37. Nilay
Już wiem, dlaczego tak bardzo lubię swój styl życia i pieniądze. Dwanaście godzin lotu w ekonomicznej klasie, w ohydnym przebraniu, paskudnej peruce, i dodatkowo małe dziecko, które nieprzerywanie wydzierało się na całego gardło za naszymi plecami, było nie do zniesienia. Kiedy opuściliśmy pokład, miałam ochotę całować pieprzony asfalt. Bez problemu przekroczyliśmy bramki, dzięki przekupionym pracownikom lotniska. Nikt nawet nie zapytał nas o dokumenty. Przed wejściem czekało na nas stare audi Q7.
Powinnam zamordować Hektora, że zaserwował nam takie przyjemności, ale to był nasz plan. Mieliśmy pozostać niezauważeni i tak właśnie było. Nikt nie zwracał na nas uwagi. Teraz i przez kolejną dobę, będę Giulią Gaudino, a Tobias Flavio Alberto. Nie wiem, kto wymyślił te imiona i nazwiska, ale były co najmniej śmieszne.
— Nareszcie! — wyrzuciłam głośno, kiedy w końcu znaleźliśmy się w samochodzie. Żeby zacząć myśleć, potrzebowałam snu, a to nam nie było dane. W LA dopiero dochodziła dziewiąta, a nas czekała masa roboty.
— Czyżby zmęczyła cię podróż, Giulio? — Tobias ułożył swoją ciepła dłoń na moim udzie.
W tych ciemnych blond włosach wyglądał tak śmiesznie, że za każdym razem, kiedy na niego patrzyłam, z ledwością udawało mi się powstrzymać śmiech.
— Jak cholera, Flavio Alberto! Potrzebuje prysznica. — Sięgnęłam do schowka, w którym powinnam być broń, dokumenty, komplet kluczy i dwa telefony na kartę. I dokładnie to wszystko w nim znalazłam.
Chwyciłam za to coś, co niby miało służyć do dzwonienia. Nawet nie miało kolorowego wyświetlacza, tylko jakieś kilka guzików, a ważyło tyle, że gdybym jeszcze chwilę go potrzymała, to odpadłaby mi ręka. Tobias, widząc moje nieudolne próby włączenia tego ustrojstwa, wybuchł śmiechem.
— Daj mi to, Księżniczko. — Chwycił za komórkę i po chwili urządzenie wydało jakiś dziwny dźwięk, podobny do krowy.
— Jezus, pieprzone, Maria! Jestem dzieckiem nowoczesnej technologii, a nie jakiegoś starego ustrojstwa, z dwa tysiące pierwszego roku. — Skrzywiłam się.
— I działa. — Z głupimi uśmiechem pomachał mi tym czymś przed nosem.
— Też mi coś!
Spojrzałam na deskę rozdzielczą, by sprawdzić, która jest dokładnie godzina.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za dokładnie trzy godziny telewizja poda informację o naszej rzekomej śmierci. Nasi rodzice, choć są jakieś kilka godzin drogi od nas, sądzą, że dalej się nienawidzimy i właśnie szykujemy się z Tobiasem na bankiet. Zaplanowaliśmy wszystko od A do Z. Teraz Włochy leżą w rękach Hektora i Leo. I mamy nadzieję, że wszystko powiedzie się po naszej myśli. Tu nie ma miejsca na najmniejszy błąd. Przez cały czas, Saviano robił dokładnie wszystko, czego od niego oczekiwaliśmy. Nasze chipy zostały umieszczone w sobowtórach. Zabieg wykonała jedna z moich zaprzyjaźnionych lekarek na Sycylii. Moją kopię ściągnęliśmy z Polski, a Tobiasa z Barcelony. Na żywo byli do nas jeszcze bardziej podobni. Potrzebowali jedynie kilka poprawek akcentu, nauki chodzenia i makijażu. Prawie musiałam szukać kolejnej kopii Tobiasa, kiedy rzuciłam przy Księciu, że jest bardzo seksowny. Oczywiście nie umywał się do niego, ale jak zwykle, chciałam go wkurzyć, i wyszło.
