rozdział trzeci
Po śniadaniu w restauracji, gdzie zamówiłyśmy na spółę wielką miskę spaghetti, poszłyśmy do kina na jakąś komedię romantyczną, która była tak przewidywalna, jak śnieg w grudniu.
Mama była zadowolona z seansu, ale orzekła, że musi dokładnie obejrzeć moje mieszkanie i to w trybie natychmiastowym.
– Muszę przekonać się na własne oczy, w jakich warunkach żyje moja córka. Nawet, jeśli miałabym po tym zejść na zawał.
Stanęłyśmy na chodniku przed ulicą, a ja usilnie próbowałam zamówić taksówkę. Przejeżdżało ich sporo, ale mama ciągle powtarzała, że czeka na tę wyjątkową. Po dwudziestu minutach, w których odrzuciła już chyba z dziesięć taksówek, mama zobaczyła tę wyjątkową. Nie wiem, czym różniła się od pozostałych, w końcu też była żółta, miała wielki napis TAXI na dachu i numer telefonu po dwóch stronach. Ale w każdym razie, wsiadłyśmy w końcu do środka.
Taksówkarz miał długie ciemne włosy, czarny podkoszulek z napisem AC/DC i kilka pierścionków na palcach prawej ręki. Z głośników samochodowych leciały znane i mniej znane kawałki Iron Maiden.
Mama usiadła obok niego z przodu, a ja zajęłam miejsce z tyłu.
– Dzień dobry, dokąd panie podwieźć? – zapytał taksówkarz i ściszył trochę muzykę. Mama podała mu dokładny adres, przy okazji zapewniając, że nie mamy nic przeciwko takiej muzyce. Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na mnie pytająco. Pokiwałam głową na znak, że uwielbiam Iron Maiden i może sobie puszczać z głośników nawet cięższe brzmienia.
Jechaliśmy kilkanaście minut, podczas których mama zaprzyjaźniła się z kierowcą i dowiedziała się, że ma na imię Dave, jest ojcem czwórki dzieci, jego żona od kilku lat ma go dosyć przez jego wygląd, uwielbia rocka i metal i nigdy się do tego nie przyznaje, ale od kilku lat jest fanem Kurta Cobaina.
– Ostatnio byłem na koncercie Nirvany. To było przeżycie – powiedział Dave w pewnym momencie rozmowy.
Gdy wysiedliśmy, Dave zawołał do nas, że chciałby się jeszcze kiedyś z nami spotkać, bo tak miło się rozmawiało. Mama odkrzyknęła, że ma taką nadzieję.
Potem, aż do późnego wieczora, mama oglądała każdy zakamarek mojego mieszkania w poszukiwaniu kurzu. Na szczęście moja praca nie poszła na marne, bo była zadowolona.
Następny dzień zaczął się dobrze. Mama spała w moim pokoju, więc mogłam bez przeszkód zaparzyć sobie herbaty, nie martwiąc się hałasem. Wzięłam książkę z półki, którą ostatnio zaczęłam, ale nie miałam czasu skończyć. Przeczytałam kilka rozdziałów i wypiłam całą herbatę, kiedy zorientowałam się, że ktoś za mną stoi. Odwróciłam się z zaskoczeniem.
Mama stała w progu sypialni w moim szlafroku. Bez makijażu i niemodnych ubrań wyglądała na starszą o kilka lat.
– Cześć, mamo. Jak się spało?
– A dobrze. Postanowiłam, że skoro jutro idziesz do pracy, to ja pojadę rano o ósmej.
– Dzisiaj?
– Nie, nazajutrz. – Usiadła przy stole. – Mogę prosić o kawę? Bez wczesnej dawki kofeiny nie zrobię nic pożytecznego.
Odłożyłam książkę i zaczęłam zaparzać kawę.
– Masz jakieś plany na dziś? – zapytałam, mieszając łyżeczką cukier.
– Nie wiem. Pomyślałam, że pójdę do jakiejś kafejki internetowej. Dawno nie surfowałam po Internecie.
Pokiwałam głową i podałam jej kubek z kawą.
– Ja dzisiaj posiedzę w domu. Chcę wreszcie skończyć tę książkę.
Gdy mama wyszła, postanowiłam zadzwonić do Seana. Musiałam się z nim umówić, kiedy pojedziemy do Aberdeen.
Sięgnęłam po ciężki telefon i wybrałam numer do Seana.
– Cześć, Kristen!
– Witaj, Sean. Słuchaj, możesz teraz gadać? Mam sprawę.
– Jasne – odparł.
– Moja mama jest dzisiaj u mnie, ale jutro rano wyjeżdża. Na to więc wygląda, że możemy pojechać od jutra w każdej chwili.
