38. Zahara
— Co to znaczy, że jakość spadła? — zapytał ostrym tonem mój przyjaciel.
Nasz człowiek od razu się wyprostował. Odchrząknął głośno, następnie zaczął tłumaczyć, co spowodowało spadek jakości naszego towaru, włączając po raz kolejny rzutnik ekranu. Obok trzy wielkie telewizory plazmowe, przedstawiały procentowo zyski ze sprzedaży.
Pomasowałam skronie, bo naciągał ból głowy.
Od dobrych trzech godziny przyglądaliśmy się wykresom, tabelkom, a cyferki zaczęły rozmazywać mi się przed oczami. Tych spotkań nie cierpiałam najbardziej, choć odbywały się raz w miesiącu. Raporty, sprawozdania, ehhh. To była ta gorsza część zarządzania imperium. Pomimo że siedziałam w swoim wygodnym fotelu, zaczęły boleć mnie plecy.
Skinęłam palcem w stronę naszej sekretarki, od której oddzielała mnie tylko wygłuszająca, szklana szyba. Bez słowa ruszyła w stronę pomieszczenia służbowego, by przyrządzić mi kolejną, mocną kawę.
Spojrzałam na mojego męża, który wdał się w rozmowę z naszym analitykiem.
Mój przystojniak. Chociaż jeden ładny widok.
Ktoś zapukał w szybę.
Sekretarka Charlotte, bez cholernej kawy.
Czego nie zrozumiała?
Wyglądała na cholernie przerażoną. Niemo zadawała pytanie, czy może wejść do środka.
Po raz kolejny skinęłam głową, wyrażając zgodę, a wszyscy nasi doradcy zamilkli. Kiedy rozsunęły się przed nią szklane drzwi, w jej oczach pojawił się strach, a drżąca dłoń wylądowała na jej ustach. Wszyscy zwrócili na nią skonsternowany wzrok. Nie należeliśmy do miłych i przyjaznych ludzi, a sprawy załatwialiśmy krótko i rzeczowo, jednak nie musiała się nas tak przeraźliwie bać. Zachowywała się, jakbyśmy mieli zaraz za to urwać jej głowę.
Oszalała?
— Panie, Amerigo — jąkała się. — Pan Saviano próbuje się z panem skontaktować od dobrej godziny i bardzo nalega na tę rozmowę. To podobno sprawa niecierpiąca zwłoki.
Od razu przeszłam w stan czujności. Czego mógł chcieć od nas ten pseudo prezydencik? Albo inaczej, cholerny zboczeniec.
Spojrzałam na swój zegarek, a potem na mojego przyjaciela, który myślał o tym samym, co ja.
W tej chwili powinien wyprawiać bankiet, na którym również pojawią się nasze dzieci. Muszą przypilnować starca, by odpowiednio zadbał o naszych konsumentów. Mam nadzieje, że nasza wybuchowa dwójka doszła już do porozumienia. Byli wściekli, ale jeszcze nam za to podziękują. Mam nadzieje, że pomimo naszej małej intrygi, świetnie się ze sobą bawią. Jak to mówią, od nienawiści do miłości dzieli tylko krok.
— Macie wszyscy przerwę piętnaście minut — oświadczył naszym ludziom Michele.
Wszyscy pospiesznie zaczęli podnosić się z krzeseł.
— A ty Charlotte, przełącz go.
Szybko skinęła głową i ruszyła w stronę recepcji.
— Czego on może chcieć? — zapytał mój mąż, kierując się w stronę mojego fotela.
— Raczej nic mądrego nie ma nam do powiedzenia.
Telefon zadzwonił, a mój przyjaciel po trzecim sygnale uniósł słuchawkę w górę i słuchał. Po jakichś pięciu sekundach, to, co zobaczyłam na jego twarzy, cholernie mnie przeraziło. Jak żyję, nigdy nie widziałam u niego takiej miny.