— Czas rozpocząć zabawę. — Zatarłam dłonie.
Nie do końca mi się podobało, że za parę godzin będziemy musieli się rozdzielić. Przez ostatni tygodnie byliśmy praktycznie nierozłączni, planując wspólnie całą tę operację. Pracowaliśmy w pocie czoła, na przemian się pieprząc. Od czasu pamiętnego seksu i tych wszystkich wyznań, coś w obojgu nas się zmieniło. Nie nazywaliśmy rzeczy po imieniu, ale okazywaliśmy sobie to w inny sposób, i kopnijcie mnie, podobało mi się to jak cholera.
— O czym myślisz? — wyrwał mnie głos Tobiasa, który przyglądał się mojej twarzy.
— O tym, jak zareagują nasi rodzice — skłamałam. — Nie ma odwrotu.
— Nie ma. — Chwycił mnie za brodę i pocałował szybko w usta. Ciągle nie potrafiłam przyzwyczaić się do tych czułych gestów, choć uwielbiałam każdą tego chwilę.
— A teraz musimy wziąć prysznic.
Zdecydowanie.
Przygryzłam wargę.
Mieliśmy zatrzymać się w jedynym z moich domów na Sunset Strip, z którego miałam imponujący widok na miasto i ocean. Odkąd go kupiłam pół roku temu, przebywałam w nim tylko trzy razy i były to dość krótkie wizyty. Nigdy nawet nie miałam okazji korzystać z basenu ani spa.
— Może uda nam się ochrzcić, chociaż kilka pomieszczeń. – Uśmiechnął się jak perwersyjny zboczeniec.
Zaczynało mnie to przerażać. On dosłownie zaczął ze mnie czytać jak z otwartej księgi.
— Mam sześć łazienek. — Pokazałam mu język.
— To dla mnie wyzwanie? Robisz zamówienie? — Uniósł seksownie brew.
Owszem, na orgazmy.
— Może. — Popatrzyłam na niego spod rzęs.
Wizja była kusząca.
Odchylił głowę i wymamrotał kilka przekleństw.
— Czas na nas.
Przekręcił kluczyk i ruszyliśmy. Z niezwykłą precyzją prowadził to cholerne audi. Boże, nawet to robił seksownie. Wszystko z nim kojarzyło się z seksem. Z fenomenalnym seksem...
Oficjalnie oświadczam, że kurwa, zwariowałam.
Rejes trzymał jedną rękę na kierownicy, a drugą wpisywał numer Jareda do tego ustrojstwa, które nazywało się telefonem. Podyktowałam mu go raz, na dodatek wczoraj, kiedy był zajęty klikaniem w klawiaturę, a on i tak go zapamiętał. Jego pamięć mnie zadziwiała. Kiedy rozmawiał z Rafą, znał nawet dokładnie, w której sekundzie na nagraniach pojawili się pieprzeni Judasze i mój niedoszły szwagier.
Po kilku sekundach usłyszałam sygnał. Aż się dziwiłam, że to coś posiadało głośnomówiący.
— 1234 — odezwał się pierwszy Jared, by potwierdzić, czy to na pewno my i, czy nie mamy jakiś dodatkowych niespodzianek. Musieliśmy dmuchać na zimne.
— 30301.
— Czysto — powiedział po kilkunastu sekundach.
— Mów. Nilay też cię słyszy. Jesteś na głośnomówiącym. Jak wygląda sytuacja? — zapytał go Tobias, rzucając mi szybkie spojrzenie.
Nasi ludzie obserwowali całą naszą rodzinę. Każdy ich ruch.