– Czekaj. Ale co z szefem? Da nam wolne? Przecież na wyjazd do Aberdeen potrzebujemy z tydzień.
– Tak, szef już przecież kilka tygodni temu obiecywał nam, że zrobi nam kilka dni urlopu. Jeśli go poprosimy, to na pewno da nam i tydzień.
– W takim razie, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko spakować się, iść jutro do szefa i wyjechać do Aberdeen najpóźniej jutro przed dwunastą – powiedział Sean jednym tchem.
– Nie, najpierw do szefa, i to jeszcze dzisiaj, potem sprawdzić, kiedy jest bus do Aberdeen, a na końcu się spakować.
– Sprawdzisz bus?
– Jasne, akurat mam wolne popołudnie. To lecę.
Rozłączyłam się i położyłam telefon na stoliku. Postanowiłam cały dzień nie ruszać się z domu. Ale zaraz przypomniałam sobie o tygodniowym urlopie dla mnie i Seana, więc wstałam z kanapy, ubrałam dżinsy i jakąś koszulkę z napisem Whole Lotta Love, którą kupiłam w przecenie na targu staroci.
Przed wyjściem napisałam karteczkę do mamy, którą położyłam na stole. Na szczęście miała zapasowe klucze, także nie musiałam się martwić, jak dostanie się do mieszkania. Na wszelki wypadek poprosiłam też sąsiadkę, panią Duce, żeby w razie czego powiedziała mojej mamie, że wrócę na obiad.
Na dworze było dosyć zimno, więc już pożałowałam, że nie wzięłam kurtki. Skierowałam się w stronę przystanku autobusowego i usiadłam na plastikowym krzesełku. Miejsce obok mnie zajęła jakaś starsza pani, maks osiemdziesiąt lat. Uśmiechnęłam się do niej, a ona zagaiła:
– Gdzie jedziesz o tej godzinie w niedzielę, kochaniutka? Może do kościoła?
– Nie, teraz akurat jadę do pracy na chwilę – odparłam.
– Ale do kościoła też pójdziesz, tak?
– Oczywiście.
Pokiwała głową, wyraźnie uspokojona i straciła mną zainteresowanie. Po chwili przyjechał autobus, więc już całkiem straciłam ją z oczu.
Gdy dotarłam do Obscured By Clouds, było już pięć po dziewiątej. Jak zwykle było otwarte, więc weszłam do środka bez wahania.
Zawsze byłam pod wrażeniem wystroju restauracji, mimo że spędzałam tam większość czasu. Większość ścian była pomalowana na błękitny kolor, pomieszany z białym, przypominającym chmury na niebie. Dawało to oszałamiający efekt. Na suficie wisiało kilka niebieskich lamp, które rzucały przyjemne dla oczu światło, a stoliki były wykonane z ciemnego drewna. Na każdym z nich stała lampka w kształcie świecącego obłoku, a na ścianach wisiały obrazki i fotografie kamery obscura.
Bardzo przyjemnie pracowało się w tym miejscu, dlatego lubiłam swoją pracę i na pewno nie szukałam jakiejś innej. Zwłaszcza, że z głośników, które zostały zamieszczone na ścianach, zawsze leciały utwory Pink Floyd.
Szef stał przy jednym ze stolików i akurat obsługiwał klientów. Podeszłam do dębowego blatu, przez którego przechodziło się do kuchni i wsłuchałam się w muzykę. Szef podszedł do mnie chwilę później.
– Witaj, Kirsten. Co cię tu sprowadza? – wytarł ręce w szmatkę i podał przez okienko kartkę z zamówieniem.
– Dzień dobry, szefie. Mam prośbę. Wiem, że już dawno chciałeś zrobić wolne Seanowi i mi, a mamy pewną sprawę...
– Jasne, do kiedy chcecie urlop?
– Jeśli nie sprawiłoby to kłopotu, to do od jutra, czyli od poniedziałku do przyszłego poniedziałku – odparłam.
– Nie ma żadnego problemu. Przecież mam jeszcze Ivana z Clementine, więc jakoś sobie poradzimy przez ten tydzień.
Wróciłam do domu i od razu zadzwoniłam do Seana, by powiedzieć mu o urlopie.
– Szef dał nam tydzień urlopu – poinformowałam go.
– O, to świetnie. Słuchaj, sprawdziłem najbliższe dojazdy do Aberdeen i... jest to bus, który odjeżdża przed jedenastą jutro.
– Okej, zaraz zacznę się pakować.
– Tylko że będziemy jechać około godzinę.
– No i co z tego? Przynajmniej w końcu poczuję, jak to jest się naprawdę nudzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top