Nagle słuchawka, którą trzymał, z głośnym brzdękiem uderzyła w marmurowe kafle. Po prostu ją wypuścił. Ten najbardziej opanowany człowiek, którego znałam, wyglądał, jakby właśnie skończył mu się świat.
Poderwałam się gwałtownie z fotela, od razu zakładając najgorsze. Mój mąż w tej samej chwili zrobił to samo.
Stałam jak sparaliżowana i bałam się w ogóle odezwać, jakby to, o co chciałam zapytać, spowoduje, że się spełni.
— Michele, co się stało? — Tobias zrobił to za mnie.
Nie, nie, nie! Na pewno to tylko moja cholerna wyobraźnia zadziałała. To na pewno nie to, co myślisz. Wszystko jest porządku, Zahara. Wszystko jest w porządku, zaczęłam powtarzać w myślach.
Michele po prostu milczał i patrzył w punkt na ścianie, jakby został zahipnotyzowany. Nie ruszał się, nie mrugał, chyba nawet nie oddychał. Nie mogłam znieść tej ciszy.
Gula w gardle powiększała się do niewyobrażalnych rozmiarów.
— Michele! — krzyknęłam. Pierwszy raz uniosłam głos na mojego przyjaciela, a on nadal milczał. To była rozpacz, dusząca, niebezpieczna rozpacz.
— Michele! — Przyłożyłam pięść do ust, tracąc nad sobą panowanie.
Z każdą mijaną sekundą, strach ściskał mnie za gardło, serce zaczęło walić jak obłąkane. Ciężar przygniatający klatkę piersiową był niczym szybka i ciężka lawina. Obawiałam się, że to, co zaraz usłyszę, mnie zabije.
Patrzyłam, jak mój przyjaciel wstaje z krzesła. Robił to, jak na jakimś autopilocie. Jego kroki były ciężkie, jakby sprawiały mu niewyobrażalny ból.
Chwycił za pilota, a potem...
Jeden guzik. Jeden cholerny guzik, a ja poczułam, jakby wyrwano mi serce z piersi. Jakby wszystko, co to tej pory budowałam, przestało mieć jakikolwiek sens. Ułamek sekundy, a moje życie posypało się jak domek z kart.
Mój świat również się skończył.
Wybuch gazu, ogień trawiący wszystko i słowa, jakie matka w swoim życiu nigdy nie powinna usłyszeć — Pogrążamy się w głębokim smutku, nie żyje dwudziestoczteroletnia miliarderka Nilay Amerigo oraz jej partner miliarder dwudziestosześcioletni Tobias Rejes. Z ogromny bólem serca informujemy, że oboje zginęli w wyniku eksplozji. Jak wynika z dotychczasowych ustaleń, doszło do wycieku gazu, a powodem wybuchu miał być błąd instalacji.... — Nie słyszałam dalszych słów, nogi się pode mną ugięły, osunęłam się na kolana.
Nilay i mój chłopiec. Mój malutki chłopiec... Jak na szybkim przewijaniu w mojej głowie pojawiły się obrazy. Dzień, w którym przyszedł na świat, a ja wiedziałam, że od tego momentu moje serce będzie przebywać poza moją klatką piersiową, jego pierwszy uśmiech, pierwsze zęby, pierwsze kroki, pierwsze kocham cię, mamo. To wszystko...
— Nie! Nie! Nie! — W uszach czułam pulsujący ból, przed oczami miałam mroczki. Dosłownie czułam, jak moje serce traci rytm, jak dusza ucieka mi z ciała.
— Nie! Nie! Nie! — Chwyciłam się za serce.
Silny ucisk w klatce piersiowej, a potem nagle wszystko zwolniło. Obecność śmierci pełzała po moim karku niczym kobra czarnoszyja. Ostatnie, co usłyszałam, to krzyk mojego ukochanego, a potem spowiła mnie czerń, otulając niczym gruby koc. Nie było już nic, pusta, martwa, cisza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top