— Wasi rodzice jakieś dziesięć minut temu zatrzymali się w Sangrii. Dokładnie za trzy godziny pojawią się w Bilbao. Mają cotygodniowe spotkanie z analitykami. Twoja siostra do wieczora pracuje w klinice. Ma jakąś skomplikowaną operację, która ma trwać ponad siedem godzin. Interpol również dał sygnał.
— A Włochy? — zapytałam tym razem ja.
— Wszystko idzie zgodnie z planem. Hektor wciąż działa.
Na wzmiankę o moim niedoszłym absztyfikancie, Tobias zmarszczył mocno na moment brwi.
— Czy ktoś próbował się z nami kontaktować?
— Tylko Miguel, ale przechwyciliśmy go. Już z nim rozmawiałem.
— Ruska suka? — syknęłam.
—Tatiana nadal przebywa w Roosevelt, a z nią jest jakaś kobieta. Nasi ludzie już pracują nad jej tożsamością.
— Ilu ludzi je obserwuje?
— Za dużo...
— Zadałam inne pytanie, Jared — warknęłam.
— Dziesięciu jej Rusków, ale to jest najmniejszy problem. Trójca zwiększyła jej obserwację do dwudziestu jeden ludzi, dokładnie piętnaście minut temu. Mamy pięć snajperów na północy, na południu, na wschodzie i zachodzie, w sąsiadujących hotelach. Jedno pstryknięcie ich palców i pięć czerwonych kropek zamieni się w pięć dziur w głowie. Znajduje się w samym centrum odstrzału. W pokoju trzysta jeden, trzech z CIA pod przykrywką, trzysta trzy, trzy kobiety z FBI, trzysta cztery, kolejnych dwóch DEA i wisienka na torcie, trzech z wywiadu i czterech z sił zbrojnych.
Kurwa! Oszaleli? To pokomplikowało sprawy. Znając Zaharę, dziesięciu jeszcze siedziało na samym szczycie pieprzonego dachu.
— Co było powodem takiego posunięcia? — zapytał Tobias. — Skąd potrzeba tylu ludzi do tej wariatki?
— Kowalow kontaktowała się z Ansiewem. Pięć połączeń i wszystkie dotyczące przejęcia naszego towaru.
Oczywiście, że to od początku Ansiew był celem. Zrozumieliśmy to zaraz po tym, jak zrobili nas w balona.
Ruskie gnoje nadal niczego się nie nauczyli. Mam dość rosyjskiej populacji. Same z nimi kłopoty. Powinniśmy spuścić na nich bombę i usunąć z cholernej mapy świata raz na zawsze. Wszystkim będzie nam się żyło lepiej.
— Co postanowiła Trójca? — zapytałam.
— Obserwacje.
Przewróciłam oczami. Oni i ich cholerne obserwacje. Ja nie lubię czekać! Dlatego załatwimy to po naszemu.
— W jakim stanie jest Lopez? — znowu zapytał Książę.
— Twarz bez szwanku, z resztą gorzej.
— Dobrze. Będziemy w kontakcie. Czekaj na dalsze polecenia. Jak najszybciej znajdź wszystkie informacje na temat tej drugiej kobiety.
— Pracujemy nad tym. Wszystko jest przygotowane.
— A Vladimir?
— Aktualnie niczego nieświadomy, popija na tarasie wódkę i pali cygaro, z dziwką na kolanach.
Pierdolony fiut. Niech się tym jeszcze nacieszy, póki jego mózg nie zacznie zdobić ścian.
— Ile z nim jest ludzi?
— Trzech.
Spojrzałam na Tobiasa.
— Odważnie — rzuciłam — jak na żywego trupa.
— Nie spuszczajcie go z oka i kontrolujcie każdą rozmowę. Na razie wstrzymujemy przejęcie. — Po tych słowach Rejes się rozłączył.
— Chcesz wystawić Lopeza? Dlaczego wstrzymujemy przejęcie? — zapytałam, bo byłam narwana, a on zmienił nasze plany.
