39. Nilay
Gdyby Książę wiedział, co właśnie robiłam, obdarłby mnie ze skóry. Obiecałam mu, że nie zrobię nic głupiego, a ja już złamałam tę przeklętą obietnicę. Nadal nie przyzwyczaiłam się do tego, że muszę informować go o wszystkim. To wspólne — działamy razem, robimy wszystko razem, było zajebiście trudne, a przecież sama tego od początku pragnęłam. Teraz gdy mi zaufał, ja muszę go okłamać, a raczej zataić prawdę, inaczej wszystko się posypie. Usprawiedliwiałam się w myślach, że przez tyle lat działałam sama, że nie dało się tego, ot tak zmienić.
Jasne...
Już wystarczające trudne było to, że moje życie miłosne wywróciło się do góry nogami.
Nie powinnam, ale musiałam zobaczyć siostrę. Po tych rewelacjach, jakie przekazał mi Jared, po prostu musiałam to zrobić. Wiedziałam, że ona przeżyje to najbardziej. Nie mogłam pojawić się w jej apartamencie, bo to było zbyt ryzykowne posunięcie, więc jedyną możliwą opcją, była jej klinika. Żeby przejść niezauważenie, musiałam wykorzystać pięciominutową przerwę dwóch jej ochroniarzy, którzy patrolowali wejście do sali operacyjnej. Tylko wtedy wychodzili na papierosa. W tej chwili była w trakcie jakieś skomplikowanej operacji i jeszcze nie była świadoma tego, że w teorii nie żyję od jakiś ośmiu godzin. Od informatorów dowiedziałam się, że Trójca wyleciała swoim prywatnym odrzutowcem, jakieś dwie godziny temu do Kalabrii.
Przebrana w zwykły T-shirt, jeansy i blond perukę, wyglądałam jak zwyczajna Giulia Gaudino, która chowała się w jej cholernej łazience, przylegającej do jej prywatnego pokoju. Bez problemu wprowadziłam wszystkie piny odbezpieczające, bo znałam je na pamięć. Po spędzeniu w niej większej ilości czasu niż sądziłam, w końcu usłyszałam odgłosy wystukiwanego kodu, a potem rozrywający serce szloch.
Kurwa, najwyraźniej ochrona zdążyła już ją poinformować. I w tym momencie pożałowałam tego całego mojego planu.
Praktycznie cała zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Tak mocno płakała, że chciałam natychmiast puścić się biegiem w jej stronę, ale musiałam zaczekać, aż ochrona sprawdzi pomieszczenie. Chyba nigdy, jak żyje, nie słyszałam takiego histerycznego zawodzenia. Mogłam dosłownie poczuć tę rozpacz.
Z całej siły zacisnęłam powieki i szczękę.
Moja biedna, kochana siostrzyczka. Nawet nie chciałam wyobrażać sobie, co czuła.
To zaraz się skończy Nilay, powtarzałam jak mantrę. Tak mocno wbijałam paznokcie w dłonie, że zaczęła ciec z nich krew.
Podjęłam słuszną decyzję, że tu przyjechałam.
— Nikogo tu nie ma! Nikt by tu nie wszedł! Zostawcie mnie! — krzyczała, dusząc się łzami. Płakała nieprzerwanie, a ja dosłownie czułam na sobie jej łzy. Chciałam szybko skończyć jej mękę.
— Tylko moja siostra zna kody. — Wybuchała jeszcze głośniejszym płaczem.
Zna, nie znała. Ciągle mówiła w czasie teraźniejszym, jakby nie wierzyła w to wszystko.
I dobrze, siostrzyczko!
Musieli jej posłuchać, bo drzwi się zamknęły, a kroki ucichły.
Zaczekałam jeszcze chwilę, a potem nie wytrzymałam, bo nie mogłam tego dłużej znieść.
Kurwa mać!
Widok, który zastałam, kroił jak nóż moje serce. Moja siostra leżała na ziemi, nadal ubrana w biały kitel, zwinięta w kulkę, a jej ciało tak mocno się trzęsło, że bałam się, że zaraz coś jej się stanie. Tak mocno szlochała, że nawet nie usłyszała moich kroków.
— Ester — powiedziałam szeptem, zbliżając się coraz bliżej.
Nadal nie reagowała.
— Siostrzyczko — powiedziałam nieco głośniej.
Plułam sobie w gębę, że zaserwowałam jej takie gówno, chociaż trwało ono kilka minut. Nawet nie chciałam w tej chwili myśleć o rodzicach.
Jesteś suką, Nilay!
Odkleiła mokry policzek od ziemi i zaczęła rozglądać się dookoła jak bezbronne, przestraszone dziecko. Jej twarz była cała opuchnięta i czerwona, a wzrok pusty. Po policzkach spływał jej tusz do rzęs.
— Nilay... — zapytała, jakby próbowała zorientować się, czy nie ma omamów.
— To ja, siostrzyczko, to ja. — Przyłożyłam palec do ust, by mówiła cicho. Byłam pewna, że ochrona jest tuż za drzwiami.
Po chwili szoku, z ociąganiem zaczęła podnosić się z ziemi.
— To ty? — zapytała, nadal nie dowierzała. Nerwowo przecierała twarz, jakby chciała w niej zrobić dziurę.
— Tak, siostrzyczko.
Zrobił niepewny krok w moją stronę.
Popatrzyła mi prosto w oczy i wtedy zdała sobie sprawę, że to naprawdę ja. Automatycznie zamiast rozpaczy na jej twarzy pojawiła się wściekłość. Zwinęła dłonie w pięści, a potem się na mnie rzuciła. Zaczęła mnie nimi okładać z furią, zalewając się łzami.
Stałam i nie reagowałam. Pozwoliłam jej wyładować na sobie całą złość. Uderzała mnie tak długo, aż opadła z sił, dopiero potem przytuliła mnie do siebie mocno. Cholera chciała mnie udusić. Prawie zmiażdżyła mi żebra.
— Jestem, jestem... — powtarzałam. Głaskałam tył jej głowy i tak samo mocno przytulałam. — I kocham cię, cholernie mocno, wiesz?
— Nienawidzę cię — szlochała, ale wiedziałam, że wcale tak nie myślała. — Nienawidzę ty głupia, głupia wariatko!
— Złego diabli nie biorą. — Próbowałam zażartować.
— O co w tym wszystkim chodzi, Nilay? — zapytała, próbując zapanować nad łzami.
— To zemsta. To był jedyny sposób.
Skrzywiła się, przecierając powieki.
— Zemsta? Oszalałaś?! Zdajesz sobie sprawy, co zrobiłaś?! — praktycznie piszczała.
— Musisz się uspokoić, to wtedy wszystko ci opowiem. Ochrona nie może dowiedzieć się, że tu jestem. Nikt nie może dowiedzieć się, że tu jestem.
Niechętnie skinęła głową.
— A Tobias? Co z nim? — chlipała, wycierając nos w rękaw fartucha.
— Żyję i ma się całkiem dobrze, nawet lepiej niż dobrze. — Uśmiechnęłam się krzywo.
— Będziesz się grubo tłumaczyć — syknęła ze złością, a z jej oczu spływały krokodyle łzy.
— Dobrze, ale najpierw musisz coś dla mnie zrobić. To bardzo ważne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top