każdy tu obecny, dobrze o tym wiedział. Włoch automatycznie się skulił, kiedy to do niego dotarło.

— Powtórz to — powiedziałem przez zaciśnięte szczęki w języku włoskim. W tym momencie mój głos mógł ciąć stal.

Nie zdążył nawet otworzyć ust, kiedy moja stopa z rozpędem wylądowała na jego pustej głowie.

Trzask! Coś ostro chrupnęło.

Padł na granitowy podjazd i stracił przytomność.

Hailey tak głośno pisnęła, że usłyszeli ją w pieprzonym Los Angeles.

— Kopnąłeś go w pierdoloną głowę! — Nilay rzuciła się w jego stronę. Opadła na kolana i zaczęła go cucić.

Prychnąłem, po czym wyszczerzyłem złośliwie zęby.

Byłem łaskawy. Powinna mi podziękować, że nadal żył.

Wszyscy zaraz po tym wrócili do dalszych rozmów, jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło. Jeśli nie trzeba było pozbywać się ciał, wszystko było nadal w porządku. Nie chciałem robić syfu w ich rodzinnym ogródku. Oprócz zebrania mieliśmy przez te dwa tygodnie, tylko i wyłącznie się relaksować. Nam też był potrzebny pieprzony odpoczynek.

Ojciec uśmiechnął się zuchwale, po czym rzucił mi konspiracyjne spojrzenie.

— Ciesz się, że go nie zabiłem, ze względu na naszą przyjaźń — ironizowałem i posłałem jej sardoniczny uśmieszek.

Prychnęła.

— Zawsze wiedziałem, że masz beznadziejny gust, Księżniczko.

Wziąłem pod pachę zszokowaną Hailey i po prostu ominąłem ich szerokim łukiem, kierując się prosto do wejścia. Znałem tę posiadłość na pamięć. Pierwszy raz przyleciałem tu z rodzicami, będąc jeszcze małym chłopcem. Wszystko w tym miejscu ociekało kasą. Wyrafinowana, nowoczesna elegancja podkreślona solidnym drewnem. Niby minimalizm jednak połączony z luksusem. Drogi sprzęt, drewniane meble, marmur, złoto, i przewaga jasnoszarych ścian, na których wisiały obrazy wybitnych malarzy, a w tym kilka moich i matki.

— Ester pomóż mi uratować tego idiotę. — Usłyszałem Księżniczkę. Wołała o pomoc swoją siostrę.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

Nie wiem, co się później działo, bo zniknęliśmy za drzwiami.

— Czy on żyje? — zapytała roztrzęsiona blondyna. Jeśli to ją przerażało, to nie chciała poznać mnie od tej naprawdę bezdusznej strony.

— Niestety — rzuciłem wkurzony. Rozważałem ciągle nad powrotem i dokończeniem sprawy.

Jak mogła pieprzyć się z tym czymś?

A zresztą, co mnie to, kurwa, obchodziło.

Służba poprowadziła nas do pokoju, który przydzielił mi Amerigo. Znajdowała się w nim olbrzymia sypialnia z wielkimi panoramicznymi, przesuwanymi drzwiami, które otwierały się na balkon, garderoba, dwie łazienki, jedna z głęboką marmurową wanną, druga z dużym przeszklony prysznicem. Jednak nie było mowy, żeby blondyna została ze mną. Potrzebowałem spokoju i alkoholu. Powiedziałem, żeby ma dostać osobny pokój i to najlepiej z dala od mojego. Czyli standardowo. Wezmę ją wtedy, kiedy będę chciał, ale nie miałem zamiaru dzielić się z nią powietrzem, dłużej niż jest to konieczne. W dupie miałem jej błagalne prośby, żebym jednak zmienił zdanie. Kazałem iść jej spać i wyjść, dopiero gdy do niej zadzwonię.

Może w dniu wylotu?

Nawet nie miałem ochoty już jej pieprzyć.

Rozwaliłem się na królewskim łożu, które mogło pomieścić jakieś dziesięć osób. Położyłem się płasko na plecach i skopałem z nóg buty. Westchnąłem głośno i na moment zakryłem dłońmi twarz. Byłem wypompowany jak koń po Westernie. Potrzebowałem snu. Nie zdążyłem nawet zamknąć powiek, bo zadzwonił mój telefon.

Nawet nie spojrzałem na wyświetlacz i przeciągnąłem po nim palcem.

— Tobias.

— Za dwadzieścia minut spotkamy się w głównym korytarzu, idziemy poćwiczyć.

To nie była prośba, to był rozkaz. Ciągle zastanawiałem się, skąd mój ojciec czerpał tę nieustającą siłę. Ale żeby być na szczycie, musieliśmy być ciągle w formie.

Amerigo posiadał w swoim zamku trzy zajebiste siłownie. W sumie musiałem się rozgrzać.

— Będę — odpowiedziałem krótko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top