6

Mori- ...dlatego Dazai będzie Twoim partnerem.
Ch- Nie, robię protest!
Mori- Rób, poczekamy.

Brunet tylko milczał, wpatrując się w dyskutujących mafiosów. Wiadomym było, że żaden z nich nie ulegnie łatwo.

Ch- Au revoir!

Gdy obrażony kapelusznik wyszedł, Osamu stanął przed Morim, z uśmiechem czekając na jego reakcję.

Mori- Obstawiam maksymalnie tydzień.
D- Czemu na to pozwalasz, przecież wystarczy go zmusić?

Mężczyzna nie odpowiedział, nalewając sobie szklankę brandy i patrząc w zamyśleniu przez okno.

Mori- Ty to zrób. Daję Ci wolną rękę w tej sprawie.
D- Dziękuję, zajmę się tym~

Wesoło nucąc, ciemnooki opuścił pomieszczenie, udając się do prawdopodobnego miejsca pobytu rudzielca - tylnego wejścia budynku mafii.

Musiał przyznać, że Nakahara się postarał z tym protestem, nawet przykuwając lewą nogę łańcuchem obok marmurowych kolumn.

Gdy do niego podszedł, chłopak błyskawicznie wstał ze schodów, gniewnie zaciskając drobne pięści.

Ch- Czego chcesz, gnido?
D- Popatrzeć, jak się męczysz~

Syknął w złości, szarpiąc gwałtownie czarny krawat bruneta.

Ch- Lepiej ze mną nie igraj, Dazai.

Jednak zamiast przerażenia, na twarzy Osamu pojawiło się wyraźne rozbawienie, połączone z lekceważeniem.

Strącił od niechcenia dłoń Chuuyi, po czym bez pośpiechu odszedł, zostawiajac zdenerwowanego rudzielca samego.

Wrócił po kilku godzinach, z ciepłą kawą, na szczęście nie wystygła przy tak niskich temperaturach.

Ch- Znowu tu jesteś!

Ignorując krzyk, podał mu napój, którego o dziwo kapelusznik nieufnie spróbował.

D- Spokojnie, nie zatruty.

Chłopak tylko parzył na niego zza kubka, siorbiąc cicho kawę, co wydało się Dazaiowi niezwykle zabawne i z trudem powstrzymywał śmiech.

Nie czekając, aż niebieskooki skończy, brunet odwrócił się, ponownie odchodząc.

Nadszedł wieczór, a na dodatek zaczęło intensywnie padać. Nakahara wciąż siedział, mimo deszczu, próbując ignorować dreszcze sugerujące nadchodzącą chorobę.

Nagle coś zasłoniło krople wody, chroniąc mafiosę przed jeszcze mocniejszym przemoczeniem.

Był to ciemnooki, trzymający parasol nad jego głową i z pobłażaniem wpatrujący się w zmarzniętego partnera.

D- Chyba Twój protest stracił już sens.
Ch- Ha?
D- Tak naprawdę czekałeś, aż wrócę, prawda?

Chłopak milczał, co jeszcze bardziej rozbawiło stojącego nad nim Dazaia.

D- Czas to zakończyć, Chu~

O dziwo kapelusznik przytaknął, opierając sennie czoło o nogę bruneta, który przyciągnął go do siebie, wcześniej otworzywszy łańcuch kopią klucza, zrobioną kilka godzin wcześniej.

Wyglądał bardzo bezbronnie, ale Dazai wiedział, że to wina tych przymrużonych oczu i lekko rozchylonych ust, dających złudzenie niewinności. Objął rudzielca mocno, ostrożnie niosąc smacznie śpiącego Nakaharę na rękach.

Mafioso już nie protestował.

*
_happy end_

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top