32. Nilay i Tobias

Nilay

Gdy opuściliśmy kaplicę, dostaliśmy telefon od Zahary, że mamy do załatwienia jeszcze jeden klub ze striptizem, w którym znajdują się osoby, jakie trzeba natychmiastowo usunąć, bo zagrażają interesom. Hektor podobno znalazł coś ważnego, więc rozdzieliliśmy się z Tobiasem. Ja miałam załatwić klub, a on postanowił załatwić Hektora, a raczej uparł się. Miałam tylko nadzieję, że nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Obiecał mi, ale nadal mu do końca nie ufałam. Tym bardziej w tym temacie. Mieliśmy się pieprzyć, ale interesy ponad wszystko. Przyjemności musieliśmy zachować na później, co mi wcale nie pasowało. Już zaczynała doskwierać mi jego nieobecność, a minęła dopiero godzina. Byłam napalona, to wszystko, dlatego moje frustracje seksualne zostaną ulokowane na moich przyszłych ofiarach.

I te jego słowa — uważaj na siebie, kochanie.

Potrząsnęłam mocno głową, by skupić się na swojej misji.

— Dawaj ją! — odezwałam się do mojego człowieka, który miał tępawy wyraz twarzy, nieskażony żadną myślą. Sterydy pewnie wyżarły mu szare komórki. Ci byli najgorsi, jednakowoż potrzebowaliśmy ludzi od brudnej roboty. Nadawali się tylko do niej. Sowicie ich za to wynagradzaliśmy, więc nie narzekali. Od myślenia byliśmy my.

Pomasowałam skronie, bo czułam, że nadchodzi pieprzona migrena.

— Głuchy jesteś?! Czy masz opaskę uciskową na mózgu?

Stał i przyglądał mi się z konsternacją, bo nie wiedział, o czym mówię.

— Chodziło mi o broń. — Westchnęłam poirytowana. — Dawaj, kurwa, AK-19.

— Kałachy zostały w aucie, szefowo.

Wyjęłam nóż, który miałam przypięty do uda i po chwili poszybował w stronę jego głowy. Śmignął dosłownie milimetr od jego policzka i zatrzymał się na ścianie tuż za nim.

— Trzymasz moje dzieci w samochodzie, bez żadnej opieki? — wysyczałam.

Skulił się i czekał na baty.

— Na co czekasz?! Zapierdalaj po nią w podskokach!

Taki wziął rozpęd, że po sekundzie już go nie było. Dziwiłam się, że nie wybił sobie zębów.

— To na pewno dobry plan? — zapytał mnie Leo. Widziałam, że był rozbawiony.

— Wątpisz w moje umiejętności? — Uniosłam wysoko brew.

Zaprzeczył głową.

— Twoje pomysły są popieprzone, ale zawsze skuteczne. — Wyszczerzył zęby.

Uśmiechnęłam się diabelsko.

— To świetnie. — Klasnęłam w dłonie. — A teraz my zrobimy mały pokaz ognia. Uwielbiam masowe egzekucje.

A raczej rzeź.

— Wszyscy wiedzą, co mają robić? — zapytałam moich ludzi.

Skinęli głową.

— W takim razie, ruszamy...

Tobias

— Mam nadzieję, że to, co znalazłeś, jest naprawdę godne mojej uwagi i nie marnujesz mojego cennego czasu — warknąłem w stronę Hektora, który wydawał rozkazy swoim ludziom. Znajdowaliśmy w centrum jego dowodzenia. Całe pomieszczenie było zawalone specjalistycznymi komputerami, monitorami i urządzeniami do śledzenia. Informatycy, którzy zajmowali się całym tym chaosem, czując mój oddech na karku, dosłownie wychodzili z siebie. Ich skronie były zroszone potem. Inwalida wyglądał na równie zdenerwowanego. Wiedział, że jeden jego zły ruch, a odseparuje mu głowę od szyi.