— Spotka się z Tatianą i sprzeda jej informacje. Jeśli połknie przynętę, zwabimy ją do naszej kryjówki razem z Ansiewem. Obędzie się bez rozlewu krwi, przynajmniej na tę chwilę. Zależy im na naszym towarze, to go dostanie.
— Albo możemy zrobić jej niespodziankę i pojawimy się u niej osobiście. — Uśmiechnęłam się diabolicznie.
Dawno do nikogo nie strzelałam. Pragnęłam nakarmić swoje socjopatyczne zapędy. I tak poza tym lubię Origami, z taką różnicą, że ja osobiście preferuje składanie w pół wrogów.
— Czy nie słyszałaś, ile ludzi jej pilnuje. Gdy to zrobimy, od razu zostaniemy zdemaskowani.
— Czy to nie ty tu rządzisz? LA jest twoje.
— Chcesz, żebym odwołał ludzi? To nie przejdzie. Od razu poinformują Trójce i cała maskarada pójdzie się pieprzyć.
— Nie to miałam na myśli. Zjawimy się tam, gdy tylko Trójca wzniesie się w powietrze. W tym stanie nie będą myśleć o Kowalow, więc z automatu Rafael albo Jared przejmą dowodzenie. Nikt z ludzi Trójcy nie odważy się nawet do nas celować.
— Zbyt ryzykowne. Możemy nie zdążyć jej przejąć, a Vladimir da nogę. Po drugie musisz pamiętać, że jesteśmy martwi. Miało odbyć się bez ofiar naszych ludzi.
Westchnęłam głośno. Musiałam się niestety z tym zgodzić. Od początku wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwe. Teoretycznie rzecz biorąc, za chwilę będziemy trupami, a trupy nie mogą wydawać poleceń.
— Więc co proponujesz? — Sama nie wierzyłam, że zadałam to pytanie.
Uśmiechnął się, a ja prawie to odwzajemniłam.
— Lopez najpierw sprzeda jej informacje na temat towaru. Musi mu ponownie zaufać. Potem spotka się z nią w miejscu publicznym. Na neutralnym gruncie, by przekazać jej kolejne informacje. Dokładnie w tym samym miejscu pojawimy się my, robiąc spektakularne bum. Będzie naszą przynętą.
Otworzyłam szeroko usta.
— Spektakularne zmartwychwstanie. Proste, ale dobre. — Wyszczerzyłam zęby. — Suka się zdziwi. Nawet nie zdąży dobrze otworzyć szampana. — Zatarłam ręce.
Dłużej nie będzie mogła świętować naszej rzekomej śmierci.
Wykończę ich wszystkich i Trójca tym razem mnie nie wyprzedzi.
— Zwołamy prasę, telewizje, zrobimy zamieszanie. Nikt nie otworzy ognia, a my wykorzystamy okazję, by ją przejąć.
— Nasi ludzie poinformują Trójce, gdy tylko się tam pojawimy.
— I właśnie o to chodzi. — Wyszczerzył zęby. — Będą dokładnie wiedzieć, co chcemy zrobić.
— Musimy ustalić, jakie farmazony sprzedamy prasie i przygotować naszych ludzi. Lubię takie szalone gówno! — Uśmiechnęłam się jak psychiczna.
— Czyli zgadasz się, kochanie? — Oblizał usta.
— Tobias Rejes pyta mnie, czy się zgadzam. Ja też myślałam, że nie dożyje tego dnia. — Mimowolnie moja dłoń znalazła się na jego potylicy, a palce zaczęły bawić się jego włosami. Uwielbiałam je.
Mój!
Zamruczał.
— Widzisz, jak też potrafię zaskakiwać. — Mocno chwycił mnie za pierś, a ja prawie wkomponowałam się w fotel, zaciskając uda.
— W takim razie, jedziemy spotkać się z Lopezem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top