Zamiast być w słodkiej cipce Nilay, musiałem przyjechać tu, do tego nadal żywego skurwiela, bo podobno miał coś dla mnie grubego. Nie chciałem, żeby ona tu przyjeżdżała. Nie chciałem, żeby ten skurwiel oddychał z nią tym samym powietrzem. Znając Księżniczkę, pewnie robiła teraz grubą rozpierduchę z naszymi ludźmi. Uwielbiała to.

Giorno odchrząknął.

— Uważam, że to jest godne twojej uwagi, szefie. — Tym razem już bez kul, w końcu coś sobą reprezentował. Zastanawiałem się, co widziała w nim Amerigo. Gdy tylko pomyślałem, że ten fiut, był kiedyś w niej, dostawałem jebanych drgawek.

— Szefie. — Uniósł ręce w górę, bo zauważył mój morderczy wzrok, którego chyba sam nie kontrolowałem. — Nie chcę, żeby to, co łączyło mnie kiedyś z Nilay, źle wpływało na interesy. Ona... — nie zdążył dokończyć, bo złapałem go za gardło i przyparłem do ściany. Palce informatyków zastygły na klawiaturze. W swój kulturalny sposób powiedziałem im, że lepiej dla nich będzie, gdy wrócą do swoich zadań.

Od razu posłuchali.

Doskonale.

Hektora twarz z sekundy na sekundę przybierała coraz ciemniejszy odcień purpury. Zajebiście podobało mi się ten kolor. Jeden mocniejszy ruch, a zmiażdżyłbym mu krtań.

— Jeszcze raz powtórz, co cię łączyło i z kim? — Obiecałem Nilay, że go nie zabije, ale chyba nie dotrzymam słowa.

— Gdyby tylko to ode mnie zależało, już dawno popłynąłbyś z nurtem rzeki, ale tym razem postanowiłem, że dotrzymam obietnicy, choć dajesz mi powody, żebym jednak zmienił zdanie. — Skrzywiłem się na samą tę myśl, że faktycznie zacząłem brać pod uwagę zdanie Księżniczki.

— Sze—effiee... — Charczał bełkotliwie. Ledwie go zrozumiałem.

Poluzowałem uścisk, ale tylko trochę. Skurwiel zaczął łapczywie nabierać powietrza.

Chciałem przywalić jego ryjem o biurko, ale wtedy bym się już nie powstrzymał.

— To nigdy by nie wyszło, bo ona zawsze pragnęła tylko jednego mężczyzny... — powiedział szybko, krztusząc się.

Ciekawość zwyciężyła. Ścisnąłem go ostatni raz mocno, uderzyłem jego potylicą w ścianę i niechętnie puściłem.

Złapał się za szyję i próbował wyrównać oddech.

Posłałem mu moje najbardziej skurwysyńskie spojrzenie i czekałem na odpowiedź.

— Zanim mnie zabijesz, to powiem to — kocham ją, zależy mi na niej i to nie ma nic wspólnego z jej nazwiskiem. Nigdy bym jej nie zdradził, ale ona zawsze pragnęła tylko ciebie... — Znowu złapał się za gardło i wyglądał, jakby tylko czekał, kiedy na niego ruszę. Jednak ja stałem, zaciskałem pięści i próbowałem przetrawić jego słowa. Musiałem przyznać, skurwiel był odważny i przede wszystkim lojalny, a takich ludzi potrzebowaliśmy.

— Dobrze, że zginę z twoich rąk, bo ona pewnie powiesiłaby mnie za to za jaja.

— Rozwiń to — powiedziałem przez zaciśnięte szczęki.

— Nie było rozmowy, w której nie wspominałaby o szefie. W końcu ona tylko rozmawia o interesach. Czasami miałem wrażenie, że przyjeżdżała do mnie, tylko po to, by wyrzucić z siebie swoje frustracje. Nie narzekałem, bo... — Miał szczęście, że przerwał.

— Gdy była wkurzona, zdarzyło się jej nawet mówić do mnie Tobias, a kiedy ostatnio była pijana i przyjechała do mnie... — zaciął się, a potem odchrząknął, widząc mój niosący śmierć wzrok. — No tak, tego szef akurat nie chce słuchać...

Prawie się uśmiechnąłem, choć nadal miałem ochotę rozerwać go na strzępy. Nawet jeśli to nic dla niej nie znaczyło, nie mogłem tego znieść.

— Od teraz kontaktujesz się tylko i wyłącznie ze mną. Żadnych telefonów do Nilay i nie chcę słyszeć, żeby twoje usta wypowiadały chociażby jej imię. Jeden twój błąd i zetnę ci głowę, zrozumiałeś?

— Oczywiście, szefie. — Przytaknął i wyglądał, jakby mu ulżyło, ale zaraz potem znowu wybałuszył oczy. Wiedziałem, co chodziło mu po głowie.

— Ta rozmowa była tylko między nami — powiedziałem to, choć powinienem pozwolić mu jej go zabić. Ta wizja było dużo bardziej pociągająca.

Wypuścił z ulgą powietrze.

— A teraz pokaż mi to, co chciałeś, zanim się rozmyślę.

— Tak jak kazałeś, szefie. Moi ludzie sprawdzili nagrania z trzech ostatnich miesięcy. Zaczęli od portu i szybko znaleźli to. — Pstryknął palcami na swoich ludzi, a potem wszystkie monitory w tym samym momencie przekazywały obraz z kamer, które bezpośrednio znajdowały się w biurze starego Giorno.

Na nagraniach było widać starego Giorno, Francesco i Cristiano. Wyglądało to, na zwykłe spotkanie biznesowe. Nic nadzwyczajnego.

— I co w tym takiego dziwnego? Przecież tych dwoje często was odwiedzało. Prowadzili z twoim ojcem interesy. Jesteście odpowiedzialni za przepływ i to największy we Włoszech. — Popatrzyłem na niego jak na durnia.

— Niech szef chwilę poczeka. — Znowu pstryknął palcami w stronę informatyków.

Nagranie przewinęło się jakieś dwie godziny do przodu i tym razem było na nim widać Cristiano i pierdolonego Dario Lopeza. Wszędzie rozpoznałbym tę gębę. Osobiście ją mu zmasakrowałem. Oboje stali przed dokiem i zachowywali się dosyć nerwowo. Ciągle rozglądali się, jakby się czegoś obawiali. Po niespełna minucie nadjechał samochód, z którego wyszedł jebany Basile Pierre. Przekazał im dwie czarne teczki, a po kolejnych kilku minutach, zjawiła się tyczkowata blondyna, którą Nilay pozbawiła życia, jakieś kilka godzin temu.

I wtedy zrozumiałem. Uderzyłem pięścią w biurko. Cristiano został pieprzonym zdrajcą, od początku nim był. Wszystkie elementy układanki zaczęły układać się w całość.

— To nie wszystko.

Ledwo nad sobą panowałem. Byłem wściekły na rodziców.

Następne było nagranie w klubie, kilka tygodni później, a na nim znowu Cristiano, Basile i na dokładkę pierdolony Carusso. Podobno ich największy wróg. Na nagraniu wyglądali jak najlepsi przyjaciele. Na ich kolanach siedziały dziwki, a oni byli naćpani w opór. Koka, hektolitry alkoholu, prostytutki, normalnie impreza roku. Cristiano lizał na zmianę blondynie i rudej cycki.

Pierdoleni Judasze.

Szkoda, że już wszyscy byli martwi, bo gdyby nie to, wjechałabym w nich jak dzik w szyszki.

Potem zobaczyliśmy kolejne nagranie, na którym było widać, jak Carusso i rosyjska suka szantażują starego Giorno. Do samego końca walczył, dopóki w jego dłoniach nie znalazły się jakieś zdjęcia, prawdopodobnie te, o których nam mówił.

— Sprawdźcie wszystko. Każdą pieprzoną minutę. Chcę wiedzieć i widzieć wszystko i ty masz tego dopilnować.

— Oczywiście. Moi ludzie będą pracować aż do skutku.

Telefon w mojej kieszeni zadzwonił.

Rafa.

Ruszyłem w stronę wyjścia, a para dosłownie buchała mi z uszu i nosa.

— Szefie — zatrzymał mnie głos Hektora.

Strzeliłem karkiem. Naprawdę to był najgorszy moment, na jakiekolwiek dyskusje.

— Produkt jest czysty. Czy dostawa ma ruszyć zgodnie z planem? Kontenery są gotowe, czekamy tylko na zgodę.

Wypuściłem głośno powietrze.

— Działaj i informuj mnie na bieżąco — powiedziałem, nie obracając się w jego stronę.

Odebrałem, gdy zamknęły się za mną drzwi.

— Od początku nie miało być jebanego ślubu — odezwałem się pierwszy, nie czekając na jego przywitanie.

— Właśnie po to dzwonię — urwał i usłyszałem kroki. Prawdopodobnie wychodził z jakiegoś pomieszczenia i nie chciał, by ktoś usłyszał naszą rozmowę.

— Rozmawiałem z Ester.

— To znaczy? — warknąłem wkurzony.

— Mówiła mi, że Cristiano po ich zaręczynach zaczął dziwnie się zachowywać. Zadawał jej różne pytania i był podejrzliwy. Podobno wykonywał telefony z jakiejś innej komórki, ale twierdził, że to telefon firmowy, z kasyna. Uwierzyła, bo wiedziała, że ojciec go sprawdza.

No tak...

— Nie dawało mi to spokoju, więc próbowałem włamać się do kamer w domu Michele, i o dziwo, szok, w ciągu kilkunastu sekund złamałem zapory, przypadek?

— Oczywiście, że nie. Zamek Michele to pierdolona forteca. Posiada takie zabezpieczenia, że sam ich twórca, by ich nie rozszyfrował. System ma jebany system. Oboje o tym wiemy.

— No właśnie. Przyznaje, próbowałem wcześniej, ale nigdy mi się to nie udało — mlasnął z niesmakiem.

Tylko zabezpieczenia naszych rodziców były dla niego nie do przejścia. Ale nad tym pracował sztab geniuszy, naukowców, programistów pokroju Billa Gatesa. Ich mózgi miały pieprzone mózgi. Wszystko inne było dla niego bułką z masłem. Rafa kochał wyzwania i jeśli coś mu nie wychodziło, tak długo drążył, aż zrobił dziurę.

— A tu pyk i nagle wszystkie kamery z zamku Michele do mojej dyspozycji. On chciał, żebym się na nie włamał.

— Naprawdę Einsteinie? To chyba oczywiste. — Przewróciłem oczami. — Do brzegu.

— Od naszego przyjazdu Cristiano był trzy razy w pokoju Hailey. Gdy ty zrobiłeś zamieszanie z chłoptasiem Nilay, on rozmawiał z cholerną Finney, tylko idiota nie wiedział, że rodzice zainstalowali w jej pokoju kamery i podsłuchy.

Znałem już morał tej historii. Wszystko od A do Z mieli zaplanowane.

— To on nawiązał kontakt z Tatianą, to on sprzedał informację o naszym towarze Dario, bo byli pieprzonymi przyjaciółmi. Hailey... — nie dokończyłem, bo się wtrącił.

— Tak jak mówiliśmy, Hailey była zwykłym pionkiem. Chciała zemścić się za Lopeza, a Kowalow to wykorzystała. Nie wyszło, bo Cristiano chciał pozbyć się mnie, a ona ciebie. Planowali nas otruć. Trójca to wszystko zaplanowała. Chcieli, żebyś zabrał ze sobą Hailey i wiedzieli, że to zrobisz. I również wiedzieli, że Nilay ją sprawdzi i szybko pozbawi życia. To wszystko było ustawione. To był test. Sprawdzali nas wszystkich. Nie planowali żadnego ślubu, tylko śmierć Cristiano. To oni go zabili.

Bo nie chcieli, żeby Ester cierpiała. Ona nie była taka jak my.

— Zgadza się. Cristiano podpisał pakt z suką, która wykorzystała to przeciwko niemu. Francesco nie chciał przejść na ich stronę i miał zamiar pozbyć się Carusso, dlatego go wyeliminowali. Tego pewnie nikt się nie spodziewał. Musieli zabić go w Palermo i przewieźć zwłoki do Positano. Podejrzewam, że wybuch to też ich sprawka. Godziny się ze sobą nie pokrywają. Widziałem nagrania z kamer, ale to nie koniec, w tym wszystkim pomagał im pierdolony Basile Pierre.

— No tylko coś brakuje w tej całej historii, bo wszyscy aktualnie są już martwi. I, kurwa, dlaczego, my o tym nie wiedzieliśmy, Bi?!

— Bo nie chcieli, żebyśmy wiedzieli. Zrobili wszystko, żeby tak się właśnie stało. I to właśnie pokazuje jaką władzą dysponują moi rodzice i Michele.

Kurwa!

— Byli pionkami na planszy Trójcy. Oni wiedzieli, baa, pozwalali na to, bo chcieli po prostu kontrolować ich ruchy. Jak zwykle, jebana mać! Przecież nic nie zniknęło. Ludzie ze Sycylii uprzedzili Hektora, dlatego w porę odzyskał broń. Wściekli się tylko, dlatego że zabili Francesco, a tego akurat nie planowali.

To stąd złość matki. Coś poszło nie po jej myśli.

— Tylko dlaczego nas o tym nie poinformowali? Nas odesłali do Stanów, a wam kazali zostać we Włoszech.

Tutaj nie chodziło o Tatianę, ona była tylko zwykłą marionetką.

I od razu do głowy przyszła mi myśl, ale zamiast tego powiedziałem coś innego:

— Chcieli, żebyśmy załatwili resztę. Nilay pewnie jest w trakcie obcinania głów, aż żałuje, że nie pojechałem z nią — warknąłem wkurwiony.

Wolałem osobiście załatwić sprawę Hektora, ale tego nie dodałem. Nie miałem ochoty teraz na to gówno.

— A ja mam jeszcze inną hipotezę. Chcieli was ze sobą zeswatać...

Czyli myśleliśmy o tym samym.

Po jego stronie usłyszałem jakiś hałas, a potem damski głos i wiedziałem, do kogo należał.

— Muszę kończyć, Tobias.

— Poczekaj. Nie tak szybko. To Ester?

Usłyszałem, jak wciąga powietrze.

— Tak...

— Kurwa, Rafa. Ona nie może się dowiedzieć.

— Wiem. W kontakcie. — I po prostu się rozłączył.

Z całej siły przypierdoliłem w ścianę.

***

— Odbiło jej — rzucił do mnie Leo. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale oczy zdradzały, że się martwił. Choć drażnił mnie ten wzrok, wiedziałem, że zależało mu na Nilay.

Skinąłem mu głową i pomyślałem, że odbije jej dopiero za chwilę, gdy wyznam jej moje najświeższe informacje. Powinna o tym wiedzieć.

— Mówi, że chcę rozmawiać tylko z tobą.

Szaleństwo.

Ruszyłem wzdłuż szerokiego, podświetlanego korytarza, mijając boksy. W powietrzu unosił się zapach papierosów, alkoholu i potu. Im bliżej byłem sali vip, tym głośniej docierała do moich uszu piosenka Snoop Doga — Still D.R.E. Oprócz striptizerek i kilku pobladłych barmanów, którzy nerwowo robili drinki, nie było żadnej klienteli, ale ja już wiedziałem, co było tego powodem, a raczej kto.

Kiedy dotarłem do czerwonych, rozsuwanych drzwi, kilkoro naszych ludzi rozstąpiło mi przejście.

Kurwa! Leo faktycznie miał rację.

Księżniczka siedziała pośrodku wielkiego, czarnego boksu w kształcie podkowy, między udami zaciskała pieprzonego kałacha, a w dłoni trzymała małą filiżankę i co chwili moczyła w niej usta. Kciuk, który miała uniesiony w górze, jak cholerna królowa Elżbieta, był pokryty krwią. Jej biała sukienka i ramiona także były nią ubrudzone. Krew należała do martwych mężczyzn, którzy na wpół siedzieli, na wpół leżeli naokoło niej. Doliczyłem się siedmiu... i pół. Ona cała w bieli, otoczona ich czernią oraz krwistoczerwoną cieczą. Ten kontrast aż bił w oczy. U każdego w ciele mogłem naliczyć kilkanaście kul. Kilku również leżało martwych na ziemi, w kałuży własnej krwi.

Wyglądała jak mroczny anioł na audiencji.

Kiedy mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, ale to nie był uśmiech, który był spowodowany radością. W jej błękitnych oczach było szaleństwo, a w żyłach płynęła adrenalina, którą tak dobrze znałem, kiedy odbierałem komuś życie. Była tak samo bezlitosna, jak ja i, kurwa, podniecało mnie to. To niosło naprawdę ogromne niebezpieczeństwo.

— Zdążyłeś na imprezę, kochanie! — krzyknęła, przekrzykując muzykę. Po jej prawej, w rogu sali, brunetka ubrana w skąpą bieliznę i wysokie platformy, odstawiała taniec na rurze. A raczej próbowała, bo nawet z daleka widziałem, jak jej ciało się trzęsło, a twarz wyrażała kompletne przerażenie.

— Rozalia, skarbie! Kręć mocniej tyłkiem. Zrób pokaz dla mojego przyjaciela — krzyknęła do dziewczyny, która natychmiast spełniła jej żądanie, obawiając się o swoje życie.

— Czyż nie jest świetna? — zapytała mnie Księżniczka, wracając do mnie wzrokiem. Odłożyła z gracją filiżankę na stół i przywołała mnie skinieniem palca. Zachowywała się, jakby dopiero dopijała poranne latte, a nie wystrzelała kilkunastu mężczyzn jak zwierzynę na polowaniu.

Nie odpowiedziałem, tylko przeszyłem ją spojrzeniem.

— Dlaczego nadal tu siedzisz? Leo po mnie zadzwonił, że nie chcesz stąd wyjść.

Tym razem to ona mnie zignorowała. Myślałem, że zacznie się kłócić.

— Chodź, poznasz moich przyjaciół. Tylko musisz wiedzieć, że stali się jakoś małomówni. — Zaśmiała się złowieszczo i wymierzyła zakrwawionym palcem w gościa, który leżał po jej lewej, z czteroma kulami w głowie.

— To Rick. — Przeniosła palec wskazujący na kolejnego. — To Dick. Dick, powiedz ładnie dobry wieczór mojemu przyjacielowi. — Popatrzyła na niego i udawała, że czeka na jego odpowiedz. — Nie odpowiesz? — zrobiła dramatyczną pauzę. — Bardzo brzydko z twojej strony. — Złapała się teatralnie za klatkę piersiową. — Ach, no tak, zapomniałam, jesteś, kurwa, martwy. — Roześmiała się jak niespełna rozumu.

Zaczęła wymieniać po kolei wszystkie wymyślone imiona, aż w końcu dotarła do ostatniego, który był w najgorszym stanie. Był tak rozpruty na kawałeczki, że nie mogłem zidentyfikować jego twarzy. — A teraz poznaj mojego ulubieńca. — Wyciągnęła do przodu obie dłonie i dygnęła, by zaprezentować jego osobę. — Bastien Pierre, szanowny brat pierdolonego Basile Pierre.

I od razu zrozumiałem.

Już wiedziała.

— Zaplanowali to — powiedzieliśmy jednocześnie. Jej kąciki ust drgnęły na tę synchronizację.

— Nie miało być ślubu — znowu powiedzieliśmy w tym samym czasie. Po tym oboje wybuchnęliśmy śmiechem i to trochę rozładowało wiszące napięcie.

Podszedłem do niej i wystawiłem w jej stronę dłoń. O dziwo przyjęła ją i zaczęła przedzierać się przez martwe ciała na podłodze, wbijając w nie swoje wysokie szpilki. Nawet przez głośną muzykę usłyszałem chrzęst. Istna rzeź.

— Skąd wiesz? — Przyciągnąłem ją do siebie. Nie przejmowałem się krwią, którą mnie właśnie ubrudziła.

— Pierre był pieprzoną cipą — warknęła. — Wyśpiewał mi wszystko, zanim mu odcięłam trzeci palec. Rozharatałam go. Szkoda, że nie mogłam zrobić tego samego z Cristiano. Powinien umierać w pieprzonych męczarniach. — Chwyciła za materiał blisko mojej piersi i zgniotła go w dłoni. — Mam ochotę zamordować Trójce. Od początku coś mi w tym wszystkim nie pasowało. To było za łatwe. Tutaj nie chodzi o Tatianę. — Położyła głowę na mojej piersi i miałem wrażenie, że mnie obwąchuje. Milczałem. Słuchałem, co ma do powiedzenia.

— Mam ochotę na zemstę. — Zadarła podbródek, by na mnie spojrzeć. Na jej czole było kilka kropel krwi.

Chyba zaczęliśmy zachowywać się jak bliźnięta syjamskie połączone mózgami, bo myślałem o tym samym. Ta współpraca nabierała coraz to większy rozpęd. To mogło się udać i za to również byłem wściekły na rodziców, bo mieli rację. Zawsze mieli, kurwa, rację! Ta kobieta była po prostu stworzona dla mnie.

— I nienawidzę tego cholernego zapachu. — Jeszcze mocniej ścisnęła materiał, a potem uderzyła mnie pięścią w pierś. Zamiast się wkurzyć, mój fiut drgnął.

— Kurwa, kłamię, uwielbiam go — mruknęła, oblizując dolną wargę. — Czuje go wszędzie — powiedziała niemal ze złością, patrząc na moje usta. Nadal widziałem w jej oczach amok, ale i też żądze, wywołaną podnieceniem.

Nie wiem, czy cała ta sytuacja to spowodowała, ale rozkoszowałem się każdym jej słowem. Ja także wszędzie czułem jej zapach i odchodziłem od pieprzonych zmysłów. Pościel w moim apartamencie była przesiąknięta nią, a co najgorsze nie tylko ona. Pościel była w tej chwili najmniejszym problemem.

Chwyciła mnie mocno za brodę, przyciągając usta do swoich ust, a potem zaczęła penetrować je z niebywałą zaborczością. Z każdym jej ruchem języka, mój kutas niemal przedzierał się przez rozporek, wbijając się w jej brzuch.

— Nienawidzę ich, że mieli rację — wydyszała mi w usta, kiedy się ode mnie oderwała. Mój mózg już nie kodował jej słów, bo cała jego mądrość ulokowała się w południowej części ciała.

Objąłem palcami jej szyję i lekko poddusiłem. Wiem, że to lubiła.

— Pragniesz mnie, kochanie? — wycharczałem jej w gardło, a potem przejechałem po nim językiem, omijając własne palce.

Zadrżała i zaczęła głośno dyszeć.

— Jak myślisz? — Chwyciła mnie mocno za kroczę, a z mojego gardła wyrwał się głośny jęk.

— Myślę, że twoja słodka cipka chce zostać ostro zerżnięta, a mój kutas z niebywałą radością dokona tego zaszczytu.

— Chryste, Tobias... — wyjęczała niemal z desperacją. — Jestem głodna twojego ciała. Chcę poczuć cię w sobie, teraz.

Ja pierdolę!

Nieee, nie tutaj. Nie w tym syfie. Miałem zamiar się tym rozkoszować.

Nie dając jej czasu na reakcję, przerzuciłem ją sobie przez bark i zacząłem wynosić z pomieszczenia. Wisiała głową w dół i klepała mnie w tyłek. Ja nie byłem jej dłużny i moja dłoń z głośnym plaskiem wylądowała na jej pośladku, dzięki temu z jej gardła wyrwał się głośny jęk.

— Posprzątać to. — Wydałem polecenie naszym ludziom i ruszyłem w stronę wyjścia. Ostatnie co widziałem, to szelmowski uśmieszek Leo. Chyba zaczynałem go lubić...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top